Talk to me honey (One-shoty)

By Akari_Urokiri

10.9K 306 69

Zbiór one-shotów wszelakich rodzajów. Pojawi się yaoi, można spotkać się ze scenami +18 oraz pełnymi humoru... More

Przywitanie ;)
Akatsuki ( Naruto )
Yaoistka vs Hetero
To się dzieje tylko w mojej głowie
Call the Police! (UsUk)
Być z piratem( Spamano)
Bo to jednak rodzina( Bracia Vargas)
Poezja...Chyba tak to można nazwać
All mine ( Kuroshitsuji)
Powrót!
Zazdrosny Miotacz.
Węgry, Węgry.. Och czemuś ty Węgry?!
Notice me... Levi-senapi!
Jednostronne uczucie | Hetalia\ NorIce|
Gorączka| Boku no Hero Academia|Bakushima |
Niebezpieczne zdjęcie...| Boku no Hero Academia| Dabi x reader|+18|

Give me a Sing ( Spamano/ Hetalia)

1.1K 42 2
By Akari_Urokiri


      Lovino Vargas, bo tak zwie się jeden z pierwszaków, szedł wraz ze swoim młodszym bratem bliźniakiem Feliciano do szkoły. Oczywiści nie obyło się od dwóch najlepszych przyjaciół brata – Kiku i Ludwiga. Dzisiejsza rozmowa kręciła się pod tematem „ Kluby szkolne".
- Myślałem nad dołączeniem do klubu dziennikarskiego.- odparł spokojnie Japończyk na zadane mu pytanie, a wraz z nim uśmiechnięty Włoch mu wtórował.Nagle Lovino poczuł na sobie spojrzenia pozostałych. Westchnął,bo wiedział że brat nie da mu spokoju.
- Chyba szermierka.-mruknął bez przekonania czym przykuł uwagę brata jak i pozostałych. Tym się ci bracia różnili. Feliciano był utalentowany artystycznie a Lovino fizycznie. Był dość silny i wysportowany ponieważ od dziecka trenował lekkoatletykę.
- Ale dlaczego..?- nie dokończył bo przeszkodził mu Ludwig, nakazując by się uciszył bo za chwilę rozpocznie się lekcja. I w taki sposób skończyli rozmowę. Ich pierwszą lekcją był język angielski..

           Było już po wszystkich lekcjach,bracia Vargas udali się do pokoju nauczycielskiego. Tam dostali od ich wychowawcy papiery zgłoszeniowe do klubów, jednak młodszy z braci wziął też kartę do klubu lekkoatletycznego. Feliciano bardzo chciał zobaczyć uśmiech swojego brata, który zniknął po tym jak rodzice od ponad sześciu lat faworyzowali młodszego.Chłopak stwierdził, że pójdzie ze swoim starszym bratem i da mu to w odpowiedniej chwili. Lovino lekko się irytował obecnością brata, więc przed wejściem do klubu szermierki zatrzymał się i posłał mu mordercze spojrzenie.
- Czego jeszcze do cholery chcesz?- warknął a tamten podał mu wcześniej wzięty arkusz zgłoszeniowy po czym z wielkim uśmiechem pobiegł w swoją stronę.Starszy z braci chwilę stał skołowany zachowaniem młodszego brata i stałby tak dalej gdyby nie dostrzegł idących w jego kierunku trzecioklasistów, z których znał tylko jednego. I miał wielką nadzieje, że ten go nie zauważy, dlatego jak najostrożniej chciał zniknąć z pola widzenia, na próżno. Gilbert zauważył go, w odróżnieniu od jego młodszego brata Lovino mógł się z nim jeszcze dogadać.
- Oi! Lovi-chan!- krzyknął albinos łapiąc go za kołnierz koszuli, nie pozwalając mu uciec.
- Fuck. Czemu muszę widzieć kolejną niemiecką twarz, tego samego dnia?
- Te młody nie mądrzyj się bo nie urośniesz. I idziesz ze mną. Pokaże ci gdzie jest klub.- powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu i już miał ruszyć, gdy Vargas zdzielił go łokciem w brzuch.
-Chyba się trochę zapominasz. Nigdzie z tobą nie idę, ty kartoflany pojebie. Dla twojej świadomości jestem już przed klubem.
- Szermierka?! Dzieciaku przestań zachowywać się jak baba i idziesz ze mną.- powiedział i związał go krawatem za nadgarstki, po czym przerzucił sobie przez ramię. Francis spojrzał na niego z politowaniem, ale i z pochwałą. W końcu jego nauki działają.
- Można wiedzieć co ty wyczyniasz?- spytał Antonio.
- Nie widać? Biorę twojego przyszłego następce Tonio.No naprawdę, czemu wy nie jesteście tak zagilbiści jak ja?-mruknął i gwiżdżąc ruszył przed siebie w akompaniamencie wszelakich wyzwisk kierowanych pod jego adresem. Po dziesięciu minutach dotarli na miejsce, a Gilbert w „delikatny" sposób „położył" Włocha na ziemi, po czym położył się na nim by tennie uciekł. Następnie wypełnił za niego formularz, który chwilę później podał trenerowi, który dał już sobie spokój z powstrzymywaniem Niemca. Kazał by coś zademonstrował, więc czerwonooki podniósł się z niego. Lovino westchnął, pozbywając się krawata i marynarki. Pomimo wściekłości i niezadowolenia,które widniały na jego twarzy w środku był szczęśliwy. Bądź co bądź kochał ten sport, i nie wyobrażał sobie życia bez niego. Ujrzał, że sprzęt do skoków zwyższ jest naszykowany, więc niewiele myśląc ruszył biegiem przed siebie. W tej chwili mógł być po prostu sobą. Nikt go nie porównywał do brata, bo tu był lepszy. Po prostu był wolny. Zamknął oczy, wstrzymał oddech i wyskoczył, pozwalając by jego ciało zostało porwane przez tę,krótką chwilę. Gdy poczuł jak opada wypuścił powietrze z płuca gdy jego plecy dotknęły materaca otworzył oczy powracając do szarej rzeczywistości. Westchnął, wstał i udał się do trenera oraz reszty, którzy przyglądali mu się. Nikt nie umiał w taki sposób jak młody Włoch ułożyć ciała i z zamkniętymi oczami wyskoczyć, w odpowiednim momencie. Trener zapragnął by do niego dołączył. Gilbert uwiesił się na jego szyi, targając go po włosach a gdy jego dłoń dotknęła jego loczka dostał od Vargasa kosę pod żebra. Jęknął a jego miejsce zajął ktoś inny. Lovino dobrze znał ten dotyk. Po jego ciele przeszły okropne dreszcze.Odwrócił się w stronę oprawcy i pragnął by w tej chwili świat stanął w płomieniach. Dlaczego? Dlatego, że przed nim stał Gabriel E. Becket, który zniszczył jego ostatnie dwa lata gimnazjum. A był to jego były kapitan, senpai oraz ..były chłopak.
- Witaj Lovi. Co za zbieg okoliczności.- mruknął z TĄ nutą w głosie, która świadczyła, że coś od ciebie chce. Włoch lekko się zdenerwował, jednak nie dał po sobie tego poznać. Już nic ich nie łączyło i nie musiał się o nic martwić. Bo jeśli zacznie go szantażować to i Vargas się odpłaci.
- Tak. Jaki ten świat mały.- powiedział jakby to spotkanie było dla niego utrapieniem, jak latająca obok niego mucha. Trener nie zauważając tej panującej napiętej atmosfery pomiędzy tą dwójką. Pochwycił Vargasa i podszedł z nim do Antonio.
- Od dziś będziesz Antonio odpowiedzialny za..
-Lovino Vargas.- mruknął poprawiając włosy oraz rozpoczął wiązanie krawatu.
- Dokładnie. Tak więc to tyle na dziś. Od jutra rozpoczynamy treningi tak jak w tamtym roku o szóstej trzydzieści. I od razu informuję, że nie toleruję spóźniania oraz lenistwa.- zakończył i udał się w swoją stronę. Członkowie klubu od razu podeszli do Włocha, rozpoczynając wypytywanie go skąd zna Gabriela oraz Gilberta i jak długo trenuje.Ten syknął oraz w typowy dla siebie sposób zniechęcił do siebie większość członków, ale zaintrygował Hiszpana. Po chwili,postanowili udać się do domów. Na nieszczęście Lovino musiał wracać z BFT. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać i pragnął jak najszybciej znaleźć się w domu, zamknąć się w swoich czterech ścianach. Gilbert rozmawiał z Francisem i namawiał go do zrobienia popijawy. W końcu jeszcze nie mają aż takiego natłoku materiału.I kiedy udało się przekonać Bonnefoya, przeszedł do namawiania Carriedo, a na koniec zaproponował to Vargasowi, bo wiedział że iten będzie chętny. Francuz wraz z Hiszpanem pokazali swoje niezadowolenie i zabierali się do rozpoczęcia wykładu na temat demoralizacji społeczeństwa, gdy złotooki przystał na jego propozycję, czym zaskoczył wszystkich. Szybko wyciągnął telefon,informując swojego brata co zamierza robić, by jakoś go krył przed rodzicami, na co ten mu odpisał: „ Dobrze, że nie zrezygnowałeś. Udanej zabawy.". Postanowili udać się do . domu Hiszpana, którego rodzice postanowili wyjechać na cały miesiąc do Hiszpanii i w ten sposób chłopak został sam. A co za tym idzie?Wszelakie imprezy u niego. Pierwsze co zrobili to oczywiście zakupienie prowiantu i procentów. Kiedy znaleźli się na miejscu ich pierwszym krokiem było udanie się do kuchni i zrobienie czegoś do jedzenia, bo najlepiej nie pić na pusty żołądek. Dlatego steryna tym okręcie zostały podarowane Francisowi, który wiedział od czego ma zacząć. Tamci nie chcieli „zostawić go samego" więc usiedli przy blacie, wszystko szykując i czekając na jedzenie.
-No to skoro czekamy. Lovi zacznij mówić bo jednak jesteś tu najmłodszy i do tego nowy.- powiedział Gilbert, otwierając puszkę,zimnego piwa z lodówki, przy okazji pozbywając się bluzy i po chwili nie wiadomo jak pojawił się jego kurczak Gilbirt. Gdyby ktoś spytał odpowiedź byłaby jedna i ta sama „ Przecież, ktoś tak zagilbisty jak ja potrafi zrobić wszystko." dlatego nikt nie pytał. Lovino posłał mu mordercze spojrzenie, jednak wiedział że ten kartoflany głąb mu nie odpuści. Więc dla świętego spokoju,postanowił opowiedzieć coś o sobie, lecz najpierw musiał go kopnąć nim rozpoczął. Gdy skończył spojrzał na zielonookiego,który ze szczerym uśmiechem zaczął opowiadać coś o sobie. Jak wszyscy to wszyscy, na końcu był Francis, który dał głodnym dzieciom jedzenie. Jak się okazało miał z każdym przynajmniej jedną rzecz wspólną i nawet ich polubił, a teraz wysłuchiwał historii dotyczących ich przygód i dlaczego są nazywani Bad Friends Trio. I wraz z kolejnymi opowieściami nie mógł uwierzyć jak wyglądający na najbardziej normalnego w tej zgrai Antonio robił te wszystkie szalone rzeczy. Nie wytrzymał i musiał sięgnąć w końcu po piwo. A najdziwniejsze było to, że on jako ostatni sięgnął po alkohol. Czerwonooki pił już trzecią puszkę a Francuz z Hiszpanem kończyli drugi kieliszek wina...

         Dochodziła piąta, gdy po mieszkaniu rozniósł się donośny dźwięk Rammsteina. Vargas jęknął,zagłębiając głowę w „poduszce" przy okazji kopiąc leżącą obok niego osobę, zmuszając by wyłączyła ten natarczywy dźwięk.Jak się okazało osobą, która ucierpiała był właściciel tego telefonu. Niemiec jęknął z bólu, ale odebrał.
- Gdzie jesteś?! Albo zmienię swoje pytanie. Czy jest z tobą Lovino?
-Noo... A co?- spytał ziewając.
- Wiesz, że niedługo macie trening. Feliciano dał mi jego strój.-mruknął. Gilbert zerknął w stronę swojego oprawcy, który brutalnie go obudził. I zastał ciekawy widok. Umówił się z bratem, po czym rozłączył się i znów na niego zerknął. Włączył aparat i zrobił zdjęcie tulącemu się do Antonia, Lovino. I nic dziwnego by nie było bo wiedział, od brata że obaj bracia uwielbiają się przytulać, ale że Antonio go tulił z tak wielką czułością. Gdy zrobił zdjęcie, obudził Antonia, który nie skomentował tej pozycji. Białowłosy obudził blondyna a szatyn szatyna. Po pobudce Vargas poszedł zrobić śniadanie dla wszystkich, a pozostali spróbowali doprowadzić się do jakiegoś,żywszego stanu. Gdy dochodziła szósta opuścili dom chłopaka i po dziesięciu minutach byli przy szkolnej bramie, gdzie czekał wraz z Feliciano i Kiku. To lekko zdziwiło Lovino, lecz gdy dostrzegł swoją torbę, nic nie powiedział. Przywitali się, a bracia ruszyli na końcu. Feliciano zastanawiał się jak powiedzieć bratu rozmowę rodziców, która jak zawsze skończyła się podjętą decyzją, która nie spodoba się starszemu z braci. Oczywiście tym razem gdy tylko o tym usłyszał, zaprotestował i próbował ich przekonać by tego nie robili, lecz nie posłuchali go. Starszy bliźniak zauważył, że coś się stało, dlatego poczekał aż dystans między nimi a resztą stanie się jeszcze większy by zacząć ciągnąć brata za język. Feliciano złapał za swojego loczka, co było dla Lovino znakiem, że to jest na serio poważne.
-Frattelo... Tak bardzo mi przykro...- i rozpoczął swoją wypowiedź,którą Lovino wysłuchiwał w ciszy. Kiedy dotarli do szatnio bracia się rozeszli, a starszy z braci nic nie powiedział. W szatni usiadł i „słuchał" tego co inni mówią. By nikt nie zaprzątał sobie nim głowy, zaczął się przebierać, lecz jego myśli krążyły wokół tego co usłyszał od brata. „ Rodzice dowiedzieli się o tamtej akcji z Gabrielem i powiedzieli, że cię przeniosą do wujka... Ale próbowałem ich powstrzymać..". Westchnął, spoglądając z obrzydzeniem na Gabriela, który rozmawiał z Antonio. Miał ochotę go zamordować za to co zrobił.Przecież obiecali sobie iż nikomu o tym nie powiedzą. Tylko dlatego się na to zgodził! A z tego co usłyszał od brata to niby jego wina i dlatego musi przenosić się do tej pieprzonej Brazylii!Ale on tak łatwo się nie podda i Gabriel powinien najlepiej o tym wiedzieć. Lecz teraz priorytetem jest dać w pysk Gabrielowi, który uśmiechał się do Latynosa. Trener wszedł do szatni, każąc im wychodzić i rozpoczął trening. Na ten czas wszystkie zmartwienia oraz niepotrzebne myśli poszły w zapomnienie. Teraz liczył się tylko trening...

           Po skończonym treningu wszystko o czym myślał Vargas powróciło do niego i gdy stwierdził, że wszystko z nim załatwi po lekcjach, te plany poszły się przysłowiowo kochać gdy spytał z uśmiechem co u ciebie słychać, nie wytrzymałeś i zaserwowałeś mu lewy a następnie prawy sierpowy, który powalił go na ziemię, przy okazji rozwalając mu wargę i łamiąc nos. Uśmiech na krótką chwilę pojawił się w jego umyśle, no bo nie ma jak dziadek który uczył boksu. Chwycił go za koszulę, podnosząc i wysyczał.
- Jeszcze raz się do mnie odezwiesz a obiecuję, że zatłukę cię tak że twoi rodzice cię, pieprzony geju nie poznają.
- Aaa. Co znów problemy w domu? Może chcesz się gdzieś wyrwać?- mruknął do niego. Na szczęście obaj mówili po włosku, więc mieli pewność iż nikt ich nie zrozumie. Ktoś postanowił zainterweniować i wyciągnął Lovino z szatni. Oczywiście pomyślał o zabraniu swoich i jego rzeczy. A wybawcą Gabriela przed wściekłym Rzymianinem był Antonio. Zaciągnął ich do gabinetu pielęgniarki,która była jak to dowiedział się Vargas tak naprawdę facetem po zmianie płci. Ale nie każdy o tym wiedział. Osoby jakie to odkryły i wykorzystywały do swoich celów to właśnie była ta trójka oraz przewodniczący szkoły. Pielęgniarki nie było, więc zamknął za nimi drzwi na klucz. Posadził Włocha na łóżku, samemu zajmując miejsce obok niego. Nic nie chciał mówić, lecz Antonio tak łatwo się nie poddał. Posłał mu tajemnicze spojrzenie i już miał coś zrobić gdy Vargas wybuchnął śmiechem.
- Można wiedzieć co cię tak rozśmieszyło? I dlaczego uderzyłeś mojego głupiego kuzyna?
- To twój kuzyn? Współczuję rodziny.- powiedział dalej się śmiejąc. Tak bardzo tego pragnął. Od tamtego dnia gdy mu to zrobił.
- Mógłbyś mi powiedzieć powód?
- Ależ oczywiście. Twój koochany kuzyneczek po raz kolejny, kurwa zniszczył moje życie.
- Zaraz... To ty byłeś tym chłopakiem,z którym się spotykał?- spytał z niedowierzaniem.
- Debil ci powiedział? Nie no, kurwa, ciekawe komu jeszcze się ten gwałciciel chwalił?!- powiedział poirytowany. Feliciano wiedział bo ich przyłapał. Antonio spojrzał na chłopaka po czym bez żadnego ostrzeżenia przytulił go do siebie, kładąc się na kozetce.
-No dobrze. Chłopaki załatwią nam usprawiedliwienia z lekcji, więc wykorzystajmy ten czas na małą fiestę.- powiedział z uśmiechem,który kompletnie zmylił szesnastolatka. Jednak nie był na tyle głupi by nie skorzystać z tak zachęcającej oferty...

           Od całej akcji minął miesiąc. Lovino wraz z dziadkiem powstrzymali rodziców, a tak naprawdę to wszystko było zasługą Romulusa, który przypomniał swojemu synowi o jego wybrykach młodości. Oczywiście, chłopak nie chciał mieszkać z rodzicami,więc zamieszkał z dziadkiem, natomiast Feliciano dalej z rodzicami,bo przecież oni nie chcieli stracić swojego ukochanego syna, który nigdy ich nie zawiedzie, nie to co ich starszy syn. Feliciano nie był zadowolony z postawy rodziców i praktycznie cały czas spędzał u dziadka. Akurat była sobota, którą spędzał wraz z bratem.Siedzieli w jego pokoju, odrabiając lekcję, jak przystało na odpowiednich uczniów liceum, gdy nagle Feliciano powiedział coś co kompletnie zszokowało Lovino.
- Umawiam się z Ludwigiem.-starszy z braci spojrzał na młodszego po czym nic nie mówiąc dokończył zadanie. Wiedział co to znaczy. Wstał i zrobił coś co zszokowało Feliciano. A mianowicie przytulił go do siebie. Bo pomimo tego, iż ma przez niego przez całe życie pod górkę, to jednak jest jego młodszym bratem, którego kocha.
- Nie jesteś sam.
- Ale jak to..
- Ten pomidorowy pojeb.- i wszystko było dla Feliciano jasne. Też przytulił brata.
- Mam nadzieje, że nam wyjdzie.- powiedział z entuzjazmem małego dziecka.
- U was na pewno. Ten kartoflany, dzieciak na sterydach od gimnazjum coś do ciebie czuje, ale nikt nigdy mnie do jasnej, kurwa cholery nie słucha.- i rozmawiali by dalej gdyby nie zostało im przerwane przez dziadka, który zawołał ich na obiad. A miało być jego słynna pasta...


Kilka miesięcy później. Styczeń.


            Mamy czas, w którym wszyscy trzecioklasiści są zajęci przygotowaniami do zbliżających się testów jak i wyborem uczelni. Więc wszystkie aktywności klubowe są u nich zakończone. Lecz nie dla pewnej trójki, która jak to miała w zwyczaju nie była taka jak większość. Dla nich to nie był czas nauki, tylko balangi. Po odejściu z klubu starego kapitana Antonia, jego stery przejął Lovino. Właśnie odbywał się trening, na którym wybierano osoby do zbliżających się zawodów między szkolnych. Przy trenerze siedział Vargas i razem wybierali, kto idealnie by się nadawał a kto pójdzie do rezerwy. I gdy tamci zawzięcie dyskutowali na salę weszło nasze BFT, którzy stwierdzili że dawno ich tu nie było.Tak bo ostatnio byli tu wczoraj. Antonio odłączył się od nich i po cichu podkradł się do Włocha, który kończył rozmowę z trenerem, a gdy mężczyzna odszedł, ten dmuchnął mu w kark,jednocześnie tuląc do jego pleców. Vargas podskoczył do góry,odwrócił się do niego posyłając mu mordercze spojrzenie.
-Można wiedzieć, co wasze głupie trio tu robi?
- Jaki oziębły..Feli-chan mówił, że macie zamiar uczyć się na sprawdzian z biologii a akurat będziecie mieć temat, który teraz powtarzamy,więc możemy pouczyć się razem.- powiedział z uśmiechem. A złotooki nie umiał mu odmówić. Westchnął ciągnąc go za nos.
-A niby u kogo?
- No u was. Wasi rodzice ..
- Nie idę.-przerwał mu, a po chwili Carriedo uzmysłowił swój błąd. Jako przeproszenie mocniej go przytulił. Każdy kto znał Antonio wiedział, iż chłopak uwielbia się przytulać i już niejedna dziewczyna to wykorzystała.
- To może tamci pouczą tamtych a ja ciebie?
- Chce ci się?- spojrzał na niego. W duszy skakał z radości, lecz nie mógł tego po sobie pokazać, zwłaszcza nie Hiszpanowi. Zielonooki posłał mu uśmiech, który znaczył więcej niż tysiąc najpiękniejszych słów. Starszy z bliźniaków odpowiedział także uśmiechem. Prawie, że niewidocznym, ale oczywiście Carriedo go zauważył.
- Ach! Lovino jaki z ciebie słodziak! Oczywiście, że tak!
- Ty pomidorowy debilu! Dusisz!-i uderzył go lekko łokciem w brzuch, uwalniając się od niego. Po chwili dosiedli się do nich Beilschmitt wraz z Bonnefoyem.Niebieskooki usiadł za złotookim, przytulając się tak samo jak to robił przed chwilą zielonooki. Lovino westchnął, bo wiedział że tego się nie pozbędzie.
- Lovino, piękności moja. Czy Antonio coś ci zrobił? Możesz wszystko powiedzieć starszemu bratu.-przypomniał sobie zakład z Alfredem, poza tym on sam był ciekawy.Dlatego schował swoją dumę do kieszeni i odwrócił się do niego ze słodko-zawstydzoną- niepewną minom.
- Martwię się o was,że nie zdacie lub nawet jak wam się uda to udacie się gdzieś daleko, zostawiając mnie samego...- udał że za chwilę się rozpłaczę.
- Ach! Dla ciebie braciszek zostanie aż nie ukończysz szkoły i pójdziemy na ten sam uniwersytet. Tylko bądź dla braciszka tym jedynym.- mruknął przysuwając się jeszcze bliżej chłopaka. Jednak ktoś go zatrzymał a tym kimś był„uśmiechnięty" Antonio, który posłał przyjacielowi mordercze spojrzenie.
- Mon ami. Starszy braciszek jest dla każdego.-powiedział po francusku, wiedząc że jedynymi osobami które go zrozumieją będą tylko Antonio wraz z Gilbertem.
- Czy ty się przypadkiem nie zapominasz?- spytał z uśmiechem. Włoch spojrzał na nich pytająco, po czym poinformował iż idzie do szatni.
- Te skończyliście? Bo nasza dziewoja już poszła.- powiedział Gilbert opierając się o głowę Francisa.
- Antonio.. Jak ty mu to powiesz?- natomiast Francis oparł się na ramieniu Antonio. Ten westchnął przeciągle. Wiedział że w końcu będzie musiał mu o tym powiedzieć i dzisiejsza nauka wydaje się odpowiednim momentem.Dlatego poinformował ich o tym, co zamierza i rozstali się. Antonio poczekał na Lovino i mogli udać się do niego. Przez całą drogę siedzieli w ciszy, ale nikomu ona nie przeszkadzała. Po trzydziestu minutach dotarli na miejsce, jak się okazało nikogo nie było w domu. Lovino udał się do kuchni, gdzie dziadek zawsze zostawiał wszelakie informacje. Karta wisiała na lodówce, w której informował iż pojechał na tydzień do Włoch. Vargas nie skomentował tego, tylko zaproponował Antonio coś do picia.Powiedział, że kawa mu wystarczy, dlatego zabrał się za jej robienie. Antonio ruszył do jego pokoju. Tam położył się na jego łóżku a jego oczom ukazał się tekst piosenki, jednak najważniejsze co przykuło jego uwagę było powiększony wyraz „Give me a Sign". Zastanawiało go dlaczego akurat to. Po chwili do pokoju wszedł właściciel, kładąc napoje na stoliku do kawy.Podszedł do biurka, wyciągając paczkę czipsów, którą rzucił Latynosowi.
- To jak? Zaczynamy naukę? Czy może fiesta?- zapytał złotooki. Carriedo chwycił Vargasa za rękę i pociągnął na łóżko.
- Oczywiście, że fiesta!- powiedział uradowany tuląc do siebie Włocha. Ten dawno do tego przywykł, poza tym nie przeszkadzało mu to. Jedynie musiał się powstrzymywać by nie zauważył po nim jak bardzo jest mu dobrze. Leżeli w ciszy, patrząc się w sufit i to im wystarczało. Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie. Antonio postanowił właśnie w tej chwili poinformować Lovino o jego planach wobec studiów.
- Lovino.. Na studia wracam do Hiszpanii wraz z rodzicami.- powiedział spokojnie. Te słowa,niby niewinne a dla Vargasa były niczym gwóźdź do trumny. Myślał,że Antonio będzie przy nim, tak jak mu to obiecywał, a tu okazuje się, że kolejna osoba go okłamała, zdradziła. Nawet na niego nie spojrzał, tylko wstał i poszedł do łazienki, tym samym dając Carriedo do rozumienia by zostawił go samego. Tamten wstał,podszedł do biurka i schował do jednej z szuflad wcześniej napisany list. Po czym wyszedł. Kiedy Lovino wrócił do pokoju został sam. I jedyne co potrafił w tej chwili zrobić to było pozwolenie całej złości oraz ukrytym emocją wydobyć się za pomocą łez i krzyku....

                Było już po zakończeniu roku szkolnego. Każdy świętował a zwłaszcza trzecioklasiści. W końcu będą mogli zacząć studenckie życie,bez kontroli rodziców oraz pożegnać się z nieciekawymi wspomnieniami z liceum. Każda z dziewczyn, próbowała dorwać guziki albo to Francisa, Gilberta, Antonia, Arthura oraz pozostałych znanych uczniów. W tym dniu Antonio nie był szczęśliwy jak reszta. Od tamtej rozmowy nie widział Lovino. Nawet na zakończeniu roku się nie pojawił. A to jeszcze bardziej go przygnębiało.Nagle dostrzegł ten charakterystyczny loczek, więc niewiele myśląc pobiegł w tamtą stronę zostawiając jakąś dziewczynę, która pytała się czy mógłby dać jej guzik od mankietu. Złapał chłopaka za ramię jednak jak się okazało był to Feliciano.Chłopak pogratulował ci ukończenia szkoły a ty dyskretnie powypytywałeś go o brata, by nie nabrał żadnych podejrzeń.Dowiedział się, że Lovino jest chory i nie może opuszczać domu...
Dzień wylotu Carriedo

                 Antonio Fernandez Carriedo wstał bez entuzjazmu z łóżka. Coraz bardziej nie chciał wyjeżdżać. Chciał naprawić to co zepsuł,chciał zobaczyć się z Lovino by go przeprosić, by się z nim pożegnać. Jednak to zniszczył, właśnie tym co przed nim ukrył.Ubrał się i biorąc swoje rzeczy ruszył na pociąg, a następnie na lotnisko. Po godzinie dotarł na miejsce, w budynku spojrzał na zegarek, który wskazywał wpół do ósmej. Spojrzał na tablicę odlotów, wzdychając bo została mu jeszcze godzina. Już miał udać się w stronę bramek, gdy ktoś na niego wpadł. Myślał, że usłyszy słowa przeprosin, jednak spotkał się z ciszą. Myśląc jacy ludzie są niewychowani odwrócił się do tyłu i ujrzał znajomy mu loczek oraz odcień włosów.
- Lovi..?- spytał nie mogąc uwierzyć. Może ma zwidy? Nie, bo poczuł jak szczupłe a zarazem silne ramiona otoczyły go w pasie, by po chwili puścić,pozwalając chłopakowi odwrócić się przodem do przybysza.
-Lovino co ty tu robisz? Feliciano mówił, że jesteś chory. Dobrze się czujesz? Chcesz usiąść? A może chcesz się czegoś napić?-ten zatkał mu usta dłonią, dalej na niego nie patrząc. Lovino wziął uspokajający wdech po czym spojrzał na Hiszpana.
-Zastanawiałeś się kiedyś nad tym co stanie się za rok, miesiąc,jutro? Za chwilę? Ja nie. Ale wiem jedno. Wiem, że nie chce już z niczym zwlekać...- przerwał mu.
- O czym ty mówisz? Nie masz przypadkiem gorączki?- przyłożył dłoń do jego czoła. Ten się zdenerwował, zdjął jego dłoń ze swojego czoła i spojrzał gniewnie.
- Zamknij się i słuchaj bo się nie powtórzę.-warknął biorąc oddech, który pozwolił mu się uspokoić i dodał odwagi.- Te amo ty ślepy, pomidorowy pojebie.- wyszeptał na tyle głośno by Carriedo go usłyszał, a następnie kierowany impulsem,chwycił go za koszulę, przyciągnął do siebie i złożył na jego ustach pocałunek, w którym przekazał wszystkie swoje uczucia. Po chwili odsunął się od niego. Antonio chciał już coś powiedzieć,lecz Vargas zatkał mu usta dłonią. Włoch był czerwony jak dojrzały pomidor,lecz pomimo tego dalej patrzył z determinacją w oczy chłopaka.
- Nic nie mów, nie dzwoń ani niczego do mnie nie wysyłaj. Odpowiesz mi za pięć lat. A do tego czasu masz o tym nie zapomnieć, debilu.- powiedział i uśmiechnął się najpiękniej jak umiał, pozwalając łzą płynąć. To było dla Latynosa za dużo. Przyciągnął do siebie chłopaka, tuląc się do niego i chowając twarz w jego włosach. Nic nie mówili, po prostu stali tak, przytuleni do siebie. Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie.Lovino odsunął się od chłopaka, z zamiarem wytarcia łez, jednak został wyprzedzony przez Antonio. Po chwili zdjął z nadgarstka zegarek, który założył Vargasowi na nadgarstek.
- Wrócę po to i by ci odpowiedzieć.- powiedział z lekkim uśmiechem. Złotooki czuł, że za chwilę się rozstaną na bardzo długo.
- Zamknij oczy i nic nie rób.- poprosił drżącym głosem. Hiszpan zrobił to o co poprosił go chłopak, a po chwili poczuł ciepłe, delikatne dłonie na swojej twarzy, a następnie po raz kolejny czuł słodkie oraz miękkie usta Vargasa. Jednak nie posłuchał chłopaka i po chwili sam ujął jego twarz w swoje dłonie, pogłębiając pocałunek, który gwałtownie przerwał, ucałował chłopaka w czoło, chwycił torbę i ruszył przed siebie, walcząc ze sobą by się nie odwrócić i dać chłopaki w tej chwili odpowiedzi. Lovino patrzył jak z każdą sekundą jego plecy oddalają się od niego,walczył z wypływającymi łzami a gdy nie mógł już ujrzeć chłopaka, gwałtownym ruchem wytarł twarz, odwrócił się i opuścił lotnisko zostawiając za sobą wszystkie myśli, związane z Antonio Fernandezem Carriedo, co pozwoliło zrobić mu krok ku nieznanej przyszłości....

                                                                   Pięć lat później. To samo miejsce.
       Dwudziestodwuletni Włoch stał na sali odpraw, żegnając się z dziadkiem, który postanowił na starość powrócić do Rzymu i zamieszkać wraz ze swoim młodszym bratem. Lovino zapewniał go, że da sobie radę sam,pomimo tego że Feliciano wyjechał na studia do Niemiec wraz z Ludwigiem. Złotooki spojrzał na zegarek, ponaglając dziadka by już szedł bo się spóźni. Odprowadził go do pierwszych bramek,pożegnał się z nim, poczekał aż nie zniknie mu z oczu i miał już odchodzić, gdy ktoś na niego wpadł.
- Uważaj jak chodzisz, cholerny jełopie.- warknął wściekle, łapiąc za zegarek, sprawdzając czy nic mu się nie stało.
- A jednak dalej go nosisz Lovi.- mruknął mu znajomy głos, którego Vargas nie słyszał od dawna, lecz i tak go rozpoznał. Całe jego ciało przeszły dreszcze, powoli się odwrócił a jego oczom ukazał się tak bardzo upragniony uśmiech. Już chciał coś powiedzieć, lecz Hiszpan zatkał mu usta dłonią.
- Może się przejdziemy?-spytał pokazując na swoje walizki. Ten przytaknął, zdejmując jego dłoń ze swoich ust.
- W takim razie, co powiesz abyśmy poszli do mnie? Bo prawdopodobnie nie masz gdzie iść.- mruknął spokojnie, lecz tylko na zewnątrz. W środku był istnym kłębkiem nerwów. Powróciły do niego wszystkie wspomnienia, które blokował,by móc normalnie funkcjonować. Hiszpan z radosnym uśmiechem przytaknął i ruszyli w stronę parkingu, a po dziesięciu minutach dotarli do samochodu, gdzie wsadzili walizki do bagażnika, wsiedli do środka i pojechali do domu Włocha. Czterdzieści minut później byli już na miejscu, wypakowali bagaże chłopaka i weszli do domu,odcinając się od reszty świata. Już chciał coś powiedzieć, gdy został z zaskoczenia pocałowany przez zielonookiego, jednak był tak tym zaskoczony i zszokowany, i pocałunku nie odwzajemnił. Antonio odsunął się od niego, chwycił jego twarz w dłonie,spojrzał mu w oczy i z najbardziej delikatnym uśmiechem jaki posiadał, w końcu mógł dać mu swoją odpowiedź.
- Ti amo Lovi.- nagle dostał od chłopaka w brzuch, a jego twarz pokryła się dorodnym rumieńcem. Widać było, że jeszcze chwila a Lovino się rozpłacze.
- Długo kazałeś mi czekać! Myślałem, że jak zawsze mnie nie posłuchasz, ty draniu!- krzyknął, pozwalając łzą płynąć. Ten widok był dla Antonia ciosem poniżej pasa. Bez żadnego ostrzeżenia przerzucił Lovino przez ramię, ruszając na górę, nie zwracając uwagi na protesty młodszego. Otworzył drzwi od pokoju chłopaka, a gdy weszli zamknął je kopniakiem. Skierował swoje kroki do łóżka, na które chwilę później rzucił Włocha.
- W takim razie Lovino, co do mnie w tej chwili czujesz?-spytał poważnym tonem. Chłopak spojrzał na niego zirytowany,podniósł się do siadu i szybkim ruchem pociągnął go za spodnie na łóżko, samemu na nim siadając.
- Jakbyś nie zauważył,staruszku, to czekam na ciebie cholernych pięć lat. I nie dałem ci jeszcze w ryj, za pocałunki. Moje uczucia względem ciebie się nie zmieniły... Dlatego weź za to odpowiedzialność, ty pomidorowy draniu.- powiedział cały czerwony na twarzy. Hiszpan uśmiechnął się całując go w policzek.
- Wezmę, wezmę.- gdy to powiedział dostał od siedzącego na nim chłopaka słodkiego całusa w usta, w którym została wyrażona zgoda na wszelkie zachcianki starszego.Tak więc Antonia nikt nie musiał dwa razy zachęcać i od razu wziął się do pokazywania swemu kochankowi jak bardzo go ceni...<A hentai do waszej wyobraźni>

            Oboje leżeli wtuleni w siebie. Panowała między nimi cisza. Nie wiedzieli co powiedzieć, ponieważ najpierw rozpoczęli od seksu a teraz cisza. Nagle Antonio się zaśmiał, kładąc się całym ciałem na Lovino.
- Dalej trenujesz?- spytał całując jego klatkę piersiową, na której były uwydatnione mięśnie.
-Ta... Dziewczyny przez całe trzy lata nie chcą dać mi spokoju. W kółko zapraszają mnie na grupowe randki, pomimo iż powiedziałem im, że jestem gejem.- mruknął czerwony na policzkach, ponieważ Antonio zaczął schodzić niżej pocałunkami. Oczywiście, Carriedo jak każdy mężczyzna czuł się w tej chwili piekielnie zazdrosny i oczywiście musiał zaznaczyć iż Lovino jest JEGO.
- Lovi..Jakie masz plany na przyszłość?- mruknął, zostawiając swój oddech na jego ciele. Po ciele chłopaka przeszły dreszcze.
-Hm.. Chyba policja lub zostanę prywatnym detektywem.
- Serio? W takim razie chce pana wynająć.- ten spojrzał na niego, a Fernandez ugryzł go delikatnie w sutek.
- Niby do czego?- warknął,próbując powstrzymać swoje ciało od reagowania na jego pieszczoty.
- Jest pewna osoba, która właśnie leży na niewinnym, słodkim i rozkosznym chłopaku i chce dalej go molestować a pragnie zostać kucharzem..
- Kucharz? W takim razie będę jego częstym gościem.
- Tak? Tak więc niech się pan przygotuje, bo pragnę pana schrupać.- powiedział prostując się.
- Co? Al..-przerwał mu pocałunkiem, rozpoczynając ich pierwszą lekcję gotowania...


***

Witam was moi mili. Powiem szczerze, że ta historyjka zajęła mi tak około całego tygodnia, pisania tylko na lekcjach, a sama się zdziwiłam gdy zliczyłam strony.... Oczywiście jest pierwsze yaoi, gdzie jakoś nie miałam wielkiej ochoty na pisanie hentaia a nie każdy lubi...
Jest i moje ukochane Spamano, dlatego spam z tą dwójeczką ;)

Yane;*


Continue Reading

You'll Also Like

74K 1.7K 62
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
5K 508 28
Erwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się po...
23.9K 964 24
„ink brought us together"
16.2K 3.8K 129
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...