Zoja

By ZojaWrobel

207 4 8

Uwaga!! jest to moja pierwsza opowieść, więc bardzo przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia i zawirowania... More

Mapa
Prolog i wyjaśnienia
Jesień 2016
rozdział 2
Rozdział 3
rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Część 2
rozdział 10 (mikołajki)
Rozdział 11 (15.12.2016)
Rozdział 12 (wigilia)
Rozdział 13 (25.12.2016)
rozdział 14 (Sylwester)
rozdział 15 (trzech króli)
Rozdział 16 (wspomnienia mamy o tacie)
Rozdział 17 (znowu 6.01.2017)
Rozdział 18
Rozdział 19 (25.01.2017)
Rozdział 20 (19.02.2017 urodziny Kacpra)
Rozdział 21 (20.02.2017)
Rozdział 22
Rozdział 23 (28.02.2017)
Rozdział 24 (03.03.2017)
Rozdział 25 (8.03.2017)
Rozdział 26
rozdział 27 (10.03.2017)
Część 3
Rozdział 28 (Wielkanoc 2017)
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33

Rozdział 6

1 0 0
By ZojaWrobel


Wieczorem spotkałam się z chłopakami przed barakiem, wszyscy mieliśmy ciemne ubrania, a Tymek dodatkowo ciemną czapkę. Całą trójką, starając się nie narobić hałasu przemknęliśmy pod płot. Chłopakom czasem coś zgrzytnęło pod nogami, ale rzadko. Nikt nas nie zatrzymał i po chwili przechodziliśmy przez ogrodzenie. Ja przeskoczyłam, a chłopaki się podsadzali. Akcja tą nie trwała długo, już po chwili wspinaliśmy się po rynnie na dach pierwszego domu. Chłopaki szybko pojęli zasady chodzenia po dachach, a nie po ulicy. Na wszelki wypadek wymruczałam zaklęcie- błono, chroń ich, nie pozwól spaść. Później pobiegliśmy w stronę rynku, śmiejąc się nie wiadomo czemu. Parę dachów później już nam do śmiechu nie było. Nie po tym jak widzieliśmy dementy wyprowadzające z domu jakąś pięcioosobową rodzinę. Odruchowo chcieliśmy im z Tymkiem pomóc, ale Kacper nas przytrzymał za bluzy i wymamrotał cicho- nie siłą, sposobem. Szybko opracowaliśmy plan, Tymek zszedł na dół i zaczął się zakradać od tyłu, ja przeszłam na sąsiedni dach, tak by mieć dogodne warunki do strzału. Natomiast Kacper został na pierwotnym miejscu. Kiedy byliśmy już na pozycjach cicho świsnęliśmy, a Tymek się wydarł, chodziło nie o słowa, a o głośność, oraz o to by odciągnąć dementy. Jak tylko go zauważyły zaczęły go gonić, to pozwoliło mi ustrzelić ogniem 4 z nich. Kacper w tym czasie zlazł na dół i zaczął uspokajać rodzinę. W odpowiedzi na mój atak jeden dement strzelił do mnie z pistoletu, spudłował, ale pocisk rozwalił dach pode mną i wpadłam do środka, nie mogłam wyjść górą, a usłyszałam, że na dole są dementy. Pozbierałam się z podłogi, w dachu była dziura jak od uderzenia złamanego drzewa, a nie mojej drobnej sylwetki. Miałam nadzieję, że chłopakom się nic nie stało. Chciałam wyjść już stąd, coś mi tutaj śmierdziało. Zaczęłam się więc skradać do jakiegoś okna, nawet przy moich wzmocnionych zmysłach, było w budynku ciemno, ale okna odznaczały się jaśniejszymi plamami. Niestety wszystkie, które do tej pory minęłam były okratowane. Kiedy zeszłam prawie na parter usłyszałam dementy. Było ich za dużo jak na te które widzieliśmy wcześniej z chłopakami. Wyczuwałam coś jeszcze, ale dopiero po chwili usłyszałam piosenkę Obławników. Wtedy już wiedziałam, że na jakimś poziomie dementy i Obławnicy są połączeni. Wolałam nie schodzić na sam dół, tylko się stąd jak najszybciej wydostać, niestety, musiałam to zrobić. Jak najciszej zeszłam po schodach na parter. W końcu zauważyłam wyjście, niestety po drugiej stronie sali, wypełnionej moimi wrogami. Cicho zaczęłam się skradać, tuż przy ścianie by skorzystać z rzucanego przez nią cienia. Z jakiegoś powodu w budynku nie było elektryczności, tylko na środku sali płonęło wielkie ognisko. Nie kłóciłam się, ponieważ fakt, że płomienie nie dają dobrego światła i tańczą bardzo mi ułatwił życie. W końcu przemknęłam do krótkiego korytarza prowadzącego w stronę wyjścia. Niestety jakiś Obławnik mnie zauważył i wrzasnął. Dementy błyskawicznie wyczuły łaka i ruszyły w pościg. Nie mając ochoty na schwytanie, pobiegłam. Prosto, prawo, lewo i odbić w prawo, wpadłam w ten sposób do wąskiego korytarzyka zakończonego drzwiami. Pościg był jeszcze za ostatnim zakrętem, więc korzystając z tego przywołałam magię i szybko wymruczałam- otwórz się, zamku zamknięty. Już po chwili drzwi się otworzyły, a ja poczułam odpływ energii. Szybko się przecisnęłam przez szparę i zamknęłam drzwi za sobą. Po drugiej stronie były jakieś graty, a podczas tego biegu odrobinę straciłam orientację w terenie, przepchnęłam się do kolejnych drzwi, przyblokowanych jakąś skrzynią, ale mi wystarczyło tylko parę centymetrów, więc nie odsuwałam jej daleko. Tylko tyle by móc otworzyć drzwi i się przez nie przecisnąć. Najpierw głowa, później reszta, kolejny raz cieszyłam się, że jestem chudzielcem. Domknęłam drzwi za sobą i szybkim zaklęciem zatrzasnęłam zamek. Tutaj już było pusto i nic mnie nie powstrzymywało od przemknięcia się w stronę ostatnich dzielących mnie od wolności drzwi, z jakiegoś powodu nie były zamknięte. Wyszłam i przez chwilę stałam zdyszana na ulicy przed budynkiem, i próbowałam przypomnieć sobie jak powinno bić serce. Dopiero parę minut później dołączyłam do chłopaków na dachu. Rodzina była już bezpieczna, poszło o to, że najmłodsze dziecko było wilkołakiem, przemienił się wczoraj na ulicy i w ten sposób dementy wpadły na ich trop. Chłopakom wszystko się udało i jak tylko złapałam oddech poszliśmy z powrotem do szkoły, tylko po drodze złapałam gołębia, by nie paść z głodu do śniadania. Kacper się tylko lekko skrzywił, a Tymek nawet nie zareagował. Szybko zjadłam ptaka wydzierając mu wpierw pióra, a kości składując do kieszeni. Nie bawiłam się w zjeżdżanie po rynnie, co zrobili chłopcy, tylko zeskoczyłam, powiedziałam im dobranoc i wróciłam do mojego pokoju. Krystek nawet nie marudził, tylko pomruczał trochę na fakt, że używałam tyle magii, przestał, gdy go wypuściłam. Pióra i kości gołębia wsadziłam do plecaka i zwinęłam się pod kocami na łóżku. Chwilę później już spałam.

Rano poderwał mnie z łóżka wrzask Karola i jego gwizdek. Pomimo zjedzonego wieczorem gołębia byłam głodna, trochę przesadziłam z zaklęciami. Szybko zeskoczyłam z łóżka, otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach, w sam raz by dołączyć do idącej już na śniadanie grupy. Dostaliśmy spory wybór jedzenia, więc przynajmniej nie chodziłam później głodna. Zabrali nas później do kościoła, lubiłam wyczuwać tą obecność, trochę tak jakbym zawsze miała przyjaciela. Jako że oznaczało to wyprawę do rzeczywistego świata, ja i inne łaki musieliśmy udawać ludzi, czyli zamotałam się w bluzę, a inni przybrali ludzkie postacie. Przy okazji tej wyprawy dowiedziałam się, dlaczego w piątek nie dali nam mięsa, no przepraszam, ja mięso jeść po prostu muszę, inaczej się nie da. Dzisiaj wyczuwałam Kumpla jeszcze silniej niż zazwyczaj, może dlatego że to jego dom? Na kazaniu ksiądz się czepiał faktu, że mało ludzi przychodzi do kościoła. Kiedy już wychodziliśmy pani od matmy na to marudziła, ogarniając nas, Karol jeszcze został porozmawiać z księdzem. Dopiero kiedy wróciliśmy do szkoły ściągnęłam kaptur i maskę, a Zofian zaproponowała nam wypad nad jezioro. Niedzielę mieliśmy wolną, więc godzinę po powrocie spotkaliśmy się przy bramie i poszliśmy tam, gdzie parę nocy temu siedziałam z Krystkiem i słyszeliśmy statek. Na miejscu chłopaki zrzucili ubrania i zostali w kąpielówkach, a dziewczyny ściągnęły sukienki i zaczęły się smarować kremem. Jako że nie mam kostiumu zmieniłam się w rysia i wskoczyłam w fale. Chyba nigdy się nie nauczę, żeby tak nie robić, dopiero po chwili wypłynęłam parskając wodą i wytrząsając ją z uszu. Reszta miała wtedy straszny ubaw, więc podpłynęłam do brzegu i ochlapałam Tymka. W odpowiedzi Kacper wcisnął mnie pod wodę, wskoczyłam mu na głowę, Marta i Zofian miały z naszej trójki niezłą zabawę. Prawie 2 godziny taplaliśmy i bawiliśmy się w wodzie. Kiedy już zaczęliśmy wracać do szkoły Marta się odezwała tuż przed miejską bramą.

- Zoja, musimy pogadać, wy już idźcie, dojdziemy później

- o co chodzi? - spytałam

- 2 sprawy, zacznę od prostszej. - odpowiedziała, a kiedy usiadłyśmy, opierając się o mur mówiła dalej. - Im będziesz starsza, tym bardziej ludzie będą zwracać uwagę na to jak wyglądasz. Więc tak z ciekawości, kiedy ostatnio się czesałaś i myłaś?

-Myłam się ostatniego dnia przed wylotem do szkoły, a włosy czeszę pazurami- odparłam- sugerujesz, że powinnam częściej?

-mówię, że muszę ci kupić szczotkę, masz te swoje włosy na tyle długie, że się plączą- odpowiedziała

-acha, ok, postaram się częściej myć- stwierdziłam, wstając. Marta również wstała i otrzepała swoją zielona sukienkę z trawy, nie wiem po co, skoro i tak nie było widać. Przeszłyśmy przez bramę i dalej ulicami do szkoły, samochody jak zwykle się wlekły środkiem drogi. Mama mi wpoiła strach przed nimi, a po sposobie w jaki Marta na nie patrzyła domyśliłam się, że również im nie ufa.

-Uważaj na przejściu, stwierdziła, kiedy podchodziłyśmy do pasów. Kiedy przechodziłyśmy przez jezdnię, usłyszałam wycie, zmieszane z piosenką Obławników i odgłosami dementów, oraz strasznie głośnym iło-iło.

- Na dach, Marta- szepnęłam do osłupiałej dziewczyny i pociągnęłam ją w boczną uliczkę. Na szczęście po chwili się otrząsnęła i już bez mojej pomocy wspięła na dach najbliższego magazynu. Z tego miejsca obserwowałyśmy jak po ulicy przewija się parada. Dementy wymieszane z biegnącymi Obławnikami, a za nimi parę radiowozów.

-Nie dogonią ich- szepnęła Marta, - a to bardzo źle próbować sprzeciwiać się dementom.

-Może im się uda- odszepnęłam, i dopiero teraz przypomniałam sobie, że przecież nie mam kaptura i maski. Szybko je założyłam, wystarczyłoby, żeby ktoś z nich popatrzył w naszą stronę, a musiałabym uciekać z miasta. Na szczęście żaden nie podniósł głowy. Parada przesunęła się dalej, i później stało się to czego domyśliła się Marta, dementy i Obławnicy uciekli. Zeszłyśmy z dachu i ruszyłyśmy w stronę szkoły.

- Przez tych idiotów, boję się wrócić do domu na Święta. - mruknęła Marta przeciskając się przez tłum spieszących w różnych kierunkach ludzi.

- O co chodzi? - spytałam tłumiąc panikę wywołaną taką ilością ludzi wokół mnie i idąc za Martą.

- Mój tata jest policjantem- wyjaśniła zwalniając kroku by iść obok mnie, tutaj już było luźniej i nie musiałyśmy się przeciskać.

- Acha, a dlaczego niebezpiecznie jest sprzeciwiać się dementom? – zapytałam poruszanie się krętymi uliczkami zamiast główną prawie doprowadziło nas już prawie do szkolnego ogrodzenia.

- Bo parę dni później przychodzą i zabierają, że sobą całą rodzinę, to ostatni raz, kiedy ktoś ich może zobaczyć, później znikają... Na zawsze. – odpowiedziała i w tym momencie stanęłyśmy pod bramą.

Parę godzin później byliśmy wszyscy w pokoju Zofiana i Marty, omawialiśmy wydarzenia z dziś. Zofian i Kacper wrócili bezpiecznie i spokojnie, ale tłum oddzielił od nich Tymka, który w efekcie wracał sam i się parę razy pogubił, a tuż przed ostatnim zakrętem jakaś banda Obławników próbowała go zastraszyć, ale czmychnęli, kiedy się przemienił w wilka. To wyjaśniło nam, dlaczego ma lekko rozdarte ubrania. Przemiana, nigdy nie jest łatwa, bo muszą się zmienić kości, ale podobno tym razem była wyjątkowo trudna.

Każdy słyszał paradę, ale podobno poszło o to, że policja znalazła w tym magazynie, gdzie dementy miały siedzibę, biżuterię z brylantami, która zaginęła parę tygodni temu i wtedy policjanci wyciągnęli broń co spowodowało ucieczkę dementów i Obławników. Resztę historii już z Martą znałyśmy i opowiedziałyśmy pozostałym.

Drugą sprawą, o której chciała ze mną porozmawiać, okazała się moja niezdolność do zmiany w człowieka. Przy okazji wyjaśniłam też reszcie, że po prostu nie umiem. Nie wiem, dlaczego w rysia zmieniam się bez problemu, ale w człowieka... nie potrafię.

Continue Reading

You'll Also Like

19.9K 350 18
⚠️The characters in this story do not belong to me they belong to JC the only two I own is Niri'te and A'teyo ⚠️
67K 3.4K 94
What if it wasn't Japan that teleported to another world, but the superpower country on Earth, America's Cold War rival that in our OTL is collapsed...
170K 5.4K 36
"do i look like i give a shit if he's poseidons son?" water from the fountain splashed into her face, dripping from the dark ends of her hair "the f...