[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

12.2K 962 76

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 4 - Wyspa Taransay
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 7 - Większe dobro
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 20 - Wszyscy Razem
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 25 - Ekspozycja
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 32 - Draco
Rozdział 33 - Wolność | część 1
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane
Rozdział 41 - Czas
Rozdział 42 - Rodzina
Rozdział 43 - Wyjście
Rozdział 44 - Poświęcenie
Rozdział 45 - Zło konieczne
Rozdział 46 - Pielgrzymka
Rozdział 47 - Zrozumienie
Rozdział 48 - Żywy
Rozdział 49 - Koniec podróży
Rozdział 50 - Powrót
Rozdział 51 - Miłosierdzie
Rozdział 52 - Henry
Rozdział 53 - Przemyślenia

Rozdział 10 - Podejrzliwość

255 24 6
By A-miss

Hermiona otworzyła oczy.

Docierały do niej dźwięki aparatury medycznej, a w nozdrza uderzał intensywny zapach środka antyseptycznego. Zgięła najpierw prawą, a potem lewą rękę, czując naciągający się plaster, mocujący wenflon. Nogami trudniej było jej poruszyć, bo przygniatała je spora ilość kocy.

Och, jest dobrze. Wciąż miała nogi.

Znajdowała się z powrotem na Grimmauld Place, w jednej z medycznych cel w piwnicy. Spojrzała na prawą część pomieszczenia, skąd dochodził głośny odgłos chrapania.

Wybuchła w niej ogromna radość, gdy dostrzegła śpiącego Harry'ego. Przez chwilę po prostu się wpatrywała, chłonąc jego widok. Jedyną zmianą, która w nim zaszła, była gładka, ogolona twarz. Bez brody wyglądał bardzo młodo. Czasami Hermiona zastanawiała się, czy nie nosił jej z tego właśnie powodu.

- Harry - powiedziała cicho.

Przysunął krzesło do łóżka i założył okulary.

- Jak się czujesz?

- Jakbym mogła skakać z radości - odrzekła rozpromieniona.

Spróbowała usiąść, ale Harry delikatnie popchnął ją z powrotem na łóżko.

- Kiedy wróciłeś?

- Leż spokojnie, powinnaś odpoczywać.

- Jak długo byłam nieprzytomna?

- Prawie pięć dni.

- Co! Tak długo?

- Hermiono, naprawdę niewiele brakowało, żebyś umarła.

Radość wyparowała, pochłonięta przez mrok powracających wspomnień. Nowo powstałą przestrzeń wypełniała Mira Khan i Jason Lam. Hermiona przymknęła oczy.

Harry sprawiał wrażenie, jakby zrozumiał. Ścisnął jej dłoń.

- To nie jest twoja wina.

- Wiem.

- Wiedzieć, a czuć, to dwie inne kwestie. Powtórzę: to nie jest twoja wina.

- Co z Richards'em i Kent? Straciliśmy z nimi kontakt. I co z Ronem?

- Z nimi wszystko w porządku. Kent wróciła jako pierwsza. Kowboj dotarł do MRI, żeby zgarnąć ciebie i Mercer'a, ale Malfoy zdążył was już wydostać.

Wypuściła gwałtownie powietrze.

- A więc Mercer i Malfoy wrócili w jednym kawałku?

- Właściwie to w dwóch - potwierdził Harry – co jest dużą ulgą, biorąc pod uwagę ogromne ryzyko rozszczepienia, kiedy jedna trzecia zespołu jest nieprzytomna, druga jest Mugolem, a trzecia używa obcej różdżki. O właśnie...

Harry sięgnął do kabury i wyciągnął jej różdżkę.

- To chyba należy do ciebie.

Hermiona spojrzała w dół, a następnie na Harry'ego. Nie wiedziała, co powiedzieć. Harry też nie. Wziął głęboki wdech, zanim się ponownie odezwał.

- Czyli istnieją jeszcze rzeczy, które mogą mnie zaskoczyć. Przykładowo Malfoy, który robi o co się go poprosi.

- Spodziewałbyś się po nim ucieczki.

- A ty nie? Szczerze mówiąc, oczekiwałem, że zwieje od razu po znalezieniu się tutaj.

Ona nie do końca wiedziała, czego mogła spodziewać się po nim. Tym razem wygrał jego zdrowy rozsądek. Nie musiało być to związane z odkupieniem winy czy moralnością. Być może Malfoy zdecydował się postawić na potencjalnie zwycięską stronę? Ich zespół miał więcej do zaoferowania niż ucieczka, nie wiadomo, dokąd.

- Co wydarzyło się na Taransay? - zapytała Harry'ego - Wysyłaliśmy sowy. Wszystkie listy wracały nieprzeczytane.

Harry poprawił się na krześle.

- Tę rozmowę powinniśmy przeprowadzić w obecności Scrimgeour'a. I może Mercer'a - posłał jej uciszające spojrzenie, gdy otworzyła usta – Zaufaj mi. Wytłumaczą to lepiej niż ja. A trochę jest do tłumaczenia. Na ten moment, jedyne co jest dla mnie ważne, to wasze bezpieczeństwo. Na szczęście Weasley'om nic nie jest i ty jesteś bezpieczna. Ach i Ginny tu jest.

To by wyjaśniało brak zarostu.

- Muszę ją zobaczyć - Hermiona próbowała przerzucić nogi przez bok łóżka, ale wysiłek, który tego wymagał, wywołał u niej zawroty głowy - Och - krzyknęła, gdy ciemne plamy przysłoniły jej świat. Poczuła dłonie Harry'ego na ramionach, a potem nie czuła już nic.

Gdy odzyskała przytomność po raz drugi, zobaczyła pochylającą się nad nią Padmę.

- Powiedziałam, żeby jej nie przemęczać , Harry.

- Przepraszam - odpowiedział. Stał przy drzwiach, wyglądając żałośnie.

- To nie wina Harry'ego. Chciałam zobaczyć Ginny.

- Ona też chciałaby się spotkać - zapewniła ją Padma – jednak biorąc pod uwagę, że niedawno wpompowałam w ciebie kilka litrów krwi, wolałabym, żebyś jednak poleżała.

- Było aż tak źle?

Padma uniosła brwi. Bez słowa podeszła do szuflady, z której wyjęła talizman Profesora Yoshidy. Amulet był cały pokryty krwią. W jego środku znajdował się otwór wielkości zakrętki. Padma sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej dużą, stalową śrubę. Wsadziła ją w środek talizmanu

- Dzięki niemu została przebita tylko tętnica udowa. Kilka centymetrów głębiej... W każdym razie Malfoy przyniósł cię do mnie, gdy niemalże się wykrwawiłaś. - Padma zamrugała gwałtownie.

Ona nigdy nie płakała. Hermiona zmieniła temat, aby uratować dumę przyjaciółki.

- Właśnie, o wilku mowa. Gdzie jest Malfoy?

- Oddelegowałam go do pracy w Laboratorium. I jest to całkiem zabawne. Cóż, na tyle, na ile jest to możliwe w obecnej sytuacji. Całkiem chętnie dzieli się swoją wiedzą, ale nie wszyscy są chętni, aby zbliżać się do niego na mniej niż trzy metry.

Harry prychnął.

- Nie dziwne. Jak mawiał Moody – Stała czujność.

Hermiona musiała się z tym zgodzić. Nawet w tych krótkich chwilach, kiedy myślała, że rozumie Malfoy'a, zawsze widziała coś jeszcze w jego oczach. Coś, co budziło niepokój. Przypominał wilka z programów z Krystyną Czubówną.

Opiekun zwierzęcia wychowywał je, odkąd było szczeniakiem. Szczeniak bawił się, uwielbiał drapanie po brzuchu, aportował, ale gdy ktoś próbował mu zabrać coś, co złapał... Pojawiała się dzikość, która była jego częścią i żadne udomowienie nie mogło jej wyplenić.

I to był Malfoy. Wilk w niewoli.

- Możesz iść, Harry. Sprawdzę szwy Hermiony - powiedziała Padma, zakładając rękawiczki. Zaczęła dotykać rany w pobliżu skroni – Jestem pewna, że Ginny pomaga Honorii w ogrodzie.

- Masz na myśli nasz gliniany ogród? - dopytała Hermiona.

Mira nie zrezygnowała z prób uprawy Tojadu dla Wallen'a. Będzie próbowała dalej.

Harry posłusznie wyszedł. Hermiona siedziała w zamyśleniu, podczas, gdy Padma nakładała na ranę środek leczniczy i bandaż. Odsunęła koce, aby sprawdzić ranę na udzie, która jak stwierdziła, goiła się w porządku.

- Całe szczęście, że jestem doskonała w łataniu ludzi. Obawiam się jednak, że zostanie ci niewielka blizna na czole.

- Są inne rzeczy do zmartwień niż kolejna blizna.

Padma potrząsnęła głową.

- Jedno nie musi wykluczać drugiego. Masz prawo do przeżywania ostatnich wydarzeń.

- Udało nam się przynajmniej zdobyć potrzebne informacje?

Na tę wzmiankę, twarz Padmy rozpromieniła się.

- W istocie, udało się. Misja nie poszła na marne. Mercer studiował dane od waszego powrotu. Twierdzi, że dzięki nim wiemy więcej. Wysłaliśmy je także do kolegów Kowboja ze Stanów, aby również mogli się z nimi zapoznać.

- Wiemy, dlaczego nasz obiekt miał w sobie granat?

- Nie mamy pojęcia - przyznała Padma – Harry próbował dowiedzieć się tego od Kowboja, ale ten na razie siedzi cicho.

Oczywistym było, że Richards był człowiekiem posiadającym większość odpowiedzi.

- Muszę zobaczyć się ze Scrimgeour'em.

- Ustaw się w kolejce - prychnęła Padma - Będziesz musiała poczekać co najmniej do jutra. Obecnie nie może wstawać z łóżka.

- Coś jest z nim nie tak? Jest chory?

- Nie, ale jako jedyny ma taką grupę krwi, jak ty. Oddał ją do transfuzji i ze względu na wiek, jego organizm nie regeneruje się zbyt szybko. Tak więc, bardzo cię proszę, leż, odpoczywaj i wykorzystaj jak najlepiej jego dar.

Był to przekonujący argument.

🔵🔵🔵

Richards odnalazł Harry'ego w ogrodzie. Niegdysiejszy bohater czarodziejskiego świata uśmiechał się błogo do młodszej siostry Ronalda Weasley'a - bezczelnej rudowłosej kobiety, którą Richards natychmiast polubił.

Ginny Weasley, wspomagana przez Honorię, próbowała wbić szpadel w ubitą ziemię. Miały kilka paczek nasion do zasadzenia i były zadziwiająco optymistycznie nastawione do swojego zadania.

- Podasz mi konewkę, Harry?

Potter zrobił to, o co go poproszono (Richards miał wrażenie, że zrobi wszystko, o co panna Weasley go poprosi). Zauważyli, że woda zupełnie nie wchłaniała się w gliniastą glebę.

- Hmm - powiedziała Ginny, niezrażona niepowodzeniem - Może zrobimy kilka otworów, żeby woda mogła spłynąć głębiej?

- Potter, chodź ze mną - poprosił Richards.

Harry oczywiście wolałby zostać ze swoją dziewczyną na zewnątrz, ale przekonał go ton Richards'a. Ten drugi poprowadził Harry'ego po schodach, zatrzymując się po drodze, aby przywitać Wirusolog Kate, zanim weszli do biura Scrimgeour'a.

- Co ci chodzi po głowie? - zapytał Harry.

- To - odrzekł. Podszedł do rogu pokoju, gdzie znajdowała się duża szafka, z której pochodziła strzelba Malfoy'a. Wyciągnął klucz przymocowany do łańcuszka na szyi i otworzył drzwi na oścież, aby mogli wejść do środka.

Chwilę później zapaliło się światło i zaskoczony Harry dołączył do niego. Wpatrywał się w prawdziwą zbrojownię: magazyn amunicji, półautomatyczne pistolety, karabiny, kamizelki kuloodporne, maski przeciwgazowe i wypełnione czymś kanistry.

Richards schylił się, aby wyjąć dużą, czarną walizkę. Otworzył ją i dał zajrzeć Harry'emu do środka, w którym znajdowały się rzędy granatów ręcznych. Były cztery rzędy, w każdym zagłębienie na pięć sztuk.

Tylko, że...

Harry usiadł, żeby przyjrzeć się im bliżej.

- Według listy, którą przywiozłem po przyjeździe po Londynu, mieliśmy dwadzieścia oddzielnych granatów odłamkowych M67 - powiedział Kowboj.

- Jednego brakuje – Harry zmarszczył brwi i spojrzał na Richardsa – Dlaczego nie powiedziałeś nam, że przez cały ten czas mieliśmy w domu cholerny wojskowy arsenał?

Richards uśmiechnął się lekko.

- Te zapasy są tutaj na zasadzie "wiemy, że tu są".

- Minister o nich wie?

- To on na nie nalegał.

Szok był wyraźnie widoczny na twarzy Harry'ego.

Richards westchnął.

- Rozumiem, że niewielu z was, brytyjskich Czarodziejów, lubi mugolską broń.

- To zrozumiałe - powiedział Harry, z wyczuwalną złością - Mam wrażenie, że różdżki są bardziej cywilizowaną opcją.

- Różdżka - Kowboj obdarzył go ostrym spojrzeniem - może wypatroszyć tak samo jak granat ręczny. Ale jeśli chcesz śmierci, nie będzie nic bardziej precyzyjnego niż różdżka. Rzucając granat, masz nadzieję na najlepsze. Albo najgorsze, zależy od perspektywy. Może zwalić z nóg grupę ludzi albo urwać komuś głowę albo też nie zrobić nic. Ale jeśli przywołasz Laceratus i wycelujesz nim w kogoś, to wiesz – Richards wykonał gest przypominający przepołowienie wzdłuż brzucha Harry'ego - naprawdę kogoś rozcinasz. Nie mów mi więc, że jedynie broń jest brutalna.

- Sugerujesz, że ktoś ukradł stąd granat i włożył go do Zombie, który eksplodował w pobliżu Jason'a, Miry i Hermiony? Zdajesz sobie sprawę jak to brzmi? To sabotaż.

Spojrzenie Richardsa było przeszywające.

- Nie sugeruję tego, synu. Mówię ci, że tak właśnie się stało.

Harry podniósł się. Na jego twarzy malowało się bolesne niedowierzanie.

- Nie. To nie mógł być ktokolwiek z tego domu! Kto jeszcze ma dostęp do tego pomieszczenia oprócz ciebie? - Harry zerknął na łańcuszek Richardsa.

- Scrimgeour, Agentka Kent i ja.

- Fantastycznie - mruknął Harry – Jakby perspektywa pojawienia się wśród nas mordercy nie była wystarczająco niepokojąca, teraz dowiaduję się, że głównymi podejrzanymi zabójstwa są osoby, które przede wszystkim powinny nas chronić!

- Poszerzę dla ciebie krąg podejrzanych, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. W dniu misji w tym pomieszczeniu znajdowało się pięć osób: Scrimgeour, Kent, Mercer, Malfoy i ja.

Usta Harry'ego lekko się uchyliły.

- Co, na Godryka Gryffindor'a, w magazynku z bronią, robił Draco Malfoy?

- Zgodnie z ustaleniem grupy, aby nie powierzać mu różdżki, daliśmy mu strzelbę...

- Bo są mniej precyzyjne w przyczynianiu się do śmierci - wtrącił Harry, złośliwie.

- ...oraz wyposażyliśmy go w strój ochronny - ciągnął niewzruszony - Był tutaj z Mercer'em przez dziesięć minut, pod nadzorem Kent.

- Mercer też dostał broń? - zapytał Harry, patrząc na towarzysza z lekkim niedowierzaniem.

- Nie - odrzekł lekko rozbawiony – ale nie dlatego, że o to nie prosił. Zdecydowaliśmy, że Doktor dostanie coś mniejszego.

Harry przeczesał dłonią włosy.

- Czy Scrimgeour został poinformowany o brakującym granacie?

- Tak, ale to zostaje między nami. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebujemy jest wyciek informacji i rozprzestrzenianie się podejrzeń. Właśnie straciliśmy dwie osoby. Jeśli morale spadnie...

- Wobec tego – co ja mam robić?

- Potrzebuję dodatkowej pary oczu i uszu. Zwłaszcza takich niezajętych patrzeniem w probówki. I chcę, abyś miał oko na Granger.

- Hermiona nie miała z tym nic wspólnego! Niemalże zginęła podczas tej misji!

- Może nie miała nic wspólnego z sabotażem - powiedział Kowboj – ale będzie bardzo blisko współpracować z Malfoy'em, nieprawdaż?

- Nadal uważam, że sprowadzenie go tutaj było błędem - powiedział Harry z ponurym wyrazem twarzy.

- Może i masz rację - zgodził się Richards – Dorastałeś z tym chłopakiem, zgadza się? Jaki był wtedy?

Harry wydał z siebie dźwięk wyrażający pogardę.

- Był rozpieszczonym draniem i fanatykiem. Jak jego ojciec.

- Czy naprawdę jest taki, jak jego ojciec? - zapytał Richards - zerknąłem w jego akta. Prowadził całkiem uprzywilejowane życie, aż nie ukończył Hogwartu.

- Więc?

- Więc, kiedy ja na niego patrzę, nie widzę dorastania w dostatku ani przywilejów. Widzę pragmatyka. Mężczyznę od dawna grającego w grę. Widzę cierpliwość. I nie podoba mi się to, bo nie pokrywa się z tym, co przeczytałem.

Harry wyglądał, jakby chciał w odpowiedzi dodać kilka obelg w kierunku Malfoy'a, ale zamiast tego, zamyślił się, jakby rozważał słowa Richards'a.

- Zastanówmy się... Cztery lata ucieczki, schwytanie, a następnie sześć lat spędzonych w Izolatce - wzruszył ramionami - Myślę, że to jest twoja odpowiedź.

- Cierpienie - zawyrokował Richards, gładząc się po brodzie.

Harry przytaknął.

- Nie ma to jak długie cierpienie, aby spojrzeć na życie z innej perspektywy.

- Hmm. Tego się właśnie obawiałem. O jakiej perspektywie mówimy? Co ma znaczenie dla człowieka, który miał wszystko, aby za chwilę to stracić?

- Co masz na myśli? - zapytał Harry, marszcząc brwi.

- Jeszcze nie jestem pewien, ale czegoś mi w tej historii brakuje. Przyczyny, dla której nam pomaga i której nie potrafię wytłumaczyć. Ale to rozwikłam - Richards zaprowadził Harry'ego do drzwi. Zatrzymali się tuż za progiem – I jeszcze jedno, Potter. Jeśli kiedykolwiek opuścisz dom bez ustalenia tego ze mną, potraktuję cię jako dezertera. A tam skąd pochodzę, do dezerterów się strzela. Każdy z nas ma rodzinę i nikt z nas nie rusza na osobiste misje, kiedy ma na to ochotę. Nie będziesz specjalnie traktowany z tego powodu, że pokonałeś kiedyś wasze lokalne zło w postaci Czarnego Pana. Zrozumiałeś, synu?

Harry milczał przez chwilę.

- Powinienem tu być, żeby udać się na misję do Welwyn...

- Tak, powinieneś. Ale wtedy mógłbyś być martwy jak Khan i Lam. I tylko z tego powodu cieszę się, że cię tu nie było. Mamy dom pełen roztrzęsionych Naukowców, eks-skazańca, który gra bohatera, kiedy nie bawi się w psychologiczne gierki, Ministra Magii poza służbą i.. ciebie.

- A ja kim jestem?

- Ty, Potter, jesteś żywym przypomnieniem o triumfie nad niemożliwymi do pokonania przeciwnościami. I tego teraz potrzebujemy najbardziej. 

Continue Reading

You'll Also Like

8.6M 239K 100
❛And do you know what's the stupidest thing about this?❜ said Draco and made an aggressive step towards me. ❛That after all this,❜ he grasped my fore...
910K 149K 73
Original author - Sweet And Greasy Millet Porridge English title - After Being Transported into a ...
1.8M 301K 198
ဝိဉာဥ္ကူးေျပာင္းခဲ့ၿပီးေနာက္ ေသာက္တလြဲေတြ ျဖစ္ကုန္ၿပီ..! ... သူလုပ်ခဲ့မိသမျှထဲက အဆိုးဆုံးတစ်ခုကို ပြောပါဆိုရင် -'ရာဇဝင်ထဲက အင်အားအကြီးဆုံးအရှင်' ဆိုတ...
1M 143K 72
▪️Title - Rebirth to become the president omega's wife ▪️Associated name - 重生豪门总裁的O妻 ▪️Original Author - Hanmen Yatou( 寒门丫头) ▪️English Translator(s)...