Escape before the end || h.s.

By _mrsBlanco

339 42 16

W momencie, gdy myślała, że jej życie się skończy, ono tak naprawdę zaczęło się na nowo. Harry Styles to szan... More

000
001
002

003

24 4 0
By _mrsBlanco

Harry's POV:    

     Kolejne dni niestety nie szły zgodnie z tym, co sobie zaplanowałem. Za każdym razem, gdy choć próbowałem spędzić trochę czasu z Charlotte, ta po prostu wyrzucała mnie na korytarz. Nie rozumiałem zupełnie jej toku myślenia. Raz prosiła mnie, abym zostawał przy jej boku, z kolei przy następnym razie nie chciała mnie w ogóle widzieć.

     I zrozum tu te kobiety, Styles...

     Mimo wszystko starałem się uzasadnić jakoś jej czyny. Wiedziałem, co znaczy ból, cierpienie i chęć bycia samym. Będąc na skraju depresji miewałem myśli samobójcze, jednakże mam nadzieję, że Charlotte jeszcze to nie dotknęło. Wielokrotnie rozmawiałem z doktorem Wilson'em. Cierpiała. Cała nasza trójka była tego świadoma, ale nikt nie mógł nic zrobić. Tkwiliśmy w błędnym kole.

     A kto znajdzie rozwiązanie, dla tego złote gacie, jak powiedział Niall. Cóż, nie miałem normalnych znajomych.

     Na kilka dni musiałem odpuścić jednak wizyt w klinice. Byłem powoli zmęczony ciągłym brakiem jakiejkolwiek interakcji ze strony mojej podopiecznej. W pracy miałem także na głowie kilka rozpraw, z czego jedną już przegrałem. Był to ewidentny znak, że czas na odpoczynek; ja nigdy nie przegrywam.

     Cóż, w końcu nazywam się Harry Styles.


~♥~


     Trzydziesty października. Od pięciu lat czułem tego dnia większą pustkę niż zwykle.  Jak zwykle poinformowałem w kancelarii, że nie pojawię się w pracy. Dziwiąc samego siebie jednak, planowałem wybrać się do szpitala.

     Nie miałem na sobie dziś garnituru. Zarzuciłem na siebie zwykły czarny t-shirt, do którego dobrałem jeansy i vansy w tym samym kolorze. Nie ogoliłem się, nie zjadłem śniadania. Jedyne co, to wykonałem poranną toaletę. Zanim wyszedłem z mieszkania, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.

     Gdzie parę lat temu zniknął szczęśliwy mężczyzna, pragnący założenia rodziny, prowadzenia najlepszej kancelarii w Londynie, bycia szczęśliwym? Poczułem jak po policzku spływa kropla wody. Łza Harry, po prostu łza. Oh Mamo...

     Pusty wzrok wypełniony cierpieniem przeszywał mnie na wylot. Pusty wzrok, który już kiedyś napotkałem i nie byłem to ja.

     Oh, Charlotte Roberts, to znów Ty.

    Nie wiem co miała w sobie ta dziewczyna, ale intrygowała mnie. Każdego dnia, mimo ciągłego odrzucenia czułem potrzebę słuchania tego jak oddycha, patrzenia na to, jak szuka czegoś za oknem, czucia, jak przez przypadek wpada na mnie w drzwiach. Tamtego dnia pod sądem rzuciłem wszystko, byleby tylko ona była bezpieczna. Cała i zdrowa.

     Bo skoro ja nie mogłem być szczęśliwy, to chciałem dać tę możliwość komu innemu.

     Charlotte Bethany Roberts, wybrałem Ciebie. A może to nie ja, a czysty przypadek, zwany losem?

     Cóż...


     Puknij się w łeb, Styles.


~♥~


     Przekroczyłem próg kliniki, przyglądając się melancholii, która otuliła cały jej budynek. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, jaki był dziś dzień. Podziwiałem ich, że nie zapomnieli. Nadal pamiętali o niezwykłej Anne Cox, mojej najwspanialszej Mamie.

     - Harry - uśmiechnął się lekko doktor Wilson, gdy pojawiłem się w jego gabinecie. Widząc w jakim stanie byłem, objął mnie, klepiąc pokrzepiająco po ramieniu. Zacisnąłem zęby, nie pozwalając sobie na łzy. Odsunąłem się dość pospiesznie.

    Byłem już po prostu takim człowiekiem, że uczucia w miarę możliwości maskowałem, a nie okazywałem się z nimi.

     - Mogę iść do Charlotte? - zapytałem dla pewności, kierując się powoli w stronę jej sali. Po otrzymaniu zgody w postaci skinięcia głową, opuściłem teren pokoju Roberta.


~♥~


Charlotte's POV:

     Kropla za kroplą płynęła po brudnej szybie, znienawidzonego przeze mnie szpitalnego okna. Jako dziecko marzyłam o takim własnym zakątku, jednak nie spełniłam tego marzenia, tak więc po przybyciu do kliniki padło na obrzydliwy, stary, biały parapet.

     Każdy spędzony tutaj dzień dłużył się, ciągnąc mnie jednocześnie w głąb depresji, na której skraju byłam. Co z tego, że wiele osób próbowało mi pomóc, skoro kończyło się na tym, że po okazaniu im zaufania zostawałam sama?

     Może dlatego też nie chciałam widzieć tu Styles'a? Może się bałam, a on tak naprawdę chciał dla mnie dobrze?

     Nie Charlotte. Nie bądź głupia...


~♥~


     - Co ty znów tutaj robisz? - zapytałam zła, widząc osobę pana "cześć, zobacz jaki jestem bogaty" na swoim łóżku. Niech już przychodzi, ale nie dzisiaj.

     Nie w dniu, w którym chciałabym, aby obok była moja pierwsza wolontariuszka...

     Anne Cox była cudowną osobą, która naprawdę pomagała mi radzić sobie z myślą o chorobie. To ona nakłoniła mnie do stworzenia listy "50 rzeczy do zrobienia przed śmiercią". Szkoda, że nie może być obok, kiedy pragnę te cele realizować. Dlaczego osoby, które kochamy odchodzą?

     - Przyniosłem ci twój ulubiony sok z kawiarni za rogiem. Kelnerka powiedziała, że zawsze bierzesz go w poniedziałki. Dziś poniedziałek. - uśmiechnął się blado. Nie za wesoło ci, panie mecenasiku?

     Znaczy, to wcale nie jest tak, że ostatnie wieczory spędziłam w internecie, szukając jakiś informacji na jego temat, a gdzież tam...

     - Niepotrzebnie. Mówiłam ci, że nie potrzebuję pomocy, ale jak widzę nie zrozumiałeś, więc z łaski swojej opuść to pomieszczenie. - wyrecytowałam, przykrywając się kocem.

- Nie. - usłyszałam. Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę, słysząc sprzeciw. Zacisnęłam pięść w miarę sił. Byłam zła, ba, byłam wściekła! Ten człowiek coraz bardziej działał mi na nerwy.

- Jesteś moim wolontariuszem, tak? Więc zabieraj stąd swój tyłek, to mnie uszczęśliwi. - oznajmiłam, wpatrując się w niego.

     Wtedy dostrzegłam w jego oczach coś na podobieństwo... cierpienia? Nie, skąd by się tam miało wziąć? W końcu sprawia wrażenie szczęśliwego faceta.

     Rzucił na mnie spojrzenie pełne pogardy, a wychodząc trzasnął drzwiami. Przyglądając się jego oddalającej się sylwetce miałam nieodparte wrażenie, że kogoś mi przypominał.

    Kogoś bliskiego.

     Znów zatopiłam myśli w tym, co będzie ze mną jutro. Nie pragnęłam wiele. Chciałam po prostu spełnić kilka ostatnich marzeń, znaleźć miłość i spędzić ostatnie chwile przy jej boku.

    Czy szczęście musiało być tak drogie, że nie było mnie na nie stać?

     - Albo wiesz co, nie. Nie będziesz mną rządzić. - nie minęła minuta, a Styles ponownie znalazł się w mojej sali. Wstałam zdziwiona i stanęłam przed nim. Dwie zielone tęczówki wpatrywały się we mnie, przeszywając na wylot - kim ty jesteś, co? Kim jesteś, żeby tak traktować ludzi? Uwierz, próbowałem ci pomóc, próbowałem z tobą rozmawiać, myślałem o tobie, co mogę zrobić, żebyś chociaż na chwilę zeszła z tego twojego parapetu...

- O nie, od mojego parapetu to ty się odczep.

- ... i żebyś choć na moment się uśmiechnęła! - kontynuował, krzycząc. Dostrzegłam za nim Roberta, który zjawił się tutaj zapewne drogą naszej kłótni - potraktowałaś mnie jak pierwszego lepszego, jak śmiecia! A ja chciałem dla ciebie tylko i wyłącznie dobrze, chciałem ci pomóc, byłem w stanie rzucić wszystko, bylebyś tylko była cała i zdrowa...

- Cudownie, super, dziękuję! - krzyknęłam przez łzy - ale nie potrzebuję twojej dobroci, rozumiesz?! Jesteś taki jak wszyscy, więc nawet nie miałam zamiaru się przywiązywać! Drogi Harry Styles'ie, idź przelewać tę swoją miłość do pomagania komu innemu, na przykład mamie! Ciekawa jestem, czy o niej tak pamiętasz! Mnie po prostu zostaw w spokoju. - wrzasnęłam w końcu.

     Kubek, który trzymał w dłoni upadł na podłogę, a jego zawartość rozlała się. Po jego policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy, aż w końcu wyszedł szybkim krokiem, wymiijając Roberta.

- Charlotte... Coś ty narobiła... - usłyszałam.

    Chwileczkę, bo chyba czegoś nie rozumiem? 


~♥~


Harry's POV:

    To zdumiewające, że przez kilka słów Charlotte Bethany Roberts doprowadziłem się do takiego stanu. Całe popołudnie włóczyłem się po obrzeżach miasta, łkając z tęsknoty. Oczy piekły mnie od łez, a ja sam czułem się przegranym. Tyle lat trzymałem to wszystko w sobie, a dzisiaj, przez nią, uwolniłem to wszystko.

     Pod wieczór udałem się na cmentarz z ulubionymi kwiatami Mamy. Przed wejściem na jego teren wyrzuciłem papierosa, po czym skierowałem w odpowiednią stronę.

     Chwila moment.

     Co robiła tutaj Charlotte? Czy miałem już omamy, spowodowane dzisiejszą sytuacją w klinice?

- O nie, śledzisz mnie?! - zapytała. Westchnąłem, zapalając znicz i kładąc kwiaty na marmurze. Usiadłem obok, milcząc. Czułem na sobie wzrok dziewczyny. Spojrzałem na nią.

- Co? - zapytałem zdezorientowany. Brunetka analizowała wzrokiem każdy fragment mojej twarzy.

- Harry, czy to była twoja mama? - pokiwałem niepewnie głową, chowając twarz w dłoniach - ja... Boże, nawet nie wiesz jak okropnie się czuję... Przepraszam, ja... ja powiedziałam to wtedy pod wpływem emocji. Nie miałam pojęcia... - zaczęła się tłumaczyć.

- W porządku. - oznajmiłem cicho.

- Nie, nie jest w porządku. Miałeś rację. Nie mam serca i traktowałam cię jak śmiecia. Ale robiłam to tylko dlatego, że się bałam, rozumiesz?

- Chciałem ci tylko pomóc, chciałem spełnić nawet twoje pięćdziesiąt życzeń. Chciałem czyjegoś szczęścia, skoro sam nie mogłem być tym szczęśliwym. - wytłumaczyłem.

- Bałam się, że będziesz kolejną osobą, której zaufam, a potem skończy się jak zawsze, że znów zostanę sama... Gdy pani Anne odeszła...

- Czekaj, co? - przerwałem jej - moja mama była twoją wolontariuszką?

- Nie wiedziałeś? - zdziwiła się - tyle mi opowiadała o swoim synu... Zawsze była z ciebie taka dumna. Nie wierzę, że naprawdę trafiłam akurat na ciebie. - wyszeptała.

     Wpatrywałem się w napis na nagrobku do momentu, gdy poczułem jak Charlotte niepewnie wtula się w moje ramię. Spojrzałem na nią, spotykając się z jej zapłakanym spojrzeniem.

- Przepraszam. - usłyszałem. Objąłem ją, przysuwając bliżej do siebie. Obserwowałem nasze dłonie, które po chwili splotły się ze sobą.

- Tkwimy w tym razem. - wyznałem.


     I choć czuję, że na początku nie będzie łatwo, to damy radę. Mamo, wiem, że maczałaś palce w tym, że teraz opiekuję się Charlotte. I wiesz co?


     Dziękuję.

Continue Reading

You'll Also Like

13.5K 2K 10
Siódma część serii „Call Me".
288K 13.2K 36
Aria jest recepcjonistką w ogromnym koncernie. Nic nieznaczącym trybikiem w korporacyjnej machinie. Na firmowej imprezie wpada w oko jednemu z pijany...
381K 11.1K 45
Christian Martin młody biznesmen, właściciel dużej firmy architektoniczno-budowlanej. Wraz ze swoim kotem Sisi prowadzi spokojne życie. Jedyną rzeczą...
259K 6.7K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...