Maths - Shawn Mendes FF

By dancingschoes

795K 55K 16.1K

Meredith Wine to jedna z najlepszych uczennic w szkole. Jej życie można śmiało nazwać idealnym, jednak kiedy... More

Wstęp
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22.
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Ważna Sprawa
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39.
Zakończenie
NOWE FF
coś nowego? druga część?
NOWE FF O SHAWNIE

Rozdział 23

18.4K 1.2K 689
By dancingschoes

*włączcie muzykę, proszę xx *

*przypominam o twitterowym hasztagu #mathsff*

Głupia mina jaka maluje się na mojej twarzy po usłyszeniu wyznania, pozostaje na niej jeszcze przez bardzo długi czas. Zdziwienie, złość, skrępowanie i zdezorientowanie to mniej więcej to, co teraz czuję. Właściwie to uczucia mieszają się we mnie, tworząc wybuchową mieszankę. Dzieli mnie tylko chwila od eksplozji, która uwolni ten natłok emocji.

Nie wiem co powinnam teraz zrobić, ani co powiedzieć. Najlepszym wyjściem wydaje się być tylko delikatne, prawie niezauważalne skinienie głową, odwrócenie się w drugą stronę i pójście prostą drogą do domu. Chciałabym już być w swoim pokoju, przemyślałabym to wszystko, a przede wszystkim odsapnęłabym od przytłaczającej obecności Shawna, który jednym cichym zdaniem przekreślił naszą przyjaźń.

Nie wyobrażam sobie teraz powiedzieć cokolwiek do sąsiada, o spojrzeniu nawet nie wspominając. Nie rozumiem, jak mogłam być tak głupia. Gdybym nie dała się namówić na odpoczynek na plaży, nie doszłoby do przytulania. Nikt nie siliłby się na wyznania, ani absurdalne w tej chwili pocałunki. 

To nas zniszczy. To nas zepsuje. To zburzy wszystko, co dotąd udało nam się zbudować.

Tak jak myślałam, tak też robię. Odwracam się od chłopaka i chwiejnym krokiem ruszam w stronę domu, będąc nadal wstrząśnięta tym, co usłyszałam kilka minut temu. Myśli wirują, krew w żyłach płynie zbyt szybko, przez co moje serce pompuje ją w zawrotnym tempie. Szalone bicie serca nie ustaje nawet wtedy, gdy staram się uspokoić.

- Meredith, czekaj na mnie! – krzyczy z oddali Shawn. Odkręcam się półprzytomna w jego stronę, patrząc jak chłopak przemierza sterty kamieni, aby móc zrównać ze mną krok – Wiesz, że to co przed chwilą powiedziałem nic nie zmienia między nami.

- Tak – śmieję się ironicznie na jego zabawny komentarz – Właśnie widać, Shawn.

- No dalej, jak to wpływa na nas? Ty mnie lubisz, ja lubię ciebie troszkę bardziej. Dalej jesteśmy przyjaciółmi, Meredith – mówi, próbując mnie przekonać do jego idiotycznej  teorii - Dalej możemy chodzić razem do kina, albo urządzać sobie seanse na moim łóżku. Możemy chodzić razem na mecze, albo zjadać tonę słodyczy. Nadal możesz do mnie przyjść, nawet o 4 nad ranem. Gdy będziesz potrzebowała pomocy, wal śmiało w drzwi obok, a gwarantuję, że otworzę. – zapewnia - Merdy, jesteś ważna dla mnie bardzo, ale to bardzo. I to, że się do tego przed tobą przyznałem, nie musi nic zmieniać. Nie chcę nic psuć. Gdybym wiedział, że tak strasznie zareagujesz, nie ryzykowałbym utratą ciebie.

- Shawn, chcę już wrócić do domu, więc chodźmy szybciej. – zmieniam temat, podążając w kierunku naszego osiedla.

- Merdy, rozmawiamy na poważny temat – zauważa, na co prycham – Nie uciekaj, kiedy sprawy się komplikują.

- Daj mi spokój. – odpowiadam beznamiętnie – Muszę wszystko przemyśleć, Shawn. Ta cała sytuacja jest dla mnie nowa, dobrze o tym wiesz.

- Wiem, ale – urywa w połowie, najwidoczniej gryząc się w język – Meredith, pamiętaj, że dopóki nie będziesz tego chciała równie mocno co ja, nic się nie zmieni. Nadal jestem twoim przyjacielem.

- Chodź już. – w przypływie odwagi łapię go za dłoń i po prostu ciągnę za sobą.

Czuję, jak gorące iskierki przeskakują z jego dłoni do mojej, rozprzestrzeniając się po całej powierzchni mojego ciała. Chwilowe przyjemne uczucie szybko mija, przykrywając się nasilającą krępacją. Chcę puścić jego rękę i jak najszybciej pozbyć się tego świństwa, jednak jego palce mocniej zacieśniają się na moich, nie pozwalając mi odejść. W zamian posyłam mu nienawistne spojrzenie, na które reaguje swoim chichotem.

- Jesteś słodka, kiedy się złościsz, wiesz? – komentuje, na co wywracam oczami. – I hej, zobacz, idziemy jak przedtem, nic się nie zmieniło.

- Jeszcze – mamroczę do siebie pod nosem.

- Za dużo myślisz, Mer – mówi delikatnie, akcentując przezwisko zarezerwowane dla mojego taty – Nie zamartwiaj się tyle, tylko żyj.

- Najlepiej dla ciebie byłoby, gdybym zaczęła żyć w twoich ramionach, co? – pytam rozdrażniona – Mógłbyś sobie pomacać to i owo – dodaję, po chwili.

- Doskonale wiesz, że nie chodzi o to. – zaprzecza tuż po tym, jak kończę mówić.

- Nie o to – powtarzam cicho i prycham pod nosem - Nie wciskaj mi kitów. Ciągle coś robisz. Raz mnie dotykasz po brzuchu, nieco się zapędzając, potem komplementujesz mnie, albo wciskasz ludziom kity, że jesteśmy razem. Shawn, o co ci tak właściwie chodzi?

- Meredith, jesteś mądrą dziewczyną, ale czasem mam wrażenie, że jesteś ślepa. Czy to tak ciężko zrozumieć, że mi się podobasz?  – odpowiada, a ja mam ochotę zniknąć z tego świata. Chcę mu wykrzyczeć, że wszystko zepsuł. Pragnę powiedzieć, jak bardzo go za to nienawidzę, ale nie robię tego, bo tak naprawdę kocham go. Nie jak partnera, ale jak przyjaciela. Jest moim portem i latarnią morską w burzliwy dzień na morzu. Jest moim przyjacielem, który z własnych, egoistycznych pobudek chce zniszczyć to wszystko co nas łączy. I nie ma w tym miejsca na idiotyczną, szczeniacką miłość, która potrafi tylko niszczyć.  Bo miłość to tylko chwila, krótkie uniesienie, które wyłącznie komplikuje, a przyjaźń to coś, co łączy ludzi na wieki, co trwa nieprzerwanie.

- Dziękuję ci za to, że niszczysz tą przyjaźń. – mówię drżącym głosem, czując w oczach kumulujące się łzy.

Ból, złość i rozczarowanie docierają do każdej komórki w moim ciele, obdarzając mnie niewiarygodnie dużą siłą. Brutalnie wyrywam swoją rękę z uścisku i nie patrząc za siebie, uciekam z dala od człowieka, który przede mną niszczy najwspanialszą przyjaźń, jaką mogłam tylko mieć. O jakiej nawet nie śmiałam marzyć. Biegnę prosto, nie zważając nad przeszkody pod moimi nogami. Omijam mniejsze i większe kamienie oraz wyrastające duże kępy nadmorskiej trawy. Do moich uszu dociera zniekształcony głos chłopaka i jego nawoływania, ale nie przejmuję się nim. Przebieram nogami na tyle szybko, na ile starcza mi sił i dopiero gdy wbiegam na jedną z osiedlowych ulic, czuję chwilę ulgi. Nieco spowalniam, jednak nie zatrzymuję się. To zbyt ryzykowne.

W końcu docieram na St. Jude Street, gdzie już spokojnie idę szybkim marszem. Shawna nie widać, więc mam nadzieję, że zrezygnował z pogoni za mną. Jest ciemno, a ulice oświetlają jedynie jarzeniowe lampy. W oknach światła są powyłączane, pogrążając tym samym ulicę w śnie. Wchodzę na ganek, otwieram drzwi od domu najcichszym sposobem na jaki tylko mnie stać, a potem zostawiając buty, wbiegam do pokoju, który szczelnie zamykam na klucz.

Opadam bezsilnie na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Staram się wygrać z uczuciami i nie pozwolić wypłynąć łzom kumulującym się w moich oczach, jednak nie daję rady. Jestem zbyt słaba, aby mieć siłę stoczyć walkę. Zanoszę się cichym szlochem, aby nie wybudzić reszty domowników i kiedy jest mi słabo, a głowa boli od ciągłego płaczu, Morfeusz ciągnie mnie do swojej krainy, układając moją zmęczoną głowę do snu.

***

Mój sen od piątku, kiedy to Shawn przyznał się do swoich uczuć, przekreślając tym samym naszą przyjaźń, jest niespokojny. Śnią mi się koszmary, które co jakiś czas wywołują głośne krzyki, wrzaski i zadrapania, których nie potrafię powstrzymać. Kilka razy gryzę poduszkę i wiję się na boki, kiedy zaniepokojona mama próbuje mnie obudzić. Czuję się tak, jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie za każdą kończynę, rozrywając mnie na ćwiartki. Budzę się przestraszona i mokra od potu, który nadal spływa po mojej rozgrzanej skórze. Ciężki oddech, który ciężko udaje mi się złapać oraz słone łzy to nieustanny element, który towarzyszy mi przez cały weekend, za raz po tym, jak tylko się obudzę.

Przez złe sny nie mogę się wyspać, a co gorsza odpocząć od tego stresu, który wywołał we mnie sąsiad. Jestem poddenerwowana każdą, nawet najmniej irytującą mnie rzeczą. Denerwuje mnie słońce, które świeci zbyt ostro, a także przewrażliwiona mama, wpadająca do mojego pokoju co kilkanaście minut, aby sprawdzić jak się miewam. Wiadomości tekstowe, które dostaję od Melissy znudziły mnie już dawno, tuż po dziesiątym esemesie, który dotyczył tego samego, co pierwszy. Jedynie Shawn, który jest sprawcą mojego złego samopoczucia, wydaje się mnie rozumieć, ponieważ ani nie pisze do mnie denerwujących wiadomości z beznadziejnymi pytaniami, ani nie przychodzi tu naciskając na mnie. Daje mi zwyczajną przestrzeń, której teraz tak desperacko potrzebuję. Muszę wszystko przemyśleć, jednak sprawa, która wydaje się być banalnie prosta, nie jest taką, na jaką wygląda.

Przez mój mózg przebiega milion myśli na sekundę, których za nic nie potrafię uporządkować. Nie radzę sobie z wszystkimi emocjami, nadmiarem zmartwień i troskami, którymi zostałam obarczona. Przez całą sobotę i niedzielę chodzę rozdrażniona, nieobecna myślami. Niemal cały czas, niekontrolowanie lecą mi ciężkie łzy.  Wykończona brakiem snu, nie mam nawet siły cokolwiek zjeść. Żadne jedzenie, nawet najsmaczniejszy koktajl, który robi babcia z ogrodowych truskawek, nie jest w stanie przejść przez moje gardło. 

Wszystko co robię przez te dwa dni jest pozbawione sensu. Czuję się dokładnie tak, jak po śmierci taty. Wszystko powraca. Te same uczucia i zdarzenia. Pustka, którą odczuwałam po utracie rodzica powiększa się, tworząc ogromną przepaść. Dlaczego? Bo tracę kolejnego przyjaciela. Koleją cholernie ważną osobę, o  której mogę otwarcie powiedzieć, że kocham. Jednak ta osoba odchodzi ode mnie nie dla tego, że musi. Robi to dobrowolnie, porzucając przyjaźń dla głupich uczuć, których nie mogę odwzajemnić. 

Jestem chorobliwie zła na siebie za to, że pozwalałam chłopakowi na to wszystko. Gdyby nie moja uległość względem niego, dzisiejsza sytuacja nie miałaby w ogóle miejsca. Karcę się w myślach za każdym razem, gdy tylko zdam sobie sprawę, jak idiotycznie się zachowałam w tych wszystkich dwuznacznych sytuacjach. Mogłam tego wszystkiego uniknąć, jednak teraz jest za późno. W tej chwili nie ma miejsca na wyliczanie błędów i mówienia 'co by był gdyby', bo przecież nie na tym to wszystko polega. Chciałabym cofnąć czas do momentu, gdy dopiero poznałam Shawna podczas kolacji w jego rodzinnym domu.

Rozpaczając nad naszą przyjaźnią, dla której nie widzę już żadnej nadziei, nie zwracam uwagi na otoczenie, które mimo wszystko żyje swoim życiem. Zmartwiona mama próbuje zgadnąć dlaczego się tak zachowuję, bo jak na upartego dzieciaka przystało, nie powiedziałam jej o mojej kłótni z sąsiadem. Babcia zdenerwowana moim zachowaniem próbuje ze mną kilka razy porozmawiać, jednak szybko się poddaje. Nie znosi mojego obecnego stanu zbyt dobrze. 

Będąc tak niedyspozycyjna, nie mam siły odrobić jakiejkolwiek pracy domowej, która mimo swojej prostoty, odpycha mnie od siebie.  Obojętnie przechodzę obok tego, nie przejmując się, że za godzinę wybije godzina 12 w nocy, tym samym zmieniając datę z niedzieli na poniedziałek.

Jestem prawie jak wrak człowieka. Wysnuta z pozytywnych emocji dziewczyna, która po raz kolejny przechodzi przez piekło utraty bliskiej osoby. 

Gdybym była jak inne, szalałabym za Shawnem, kochając go za wygląd, czy to jak gra w koszykówkę. Jeśli wyznałby mi uczucia, rzuciłabym się na niego, całując zachłannie. Wtuliłabym się w jego wiecznie rozgrzany tors, wdychając jego cudowny zapach. Bylibyśmy wspaniałą parą, która żyje w krainie tęczy wśród skowronków. 

Jednak ja nie jestem jak wszystkie inne dziewczyny, które oglądają się za sąsiadem. Właściwie to nie wiem nawet jaka jestem. Pogubiłam się w tych wszystkich myślach, które nieustannie mi towarzyszą. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam cieszyć się, że Shawn jest we mnie zakochany, jednak nie potrafię. Nie umiem zmienić nastawienia do człowieka od tak. Shawn miał być moim przyjacielem, aż po grób. Mieliśmy razem się zestarzeć, oglądać jak nasze dzieci się przyjaźnią ze sobą, lecz Shawn to wszystko zniszczył. Przekreślił kartkę z naszymi planami na przyszłość jednym pojedynczym zdaniem, które zapamiętam chyba do końca życia. 

Teraz nawet nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zwaliłam rozdział, wiem.... przepraszam.... jak żyć, gdy ma się pomysły, ale nie można ich ubrać w słowa.... jak żyć, gdy ma się na głowie tysiąc pięćset sto dziewięćset spraw, których nie potrafi się ze sobą pogodzić.... jak żyć...

Jeśli was rozczarowałam, albo zawiodłam to przepraszam. Mam nadzieję, że wkrótce wena powróci i czasu będę miała więcej.

Chyba, że jakoś poprawicie mi humor, na co szczerze liczę najbardziej. Czekam na jakieś wasze przemyślenia, propozycje, kreatywne komentarze... Cokolwiek...Chcę mieć pewność, że jeszcze was nie straciłam, że jeszcze jest tu ktoś kto czeka na moje rozdziały.

plus NOVO AMOR w tle, którego odkryłam całkiem przypadkiem i od razu się zakochałam. 

Kocham Was z całego serca, serio <3 Każdego z osobna, chociaż Was nie znam :*



Continue Reading

You'll Also Like

79.1K 5.8K 19
Spokojnie, Crystal. Oddychaj. © hazashton
359K 3.5K 8
"Papieros jest doskonałym przykładem doskonałej rozkoszy. Sprawia przyjemność, a nie zaspokaja." Oscar Wilde
87.3K 5.9K 34
Każdego dnia walczysz z potworami, które zamieszkały w twojej wyobraźni. Jednak najgorsze jest to, kiedy uświadamiasz sobie, że tym potworem byłeś ty...
38K 968 36
Nowa jurorka! Nowa zasada! Nowe zycie!