Rozdział 28 (Wielkanoc 2017)

2 0 0
                                    

14.04.2017

Dziś od rana czułam się paskudnie, nie było aż tak źle, jak w niedzielę albo po tym zatruciu, ale i tak czułam się... chora. Na dokładkę mieliśmy wolne i nawet nie mogłam się niczym zająć, żeby choć trochę się oderwać! Jutro wieczorem mam przyjmować chrzest, a jeszcze zemdleję i co będzie? Próbowałam ćwiczyć na Zośce, ale też mi nie wychodziło, no po prostu dno. Choć przynajmniej już wiem, że jestem wyjątkowo wyczulona na ten okres, bo w niedziele podczas mszy chciało mi się wymiotować, a skoro dziś jest źle, to jutro dopiero będzie ubaw. FFFF. W efekcie od rana chodzę jak przytruta i wściekam się na wszystko, tyle, że mam w sobie mniej ognia niż zwykle, więc przynajmniej nic nie spalę.

Następnego dnia wieczorem

Składałam właśnie przyrzeczenie chrzcielne, tyle, że dla mnie była to też przysięga magiczna. Biskup (bo zapomniałam dodać, że to on prowadził ceremonię) zadał mi ostatnie pytanie. Odpowiedziałam na spokojnie i poczułam silniejszy ból, podobny jak wczoraj wieczorem, ale jeszcze mocniejszy. Jednak jednocześnie wyczuwałam nowo tworzącą się więź między mną, a Kumplem. Choć tego nie zrobiłam, to mój wzrok przełączył się na magiczny, ale jednak trochę inaczej, bo oprócz magii, którą władali stojący obok mnie ludzie, widziałam również ciągnące się wszędzie różnokolorowe pasma, które pachniały mi miłością i spokojem, choć również troszkę bólem. Odruchowo przyjęłam pozycje poddanego, przyjmując Go jako przełożonego i rodzica. W następnej minucie zemdlałam.

Perspektywa Krystka

Parę minut wcześniej poczułem, że Wicher wykształciła więź i zemdlała. Idiotka, ale moja idiotka i to ja mam ją chronić przed robieniem głupot. Jednak zamiast lecieć po nią i zaopiekować się moim Jeźdźcem, musiałem czekać aż robiący za jej chrzestnego Karol przywiezie ją do domu, bo o niej jeszcze ludzie myślą, że nosi jakiś kostium, ale na smoka wrzeszczą, a motocykl, który jedzie samodzielnie zdecydowanie zwraca uwagę, tak więc z nerwów latałem po nocnym niebie, pilnując wiatrów i swojego położenia. Trwało to dopóki przy Bramie na rynku nie zauważyłem rozbłysku i nie pojawił się tam autobus. Kilkoma machnięciami skrzydeł znalazłem się trochę przed nimi i zanurkowałem, lądując tuż przed pojazdem. Siedzący za kierownicą Karol zahamował i wyskoczył na drogę. Popatrzył na mnie, więc spróbowałem mu przekazać, że chcę odzyskać mojego jeźdźca. Wywrócił oczami, ale wszedł z powrotem do autobusu i po chwili wyniósł drobną dziewczynkę. Złapałem ją w łapy i w tempie przyspieszonym poleciałem w stronę Górzyska. Niby naprawdę chciała nawiązać tę więź, ale następnym razem jak się to tak skończy, to poproszę kogoś, by przywiązał mi ją do grzbietu i tyle z tego będzie! Z moją drobną dziewczynką w łapach wzniosłem się ponad miasto i jeszcze wyżej, po czym poleciałem nad rzekę i pod jej prąd. Miałem nadzieję, że bycie w domu jej pomoże, obudzi się i będzie w pełni sobą.

Niedziela zmartwychwstania Pańskiego

Perspektywa Zoji

Obudziłam się w stanie permanentnej głupawki, oparta o Krystka. Tylko czemu jesteśmy na jakimś szczycie, a nie w szkole? Szturchnęłam mojego smoka w otaczającą mnie ciasno łapę i uśmiechnęłam się, czując silną więź z Kumplem, ciasno owiniętą wokół serca. Mój smok się obudził i błyskawicznie mnie przygwoździł do ziemi. Zamarłam, wyczuwając od niego silne wzburzenie.

-Co ci do głowy strzeliło, by mdleć? O składaniu magicznej przysięgi w wieku dwóch lat nawet nie wspomnę! Odpowiedz mi Ognisty Wichrze Nadziei, Zojo Bronisławo Cat! - Warknął, nie przestając mnie przyciskać, tak, że ledwo mogłam się ruszyć.

ZojaWhere stories live. Discover now