[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

7.2K 642 59

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 4 - Wyspa Taransay
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 7 - Większe dobro
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 10 - Podejrzliwość
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 20 - Wszyscy Razem
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 25 - Ekspozycja
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 32 - Draco
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane
Rozdział 41 - Czas

Rozdział 33 - Wolność | część 1

113 8 1
By A-miss

Blaise wpatrywał się w swoje ręce, które trzęsły się tak bardzo, że tylko cudem nie upuścił broni. Wciąż dzwoniło mu w uszach od wystrzałów. Starał się uspokoić oddech. Przełknął żółć, która podeszła mu do gardła i wycofał się z dala od rzezi na moście, aż jego plecy spotkały się ze ścianą obok zaryglowanych drzwi. Po chwili osunął się na ziemię, a przedramiona spoczęły na jego kolanach. Usłyszał swój oddech: nierówny, płytki, najgłośniejszy dźwięk w pokoju. Ale to utwierdziło go w przekonaniu, że żyje.

Wydawało się to niemożliwe, ale cała trójka przeżyła.

Pozostali nie mieli tyle szczęścia.

Słyszał jęki strażników, przeplatane krwawym bulgotem i błaganiem o pomoc. Blaise wpatrywał się tępo w ziemię, w małe, lepkie kałuże krwi na dywanie. W zadymionym, migoczącym świetle wyglądały jak nieszkodliwe, ciemne kałuże oleju silnikowego. Łatwo było dostrzec Belikova na podstawie samego chodu, nerwowego, kroczącego w tę i z powrotem, gdy przechodził nad martwymi i umierającymi, gasząc małe pożary z koktajli Mołotowa. W powietrzu unosił się chemiczny zapach palonych tekstyliów i plastiku. Gaśnice pozostawiały w powietrzu mgiełkę, która przy zbyt ostrym wdechu była jak wciągana w płuca kreda.

Usłyszał też głos Dracona – niski i szorstki – rozmawiający ze strażnikiem znanym jako Sasha: tym, o którym mówiła pokojówka w windzie. Przykleili mężczyznę taśmą do obrotowego krzesła. Mężczyzna zawdzięczał tej służącej życie, ponieważ potrzebowali co najmniej jednego strażnika, który zamówiłby prom do statku transportowego, który przewiezie Dracona do Gwiazdy Porannej.

Rozległy się strzały. Nie był to ten sam szybki ogień sprzed kilku minut. Wystrzały pojawiały się w niemal równych odstępach czasu, czasami poprzedzone słabymi prośbami.

Huk.

- Nie... Nie! Proszę, proszę.

Huk.

- "P... Phhloosah!"

Huk.

Blaise wciąż wpatrywał się w ziemię, gdy zatrzymała się przed nim para solidnych, czarnych butów. Draco przykucnął z bronią w ręku i pachnącą świeżo odpalonymi fajerwerkami. Poczekał, aż Blaise spojrzy na niego. Nieoficjalny przywódca ich przewrotu miał plamę krwi na całej lewej stronie twarzy, a fragmenty jego ciemnych spodni były pokryte pyłem z gaśnicy, ale poza tym Draco zachowywał się jak człowiek, który nie zrobił nic poza eksterminacją robactwa.

Nie trudno było wrócić wspomnieniami do rozwydrzonego dziecka, a potem wyrachowanego chłopca, którym był kiedyś Draco. Blaise przypomniał sobie, że coś się w nim zmieniło podczas ostatniego roku nauki. Świat wokół nich ewoluował, a dowodem na to była zróżnicowana społeczność uczniów i nauczycieli w Hogwarcie, a także zmieniające się zarządzanie Ministerstwem. Łatwo było dostrzec, że Voldemort i jemu podobni płynęli pod prąd w basenie, który teraz składał się z Mieszańców, Mugolaków i Mugoli, z ich technologią i kuszącą nowoczesnością. O wiele trudniej było jednak wyrażać opinie, no, może w zależności od posiadanego nazwiska. Tak jak Blaise zazdrościł Draconowi, gdy dorastali, zmienił zdanie w związku z brzemieniem, które wiązało się noszeniem nazwiska Malfoy. To było życie pełne ogromnych przywilejów, a jednocześnie najgorszy rodzaj więzienia.

- Jak przedstawia się sytuacja? – zapytał Draco nieskazitelną angielszczyzną Jej Mugolskiej Mości.

- Myślę, że w porządku - odparł Blaise. Skinął głową, choć nie był pewien, dlaczego - Powiedziałeś nam, żebyśmy strzelali wszystkim w głowę. Sporo ich... przegapiłem.

Draco wzruszył ramionami.

- I tak coś trafiałeś. A ja robiłem, co trzeba.

- Zabijałeś rannych.

- Nie mogłem ich zostawić w tym stanie, Zabini. Wielu z nich było ciężko poparzonych.

- Nie to miałem na myśli. Całkowicie to rozumiem. Żałuję, że nie posiadam większego... hartu ducha.

Draco schował broń do kabury i podał rękę, by pomóc Blaise'owi wstać.

- Przeżyłeś aż do tej pory. Powiedziałbym, że masz mnóstwo hartu ducha.

Blaise nie zgadzał się z tym. Odnalazł Belikova po drugiej stronie mostu. O ile wcześniej naukowiec wyglądał na zielonego, to teraz był wręcz przezroczysty. Wymienili pełne napięcia skinienia głową. Wydawało się to najmniej obciążającym emocjonalnie gestem komunikacyjnym.

- Co teraz? - zapytał Blaise.

Draco znajdował się nad ogromną powierzchnią konsoli mostu, kiwając na Belikova, by przejął ster.

- Trzymaj się planu. Zamykamy statek, nadajemy komunikat dla całej floty, a potem łapiemy podwózkę do Gwiazdy Porannej. Upewnij się, że statek transportowy spotka się ze mną przy zachodnim wyjściu. Skontaktuj się z Mariną i jej kapitanem i powiedz im, aby przyprowadzili Kasjopeję. Po zabezpieczeniu statku, zaczekaj na potwierdzenie, zanim wyślesz ją do mnie.

Belikov podszedł bliżej.

- Wiesz, że są statki, które opuszczą flotę? Niektóre z nich przewożą zaopatrzenie, a my nie mamy środków, aby je zatrzymać.

- Tu jest haczyk, profesorze - powiedział Draco - Ludzie będą korzystać z prawa do wolności na własnych warunkach, nawet ze szkodą dla nas. Ale mamy ten statek, więc laboratorium pozostanie.

Blaise dołączył do nich przy konsoli.

- Myślisz, że reszta pozostanie w tyle?

- Nie wiem - przyznał Draco - Przypuszczam, że będzie to zależało od przyszłego przywództwa - zaczął zbierać broń od martwych strażników. Kiedy przypiął dodatkowe kabury i zaopatrzył Blaise'a i Belikova w taką ilość broni, jaką zdołali unieść, stanął przy drzwiach mostu. Blaise podał mu plecak.

To jest nierealne - pomyślał Blaise.

Wszystko było zbyt cholernie nierealne. Wpatrywał się w innego Czarodzieja, uzbrojonego w mugolską broń, której ilość wystarczyłaby do pokonania małej armii i jakimś cudem to wszystko udało się zmieścić w ich niedawnej definicji "normalności".

Draco przetestował swoją krótkofalówkę. Belikov potwierdził, że mogą ruszać.

- Zabarykaduj się tutaj, dopóki ludzie Mariny nie wejdą na pokład - powiedział Draco, przeładowując pistolet - Nawet po lockdownie niektórzy mieszkańcy będą próbować szczęścia.

- Pójdę z tobą – zaproponował Blaise.

W tej mrocznej chwili, w tym przerażającym miejscu, otoczeni trupami, z których wciąż wyciekała krew, rozbawiony uśmiech Dracona Malfoya był czymś naprawdę pięknym.

- Pójdziesz do swojego syna, Zabini.

- Pójdziesz na śmierć, Malfoy – zaprotestował Blaise.

- Nie dzisiaj.

Belikov stał obok Blaise'a.

- Nie, nie dzisiaj – zgodził się profesor – Powodzenia, młody człowieku. Przyprowadź bezpiecznie pannę Granger z powrotem.

Jedno skinienie głową Dracona i już go nie było.

🔵 🔵 🔵

Do tej pory pojawiło się pięć Zombie.

Zanim właz zamknął się po raz drugi, kolejne stworzenie wydostało się na wolność, ciągnąc resztki tułowia po ziemi. Miała na sobie większość mundurka z pracy w przedszkolu – niebiesko-zieloną sukienkę o kroju fartuszka. Nie miała oczu – prawdopodobnie zostały wydrapane, ale Zombie była wytrwała, podążając za wibracjami kroków i zapachem zdobyczy, powoli zbliżając się do miejsca, w którym Hermiona leżała uwięziona pod ogromnym, byłym policjantem. Ta postać, na spokojnie była trzy razy większa od niej, ale Hermiona zdążyła już przebić mu głowę. Niestety stwór spadł na nią i żadne wiercenie się, nawet użycie ogromnej ilości śluzowatego płynu wypływającego z tego, co kiedyś było mężczyzną, nie pomogło. Padma znajdowała się w pewnej odległości od nich, wymachując siekierą w kierunku dwóch warczących stworzeń, z których jedno było tak zdesperowane, by się pożywić, że z ekscytacji odgryzło sobie język.

- Hermiona! - zawołała Padma.

- Nic mi nie jest! - odwróciła głowę, by wyśledzić lokalizację maleńkiego, pełzającego zombie. Znajdowało się jeszcze kilka metrów dalej, ale z każdą chwilą był coraz bliżej. To właśnie najważniejsza cecha Zombie - ich całkowite oddanie w pogoni za zdobyczą. Ludzie w końcu się męczyli, ale nie Zombie. Posiadając odpowiednią zachętę kontynuowałby pościg, przebijając się przez barykady, wspinając się, przeszukując wszystko. Trwałby w tym nieobciążony zmęczeniem, głodem lub bólem, przez wiele dni, aż mięśnie by zanikły. A nawet wtedy nadal próbowałby się do ciebie dostać, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy mózg przestałby mu funkcjonować.

Siekiera Padmy uderzyła jednego z atakujących w czoło, które natychmiast otworzyło się jak wierzch ugotowanego jajka. Mleczne oczy stwora wypadły, gdy się przechylił...

Sześć.

...w stronę swojego towarzysza, potykając się o niego. Padma uniosła wysoko ręce i opuściła topór pod odpowiednim kątem, odcinając głowę drugiemu stworzeniu, która odpadła, zatrzymując się centymetry od twarzy Hermiony. Była to kiedyś młoda kobieta. Kiedy umarła, nosiła emaliowane kolczyki w kształcie maleńkich, czerwonych papryczek chilli.

Siedem.

Obydwie równocześnie ściągnęły duże zwłoki z Hermiony.

- Wszystko w porządku? - spytała Padma.

Hermiona odgarnęła włosy z mokrej twarzy, krzywiąc się z powodu napięcia w ramionach i szyi od próby podniesienia stworzenia.

- Póki co.

Padma przyglądała się szczątkom znajdującym się na podłodze.

- Robi się bałagan. Myślę, że powinnaś z powrotem założyć buty.

- Są za duże – powiedziała Hermiona.

- Jeśli skaleczysz się o metal lub nadepniesz na jeden ze szczątków...

Wpatrywała się w Hermionę z przenikliwym spojrzeniem w jej ciemnych oczach.

- Zakładaj te buty z powrotem, Hermiono Granger – powiedziała dzierżąca topór Padma.

Hermiona założyła buty.

- Nie wiem, jak długo uda nam się to wytrzymać.

- Pewnie do momentu, aż nie wytrzymamy.

- Nie wolno ci myśleć w ten sposób

- Czemu nie? - spytała Padma – Powiedzieli, że tylko jedna osoba wyjdzie stąd żywa.

- Tak. Nie... Zaraz, do czego zmierzasz?

- Wiem, że pomyślałaś o tym samym! - odparła Padma ze złością!

- Słuchaj, jedna z nas jest lekarzem i cieszy się zaufaniem wszystkich magicznych jeńców na tym statku i opiekowała się nimi przez ostatnie kilka tygodni. To naprawdę prosta decyzja.

- Prosta? Oświeć mnie – powiedziała Padma ostrym tonem, który przypominał Malfoya.

- Potrzebujemy cię! Ja zrobiłam, co do mnie należało. Malfoy ma ReGen i odkrywa ostatnie etapy leczenia. Mówimy tutaj o długoterminowym przetrwaniu. Lekarze nie są zbędni.

Padma chwyciła ją za ramiona.

- Hermiono, posłuchaj mnie. Nie możemy ufać niczemu, co mówią nam ci ludzie! Oni są chorzy! Myślisz, że dotrzymają słowa i wypuszczą którąś z nas, kiedy... Uważaj, za tobą!

Pełzający zombie dotarł do nich. Hermiona uniosła prawą stopę i mocno opuściła ją na maleńką główkę stworzenia. Jego czaszka roztrzaskała się, a odłamki kości wbiły się w mózg. Zgasł z niemal delikatnym westchnieniem.

Siedem i pół.

- Buty się przydały - powiedziała Hermiona.

Zabrzmiał brzęczyk i właz otworzył się ponownie.

🔵 🔵 🔵

Słońce zaczynało zachodzić, gdy Draco obserwował, jak statek A zbliża się do statku B, a jego pilot jeszcze nie zdawał sobie sprawy ze zmiany kierownictwa. Chociaż było kilka sposobów, aby zejść na ląd, Draco wybrał właz i mały wysuwany pomost, unoszący się na wodzie. Wychodził na otwarte morze, z dala od wścibskich oczu innych statków, a dzięki rozmiarom liniowca, był obecnie skąpany w cieniu.

- Ahoj! - zawołał pilot po rosyjsku, który zaczął narzekać na nietypowy punkt zejścia na ląd, który spowodował, że jego łódź zużyła więcej cennego paliwa, podróżując dookoła statku.

Draco wszedł na pokład, odkładając obok ciężki plecak Blaise'a, jednocześnie celując z pistoletu w pilota.

W przeciwieństwie do strażników Amarova, ten człowiek nie był opłacany na tyle, by zawracać sobie głowę walką. Uniósł ręce.

- Nie chcę żadnych kłopotów.

- Z dobrego źródła wiem, że nie będziesz miał żadnych problemów, przyjacielu - powiedział Draco, sprawdzając ubranie mężczyzny pod kątem ukrytej broni. Jedyne, co znalazł, to woreczek na tytoń i fajkę - Potrzebuję tylko twojej łodzi.

Mężczyzna rozdziawił usta, przypominając złotą rybkę.

- A co ze mną?

Draco stanął z boku, wyciągając drugą rękę w kierunku pomostu.

- Witamy na statku macierzystym.

Zaskakująco, Gwiazda Poranna pachniała o wiele gorzej niż Draco zapamiętał.

W powietrzu unosił się ciężki smród zgnilizny, spowodowany słabym systemem wentylacji i faktem, że w Jamie akurat trwała gra. Korytarze, na całe szczęście, były w większości opustoszałe i ledwo oświetlone, ponieważ nie było dywanu, który tłumiłby jego kroki, ani mebli, które łagodziłyby odgłosy wystrzałów.

Większość napotkanych ludzi była robotnikami i łatwo było ich uniknąć, chowając się w ciemności i czekając, aż przejdą. Pierwsza para uzbrojonych strażników, na których się natknął, stała u stóp schodów prowadzących do ładowni więźniów. Przykucnął nisko i słabym głosem zawołał o pomoc.

Dwaj strażnicy natychmiast wyciągnęli broń i zbliżyli się, aby zbadać sprawę. Pierwszy z nich spotkał się z nożem przystawionym do gardła, ale to dało wystarczająco dużo czasu jego koledze, aby podniósł broń. Draco kopnął w nogi mężczyzny, ale nie był w stanie dosięgnąć broni strażnika na czas. Walczyli, mocując się na ziemi przez minutę, zanim Draco zdecydował się kopnąć broń stopą. Odwrócił się w stronę klatki schodowej i z łoskotem zjechał po schodach. Strażnik zerwał się na równe nogi z imponującą zwinnością, ponownie oceniając sytuację. Kiedy stało się jasne, że Draco nie zamierza używać broni palnej, strażnik nie był już zniechęcony utratą swojej.

Wyjął z kieszeni nóż i zamachnął nim w przód i w tył, aż w powietrzu pojawiła się srebrna plama, a potem uśmiechnął się maniakalnie do Dracona. Wyglądało na to, że mężczyzna nie zamierza wykonać – ach, nie czekaj – oto on - zarozumiały, przywołujący gest.

- Doskonale - powiedział Draco z westchnieniem. Zacisnął mocniej dłoń na nożu do chleba z plastikową rączką i ruszył do przodu.

🔵 🔵 🔵

Osiem, dziewięć, dziesięć.

Stwierdziły, że będą czekać tuż za włazem i pozbędą się wyłaniających zombie, zanim stworzenia będą miały szansę wejść na jasno oświetloną arenę.

- Gromadzą się - powiedziała Padma, gdy właz znów się zamknął.

Z chrząknięciem Hermiona wyciągnęła maczetę z czaszki upadłego stworzenia, powodując, że jego mózg wypłynął z otwartej rany

- Dobrze. Przy odrobinie szczęścia stworzą tymczasową przeszkodę dla pozostałych.

Honoria i Renauld obserwowali to z galerii.

- Sprytne - zauważył Renauld.

- Spodziewałeś się czegoś innego po tych dwóch? - spytała Honoria - Ponownie otwórz właz. Tym razem na dłużej. Chciałabym, aby nasze bardziej wyjątkowe okazy miały możliwość pojawić się w Jamie.

Beta: Meglen

Continue Reading

You'll Also Like

93.8K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
67.8K 1.9K 23
!ZAKOŃCZONE! - Puść mnie! - krzyknęłam i znów spróbowałam się wyrwać z żelaznego uścisku chłopaka - Wiem, że lubisz jak cię tak trzymam - szepnął...
28.7K 1.6K 43
'Może w rzeczywistości, nie chciał przyznać się przed samym sobą do tych cholernych motylków w brzuchu, które pojawiały się ilekroć rozmawiał z Clari...
71.3K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...