Prawnicy - tom 1 - WYDANA :)...

By Lilianna_Garden

100K 2.4K 285

DOSTĘPNA W KSIĘGARNIACH INTERNETOWYCH! ;) Okładka: @inveens :* Po tragicznych wydarzeniach z przeszłości, Cor... More

Prolog
§ 2
§ 3
§ 4
§ 5
§ 6
§ 7
Informacja
"Prawnicy" zostaną wydani! ;)
Patroni medialni :)
Data premiery ;)
WAŻNE! - egzemplarze z moim bazgrołem :P
ZAMÓWIENIA KSIĄŻKI Z DEDYKACJĄ ;)
Ostatnia szansa! ;)
Kilka słów... zanim nastanie 8 luty :D
Dodatki i informacje ;)
PREMIERA! :)
Wysyłka ;)
Spotkanie na znamy-czytamy.pl
Gdzie można dostać książkę? :)
Warszawskie Targi Książki :D
Nowinki, wspominki, i takie tam różności. ;)
Audiobook! :D

§ 1

5.2K 307 24
By Lilianna_Garden

    Motywacja jest tym, co pozwala Ci zacząć. Nawyk jest tym, co pozwala Ci wytrwać.    

    Ryum Jim 


W końcu, nastał ten upragniony dzień, w którym miała rozpocząć całkowicie nową drogę w jej życiu. Co prawda, gdy Cordelia za taki dzień uważała również dostanie się dostała się na Harvard, lecz wówczas nie sądziła, że uda jej się być jedną z najlepszych studentek na tym renomowanym Uniwersytecie. Było to niesamowite doświadczenie i, przyznawała przed samą sobą, niezmierne zaskoczenie jej własnym samozaparciem i umiejętnością pochłaniania tak dużej ilości informacji. Zanim jednak zobaczyła swoje nazwisko na liście przyjętych na uczelnię, trzeba było przeżyć liceum. A to było istną męczarnią, przynajmniej dla niej. Musiała zmierzyć się z nienawistnymi spojrzeniami bogatych i niesamowicie rozpuszczonych rówieśników, którzy nie widzieli nic dalej, niż czubek własnego nosa. Odkąd pamiętała, była nieśmiała. Pomimo mało sprzyjającej atmosfery, to właśnie liceum zmieniło szarą myszkę w przebojową dziewczynę, która pragnęła więcej.

Cordy była niewielkiego wzrostu brunetką, nad czym niezmiennie utyskiwała jako nastolatka. Nie przepadała za wyglądem elfa, który odziedziczyła po matce. Uważała, że największym jej atutem są oczy o bardzo jasnym odcieniu błękitu. Cieszyła się także, że nie musiała uważać na to co je, by zachować szczupłą sylwetkę, podczas gdy jej rówieśniczki walczyły o to, aby osiągnąć wymiary top modelek. Oczywiście doskonała przemiana materii nie zwalniała jej z obowiązku utrzymywania swojej kondycji fizycznej w dobrej formie. Trzy razy w tygodniu odwiedzała klub fitness swojego przyjaciela z dawnych lat. Samo towarzystwo Alexa poprawiało jej nastrój, a ćwiczenia były jedynie przyjemnym dodatkiem, a nie uciążliwym obowiązkiem. Pozwalały jej na pozbycie się babeczek, które kupowała każdego dnia w pobliskiej kawiarni i zajadała rozkoszując się ich smakiem. Czasami gdy tego potrzebowała, godzina spędzona na różnych przyrządach w siłowni wyciągała z niej cały stres, który niezmiennie towarzyszył jej od czasów szkolnych.

W tej chwili Cordy żałowała, że nie ma czasu, by przejechać kilka mil na stacjonarnym rowerku, co zmniejszyłoby tremę jaką miała przed pierwszym dniem w wymarzonej kancelarii. Stała jednak przed szafą i usiłowała wybrać najlepszy strój na swoje pierwsze spotkanie z przeznaczeniem. Nie było to łatwe, bo jak często mówiła jej matka, miała stodołę ubrań i właściwie nie było w niej nic konkretnego. Nie rozumiała tylko, czemu zaraz stodołę? Przecież na to określenie jej pojemna, aczkolwiek w tej chwili już niewystarczająca, garderoba stanowczo jeszcze nie zasłużyła. Trzeba będzie ją powiększyć – pomyślała jeszcze Cordelia, zapinając eleganckie, granatowe spodnie. Do tego dobrała jasno niebieską koszulę.

— I jak wyglądam? – zapytała podchodząc do brata, który od kilku godzin siedział na kanapie w salonie i przełączał bezmyślnie kanały, nie zaszczycając żadnego choćby dłuższą uwagą.

— Cóż... normalnie - mruknął pod nosem, tylko zerknąwszy na Cordy.

— Jak zwykle jesteś bardzo pomocny! – sarknęła w odpowiedzi, zaplatając dłonie na piersi.

— A co niby mam powiedzieć? Zawsze wyglądasz tak samo.

— Dzięki, Drew. Jesteś doprawdy uroczy – mruknęła zła, że nie poprosiła Tamary o poradę w sprawie stroju.

— Daj spokój, siostra. Przecież gdybyś wyglądała jak małpa w zoo, to z całą pewnością bym ci o tym powiedział – stwierdził Andrew, wzruszając niedbale ramionami.

— Dobrze wiedzieć – wymamrotała pod nosem.

Cordelia z ciężkim westchnieniem wróciła do garderoby.

— Nie uwierzysz, Elizabeth w końcu wychodzi za mąż! – wykrzyknął nagle rozentuzjazmowany Andrew.

Zaskoczona wynurzyła się z szafy, w której szukała odpowiedniego żakietu. Do tej pory nie zauważyła kartki papieru, którą Drew dzierżył dłoni, wymachując nią niczym flagą.

— Za tego kretyna, który puszcza ją non stop kantem? – zapytała z niesmakiem przypominając sobie osobnika, z którym ostatnio widziała siostrę.

— Daj spokój, Dilly! To ona będzie z nim żyła, nie ty.

— Aha. Ale z płaczem przybiegnie do mnie.

— Ona przynajmniej ma perspektywę ustabilizowanego życia i braku chorób wenerycznych – odparł z krzywym uśmieszkiem na twarzy.

— Kolejny przytyk? Spadaj, Drew. Teraz zaczyna się najlepsza część mojego życia i nic mi tego nie popsuje. Nawet ty – zaznaczyła, patrząc na brata przymrużonymi oczami. Po chwili dodała: – a David nie miał żadnej choroby wenerycznej!

— No tak, zapomniałem, że ostatnio twoje łóżkowe podboje mają kij w dupie – zaśmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu, ukazując Cordelii tym samym, kolejny już tatuaż zdobiący jego wysportowane ciało. Wolała nawet sobie nie wyobrażać reakcji rodziców, gdy to zobaczą. Na szczęście, ostatnio oboje mieli bardzo luźne kontakty z Peterem i Judith Weston, zatem pewnie nieprędko nastąpi ta niebotycznie interesująca chwila. Powróciła jednak do obecnej sytuacji i rozstania, które nie należało do najprzyjemniejszych.

— Już nie — mruknęła niechętnie, odnosząc się do wypowiedzi brata, westchnąwszy ciężko.

— Słucham? Czyżbym usłyszał właśnie, że wyrzuciłaś w końcu ze swojego łóżka tego durnia bez jaj?

Zaskoczony Andrew odwrócił się w stronę siostry, która spoglądała na niego z niepewnością. Miał nadzieję, że w końcu Cordelia przestanie myśleć waginą, a zacznie używać swojego niewątpliwie, nieprzeciętnie bystrego umysłu. Nie sądził jednak, że doczeka się aż takiej zmiany! Ostatnio wszystkie ich kłótnie zaczynały się i kończyły na Davidzie Collinsie, dwulicowej szui, która udawała faceta. Cordelia niczym ćma lecąca do światła, za każdym razem wpuszczała go do swojego życia i sypialni, gdy ten miał na to ochotę. Oczywiście równie szybko z jej świata wyskakiwał. Dilly twierdziła, że jest on tym właściwym facetem, który ją rozumie i szanuje, a przede wszystkim nie oczekuje czegoś więcej, cokolwiek miała na myśli.

David był prokuratorem w Bostonie, więc jej marzenia powinny być dla niego oczywiste. A ich rodzice powtarzają, że to on, Andrew, nie wie czego naprawdę chce w życiu. Ich córka była jeszcze gorsza. Dobrze wiedziała co pragnie osiągnąć, jednak nie bardzo jej szło w znajdowaniu sojuszników w dążeniu do tego celu. Choć Drew nie był może romantykiem widzącym w każdej napotkanej dziewczynie drugą połówkę, to nie był także całkowitym durniem. Wiedział, że można znaleźć kogoś, z kim będzie miło dzielić takie chwile, jak otrzymanie stażu w wymarzonej kancelarii. Drew nie musiał pytać Cordelii, czy jej były przyjaciel do łóżka ucieszył się na wieść o osiągnięciu przez nią sukcesu. Wiedział bowiem, że odpowiedź byłaby przecząca. Za dobrze znał ten typ facetów, zadufanych w sobie wypierdków, którzy traktowali kobity wyłącznie jako dodatek, ozdobę do swojego idealnego życia.. Na co dzień miał z takimi do czynienia na studiach, na które wysłał go ojciec.

Cordelia spojrzała w duże lustro wiszące na drzwiach garderoby. Wiedziała, głównie dzięki swojej przyjaciółce zajmującej się organizacją profesjonalnych pokazów mody, jak wiele znaczy właściwie dobrane ubranie. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze i miała tego świadomość. W końcu postawiła na granatowy garnitur i jasnoniebieską bluzkę. Nie mogło zabraknąć ulubionych butów w postaci czarnych szpilek. Nie mogła nic poradzić na to, że kochała szpilki, choć wiele mogłoby zostać uznanych za niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia, przez ich wysokość. Cordelia uważała jednak, że dodają jej odwagi i pewności siebie, a także swoistej elegancji.

W końcu założywszy delikatną biżuterię i srebrny zegarek na lewy nadgarstek, wyszła wkroczyła do salonu. Na widok siostry, Andrew aż zagwizdał z wrażenia.

— No, no, no! Powiem ci, że wyglądasz jak wytrawny prawnik!

— Dziękuję – odparła zupełnie nieskromnie Cordelia, unosząc dumnie głowę.

Na tę jawną demonstrację pokazującą, że wciąż pamięta o jego ostatnich słowach Drew głośno się roześmiał. Otrzymał za tę reakcję lekkie trzepnięcie w tył głowy. Cordy sprawdziła, czy wszystkie najważniejsze rzeczy spakowała do torebki, zabrała jeszcze telefon ze stolika do kawy, a następnie spojrzała po raz ostatni w lustro. Wzięła głęboki oddech, uspokajając nieco galopujące serce.

— Cóż, życz mi powodzenia. Ponoć jest nas trójka, a tylko jedna osoba otrzyma możliwość współpracy.

— Zupełnie nie jest ci to potrzebne. Nie mam wątpliwości Dilly, że osiągniesz to, co sobie zamierzyłaś – odparł z pewnością Andrew, puszczając jej oczko.

Mimo tej swobodnej wypowiedzi, podniósł się z kanapy i uściskał siostrę. Zawsze życzył jej jak najlepiej. Nawet gdy na studiach, miała problem ze swoim uciążliwym i natrętnym byłym, nie zawahał się choćby na chwilę i ruszył jej na ratunek. Był wtedy na stażu w Norwegii, a mimo to, wziął kilka dni urlopu, by wyratować Dilly z opresji. Cordelia miała bowiem niezwykły talent do pakowania się w kłopoty i niestety całkowitego pecha do mężczyzn. Z narastającą obawą przyglądał się jak jego siostra wchodzi w coraz nowsze związki bez przyszłości. Ona uważała, że najbardziej zależy jej na karierze. Drew sądził, że to właśnie swoją pracą pragnie zagłuszyć fakt, że stawała się coraz bardziej samotna. Gdy ją wypuścił z objęć, zobaczył jak posyła mu delikatny uśmiech, a w jej oczach ujrzał wzruszenie. Doskonale wiedziała, że ma jego wsparcie, cokolwiek by się nie działo.

— Dzięki. To idę. – Już miała otworzyć drzwi, kiedy nagle odwróciła się ponownie w stronę Andrew i ostrzegła z rozbawieniem słyszalnym w jej głosie: – Nie wyczyść mi lodówki! Bo nie tylko ja cię ukatrupię.

— Postaram się – zaśmiał się, zamykając za Cordelią drzwi, praktycznie wypychając ją przedtem na zewnątrz, by ruszyła w stronę windy. Nim weszła do wnętrza kabiny, zdążył jeszcze krzyknąć: – A Tami się nie boję!

— A powinieneś! – odkrzyknęła Cordelia, zanim zasunęły się drzwi.

Po raz pierwszy zaczęła się denerwować, gdy stanęła przed wejściem prowadzącym do jednej z najbardziej uznanych kancelarii w Bostonie. Schody prowadzące do jej upragnionej przyszłości wydawały się wyjątkowo strome i wysokie. Wzięła kolejny głęboki wdech i ruszyła do góry ku dwuskrzydłowym drzwiom. Nad nimi wisiał wielki grawerowany czarny napis „Barden&Tomson" na złotym tle.

Cordelia nie zdołała nawet dotrzeć do drugiego stopnia, kiedy została potrącona przez biegnącego w tym samym kierunku młodego mężczyznę.

— Hej! Może byś tak uważał jak idziesz!

Szczupły, o brązowych włosach człowiek zatrzymał się nagle w pół kroku i odwrócił, posyłając w jej stronę pełne wściekłości spojrzenie. Zmierzył ją wzrokiem, po czym nie racząc przeprosić, przeskoczył ostatnie stopnie i zniknął za drzwiami.

— Pieprzony skurczybyk – mruknęła pod nosem, rozcierając obolałe ramię.

— To kretyn. Szybko stąd wyleci, mimo iż wydaje mu się, że będzie inaczej.

Na te słowa, wypowiedziane dźwięcznym, melodyjnym głosem, Cordy odwróciła się. Tuż obok niej stała niska kobieta ubrana w pstrokatą sukienkę, z całą masą teczek pod pachą. Z trudem udawało jej się trzymać papiery tak, by te nie sfrunęły pod ich nogi. Uśmiechała się do Cordelii z przekrzywioną głową na lewą stronę. Z jej upiętych w kok włosów wydostało się kilka kosmyków, trącanych co parę sekund przez lekki wiatr. Biło od niej ciepło, które powodowało, że od razu poczuła do tej nieznanej jej kobiety sympatię.

— Rebeka – przedstawiła się, wyciągając ku niej wolną dłoń.

— Cordelia – uścisnęła rękę kobiety, w oczach której dostrzegła iskierki rozbawienia.

— Nowa kandydatka na stanowisko stażysty, co? – Cordelii wydawało się, że Rebeka bardziej stwierdziła, niż zapytała, lecz mimowolnie kiwnęła potakująco głową.

— Może ci pomóc? – zapytała Cordy, wskazując na coraz bardziej wysuwające się spod ramienia Rebeki teczki.

— Och, będę wdzięczna. Chłopcy, mimo iż są dżentelmenami, nie zawsze mogą trafić w godzinę, kiedy potrzebuję tragarza – zaśmiała się lekko Rebeka, przekazując jej część swojego balastu.

Cordelia nie miała pojęcia o jakich chłopcach mówiła, ale wolała nie wypytywać, by nie zostać uznaną już na wstępie za wścibską. Ta wiedza nie była też jej w tej chwili potrzebna. Interesowało ją natomiast, dlaczego ten niewychowany osobnik, który ją przed momentem staranował miał być tak pewny swojego miejsca w kancelarii? To pytanie musiało w jakiś sposób objawić się na twarzy Cordy, gdyż usłyszała spokojny głos nowej znajomej.

— Dziewczyno, nie martw się tak tym wszystkim! Kochana, wierz mi, przez tę kancelarię w przeciągu ostatnich kilku miesięcy przewinęło się kilkudziesięciu praktykantów. Najlepiej zrobisz, jeśli podejdziesz do tego, co cię tu czeka na luzie i ze sporym dystansem – poradziła Cordelii ta niepozorna kobieta. Zupełnie nie przypominała ludzi określanych mianem cerberów kancelarii, broniących dostępu do swych szefów za wszelką cenę. Widać było, że jest tu kimś równie ważnym, co i jej szefowie. Domyślała się, że musi być ona asystentką, bądź sekretarką. A jednak, nie wiedziała skąd to przekonanie, że bez niej, ten budynek bardzo szybko stałby się pustostanem do wynajęcia.

Zamyślona podążyła za Rebeką, którą już wspinała się po schodach. Gdy tylko przekroczyły próg, Cordelia poczuła jak całe jej ciało napina się z podekscytowania. Korytarz wyłożony został drewnem, tak samo jak i kolejne pomieszczenie, które niewątpliwie było sekretariatem. Stały tam dwa biurka po przeciwnych stronach pokoju, a tuż przy drzwiach, po obu ich stronach, umiejscowione zostały cztery fotele, zapewne dla ewentualnych klientów. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające salę sądową pod różnym kątem.

Rebeka skierowała się do większego biurka i położyła na blacie stos teczek, które niosła. Pokazała ręką, by Cordelia położyła na nich kolejne, które trzymała. Rebeka z miłym uśmiechem poprosiła, by dziewczyna usiadła przy stoliku stojącym w rogu, który dopiero Cordy zauważyła, i wypełniła dokumenty, które jej wcisnęła do rąk. Sama zajęła się swoimi sprawami z prędkością Strusia Pędziwiatra, przewracając kolejne kartki, i nagromadzoną w stalowym koszyczku pocztę.

Cordelia nie chcąc jej przeszkadzać usiadła we wskazanym miejscu i zaczęła wypełniać skrupulatnie papiery. Niespodziewanie boczne drzwi stanęły otworem, a jej oczom ukazała się połowa, całkiem przystojna połowa, musiała przyznać, wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyzny w doskonale skrojonym garniturze.

— Becka, piękności ty moje! Czy masz może już kopie apelacji Newtmana? Ten bufon przyjedzie za godzinę i wolałbym jak najszybciej się go pozbyć! – zawołał z uśmiechem.

To musiał być jeden ze wspólników – przeszło jej przez myśl. Zupełnie nie zwrócił na nią uwagi, spoglądając maślanym wzrokiem na Rebekę, która właśnie zwróciła na niego swoją uwagę, unosząc jedną brew. Wyglądała niczym królowa, której jakiś wieśniak zakłócił spokój i za chwilę mógł się pożegnać z życiem poprzez jedno jej słowo - ściąć go! Cordy przygryzła wargę, by się nie roześmiać na obraz, który przed chwilą powstał w jej wyobraźni.

— Elliot, czy ty kiedykolwiek zaczniesz sprawdzać papiery, które codziennie zostawiam ci na biurku?

— Eee, to znaczy, że już ta apelacja leży u mnie, tak? – Rzeczony Elliot posłał Rebece jeszcze szerszy uśmiech niż do tej pory jej serwował, na co ta zareagowała tylko wzniesieniem oczu ku górze i uniesieniu rąk, jakby w modlitwie.

Po krótkim, lecz pełnym uwielbienia „dzięki", mężczyzna o dźwięcznym imieniu Elliot wrócił za drzwi, przez które się przed chwilą wychylał.

Po kilku minutach wypełniania różnych dokumentów, Cordelia została skierowana przez Rebekę do dużego pomieszczenia, którym była sala konferencyjna. Siedział już w niej dupek, który potrącił Cordelię przed wejściem i chłopak o niepozornym wyglądzie o blond włosach. Blondyn uśmiechnął się do niej, gdy zajęła swoje miejsce, gbur natomiast zupełnie ją zignorował.

Nie musieli czekać długo, gdy drzwi się otworzyły i weszła do pomieszczenia zgrabna blondynka z włosami do ramion oraz zimnych, niebieskich oczach. Kolejnym, był znany już Cordelii, z pytania o apelację jakiegoś klienta, Elliot, który chyba jako jedyny wkroczył do sali z uśmiechem. Ostatni wszedł potężnej postury mężczyzna o spojrzeniu przeszywającym człowieka na wskroś, jakby znał już wszystkie tajemnice jakie skrywasz pod skórą. Był równie wysoki jak Elliot, lecz bardziej od niego umięśniony, co dało się zauważyć mimo idealnie dopasowanego garnituru. Nie można go było pomylić z nikim innym. Oto przed nią kroczył drapieżnym krokiem sam Matthew Barden.

Cordelia nie potrafiła odwrócić od niego spojrzenia. Jasna cholera, i ja mam tutaj pracować? Przecież wśród takich przystojniaków nawet skupić się nie idzie – pomyślała ironicznie Dilly, z jękiem w duszy. To niemożliwe, by po zerwaniu z Davidem, nadal miała ochotę wdawać się w nowe układy. Mrugnęła kilka razy, by wyrwać się z tego dziwnego transu. Mężczyzna nie zawiesił wzroku na żadnym z trojga kandydatów dłużej niż dwie sekundy. Gdy tylko jedyna spośród nich kobieta zajęła swoje miejsce po jego lewej stronie, a Elliot po prawej, mężczyźni usiedli. Znaczyło to jedno, mimo iż kancelaria miała dwa nazwiska w nazwie, to on był niewątpliwie szefem i z całą pewnością nie musiał o tym nikogo przekonywać.

— Witam państwa. To, że tu jesteście oznacza, że byliście najlepsi spośród przesłanych nam aplikacji. Nie oznacza to jednak, że uda się wam pozostać tu na tyle długo, by dostać staż, a w perspektywie etat w naszej kancelarii. To jest wasz okres próbny, który... – przerwał, gdyż do sali konferencyjnej niespodziewanie wbiegła zdyszana Rebeka z przerażeniem malującym się w jej oczach.

— Mamy ogromny problem! Wasz jedyny świadek kopnął właśnie w kalendarz i nie sądzę, by zrobił to z własnej woli – wydyszała, opierając dłoń o oparcie mojego krzesła.

Wszyscy zwrócili ponownie wzrok na mówiącego przed momentem mężczyznę, który w tej chwili niebezpiecznie zmrużył oczy. Wyraźnie gotował się z wściekłości, ale nie pozwolił na jej ujście. Jego twarz przybrała kamienny wyraz, nie zdradzający żadnych uczuć.

— Zaczyna się teraz – dokończył nagle stanowczym głosem Barden. – Elliot, idziemy. Sarah, wprowadź ich w szczegóły sprawy Nicholasa Ghazala. Spotykamy się tutaj za trzy godziny. Lepiej żeby byli dobrze przygotowani.

Po tej władczej przemowie, ruszył wraz z Elliotem ku wyjściu. Cordelia zmarszczyła brwi, zastanawiając się o co może chodzić, gdy nagle ją olśniło. Nicholas Ghazal, jeden z nowojorskich maklerów giełdowych oskarżony o malwersację i pranie brudnych pieniędzy, a obecnie także o zamordowanie swojego przyjaciela. Umysł Cordelii od razu zaczęły zalewać obrazy widziane przez nią w telewizji, Internecie, jak i słowa z gazet.

Dopiero teraz dotarło do niej, że zaczyna się prawdziwa praca, na którą z taką niecierpliwością czekała. Nie sądziła jednak, że od razu zacznie się od tak głośnej i pełnej kontrowersji sprawy. Cordelia postanowiła dać z siebie wszystko, aby tylko dostać to czego tak bardzo pragnęła – miejsce w wymarzonej kancelarii.

Continue Reading

You'll Also Like

87K 5.7K 20
Pierwsza wersja Śmierci Motyla z 2018 roku. Aktualnie pisany jest remake. W 2045 roku spokój zwykłych szarych ludzi został zakłócony. Nieznana dotąd...
270K 17.1K 18
"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swoich sinych ustach, a ja zamilkłam. I po...
11.9K 258 4
Jolanta, na pozór szczęśliwa narzeczona i matka, czuje zbliżający się powiew zmian. Wkraczając w trzecią dekadę, wie, że są one jej potrzebne jak tle...
MALBAT TOM 4 By Zuzaannx

Mystery / Thriller

112K 7.6K 56
"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice zos...