Elita

Av sztambuch

923K 42.8K 18.2K

Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się... Mer

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Epilog
„ELITA" ZOSTANIE WYDANA

Rozdział 32

23.1K 1.2K 1.1K
Av sztambuch

Rozdział jest całkiem długi, dlatego liczę na waszą aktywność. Miłego czytania <3

***

Cały szkolny tydzień zlatuje mi na nauce. Robię wszystko, żeby nadrobić zaległości, których nazbierało się w ostatnim czasie. W trakcie lekcji uczę się na przedmioty, z których czekają mnie testy. Ze szkoły biegiem ruszam na dodatkowe zajęcia, zaplanowane przez matkę. Każdego poranka wstaję trzy godziny przed budzikiem, jeszcze przed szkołą, tylko po to, by odbębnić trening. Ledwo jestem w stanie zjeść w ciągu dnia chociaż jeden porządny posiłek, a kiedy wieczorami wracam do domu, nie mam nawet siły na wzięcie prysznica. Gdzieś w połowie tygodnia odzyskuję nieco kontakt z Heather i Theo, ale przez mój zapełniony grafik nie jestem w stanie spotkać się z nimi choćby na szybką kawę. Jest jednak wiele plusów z budzenia się przed świtem i powrotów późnymi wieczorami. Mijam się z rodzicami. Matka nie może się nade mną wyżywać, bo pośród wszystkich zajęć nie jest w stanie złapać mnie choćby na chwilę. Spotykamy się tylko dwa razy we wspólnym gronie i zjadamy kolację w milczeniu, nawet nie patrząc sobie w oczy. Kiedy w korytarzu mijam mojego ojca, nawet się z nim nie witam. W ciszy uciekam do swojego pokoju i przebieram się w piżamę. Jestem pewna, że po czterech dniach w moich żyłach zamiast krwi zaczyna płynąć kawa, dlatego przerzucam się na energetyki i przeklinam z frustracją, gdy przez kofeinę dłonie drżą mi coraz bardziej. Jest jeszcze jeden plus mojego ciągłego zabiegania – w końcu tyle nie myślę. Nie mam na to czasu. Nie mam czasu, by się zamartwiać, by wszystko przetrawić i zdecydować, co powinnam zrobić dalej. Po prostu egzystuję, a czas jak piasek przelatuje mi się przez palce.

W ten sposób docieramy do piątku, do dnia, w którym Dean zaplanował imprezę. Jestem już po lekcjach i właśnie wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic. Potrzebowałam go po tylu godzinach spędzonych w ławce. Jeszcze z mokrymi włosami wchodzę do pokoju i zaczynam przekopywać szafę w poszukiwaniu ubrań, które najbardziej nadają się na dzisiejsze wyjście. Pośród niezliczonej ilości wieszaków znajduję ten, na którym wisi krótka, czarna sukienka. Z reguły sięga mi do połowy uda i mimo że jest prosta, charakteru dodaje jej głębokie wycięcie na plecach. Muskam palcami cienki materiał. Czemu nie? Na imprezie nie będzie nikogo, dla kogo chciałabym się wystroić, ale nigdy mi na tym nie zależy. Chodzi o to, żebym to ja czuła się dobrze.

Sukienka ma sięgające łokci rękawy i sznureczek, który przewiązuje się przy karku. W końcu decyduję, że to właśnie ją powinnam dzisiaj ubrać. Wracam do łazienki i wygrzebuję z szafki ulubiony olejek do ciała o zapachu orchidei i róży. Wmasowuję go w skórę, zakładam czarną, klasyczną bieliznę i rozczesuję mokre, skołtunione włosy. Moja twarz jest nieco wymizerowana po całym tygodniu, a pod oczami widnieją brzydkie cienie. Pocieszam się myślą, że wyrównam koloryt skóry podkładem i korektorem, który wyciągam z szafki po uprzednim nałożeniu kilku pielęgnujących produktów na twarz.

Decyduję się zrobić delikatny makijaż i podkreślam usta błyszczykiem. Włosy suszę i zakręcam w delikatne fale, które opadają kaskadami na moje ramiona. Zadowolona z efektu nakładam wybraną sukienkę i złotą biżuterię. Na koniec spryskuję się perfumami My Way od Armaniego, które kojarzą mi się z nadchodzącymi, cieplejszymi dniami. W pokoju znajduję jeszcze buty na czarnym koturnie i wciskam do małej torebki na złotym łańcuszku telefon, mały portfel i błyszczyk. Tak przygotowana narzucam na ramiona skórzaną kurtkę i zbiegam po schodach rezydencji. Dom jest pusty. Nie zamierzam wnikać w to, gdzie podziali się moi rodzice. Mało mnie to zresztą obchodzi, nieważne, jak bardzo jest to przy tym egoistyczne myślenie.

Na aplikacji zamawiam taksówkę i upewniam się, że trafię na odpowiedni adres. Moja podróż trwa jakieś piętnaście minut. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy wysiadam tuż przed bramą ogromnej, dwupiętrowej willi. Unoszę ze zdziwieniem brwi, bo, kurczę, nie tego spodziewałam się po Deanie.

A jeśli chodzi o chłopaka – właśnie wyłania się zza dwuskrzydłowych drzwi i pędem rusza w moją stronę. Uśmiech sam ciśnie mi się na wargi, kiedy zauważam, że nie jest już do końca trzeźwy.

– Cześć, wyścigowa dziewczyno! – drze się, by przekrzyczeć głośną muzykę, którą słychać z domu. Otwiera przede mną furtkę i przesadnie się kłania. – Miło mi powitać cię w moich skromnych progach.

– Skromnych? – powtarzam za nim ironicznie i przytulam go na przywitanie, gdy tylko rozkłada ramiona.

– Nie tylko twoja rodzina śpi na pieniądzach – wytyka mi, na co przewracam oczami i żartobliwie szturcham go łokciem.

– I pomyśleć, że do tej pory spędzaliśmy czas w jakiejś menelowni – komentuję sztucznie zawiedzionym tonem, na co mruży groźnie oczy.

– Mówił ci ktoś, że jesteś rozpieszczona?

Marszczę brwi i uśmiecham się niewinnie.

– Nigdy – odpowiadam z przesadną, udawaną pewnością siebie. Uśmiechamy się do siebie i wchodzimy na ganek, który prowadzi do wnętrza jego domu. Z moich ust ulatuje ciche przekleństwo, kiedy na dzień dobry w holu prowadzącym do ogromnego salonu dostrzegam tłum ludzi. – Domówka, tak? – powtarzam, zerkając na niego kontrolnie, bo raczej nie przesłyszałam się na początku tego tygodnia. On naprawdę mówił o domówce. Tymczasem w samym salonie i holu pomieścił jakieś... Pięćdziesiąt osób. Nawet nie zerkam na szerokie okno z widokiem na ogród, bo tam też kręcą się ludzie.

– Nie moja wina, że tyle ludzi w mieście mnie lubi – żartuje, a ja parskam pod nosem. – Nasi siedzą w kuchni, tam to dopiero jest impreza zamknięta – dodaje i prowadzi mnie w wyznaczonym kierunku.

Zauważam ich od razu. Kuchnia jest na tyle duża, że pomieściłaby kolejne dziesięć osób. Uśmiecham się na widok Brooke, która siedzi na kuchennej wyspie, machając nogami jak małe dziecko. Trzyma w rękach czerwony, plastikowy kubek i nietrudno się domyślić, jaka jest jego zawartość. Naprzeciwko niej o lodówkę opiera się Laura, która intensywnie o czymś opowiada, wyrzucając ręce do góry niemal przy każdym słowie. Ma na sobie beżową sukienkę, która sięga jej nieco przed kolana. Wysokie, jasne szpilki dodają jej kilkunastu centymetrów.

– O, Lucy, ktoś cię kiedyś nauczył punktualności? – Jako pierwsza zwraca na mnie uwagę Brooke, która uśmiecha się od ucha do ucha. Spoglądam na nią z politowaniem.

– Ciesz się, że przyszłam – kwituję.

– Nie będę pytać, czy pijesz, bo to oczywiste. Nie zapytam też, czy chcesz, bo to też oczywiste. I nawet nie zapytam, jaki alkohol preferujesz, tylko po prostu naleję ci czystą – mówi, sięgając po pusty kubek i butelkę schłodzonego alkoholu. Uśmiecham się pod nosem i przyjmuję od niej kubek, gdy tylko nalewa do niego wódki.

– A ja nie zapytam za co pijemy, tylko po prostu to zrobię – decyduję, puszczam do niej oko i na raz wlewam do gardła palący alkohol. Krzywię się przy tym, ale natychmiast wystawiam w jej stronę wymownie pusty czerwony kubek. Nalewa do niego kolejną porcję wódki, a ja mlaskam kilka razy, by poradzić sobie z wypitym alkoholem bez popijania. Obrzydlistwo. Pewnie przestanę przejmować się tym smakiem za kilka porcji, gdy procenty zaczną krążyć w moich żyłach.

– Zły dzień? – dopytuje.

– Chyba tydzień – poprawiam ją i wypijam kolejną porcję alkoholu. – Co słychać?

– Nic nowego, całkiem stabilnie. W przyszłym tygodniu zajmiemy się terminami kolejneg wyścigu – przypomina mi, a na te słowa moje serce automatycznie zaczyna bić szybciej.

– No tak, wyścig – powtarzam pod nosem i zmuszam się do uśmiechu.

– Czym się martwisz? Wygrasz to z palcem w dupie – komentuje Dean. W tym samym momencie do kuchni wchodzi ktoś jeszcze.

Remo natychmiast odnajduje mnie wzrokiem i uśmiecha się na mój widok. Ma na sobie znajomą, czarną koszulkę, która podkreśla jego umięśnioną klatkę piersiową. Natychmiast zerkam na jego szyję, na której powinien wisieć naszyjnik, ale oczywiście go tam nie ma, bo do tej pory miałam go... Ja. Kiedy już sięgam do swojego nadgarstka, by odpiąć biżuterię i mu ją oddać, on unosi uspokajająco dłoń. Otwieram usta, by się odezwać, ale zamiast tego chłopak przeciska się za mną, łapiąc mnie za ramiona. Ten jeden gest wywołuje dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. Czuję jego duże, ciepłe dłonie na ramionach tylko przez moment, a mimo to z opóźnieniem spoglądam na Brooke, gdy przechodzi obok.

– Muszę jeszcze jakoś ogarnąć szkołę – dokańczam to, co zamierzałam powiedzieć po słowach Deana.

– Pamiętam, jak było w tym liceum. Nienawidziłem tam chodzić, wszechobecny wyścig szczurów działał na mnie jak płachta na byka – komentuje z niezadowoleniem Dean, a ja z zaskoczeniem unoszę wysoko brwi.

– Chodziłeś tam do szkoły? – pytam.

– Tak, z tym bezmózgim cepem. – Kiwa głową na Remo, który nalewa do czerwonego kubka alkoholu. Obserwuję jego dłonie pokryte tatuażami. Każdy jego ruch wydaje się przemyślany i idealnie wyważony. Na jego słowa chłopak natychmiast piorunuje go wzrokiem. – Nie umiał dodać dwa do dwóch, a teraz przekracza prędkość przynajmniej raz dziennie. Widać, że od zawsze był słaby w matmę.

– Dean, sprzedam cię kiedyś za kilo gwoździ, ale i tak ktoś wtedy przepłaci – komentuje pod nosem Remo i wszyscy w kuchni wybuchamy głośnym śmiechem. Kręcę z niedowierzaniem głową, bo po pierwsze, nie miałam o tym pojęcia, a po drugie, wizja tych chłopaków w tych idealnie wyprasowanych mundurkach wydaje mi się po prostu komiczna.

Nie wątpię jednak, że wyglądali w nich naprawdę dobrze.

Po krótkiej rozmowie impreza w końcu zaczyna się rozkręcać. Brooke zmienia muzykę, nalewa nam kilka kolejek i wszyscy jak jeden mąż wypijamy horrendalną ilość wódki już na samym początku. Podejrzewam, że nie skończy się to dla mnie dobrze, ale w tym momencie nie bardzo mnie to obchodzi. Marzę jedynie o odcięciu się od tych wszystkich problemów.

W końcu czuję, jak alkohol zaczyna krążyć w moich żyłach. Bardziej rozluźniona wchodzę w tłum i zaczynam kołysać się do jakiejś muzyki. Jeszcze nie jestem pewna, gdzie dokładnie się kieruję, ale odpowiedź dostaję, kiedy drogę zachodzi mi nieznajomy chłopak.

– Lucy, prawda? – Uśmiecha się i wyciąga do mnie dłoń. Kojarzę go ze szkoły. Jeszcze przez moment waham się, czy uścisnąć jego uniesioną rękę, ale w końcu to robię. – Jestem James, chodzimy na to samo kółko po zajęciach, o ile się nie mylę.

– Miło poznać – mówię. Blondyn ogląda się na boki.

– Może odejdziemy na bok? Trochę tu tłoczno.

– Jasne – odpowiadam i razem z nim przepycham się do salonu, gdzie znajdują się kanapy i gdzie wolnego miejsca jest trochę więcej. Zajmuję jedną z nich, a chłopak idzie w moje ślady. Kiedy zaczyna opowiadać o jakimś przedmiocie, na który też razem chodzimy, rozglądam się po salonie. Mam stąd też idealny widok na kuchnię, gdzie... Siedzi Remo. Całkowicie sam. Z alkoholem w ręce. Wpatrzony prosto we mnie.

Jego spojrzenie jest na tyle przeszywające, że muszę odwrócić od niego wzrok. Z jakiegoś powodu tylko przez to moje serce znowu zaczyna wybijać szybki, nierówny rytm. Przyjmuję od Jamesa kubek z kolejnym alkoholem i po wymianie uśmiechów wypijamy go do dna.

Po chwili pojawia się następna butelka z alkoholem. Atmosfera wyraźnie się rozluźnia i tym samym ja częściej się śmieję.

A kiedy ja się uśmiecham, w tym samym momencie Remo wypija alkohol. I zaciska zęby. Coraz mocniej, gdy James kładzie dłoń na oparciu kanapy, tuż za mną, jakby chciał mnie w ten sposób objąć.

Przez alkohol zaczyna szumieć mi w głowie i coraz bardziej nie kontroluję swoich ruchów. Jednak nadal jestem na tyle świadoma, by zakończyć rozmowę, kiedy James zaczyna się do mnie przystawiać. Rzucam mu pierwszą lepszą wymówkę i wstaję, by wmieszać się w tłum. Wracam do kuchni, gdzie samotnie siedzi Remo.

– Kolega nie odpowiadał? – wtrąca, jakby nigdy nic, jakby przed chwilą nie mordował go wzrokiem. Mrużę ostrzegawczo oczy, bo niesmak w jego głosie jest w całości wyczuwalny.

– Odpowiadał, jak najbardziej, po prostu musiałam na chwilę odejść, bo zrobiło się zbyt gorąco – ironizuję i nalewam do kubka kolejną porcję alkoholu. Wypijam wódkę, patrząc mu wyniośle prosto w oczy. Widzę, że jest zły i może z tym komentarzem lekko przesadziłam, ale i tak nie mogę go cofnąć. – Ostatnio, kiedy byliśmy razem na imprezie, otaczał cię wianuszek kobiet. Dzisiaj żadna nie była zainteresowana? – pytam, zapominając ugryźć się w język. Dlaczego akurat po alkoholu muszę gadać takie bzdety? Dlaczego w ogóle to robię?

– Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że jesteś zazdrosna – odpowiada, spoglądając na mnie wymownie. W jego oczach kryje się coś niebezpiecznego, jakiś błysk, który podpowiada mi, że jest na granicy. Z jakiegoś powodu cholernie zaczyna mnie to kręcić.

– Może jestem.

Och, Lucy, na Lorda, zamknij się, kiedy trzeba.

Ale Remo ciągnie tę grę słowną dalej, gdy odpowiada w taki sposób, że prawie krztuszę się własną śliną:

– Może ja też.

Nawzajem piorunujemy się wzrokiem, jakbyśmy co najmniej się obrazili, a nie przyznali, że jesteśmy o siebie... Zazdrośni. Zaciskam mocniej palce na kubku.

– Więc może coś z tym zrobimy – podsuwam pomysł jak ostatnia idiotka i zaciskam na moment powieki, bo, przysięgam, ten alkohol robi mi sieczkę z mózgu. Kiedy ponownie otwieram oczy, Remo wstaje powoli z miejsca, a ja automatycznie robię krok do tyłu. Boże. Ja pierdolę.

Skupiam na nim swoje spojrzenie i wstrzymuję oddech, gdy zatrzymuje się kilka kroków przede mną. Gdybym zmniejszyła dzielącą nas odległość... Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. Nie mogę. Jesteśmy pijani, on mnie nie lubi, ja nie lubię jego. Prosta zasada, która...

Nijak ma się do tego, co dzieje się później.

– Przestań tak na mnie patrzeć – wykrztuszam w końcu, nie potrafiąc znieść jego spojrzenia.

– Jak, Graves? – pyta i robi krok w moją stronę. Odkładam kubek na blat, powietrze ucieka mi z płuc.

– Jakbyś... – urywam i kręcę głową. To na nic. Nie mogę tego dokończyć. – Muszę iść – decyduję, ale nim ruszam, szybko zastępuje mi drogę. Zadzieram podbródek, by znowu spojrzeć mu w oczy. Tak, zdecydowanie kryje się w nich coś niebezpiecznego.

Coś jak... Pożądanie. A może obsesja? Chęć przygarnięcia mnie tak blisko, że mógłby...

– Znowu chcesz uciec? – pyta.

– Nigdy nie uciekam – chrypię.

– Przekonajmy się – mruczy, kącik jego ust unosi się w leniwym uśmiechu. Jesteśmy w kuchni całkowicie sami, a mimo to nie mam ochoty odchodzić. A już na pewno nie, kiedy w końcu szybko zmniejsza dzielącą nas odległość.

– Jesteśmy pijani – wykrztuszam nagle.

– Boisz się, że popełnimy błąd? – Jego dłoń pewnie zaciska się na moim karku. Po plecach przechodzą mi ciarki. Rozchylam usta, wpatrzona w jego ciemniejące spojrzenie, skupiona na błysku, którego nie było tam wcześniej. Już nie wygląda na pozbawionego jakichkolwiek emocji. Każdy gest wydaje się intensywniejszy. Może tym pytaniem daje mi ostatnią szansę.

– Nie – szepczę. – To nigdy nie byłby błąd – wyznaję i wiem, że to prawda. Bo co tak naprawdę mogłoby się stać?

Gorąco, które mnie oblewa, jest nie do zniesienia. Czuję każdy kolejny, drżący oddech.

Remo przymyka na moment powieki, jakby godził się z własnym losem i tym, że się nie powstrzyma. Nic nas już nie uratuje. Nie, kiedy jest tak blisko. Tak blisko, że czuję bijące od niego ciepło, gdy nachyla się i unosi drugą dłoń. Ujmuje nimi moje policzki.

– Nienawidzę cię – mówi prosto w moje usta, jakby chciał się do tego przekonać.

– Wzajemnie – odpowiadam i pozwalam, żeby mnie pocałował.

A kiedy czuję na sobie jego wargi, wszystko wokół znika. Całuje mnie mocno, brutalnie, tak, jakby wiedział, że nie mamy czasu. Oddaję każdą pieszczotę. Każdą po kolei, bez wyjątku, nawet wtedy, gdy napiera na mnie ciałem i przygniata do stojącego za mną blatu. Spomiędzy moich ust ucieka cichy jęk, gdy zaciska palce na moim karku i przyciąga mnie bliżej. Zaciskam palce na materiale jego koszulki i odwzajemniam pocałunek. Kolejny też. Każdy, którym mnie obdarowuje.

Kiedy do środka wkrada się jego język, z trudem powstrzymuję kolejny jęk. Przesuwam dłonie i wbijam paznokcie w jego ramiona. Dominuje nade mną. Dominuje nade mną w każdym aspekcie, a ja próbuję nadążyć, wystarczająco nasycić, poczuć go wszędzie.

Jego palce muskają moje odkryte biodra i w końcu wsuwają się pod materiał sukienki. Wyraźnie drżę, czując jego dotyk na swojej skórze. Ból pomiędzy moimi nogami staje się nie do zniesienia. Czuję jego męskość wbijającą się w mój brzuch, gdy znowu do niego przywieram. Automatycznie sięgam do paska od jego spodni. Nagle łapie mnie za nadgarstki.

– Nie miałbym nic przeciwko pokazaniu, że naprawdę do mnie należysz – chrypie prosto w moje usta i obdarza mnie uśmiechem, gdy wiercę się niespokojnie. – Ale nie bardzo mam ochotę, by ktokolwiek dostrzegł więcej niż powinien – dodaje. Oblizuję usta i biorę wdech.

– Więc tak mnie teraz zostawisz? – wykrztuszam, próbując uspokoić wściekle bijące serce.

– Nic takiego nie powiedziałem – mruczy prosto do mojego ucha i muska ustami jego płatek. Na moim ciele pojawia się gęsia skórka, znowu przechodzi mnie dreszcz. Tym razem to ja staję na palcach i cmokam go krótko w usta, by na dobre zapamiętać ich smak. Wiem, że to nie wystarczy, dlatego nie sprzeciwiam się, kiedy Remo całuje mnie raz jeszcze, po czym odrywa się ode mnie, łapie mnie za rękę i ciągnie w nieznanym kierunku.

Przylegam do jego boku, by się nie zgubić. Zatrzymujemy się dopiero przy schodach.

– Na pewno tego chcesz? – pyta, odwracając się w moją stronę. W odpowiedzi znowu sięgam do jego ust, a on chwyta mnie w talii i po raz kolejny całuje. Uśmiecham się i obejmuję go ramionami za szyję, gdy niespodziewanie mnie podnosi i rusza po schodach do góry. Trwa to zaledwie chwilę, a kiedy pojawiamy się na piętrze, znowu odnajduje moje wargi. Jest tutaj ciemno i mniej ludzi niż na dole, ale mało mnie to obchodzi. Uwalniam się, by stanąć o własnych siłach i odwzajemniam kolejny pocałunek. Pcha mnie do tyłu, w nieznanym kierunku.

– Ja pierdolę – szepcze w moje usta, gdy bez skrępowania sięgam do sprzączki od jego paska. Otwiera jakieś drzwi i wciąga mnie do środka. Tutaj jest ciszej, słychać jedynie stłumioną muzykę z dołu. Remo przekręca w zamku klucz, ale żadne z nas nie zapala światła. Wystarczające jest to z dworu. Dzięki temu widzę kontury jego ciała i z łatwością odpinam jego pasek i spodnie. Jego oddech gwałtownie przyspiesza i staje się cięższy, gdy wsuwam palce pod materiał jego koszulki i szczegółowo badam każdy fragment jego ciała. Przyciąga mnie do siebie bez uprzedzenia, na tyle mocno, że zderzam się z jego klatką piersiową. Bez tchu odwzajemniam kolejny pocałunek, a z mojego gardła wyrywa się jęk, gdy pogłębia pieszczotę i zaciska pięść na moich włosach.

– Nie przestawaj – chrypię ledwie słyszalnie, gdy jego dłonie znów wsuwają się pod materiał mojej sukienki. Drżę, kiedy zahacza palcami o wnętrze moich ud, a po chwili wsuwa dłoń pod materiał moich czarnych fig. Zasycha mi w gardle i w odpowiedzi szarpię za materiał jego koszulki. Pomaga mi ją z niego zdjąć, a wtedy przesuwam opuszkami palców po jego klatce piersiowej, badając każdy mięsień, który napina się pod wpływem mojego dotyku. Moje palce przesuwają się po konturach kilku tatuaży na jego skórze, które dostrzegam. Gdy całuję jego tors, wciąga powoli powietrze do płuc. Schodzę pocałunkami niżej i niżej, aż zatrzymuję się przy fragmencie jego bokserek. Znów szpetnie przeklina i przyciąga mnie do siebie. Bez uprzedzenia rozwiązuje moją sukienkę i niecierpliwymi ruchami się jej ze mnie pozbywa. Sprawnie odpina mój stanik i rzuca go gdzieś na bok. Jego oczy błyszczą, gdy skanuje wzrokiem moje ciało. Samo jego spojrzenie rozpala mnie na tyle, że nogi zaczynają mi drżeć. Łapie mnie w pasie i kładzie na łóżko za nami. Nie jestem w stanie nawet podnieść głowy, bo zawisa tuż nade mną i całuje mnie prosto w usta. Wbijam paznokcie w jego plecy i przesuwam nimi w dół. Druga jego dłoń owija się wokół mojej talii, ale zaraz mnie puszcza, jakby chciał zbadać każdy fragment mnie samej.

– Boże – szepczę zachrypniętym głosem, gdy schodzi pocałunkami na moją szczękę, a później szyję, dekolt i brzuch. Pozostawia na mojej skórze mokre ślady, gdy wiję się pod nim, napierając zębami na dolną wargę, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.

Jednak nim posuwa się niżej, nagle zatrzymuje się na moim brzuchu. Muska palcami kilka śladów po siniakach, tak łagodnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.

Po czym całuje każdy z nich.

Łapie mnie za pośladki i przysuwa w swoją stronę, a ja automatycznie unoszę biodra. Jego język sunie po wnętrzu moich ud, aż muszę zasłonić usta dłonią, by nie krzyknąć. Z łatwością pozbywa się moich majtek, a jego głowa pojawia się pomiędzy moimi nogami. Kiedy czuję jego język na najwrażliwszym miejscu na moim ciele, wyginam plecy w łuk i sięgam po leżącą obok poduszkę, by stłumić jęk. Dyszę ciężko, gdy niespiesznie zaczyna mnie pieścić, sycąc się każdym momentem. Przytrzymuje moje biodra w miejscu, żebym nie mogła mu uciec i doprowadza mnie na skraj przyjemności.

– Remo – wykrztuszam. W odpowiedzi jego ruchy stają się szybsze. Wplatam palce w jego włosy i ciągnę za nie mocno, gdy przyszpila mnie do materaca i sprawia, że z trudem powstrzymuję się od krzyku. Dopiero, kiedy sprowadza mnie do samej granicy, delikatnie się odsuwa i unosi głowę. Patrzy na mnie pełnym pragnienia spojrzeniem i bez ostrzeżenia przesuwa mnie na skraj łóżka. Słyszę szelest materiału, gdy pozbywa się spodni i z kieszeni wyciąga prezerwatywę. Otwiera ją i nakłada na swoją męskość. Znów do mnie wraca, tym razem krzyżujemy spojrzenia.

– Jesteś pewna? – pyta raz jeszcze, jakby po wszystkim nadal mi nie wierzył. W odpowiedzi przyciągam go, zaciskam palce na jego karku i łączę nasze usta. Chrząka cicho, wypełniając mnie powoli. Z moich ust znów ucieka jęk. Remo sapie i zaczyna się poruszać. Z każdym kolejnym ruchem staje się coraz pewniejszy i zaborczy. Wchodzi we mnie całą swoją długością i napiera coraz mocniej. Przyciska klatkę piersiową do moich piersi i chowa nos w zagłębieniu mojej szyi. Dostosowuję się do jego ruchów i skupiam się na ogarniającej mnie przyjemności. Z każdą sekundą wypełnia mnie coraz szybciej. Znów mnie całuje, a ja dyszę w jego usta i przyciągam go bliżej. Drżę pod jego dotykiem. Nie pozwala, by pomiędzy nami pojawiła się jakakolwiek przestrzeń. Wchodzi we mnie po raz kolejny, a ja szepczę jego imię. Nasze ciężkie oddechy wypełniają pomieszczenie.

– Ja pierdolę, Lucy – chrypie, gdy wychodzę na przekór jego ruchom. Moje imię w jego ustach smakuje słodko i grzesznie. Z jego ust ucieka ciche stęknięcie, kiedy przyspiesza. Czuję, jak z każdym jego kolejnym ruchem spełnienie zaczyna zbierać się w moim wnętrzu. Przyciągam go, oplatam rękami i nogami, a mój oddech staje się coraz szybszy. Wie, że jestem blisko i wchodzi we mnie coraz mocniej. Nie jestem w stanie dłużej powstrzymywać rozkoszy. Cała się spinam, gdy zalewa mnie w ułamku sekundy, na tyle mocno, że cała drżę i wyginam plecy w łuk. Słyszę jego słowa aprobaty i zafascynowania, kiedy odchylam głowę do tyłu, a on przeciąga moją przyjemność kolejnymi pchnięciami. Ekstaza odcina mnie od rzeczywistości, liczy się dla mnie tylko jego dotyk.

Remo wykonuje jeszcze kilka pchnięć, dysząc prosto do mojego ucha. Łapie mnie mocniej, jego palce zaborczo wbijają się w moje ciało. Porusza się coraz gwałtowniej, aż nagle dociska biodra do moich bioder i dochodzi, wydając z siebie cichy jęk.

Tkwimy w swoich ramionach, głośno oddychając. Jego spocona klatka piersiowa przyciska się do moich piersi. Powoli, na próbę, wsuwam palce w jego włosy i odgarniam kosmyki z jego czoła. Wsłuchuję się we wściekłe bicie naszych serc, aż w końcu chłopak się porusza.

Dalej otacza nas ciemność, gdy odnajduje moje wargi i składa na nich jeszcze jeden delikatny pocałunek. 

***

Koniecznie dajcie znać jak wrażenia <3

Zapraszam was standardowo na mojego Instagrama nataliaantczak__ oraz Twittera _sztambuch_. Tam na bieżąco informuję o kolejnych rozdziałach i dzielę się smaczkami na temat Elity. Możecie także podzielić się wrażeniami pod hashtagiem na Twitterze #elitaNA


Fortsätt läs

Du kommer också att gilla

280K 1K 17
Jest to moja pierwsza opowieść tu więc z góry przepraszam za wszelkie błędy, mam nadzieje że spodoba się wam.
Young Tears Av horti

Tonårsromaner

17.3K 531 14
Co się stanie, jeśli w poszukiwaniu spokoju natkniesz się na jeszcze większy chaos? Melissa nigdy nie należała do osób spokojnych. Zawsze mocno stąp...
13.4K 928 62
Czy jeden napad może zmienić życie szefa policji?? Czy może się zakochać w osobie która miała przez niego karę śmierci?? Czy ich związek przeżyje ich...
105K 8.9K 40
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...