Zoja

By ZojaWrobel

207 4 8

Uwaga!! jest to moja pierwsza opowieść, więc bardzo przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia i zawirowania... More

Mapa
Prolog i wyjaśnienia
Jesień 2016
rozdział 2
Rozdział 3
rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Część 2
rozdział 10 (mikołajki)
Rozdział 11 (15.12.2016)
Rozdział 12 (wigilia)
Rozdział 13 (25.12.2016)
rozdział 14 (Sylwester)
rozdział 15 (trzech króli)
Rozdział 16 (wspomnienia mamy o tacie)
Rozdział 17 (znowu 6.01.2017)
Rozdział 18
Rozdział 19 (25.01.2017)
Rozdział 20 (19.02.2017 urodziny Kacpra)
Rozdział 21 (20.02.2017)
Rozdział 23 (28.02.2017)
Rozdział 24 (03.03.2017)
Rozdział 25 (8.03.2017)
Rozdział 26
rozdział 27 (10.03.2017)
Część 3
Rozdział 28 (Wielkanoc 2017)
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33

Rozdział 22

1 0 0
By ZojaWrobel

Bardzo dziękuję za wszystkie odsłony, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż dzięki temu "Zoja" jest już w pierwszej dziesiątce w "magia". :)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Dobra możecie iść- powiedział Karol, w końcu nas wypuszczając. Kacper mrugnął do mnie znacząco, na co skinęłam głową. Wymknęliśmy się całą grupą, zanim Karol przypomniał sobie, że ma na nas jeszcze powrzeszczeć. Całe zamieszanie z ubieraniem się, dało mi wystarczająco dużo czasu, by zniknąć Karolowi z oczu. Wyszłam co prawda razem z innymi, ale odłączyłam się zaraz za drzwiami i korzystając z ciemności przekradłam się do płotu, który w tej okolicy był dużo wyższy niż w pobliżu naszego baraku. Szybki rzut oka upewnił mnie, że jestem co prawda w pobliżu bramy, ale mam do niej jeszcze kawałek. Idealnie. Wlazłam na rosnące obok drzewo i idąc po jego konarze przeszłam nad płotem, dzisiaj nie chciałam skakać, bo odgłosy mogły zaalarmować woźnego. Kiedy minęłam płot, zsunęłam się z gałęzi i zawisłam na niej, wbijając pazury. Kolejny raz cieszyłam się, że nie mam ludzkich paznokci, tylko porządne pazury mogące w razie potrzeby zastąpić sztylety, które co prawda obecnie nieźle bolały, ale pomagały mi bardzo. Puściłam się i wylądowałam w śniegu. Otrzepałam się z białego puchu, założyłam kaptur i maskę, po czym ruszyłam ulicą. Dzisiaj wszędzie było pusto, jak to w zimową noc. W końcu dotarłam do murów miasta i wspięłam się na nie, wbijając pazury w szczeliny. Na szczycie wywołałam Krystka. Kiedy mój smok się pojawił, od razu wygłosił mi połajankę na temat mojej głupoty, tak jakby on był mądrzejszy. Ale widząc że w ogóle mnie to nie ruszyło, odpuścił, wywracając tylko oczami i pozwolił mi wejść na swój grzbiet, po czym wystartował. Po chwili lecieliśmy już nad Sanajem, wykorzystałam to, że mało kto mógł nas zauważyć i opuściłam osłony, odsłaniając moją magię. Kiedy Krystek był „uwolniony" nasza więź objawiała się jako jasnożółta linia łącząca nasze serca, a pozostałe kolory otaczały mnie całą, zwykle pulsowały sprawiając, że wyglądałam, jak w środku ogniska. No, właśnie. Zwykle, bo obecnie ledwo migotały, a brązu prawie nie było, na szczęście nie pomyliłam się i faktycznie przemieszczanie się, oraz pobyt w górach mi pomagał, już po chwili wyglądałam tak jak zawsze. Ruchliwa chmura dymu, otaczała mnie w całości, a tworzące ją kolory odzyskały swój żywe odcienie. Najpewniej dalej bym się tym cieszyła, ale Krystek wyrwał mnie z tych rozmyślań pomrukiem. Popatrzyłam w dół. Znałam ten płynący rzeką w stronę Ranko statek, tylko obecnie za nic nie pamiętałam skąd. Na wszelki wypadek Krystek wzleciał wyżej, tak by idące i niosące śnieg chmury skryły nas przed ewentualnymi spojrzeniami. Straszny z niego panikarz, ale to mój panikarz- pomyślałam wesoło. Położyłam się na jego grzbiecie, pamiętając, iż jestem nieprzypięta, bo nie ubrałam na kolację uprzęży. Popatrzyłam w dół obok jego głowy i w końcu zaskoczyło. Wrzesień, tamta noc pod murami! Ucieszyłam się, że moja pamięć wciąż działa i namówiłam Krystka by zleciał niżej, ale zgodził się dopiero kiedy sprawiłam, że staliśmy się niewidzialni.

Nie ma nas

Nie widać nas

To tylko światło gwiazd.

Wyszeptałam i moja magia zaczęła się splatać dookoła naszej dwójki tak, że po chwili zamiast Krystka pode mną widziałam tylko rzekę, lepiej, zamiast własnej ręki widziałam Sanaj! Sukces- ucieszyłam się. Założyłam z powrotem osłonę i zlecieliśmy z Krystkiem nad statek, był dziwnie pusty, tylko przy sterze ktoś stał. Cały okręt cuchnął krwią, bólem i rozpaczą (tak rozpacz też śmierdzi). Wcześniej tego nie zauważyłam, ale w tej całej mieszance, był również stary zapach łaków! Mogłam się założyć, że to tym statkiem wywożono niegdyś łaki z moich okolic. W tym momencie nagły powiew wiatru obrócił Krystkiem, nie zdążyłam się złapać jego uprzęży i spadłam. Miałam minimalne szczęście, że do wody. Tyle że była ona strasznie zimna! To nic, że lodu na rzece już nie było, bo i tak mogłam zamarznąć. Prąd wepchnął mnie pod powierzchnię. Wyczułam, że Krystek wylądował na brzegu. Spróbowałam do niego dopłynąć, ale jedyne co mi się udało to delikatnie zmienić kierunek, w którym mnie znosiło. Paroma kopniakami podpłynęłam w górę, na tyle by złapać oddech nad powierzchnią wody. Znowu mnie wepchnęło pod powierzchnię, ale tym razem już wiedziałam w którą stronę płynąć. Zaczęłam wiosłować łapami, tak jak nauczyła mnie mama, nie miałam czasu na finezję, poza tym wciąż uczyłam się pływać „po ludzku". W końcu, mokra, zmarznięta i zmęczona wylazłam na brzeg. Wciąż drżałam z zimna, ale moja krew zaczynała już mnie ogrzewać i po chwili uniosła się ze mnie para. Krystek nie pozwolił mi się nad sobą użalać, tylko wziął mnie na grzbiet, a później wystartował. Do szkoły, bo znowu będzie awantura- poprosiłam go w myślach. Nie pamiętam samej podróży, Krystek musiał mnie podobno prawie wepchnąć przez okno mojego pokoju i później załadować do łóżka. Ja mam w tym miejscu czarną plamę.

***

Rano obudziłam się z paskudnym bólem głowy i całym futrem nastroszonym. To ostatnie było wynikiem tego, że przez ostatnich parę godzin wciąż ogrzewałam siebie i otoczenie. Tylko czemu mnie tak strasznie boli głowa? Wzięłam się w garść i wstałam z łóżka. Nos miałam czymś zapchany, spróbowałam to „coś" wyprychać i na podłogę wyleciała jakaś dziwna ni to woda ni to sól. Ubrania już na mnie wyschły, ale wciąż miałam takie dziwne uczcie zimna. W tym momencie moje rozważania przerwał wrzask wołającego wszystkich na śniadanie Karola. Po raz pierwszy w życiu dosłownie na nic nie miałam siły, serio, ledwo się zwlekłam z łóżka. Zdjęłam osłony, myśląc, że coś mi po prostu zaszkodziło, ale nie, moja magia, była równe silna co wczoraj wieczorem, więc co się działo? Zeszłam na dół, wciąż rozczochrana, bo nie miałam już ochoty szukać szczotki. Reszta mojej grupy wydawała mi się dziś wyjątkowo głośna, poza tym, wszystko, ale dosłownie wszystko mi przeszkadzało. Nawet Tymek i Kacper z ich na co dzień śmiesznymi pomysłami, oberwali dzisiaj ode mnie „piorunem" z oczu za tekst o tym, że wyglądam jak dzikus. Z tego typu dowcipów normalnie śmialiśmy się całą trójką, ale dzisiaj coś mi się rozregulowało. Kiedy wychodziliśmy na śniadanie, po raz kolejny coś mi zaczęło zalegać w nosie. Spróbowałam to wyparskać, trudno, że na śnieg, no i w tym momencie przyłapała mnie „Elsa". Najpierw zrobiła dziwną minę, a później zawołała do Karola:

- Hej! Karol, nasza łaczka chyba jest chora, czy zamierzasz coś z tym zrobić?

-Zoja, do łóżka, ktoś ci przyniesie jedzenie, dzisiaj zostajesz u siebie. Bliźniaki w tej chwili przestańcie się tłuc! - zawołał Karol nie odwracając się, znowu próbował rozdzielić magicznych chłopaków, ale ci mieli go w nosie i dalej się bili. Skinęłam głową do przyjaciół i wycofałam się do baraku, po czym weszłam na schody. Zdążyłam ukryć się za zakrętem, zanim Karol wydarł się na cały regulator. Odgłosy bójki ucichły. Wyjrzałam i zauważyłam, że po schodach wspina się Kacper, niosą w ręce rolkę papieru toaletowego.

-Masz papier, bo smarkanie na podłogę jest niefajne. -Oświadczył- Tymek wpadnie przed lekcjami i przyniesie ci coś do jedzenie, Ok? - zapytał

-Okej, idę się schować, cześć- odpowiedziałam i poszłam do mojego pokoju. Zanim wlazłam na poddasze i weszłam do pokoju, znowu mi się zebrało w nosie. Warknęłam, wściekła i spróbowałam wyparskać tą ciecz w papier. Na szczęście udało mi się. Choć jedna dobra rzecz w tym bałaganie- pomyślałam, uśmiechając się pomimo złego humoru.

Oderwałam zapaskudzony kawałek i zwinąwszy go w kulkę położyłam na stole. Pamiętając o tekście Kacpra wytarłam podłogę i usiadłam na łóżku. Po chwili wstałam i wyciągnęłam Zośkę oraz mój śpiewnik, ale zanim zdążyłam się zdecydować co zagrać, do mojego pokoju zajrzał Tymek.

-Cześć, Kacper odwraca uwagę Karola, więc przyniosłem ci miskę z jajecznicą i leki od pielęgniarki. Podobno opisane co na co i kiedy, ale ja nie rozumiem. Acha i masz pozwolenie Kacpra na korzystanie z jego laptopa, kiedy będziemy na lekcjach. - rzucił, położył na stole miskę i niewielki plastikowy woreczek wypełniony lekami i zwiał na dół. Skupiłam się i faktycznie usłyszałam jak na dole Kacper oraz Tymek kłócą się z Karolem. Nie rozróżniałam słów, ale poszło chyba znowu o nasze spóźnienie.

Kiedy wyszli z baraku zjadłam jajecznicę i spróbowałam rozeznać się w lekach.

-Apap- na ból głowy, jedna tabletka co osiem godzin (1 teraz, a 2 przy kolacji)

-sudafet- na katar, dwie tabletki przy każdym posiłku

-wyciąg z kocimiętki, to specjalnie ode mnie. Weź od razu na wypadek kociego kataru- przeczytałam na kartce przyczepionej do niewielkiej buteleczki. Wzruszyłam ramionami i odkręciłam zakrętkę, po czym wypiłam zawartość jednym haustem. Strasznie gorzkie, pomyślałam i wychyliłam się z okna by nabrać do miski po jajecznicy trochę śniegu. Nagrzewałam ją aż śnieg się roztopił i mogłam popić tą goryczkę i tabletki wodą. Warknęłam pod nosem, lekko zdenerwowana, że leki nie zadziałały od razu, no ale cóż. Zdarza się, pomyślałam i postanowiłam skorzystać z pozwolenia Kacpra, więc przekradłam się do pokoju chłopaków. Po raz pierwszy byłam w baraku całkiem sama i miałam cały budynek tylko dla siebie. Zabrałam laptopa Kacpra i wróciłam do siebie. I teraz problem, co prawda Kacper na feriach nauczył mnie jak go odpalać, ale wciąż nie za dobrze sobie radziłam z elektroniką i musiałam uważać, by go przypadkiem nie zniszczyć. Delikatnie otworzyłam i włączyłam lapka, cały czas pilnując pazurów. Do konta Kacpra dostępu broniła hasło, ale było jeszcze drugie, gdzie mój przyjaciel trzymał głównie, jak sam mawiał, głupoty. Czyli filmy, które chcieliśmy obejrzeć, parę zapisanych książek i muzykę. Jako że miałam straszny problem ze skupieniem się dzisiaj na czymkolwiek to otworzyłam folder z filmami i na chybił trafił wybrałam jeden. Padło na „jak wytresować smoka"

***

-Ej, Wicher. Obudź się! - ktoś mnie szturchał. Musiałam zasnąć na napisach końcowych. Kacper wisiał nade mną i próbował mnie obudzić, a obok mojej łapy stał przykryty talerz. Sądząc po zapachu, dziś na obiad miałam mięso z ziemniakami i marchewką.

-Ups, dzięki za pobudkę- powiedziałam, czułam się już lepiej, czyli leki działały.

-w porządku, przyniosłem te nieszczęsne zeszyty do przepisania- powiedział, wyciągając je zza pleców.

-a wasze też przyniosłeś? Nudzę się tak bardzo, że mogę przepisać trzy kopie- wzięłam podane mi bruliony, a Kacper chyba przewidział, że tak się stanie, bo do kupki dołożył też te należące do niego i Tymka.

- tak, dzięki za wsparcie. Acha, pielęgniarka podobno wpadnie do ciebie wieczorem. Cześć chorowitku! – zawołał już od drzwi. Wygrzebałam moje pióro i zabrałam się do roboty. Najpierw ogarnęłam polski, informacje o gramatyce w trzech egzemplarzach, nudne ale konieczne. Kiedy skończyłam przepisywać zeszyt Tymka, i zabrałam się za historię, to myślałam już, że mnie coś trafi. Więc gdy po raz kolejny pomyliłam litery odłożyłam zeszyt Kacpra na kupkę i zjadłam obiad. Żując mięso przejrzałam co jeszcze mam do roboty. Niestety została mi jeszcze większość roboty, ale przynajmniej część już zrobiłam, tak więc połknęłam lekarstwa i wróciłam do przepisywania.

Kiedy skończyłam przepisywać ostatnie słowa, słońce już zaszło. Przeciągnęłam się, bo mi zadek zesztywniał od długiego siedzenia. W tym momencie do mojego pokoju ktoś zapukał. Miałam w planach zawinięcie się w koce na łóżku i pójście spać, ale ten ktoś nie dawał mi spokoju, więc w końcu wstałam i otworzyłam drzwi. Za nimi stała inna pielęgniarka niż ta, która leczyła mnie po tym nieszczęsnym zatruciu.

-Cześć, jak tam? -zapytała, opierając się o ścianę obok framugi, dłuższą chwilę zajęło mi skojarzenie, dlaczego po prostu nie wejdzie.

-Przepraszam, zapomniałam o zaklęciach ochronnych- powiedziałam i opuściłam osłonę, by zrobić dla niej przejście w utkanej przeze mnie pajęczynce, która otaczała całe drzwi i na wszelki wypadek również okno. Delikatnie, tak by móc później zawiązać te nici z powrotem, rozsupłałam węzełek, który uniemożliwiał jej wchodzenie.

-Chodź, teraz już nie ma pułapek- zaprosiłam ją do środka- a, odpowiadając na twoje pytanie, żyję, a dzięki lekom nie leci mi już tak bardzo z nosa.

-No dobrze, pokaż mi gardło, wśród szóstoklasistów szerzy się grypa, a nie wiem, czy wiesz, ale ludzkie choroby mogą cię dotyczyć, albo nie- powiedziała, więc posłusznie usiadłam na biurku.

-Powiedz aaa- zakomenderowała, a kiedy spełniłam jej prośbę, zajrzała mi do gardła, przyświecając sobie latarką.

-Dobra, gardło masz raczej normalne, czyli zostajesz na samym Sudafedzie, acha i pamiętaj smarkać nos, to cię nie będzie głowa boleć. Możesz wychodzić z pokoju, ale żadnych kąpieli w zimnej wodzie. - powiedziała, klepiąc mnie w ramię- idę zająć się tymi grypowiczami- oznajmiła mi i wyszła. Ponownie zawiązałam nitki ochronnych zaklęć. Stwierdziłam, że teraz się prześpię, a później wymknę do Krystka, który po tym jak wsadził mnie wczoraj do łóżka, to zaszył się za miastem. Nie wzięłam tylko pod uwagę Karola, który właśnie zawołał nas na kolację. Zabrałam więc swój papier i poszłam na dół. Chaos, tłok i ścisk, były takie jak zawsze, ale i tak denerwowały mnie równie mocno co rano. W dodatku wykazałam się straszną głupotą i nie wzięłam zatyczek, co sprawiło że o ile to możliwe, to wszystko jeszcze bardziej mnie wściekało. Na szczęście leki chyba przytłumiły moją magię, bo nie groziła już wyrwaniem się na wolność, rozejrzałam się za Tymkiem i Kacprem, ale tylko mi pomachali, bo zeszli jako jedni z ostatnich i już musieliśmy, iść.

Z samego posiłku nie zapamiętałam nic, co najpewniej oznacza, że był taki sam jak zawsze. Gdy tylko wróciliśmy do baraku to poszłam spać, ale wcześniej tak ustawiłam swoje łóżko, by księżyc obudził mnie za parę godzin, kiedy zaświeci prosto w mój pysk.

***

Zgodnie z moimi przewidywaniami księżyc obudził mnie, gdy znalazł się mniej więcej w połowie swojej drogi. To oznaczało, że większość osób na terenie szkoły powinna już spać i mogłam się bezpiecznie wymknąć do Krystka. Po tym jak mój smok wepchnął mnie do pokoju, zamknął naszą więź, więc tylko czułam że żyje i nic mu nie jest. Skupiłam się na przekazaniu mu, że już się czuję dobrze i mogę do niego przyjść. Ku mojemu zdumieniu, mogłam teraz mniej więcej wyczuć kierunek, w którym powinnam się kierować, by do niego dotrzeć, czyli jednak leki nie zablokowały wszystkich moich umiejętności, as może po prostu obudziły nowe.

-Nigdzie nie leź, przylecę do ciebie- poczułam, że mój smoczy kompan odpowiada. Po chwili, faktycznie na nocnym niebie zaczął się rysować ciemny kształt Krystka. A parę minut później wcisnął się on przez okno.

-Zapamiętać, nigdy więcej pływania w lodowatej wodzie- oznajmiłam na głos, bo wciąż mnie blokował, on mógł do mnie mówić, ale nie chciał wysłuchiwać moich słów. Prychnął i opuścił blokadę, więc mogłam już odbierać od niego strach i irytację. Zlazłam z łóżka, i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy powiedział coś słowami!

-masz szczęście, że to tylko przeziębienie- parsknął, ale strach zniknął. Zwinął mi się dokoła mnie, więc mogłam oprzeć się o jego ciepłe łuski.

-Umiesz mówić!- zawołałam do niego, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu.

-Oczywiście, że umiem, żyjąc z tobą nauczyłem się słów, ale wolę komunikować się tak jak wcześniej- Przekazując ostatnie słowa, prychnął. Umościłam się wygodniej i zamierzałam zadać mu kolejne pytania, ale ledwo przymknęłam oczy, zasnęłam.

Continue Reading

You'll Also Like

73.1K 2.2K 24
this is going to be based off the books currently under editing!! any suggestions please do tell me please enjoy ☆
607K 20.4K 85
Child of the Eldest Gods from the East, Heiress of Earth and Legacy of Stars and Magic, Has the Affinity to Balance the Peace of Nature, Fated Love i...
2K 335 11
"ពួកយេីងស្គាល់គ្នានៅថ្ងៃចន្ទ ពួកយើងរាប់អានគ្នានៅថ្ងៃចន្ទ ពួកយើងទាក់ទងគ្នានៅថ្ងៃចន្ទ ពួកយើងថេីបគ្នានៅថ្ងៃចន្ទ..." STARTED:23/08/2023 ENDED:
5.4K 374 14
Woda jest nieustępliwa i twarda... Woda jest łagodna i cicha, rzeźbi skałę... i duszę Wojownika... Cykl "Dzieci Żywiołów": Ziemia Ogień ...