Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAW...

By Namadine

31.2K 2.7K 779

Wskutek nieszczęśliwego wypadku młoda studentka w niewyjaśniony sposób odbywa podróż w czasie i przenosi się... More

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział czwarty

1.6K 145 21
By Namadine


Najbliższej nocy nie byłam w stanie zmrużyć oka dręczona chaotycznymi myślami kłębiącymi się w głowie, nie dającymi ani chwili wytchnienia, zupełnie tak, jakby mój umysł nie był ani odrobinę zmęczony wydarzeniami dzisiejszego dnia. Przewracałam się w łóżku z boku na bok przybierając coraz to bardziej wymyślne pozycje, które pomogłyby mi w osiągnięciu wymarzonego snu, tym bardziej, że czas nadal płynął nieubłaganie, bez względu na to, czy faktycznie odpoczywałam, czy tylko coraz bardziej się irytowałam niemożnością zaśnięcia, a co za tym idzie – z każdą kolejną straconą minutą miałam mniejsze szanse na wyspanie się przed kolejnym pracowitym dniem, co tylko potęgowało moją rosnącą złość i tutaj koło się zamykało.

Kim był mężczyzna, którego spotkałam w Londynie i czego ode mnie chciał? Na to pytanie nie byłam w stanie znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi, przynajmniej nie do czasu, gdy uda mi się zobaczyć z nim po raz kolejny, a nie wątpiłam, że ten moment prędzej czy później nastąpi. Pogodziwszy się niejako z tą myślą, mój zagubiony tok rozumowania powędrował na zupełnie inne tory, podsuwając mi myśli, na które dotychczas nie wpadłam i nie uznałam, by były one w jakikolwiek sposób istotne dla sprawy. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie szczegóły wypadku z uwzględnieniem nawet najbardziej trywialnych rzeczy, takich jak dokładny czas czy to, co wydarzyło się w ciągu tamtego dnia, który jeszcze do niedawna wydawał mi się płynąć w tym samym spokojnym i nawet nieco nudnym rytmie. Wiedziałam, w co byłam ubrana, jakie rzeczy miałam przy sobie, przypomniałam sobie też dokładnie fakt, że tuż przed wkroczeniem na jezdnię rozejrzałam się na wszelki wypadek, a jednak pomimo tego i świecącego się dla mnie zielonego światła zaledwie chwilę później zostałam potrącona. Jeśli moja pamięć mnie nie zwodziła, a wspomnienia były autentyczne, samochód był w jasnym kolorze, dochodziła ósma wieczorem, a oprócz mnie na przejście weszły jeszcze dwie bądź trzy inne osoby. Czy im też przydarzyło się to, co mi? Może gdybym zaczęła rozglądać się uważniej, udałoby mi się ich znaleźć, a potem wspólnie dotrzeć do źródła tej tajemnicy?

Zmarszczyłam brwi. Co jeśli mężczyzna z moim szalem był właśnie jedną z tych osób? Musiał wiedzieć o tym wszystkim, co się wydarzyło, w żaden sposób nie sprawiał wrażenia zdezorientowanego czy takiego, który nie wiedziałby, gdzie się znajduje, nawet uciekając przede mną przemierzał wąskie uliczki wyjątkowo pewnie, prawdopodobnie znając obraną przez siebie drogę. Dlaczego w takim razie nie zechciał ze mną porozmawiać...?

Usiadłam gwałtownie na łóżku i nerwowo odgarnęłam opadające na oczy kosmyki włosów rozglądając się po skąpanej w mroku sypialni. Płomień dogasał już w kominku i jedynym źródłem ciepła stały się teraz żarzące się leniwie węgle, stąd też stopniowo spadająca temperatura w pokoju, która również zaczynała na mnie nieprzyjemnie oddziaływać. Byłam wściekła, potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym podzielić się tymi wszystkimi przemyśleniami, jednak nie znałam nikogo, kto byłby do tego odpowiedni i komu mogłabym wystarczająco bardzo zaufać. W pierwszej chwili pomyślałam o Sebastianie, ale natychmiast zrezygnowałam uznawszy, że tak szczegółowe wtajemniczanie go byłoby najpewniej jedną z najgorszych decyzji, jakie mogłabym podjąć. Ciel był inteligentny i jego pomoc z pewnością okazałaby się nieoceniona, nie zmieniało to jednak faktu, że był dzieckiem z kompletnie innej epoki i całą masą własnych problemów na głowie. Przydałby mi się ktoś bezstronny, nie opowiadający się za nikim, kto pomógłby mi pozbierać myśli do kupy, jakoś je uporządkować i nie wykorzystał tej wiedzy w żaden sposób, ktoś taki, jak...

Mroczny Żniwiarz.

Wygrzebałam się spod ciepłej kołdry i postawiłam bose stopy na podłodze, by móc sięgnąć po stojący na szafce nocnej kandelabr i zapalić umieszczone w nim świece, a następnie narzucić na ramiona długi szlafrok spoczywający dotychczas na oparciu drewnianego krzesła i tak wyposażona skierować się ku wyjściu z sypialni. Wielogodzinne gdybanie zmęczyło mnie do reszty, tym bardziej, że w chwili obecnej nie mogłam zrobić absolutnie nic, aby rozwiązać tę zagadkę, postanowiłam więc nie leżeć dłużej bezczynnie w łóżku i iść do kuchni po coś ciepłego do picia. W ten sposób powinnam być w stanie na jakiś czas odciążyć swój umysł i może również go oczyścić.

Bez cienia zaskoczenia stwierdziłam, że na korytarzu nie było żywej duszy, w czym upewniłam się trzymając w dłoni żelazną podstawę świecznika i rozglądając się wokół. Oba krańce holu pozostawały niewidoczne dla moich oczu, niknące w ciemności nocy i wszechogarniającej, głuchej ciszy, tak odmiennej od osobliwego gwaru, który zdawał się panować na co dzień w rezydencji, głównie dzięki trójce hałaśliwych służących. Zamknąwszy za sobą drzwi ruszyłam w kierunku kuchni, ostrożnie stawiając bose stopy na okrytej dywanem posadzce w obawie, że któraś z obluzowanych desek może zaskrzypić i niepotrzebnie zwrócić tym samym uwagę któregoś z domowników. Cieszyłam się, że zdążyłam poznać na pamięć rozkład pomieszczeń w rezydencji, dzięki temu mogłam oszczędzić sobie błądzenia po pustych korytarzach i iść prosto do kuchni znajdującej się piętro niżej.

Do głównych schodów dotarłam bez żadnego problemu, kiedy jednak stanęłam u ich szczytu i dojrzałam rozciągający się przede mną ogromny hol, którego podłoga wyłożona była imitującymi szachownicę kafelkami, a blade, zimne światło księżyca wpadało przez częściowo rozchylone granatowe zasłony i słabo odbijało się od wielkiego, kryształowego żyrandola, odniosłam wrażenie, że moje usilne próby pozostania niezauważoną spełzły na niczym. Mocniej zacisnęłam dłoń na kandelabrze i sunąc dłonią po marmurowej poręczy zeszłam na parter, obserwowana martwymi oczami postaci namalowanych na zdobiących ściany portretach. Panująca wokół grobowa cisza sprawiała, że niemal słyszałam bicie własnego serca, gdy zatrzymałam się na półpiętrze i zerknęłam na boki, starając się nie poruszać przy tym głową.

Pomimo tego, że miejsce, w którym się znajdowałam było domem kilkoro ludzi, zadbane, bogato wyposażone, a nawet z pozoru przyjemne dla gości, nie mogłam pozbyć się wrażenia, jak gęsta i ponura aura unosiła się w rezydencji. Być może spowodowane to było potwornością morderstw, które zostały tu popełnione i nigdy nie ukarane; chłodem i dystansem głowy domu, który nie był w stanie włożyć uczucia w nic, co go otaczało lub po prostu wszechogarniającym smutkiem i przygnębieniem wywołanym historią mieszkańców, nie ulegało jednak wątpliwości, że tym, co wywoływało ją w największym stopniu musiał być żerujący tutaj demon.

Na litość boską, jakim cudem nikt, kto kiedykolwiek spędził tutaj więcej niż kilka godzin nie zorientował się, jak ogromne zło czai się za murami rezydencji Phantomhive...

Wzdrygnęłam się i nieco szybszym krokiem ruszyłam dalej przed siebie, nie chcąc włóczyć się po pokojach ani chwili dłużej, marząc o filiżance gorącej, relaksującej, ziołowej herbaty. Skręciłam w odpowiedni korytarz i przełknęłam ślinę, czując, jak wzdłuż kręgosłupa spływa mi lodowaty dreszcz na widok bezgranicznej ciemności rozciągającej się przed moimi oczami, wśród której kreowane przez wyobraźnię zjawy tylko czyhały na moje życie. Wzięłam głęboki oddech i powtarzając sobie w myślach, że w gruncie rzeczy nie miałam się czego obawiać, nie byłam bowiem żadnym intruzem na terenie posesji ani nie planowałam żadnego nikczemnego czynu, poszłam dalej, tym razem starając się skupić myśli wokół jakieś dobrze mi znanej piosenki – z miernym skutkiem. Wyczulone w półmroku zmysły odbierały o wiele więcej bodźców niż bym chciała, każdy najcichszy szmer czy stukot docierał do mnie ze zdwojoną siłą i sprawiał, że miałam coraz większą chęć zawrócić i zakopać się w pościeli przynajmniej do nadejścia świtu. Nie zrobiłam tego jednak i uparcie podążałam w kierunku kuchni, zacisnąwszy mocno zęby i wmawiając sobie, że nie powinnam aż tak bardzo skupiać się i zastanawiać nad nienamacalnymi, negatywnymi wibracjami unoszącymi się w przestrzeni. Trudno było mi się jednak nie przejmować, kiedy mogłabym przysiąc, że przed chwilą usłyszałam pojedyncze szurnięcie na podłodze w korytarzu nade mną, zupełnie jakby ktoś postawił tam tylko jeden, jedyny krok i zniknął.

Był tutaj. Nie widziałam go, ani nie słyszałam, ale wrażenie bycia obserwowanym wyraźnie się nasiliło, tym bardziej, że byłam świadoma, z czym miałam do czynienia. Sebastian mnie śledził, co wydało mi się niemalże naturalne, ostatecznie przecież nie miał absolutnie żadnych podstaw, aby mi ufać, więc pozwolenie, bym samodzielnie spacerowała w środku nocy po rezydencji byłoby z jego strony oznaką co najmniej nieodpowiedzialności wobec własnego pana. Nie wiedziałam tylko, czy w ogóle zechce się ujawnić czy też pozostanie w ukryciu do momentu aż ponownie wrócę do łóżka, a biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie sypiał, miał na to całą noc, więc wcale nie musiał się spieszyć.

Zwolniłam kroku, chcąc nie chcąc nasłuchując coraz uważniej, podświadomie próbując wyczuć źródło zagrożenia, a im bardziej mi się to nie udawało, tym intensywniej adrenalina szalała w moim ciele. Nie byłam pewna, czy ktokolwiek pozostawiał w rezydencji otwarte okno na noc, jednak ani to, ani ewentualny powiew chłodnego wiatru z zewnątrz, którego takie działanie mogłoby usprawiedliwiać nie zaprzątało moich myśli na dłużej, ponieważ do moich uszu dobiegły odgłosy cichego, rytmicznego stukania przypominającego kołatanie do drzwi. Rzecz w tym, że w części korytarza, w której się znajdowałam nie było żadnych pokoi, a więc rozbrzmiewający tak blisko mnie dźwięk sprawiał wrażenie, jakby dochodził gdzieś z głębi ścian. Albo z piwnicy pode mną.

Panicznie odgarnęłam kilka niesfornych kosmyków włosów za ucho, czując, jak bardzo zaschło mi w gardle i jak mimowolnie byłam coraz bliższa płaczu. Musiałam się stąd wydostać, jak najszybciej dojść do jakiegokolwiek pokoju, wtedy też przestałabym czuć się więźniem tego klaustrofobicznego korytarza, który na domiar złego zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Moja panika stale rosła i wybuchła po raz kolejny, gdy nagle usłyszałam pojedyncze, donośne, głuche uderzenie nieopodal siebie, dobiegające dokładnie zza murowanej ściany. Natychmiast oddaliłam się z tego miejsca, oprócz strachu zaczynając odczuwać także gniew, świadoma, że musiałam wpaść w jakąś niewytłumaczalną pułapkę, niemożliwym było bowiem, aby droga do kuchni wydłużyła się przez noc o tak znaczącą odległość. Truchtem biegłam przed siebie jeszcze jakiś czas, zaczynając sądzić, że być może uczestniczyłam właśnie w jednym z własnych koszmarów, z którego nie potrafiłam się nijak wybudzić, przekonanie to jednak szybko wyleciało mi z głowy, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że oprócz odgłosu własnych stóp na wyłożonej dywanem posadzce, w korytarzu rozbrzmiewało teraz także narastające echo ciężkich kroków kogoś jeszcze, kogoś, kto właśnie za mną biegł i to o wiele szybciej niż ja.

Wrzasnęłam krótko, odruchowo, gdy wydało mi się, że właśnie zostałam dogoniona, a przeraźliwe tupanie rozbrzmiało tuż obok mnie, by w następnej sekundzie rozpłynąć się w głuchej ciszy nocy, jakby spłoszone moim krzykiem. Przez chwilę stałam na środku korytarza kurczowo zaciskając powieki i powtarzając w głowie te same słowa niczym mantrę: uspokój się, nic ci nie grozi, on nie może zrobić ci krzywdy, uspokój się... Mimo to wcale nie czułam się lepiej, wręcz przeciwnie, zaczynałam odnosić wrażenie, że jeszcze chwila i kompletnie oszaleję albo chociażby zwymiotuję. Przypuszczałam, że Sebastian postanowił połączyć pilnowanie mnie podczas tej nocnej przechadzki wraz z ukaraniem mnie za niesubordynację na ostatnim spacerze oraz odrobiną rozrywki dla samego siebie. Nie miałam wątpliwości, co do tego, że w jakikolwiek sposób udało mu się wpłynąć na moje otoczenie lub umysł, musiał się świetnie bawić.

Krótki, ciepły oddech, który owiał mój kark sprawił, że błyskawicznie odwróciłam się na pięcie, a kiedy w dalszym ciągu nie zobaczyłam absolutnie niczego, co mogłoby go wywołać, poczułam się tak, jakby ktoś usunął mi grunt spod nóg. Serce kołatało się mojej klatce piersiowej niczym uwięziony koliber, łzy napłynęły do oczu, dłonie drżały jak w stanie delirium i choć w tamtej chwili byłam pewna, że znów zostałam kompletnie sama na korytarzu, mogłabym przysiąc, że jeszcze sekundę wcześniej coś znajdowało się tuż za mną, tak blisko, że czułam na sobie jego oddech w pełnym tego słowa znaczeniu.

Kiedy jednak zwróciłam się z powrotem w kierunku kuchni, stanęłam niemalże twarzą w twarz z Sebastianem znajdującym się teraz zaledwie kilka centymetrów ode mnie i porażona jego nagłym, całkowicie bezszelestnym pojawieniem się prawie wypuściłam z ręki świecznik cofając się o krok, gdy krzyk uwiązł mi w gardle. Nie sądziłam, że w takiej sytuacji moje myśli pobiegną w tym kierunku, ale poczułam wszechogarniającą ulgę, gdy uświadomiłam sobie, że to on, oznaczało to bowiem, że jego piekielna gra nareszcie dobiegła końca.

- Usłyszałem krzyk, coś się stało? Dlaczego nie jesteś w łóżku? – zapytał ze stoickim spokojem, a nawet subtelną nutą troski w głosie, przysuwając nieznacznie trzymany w dłoni niewielki świecznik, tak jakby chciał lepiej mi się przyjrzeć.

- Nie, wszystko w porządku. – Sukinsynu. Nerwowymi ruchami otarłam łzy, które niekontrolowanie spłynęły mi po policzkach. – Nie mogłam spać, chciałam iść do kuchni po coś do picia... ale chyba lepiej pójdę się położyć.

- Zbladłaś – stwierdził, ignorując moją odpowiedź.

- Zawsze jestem blada. – Draniu.

- Chodź ze mną, filiżanka czegoś gorącego z pewnością sprawi, że lepiej się poczujesz i szybciej zaśniesz. – Odsunął się na bok i wskazał na skąpany w mroku korytarz, który teraz nie wydawał mi się być nawet w połowie tak przerażający, jak kilka chwil wcześniej, co przypominało faktyczne wybudzenie się z koszmarnego snu.

Chcąc nie chcąc podążyłam przodem i już po kilkunastu krokach stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do kuchni, które wcześniej z jakiegoś niewyjaśnionego powodu znajdowały się kompletnie poza moim zasięgiem, bez znaczenia jak długo nie przemierzałabym holu. Sebastian puścił mnie przodem w drzwiach, a kiedy usiadłam przed niewielkim roboczym stolikiem, on zajął się rozpalaniem kilku innych świec poustawianych na blatach, by już po chwili całe pomieszczenie rozświetlone było przyjemnym, ciepłym blaskiem. Podszedł do jednej z komód i wyciągnął z niej puszkę pełną herbacianych fusów, po czym zabrał się za przygotowywanie naparu. Dopiero wtedy, czując, że nerwy wyraźnie opadły, zwróciłam uwagę na to, że nie miał na ramionach fraku kamerdynera, a jedynie białą koszulę i kamizelkę, którą zwykle nosił pod nim. Zapewne jeszcze do niedawna cieszyłabym się z tego, że nareszcie miałam szansę w spokoju porozmawiać z nim sam na sam, tym bardziej, że to on zaaranżował tę sytuację, teraz jednak nie byłam w stanie wykrztusić nawet słowa i pustym wzrokiem wpatrywałam się w jego smukłe ramiona i długie palce, tak starannie pracujące nad przyrządzeniem prostej herbaty, aby miała idealny smak.

- Zastanawiałam się nad tym, co się dzisiaj wydarzyło – mruknęłam po chwili.

- Doprawdy? – W jego tonie nie wyczułam ani krztyny zaskoczenia, musiał więc tylko czekać, świadom, że prędzej czy później poruszę przy nim ten temat.

- Tak.

- Do jakich doszłaś wniosków?

- Że następnym razem nie mogę pozwolić mu uciec i skonfrontuję go z tym, co się stało. Czekał tam na mnie, chciał, żebym go zobaczyła, a kiedy próbowałam z nim porozmawiać – umyślnie się mnie pozbył. To nie ma zbyt dużo sensu – odparłam uznawszy, że uchylenie rąbka własnych przemyśleń nie może mi wyjść na złe, tym bardziej, że Sebastian z pewnością przekaże moje słowa Cielowi, a w chwili obecnej nawet krótka dyskusja o tym sprawi, że poczuję się nieco lepiej. O ironio.

- Jeśli patrzysz na to z tej strony to faktycznie nie ma. – Zerknął na mnie przez ramię i uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.

- Nie bardzo rozumiem – mruknęłam, choć w gruncie rzeczy to banalne, wypowiedziane przez niego stwierdzenie samo w sobie dało mi wystarczająco dużo do myślenia, bym niespodziewanie wpadła na pomysł, o którym wcześniej nie pomyślałam. – Chyba, że wcale nie chodziło o niego...

Sebastian odwrócił się do mnie przodem i postawił na stole przede mną filiżankę pełną złocistej, aromatycznej herbaty, sam zaś oparł się lędźwiami o kuchenny blat i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, cały czas nie odrywając ode mnie wzroku, z wyraźnym zainteresowaniem oczekując na ciąg dalszy mojej wypowiedzi. Wzięłam w dłoń łyżeczkę, dziękując mu za przygotowany napój, w gruncie rzeczy będąc pogrążoną głęboko we własnych przemyśleniach.

- Może po prostu to nie z nim miałam porozmawiać – przyznałam, zaskoczona tym, jak prosta, a zarazem istotna okazała się być moja własna konkluzja. – Stał tam i czekał aż zwrócę na niego uwagę, nie aż podejdę, by zamienić z nim parę słów. Właściwie on sam mógł nie mieć pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, jego zadanie polegało tylko na przyciągnięciu mnie gdzieś, w jakieś konkretne miejsce - oczywiście!

Spojrzałam prosto w ciemne oczy Sebastiana, czując rosnące podniecenie tym, że nareszcie wpadłam na jakiś sensowny pomysł i nie stałam już dłużej w miejscu, on zaś słuchał mnie z pełną uwagą i nonszalanckim uśmiechem malującym się na idealnie wykrojonych ustach.

- Od początku znajdowaliśmy się w zatłoczonym centrum Londynu – kontynuowałam, mówiąc bardziej sama do siebie niż do niego – ale z jakiegoś powodu nie zniknął mi z oczu przez kilka przecznic, gdy próbowałam za nim iść, straciłam go z zasięgu wzroku dopiero za tym jednym skrzyżowaniem, być może to tam miałam iść. Może to tam przebywa ktoś, kto będzie potrafił mi to wyjaśnić.

Z westchnieniem opadłam na oparcie drewnianego krzesła, które zajmowałam, wyjątkowo dumna z tej dedukcji, co pozwoliło mi całkowicie pozbyć się resztek lęku.

- Proszę o poinformowanie mnie przed kolejnym planowanym wyjazdem do Londynu, z wielką chęcią będę panu towarzyszyć – dodałam.

- Naturalnie. Tymczasem jednak napij się herbaty, jest już bardzo późno, a jutro czeka nas pracowity dzień.

- Ma się rozumieć. – Ostrożnie upiłam łyk z filiżanki i niemal rozpłynęłam się nad tym, jak wyśmienicie smakowała. – A pan? Nie wygląda pan na dopiero wyrwanego ze snu.

Jego brwi nieznacznie powędrowały ku górze.

- Miałem jeszcze kilka nie cierpiących zwłoki zadań do wykonania – odpowiedział zdawkowo, ale uprzejmie. – Bardziej martwiłbym się jednak o twoje własne zajęcia, tym bardziej, że panicz zażyczył sobie przeznaczenia kilku godzin tygodniowo na nauczenie cię paru niezwykle przydatnych, a nawet niezbędnych czynności.

- Och... - wyrwało mi się, poczułam się bowiem kompletnie zaskoczona tą informacją. – Oczywiście. Mogę wiedzieć, czego dokładnie mają one dotyczyć?

- Dowiesz się tego w swoim czasie, na naszym najbliższym spotkaniu pojutrze o dziewiątej rano w bawialni na piętrze.

- Wydawało mi się, że chce pan pomóc mi zasnąć, a nie wprowadzić tylko jeszcze większy zamęt w mojej głowie – skomentowałam pół żartem, pół serio.

- Wydawało mi się, że wyraziłem się jasno.

Ostatnia wypowiedziana przez niego kwestia nabrała o wiele groźniejszego wyrazu biorąc pod uwagę fakt, że serdeczny uśmiech ani na chwilę nie zniknął z jego twarzy. Sebastian nie znosił sprzeciwu, co najpewniej szanowała cała grupa pozostałych służących, a do czego ja wciąż nie byłam przyzwyczajona. Dla świętego spokoju przytaknęłam i wbiłam wzrok w drobinki fusów unoszące się w herbacie.

- Wracając do tematu... - Zrobił krótka pauzę w oczekiwaniu aż znów nawiążemy kontakt wzrokowy. – Rezydencja ma już swoje lata i śmiało można rzecz, że wiele przeszła, nic więc dziwnego, że bardziej wyczulone osoby mogą doświadczać pewnych nieprzyjemnych wrażeń, trzeba jednak pamiętać, że wytwory ludzkiej wyobraźni nie posiadają mocy, aby wyrządzić jakąkolwiek krzywdę. Cały teren posiadłości jest natomiast pilnie strzeżony, nie ma takiej możliwości, aby jakikolwiek intruz wślizgnął się do środka niepostrzeżenie. Jako ceniony gość i pracownik hrabiego jesteś więc tutaj całkowicie bezpieczna.

Przez dłuższą chwilę milczałam wpatrując się w niego uważnie, usiłując wyczytać cokolwiek z jego oczu, jednak moje usilne próby spełzły na niczym, umysł Sebastiana był przede mną kompletnie zamknięty, umożliwiający dostrzeżenie tylko tego, na co on sam pozwalał. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby te kilka sekund wystarczyło mu, aby całkiem dobrze zorientować się w moich odczuciach. W mojej głowie pojawiły się pewne wątpliwości odnośnie tego, czy miał pełną świadomość tego, że wiedziałam o jego prawdziwej naturze, czy też tylko się tego domyślał.

Przełknęłam ślinę. Dla mojego zdrowia i życia o wiele lepiej by było, gdyby wciąż opierał się na samych przypuszczeniach i nigdy nie poznał prawdy o mojej wiedzy zarówno na temat jego, jak i łączącego go z Cielem kontraktu. Tymczasem jednak Sebastian dał mi dobitnie do zrozumienia, że działanie po ich stronie było dla mnie możliwie najbezpieczniejszym wyjściem, żeby nie powiedzieć jedynym.

- Rozumiem – odpowiedziałam, na co nieznacznie skinął głową, wyraźnie zadowolony, że nie musiał się powtarzać, ani tłumaczyć, co miał na myśli. – Nie musi się pan tym przejmować.

- Doskonale. – Wyprostował się i zabrał ode mnie pustą już filiżankę, by od razu ją wyczyścić. – Chcesz żebym odprowadził cię z powrotem do sypialni czy trafisz tam sama?

- Nie trzeba, sir, poradzę sobie. – Wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku drzwi. – Dobranoc.

Usłyszałam, że odpowiedział jeszcze na moje pożegnanie, jednak nie zarejestrowałam jego dokładnych słów, zbyt przygnębiona natłokiem własnych myśli, w dalszym ciągu czując nieprzyjemny ścisk stresu w żołądku.

Continue Reading

You'll Also Like

8.6K 437 23
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...
18.3K 1.2K 37
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
34.1K 2.5K 117
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
235K 8.4K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...