[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

12.2K 962 76

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 4 - Wyspa Taransay
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 7 - Większe dobro
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 10 - Podejrzliwość
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 20 - Wszyscy Razem
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 25 - Ekspozycja
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 33 - Wolność | część 1
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane
Rozdział 41 - Czas
Rozdział 42 - Rodzina
Rozdział 43 - Wyjście
Rozdział 44 - Poświęcenie
Rozdział 45 - Zło konieczne
Rozdział 46 - Pielgrzymka
Rozdział 47 - Zrozumienie
Rozdział 48 - Żywy
Rozdział 49 - Koniec podróży
Rozdział 50 - Powrót
Rozdział 51 - Miłosierdzie
Rozdział 52 - Henry
Rozdział 53 - Przemyślenia

Rozdział 32 - Draco

208 21 3
By A-miss

Drzwi windy otworzyły się z cichym dźwiękiem, ukazując tęgą kobietę w średnim wieku, prowadzącą wózek z zamówieniem z jednego z pokoi. Z kącika ust zwisał jej papieros, a przedramiona i palce zdobiły wyblakłe tatuaże. Jej wykrochmalony biały mundur i fartuch pokojówki wyglądały dystyngowanie, dla kontrastu. Przytrzymywała drzwi, przyglądając się im z zadumą.

Draco powoli uniósł pistolet, celując nim w jej twarz, jednocześnie przykładając palec do ust.

- Czy to jest to, co myślę, że jest? - warknęła po rosyjsku. Jej wzrok skierował się na jednego z trzech mężczyzn, którego łatwo rozpoznała – na Belikova.

- Odzyskujemy flotę - odparł.

- Ha! Najwyższy czas! - kobieta wypuściła z siebie chmurę dymu – Mogłabym po prostu pożyczyć pistolet tego przystojniaka i strzelić sobie w głowę, gdybym miał spędzić jeszcze jeden dzień obsługując tych tłustych drani! Możesz użyć mojej karty do windy, aby dostać się na dowolny poziom - wyjęła białą kartkę z głębokiego dekoltu i podała ją Draconowi z lubieżnym uśmiechem.

Po sprawdzeniu korytarza, aby upewnić się, że nikt ich nie zauważył, weszli do windy. Draco przycisnął kartę do czujnika i nacisnął przycisk, aby przenieść ich na poziom mostka. W środku leciała wesoła melodia. Zanim dotarli do celu, Draco nacisnął przycisk stopu, zatrzymując windę.

Blaise był zajęty sprawdzaniem jedzenia na wózku. Uniósł pokrywę srebrnej wazy i włożył palec do gulaszu. Draco rzucił mu spojrzenie.

- No co? Umieram z głodu.

- Ilu mężczyzn może być na tym poziomie? – zapytał Draco pokojówkę.

- Najwyżej piętnastu. Dobrze uzbrojonych, ale leniwych. Na pewno jeden wysoki z ogoloną głową, który prawie nigdy nie schodzi z mostu. Ma twarz jak buldog. To jego należy obserwować. Nazywają go Sasza, a on jest średnim kierownikiem, jeśli chodzi o strażników Amarova. Zabijcie go pierwsi, a pozostali się rozproszą.

- Dziękuję za pomoc - powiedział Belikov, bo Draco tego nie zrobił.

- Oczywiście, musisz mnie związać – powiedziała - Jeśli to, co planujesz, nie zadziała, chciałbym zachować pracę i głowę.

Belikov zdołał się uśmiechnąć.

- Słusznie - sięgnął do torby, by wyjąć linę, ale zatrzymał się, gdy kobieta podniosła rękę.

- Bez urazy, ale nie pan, panie profesorze. On, proszę, ten czekoladowy - uśmiechnęła się do Blaise'a, odsłaniając kilka złotych zębów.

Niektóre gesty nie wymagały tłumaczenia. Blaise akurat przeżuwał skradzionego ptysia, ale nie umknęło mu ani jedno słowo. Wytarł ręce w sweter i wziął linę od Belikova.

- To będzie przyjemność, Madame.

🔵 🔵 🔵

Hermiona i Padma uzbroiły się w maczety.

To był najbardziej logiczny wybór. Hermiona podniosła metalową rurę i rzuciła ją w najdalszy kąt, żeby przypadkiem się o nią nie potknęły i nie skręciły kostki. Kilka minut po tym, jak Renauld uruchomił brzęczyk, otwierający właz, pierwsza grupa stworzeń jeszcze się nie pojawiła. Ale smród, który wypełnił arenę, wystarczył, aby żółć podeszła Hermionie do gardła.

I oczywiście słyszała dźwięki – ostre syki, niskie, ciche jęki, od czasu do czasu warknięcia.

Grube kalosze Hermiony były na tyle za duże, że samo chodzenie w nich stanowiło przeszkodę w walce. Zrzuciła je, mając nadzieję, że jej bose stopy nie będą się ślizgały po zimnych, metalowych kratach, gdy krew i wnętrzności zaczną wszystko pokrywać.

- Wybaczcie im spóźnienie - zawołała Honoria ze swego bezpiecznego punktu obserwacyjnego - Stworzenia nie były karmione od jakiegoś czasu i są na ostatnich nogach. Jeśli przetrwacie kilka fal, na końcu czeka niespodzianka. Obiecuję.

Padma wpatrywała się w ciemność włazu. Obie dłonie owinęła wokół rękojeści maczety.

- O czym ta wariatka mówi? Co będzie na końcu?

- Nie mam pojęcia – przyznała Hermiona - Padma, cofnij się! Jeden z nich się zbliża.

Był to doprawdy żałosny okaz samca: nagiego mężczyzny, ze skórą rozciągniętą na kościach, z dużą raną wzdłuż boku brzucha, z której wystawało i ciągnęło się za nim około dwóch metrów jelit, od czasu do czasu zaplątujących się w jego nogi. W miejscu, gdzie kiedyś znajdowały się jego narządy rozrodcze, teraz widoczna była jedynie grudka splątanej tkanki – najwyraźniej odgryziona.

Zbliżał się powoli i chwiejnie, powarkując cicho, ewidentnie zachwycony ich widokiem. Dłonie Zombie wyciągnęły się w stronę kobiet, a jego odgłosy zamieniły się w niski, przenikliwy jęk.

Padma z łatwością zaczęła odrąbywać jego szyję. Na wpół zgniłe ścięgna natychmiast pękły, powodując, że ciężka głowa opadła na bok, ale kręgosłup na szczycie szyi... To już inna sprawa. Wyższy, silniejszy wojownik miałby przewagę potrzebną do odcięcia głowy jednym ciosem, ale nie w tym przypadku. Ostrze maczety Padmy utkwiło między kręgami. Na szczęście miała do pomocy Hermionę, która natychmiast machnęła maczetą w głowę stworzenia, rozcinając jego czaszkę. Zombie upadł i przestał się ruszać.

Właśnie skończyły ciągnąć zwłoki w kąt, gdy na arenę wkroczyły dwa kolejne zombie.

🔵 🔵 🔵

Minimalizując zużycie energii, znaczna część floty żyła w wiecznej ciemności. Na korytarzach i w obszarach, które nie były zbyt często używane, zastosowano oświetlenie sterowane pilotem zamiast mniej ekonomicznych prętów fluorescencyjnych. Dzięki temu, Draco, Blaise i Belikov mogli niepostrzeżenie dostać się na mostek. Po przybyciu na miejsce dostrzegli czterech kręcących się po pokładzie strażników.

Gdy Blaise znalazł się po przeciwnej stronie korytarza, Draco dał Belikovi sygnał.

Naukowiec wyszedł na korytarz, na oczach mężczyzn, którzy palili papierosy i rozmawiali za drzwiami prowadzącymi na most. Belikov skinął na nich, po czym zachwiał się, złapał się za pierś i uderzył o podłogę z szekspirowską teatralnością.

Niestety, tylko jeden ze strażników podbiegł, aby sprawdzić, co się dzieje z profesorem.

- Nie podejdą - rzucił Blaise.

Draco uniósł dłoń do góry.

- Czekaj.

Strażnik, który kucał obok trzęsącego się Belikova, wyglądał na zagubionego. Krzyknął do swoich kolegów, że jeśli nie spróbują uratować głównego naukowca floty, mogą ich czekać nieprzyjemności. Pozostali mężczyźni dołączyli do spanikowanego kolegi. Jeden z nich upadł na kolana i zaczął otwierać usta Belikova, aby udrożnić jego drogi oddechowe przed resuscytacją krążeniowo-oddechową.

Draco wyłonił się z korytarza i nie zatrzymując się najpierw uderzył pistoletem strażnika znajdującego się najbliżej niego, aby chwilę później przebić nożem szyję drugiego. Gdy Blaise zaciągał go w cień, aby tam się wykrwawił, Draco przeciął tętnicę szyjną trzeciego mężczyzny. Strażnikowi znającemu RKO jako jedynemu udało się uwolnić pistolet na czas, ale nie liczył się z tym, że dotychczas "nieprzytomny" Belikov nagle wstanie i dźgnie go w klatkę piersiową. Skalpel niefortunnie drasnął strażnika, wbijając się płytko w mostek mężczyzny, któremu udało się stanąć na nogi i biec z ostrzem wciąż wystającym z piersi.

- O nie - rzekł Blaise - On ucieka.

Gdyby strażnik zdołał krzyknąć, by zaalarmować swoich towarzyszy, zniweczyłby ich plan. Zamiast biec za mężczyzną, Draco chwycił składane krzesło, zamachnął się, a następnie nim rzucił. Przedmiot wylądował dokładnie tam, gdzie powinien. Mężczyzna potknął się, uderzając mocno o ścianę. Pistolet wyleciał mu z ręki.

Zanim zdążył podnieść się do pozycji siedzącej, Draco był już na nim, ponownie trzymając krzesło. W akcie desperacji strażnik uciekł się do użycia jedynej broni, jaka mu pozostała – skalpela. Wyciągnął go i zaczął wymachiwać nim na oślep. Draco natychmiast kopnął mężczyznę w brzuch, a gdy ten leżał sapiąc i dysząc, stanął na jego nadgarstku, przygważdżając rękę wraz ze skalpelem do podłogi. Strażnikowi nie udało się złapać oddechu, aby zawołać o pomoc. Draco rozłożył składane krzesło, umieścił głowę mężczyzny między oparciem a siedzeniem, a następnie gwałtownie je obrócił. Rozległo się okropne chrupnięcie złamanego karku.

Przeszukali ubranie mężczyzny, znajdując kartę bezpieczeństwa, która miała otworzyć drzwi mostu. Draco podniósł skalpel Belikova, wytarł go o rękaw zmarłego i oddał profesorowi. Blaise wziął na siebie obowiązek sprzątania, przeciągając ciało.

Belikov nie wyglądał zbyt dobrze.

- Boshe moi. Zabiłeś człowieka plastikowym krzesłem...

- Ciszej niż spluwą.

Draco użył karty, bez problemu otwierając drzwi. Ze środka mostu słychać było rozmowy i dźwięki sztućców. Draco szybko rozejrzał się po wnętrzu, po czym pozwolił, by drzwi ponownie się zamknęły, pozostawiając je uchylone tylko na kilka centymetrów.

- Naliczyłem dwunastu - szepnął - Większość siedzi przy oknach, są odwróceni do nas plecami. Czterech stoi przy konsoli nawigacyjnej po lewej stronie. Jak powiedziała pokojówka, są uzbrojeni, ale weźmiemy ich z zaskoczenia.

Blaise przykucnął, by rozpiąć plecak. Wyciągnął dwa koktajle Mołotowa.

- Domyślam się, że to jest ten moment, w którym możemy zrobić trochę hałasu?

- Dużo hałasu - potwierdził Draco. W rękawiczkach trzymał teraz pistolet - Czas skradania się minął.

- Przypomnij mi proszę, dlaczego rozniecenie ognia na jedynym statku z laboratorium jest dobrym pomysłem? - spytał Belikov - Jeśli zniszczymy statek macierzysty, wszystkie nasze badania zatoną razem z nim.

Draco wziął jeden z koktajli Mołotowa od Blaise'a.

- Są zaprojektowane tak, aby paliły się mocno i szybko, bez konieczności podpalania lontu. Zapalą się od razu po uderzeniu, ale szybko się zużywają. W mało prawdopodobnym przypadku wydostania się ognia z tego pomieszczenia, aktywują się zabezpieczenia na wypadek zagrożenia. To może być dom Amarova, ale jest to również najnowocześniejszy pasażerski statek wycieczkowy. Instalacja zraszaczy nie pozwoli nam spalić statku. Nasze materiały wybuchowe wywołają dezorientację i zajmą strażników - i właśnie to będzie przewagą, której potrzebujemy.

Blaise westchnął.

- Jakie są szanse, że podziurawią nas kulami w ciągu najbliższych dziesięciu minut? Bardzo chciałabym jeszcze raz zobaczyć mojego syna.

Draco zabrał broń Blaise'a, aby sprawdzić, czy jest odbezpieczona i w pełni naładowana.

- Dość wysokie, jeśli nie podejdziemy do tego strategicznie.

Oddał broń.

- Wiesz, teraz wolałbym usłyszeć pocieszające kłamstwo.

Draco uniósł brew.

- Mamy po swojej stronie element zaskoczenia. Gdy ludzie dostrzegają chociaż cień szansy, zaczynają panikować. Trzymajmy się planu, a wyjdziemy z tego w jednym kawałku. Pamiętaj - celuj w głowę, gdy się nie ruszają, przełącz się na celowanie w tułów, gdy są w ruchu. Skup się na przydzielonym ci obszarze i nie wchodź w ogień krzyżowy.

- Ale ci ludzie są wyszkoleni - powiedział Belikov.

Wyraz twarzy Dracona wyrażał chłodną pewność siebie, co uspokoiło Belikova i Blaise'a bardziej niż jakiekolwiek werbalne apele. Kilka metrów od miejsca, w którym stali, wciąż znajdowały się ciała, z których sączyła się ich ciepła krew. Draco do tej pory wykazywał zawodowy poziom nikczemności, z którą pozostała dwójka miała niewielkie doświadczenie. Ręce Blaise'a drżały, a Belikov był biały jak prześcieradło. Czerpali jednak siłę z imponującej postawy osoby, która stała przed nimi. Czarny strój Dracona odpowiednio maskował wszelkie ślady plam krwi, ale na jego jasnoblond włosach widoczna była czerwona smuga, a na jasnej skórze twarzy pojawiły się szkarłatne plamy. Patrzył teraz na nich zimnymi, srebrnymi oczami.

- Panowie, zapewniam was, że nie istnieje żaden trening, który mógłby odpowiednio przygotować człowieka do takiej walki.

I to było wszystkim, czego potrzebowali.


Beta: Meglen

Continue Reading

You'll Also Like

110K 13.6K 16
❝Niemniej jednak, słowo się rzekło❞. ❝A nos złamał❞. ❝Widzę, że jesteśmy w impasie. Na pewno nie chcesz wina?❞. Złamany nos jest tylko prete...
8.7M 189K 91
'y/n potter? bet she'll be just like her idiot brother' '𝐬𝐥𝐲𝐭𝐡𝐞𝐫𝐢𝐧' started - june 2020 finished - january 2021 edited - soon
330K 15.4K 30
Tytuł oryginału: Simply Irresistible Autor oryginału: bookworm1993 Autor tłumaczenia: Arcanum Felis Zgoda na tłumaczenie: tak Beta: PrincessE...
3.4K 206 26
Rok 2080. Wiele zmieniło się od momentu, gdy Lord Voldemort został pokonany. Teraz zaś umiera Złoty Chłopiec, a na jego grób przybywają rzesze ludzi...