Narratorem rozdziału jest Noah a rozdział dedykuje Alex_alexx. Niech się cieszy dziewczyna a co mi tam :3
-2395 - Powiedziała Ellie, teraz była moja kolej więc moje trybiki zaczęły myśleć.
-2+3+5 daje nam 10. 10 do potęgi 9 to 1000000000, usuwam 8 zer i mamy 10. Łatwe daj coś trudniejszego.
-Jak mamy dać coś łatwiejszego skoro, jesteś mózgiem matematycznym. - Oburzyła się Bonnie
-Oraz informatycznym i elektronicznym nie chwaląc się skromnie. I do tego jakim przystojnym - Uśmiechnąłem się do dziewczyn.
-Co z Peterem? - Spytała się Alice
Odwróciłem się w stronę Doktorka, na razie spał jak zabity. I się ślinił.
-W porządku, czyja teraz kolej?
-Twoja. - Odparła Ellie, pewnie miała dość tej gry bo przegrywała ze mną 12 do 3. W sumie nic dziwnego bo sam tą grę wymyśliłem. Polega ona na tym że podaję się jakąś liczbę i trzeba tak kombinować z jej cyframi, tak by uzyskać wynik 10.
-No to niech będzie 1398.
-1+9 to mamy 10....
Matematyczny monolog Ellie został przerwany przez krzyk. Był to krzyk jaki w życiu ludzki głos nie mógłby wydać. Słyszał go cały samolot, a ja że byłem najbliżej prawie ogłuchłem. Nie był to też krótki krzyk, Peter krzyczał głośno i długo. Zasłoniłem mu ręką usta i zacząłem go uspokajać. Po chwili przestał krzyczeć mi w rękę i zaczął głęboko oddychać.
-Muszę państwu zwrócić uwagę - odezwała się stewardessa, która przyszła sprawdzić co się dzieje.
-Przepraszamy - Alice zaczęła swoją szopkę - to się więcej nie powtórzy. On ma często koszmary i krzyczy przez sen.
-Dobrze, ale niech to będzie ostatni raz. - Stewardessa już miała odchodzić, kiedy Bonnie poprosiła ją o wodę.
-Czy nadal lecimy? - Spytał się Peter, jego pierś poruszała się z góry na dół jak winda ekspresowa. Dyszał przy tym jak lokomotywa.
Zasunąłem okno przy nim i skłamałem że nie.
-Kłamiesz, ale ci wybaczę. - Był blady jak ściana, przez co jego włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze. A oczy o wiele za duże.
-Podać ci tabletki? - Spytałem go
-Nie, i tak już przekroczyłem dawkę dopuszczalną. Muszę je więc wyrzygać. Zaczął rozpinać pas, jednak jego ręce trzęsły się przy każdym ruchu. Pomogłem mu uporać się z pasami. Wstał na chwiejnych nogach. Już wiedziałem że muszę iść z nim. Wstałem z fotela, przecisnęliśmy się przez nogi Alice i udaliśmy do toalety na tyłach samolotu.
-Mam iść z tobą? - Spytałem się jak najbardziej poważnie
-Tak i może jeszcze włożysz mi palec do gardła, co? - Wszedł do toalety i się zamknął.
Czekałem ze 3 minuty tylko po to by usłyszeć kolejny jego krzyk. Pod drzwi toalety podeszła stewardessa, ta sam co nas wcześniej upominała
-Proszę uspokoić swojego kolegę - powiedziała
Bo co?! Wysadzi nas pani? -odwinąłem się jej. - Może pani otworzyć te drzwi? Nie wiem co się z nim dzieje.
Latająca kelnerka pokręciła głową i jakimś tam wytrychem otworzyła drzwi. Z kabiny wyleciał Peter, był bladozielony, dyszał jak sto lokomotyw. A jego gęba była tak rozwarta że spokojnie dwa takie samoloty by się w niej zmieściły. Pomogłem mu wstać.
-Co się tam stało?
-Wyrzygałem się i potem nacisnął guzik, myślałem że poleci woda a tu... - Przestał mówić, bo był zbyt zajęty oddychaniem
-Tsaa - zaprowadziłem go do naszych foteli i zapiąłem pasy. Wcześniej poprosiłem stewardessę o posiłek dla Petera.
-Co ty Peter bawisz się w jakąś Banshee czy co? - Spytała się Ellie - Cały samolot cię słyszał
-Przepraszam, ale wiesz jak kocham latać prawda?
Po paru minutach przynieśli posiłek dla niego.
-Nic nie zjem przecież.
-Musisz - powiedziała Alice - Jesteś osłabiony i nie możesz przyjąć tabletek na pusty żołądek. Zresztą zostało nam jakieś 3 godziny lotu jeszcze, więc spokojnie zjesz i pośpisz.
Peter zjadł swój pokładowy obiadek, prawie go nakarmiłem bo przy 4 łyżce trzęsły mu się ręce a przy 7 wypuścił ją z ręki, więc resztę musiałem dokończyć za niego. Później zjadł paczkę tabletek i zasnął.
Lot odbył się bez większych przeszkód. Obudził się tuż przed lądowaniem. Zgadnijcie co robił gdy lądowaliśmy. Tak, znów wrzeszczał. Samolot się zatrzymał, pilot powiedział że mamy wypierdalać z samolotu. Gdy tylko czarnooki to usłyszał natychmiast wybiegł z niego, potrącając wszystkich ludzi. Musiałem wziąć jego plecak ze schowka. Gdy wyszliśmy Peter już na nas czekał.
-Jak mnie jeszcze raz zmusicie, bym wsiadł do tej latającej puszki to siłą mnie tam nie zaciągniecie. Następnym razem to idę na piechotę!
-Okay - Wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy na lotnisko. Ustawiliśmy się w kolejce do kontroli paszportowej. Jak staliśmy w połowie kolejki Bonnie coś zauważyła.
-Wydaje mi się że to nie jest kontrola paszportowa.
-Tylko co? - Zdziwił się Peter.
-Kontrola czystości.
Całą piątką wychyliliśmy się z kolejki. Faktycznie, strażnicy pobierali krew z palca.
-Co robimy? Jak nas złapią to koniec. Jesteśmy Nosicielami. Co się robi z nimi?
-Zamyka się w gettach, by umarli. To na razie jedyny sposób by gatunek ludzki przetrwał i jedyny by wytępić wirusy. - Powiedziała Alice.
Wyszliśmy z kolejki i stanęliśmy pod ścianą.
-Ta kontrola to jedyny sposób by dostać się do miasta? Na pewno jest jakieś inne wyjście stąd.- Stwierdziłem i zacząłem się rozglądać po lotnisku. Nie było nic co zwróciło mojej uwagi, żadnych drzwi dla personelu, szybów, nic.
-Mam pewien pomysł, ale będą mi potrzebne osoby trzecie. - Mózg Petera zaczął działać. - Alice co się dzieje, gdy kogoś złapią?
-Włącza się alarm, przybiegają ludzie w kombinezonach. Zabierają tą osobę a potem nie wiem.
-Tyle wystarczy. - Peter zabrał ode mnie swój plecak i chwilę w nim pogrzebał. W końcu coś wyciągnął.
-Co to? - Spytałem się go
-Nie mogę ci pokazać, to krew. Alice chodź na chwilę.
Peter i Alice odsunęli się od nas i przez chwilę gadali. W końcu Peter wrócił. Z kolei dziewczyna poszła do kolejki. Po paru minutach wróciła do nas.
-Za jakieś 5 minut, ten o to miły pan - tu wskazała na faceta w kapeluszu - otworzy nam drogę do Nowego Jorku.
I faktycznie tak się stało, gdy był przy kontroli, maszyna zapikała, że znalazła skażonego Plusem, natychmiast pojawił się oddział specjalny i zabrał mężczyznę. Wykorzystaliśmy zamieszanie i błyskawicznie przedarliśmy się przez bramki. Nim się obejrzeliśmy opuściliśmy lotnisko i znaleźliśmy się na ulicy.
-Panie i panowie! - Odwróciła się do nas Alice, witajcie w Nowym Jorku w Mieście Świateł!
-A to przypadkiem Las Vegas nie uchodzi za Miasto Świateł? Wiesz te kasyna, miniaturowa wieża Eiffla i mikro Statua Wolności.
-Zamknij się Noah i rezerwuj nam apartament. Bonnie, idziemy szukać twojej mamy.
No macie rozdział, tym razem szybciej. I znowu mamy zmianę narratora (chyba że kochacie Noah to wtedy wam nie zmienię)
Ellie
Bonnie
Alice
Peter
Noah
Jak wam się podobało to zostawcie gwiazdki i komentarze. Jak nie, to też je zostawcie <3