[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

7.2K 641 59

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 4 - Wyspa Taransay
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 7 - Większe dobro
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 10 - Podejrzliwość
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 25 - Ekspozycja
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 32 - Draco
Rozdział 33 - Wolność | część 1
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane
Rozdział 41 - Czas

Rozdział 20 - Wszyscy Razem

182 16 0
By A-miss

Obserwacje satelitarne dostarczone przez Wywiad Senatu USA ujawniły prawdopodobną lokalizację pobytu Alexandra Amarova.

Chociaż nie było rozstrzygającego dowodu, mieli wystarczająco dużo podejrzanej aktywności, aby przypuszczać, że rosyjski miliarder był przetrzymywany na trawlerze rybackim, kilka kilometrów na wschód od Cardiff. Nieopodal, tuż przy wybrzeżu Avonmouth znajdowała się flota Amarova. Jej obecny stan nie był znany.

Było wiadomo, że w skład floty wchodziło kilka tankowców i jeden statek rafineryjny. Wcześniej z sukcesem handlowali z tymi, których było na to stać, a teraz armada nie reagowała na żadne próby nawiązania kontaktu. Była również nieruchoma, utrzymywała tę samą pozycję przez ostatni miesiąc. Stała, niewielka odległość między trawlerem a flotą była główną wskazówką.

- Uważamy, że ludzie Amarova próbują negocjować okup - powiedział Richards do zgromadzonego zespołu.

- Dlatego zamknęli cały handel z osobami z zewnątrz. Dopóki nie odzyskają swojego szefa, będzie panowała cisza radiowa.

- Czy flota wie, gdzie on jest? - zapytał Harry.

- Możliwe - zgodził się Richards – Ale mogą nie mieć środków, aby rozpocząć misję ratunkową. Domyślam się, że omawiają cenę.

- Czy on jest naprawdę wart tego całego trudu? - zastanawiał się Harry. Była to uzasadniona obawa – Dlaczego po prostu nie odpłynęli?

Scrimgeour zastanowił się nad pytaniem.

- Lojalność?

Richards spojrzał na mapę, którą rozłożył na biurku Ministra.

- A może ma kluczyki do samochodu?

- Kluczyki? - zapytał Harry.

- Być może nie chodzi o lojalność, tylko o konieczność.

- Co masz na myśli?

- Nie wiem - odpowiedział Richards, pocierając szczękę - Jest wiele rzeczy, których się nie dowiemy, dopóki nie porozmawiamy z Amarovem. Jeśli ma władzę, lojalność, a nawet strach, jest niebezpieczny. A jeśli jest w jakiś sposób powiązany z mobilnością floty, tym gorzej.

Do tej pory Hermiona milczała.

- Wiele ryzykujemy, żeby złapać tego człowieka. Wszystko dla magicznego przedmiotu, który może, ale nie musi wspomóc ReGen.

- Założyłbym się o swoje życie, że Brzoskwinia jest przechowywana w tej flocie. Amarov jest szczególnym kolekcjonerem, Hermiono. Nie porzuciłby takiego unikatu - wtrącił się Neville.

- OK, powiedzmy, że ją ma. A co, jeśli nie będzie chciał się z nią rozstać?

- Rozstanie się z nią w ten, czy inny sposób - zapewnił ją Richards – A jeśli będzie miał coś jeszcze, co pomoże w misji, to też weźmiemy.

- To nie brzmi jak akcja ratunkowa, tylko jak piractwo na pełnym morzu - mruknęła Hermiona.

- Ma Pani z tym problem, panno Granger? - spytał Richards.

Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku Hermiony, co ją rozzłościło. Nigdy nie zamierzała być kompasem moralnym grupy. To była męcząca odpowiedzialność, której nie chciała. Napotkała porozumiewawcze spojrzenie Kowboja. Najwyraźniej oboje myśleli o jej wcześniejszej niechęci do zmuszenia Malfoya do współpracy z nimi.

Westchnęła.

- Staraliśmy się grać czysto. Teraz zróbmy to po twojemu.

Richards nie uśmiechał się zbyt często, ale kiedy to robił, nie było w tym nic przyjaznego. Zwinął mapę.

- W porządku. Ludzie, dostaliście instrukcje. Przebierzcie się.

🔵 🔵 🔵

Sofa, na której spał, była zbyt twarda. W dodatku była zbyt śliska, prawdopodobnie z powodu zbyt intensywnej konserwacji z pomocą wosku do mebli. Dwukrotnie w ciągu nocy Draco omal nie zsunął się z narożnika, podpierając się dłońmi o podłogę, aby nie spaść prosto na dywan.

W pewnym momencie sen zwyciężył, wspomagany łagodnym środkiem uspokajającym, który dostał po rozmowie z Honorią. Obudził go hałas. Niewyraźny, ale wystarczająco głośny, aby wyrwać go z farmakologicznie wspomaganego snu. Draco otworzył oczy, gdy tylko poczuł delikatne, ale uporczywe szarpanie za rękaw jego koszulki.

Henry stał obok Dracona. Anatolij postarał się o odpowiednie ubranie dla chłopca. Piżama, którą miał na sobie wyglądała na nową, wciąż z oryginalnymi zagnieceniami.

- Co się dzieje? - zapytał go szorstkim od snu i wczorajszych krzyków na arenie głosem.

Henry zawahał się przez chwilę.

- Tatuś ma zły sen - szepnął.

Małą rączką wskazał na łóżko, które Draco im oddał. Blaise jęknął. Draco obserwował go przez minutę, zarówno po to, by ocenić stopień problemu przyjaciela, jak i po to, aby dać swoim oczom czas na przyzwyczajenie się do ciemności.

Niebawem zobaczył, jak wystawia rękę przed siebie, jakby odpierał niewidzialny atak. A potem rozległo się mamrotanie: spanikowane, udręczone, z zadyszką. Po kolejnej minucie usłyszał dźwięk, który był nie do pomylenia.

- Słyszysz? - wyszeptał Henry, a w jego głosie można było usłyszeć łkanie.

Draco stanął na podłodze. Jego mięśnie, pamiątki po niedawnym wysiłku, drżały i protestowały. Plusem jest to, że zostali dokładnie przebadani – nie mieli nic wspólnego z infekcją. Wyniki były negatywne.

Draco wstał i okrył kocem Henry'ego, który spojrzał na niego niepewnie. W większości przypominał Zabiniego, z wyjątkiem burzy czarnych loków, które niewątpliwie były zasługą Greengrassów.

- Połóż się tutaj i idź spać. Zajmę się Za... Twoim ojcem.

Draco poczekał, aż Henry podciągnię koc pod brodę i odwróci się plecami do niego. Odczekał jeszcze chwilę, zanim chłopiec zaczął oddychać głęboko i równomiernie, po czym podszedł do Blaise'a, który był zajęty pokonywaniem przeciwników we śnie.

- Zabini - powiedział Draco, potrząsając lekko bark mężczyzny. Nie był zaskoczony tym, że Blaise usiadł sztywno na łóżku, natychmiast przytomniejąc. Jego ręce powędrowały na puste miejsce obok niego.

- Henry.

- Ciszej. Właśnie zasnął.

Blaise zamrugał gwałtownie, oddychając w panice. Gdy dostrzegł śpiącego Henry'ego na sofie po drugiej stronie pokoju, uspokoił się. Draco odwrócił wzrok, przyglądając się pomarańczowemu horyzontowi za oknem, podczas, gdy Blaise otarł rękawem łzy, które spływały mu po twarzy.

Kiedy się uspokoił, wbił spojrzenie w kołdrę.

- Przepraszam. Pewnie byłem za głośno.

- Nie na tyle, żeby mnie obudzić - skłamał Draco – ale twój syn był zaniepokojony.

Blaise odpowiedział pustym śmiechem.

- Czteroletni chłopiec martwi się o emocjonalne samopoczucie swojego ojca. Żyjemy w świecie wywróconym do góry nogami, Malfoy.

Pytanie było spóźnione, ale żaden moment na jego zadanie nie był dobry.

- Gdzie jest jego matka?

Blaise spojrzał na Draco.

- Nie żyje.

- Od kiedy?

- Zmarła pięć dni temu.

To było niespodziewane. Minęło dużo czasu zanim Draco odezwał się po raz kolejny. Żałował, że zapytał. W międzyczasie Blaise wyglądał na coraz bardziej zakłopotanego.

- Przykro mi z powodu twojej straty, Zabini. Jak zginęła?

Blaise z powrotem spojrzał na pościel.

Draco przeczesał dłonią włosy. Wstał i podszedł do eleganckiego aneksu kuchennego w kącie apartamentu. Anatolij uznał, że warto zaopatrzyć lodówkę w podstawowe produkty spożywcze i alkohol. Nie było szkła ani sztućców. Draco otworzył plastikową butelkę i krzywiąc się, powąchał jej zawartość. Przeciągnął krzesło po wyłożonej wykładziną podłodze do łóżka i usiadł na nim.

- Wydaje mi się, że to całkiem dobra whiskey. Wypijmy, zanim plastik ją zabrudzi.

Draco podał Blaise'owi butelkę, ale ten zignorował ją. Niezrażony Draco wziął kilka dużych łyków, zanim zaczął ponownie zadawać pytania, początkowo z lekko świszczącym głosem i załzawionymi oczami.

- To była Daphne, czy Astoria?

Blaise nie odpowiedział, ale ostry wyraz bólu, który pojawił się na jego twarzy na słowo "Daphne" sam w sobie był odpowiedzią. Draco uniósł brew.

- Pamiętam Daphne. Ona, Pansy i Milicenta były przez jakiś czas nierozłączne. Nie przypominam sobie, żebyś zwracał na nią uwagę. Nie była chyba w twoim typie?

Mięsień w sztywnej szczęce Blaise'a drgnął.

- A jaki jest mój typ?

Draco wzruszył ramionami.

- Ładna.

- Malfoy, proszę, przestań mówić, zanim będę zmuszony cię uderzyć.

Zadowolony z tego pozornego postępu, odchrząknął i ponownie skierował ku niemu butelkę.

- Więc pij.

Pili w niezręcznej ciszy, podczas gdy pokój powoli wypełniał się porannym słońcem. Henry wciąż spał i nie było pośpiechu, aby go budzić. Delikatny szum silników wycieczkowca działał kojąco.

Nie była zarażona ani wsadzona do Jamy - powiedział Blaise po jakimś czasie, tak niespodziewanie, że Draco zdał sobie sprawę, że był bliski snu - Żyła i miała się dobrze, kiedy zostaliśmy przyprowadzeni do floty.

- Siłą?

- Podstępem - poinformował go z szyderczym uśmiechem - Kiedy dowiedzieliśmy się o jej istnieniu, ja i inni Czarodzieje przybyliśmy tutaj, aby wymienić magię na zapasy. Zaoferowaliśmy Amarovowi każdą pracę, którą mogliśmy wykonać w zamian za wytchnienie od stałego lądu lub za przejście do mniej zainfekowanego obszaru. Nie mieliśmy pojęcia o... Jego awersji do magii.

- Amarov was wszystkich uwięził - domyślił się Draco.

- Nie było szansy na targowanie się z nim, czy przekupstwo. Nie miałem niczego, co chciałby wziąć na wymianę - powiedział Blaise z niedowierzaniem. Spojrzał na Draco – A jak wiesz, jestem biegły w odkrywaniu rzeczy, z których ludzie jeszcze nie zdają sobie sprawy.

Draco prychnął.

- Doskonale to pamiętam.

Butelka była prawie pusta, a Draco poczuł nadchodzący ból głowy. Mieli przed sobą gówniany dzień, ale ta historia była warta kaca.

- Nie powinienem ich brać ze sobą - ciągnął drżącym głosem - Gdybym po prostu zostawił ich w Cheshire... - Blaise zamknął oczy - Zmarła na zapalenie płuc. Rozumiesz? W obecnych czasach. Warunki panujące w ładowni są nie do opisania. Zwierzęta przeznaczone na rzeź są utrzymywane w lepszej kondycji niż magiczna populacja tej floty. Po tym, jak zabrali nam różdżki, nic nie mogłem zrobić. Prosiłem o pomoc... Błagałem... Mówiłem, że zrobię wszystko w zamian za lekarstwo.

- Zgłosiłeś się na ochotnika do Jamy - powiedział Draco, a jego głos stał się teraz bardzo łagodny.

Blaise skinął głową.

- Ale było już dla niej za późno. Daphne była naprawdę chora. Nie wiem nawet, czy dali jej leki, których potrzebowała. W każdym razie, nie pomogły. Zmarła dzień po mojej pierwszej walce.

Spojrzał na Dracona. W jego ciemnych oczach pojawił się błysk złowrogości.

- Po tym wszystkim byłem raczej niechętny do współpracy.

- Domyślam się - powiedział Draco, tym razem z wściekłością.

- Nie jestem jedyny. Wielu podobnych do mnie jest przetrzymywanych. I tak jak ja, byli na tyle głupi, aby przyprowadzić ze sobą rodziny. Jesteśmy paliwem, którego potrzebujesz. Brakuje tylko iskry.

Spojrzenie Dracona było przeszywające.

- Będę potrzebował więcej szczegółów, kiedy poczujesz się na siłach.

- Czy to, dlatego wskoczyłeś do Jamy? Aby mnie zwerbować?

- Czy miałoby to znaczenie, gdyby to był mój jedyny powód?

- Nie. A nawet, gdyby tak było, to i tak masz moją dozgonną wdzięczność. Uratowałeś nam życie.

- Nie jest jeszcze uratowane, Zabini. Przed nami jeszcze długa droga.

- Tak - odparł, kiwając głową - Powiesz mi, jaki jest plan? Bo wiem, że go masz, a Merlinie, naprawdę chcę być jego częścią.

- Nie dowiesz się, dopóki nie będziesz musiał - Draco usiadł ze skrzyżowanymi nogami, z butelką trzymaną luźno w dłoni, balansującą na kolanie – To wszystko, co mogę powiedzieć.

- Dlaczego? Dobrze znam tę flotę, mogę ci pomóc!

- I pomożesz, odpowiadając na pytania. I nie pytając do czego wykorzystam odpowiedzi. Nie będę mógł ci powiedzieć, bo nie jestem w stanie ci zaufać.

Blaise nie poczuł się urażony. Może trochę zrezygnowany. Wpatrywał się w nieruchomą i milczącą sylwetkę śpiącego syna.

- To przez Henry'ego, prawda? Jeśli go zabiorą, zrobię i powiem wszystko, aby zapewnić mu bezpieczeństwo.

Draco skinął głową. To było takie proste. Nie chodziło o to, że Zabini nie potrafił dochować tajemnicy. Po prostu był obarczony największą możliwą słabością.

- Malfoy?

- Tak?

- Jak do cholery wydostałeś się z Azkabanu? Słyszałem, że to miejsce było zapieczętowanym grobowcem.

- To jest opowieść o szczęściu, błyskotliwości i przebiegłości, którą najlepiej zachować do czasu, gdy skończę swoją zmianę w Laboratorium.

Draco podał butelkę Blaise'owi i jęknął cicho, wstając.

Praca wzywa. Prześpij się, jeśli zdołasz. Wszyscy potrzebujemy snu.

🔵 🔵 🔵

Tuż po obiedzie siedmiu członków grupy ratunkowej otrzymało zgłoszenie, aby stawić się w biurze Scrimgeoura.

Padma z Hermioną przybyły jako pierwsze. Ubrały się na czarno, łącznie z kamizelkami i hełmami. Obie kobiety zaplotły swoje długie włosy w warkocze, które zwinęły w ciasne koki (Nie dawajcie im niczego, co mogliby chwycić podczas walki - instruował je Richards).

W rzeczywistości, zespół dostał wiele instrukcji. Nie były to wskazówki, sugestie czy zalecenia.

- Zignorujecie je na własne ryzyko - warknął na nich Richards.

Neville lekko zbladł, gdy pytał, czy mógłby zrobić notatki.

Kobiety popatrzyły na siebie. Hermiona uśmiechnęła się pierwsza.

- Czuję się jak głupek.

- Doskonale - powiedziała Padma, a w jej oczach pojawił się uśmiech. Podeszła do satynowej kanapy i usiadła na niej - Czuję to samo.

Hermiona otworzyła jedną z kieszeni zapinanych na rzepy, znajdującej się w jej spodniach. Mundury były stworzone do magicznej walki, biorąc pod uwagę, że znajdowała się w nich kabura przeznaczona specjalnie na różdżkę.

- Problem z posiadaniem tylu kieszeni polega na tym, że zapominasz do której włożyłeś swoje rzeczy...

Harry dołączył do nich w salonie. W przeciwieństwie do kobiet, wydawał się czuć w pełni przygotowany, mając na sobie coś, co najlepiej można było opisać jako czarodziejski osprzęt SWAT. Trzymał w ręku resztki kanapki.

- Dlaczego nie dostaniemy broni? W skarbcu z pewnością jest jej mnóstwo.

- Bo nie mieliśmy czasu, żeby z nimi potrenować - przypomniała mu Hermiona, wciąż pochłonięta przygotowywaniem kieszeni. Znalazła gaz pieprzowy.

- Jakiego szkolenia potrzebujesz? Celujesz, strzelasz.

- Przed misją w Welwyn Mercer spędził dwie godziny z Kowbojem, ćwicząc strzelanie, a i tak nie robił tego celnie - poinformowała Padma.

- A jednak dzisiaj znowu dostanie broń?

- Bo nie ma różdżki, Harry - powiedziała Hermiona.

Przez chwilę zastanowiła się, czy nie usiąść obok Padmy na kanapie, ale obawiała się, że nie będzie w stanie podnieść się bez czyjejś pomocy ze względu na ciężar spodni wypełnionych ekwipunkiem. Byłaby to szybka podróż na dno oceanu, gdyby miała nieszczęście do niego wpaść.

Padma była niezadowolona.

- Mercer i Wallen w ogóle nie powinni brać udziału w tej misji. Nie mogę pojąć, dlaczego Scrimgeour zgodził się na którąkolwiek z ich próśb. Ostatnim razem Mercer prawie zginął. Obaj są cywilami.

- Z ciebie też nie jest Rambo - mruknął Harry.

Padma spojrzała na Harry'ego.

- A kim lub czym tak właściwie jest Rambo?

- To on. - powiedział Harry, wyglądając na rozbawionego, gdy do gabinetu wszedł Alec.

Podobnie jak jego koledzy, był ubrany w ten sam sprzęt wojskowy, który dostarczył mu Richards. Różniło ich to, że Mercer dostał czarną kominiarkę.

- Boże, wyglądasz naprawdę zachęcająco - powiedziała Padma, a jej oczy lekko się rozszerzyły.

Neurobiolog był typem faceta w koszulce i dżinsach, ale w swoim obecnym stroju wyglądał onieśmielająco. Zdradziła go jednak torebka chipsów.

- Przesadziłem? - zapytał, brzmiąc nieśmiało.

Ściągnął kominiarkę, na co Harry prychnął w kanapkę.

Richards wszedł do salonu, niosąc kilka długich, zielonych, płóciennych toreb. Rzucił je na ziemię i już miał przykucnąć, żeby je rozpiąć, gdy dostrzegł Mercera.

- Nie przypominam sobie, żebym rozdawał farbę do kamuflażu, doktorku.

Entuzjazm Mercera był niezrażony.

- Improwizowałem - odparł lekko defensywnie – To pasta do butów.

Harry zjadł kanapkę do końca, starł z kamizelki kuloodpornej resztki majonezu, a potem pochylił głowę w stronę toreb.

- To broń, prawda? Mam nadzieję, że to broń. Jeśli Mercer będzie nosił barwy wojenne, ja chcę dostać broń.

🔵 🔵 🔵

Unosiły się pięćdziesiąt metrów nad trawlerem. Na szczęście warunki były dobre. Pod nimi rozciągał się Kanał Bristolski. Od czasu do czasu spienione fale uderzały o kadłub statku, który nie starał się w żaden sposób ukryć. Miał włączone wszystkie światła. Na tę chwilę, w każdym razie.

Plan Richardsa obejmował korzystanie z noktowizorów i dość paskudnego zaklęcia, o którym Harry i Hermiona nigdy nie słyszeli. Każdy członek zespołu miał do odegrania określoną rolę w akcji ratunkowej, nawet Mercer. Wszyscy cierpliwie czekali na sygnał od Richardsa.

- Nadal cię boli, że nie masz broni? - szepnęła Hermiona do Harry'ego.

Wiedział, że jest zdenerwowana. Zawsze była, gdy latała na miotle. Nie lubiła ich, a Harry miał wrażenie, że ze wzajemnością. Przesunął się nieco, mając nadzieję, że zachęci Hermionę do rozluźnienia uścisku wokół jego brzucha. Jej ramiona były, jak para boa dusicieli. Przełknął ślinę. Być może ta kanapka z tuńczykiem w ostatniej chwili nie była zbyt dobrym pomysłem.

- Tak - odpowiedział - Nie wiem. Czuję, jakbyśmy mieli niesprawiedliwą przewagę.

- O to chodzi. Bronie robią za dużo bałaganu.

Harry odwrócił głowę i spojrzał w jej stronę.

- Widziałaś moje zaklęcie piły mechanicznej, prawda?

- Widzę ruch na rufie - usłyszeli głos Kowboja w słuchawkach - Patil, przyjęłaś?

- Tak - odpowiedziała Padma, która leciała wraz z Mercerem – Dwoje z nich właśnie opuściło kajutę. Ugh, palą. Okropny nawyk.

- Tak jak porywanie - dodał Neville.

- Mają broń? - zapytał Harry.

Hermiona przewróciła oczami.

- Nie widzę, aby mieli - odpowiedziała Padma – Wydaje mi się, że wyszli na papierosa i chwilę się przewietrzyć.

Richards był jedynym z zespołu, który latał w pojedynkę. Zbliżył się do Padmy i Mercera, spoglądając przez lornetkę.

- Trzymajcie się mocno, ludzie. Potrzebujemy, żeby wrócili do kajut, bo inaczej zaklęcie nie zadziała.

- Lubisz lody? - wypalił Mercer.

Zapadła cisza, podczas której wszyscy czekali na odpowiedź.

- Co takiego?

Hermiona skrzywiła się w imieniu Mercera. Padma Patil była onieśmielająca w swoje lepsze dni. Wyobrażała sobie wyraz twarzy Padmy z lodowatym niedowierzaniem.

- Lody. Lubisz?

- Mercer, czy to naprawdę jest czas...

- Uwielbia lody - odpowiedziała Hermiona za przyjaciółkę - Zwłaszcza rumowe i z rodzynkami.

- Świetnie. Kiedy już tutaj skończymy, wszyscy pójdziemy na lody.

W głosie Mercera słychać było niepokój. Hermiona też to czuła, wraz z kwaśnym posmakiem żalu, którego ona i Harry nie mieli czasu odpowiednio przepracować. Mira, Jason, Emily, Agentka Kent i Ron nie dołączą do nich na uroczyste lody.

- Doktorze, kupię je, jak już skończymy - rozległ się szorstki głos Richardsa.

Felix Wallen mówił przez słuchawki, teraz cicho i poważnie.

- Agencie Richards, ci dwaj mężczyźni skończyli palić papierosy. Wracają do środka.

Richards potwierdził to przez lornetkę.

- Różdżki - rzekł.

Hermiona była bardzo wdzięczna za szybkie, uspokajające ściśnięcie dłoni przez Harry'ego. Jej ręka lekko się trzęsła, gdy wysunęła różdżkę z kabury i mocno ją ścisnęła.

Zaczynamy.


Beta: Meglen

Continue Reading

You'll Also Like

93.6K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
434K 12.1K 57
Emily Riddle, właśnie zaczyna swój szósty rok w Hogwarcie, ale czy wszystko napewno będzie takie jak zawsze? Zapraszam do czytania i komentowania czy...
70.5K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
14.3K 908 9
Powojenny, magiczny Londyn pod rządami Toma Riddle'a pnie się na szczyt potęgi. Młoda czarodziejka zaczyna gościć coraz częściej w myślach polityka...