[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

7.2K 642 59

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 4 - Wyspa Taransay
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 10 - Podejrzliwość
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 20 - Wszyscy Razem
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 25 - Ekspozycja
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 32 - Draco
Rozdział 33 - Wolność | część 1
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane
Rozdział 41 - Czas

Rozdział 7 - Większe dobro

168 15 0
By A-miss

Wciąż będąc w piżamie, Hermiona skierowała się na tyły domu, aby wyjść na ogródek. Miała zamiar posiedzieć na schodkach, obserwując wschód Słońca.

Kiedy tam dotarła, ze zdziwieniem zobaczyła Profesora Yoshidę stojącego boso w półmroku, ubranego w nieskazitelne szaty, tak białe, jak jego włosy. Miał zamknięte oczy, a usta poruszały się bezgłośnie w czymś na kształt cichej modlitwy. Myśląc, że wolałby zostać sam, Hermiona chciała wycofać się z powrotem do domu, ale w tej chwili Profesor odwrócił się i ukłonił w jej kierunku.

- Dzień dobry, Hermiono.

Położyła kubek na schodkach i wyszła na zewnątrz, aby się z nim przywitać.

- Dzień dobry, Profesorze. Wcześnie wstałeś.

Uśmiechnął się ciepłym i dobrotliwym uśmiechem.

- To moja robota. - podniósł dwie drewniane tabliczki, na których można było dostrzec ryciny koni w galopie, z towarzyszącą im misterną, japońską kaligrafią. - Robię emę dla Harry'ego Potter'a i dzisiejszej wyprawy - wytłumaczył Yoshida.

Hermiona zrozumiała, że funkcjonowała z niezwykle silnym uczuciem niepokoju dotyczącym tego, co stało się (lub działo) Harry'emu i Weasley'om. Ona nigdy nie należała do osób, które posiadają myśli katastroficzne. I dobrze, bo w przeciwnym razie wraz z chłopcami nie dotrwaliby do czwartego roku w Hogwarcie. Naprawdę dobrze sobie radziła z wypieraniem lęków, dopóki nie zostawała sama. Wtedy poddawała się panice i myślom, że naprawdę mogła stracić Harry'ego. Efektem izolowania lęków były momenty, w których ktoś niespodziewanie wspominał o jej przyjaciołach. Powodowało to gwałtowne zapadanie się jej świata, a ona potrzebowała wiele wysiłku, aby ponownie go odbudować. Czasami jej się to nie udawało. I to był jeden z takich przypadków.

Gula uwięzła w jej gardle, gdy wzięła jedną z tabliczek Yoshidy, przesuwając kciukiem po wyrytych na niej akwafortach.

- Co to jest? - wyszeptała, nie ufając swojemu głosowi.

Yoshida zamyślił się przez chwilę.

- Shinto - powiedział spokojnie - Poprosiłem, aby Harry Potter wrócił do domu. I abyście wy dzisiaj wrócili do domu. Cali i szczęśliwi. Zwróciłem się do kami . - Mistrz Eliksirów przesunął palcem po kaligrafii. - Kami jest... - rozejrzał się po ogrodzie, wskazując na dom i sąsiadujące werandy. Spojrzał w niebo, rozkładając szeroko ramiona. - Kami to wszystko. Ty, dobro, zło, trawa, drzewa. Rozumiesz? - Profesor Yoshida włożył talizman w jej dłonie. Hermiona zacisnęła na nich palce.

Rozumiała. To był ten rodzaj Magii, z którego czerpali zarówno Mugole jak i Czarodzieje. Magia talizmanów, w których tliła się nadzieja. Jeśli żyłeś, to prawdopodobnie chciałeś, potrzebowałeś i kochałeś. Wiedziałeś, jak to jest mieć coś do stracenia i do zyskania.

Miała nadzieję, że odzyska Harry'ego. Że on wróci do domu.

Po wyjściu Yoshidy, Hermiona dokończyła herbatę na schodkach, tak jak planowała. Wsunęła talizman do kieszeni i zaczęła wspinać się po schodach.

Kowboj zatrzymał ją na trzecim stopniu.

- Kobieta, którą chciałem spotkać - powiedział Richards.

Nawet nie było szóstej rano, a on już miał na głowie kapelusz. Hermiona podejrzewała, że mógł w nim sypiać.

- Pomyślałem, że pozwolę sobie na wprowadzenie Malfoy'a w przebieg misji. Zgadzasz się na to?

- Pytasz mnie o pozwolenie? - brwi Hermiony uniosły się. - Zazwyczaj pomijasz mnie, idąc prosto do Scrimgeour'a.

Natychmiast pożałowała swoich słów. Nie chciała zabrzmieć niegrzecznie i małostkowo.

- Nie przepadasz za mną, prawda? - zapytał Richards, wyglądając na rozbawionego.

To dosadne pytanie zaskoczyło ją, choć nie powinno. Kowboj nic sobie nie robił z drażliwych tematów.

- Naprawdę szanuję, co próbujecie tutaj zrobić - wytłumaczyła - Po prostu nie zawsze zgadzam się z waszymi metodami.

- Scrimgeour mi ufa. Ty też powinnaś.

Hermiona zjeżyła się.

- Coś nas łączy, Agencie Richards. Wygląda na to, że nie ufasz mi w kwestii Malfoy'a.

Richards westchnął. Skrzyżował ramiona i wpatrywał się w nią. Hermiona zrobiła to samo, ze zniecierpliwionym i pytającym wyrazem twarzy.

- Nie przebywałaś zbyt dużo w otoczeniu mężczyzn, co dzieciaku?

Cóż, to pytanie z pewnością ją zaskoczyło. Absurd. Oczywiście, że przebywała wśród mężczyzn: silnych mężczyzn. Przez całe swoje życie.

Odrzekł, jakby był w stanie odczytać jej myśli.

- Nie mam na myśli Potter'a albo tego chorego nieszczęśnika w piwnicy, który na twój widok robi oczy zbitego szczeniaka. Ani też Ministra, czy twojego ojca, nauczycieli i innych instruktorów. Mam na myśli prawdziwych, dorosłych mężczyzn. Tych miłych i tych niezbyt dobrych. I tych, którzy nie traktują cię jak westalską dziewicę czy zbawicielkę świata.

- Agencie Richards, jeśli twoja wypowiedź ma jakiś cel, to lepiej powiedz go teraz.

- Malfoy coś do ciebie ma. Scrimgeour i ja wyczuliśmy to. Nawet prawdziwych mistrzów zła, a także tych aspirujących można łatwo wyczuć, wiesz? A mężczyznę, którego zamknęłaś niżej... można zrozumieć od razu. I w porządku - powiedział Richards, podnosząc rękę - to nawet zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że właśnie pracuje nad wydostaniem się z więzienia bez zapłacenia za to. Ale rzecz w tym, że wydaje się być tobą naprawdę zainteresowany, co mnie martwi, bo nie wydajesz się być tego świadoma, równocześnie będąc jego opiekunem.

Hermiona miała nadzieję, że nie wygląda na tak wstrząśniętą, na jaką się czuła. Bardzo starannie dobierała słowa, zanim je wypowiedziała na głos.

- Malfoy'a i mnie łączy długa historia. I prawdopodobnie o to wam chodzi.

Kowboj zachichotał.

- O nie, zdecydowanie nie mam na myśli waszej przeszłości, moja droga. Jego zainteresowanie ma związek z teraźniejszością.

- Och, do cholery jasnej! Nawet jeśli cokolwiek z tego o czym mówisz jest prawdą, czy to cokolwiek zmienia?

- Wykorzystaj to - powiedział zwyczajnie Richards.

Otworzyła usta, aby po chwili je zamknąć. Zmarszczyła brwi.

- Wytłumacz.

- Jestem niemalże pewny, że Malfoy myśli, iż ma nad tobą przewagę. Więc pozwól mu na to, bo masz możliwość odegrania się na nim. Miej to na uwadze następny raz, gdy się zobaczycie. Z twoimi kręconymi włosami, dużymi brązowymi oczami i tym samym usposobieniem, które posiada Wybraniec. Dla kogoś takiego jak Malfoy, który spędził swoje młodzieńcze lata w gnieździe żmij, jesteś jak uosobienie wspaniałości.

Hermiona zaczerwieniła się.

- Ja nie... Ja nie jestem taka.

- Oczywiście, że nie. - Richards posłał jej krzywy uśmieszek. - I nie proszę cię, abyś to zmieniła. Chciałbym, aby Malfoy przypomniał sobie jak bardzo się od ciebie różni. Różnice bywają interesujące. A on lubi być zainteresowany. Weź to pod uwagę i miejmy nadzieję, że szybciej dostaniemy tę formułę. Ponieważ może... i chcę podkreślić, że naprawdę mam na myśli może , jeśli nasz złoczyńca nie oszalał do końca, podarowanie mu tej słabości, czegoś o co nieoczekiwanie musiałby się zatroszczyć... Konflikt wewnętrzny może okazać się katalizatorem, którego potrzebujemy. Zapamiętaj to.

- A co, jeśli się mylisz? Jeśli nie będzie chciał dać nam formuły?

Hermionie nie spodobało się jego spojrzenie.

- Jak powiedziałem wcześniej, wtedy nie będziemy mieli już nic do stracenia. I wkroczę ja.

- Posłuchaj mnie, Richards. Nikt, nawet Draco Malfoy, nie będzie torturowany w celu uzyskania informacji. Nie w tym domu. Nie dopóki ja tu jestem.

- Wolisz, aby ludzie dookoła umierali, ponieważ jeden człowiek nie chce dać nam niezbędnych danych?

- Nie wszystko można usprawiedliwić większym dobrem.

I tak po prostu, Hermiona zdała sobie sprawę z tego, że znalazła się na miejscu Harry'ego. Merlinie, on musiał się tak czuć przez cały czas. Spora część jej wzburzenia wyparowała.

- Panno Granger, mógłbym powyższym hasłem wiele usprawiedliwić, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z przetrwaniem ludzkości - powiedział Richards zupełnie poważnie.

Spojrzała na niego chytrze.

- Jeśli masz rację, to czy nie ja powinnam zająć się jego odprawą?

- Z ilu strzelb ostatnio strzelałaś? - odpowiedź Richardsa była krótka.

- Z żadnej.

I to była odpowiedź na jej pytanie.

🔵 🔵 🔵

Dolna część podziemnego parkingu była opuszczona, gdy Zespół ds. Bezpieczeństwa w postaci czterech osób zjawił się w jego zachodniej części. Hermiona, Malfoy i Elizabeth Kent kucali między jednym z aut a ścianą, podczas gdy Richards przeprowadzał krótkie rozpoznanie okolicy.

Na szczęście, wszystko wyglądało jak poprzedniego dnia. Parking był pusty. Światła nad ich głową były wciąż włączone, w przeciwieństwie do innych części parkingu, gdzie świetlówki włączały się i gasły z głuchym brzękiem. Poza tym, miasto wydawało się być zupełnie ciche. To było coś, do czego najtrudniej było się przyzwyczaić. Było jak w grobowcu. Cichy, martwy Londyn po wcześniejszej kakofonii syren, wystrzałów, helikopterów i wrzasków.

- Kent i ja zabezpieczymy Pracownię MRI¹ - powiedział Kowboj – Kiedy dam wam znak, najpierw przyprowadzisz Malfoy'a, a potem resztę zespołu.

- Rozumiem - powiedziała Hermiona. Choć nie przepadała za Kowbojem, był w swoim żywiole podczas misji w terenie, a tego rodzaju doświadczenie dodawało jej pewności siebie.

Następnie Richards zwrócił się do Malfoy'a.

- Nie muszę ci przypominać, że powinieneś być grzeczny.

Malfoy nawet nie zadał sobie trudu, by podnieść wzrok, nie mówiąc już o odpowiedzi. Był zajęty oglądaniem kamizelki kuloodpornej, którą miał na sobie.

Hermiona miała ochotę go udusić. Nie sposób było stwierdzić, że traktuje to wszystko poważnie. Jego niestosowna ambiwalencja była całkowicie sprzeczna z jego onieśmielającą sylwetką. Miał na sobie czarny mundur wojskowy Kowboja, pas wypełniony amunicją i buty bojowe (które, jak narzekał, były za małe) oraz przyczepioną do klatki piersiowej strzelbę.

Broń była dla Hermiony obcym i nieprzyjemnym wynalazkiem. Różdżki miały wiele zastosowań, w przeciwieństwie do broni, której zakres zainteresowań był raczej wąski: ranić albo odstraszać.

- Wszystko okej? - zapytał Richards, podłapując jej spojrzenie.

Przesuwał wzrokiem od Hermiony do Malfoy'a i z powrotem.

Przytaknęła.

- W porządku. Wkrótce się skontaktujemy. - Richards deportował się wraz z Kent.

Zgodnie z obietnicą, chwilę później jego głos rozległ się głośno i wyraźnie w słuchawce Hermiony.

- Jesteśmy w środku. Pomieszczenie jest bezpieczne. Przyprowadź go.

Hermiona wyciągnęła różdżkę, aby teleportować się razem z Malfoy'em. I w tej chwili on postanowił się odezwać.

- Co się stanie z naszym połączeniem, gdy umrzesz dzisiaj?

Niech go diabli. To pytanie było zaskakująca, ale też całkiem istotne.

- Nikt dzisiaj nie umrze.

- Wiesz, co mówią o nawet najlepiej zaplanowanych misjach - odparł tajemniczo.

Chwycił strzelbę, skrzywił się przez chwilę, a potem zaczął napełniać magazynek nabojami z pasa. Jego dłonie były zaskakująco zręczne, mimo założonych rękawiczek, wykonując zadanie, które było dla niego całkiem nowe.

Hermiona patrzyła się na niego, myśląc jak abstrakcyjnym był jego widok z mugolskim przedmiotem.

- Nie sądzę, abyś musiał tego dzisiaj użyć.

- Mam ogromną nadzieję, że masz rację - odpowiedział.

I znowu to słowo: nadzieja. Obydwoje ją mieli. W bocznej kieszeni jej bojówek, znajdowała się ema Profesora Yoshidy. Sięgnęła w dół, aby upewnić się, czy na pewno tam jest. Malfoy spojrzał na nią dziwnie, a Hermiona zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie wydawała się niepokojąco rozkojarzona. Zamrugała, skupiając uwagę na misji.

Wyciągnął do niej rękę, jakby prosił o pozwolenie na taniec.

- Ruszamy?

Nagle przypomniała jej się poranna rozmowa z Richardsem. Wciąż nie była pewna, czy koncepcja o zainteresowaniu się nią przez Malfoy'a ma jakiekolwiek podstawy, a przede wszystkim, czy ona w ogóle się z nią zgadza... Spojrzała na niego, nie dostrzegając w jego oczach nic poza łagodnym skupieniem. Poza tym potrzebował maszynki do golenia. Przez ostatnie półtora tygodnia nikt nie uznał za rozsądne, aby powierzyć mu brzytwę. 

A jednak, jak na ironię, był teraz członkiem zespołu, trzymał między nimi naładowaną strzelbę i przykucnął tak blisko, że poczuła zapach cytrynowego mydła.

Ignorując jego wyciągniętą dłoń, Hermiona złapała go za nadgarstek. Zniknęli, aby po sekundzie pojawić się w Pracowni, trzy piętra wyżej.




🔵

¹ MRI - magnetic resonance imaging - rezonans magnetyczny

Continue Reading

You'll Also Like

56.6K 1.9K 55
Siedziałam w rogu przedziału mocno opatulając się sweterkiem. Za oknem sypał śnieg a w środku mimo ogrzewania panował chłód. - Powiesz nam co się sta...
28.7K 1.6K 43
'Może w rzeczywistości, nie chciał przyznać się przed samym sobą do tych cholernych motylków w brzuchu, które pojawiały się ilekroć rozmawiał z Clari...
771 51 17
Wszystko powoli zmierza ku nieuchronnej zagładzie. To wiedziała, kiedy wstępowała w progi tej organizacji, to wiedziała, kiedy wbijała to ostrze w ga...
10.6K 365 27
Tutaj znajdziecie dość interesującą historie postaci z „Julie and the phantoms" odgrywającej się na instagramie, zapraszam do czytania❤️