[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

7.2K 643 59

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 4 - Wyspa Taransay
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 7 - Większe dobro
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 10 - Podejrzliwość
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 20 - Wszyscy Razem
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 32 - Draco
Rozdział 33 - Wolność | część 1
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane
Rozdział 41 - Czas

Rozdział 25 - Ekspozycja

183 17 4
By A-miss

- Zdarzają ci się powtarzające sny? - zapytała Lavender Brown.

Hermiona nie pamiętała na którym roku, odbyła się ta rozmowa. Może na piątym? Miała wrażenie, jakby jej wspomnienia z Hogwartu były ograniczone do tych związanych z nauką, niebezpieczeństwami, wzlotami i upadkami, a nie ze zwykłymi wydarzeniami.

Rozmowa miała miejsce prawdopodobnie przy śniadaniu. Pamiętała Rona przeżuwającego tosty z otwartymi ustami.

- Czasami mi się śni, że zapominam o czymś ważnym, ale nie wiem o czym – powiedział Neville.

To akurat nikogo nie dziwiło.

- Mnie zawsze ktoś ściga - odparł Ron – Na przykład pająk, na tyle duży, że można by było na nim jeździć! Tylko, że moje nogi nie pracują. Przewracam się, a pająk wspina się na mnie...

- Jesteś pewien, że to nie był koszmar pająka?

Wszyscy się zaśmiali. Cóż, prawie wszyscy. Hermiona dostrzegła uśmiech Harry'ego, ale też widoczne rozkojarzenie, spowodowane tym, że z jednej strony Voldemort próbuje cię zabić, a z drugiej masz problemy z dziewczynami.

- Myślę, że koszmary są dość powszechne – powiedziała Lavender – Miewam podobne do twoich. Nie widzę, co mnie ściga, ale zawsze jest to coś paskudnego...

Parvati pochyliła się konspiracyjnie w ich stronę, a jej szkolny krawat niemalże wpadł do miski z zastygającą owsianką.

- Padmie się śni, że nie nauczyła się do egzaminów - wyszeptała.

- Skąd wiesz, jakie ona ma sny?- zapytała Hermiona.

Spojrzenie Parvati stało się nieco chłodniejsze, gdy zerknęła na Hermionę. Były w koleżeńskich relacjach, ale podobnie jak Lavender, Parvati była płytka jak kałuża, a Hermiona dogryzała jej czasem, czując później wyrzuty sumienia.

- Nie musi mi o nich mówić – zabrzmiała zaskakująco poważna odpowiedź Parvati - Czasami jedna cierpi z powodu koszmarów drugiej.

- Magia bliźniąt - pokiwał głową Neville.

Ron prychnął.

- W takim razie Hermiona musi być zaginionym trojaczkiem Patil, bo wydaje mi się, że ma dokładnie ten sam powtarzający się koszmar! Prawda, Hermiono? - uniósł brwi.

Hermiona dłubała widelcem w sałatce, przygryzając opuszkę kciuka i obserwując pozostawione ślady – cztery, maleńkie zagłębienia. Oczywiście, że miewała takie sny. Ale zazwyczaj coś innego się w nich pojawiało.

Była sama i musiała podjąć decyzję – wybrać zaklęcie, drzwi do otwarcia, figurę szachową do przesunięcia. Cała masa wyborów i wszystko pod presją czasu, ponieważ za nią, w ciemności, nie stał potwór, ale Ron, Harry, mama i tata, Weasleyowie i Ginny. Oczekujący na swój los, bierni i całkowicie zależni od jej wyborów.

W tym śnie Hermiona nigdy nie dokonuje właściwego wyboru. Wybiera złe drzwi lub otwiera nieodpowiednią książkę. Spogląda w dół na swoje dłonie i jest przerażona, widząc wyłaniające się czarne, pełzające macki trucizny, która zaczyna się rozprzestrzeniać. Po krótkiej chwili jej przyjaciele i bliscy padają martwi, a ich twarze pokrywa czarna pajęczyna. Potwory Hermiony nigdy nie są wielkimi, polującymi na nią bestiami. To zawsze były złe decyzje.

Spojrzała teraz na stół. To nie była przynosząca dobre wspomnienia dębowa powierzchnia stołu Gryffindoru w Wielkiej Sali, a twarz, która ją obserwowała nie była uśmiechniętym, piegowatym Ronem. Przenikliwe spojrzenie Alexandra Amarova było czymś, do czego nigdy się nie przyzwyczai, bez względu na to, że Malfoy i Agent Richards często patrzyli na nią w podobny sposób. Przyglądał się jej, wyglądając na zaciekawionego.

Hermiona znajdowała się we flocie od trzech tygodni – dwa z nich spędziła nieprzytomna oraz w trakcie rekonwalescencji. Kolejne dni były bardziej niepokojące. Przez ostatnie cztery noce Amarow prosił ją o obecność podczas kolacji, przy Stole Kapitana. Wszyscy obecni byli ubrani w formalne stroje, wśród szefów floty widocznie panował zwyczaj eleganckiego ubierania się do posiłków.

Tego wieczoru Amarov miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę z maleńkimi, czarnymi guzikami. Efekt był elegancki, prosty i wyraźnie kontrastował z jaskrawym wystrojem reszty liniowca.

Nie ma dziś krawata - zauważyła Hermiona, chociaż nosił go przy każdej innej okazji, kiedy go widziała, z wyjątkiem ich przybycia na trawler porywaczy. Był niezwykle przystojnym mężczyzną. Szkoda, że wszystko inne już tak przyjemne nie było.

Dwanaście osób zasiadło przy długim stole. Wszyscy byli kapitanami, z wyjątkiem dwóch obecnych kobiet – Hermiony i Honorii. Jakby wyczuwając jej tok myślenia, Honoria podniosła wzrok znad drugiego dania. Spojrzenie, którym obdarzyła Hermionę, powinno było wypalić skórę na jej twarzy.

Jej nienawiść była zrozumiała. Po prostu nie znosiła Hermiony, a dodatkowo nie bez znaczenia był fakt, że Honoria była całkowicie zauroczona Amarovem. To było naprawdę śmieszne.

Jej oddanie dla pracodawcy nie było już wielką tajemnicą, a obecna pozycja Hermiony, która stanowiła jego ulubiony przedmiot kolekcjonerski, nie pozostała niezauważona przez jego wewnętrzny krąg. Członkowie floty nie kwestionowali jednak jego decyzji. Hermiona nie miała podobnych problemów. Podczas pierwszej kolacji wymieniła swoje żądania, ignorując rozbawione spojrzenia innych gości. Próbowała negocjować, handlować, przekonywać, a kiedy to wszystko zawiodło, zagroziła. Ale jedyną reakcją mężczyzny była krótka przerwa w rozmowie z kapitanem floty.

Spojrzenie, którym ją obdarzył, było niemal ojcowskie.

- Widzę, że chcesz zwrócić na siebie moją uwagę, moja droga, ale musisz jeszcze chwilę poczekać.

Czekała więc jeszcze cztery koszmarne kolacje. Za każdym razem ignorowała ubrania, które przysyłał jej do pokoju. Były to piękne, gustowne stroje, z których dwa wyrzuciła, zanim Amarov na stałe zamknął maleńkie okienko w jej kwaterze. Trzecią udało jej się skurczyć nad ogrzewaniem, a czwartą rozmoczyła. Piątej nocy nie przyszła żadna suknia. Może skończyły mu się stroje w jej rozmiarze? I tak jak co wieczór, Hermiona poszła na kolację ubrana w wyblakłą dżinsową koszulę i spodnie profesora Belikova. Była boso. W żadnym momencie nie zapewniono jej butów, a szkoda, bo bycie bosym jeńcem nie wpływa zbyt dobrze na morale.

Nie po raz pierwszy Hermiona zastanawiała się, czy jej ostatnie działania zostały odebrane przez Amarova jako drażnienie się, a nie protest. Czuła się nie tyle jak zniewolona członkini brytyjskiego zespołu naukowego Ministerstwa Magii, ale jak rozwścieczona i dąsająca się nastolatka, w zbyt dużym, męskim ubraniu. Mocniej chwyciła widelec. Punkt krytyczny był blisko. Jeśli coś się szybko nie zmieni, jeśli Amarov wciąż będzie odmawiał jej widywania się z przyjaciółmi, to...

To nie zrobi absolutnie nic, ponieważ tak długo, jak urządzenie - tzw. polisa ubezpieczeniowa, będzie osadzona w jego klatce piersiowej, Amarov będzie dosłownie chodzącą bombą. A nawet jeśliby go nie miał, to w pomieszczeniu było sześciu strażników. Stali plecami do ścian, z założonymi rękoma. Dwóch z nich nosiło pistolety maszynowe.

Wokół niej pozostali goście rozmawiali w czterech językach, w tym po angielsku. Śmiali się, kłócili, pili i jedli. Hermiona dowiedziała się wiele o wewnętrznym funkcjonowaniu floty. Poznała nazwiska kapitanów i pierwszych oficerów, przeznaczenie okrętów i krążowników, a także informacje dotyczące zmian kursu, bezpieczeństwa i zakwaterowania. Nikt nie zadał sobie trudu, aby ocenzurować jakiekolwiek słowa w jej obecności. Ale to wszystko było zupełnie bezużyteczne, jeśli nie mogła znaleźć sposobu, aby przekazać to Malfoyowi.

- Bisque jest naprawdę bardzo dobra - powiedział Amarov.

Jego głos był ledwo słyszalny ponad brzękiem sztućców i szkła, ale skutecznie przerwał wszelkie inne dyskusje przy stole. Po czterech dniach najwyraźniej postanowił potwierdzić jej obecność.

- Czy wiesz, który kraj może pochwalić się największą liczbą gwiazdek Michelin? Pomyślisz, że chodzi o Francję lub Hiszpanię. A może Stany Zjednoczone?

- Japonia - odparła, bo pewnego dnia przeczytała to w Readers' Digest w poczekalni gabinetu dentystycznego swojego ojca.

Uśmiechnął się.

- Mój szef kuchni pochodzi z Osaki. Zanim to wszystko się wydarzyło, zdobył tylko trzy gwiazdki. W związku z tym gorąco polecam Bisque.

Hermiona odłożyła widelec.

- Wybacz, jeśli trudno mi wykrzesać z siebie apetyt, gdy w twojej flocie są uwięzieni chorzy i umierający ludzie.

Po lewej stronie Amarova siedział otyły Francuz o czerwonej twarzy. Nazywał się Louis Renauld i był kapitanem statku, na którym przetrzymywano magicznych więźniów. Większość ludzi we flocie znała go jako "Statek Rozrywek". Mężczyzna otworzył rumiane usta, aby odpowiedzieć, ale Amarov podniósł rękę.

- We flocie krąży wiele plotek i domysłów. Pozwolę sobie wyjaśnić sprawę, panno Granger. Jesteśmy dobrze zaopatrzeni, ale nasze zasoby nie będą trwać w nieskończoność. Jedzenie, które widzisz przed sobą, jest wynikiem bardzo kreatywnego gotowania z bardzo ograniczonymi składnikami. Louis, proszę, oświeć naszego gościa - Amarov podniósł kieliszek z winem i upił z niego łyk.

- Jeśli będziemy przestrzegać naszego obecnego systemu racjonowania, będziemy mieli wystarczająco dużo zmagazynowanej żywności, aby wystarczyło na około osiem miesięcy, może dziesięć. Artykuły łatwo psujące się to oczywiście inna sprawa. Chociaż unikamy tego, jak tylko możemy, statki zaopatrzeniowe muszą odbywać rejsy na stały ląd, co wiąże się z dużym ryzykiem" – powiedział Renauld.

- Ryzykuję, panno Granger - powtórzył Amarov - To ryzyko, które moi ludzie ponoszą dla dobra całej floty. W tym również ciebie i twoich przyjaciół.

Uprzątnięto jej niezjedzoną zupę i przyniesiono trzecie danie: escargot w maśle czosnkowym.

- Naprawdę myślisz, że zdołasz mnie przekonać, że to, co tu robisz, jest dobre? Czy wszyscy macie urojeniami, czy po prostu jesteście głupi?

- Uważaj na swoje maniery, Czarownico - warknął Francuz.

Amarov nie wyglądał na zmartwionego.

- Panno Granger, niech mi będzie wolno zadać pani pytanie.

- Tylko jeśli odpowiesz na jedno z moich pytań.

- Dobrze - zgodził się. Zręcznie posługiwał się szczypcami, wyciągając ślimaka - Ja zacznę. Jaki jest szacowany czas przeżycia Mugola mieszkającego w zurbanizowanej części Wielkiej Brytanii? Na przykład w Londynie. Zakładam, że twój zespół odrobił pracę domową? Znasz tę liczbę?

Nie chciała bawić się w jego gierki, ale było oczywiste, że ich rozmowa prowadzi do czegoś ważnego.

- Bez bezpiecznego schronienia, około czterech dni.

- A jak długo utrzymuję przy życiu tysiące obywateli mojej floty?

Hermiona nie znała dokładnej odpowiedzi na to pytanie.

- Dziesięć miesięcy, dwadzieścia dni - wyjął kolejnego ślimaka - W tym czasie rodziły się dzieci, których matki nigdy nie będą musiały obawiać się, że one zostaną wyrwane z ich ramion i pożarte na ich oczach. Mieliśmy śluby, urodziny i rocznice. Dzieci chodzą do szkoły, a kiedy moi ludzie są chorzy, są lekarze, którzy się nimi zajmują.

- Masz na myśli moją przyjaciółkę, Padmę? Lekarza, którego zmuszasz do pracy?

- Jaką inną funkcję miałaby pełnić? Czy to nie była jej rola w twoim zespole? Moim priorytetem zawsze będą ludzie z floty, ale tak się składa, że przygarnąłem także magicznych uchodźców, którzy potrzebowali opieki medycznej, a ona ich leczy.

- Co z tego, skoro nie udostępniasz Czarodziejom podstawowych leków? Oni umierają. Mogliby się uratować sami, gdybyś tylko pozwolił im zatrzymać różdżki!

Z perspektywy gości ich rozmowa przypominała grę w ping-ponga. Ich spojrzenia wędrowały tam i z powrotem, między szybkimi serwami Hermiony a odbijaniem piłeczki przez Amarova.

- Panno Granger, rok temu większość ludzi na tej planecie nie miała pojęcia, że magiczna rasa w ogóle istnieje. Jak myślisz, jak długo przetrwałaby ta flota, gdybym pozwolił prawie tysiącowi Czarodziejów i Czarownic używać różdżek? Jak zareagowaliby na to ludzie z floty?

- Chciałabym, aby mogli odetchnąć z ulgą! Najbardziej nieprawdopodobne akcje ratunkowe i ewakuacje Mugoli zostały przeprowadzone przez Czarodziejów!

- Naginasz prawa fizyki. Znikasz, aby ponownie się pojawić. Latasz. Zabijasz słowami i sądzisz, że moi ludzie z radością przyjęliby tego rodzaju niekontrolowaną moc obok siebie? Jesteśmy pływającą wyspą ze stali, drewna i włókna szklanego, którą łączy stan wojenny i desperacja. Taka jest rzeczywistość. Magiczne zamieszki w tej flocie mogłyby nas zatopić.

- Powiedz mi więc jaki masz z nas pożytek, jeśli nie posiadamy różdżek? - zapytała retorycznie - Po co nas tu trzymasz? Wykorzystujesz nas do krwawych sportów i używasz czarodziejskich dzieci do eksperymentów!

- Ach, o to ci chodzi - powiedział, a potem westchnął z żalem - Mówisz o Zabinim, jego synu i o stworzeniu przetrzymywanym w laboratoriach?

- Eloise Withinshaw – przypomniała mu Hermiona.

- Dziecko w laboratorium zachorowało na tyfus. Podjęliśmy decyzję, która zakładała, że jej śmierć nie będzie bez znaczenia. Została poddana eutanazji bez bólu, a jej matce wypłacono dodatkowe racje żywnościowe dla drugiego, zdrowego dziecka. Wraz ze swoim odejściem mała Eloise pomogła w poszukiwaniu lekarstwa.

- Tak łatwo ci to wszystko usprawiedliwić - odparła cicho Hermiona - A co, u licha, zrobił czteroletni syn Blaise'a, że zasłużył sobie na wtrącenie do Jamy?

- Może cię to zaskoczyć, ale umieszczenie syna Zabiniego na Arenie nie było moją decyzją. To był błąd, który zdarzył się pod moją nieobecność, prawda, Louis? - zapytał Amarov ostrym tonem.

W tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że Amarov wydaje się obchodzić z nią niezwykle delikatnie. Inni nie mieli tyle szczęścia. Renauld widocznie się pocił. Roześmiał się nerwowo i mruknął do Amarova coś po francusku.

- Po angielsku, proszę - rozkazał Amarov, nie podnosząc wzroku znad swojego dania - i podaj powody naszemu gościowi, a nie mnie.

- Oczywiście - odparł Renauld, wpatrując się buntowniczo w Hermionę - Twój przyjaciel, Blaise Zabini, wielokrotnie próbował uciec ze swoim synem, raniąc przy tym dwóch strażników. Kradł zapasy i podjudzał innych. Był kryminalistą, a Jama jest karą. Ale, jak powiedział Alexander, to był błąd, że umieściłem tam również jego syna.

- Walki są brutalne i krwawe, ale nie bez powodu - powiedziała Honoria, a Hermiona ze zdziwieniem usłyszała rezygnację w jej głosie - Muszą istnieć czynniki zniechęcające do zamieszek i anarchii. Strażnicy floty tracą przewagę liczebną, zdajesz sobie z tego sprawę?

- Z każdym dniem coraz bardziej - odparła Hermiona, z udawaną radością. To wywołało śmiech u Amarova.

- Nie mamy tu policji, panno Granger. Mamy iluzoryczną przewagę i broń. Żyjemy w czasach bezprawia, a ludzie potrzebują dyscypliny.

- A ty uważasz, że zmuszanie ich do oglądania swoich towarzyszy rozrywanych na strzępy przez zombie jest jednym ze sposobów, aby to osiągnąć? – zapytała Hermiona.

- To ma być skuteczny odstraszacz, moja droga. Poza tym są inne obozy dla uchodźców, a ludzie z mojej floty mogą spróbować szczęścia gdzie indziej, jeśli tylko zechcą. Z tego, co wiem, w innych obozach zdarzają się grabieże, morderstwa i gwałty. Przestraszeni ludzie mogą stać się... przerażający.

Hermiona przyjrzała się każdemu z kapitanów.

- I nikt z was nie ma moralnych obiekcji co do tego wszystkiego? Każdy akt barbarzyństwa popełniony w imię przetrwania jest usprawiedliwiony - pokiwała głową - Widzę, że cisi nie posiądą ziemi na własność w najbliższym czasie.

Amarov złożył dłonie, patrząc na nią.

- Nie bierzesz pod uwagę zasadności żadnego z powodów, które ci podałem, ponieważ odpowiada ci myślenie o mnie jak o potworze.

Spojrzała na niego, jakby postradał zmysły.

- Twoje szaleństwo w kwestii stworzenia lekarstwa doprowadziło do śmierci pięciu moich kolegów! Porwaliście mnie i trzy inne osoby, a żadne z nas nie zrobiło niczego, co mogłoby cię skrzywdzić.

Pochylił się do przodu z niepokojącym błyskiem w oku.

- Nie jest tak - Amarov wytarł usta w serwetkę i wstał. Odwrócił się do jednego ze strażników - Proszę wprowadzić profesora Belikova i doktora Prestina do środka. Obaj czekają za drzwiami.

Hermiona poczuła, że jej dłonie stają się lodowate. Wszyscy obecni na sali, łącznie z nią wyczuwali, że wydarzy się coś złego. Chwilę później otworzyły się drzwi do jadalni. Wszedł przez nie Belikov, wyglądając, jakby prowadzono go na pewną śmierć. Za nim podążał główny lekarz floty – doktor Prestin.

- Alexandrze - rzekł Belikov na powitanie.

- Vadim, dziękuję za cierpliwość. Chciałem podzielić się radosną nowiną z resztą kapitanów - zaczął chodzić wokół stołu - Przyjaciele, wygląda na to, że profesorowi udało się zsyntetyzować lekarstwo na infekcję. Poinformował mnie o tym tuż przed kolacją.

Rozległy się westchnienia, na twarzach pojawiło się zdziwienie, a u Honorii strach, podobny do tego, który odczuwała Hermiona.

- Czy to prawda? - zapytał Renauld.

- To są jego słowa - rzekł Amarov - Trzeba będzie przeprowadzić jeszcze więcej testów, ale przyszłość rysuje się w jasnych barwach, prawda, Vadim?

Starszy naukowiec milczał.

- Powiedz mi, jakie trzy zasady powinien przestrzegać każdy dołączający do naszej floty?

Belikov zbladł.

- Posłuszeństwo, lojalność, uczciwość.

- Honorio, co ty na to? Czy można w ten sposób opisać naszego profesora?

Kobieta rozejrzała się po pokoju, szukając wsparcia u kapitanów, ale oni milczeli.

- Jeśli profesor mówi, że jest gotowy, to według mnie, mówi prawdę...

- Ufasz Belikovi?

- Oczywiście.

- Dobrze - Amarov uśmiechnął się do niej. Był to szeroki, promienny uśmiech, który sprawił, że na jej policzkach pojawiły się dwie plamy - Wyciągnij rękę, moja droga.

- Słucham?

- Wyciągnij rękę, żeby Prestin mógł ci wstrzyknąć dawkę patogenu - Odwrócił się do lekarza - Doktorze, masz ze sobą próbkę?

Hermiona obserwowała tę wymianę zdań z rosnącym przerażeniem. To prawda, że przy pierwszej nadarzającej się okazji z chęcią wepchnęłaby Honorię Cloot do morza, ale to? To było naprawdę złe.

Honoria była zakłopotana.

- Ja... Nie wiem, czy rozumiem, co masz na myśli, Alexandrze. Chcesz mnie zarazić?

- Tak - odparł z naciskiem - Vadim mówi, że serum jest gotowe, więc, jeśli Prestin cię zarazi, wyleczenie będzie proste. Ale oczywiście tylko wtedy, gdy zgodzisz się być ochotnikiem.

To było chore. Hermiona nie wiedziała, co było bardziej pokręcone: prośba Amarova, czy Honoria, która zdawała się na nią zgadzać. Wyciągnęła rękę do Prestina, który włożył parę lateksowych rękawiczek, a następnie wyjął strzykawkę, w której znajdował się bursztynowy płyn – próbka Infekcji.

Prestin podszedł do Honorii.

-Nie ruszaj się.

Jej oczy były szeroko otwarte i przerażone, gdy spojrzała na Amarova, prawdopodobnie spodziewając się znaku, że to jakiś żart. Ale wtedy Prestin zdjął nasadkę z igły, przyciągając jej nadgarstek do siebie.

- Przestań - rozległ się łagodny głos. To był Belikov - Nie ma żadnego lekarstwa.

Honoria wyrwała rękę Prestinowi.

- Co do cholery?

Amarov siedział na skraju stołu z założonymi rękami.

- Nie wiem. Vadim, chciałbyś nam coś wyjaśnić?

- To szaleństwo musi się skończyć, Alexandrze. Pomyślałem, że jeśli mi zaufasz, każesz mi podać serum jeńcom, a potem ich wypuścić.

- Zaufałem ci – odparł, a w jego głosie słychać było żal - Podobnie jak Honoria. Nie zostawiasz mi wyboru.

Belikov wydawał się pogodzony ze swoim losem.

- A co z moimi wnuczkami?

- Zaopiekujemy się nimi.

- Nie możesz tego zrobić - zaprotestowała Hermiona, gdy strażnicy wyszli z naukowcem. Wstała - I mylisz się, masz wybór!

- Okłamał mnie. Miałby udział w uwolnieniu i potencjalnym stworzeniu setek nowych magicznych zombie na Wyspach Brytyjskich. Czy widziałaś kiedyś, co potrafią te stworzenia? – zapytał - Różnią się od ludzkich zombie tak samo, jak ty różnisz się ode mnie.

Renauld odchrząknął.

- Może jednak wiedźma ma rację? On nam się nie przyda?

Amarov wrócił na swoje miejsce, kładąc lnianą serwetkę na kolanach.

- Malfoy się wszystkim zajmie. Wie, jak prowadzić taką operację. Honorio, myślę, że nadszedł czas, aby pokazać pannie Granger akta.

Zgodnie z rozkazem podała teczkę Hermionie, która wzięła ją do rąk.

- Co to jest?

- Zdjęcia z monitoringu, listy płac, rachunki, plany podróży i transkrypcje przechwyconych rozmów - powiedziała Honoria – Zwane także dowodami.

- Wiesz, że twój przystojny kolega produkował leki dla swojego Mistrza? – wyjaśnił Amarov.

Hermiona przejrzała dokumenty.

- Oczywiście, że tak. Malfoy został skazany na dożywocie za używanie Zaklęć Niewybaczalnych i pracę przy produkcji i sprzedaży magicznych farmaceutyków na czarnym rynku, podczas Drugiej Wojny Czarodziejów. Nic nowego.

- Czyżby? Wasi Aurorzy zrobili nalot na działalności Toma Riddle'a w Londynie jakieś siedem lat temu. Zlikwidowali je i wsadzili do więzienia wszystkich niegrzecznych śmierciożerców, w tym waszego pana Malfoya. Ministerstwu brakowało jednak wiedzy, aby ustalić, co zostało wyprodukowane w laboratoriach. Smutna prawda jest taka, że magiczni ludzie nie polegają na pomysłowości, po prostu machają różdżką, aby rozwiązać swoje problemy - powiedział Amarov - Dosłownie.

Hermiona odnalazła zwój, w którym znajdował się znajomy papier firmowy DMLE. Wyglądało na to, że była to lista sporządzona przez śledczych, katalogująca liczne substancje, które zostały skonfiskowane podczas nalotu. Był do niej przypięty raport.

- Jak widzisz, pozwoliłem sobie zdobyć kopię tej listy i zaangażować informatora, aby zweryfikował, co zostało znalezione. Mam nadzieję, że rozpoznajesz nazwisko mojego konsultanta?

Podpis mężczyzny znajdował się na dole każdej strony raportu zleconego przez Amarova.

- Hendry Tan - przeczytała Hermiona, spoglądając na Amarova - Człowiek, który pracował z Malfoyem.

Amarov skinął głową.

- Riddle zaoferował finansowanie, zabezpieczenia i dyskrecję, które umożliwiły Tanowi zabawę w Boga w tym laboratorium. Czytaj dalej. Myślę, że zrozumiesz, dlaczego biedny Hendry uważał, że lepiej powiesić się we własnym laboratorium, niż pomóc mi w przekazaniu tych informacji władzom.

Raport zawierał mnóstwo specjalistycznej terminologii, ale Hermiona była już wystarczająco z nią zaznajomiona, aby zrozumieć, co czyta. Niemalże żałowała, że tak jest.

Wirus. Neurotroficzny czynnik pochodzenia mózgowego. Naciek obwodowego układu nerwowego, nerwów doprowadzających, ośrodkowego układu nerwowego. Zapalenie mózgu z objawami prodromalnymi. Poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego.

Śmiertelność 99%. Zastosowanie: broń biologiczna (niemagiczni ludzie).

Tekst na stronie zamienił się w masę czarnych bazgrołów. Hermiona zamrugała, aby oczyścić wzrok. Czytała go raz za razem, a potem drżącą ręką odłożyła zwój.

- Uwolniła pani współtwórcę wirusa, który ostatecznie spowodował Infekcję, panno Granger. Tom Riddle, Hendry Tan i Draco Malfoy są współodpowiedzialni za śmierć milionów ludzi. Dwaj ostatni pracowali w tym samym laboratorium. Stworzyli wirusa i antywirusa, który nigdy nie był przeznaczony dla czarodziejskiej populacji. Miał być sprzedawany jako broń lub środek odstraszający przeciwko Mugolom.

Hermiona otarła łzy.

- Ale to jest śmiertelne także dla Czarodziejów...

- Doktor Tan znalazł zagranicznego kupca, ale Riddle nie chciał jeszcze rozstać się z formułą. Zanim do Tana przyszły wyrzuty sumienia, zdołał wykraść próbkę z laboratorium bez uruchamiania alarmu. Wybrał naczynie, które mogło przejść niezauważone przez magiczne zasłony, ale nawet nie wyobrażał sobie, co ten wirus uczyni...

I tak po prostu, to wszystko miało sens.

- Próbował wprowadzić go do Czarodzieja - domyśliła się Hermiona apatycznym głosem.

Amarov uśmiechnął się.

- Bardzo dobrze. Pacjentem zero był woźny. Przychodził, sprzątał, a wieczorem wracał do domu. Przez następne sześć lat wiódł bardzo normalne życie, nie zdając sobie sprawy, że stanie się zwiastunem najbardziej śmiercionośnej plagi, jaką znała ludzkość. Reszta stała się naszą wspólną historią.

- Powiedziałeś... - Głos Hermiony załamał się. Przełknęła ślinę i spróbowała jeszcze raz - Powiedziałeś, że przekazałeś tę informację Rządowi?

- Moja pogarda dla waszego gatunku jest wszystkim doskonale znana. Od lat lobbuję za tym, aby wasi ludzie zostali zdemaskowani. Powiedziano mi, żebym dał sobie spokój, zniszczył raport, żebym nie ryzykował destabilizacji pokoju, który istniał między Mugolami i Czarodziejami od tysiącleci. Zapewniono nas, że zagrożenie zostało opanowane przez Brytyjskie Ministerstwo Magii. W końcu Riddle i Tan nie żyli, a Malfoya czekała reszta życia w izolatce. A jeśli Mugole zaryzykowaliby zagłębianiem się w ten temat, w najlepszym scenariuszu staliby się celem Obliviatusa. W ten sposób trzymacie swoje tajemnice, prawda? Niszczycie nasze wspomnienia. Kontrolujecie umysły. Nie można nawet ufać, że twój gatunek ochroni przyszłość twojego ludu, nie mówiąc już o życiu miliardów niemagicznych, którzy utrzymują świat w ruchu. Wasza arogancja rzuciła ludzkość na kolana. Nie mam litości dla Czarodziejów, panno Granger. Nasz świat został zniszczony przez plagę, a ja pomogę go naprawić. Ale tym razem to my będziemy dowodzić.

Hermiona położyła zimne, trzęsące się dłonie na kolanach, walcząc z nudnościami. Spojrzenia otaczających ją osób, o dziwo, nie były rozgniewane. Patrzyli na nią ze zrezygnowanym potępieniem, które było jeszcze gorsze. Hermiona zauważyła, że Honoria również nie została oszczędzona. Mimo lojalności wobec Amarova, wciąż nie mogła otrząsnąć się ze skazy swojego pochodzenia.

Trzeba było oczywiście wątpić w prawdziwość tego, co mówił Amarov i podważać autentyczność dokumentów. Sceptycyzm był w końcu znakiem rozpoznawczym dobrej nauki...

- Rozumiesz teraz? - zapytał Amarov łagodnie.

Spojrzała na stos dokumentów – było tam czarno-białe zdjęcie Dracona, który szedł londyńską ulicą, ubrany w mugolski garnitur. Był młodszy i więcej było w nim nastolatka, którego pamiętała ze szkoły, a mniej cichego, zmęczonego mężczyzny, którego widziała dzisiaj. Tego, który czasami patrzył na nią, jakby miała jedyny klucz do zamka, którego nigdy wcześniej nie miał ochoty otwierać.

Tak, teraz zrozumiała.

Harry złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.

- Idziemy bez niego.

- Harry, nie. Potrzebujemy go.

- Nie potrzebujemy! Nie jesteśmy aż tak zdesperowani!

Dokonała wyboru wiele miesięcy temu w Azkabanie. Amarov i Honoria byli odpowiedzialni za śmierć jej kolegów, ale nie doszłoby do tego, gdyby Hermiona odeszła bez niego. Nieumyślnie uwolniła jedyną osobę, która według Amarova mogła zakończyć to, co się zaczęło. I prawdopodobnie Malfoy rzeczywiście był tą osobą. Amarov go przywłaszczył, co oznaczało ogromny cios dla Projektu Gwiazdka. Jedynym sposobem, aby cała śmierć, ból, paranoja i nieufność miały znaczenie, był sukces Draco. W tej chwili tylko to się liczyło.

Tego wieczoru zaserwowano w sumie osiem dań. Hermiona ledwo pamiętała, co nastąpiło po escargot. Świat był zbyt jasny, a odgłosy rozmów wokół niej były drażniące. Skupiła się na stawianiu jednej stopy za drugą, gdy Honoria odprowadzała ją z powrotem do jej pokoju.

- Teraz już wiesz, dlaczego tu się znalazłam - powiedziała Honoria - Boli cię złamane serce, prawda? - zadrwiła młodsza kobieta, zanim zamknęła Hermionę w pokoju.

Hermiona wiedziała, że nie miała na myśli tylko Dracona.


Beta: Meglen

Continue Reading

You'll Also Like

72.5K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
22.2K 502 16
[...] pamiętaj, że przy mnie zawsze jesteś bezpieczna - szepnął patrząc na mnie z góry. ~ Nina Taylor to zwykła czarownica czystej krwi uczęszczająca...
72.2K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
93.9K 998 200
Ciąg dalszy przygód Harrego Pottera i jego przyjaciół! To już 3 część, a jeśli nie widział*ś poprzednich części, to zapraszam najpierw na nie!