Liceum im. Anakina Skywalkera...

Artificial_Human

20.2K 1.4K 2.3K

Dwie klasy w typowej, polskiej licbazie nieustannie ze sobą rywalizują, aż w końcu dochodzi do pewnego incyde... Еще

Prolog: Bomba jądrowa
Popołudnia takie są
Casino Royale
Joga, tort i papierosy
BONUS: Radosna twórczość Kylo Rena

Przez ciekły azot do serca

3.2K 189 454
Artificial_Human


Rey przeciągnęła się w czarnej pościeli i poprawiła różową poduszkę, a potem zaczęła wdychać zapach krwi, smutku, brokatu i niespełnionych marzeń, które razem tworzyły zapach Kylo. Bardzo ładny zapach.

Noc była po prostu wyśmienita. Szalona, ale mimo wszystko wspaniała.

***

Z kasyna wracali w milczeniu, przerywanym przez ciche chlipanie Bena, który skulił się na tylnym siedzeniu i słuchał Green Day i Lorde na swoim IPodzie. Odwieźli do domu Finna, który postanowił przygarnąć psa na jedną noc, a potem Han uznał, ze Rey nie może wrócić do Unkara ( w końcu ukradła mu jego kradziony samochód). Solo zaproponował jej, że przenocuje ją u siebie. Ben zaczął się burzyć, ale nadal siedziało mu się z trudem, więc po chwili tylko kiwnął z niezadowoleniem głową.

Leia bez problemu się zgodziła, ale nie mieli żadnego pokoju gościnnego, więc zaproponowali jej nocleg w pokoju Bena.

Dziewczyna miło się zaskoczyła, gdy weszła do ich domu. Spodziewała się czarnej rezydencji mroku z trumnami zamiast łóżek, a zastała ładny, mały i przytulny domek.

No cóż, pokój Bena stanowił wyjątek. Duży, czarny, obwieszony plakatami i zabałaganiony. Ren znowu się zbuntował, bo Leia i Han kazali Rey spać w JEGO łóżku, a swojego syna skazali na materac, który położyli w drugiej części pokoju.

Szatynka była zachwycona. Legowisko Bena było zupełnie inne od jej wąskiego i twardego łóżka u Unkara. Co prawda, trochę przeszkadzało jej mruczenie Kylo, które dobiegało z drugiego końca pokoju, ale w sumie, było to bardzo seksowne mruczenie, dzięki któremu sen przyszedł do niej szybko i łatwo.

***

Rey przez chwilę myślała, ze to najlepsza pobudka w jej życiu. Potem poczuła na twarzy okropne pieczenie.

Szybko otworzyła oczy i zerwała się. Piękny zapach Kylo ulotnił się, zamiast tego poczuła ostry swąd pasty do zębów. Spojrzała na materac chłopaka. Był pusty.

Podeszła do toaletki i zajrzała w lustro. Ktoś (ciekawe kto) namalował na jej twarzy wielki i bardzo niestosowny rysunek. Pastą do zębów.

Przez chwilę chciała szybko pójść do łazienki i to zmyć, ale wpadła na lepszy pomysł. Zeszła na dół, bo dobiegały ją stamtąd odgłosy rozmowy.

Rodzinka siedziała już w kuchni. Leia nuciła pod nosem i smażyła jajecznicę z boczkiem, Han czytał gazetę i wcinał kiełbasę, podczas gdy Kylo powoli jadł jakieś kiełki i chleb z sojową szynką.

- Dzień dobry - powiedziała głośno.

- Dzień dobry - Han mruknął i uniósł głowę. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie. - Co ty masz na twarzy?

Ben mruknął coś do siebie i wyjątkowo skupił się na kiełkach. Potem zrobił się czerwony jak brzuch typowego Polaka po pierwszym dniu wakacji w Egipcie.

Rey wytrzeszczyła oczy.

- Mam coś na twarzy? - wyjąkała.

Leia odwróciła się w ich stronę.

- Masz...męskie genitalia - wykrztusiła ze zdziwieniem, a potem spojrzała na syna. - Ben, wiesz coś o tym?

Kylo milczał.

- Ben - warknął Han.

- Nie jestem Ben, jestem Kylo Ren! - wrzasnął w końcu.

- Dobra, Kyle Ron. Co to ma być?

- No bo ona mi zajęła łóżko! - zawył chłopak. - I w ogóle jest głupia!

- O, nie, to ty jesteś w tej chwili głupi. Chłopie, masz siedemnaście lat. W marcu będziesz miał osiemnaście. A ty porywasz psy i jeździsz z maczetą po osiedlu. Tak poza tym, czy ty pojechałeś wczoraj MOIM Harleyem do szkoły, a potem zabrałeś go do kasyna, trzymając psa i maczetę?

- Nie pojechałem nim do kasyna - wyjąkał Kylo. - Pojechałem bimbą.

- A gdzie Harley?

- Nie wiem.

Han uderzył pięścią w stół, a Rey pomyślała, ze chyba już wie, po kim Ben jest taki wybuchowy.

- Jak to nie wiesz? - wrzasnął. Ren skulił się.

- Nie wiem - chlipnął.

Leia westchnęła i podeszła do Rey.

- Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, żebyś mogła to zmyć.

Pasta zeszła, ale wcześniej zdążyła oparzyć dziewczynę, więc na jej twarzy został ogromy, czerwony ślad.

Leia poklepała ją po ramieniu.

- Nie martw się, po kilku dniach zejdzie. A Ben dostanie szlaban.

Rey spojrzała na swoją wychowawczynią i uśmiechnęła się blado

- Mam taką nadzieję.

Z kuchni cały czas dobiegały je głośne krzyki. Leia znowu westchnęła.

- Tak jest prawie codziennie. Ta dwójka się nie trawi.

- Współczuję - wymamrotała Rey. - Nie próbowali państwo wysłać go do jakiegoś zakładu, czy czegoś w tym stylu?

- Raz pojechał na obóz socjoterapeutyczny. Ale odesłali go po pięciu dniach. Wiesz, on nie jest głupi, zagiął opiekunów i zdemoralizował młodzież. Ale ja nie chcę go nigdzie wysyłać, bo go kocham. Ale Han ma problemy.

- A może jakieś wyjazdy na ryby, czy coś w tym stylu?

Organa pokręciła głową.

- Próbowali. Han miał przebity haczykiem policzek, a Ben zanętę i robaki we włosach. A potem nie odzywali się do siebie przez tydzień, co było w sumie w miarę wygodną alternatywą.

- Rozumiem - mruknęła dziewczyna.

- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała ją kobieta, gdy niechętnie skierowały się w stronę kuchni.

- Nie ma pojęcia, Unkar raczej nie chce mnie widzieć.

Organa zamyśliła się. Potem usiadła na krześle i spojrzała na syna, który zbierał kiełki z podłogi.

- Niestety, u nas jest za mało miejsca, gdybyśmy mieli jeszcze jeden pokój, to mogłabyś u nas zamieszkać...kiedy masz urodziny?

- W styczniu.

- No właśnie, nawet nie musiałabyś się jakoś wielce babrać z sądem, przez te trzy miesiące mogłabyś spokojnie tu mieszkać bez łażenia po prawnikach...gdybyśmy mieli jeden pokój więcej...

- I tak bym nie pozwolił jej tu mieszkać! - huknął Kylo

- Morda, gówniarzu - warknął Han.

- Han, spokojnie, lepiej nam pomóż.

Mężczyzna przez chwile zastanawiał się, a potem na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Znam kogoś, kto może zająć się nią przez ten czas. Zaraz zadzwonię.

***

Po trzech godzinach Rey stanęła przed szeregowcem. Wyglądał tak samo jak poprzedni, ale znajdował się w zupełnie innym miejscu. Bliżej osiedla, na którym mieszkał Hux. bliżej pomnika Cegielskiego, przy którym dziewczyna miała się pojawić za dwie godziny.

Han zbliżył się do niej i pokazał jej drzwi. Zapewnił ją, że będzie jej dobrze, a potem wsiadł do Sokoła. Dogadał się z Unkarem- Han zabrał samochód i nie zgłosił na policję kradzieży. Zgodnie z przewidywaniami, Plutt nie chciał widzieć Rey, pozwolił jej zabrać rzeczy, a potem kazał wypieprzać.

Na szczęście, Solo miał dobrą znajomą.

Jednak budynek był trochę inny. Mieszkania były szersze. I piętrowe.

Szatynka zapukała do odpowiednich drzwi i po chwili wyłoniła się z nich twarzy pani Kanaty.

To ona była tą dobrą znajomą.

- Wejdź, wejdź- zaprosiła ja do środka. - Myślę, ze będzie nam się dobrze żyło.

- Ja też jestem dobrej myśli - Rey uśmiechnęła się do historyczki/właścicielki kasyna/plastyczki/nawiedzonej kobiety i weszła do środka.

Mieszkanie było większe od tego należącego do Unkara i dużo przytulniejsze. Kanata wskazała jej schody, a potem zaprowadziła do ładnego, średniej wielkości pokoju.

- Rozgość się. Za parę dni zacznie się rozprawa, już zadzwoniłam do prawnika, od razu, gdy Han się ze mną skontaktował. Ale nie martw się, dziecino, zostaniesz ze mną, w końcu Plutt nawet się ucieszy... Wiesz, pójdzie wyjątkowo łatwo, będą musieli zrobić jakieś inspekcje, ale...-uniosła dłoń i potarła kciuk i palce wskazujący.

- Bardzo dziękuję - dziewczyna cały czas nie wierzyła w swoje szczęście. Jeszcze parę godzin temu była załamana, a teraz...była w bajce, cały czas wydawało jej się, ze zaraz obudzi się w śmierdzącej stęchlizną dziurze Unkara.

- Jakbyś czegoś potrzebowała, to mów. Mam dużo funduszy, ale lubię skromne życie, ale nie narzucam ci takiego stylu, jeżeli będziesz miała na coś ochotę...

- Raczej nie, prze całe życie jakoś sobie radziłam - Rey uśmiechnęła się szeroko.

Kanata zrobiła jeszcze dwie dobre rzeczy.

Po pierwsze, pozwoliła jej się rozgościć w samotności.

Po drugie, bez problemu wypuściła ją przed siedemnastą.

***

W słuchawkach Huxa huczał Rammstein przeplatany z Laną del Rey. Czekał pod pomnikiem od kilku minut, a po jego koleżankach nie było śladu.

Lubił Rey, aż go to dziwiło, ale zauważył, ze dziewczyna jest całkiem miła i ładna. Wiadomo, nie była taka jak Kylo, ale jednak...

Do jego główki wpadł genialny pomysł. Prawie tak genialny jak program 500+.

Zaczął analizować go w głowie, ale nagle ktoś szturchnął go w ramię.

Szybko zdjął słuchawki i odwrócił się. Rey stała za nim i uśmiechała się do niego.

- Cześć - wymamrotał.

- Cześć - odparła dziewczyna.

Przez chwilę stali w niezręcznym milczeniu.

- Jeszcze nie ma Phasmy?

- Mhm.

Kolejne cztery sekundy ciszy.

- Lubisz Rammstein?

- Skąd wiesz? - zdziwił się Bren.

- Masz ich koszulkę - zaśmiała się dziewczyna

- No tak, mam - Hux przygładził materiał. - Uwielbiam niemiecką muzykę.

- Widać - mruknęła Rey. - Czego jeszcze słuchasz?

- Lany del Rey...czasem Fall Out Boy, Kylo mnie tym zaraził...no i jeszcze Chet Faker, nie wiem czy znasz...

- Pytasz czy go znam? - prychnęła szatynka. - Uwielbiam!

Bren ożywił się.

- Ulubiona piosenka?

- Drop the game.

- Drop the game.

Spojrzeli na siebie z rozbawieniem.

- Słyszałeś, podobno za kilka dni mają wydać nową piosenkę.

- The Trouble With Us? No tak, słyszałem.

- Na serio, kocham tego gościa i jego rudą brodę - zaczęła z podekscytowaniem. - Ogólnie, faszynują mnie rudzielcy, najlepiej piegowaci. Wiesz, kiedyś chcę być fotografem i podróżować po świecie i robić zdjęcia takim marchewom... - po chwili uświadomiła sobie z kim rozmawia. Spąsowiała i urwała w połowie zdania, na szczęście Brendol tylko zaśmiał się cicho.

- Może kiedyś zrobisz mi sesję?

- Chętnie, jak tylko będę miała aparat.

Uśmiechnęli się do siebie szeroko. Rey pomyślała, ze Hux wygląda całkiem ładnie, gdy nie ma miny zdenerwowanej Anny Grodzkiej.

- Czymś się jeszcze zajmujesz? Oprócz odrabianiem lekcji i sprzątaniem? - spytała zaczepnie.

- Owszem. Czytam. Dużo czytam.

- O, ja też. A co najbardziej lubisz?

- Wiedźmina...

Rey otworzyła szeroko oczy.

- Nie wierzę. Ja też. Geralt jest po prostu... przepiękny. Ale Yen ssie.

- O tak, posysa po całości. Triss jest najlepsza. Nie wiem czy czytałaś opowiadania, ale jeszcze była wspomniana taka fajna dziewczyna. Oczko.

Rey na razie nie chciała się przyznawać, że w sumie przeczytała tylko opowiadania i raz obserwowała grającego Finna.

- O, Oczko też polubiłam, chociaż nie było o niej zbyt wiele. Ogólnie, mógłby być z kimkolwiek, ale nie, jego serduszko bije do tej niewydarzonej, czarnowłosej lafiryndy. Nie znoszę jej.

Hux pomyślał, że faktycznie, czarnowłose lafiryndy posysają. Chociażby pewna czarnowłosa lafirynda, która nieźle namieszała mu w głowie.

Nagle wypełnił go dziwny gniew, skierowany w stronę Kylo. Tak, był sfrustrowany, bo chłopak nie odwzajemniał jego uczuć. Postanowił się zemścić, dlatego szerzej uśmiechnął się do Rey.

- Ładnie ci w oliwkowym - stwierdził z uśmiechem, a dziewczyna zarumieniła się. Może, jeśli zaprzyjaźni się z Huxem, to przestaną realizować ten głupi plan z rozdzieleniem klas?

- Dziękuję. A ty całkiem znośnie wyglądasz, gdy nie masz na sobie mundurka.

- Dzięki. Mam jedno małe pytanie - zbliżył się do niej. - Dlaczego masz na twarzy karniaka? - szepnął uwodzicielsko.

- Spałam u Kylo i mi go zrobił.

Krew Huxa zawrzała. Spała u niego? Z nim może też?

- Jak to?

- Długa historia.

- Mamy czas.

Rey otworzyła usta, ale nagle podeszła do nich Phasma. Szybko objęła nową koleżankę i pomachała Huxowi.

- Możemy już iść? - spytała, a potem poprawiła paski od swojego ogromnego plecaka ze stelażem. Na razie był pusty.

- Jasne, tędy - Hux wskazał im kierunek, ale w sumie nie musiał tego robić.

Fabryka IgloHuxa była ogromna i stała sto metrów od nich.

- Jaki mamy plan?

- Wejdziemy tam, przedstawimy się...

- Ale przecież poznają, ze nie jesteśmy pracownikami - jęknęła Rey.

Powoli zbliżali się do ogromnej bramy.

- Zapominasz, ze nazywam się tak samo jak mój ojciec, poza tym, pracownicy mnie znają. Ci, którzy są wyżej postawieni wiedzą, że ojciec mnie tu nigdy nie wpuści, ale większość myśli, że mogę wszystko.

- To dobrze - westchnęła z ulgą Phasma. - Co dalej?

- Powiem wszystko w trakcie - szepnął Hux.

Zbliżyli się do bramy wjazdowej, której pilnował strażnik.

- Dzień dobry - Bren uśmiechnął się szeroko. - Brendol Hux, będę oprowadzał te dwie niewiasty po naszej fabryce.

Mężczyzna spojrzał na nich. Rey uśmiechnęła się nieśmiało, a Phasma spojrzała na niego wyzywająco. Potem ochroniarz uważnie przyjrzał się Brenowi i chyba zorientował się, ze nie kłamie. Był rudy, wysoki i zielonooki. Taki wygląd nie wróżył niczego dobrego, tylko kłopoty w pracy.

Dlatego kiwnął głową i otworzył bramę.

- Pierwsza część zaliczona - szepnął Hux. - Teraz przejdziemy do sali, w której trzymają kitle.

- Jest tu sala, w której trzymają kitle? - prychnęła cicho Phasma, ale potem zamilkła, bo weszli do ogromnego holu, w którym krzątało się pełno ubranych na biało pracowników.

- Mój ojciec jest drobiazgowy - odparł Hux. Potem wepchnął dziewczyny do odpowiedniej wnęki.

- Wow - westchnęła Rey.

Wszędzie leżały białe kitle. Wszędzie. Wszystkie były idealnie poukładane.

- Ojciec zatrudnia składaczy - szepnął Brendol, a potem podszedł do kupki i podał dziewczynom fartuchy. Później sam ubrał się w biały strój.

Spojrzeli po sobie i wybuchnęli cichym śmiechem. Wyglądali co najmniej głupio;

- Dobra, teraz najtrudniejsza część. Na drugim końcu fabryki znajdują się magazyny z ciekłym azotem, później transportują go do ostatniego etapu mrożenia. Będziemy musieli zwinąć jak najmniejszą beczułkę z transportu, zanim go tam dowiozą. Inaczej szansa przepadnie.

- Może odpuścimy? - jęknęła Rey. - Ze zwykłych różyczek też się ucieszą.

-Nie - uciął Bren. - Idziemy dalej, musimy zdążyć.

W milczeniu przemykali przez puste korytarze. Bren doskonale wiedział, gdzie powinni pójść. Co chwila skręcali, przechodzili przez drzwi, chowali się we wnękach. Jak prawdziwi tajni agenci.

Nagle usłyszeli czyjeś kroki, a w pobliżu nie było żadnej wnęki, jedynie białe drzwi.

- Co teraz? - wyszeptała gorączkowo Rey.

Hux chwycił ją za rękę, a drugą pokazał Phasmie drzwi.

Na szczęście, były otwarte. Brendol pociągnął szatynkę do zaciemnionego pokoju, poczekał na Phasmę, a potem zatrzasnął drzwi.

Czekali w ciemności, wsłuchując się w swoje oddechy. Gorący jak pieczywo z Tesco oddech Rey był bardzo blisko twarzy Brena. Chłopak chciał ją odsunąć, ale wiedział, ze nie może. Musiał zobaczyć minę Bena.

W pomieszczeniu było wyjątkowo zimno i śmierdziało mięsem.

Echo kroków było coraz bliżej, a serce Phasmy zaczęło bić szybciej. Nie chciała być przyłapana, to oznaczałoby kłopoty dla jej mamy, która pracowała w IgloHuxie.

Przerażona Rey przytuliła się do Huxa. W napięciu oczekiwali momentu, w którym będą mogli opuścić dziwny pokój.

Nagle znów zalało ich jasne jak głowa Seby w letni dzień światło, a drzwi otworzyły się. Cała trójka zbliżyła się do siebie.

Do środka weszło dwóch wysokich mężczyzn w kitlach. Na widok Brena uśmiechnęli się szeroko.

- O, Brendol Junior! - zawołał jeden z nich. - Po co tu przyszedłeś?

Hux przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

- Wiesz, Mirek, jesteśmy tu po ciekły azot. Tata mnie wysłał po jakąś małą beczułkę.

Rey spojrzała ze zdziwieniem na rudzielca. Co on kombinował?

- No tak, dobrze się składa, zaraz mieliśmy go bezpośrednio transportować do mrożenia, wiesz, dzisiaj ostatnia partia - Mirek zaśmiał się rubasznie. - Chodźcie, zaprowadzę was.

Szatynka i blondynka uśmiechnęły się do siebie. Brendol dumnie wyprostował się i wyszedł z pomieszczenia eskortowany przez dwóch pracowników. Dziewczyny wlokły się za nimi.

- Dlaczego nie mogliśmy tak od razu? - szepnęła Phasma.

- Pewnie chciał się pobawić w agenta - prychnęła Rey.

A potem spojrzała na zadowolonego chłopaka. Był całkiem uroczy,oczywiście nie tak jak Ben, ale jednak. I mógł jej się przydać.

Mężczyźni zaprowadzili ich do odpowiedniej hali, po drodze rozmawiając z Brenem o Krakowie, Łodzi, Sosnowcu i innych pomyłkach tego świata.

- To tutaj - Mirek wskazał im dewary czekające na transport do innej hali.

- W zasadzie to dlaczego używają ciekłego azotu? - zastanowiła się Phasma

- To najszybsza metoda - mruknął Hux. - I kosztowna, ale mój ojciec lubi rozmach. I uwielbia patrzeć na otwieranie tego szajsu.

- A co się wtedy dzieje? - zaciekawiła się Rey.

- Wylatuje taki zarąbisty dym. Z resztą, zobaczysz to pojutrze, jak będziemy przygotowywać te róże.

Tymczasem Phasma otworzyła plecak, a mężczyźni włożyli do środka beczułkę. Dziewczyna głośno jęknęła.

- To jest za ciężkie.

Rey i Hux szybko do niej podeszli i przytrzymali od spodu plecak.

- Dużo lepiej - mruknęła blondynka.

Zaczęli opuszczać magazyn (mieściło się w nim bezpośrednie wyjście na zewnątrz, gdy nagle powstrzymał ich czyjś krzyk.

Ubrany na granatowo mężczyzna stał na podwyższeniu i wpatrywał się w nich podejrzliwie.

- Kto wam pozwolił to wnosić? - wrzasnął.

- Zmywamy się - sapnął Hux.

Zaczęli pokracznie biec.

- Złapcie ich, do cholery! - wydarł się facet. Ubrani na biało pracownicy przez chwilę tkwili niepewnie w miejscu, ale pobiegli wykonać polecenie.

Ale, mimo ciężaru, uczniowie mieli młode kości. Wybiegli prędko z budynku, zanim pracownicy zdążyli się pozbierać.

- Gdzie teraz? - spytała gorączkowo Rey. Mimo tego, że nie przebiegli zbyt długiego dystansu, spociła się jak pedofil obserwujący plac zabaw.

- W krzaki - zarządził Hux.

Na dworze było już ciemno, a to stwarzało dobre warunki do ucieczki. Szybko wykonali polecenie Brendola.

W momencie, w którym umościli się w kłujących krzakach, na zewnątrz wybiegli pracownicy, jednak nie mieli ze sobą latarek.

- Zwiali - mruknął jeden z nich

- Jak wytłumaczymy się szefowi?

- Nie wiem. Może powiemy mu, że... spadł i wylał się.

Po chwili dołączył do nich głos zarządcy.

- Niech Hux się o tym nie dowiaduje. Nie chcemy mieć problemów. Zwalimy winę na dostawcę azotu, powiemy że wysłali nam za mało.

- Dobrze, szefie.

Uczniowie czekali jeszcze kilka minut. Potem wyszli z krzaków najciszej jak potrafili.

- Udało nam się - wyszczerzyła zęby Phasma.

- Byłeś genialny - Rey uśmiechnęła się i pocałowała Huxa w policzek. Bren zaczerwienił się, ale tylko na twarzy.

Blondynka patrzyła na to z lekkim uśmiechem, ale gdzieś w głębi serca poczuła dziwne ukłucie. Nie wiedziała jakie było jego źródło, ale nagle poczuła się jak Michał Boni spoliczkowany przez Janusza Korwin-Mikkego.

- Kto to zabierze do domu? - spytał po chwili Hux.

- Ja nie - mruknęła Phasma. - Mama tu pracuje i jeszcze by był problem.

- Ja lepiej też nie - westchnął Bren.

Oboje spojrzeli na Rey.

- Dobra, mogę to do siebie wziąć, mam całkiem blisko - mruknęła.

- Okej. To do poniedziałku - Phasma uśmiechnęła się, objęła koleżankę i poszła.

Dopiero, gdy oddaliła się, zdała sobie sprawę, z Rey pewnie potrzebowała pomocy.

Niech się wali. Skoro woli całować po policzkach Huxa, to niech on jej pomoże. Nie chciała tego do siebie dopuścić, ale w duszy wiedziała. Jeszcze nie była na to gotowa, nie potrafiła przyznać się przed samą sobą.

Bardzo szybko wróciła do domu. Mama bez słowa dała jej kolację, a potem zaczęła opowiadać o swoich koleżankach, problemach w pracy i portalach randkowych. Jakby Phasma chciała tego słuchać...

Tymczasem Hux uparł się, ze pomoże koleżance. Mimo protestów Rey, wziął plecak i zarzucił go na ramiona.

- Na prawdę, nie musisz tego robić - westchnęła, gdy zaczęli opuszczać Plac Cegielskiego.

- A co, mam patrzeć jak się męczysz? - prychnął Brendol.

- No..nie, ale mógłbyś mi tylko trochę pomóc, no nie wiem. Ten plecak jest cholernie ciężki.

- Może dla ciebie - sapnął, chociaż ciężar prawie wbijał go w podłogę. Sam metalowy dewar trochę ważył, a w środku znajdowało się pięć litrów ciekłego azotu, który był tylko trochę lżejszy od wody.

- Na pewno nie chcesz, żebym ci pomogła?

Przez chwilę milczał. Nie wiedział, czy lepiej stracić dumę czy kręgosłup.

- No dobra, jakbyś mogła to troszkę przytrzymać od spodu... - jęknął w końcu.

- Nie ma sprawy - Rey westchnęła z ulgą. Nie lubiła patrzeć, jak ktoś odwala za nią całą brudną robotę. Zbliżyła się do chłopaka i położyła dłonie pod plecakiem.

- Dużo lepiej - sapnął Hux.

Przez chwilę przemierzali w milczeniu idealne, pozbawione psich kup i doskonale oświetlone ulice.

- Ile części Wiedźmina czytałaś? - zagadał nagle Hux.

- Ech, tylko te dwie z opowiadaniami. Wiesz,"Ostatnie życzenie" i 'Miecz przeznaczenia" - westchnęła cicho Rey.

- Ja mam wszystkie. Mogę ci pożyczyć.

- Na prawdę?

- Jasne. Przyniosę ci w poniedziałek do szkoły.

- Ostatnio mówiłeś, ze nie chcesz ze mną gadać w szkole.

Bren zarumienił się lekko.

- No, trochę się zmieniło.

Rey spojrzała na niego uważnie.

- Co dokładnie?

- No, wiesz...teraz widzę, ze jesteś fajna. Nie spodziewałem się, że możesz być tak do mnie podobna.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Patykowaty, rudy Hitler okazał się być bardzo sympatycznym, młodym nazistą. Takim, który potajemnie wypuszcza z obozu Żydówki, jeśli spełnią jego najdziksze fantazje,

Zaczęli dyskutować o Geralcie (Rey uważała, ze jest słodki i dzielny, Bren uważał, że ma za jasne włosy i ogólnie jakiś taki sztywny jest).

W końcu dotarli pod szeregowiec, ale nadal kłócili się o Yennefer i rodzaj śmierci, który by dla niej wybrali. Dlatego Hux zdjął plecak i usiedli razem na zimnym krawężniku.

- Ja bym ją spaliła - stwierdziła Rey. - Koniec kropka, żadnego wrzucenia do komnaty z głodną strzygą.

- Ale wiesz, byłby większy rozmach.

- Ale jeszcze by się z tego przypadkiem wywinęła.

- Może założymy obóz koncentracyjny dla znienawidzonych postaci? - w oczach Huxa pojawił się fuhrerowski błysk.

- To by było fantastyczne - szatynka rozmarzyła się i położyła na zimnym, pustym chodniku. Potem spojrzała na gwiazdy. Brendol spojrzał na nią ze zdziwieniem, a potem sztywno położył się obok niej. Czuł bakterie i brud, które od razu wpełzły na jego koszulkę, ale było całkiem wygodnie.

- Kogo byśmy tam dali?

- No, na pewno Yen.

- Joffrey. Z Gry o tron.

- Peeta. Igrzyska śmierci, taka mała, blond ciota.

- No to jeszcze ten przydupas Sarumana. Jak mu było?

- Grima - odpowiedział szybko Bren.

- O, tak. I Kapitan Ameryka. Nie znoszę Kapitana Ameryki.

- Jak można go nie lubić? - prychnął Hux. - Jest fajny

- Jest głupim bucem. Cały czas spina o coś dupsko.

- Wcale nie... no ale dobra, nieważne. Dolores Umbridge.

W oczach Rey zapłonął ogień.

- O tak, ją zabiłabym osobiście.

Wyobraziła sobie jak wchodzi razem z Huxem do baraków. Potem jej wizja poszła o krok dalej. Zobaczyła siebie i rudzielca z prostokątnymi wąsikami, golących Umbridge.

- O nie, to ja bym ją zabił - Brendol prychnął i lekko szturchnął ją w bok.

- No dobrze, jeśli zostawiłbyś mi Edwarda ze Zmierzchu.

- A bierz go sobie.

- Nie lubię takiego typu jak Edzio. Taki świecący pedałek.

- A jaki typ lubisz? - szepnął Bren.

- No...lubię...

- Hm?

- Czarno... To znaczy, nie mam konkretnego typu. A ty?

Chciał powiedzieć, ze jego typ to Kylo Ren, nic poza tym. Ale to nie był jego planem.

- Szatynki. Niezbyt wysokie.

Rey odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się. Chciała coś powiedzieć, gdy nagle telefon Huxa zaczął grać.

-Deutschland, Deutschland uber alles...

- Przepraszam, ktoś dzwoni - mruknął Hux. Potem szybko wyjął z kieszeni urządzenie i odebrał. - Halo? Tak, zaraz wracam. Nie, nikt mnie nie porwał. Nie, nie musisz wysyłać Alberta. Pójdę. Nie, nie jest mi zimno.

Rozłączył się i spojrzał z żalem na Rey. Potem podniósł się i pomógł wstać dziewczynie.

- Muszę już iść.

- Mama dzwoniła?

Na twarzy chłopaka pojawił się cień.

- Nie, Marta. Gosposia. Dobra, idę - szybko objął dziewczynę, a ona odwzajemniła uścisk. Stali tak przez kilka sekund, jak dwa zepsute puzzle, które na siłę próbują do siebie pasować. Bren pachniał wodą kolońską. Rey westchnęła, gdy w końcu ją puścił i sobie poszedł.

Jej małe serduszko już bilo dla kogoś innego. Ale Hux nie był zły.

Wróciła do swojego domu, przeprosiła Maz, ze tak długo jej nie było, położyła plecak z azotem w piwniczce, a potem poszła spać do swojego pięknego, dużego łózka.

Miała plan. Bardzo dobry plan.

***

W niedzielę rano wyszła z samochodu Maz.

- Ksiądz Skywalker zapowiadał wspaniałe kazanie - szepnęła Kanata.

Kościół w Nowobogackich Przedmieściach Wielkopolskich wyglądał jak typowy kościół w nowobogackich przedmieściach wielkopolskich. Duży, stylizowany na stary, chociaż miał niecałe dwadzieścia lat, z pseudogotyckimi witrażami, które zostały wykonane przez nieuważnego artystę. Sylwetki ludzkie wyglądały tam jak po roku w Rosji, albo po dniu w Sosnowcu.

Razem zaczęły dreptać w stronę budynku, gdy nagle zauważyły ciekawą scenę.

- Idziesz, czy tego chcesz, czy nie! - zawył Han. Wlókł za sobą Kylo, jakby chciał wrzucić zwłoki do Warty. Chłopak wrzeszczał, orał stopami ziemię i miotał się jak fretka na wolności.

- Nie chcę tato, jestem satanistą!

- Ja ci zaraz dam satanistę. Wejdziesz tam i zostaniesz pokropiony wodą święconą, chociaż pewnie zacznie wrzeć na twojej skórze.

Leia patrzyła na nich bezradnie i nie za bardzo wiedziała, którego ma uspokajać.

- Nie chcę!

- Mam to gdzieś, zaciągnę cie siłą...

Ben nie wytrzymał. Z całej siły uderzył ojca w brzuch, wyswobodził się z jego uścisku i czmychnął, gdzie pieprz, siostry Grycan i obietnice wyborcze rosną.

Han zaczął stękać i zgiął się wpół. Leia znowu nie wiedziała, czy ratować życie męża, czy gonić syna. Ostatecznie została przy stękającym Solo.

Rey pomachała do dyrektorki i spojrzała na nią ze współczuciem. Podobno Han i Kylo zachowywali się tak zawsze. Biedaczka, musiała z nimi wytrzymywać.

Mężczyzna po chwili podniósł się, a potem zacisnął pięści, ale Leia uspokajająco położyła dłoń na jego ramieniu i coś szepnęła. Skierowali się w stronę kościoła. Rey wzruszyła ramionami i podążyła za nimi.

Rey niecierpliwie czekała na kazanie, przy okazji bawiła się sznureczkami przy swoim płaszczu. Ciekawe, czy Hux też tu był. Pewnie nie.

Spojrzała na wszystkich ministrantów i szafarzy. Pan Windu, ojciec Finna; ich nauczyciel fizyki, Yoda, który chyba był w wieku pani Kanaty oraz woźny Kenobi. Przy scholi siedziała pani Tano i germanistka Luminara. Uroczo.

W końcu nadeszła upragniona chwila. Luke wszedł na ambonę i spojrzał na zebranych. Potem wyciągnął przed siebie ręce.

- Bracia i siostry - zaczął. - Chcę opowiedzieć wam wszystkim, co mnie ostatnio spotkało. Otóż, jak dobre wiecie, uczę religii w naszym lokalnym liceum - skinął głową do siedzącej w pierwszym rzędzie Lei. - Ostatnio dokonałem w nim ciekawej obserwacji.

Rey westchnęła. Fajnie, zostaną zgnojeni na oczach połowy społeczności miasteczka.

- Szatan, bracia i siostry. Szatan! Wkradł się między młodzież i hula wśród nich, siejąc spustoszenie!- wykrzyknął z pasją i wyciągnął dłonie. - Musicie wiedzieć, że na zgubne działanie mrocznego Anioła są szczególnie narażone młode osoby. Czasem pokazują swoją przynależność do Szatana poprzez ubiór...

Han jęknął. Miał ochotę udusić przyjaciela.

- Szatan jest w każdym z nas, musimy się go wystrzegać i uważać na swoje dzieci! W końcu nadejdzie do nas i zniszczy nasze miasteczko, jeśli nie zmienimy swego postępowania! Młodzież coraz bardziej się stacza i nie szanuje nauczycieli...

Rey wyłączyła się. Luke pokrzykiwał i gestykulował, a do dziewczyny już nic nie docierało.

O tak, do jej szkoły chodził szatan. Ubierał się na czarno i różowo.

***

Po mszy Leia i Han weszli na chwilę do Skywalkera.

- Chcieliśmy wpaść na herbatę - mruknął Han. - Ale musimy szukać naszego spierdolinowego syna.

- Han! - upomniała go Leia. - Jak ty się wyrażasz! Naszego kochanego...no dobra. Musimy szukać naszego syna.

- A co znowu zmalował? - westchnął Luke.

- Uderzył Hana w brzuch i zwiał.

- TO wszystko przez ciebie - syknął Han. - To znaczy, przez twojego ojca.

- Uważasz, że nasz syn jest...sobą, bo jego dziadek był komuchem?

- Tak.

- Błagam cię - jęknęła Leia. - Przecież pod koniec życia zaczął przywieszać krzyże.

- Co nie zmienia faktu, ze był komuchem.

- Han, spokojnie - mruknął Luke. - myślę, że geny nic nie znaczą. Patrz, ja jestem jego synem, a razem uciekaliśmy przed nim naszym Sokołem, rozwaliliśmy mu szopę, bo spalił domek na drzewie Lei, słuchaliśmy fajnej muzyki z Chewiem. A potem znowu rozwaliliśmy jego szopę, jak próbował ją naprawić, wiesz, z tymi przedszkolakami. A pamiętasz, jak zniszczył nasze iglo ze swoimi kolegami z partii?

- Raka dziedziczy się na ogól co drugie pokolenie - wycedził Han.

- Czy ty porównujesz zachowanie naszego syna do raka?

- Owszem. Coś ci się nie podoba? - podszedł do żony, która spojrzała na niego wyzywająco.

- Tak. Jesteś dla niego zbyt okrutny.

- Powinniśmy mu zrobić chemioterapię.

- Co sugerujesz?

Solo spojrzał na Skywalkera i uśmiechnął się zagadkowo.

- Może egzorcyzmy?

***

Resztę dnia Rey odrabiała lekcje, czytała Igrzyska Śmierci i Wiedźmina, jadła obiad, który przygotowała Maz (pyry z gzikiem i schabowe, rzecz jasna).

Kolo jedenastej odłożyła w końcu książkę. Boże święty, jak nienawidziła Yennefer i Peety ( co z tego, ze jej nienawiść do nich była głównie spowodowana przez nienawiść autorki). Miała nadzieję, ze Hux pamięta o obietnicy. Chciała do niego napisać i przypomnieć mu, ale w tym samym, momencie on napisał do niej.

Brendol: Jak tam azot?

Szatynka uśmiechnęła się do siebie.

Rey: nie zaglądałam do niego.

Brendol: Hah, żartuję Nie wiedziałem jak napisać.

Rey: Spoko. przyniesiesz mi tego Wiedźmina?

Brendol: Jasne, przynieść wszystko na raz?

Rey: A udźwignę?

Rey: Lepiej przynoś po kolei, dobra?

Brendol: No, spoko.

Zmieniłaś pseudonim użytkownika Brendol na: Huxi

Huxi: Dlaczego jestem Huxi?

Rey: bo tak tobie pasuje

Huxi: pff

Huxi zmienil twój pseudonm na: Reyka

Reyka: Co to ma być?

Huxi: Tak tobie pasuje

Szatynka zaśmiała się cicho. Chciał wojny, to ją będzie miał.

Zmieniłaś pseudonim użytkownika Brendol na:Hitler

Hitler zmienił twój pseudonim na: Yennefer

Yennefer: O nie, bez przesady

Hitler: Nie podoba się? :3

Yennefer: No, nie podoba.

Zmieniłaś swój pseudonim na: Arwena

Arwena; Tak lepiej

Hitler: Zdecydowanie

Hitler zmienił swój pseudonim na: Geralt.

Geralt zmienił twój pseudonim na: Triss

Geralt: Grałaś kiedys, w Wiedźmina?

Triss: Nie

Geralt: No, bo w pierwszej części Geralt i Triss... praktycznie na samym początku...

Triss:?

Geralt: No, wiesz

Zmieniłaś swój pseudonim na: Ciri

eralt: Ej, dlaczego?

Ciri: Tak jest bezpieczniej

Geralt: Pfff

Zmieniłaś swój pseudonim na: Oczko

Gerlat: Podrywasz mnie?

Oczko: być może

Geralt: ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Oczko: Taka mala dygresja. Masz gosposię?

Geralt: no, mam. I szofera też. I sprzątaczki. Ale mamy nie.

Rey zbladła.

Oczko: Bardzo mi przykro.

Geralt: E, przyzwyczaiłem się.

Oczko: CO się jej stało?

Geralt: No, głupia sprawa. Wyszła z wanny i poślizgnęła się. Po tym incydencie mój ojciec położył w łazience wykładzinę.

Oczko; Przykre... ja też nie mam rodziców.

Geralt: Wiem. A ty dlaczego?

Oczko: Taty nie znałam,a mama zwiała.

Geralt: Jezu, współczuję.

Oczko: Nie jest bardzo źle...

Geralt: Oboje mamy ciężko :/

I oboje kochali Kylo, ale mniejsza z tym.

Oczko: No cóż, może porozmawiamy o czymś innym?

Gerlat: Hmm

Geralt: Znienawidzeni bohaterowie już byli. To może teraz ulubieni?

Oczko: Okej

Hux przetarł oczy. Dochodziła trzecia, a on nadal pisał z Rey, po ulubionych bohaterach omówili każdego nauczyciela z liceum, trochę obgadywali Kylo i opowiadali o dzieciństwie. W końcu uznał, ze czas najwyższy przystąpić do ataku.

Bill Weasley: Na pewno wszystko dobrze z tym azotem?

Lana del REY: Ta, czemu znowu pytasz?

Bill Weasley: Mógłbym przyjść zobaczyć?

Lana del REY: Teraz? Jest 3 w nocy...

Bill Weasley: No, czemu nie.

Lana del REY: okej. Będziesz wiedział jak trafić?

Bill Weasley: Będę

Lana del REY; Ale wejdź przez okno, nie przez drzwi. Maz śpi.

Bill Weasley: Będę za 20 minut

Zamknął laptopa i spojrzał w lustro. Miał na sobie spodnie od piżamy, sprany podkoszulek i bluzę. To musiało wystarczyć. Ubrał szybko buty i otworzył okno.

Na dworze było zimno, ale nie przejął się zbytnio. Cicho wdrapał się na parapet i spojrzał w dół. Miał pokój na parterze, ale i tak trochę się bał.

W końcu wylądował miękko na ziemi.

Pobrudził sobie ręce, ale szybko wytarł je w spodnie. Nie poznawał siebie.

Powoli zakradł się wśród cieni ogrodu. Skierował się w stronę płotu.

Zaczął się wspinać i modlić, żeby nikt go teraz nie zauważył. Na samej górze znajdowały się szpikulce, miał tylko nadzieję, ze o żaden nie zahaczy i nie rozedrze spodni. To by było okropne.

Na szczycie upewnił się parę razy, ze nie zahacza, a potem skoczył, tym razem nie upadł tak miękko, a małe kamyczki wbiły się w jego dłonie.

Szybko zebrał się z ziemi i spojrzał na swój dom. Nagle poczuł się tak wspaniale wolny.

Wojskowym krokiem skierował się w stronę szeregowca Rey. Przemierzał w ciszy puste ulice i tylko co jakiś czas słyszał odległe szczekanie.

W końcu dotarł pod odpowiedni szeregowiec. Nie za bardzo wiedział, gdzie dokładnie mieszkała, a jego telefon był rozładowany. Świetnie. Obszedł budynek od tyłu. Znajdowały się w nim trzy mieszkania. Znając Kanatę która raczej była skromna i uboga ( w końcu była samotną nauczycielką), mieszkała w środkowym, najmniejszym mieszkaniu.

Wkradł się na podwórko i spojrzał na okno. Mógł się na nie wdrapać, jeśli pomógłby sobie rynną. Podszedł do ściany i chwycił się rury,a potem podciągnął się i spróbował chwycić parapet.

Ręka ześlizgnęła się boleśnie i uderzył się w kolano. Cóż, trudno.

Spróbował jeszcze cztery razy, aż w końcu udało mu się złapać. Teraz powinno być tylko łatwiej...

Podciągnął się i szybko przełożył drugą dłoń na parapet. Chyba pobrudził buciorami ścianę, gdy pomógł sobie nogami. Ale w końcu stanął na parapecie.

Ktoś leżał na łóżku i słodko spał.

Co za jędza, pewnie od razu zasnęła. Zapukał szybko w okno, ale Rey nie reagowała.

Stuknął jeszcze parę razy, a dziewczyna podniosła się powoli i podeszła do okna. Otworzyła je gwałtownie, a Hux prawie spadł.

- Rey? - wyszeptał.

Z ciemności wyłoniła się wąsata twarz bardzo brzydkiego i grubego mężczyzny.

- Gej, a nie Rey, tej - burknął. - Co tu robisz, rudy pokurwiu?

Bren znowu prawie spadł. Szybko chwycił się klamki.

- Co ty robisz? Mam zadzwonić po szkieły? - sapnął nieznajomy.

- Ja..przepraszam - wymamrotał Bren. - Pomyliłem drzwi...to znaczy...okno.

- Wymiataj, gówniarzu. Albo porozmawiamy inaczej.

- Oczywiście, przepraszam za najście - Hux uśmiechnął się krzywo i zeskoczył.

- Hej! - krzyknął przerażony mężczyzna. - Żyjesz?

- Żyję - syknął rudzielec.

- Aha. To wypieprzaj stąd.

Brendol był rozsądnym chłopcem, nie trzeba było powtarzać mu dwa razy. Szybko zwinął się z podwórka.

Musiał spróbować jeszcze raz. Może dla odmiany pójdzie do tego większego mieszkania?

Podwórko było zawalone bibelotami, co mogło wskazywać na Kanatę. W pewnym momencie prawie potknął się o jakiegoś przerażającego krasnala.

Powtórzył poprzedni schemat, tym razem poszło łatwiej, a w oknie już czekała Rey.

Na jego widok zrobiła zdziwioną minę, ale szybko otworzyła okno.

- Nie spodziewałam się, myślałam, ze żartujesz - wyjąkała, gdy pomogła mu wejść do środka.

Hux niezdarnie pocałować ja w policzek.

- Nie wierzysz w moje możliwości? - zaśmiał się.

- Teraz już wierzę - westchnęła.- Chodziło ci o azot?

Nigdy nie spodziewała się, że Bren może być taki... fajny? Miły? Interesujący?

- Nie - zaśmiał się Hux.

Kolejne słowa ledwo przeszły mu przez gardło.

- Po prostu...chciałem się z tobą zobaczyć.

- Och...-wymamrotała Rey. - To miłe. A ja nawet zakradłam się do piwnicy po twój azot.

Wskazała na dewar. Był szczelnie zamknięty.

- No, dobrze. Wytrzyma do jutra.

Powoli zaczął wycofywać się do okna z miną zbitego szczeniaka.

- Już idziesz? - zdziwiła się Rey.

- No, w sumie to tak.

- Poczekaj. Zostań. Rano skoczysz do domu po podręczniki.

Przekrzywił głowę i udawał, ze się zastanawia.

- No dobra.

Rey przez chwile zastanawiała się, jak to zorganizować. Zajrzała do jednej z szaf i dobrze trafiła - leżał w niej koc.

- Trzymaj - podała mu go, a potem weszła do łózka i przysunęła się jak najbliżej ściany.

- Dzięki - mruknął Hux. Położył się na drugim końcu i przykrył kocem.

- Dobranoc - szepnęła Rey.

- Dobranoc - odpowiedział.

- Cersei też jest głupia.

I tak, przez to krótkie stwierdzenie gadali przez następną godzinę.

Zasnęli dużo bliżej siebie niż planowali.

***

Kylo zauważył coś podejrzanego.

Dlaczego Rey i Hux przyjechali do szkoły razem? Dlaczego oboje byli dziwnie zaspani? I dlaczego Brendol był dla niego niepokojąco chłodny? Mimo, ze od jakiegoś czasu trwała lekcja, błądził daleko myślami.

- Solo, powtórz, co przed chwilą powiedziałem - stwierdził sztywno pan Threepio.

Ben spojrzał na dziwnego nauczyciela. Miał niezdrowo żółtawą skórę i złote włosy, w dodatku dziwnie się poruszał i miał bioniczną rękę (brał udział w eksperymentach, za swoje fundusze nigdy by jej nie kupił).

- Ginger should...

- Should? - powtórzył nauczyciel.

- I don't know - sapnął cicho.

- Why?

- Ja pierdzielę, nie wiem. Bo nie słuchałem, okej?

Poliglota spojrzał na niego uważnie, a potem zamrugał kilka razy.

- Co powiedziałeś?

- To co słyszałeś, żółty ćwoku - parsknął.

Nauczyciel otworzył szeroko oczy, a potem podszedł do laptopa.

- To ile punktów? Może -20 za arogancję?

- Wpisuj - mruknął cicho.

- Ooo, ktoś sobie nagrabił - zaśmiał się siedzący obok niego Poe.

Tak, mamuśka już zdążyła namieszać. Celowo usadziła go obok Damerona. Tragedia. Ben myślał, że się popłacze, gdy Poe usadowił się w jego ławce.

- Zamknij papę - warknął do niskiego chłopaka.

- Już się tak nie denerwuj, bo ci żyłka pęknie - zacmokał Poe.

- Zaraz tobie pęknie żyłka. Wszystkie żyłki.

- Oj, nie możesz mi grozić. Cały czas pamiętam o moim psie i maczecie. I o tym, ze zostawiłeś Harley swojego tatusia na moim podwórku

Ostatnio Kylo zwiał sprzed kościoła, żeby znaleźć pojazd ojca. Dopiero po jakimś czasie przypomniało mu się, że zostawił go u Damerona, który zanim oddał mu pojazd, zdążył się z niego ponaśmiewać (już dowiedział się o karze cielesnej).

Gdy wrócił do domu, jego ojciec wyskoczył z kryjówki, zarzucił mu prześcieradło na głowę, a Luke próbował przeprowadzić na nim egzorcyzmy, ale w środku ich odprawiania Ben stwierdził, ze to nudne i zamknął się w łazience. W sumie, to nawet spał w wannie, a biedny Han musiał pójść rano na dwór. I dobrze mu tak, nie będzie go zaciągał do kościoła i upokarzał. Tak przy okazji, proboszcz cały czas szukał chuligana, który miesiąc temu namalował na ścianie parafii czarno-różowy pentagram.

Nagle Finn szturchnął go w plecy.

- Hej, Crylo, nie możesz teraz sobie nagrabić bo znowu dostaniesz na dupę i będzie płacz - zarechotał.

Solo poczuł, ze od jego oczu napływają łzy, a jego serce rozpadło się na milion kawałeczków.

- Zostawcie mnie, dobra? - jęknął. - Jeszcze się zemszczę.

- Nie wątpię, Rylo, nie wątpię - stwierdził ironicznie Poe.

Potem już milczał (no i rysował po zeszycie Bena, gdy emo dziecko nie zwracało uwagi).

***

Na przerwie Kylo dopadł w trybie natychmiastowym Huxa, który schylał się nad swoją zdezelowaną szafką.

Co do szafek, liceum z pewnością nie było pięknym, odnowionym hajskulem. Szafki były brzydkie, stare i drewniane, w dodatku kilka osób trzymało w nich równocześnie swoje rzeczy, stołówka była okropna i prawie nikt w niej nie jadł, korytarze powykładano paskudną wykładziną, a na rzygowatych ścianach popowieszano tandetne obrazki. Sprzęt szkolny się sypał, jedyną w miarę porządną salą była klasa pani Kanaty. Brendol Hux czasem finansował szkołę, ale Snoke inwestował w paprotki, które stały dosłownie wszędzie. Nawet w toaletach.

Na widok Bena, Hux spróbował schować się za jedną z doniczek, ale Kylo zbliżył się do niego pewnie i przygwoździł do ściany. Paprotka skutecznie ich ukrywała.

- Co jest z tobą, Rudasku? - szepnął teatralnie.

Hux chciał mu powiedzieć, że jest zły, że tak bardzo chce z nim być, że się od niego izoluje. Że kręci z Rey, żeby Kylo był zazdrosny. Cokolwiek.

Ale zamiast tego zmierzył go chłodnym spojrzeniem.

- Nic. I proszę, żebyś tak do mnie nie mówił.

Ren spojrzał na niego ze zdziwieniem i odsunął się nieco. Poczuł w gardle wielką gulę.

- Dobra, przepraszam. Jak z azotem?

- Zaniesiony do woźnego, po szóstej lekcji zamrozimy róże, Phasma je kupiła - stwierdził oficjalnie.

- Jutro wolne, co nie?

- No.

- Masz jakieś plany? Może pojedziemy do Poznania, tak jak kilka razy w wakacje. Wiesz, pod Zamek Gargamela... - zaskomlał błagalnie Kylo.

Hux spojrzał na niego. Przypomniały mu się te skradzione chwile, gdy pojechali z Mitaką i Thanissonem do Poznania, przypadkiem rozdzielili się, a potem siedział z Kylo pod brzydkim zamkiem. Spoglądali wtedy w gwiazdy, które pojawiały się na niebie, a ich ramiona stykały się. Jeszcze nigdy wcześniej nie byli tak blisko siebie. Potem jeszcze kilka razy się tam spotkali, ale do niczego nie doszło. Takie najzwyklejsze rozmowy dwóch kolegów z klasy.

Chciał tam pojechać. Ale przypomniała mu się poranna rozmowa z Rey, w której już określił swoje plany na wtorek.

Kylo chciał, żeby Hux się zgodził. Chciał w końcu dać mu swój notatnik, w którym pisał wiersze, planował w końcu wyznać mu miłość.

- Nie - stwierdził sucho Bren.

- A co robisz? Mogę się dostosować...

- Co robię? Wiesz, Rey stwierdziła, ze trochę głupio, ze mam na profilowym zdjęcie legitymacyjne i zrobi mi jutro sesję, bo chce zostać fotografem, a pani Kanata jej dzisiaj kupi aparat.

- Idziesz z Rey na randkę? - wykrztusił Kylo.

Poczuł się tak, jakby uderzył w zdradziecką sosnę. Albo jakby ktoś oznajmił mu, ze ma zamieszkać w Radomiu.

- Można to tak nazwać - Bren przygładził sweterek i wydostał się na korytarz, pozostawiając w samotności osłupiałego Bena.

Robił sobie żarty, na pewno. Zaraz wróci i krzyknie "niespodzianka!". Pewnie w środę przyjdzie i go wyśmieje, a potem przytuli. Z cała pewnością tak będzie.

Solo w końcu wychylił się i spróbował odnaleźć w tłumie rudą głowę, jednak Hux zniknął.

Wstyd przyznać, ale rozpłakał się na środku korytarza. Uczniowie mijali go i rechotali, dziewczynki z pierwszych klas głośno szeptały, ale w końcu znalazła się osoba, która była w stanie mu pomóc.

- Co jest, Kylo? - usłyszał łagodny głos Phasmy. - Dobra, powiesz mi zaraz, zejdźmy z widoku, dobra?

Ren smarknął i kiwnął głową. Blondynka objęła go ramieniem i weszła z nim do pustej wnęki.

- Co się stało? - spytała troskliwie.

- Bo...Hux...mnie nie chce - zaszlochał.

Phasma znów poczuła to dziwne ukłucie. Wyciągnęła z kieszeni paczkę wyświechtanych chusteczek i podała jedną Kylo. Chłopak melodyjnie się wysmarkał i wytarł oczy, zostawiając na papierze ogromne, czarne ślady.

- Słuchaj, Kylo - poklepała go po ramieniu, a chłopak wtulił się w nią i zaczął szlochać. - Nie jesteś jedyną osobą, która cierpi, bo ktoś jej nie chce, dobra? A ty to przeżywasz jak Żyd okupację...

Do jej oczy napłynęły łzy. Tata jej nie chciał. I ktoś jeszcze jej nie chciał.

Stali tak do końca przerwy. Szlochający Kylo i Phasma przełykająca łzy. Wyglądali trochę jak Conchita Wurst i jej przyjaciele po ogłoszeniu wyników Eurowizji. A Kylo nawet przypominał Conchitę. Gdyby jeszcze miał brodę...

Ale potem czuli się trochę lepiej. Pulowerek Phamsy był cały mokry, ale za to wypełniła harcerski obowiązek.

***

- To na pewno bezpieczne? - jęknął Finn.

- Morda w kubeł - zgasił go Kylo. - Najlepiej w ten.

- Cicho bądź, Ben - syknął Hux, który przelewał azot do wiadra. Zgodnie z przewidywaniami, ciecz przepięknie dymiła.

- Ale to śliczne - mruknęła Rey, a potem zbliżyła się trochę do Brena, co nie umknęło uwadze Bena.

- Włożyłbym tam twarz Rena - zaśmiał się Poe.

- A ja twoją rękę.

- Dobra, bądźcie już spokojni, będziemy zanurzać te róże - westchnęła Phasma.

Cała parszywa szóstka stała w składziku, w którym kiedy został zamknięty Poe i tworzyła prezenty dla nauczycieli.

Phasma podawała różyczki, a Hux ostrożnie zanurzał je do połowy i podawał Kylo, który przekazywał je Finnowi, który rozdawał je nauczycielom.

- Oby im się spodobało - mruknął Poe. - Trochę się namęczyliśmy.

Blondynka spojrzała na niego morderczo.

- Ty się namęczyłeś? Ty? Co takiego niby zrobiłeś?

- A ty, mądralo? - Poe stanął na palcach, żeby spojrzeć w oczy nielubianej dziewczyny.

- Ja zdobyłam azot, karle - prychnęła.

- Ojojoj, należy ci się order - zaszczebiotał Dameron.

Dziewczyna zacisnęła pięść, ale Rey podeszła do niej i położyła jej dłoń na ramieniu.

- Spokojnie. Poe, już się nie spinaj.

- To ona zaczęła - burknął.

Ale potem przestał się burzyć, bo została jeszcze jedna róża, której Finn nie chciał zanieść.

- Nie pójdę do Tarkina, ja się go boję - jęknął.

- Kto pójdzie? - westchnęła Rey.

Nikt się nie odezwał.

- Wiecie co? - mruknął Hux. - Załóżmy, ze Tarkin już skończył.

Potem upuścił różę.

- Ups, co za pech.

Kylo uśmiechnął się do niego, a Bren przez moment chciał powiedzieć coś zabawnego, ale zamiast tego odwrócił wzrok.

***

We wtorek brunet zwijał się na łóżku i myślał o bólu egzystencji. Nie zszedł na śniadanie, nawet nie poszedł do toalety, mimo rozpaczy jego pęcherza. Nie chciał wychodzić do nikogo.

W końcu wyszedł do łazienki, zjadł obiad i przywitał się z całkiem zadowoloną mamą (ojciec pojechał na wycieczkę, zapowiedział, że przywiezie pieniądze). Róże zrobiły furorę, ale Hux nadal był wredny dla Bena.

Gdy wrócił do pokoju, poczuł się zdecydowanie lepiej. Odpalił laptopa, żeby zobaczyć, co ciekawego się wydarzyło. Wszedł na facebooka.

- O, Bren zmienił profilowe - mruknął do siebie.

Spojrzał na zdjęcie kolegi. Wyglądał na nim jak model, miał rozczochrane włosy i patrzył w obiektyw. Do tego miał gołe ramiona i użył filtru, który podkreślał piegi na jego obojczykach i ramionach.

Przez chwilę wpatrywał się w Huxa. Jego wzrok zdawał się przeszywać duszę.

Chciał już napisać komentarz, gdy zobaczył opis.

Najlepszy fotograf, Rey photography :3

W oczach Bena pojawiły się łzy. Zjechał w dół.

Kolejna aktualność wbiła go w krzesło.

Brendol Hux z: Rey Plutt

W związku z: Rey Plutt

Zacisnął pięści i poczuł palący ból w gardle,

To na pewno był żart. Zobaczył, ze Bren jest dostępny, więc napisał do niego.

Kylo Ren: hahahahahah, udane prowo

Rudasek: ?

Kylo Ren; No, ze jesteś z Brzydką Sierotą. Sam się przez chwilę nabrałem xDDDD

Rudasek...

Rudasek: To nie jest kawał, Ben. Jestem z Rey. Coś ci nie pasuje?

Odsunął się od komputera i zaczął szlochać. Potem wrzasnął i podszedł z wściekłością do swojej toaletki.

Wszystkie lakiery do paznokci spadły na ziemię, jednak to nie ukoiło jego gniewu. Z furią podszedł do ściany i zaczął zdzierać z niej plakaty, ale gniew cały czas w nim wzbierał.

- Ben, wszystko dobrze? - krzyknęła zaniepokojona Leia.

Gdyby weszła do pokoju, prawdopodobnie nie przeżyłaby tego.

Dlatego Solo odetchnął, chwycił długopis i notatnik, a potem wyskoczył przez okno z pokoju.

Po wylądowaniu na ziemi pobiegł w stronę lasu.

I nie myślał o niczym.

***

Wrócił wieczorem, tym razem drzwiami

Leia czekała na niego w kuchni, chciał ominąć ją i pójść do pokoju, ale mama pomachała do niego.

Westchnął i podszedł do matki.

- Usiądź, Ben - powiedziała cicho.

Spojrzał na nią spode łba, ale wykonał polecenie.

- O co chodzi? - warknął i poprawił grzywkę.

- Co się z tobą dzieje?

Przez chwilę milczał.

- Zawsze sprawiałeś problemy, ale ostatnio jest ich coraz więcej, Ben. I co to miało być za rysowanie po twarzy Rey? Nie mogłeś jej pozwolić zasnąć?

Nic nie powiedział, tylko spoglądał na swoje paznokcie. Powinien je pomalować, lakier zaczął się łuszczyć.

- Słuchaj , synu...zawsze tolerowałam twój styl, kupowałam ci ubrania, ale jeśli nie zmienisz zachowania, to przyniosę z piwnicy twoje stare ubrania i będziesz musiał je nosić. i zabiorę twoje kosmetyki. Ogólnie zrobimy to, co zapowiadał ojciec. A jeśli to nic nie da... mam to gdzieś, że w lipcu skończysz osiemnaście lat. Wyślemy cię do zakładu poprawczego.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Poza tym, mam jeszcze jedną sprawę.

- Jaką? - wycedził.

- Wasze klasy razem będą przygotowywać obchody Dnia Niepodległości.

- Mamy bawić się w kółko teatralne? - prychnął z goryczą.

- Nie, tym się zajmie Kanjiklub.

Kanjiklub został utworzony przez mangozjebów z mat-fiza, a jego nazwa przyjęła się nawet wśród nauczycieli. Nie było żadnej klasy 2D, był Kanjiklub.

Kylo już widział to przedstawienie. Pewnie nawet do tego przemycą japońskie motywy. Ohyda.

- To co mamy zrobić?

- Cały pochód, udekorujecie salę i tak dalej.

Ben schował twarz w dłoniach i jęknął.

- To nie koniec - dodała Leia. - Niedługo idziemy na pieszą wycieczkę po okolicznych miejscowościach. Kórnik, Rogalin...

- Po cholerę?

- Żeby umocnić wasze więzi i żebyście poznali regionalną historię i kulturę. I chcemy zrobić zdjęcia i ogólnie założyć fanpage, możliwe że dostaniemy dodatkowe fundusze.

- Ja pierdolę.

- Co powiedziałeś?

- Dobrze słyszałaś - Ren gwałtownie zerwał się z miejsca i poszedł do pokoju. Leia poczerwieniała ze wściekłości.

- Nie toleruję przeklinania pod tym dachem!

- To może mnie wywalisz? - zawył Kylo, a potem wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami tak głośno, ze ludzie w Chicago podskoczyli ze strachu.

Rzucił się na łóżko, które nadal było przesiąknięte obecnością tej lafiryndy i zaczął wrzeszczeć w poduszkę.

***

Poe siedział w pokoju Finna i rozmawiał z nim o kolejnych kawałach dla Bena. Zastanawiali się nad kradzieżą jego kosmetyków. Finn przy okazji sprawdzał aktualmości. Nagle wrzasnął.

- O co ci chodzi? - zdziwił się Poe.

- Rey jest z Generałem.

- Z Generałem? Żartujesz, prawda? - parsknął.

- TO zobacz.

Chłopak podstawił mu telefon pod nos, a Dameron wytrzeszczył oczy.

- Napisz do niej, przecież zwariowała.

Finn: Umawiasz się z Generałem? Powaliło cię?

Rey: No, umawiam.

Windu uniósł brwi.

- Wydawało mi się, że Hitler gapi się na Kylo, Rey w sumie też...

- Też mi się tak wydawało...

Finn: Podoba ci się? :O

Rey: Szczerze?

Finn: No, szczerze.

Rey: Nie

Finn: To po cholerę z nim jesteś?

Rey: A po cholerę rozdzielili nasze klasy?

Finn: Żeby nas zintegrować ;-;

Rey: Właśnie

Finn: Uważasz, ze jeśli zobaczą, ze jesteście razem to przywrócą stary porządek?

Rey: Dokładnie. Ale w sumie, on jest spoko, na serio. Miły, ogarnięty, lubi czytać...

Finn: On jest RUDY

Rey: No i?

Finn : Rudzi nie mają duszy, gdy pojawiają się w okolicy, ptaki przestają śpiewać, a kwiaty wysychają.

Rey: Odezwał się murzyn.

Finn: Ej! Nara.

Spojrzeli na siebie.

- Wiesz, chyba wszyscy mają problemy uczuciowe - zaśmiał się Dameron.

- Dobrze, ze my nie mamy, co nie?

Poe zarumienił się.









______________________________________________________________________

Szkoda, ze nie wpadłam na to wcześniej, bo mogłabym teraz sklecić jakiś świąteczny rozdzialik, który ładnie by się pokrył z fabułą. Niestety, licealiści nadal tkwią w zimnym piździerniku 2015. Jeszcze nie wiem, kiedy będzie u nich marzec.

W takim razie, wyobraźcie sobie mojego ulubieńca (emo Bena) w czarnych, króliczych uszkach, które znalazł w sekretnej szufladzie Lei.

I biednego Hana Solo, który uderza głową w ścianę.

Wesołych świąt! :')


Продолжить чтение

Вам также понравится

4K 545 24
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...
17.8K 1.1K 30
O Natalie Horner krążyła jedna plotka - dziewczyna nie istnieje. Córka szefa zespołu Formuły 1 po raz pierwszy w swoim życiu została pokazana publicz...
3.4K 153 28
Lina to córka Tony'ego Starka (Iron Mana), która wprowadza się do Avengers Tower. W tym samym czasie do Avengers ma dołączyć Bucky, który staje się j...
180K 10.3K 131
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...