- Błagam! Zrobię wszyyystkooo - jęknęłam próbując klęknąć.
- Przestań! - Remy skutecznie powstrzymał mnie przyciskając rękoma do materaca. - Po pierwsze: nie ruszaj się, bo znowu wenflon wyrwiesz. Po drugie: nie ma mowy, bo muszą ci się żebra zrosnąć. Wtedy mogę ci pomóc.
Odwróciłam się szybko do Lukasa ignorując ból i za wszelką cenę starając się go nie pokazać. Moja mina wyrażała samo błaganie, dlatego wiedziałam, że to go zmiękczy.
- Luke! Lukuś! Kochanie! Moja ostatnia nadziejo! Ty mnie zrozumiesz, prawda? Luke, ja tutaj prędzej umrę niż wyzdrowieję!
- Nie histeryzuj, AG - brunet westchnął. - Teraz nic nie zrobię. Wiesz, że bym chciał, ale muszę się zgodzić z Remym.
Zawiedziona opadłam na plecy i zakryłam się kołdrą.
- W takim razie odejdźcie i pozwólcie mi umrzeć w samotności!
- Tak chyba zrobimy, bo i tak mamy zajęcia. Pa Aguś! - rzucił Remy i wyszedł. Luke trochę się ociągał przez poczucie winy, ale zrobił to samo.
Siedziałam tu już 10 dni i zaczynałam być naprawdę zdesperowana, żeby wyjść. Wcześniej zdecydowałam, że zostanę i nie będę sprawiać jakiś problemów. Starałam się siedzieć na miejscu. Pomogło trochę to, że chłopcy przynieśli mi mojego laptopa i telefon. Więc dużo czasu spędzałam na pracy lub rozmowie z przyjaciółmi. Jednak to nie rekompensowało mi pobytu tutaj.
Do sali weszła pielęgniarka. Stanęła przy jednym z monitorków i coś z niego spisywała. Zagryzłam wargę myśląc. Szybko wyrwałam sobie wenflon udając, że chciałam się schylić po coś.
Kobieta spojrzała na mnie kręcąc głową i podeszła.
- Mogę iść jeszcze szybko do toalety? Proszę? - powstrzymałam ją przed ponownym wbiciem mi igły.
- Chodź.
- Ale sama. Czuję się niekomfortowo z kimś - rzuciłam wstając. - Nawet dobrze się czuję, więc nie ma powodu do zmartwień.
Pielęgniarka tylko westchnęła i machnęła ręką. Gdy ona powróciła do swoich zajęć, ja szybko zabrałam swoje ubrania i kosmetyczkę i wyszłam. Rzeczywiście poszłam do toalety. Tam przebrałam się i szybko pomalowałam. Raczej skupiłam się na tym, żeby ukryć mizerną cerę.
Wyszłam z toalety żwawym krokiem i skierowałam się w głąb szkoły. Wiedziałam, że zaczną za mną biec, ale miałam to gdzieś. Czułam się już dostatecznie dobrze, żeby nie musieć siedzieć w skrzydle szpitalnym.
Wszystko szło dobrze, dopóki nie zauważyłam Fernana, Jamesa i Ricka na korytarzu. Szli w moją stronę pochłonięci rozmową.
Przeszłam obok rzucając radosne "dzień dobry". Odpowiedzieli mi tym samym. Uśmiechnęłam się do siebie. Zrobili to zupełnie z przyzwyczajenia. Dopiero kiedy zdziwiony Rick zaczął dopytywać co ja tu robię zorientowali się co się dzieje. Dogonili mnie szybko i zmusili do zatrzymania.
- Agato, co ty tu robisz? - zaczął wstrząśnięty Fernan.
- Z tego co wiem, to żyję - powstrzymywałam śmiech.
- Ale.. ty miałaś leżeć!
- I chcę to zrobić. Dlatego pozwólcie mi iść do siebie.
Już miałam ich wyminąć, kiedy dobiegł do nas lekarz, a za nim pielęgniarka. Zaczęli szybko mówić do mężczyzn. Wywróciłam oczami i poszłam dalej.
- Agato! Wracaj tam! Nie możesz!
- Dlaczego? - spytałam Jamesa, który znów mnie dogonił. Jednak nie przerywałam marszu.
- Bo masz wyzdrowieć, chcę..
- Och, nie udawaj, że cię to obchodzi. Po prostu chcę wrócić do kwatery. Mam dość tamtego miejsca.
- Masz tam wrócić! - wiedziałam, że stawał się coraz mniej pewny siebie.
- Ale tego nie zrobię. Więc lepiej będzie jak sobie darujemy.
Na szczęście doszliśmy już do mojej wieży, więc szybko otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Pa! - uśmiechnęłam się słodko i zamknęłam drzwi przed nim.
Nie mógł tu wchodzić. To osobista strefa uczniów i nauczyciele nie mogli wchodzić tu bez powodu.
Weszłam do głównego salonu. Odetchnęłam z ulgą. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
- Wróciłam! - wyrzuciłam ręce w górę jeszcze bardziej szokując chłopaków.
~~~
Badum tss!
Nadchodzi przełom!
Ale czyta to ktoś w ogóle jeszcze ? 😂