[T] Love in a time of a Zombi...

By A-miss

6.9K 620 58

Zegar tykał nieubłaganie, wskazując na zbliżającą się godzinę zagłady. Po upadku Voldemorta wielu myślało, że... More

Rozdział 1 - Uwolnienie
Rozdział 2 - Projekt 'Gwiazdka'
Rozdział 3 - Zaufanie
Rozdział 5 - Zrozumienie
Rozdział 6 - Złotowłosa
Rozdział 7 - Większe dobro
Rozdział 8 - Najlepiej zaplanowane misje
Rozdział 9 - Bezpieczeństwo
Rozdział 10 - Podejrzliwość
Rozdział 11 - Decyzje
Rozdział 12 - Niezbędne rzeczy
Rozdział 13 - Konflikt
Rozdział 14 - Kraina Żywych
Rozdział 15 - Trzymając się za ręce
Rozdział 16 - Armada
Rozdział 17 - Podpalić stos
Rozdział 18 - Zasady
Rozdział 19 - Przetrwanie
Rozdział 20 - Wszyscy Razem
Rozdział 21 - Ryzyko zawodowe | część 1
Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2
Rozdział 23 - Przebudzenia
Rozdział 24 - Szanse
Rozdział 25 - Ekspozycja
Rozdział 26 - Najazdy
Rozdział 27 - Interwencja
Rozdział 28 - Prawda
Rozdział 29 - Wymiana
Rozdział 30 - Śmierciożerca
Rozdział 31 - Początek
Rozdział 32 - Draco
Rozdział 33 - Wolność | część 1
Rozdział 34 - Wolność | część 2
Rozdział 35 - Strategia
Rozdział 36 - Alexander Amarov
Rozdział 37 - Hermiona Granger
Rozdział 38 - Obietnice
Rozdział 39 - Wyprawa
Rozdział 40 - Ryzyko kontrolowane

Rozdział 4 - Wyspa Taransay

178 14 0
By A-miss

Ginny Weasley kończyła sprawdzać listę zaopatrzenia, które miało zostać wysłane do uchodźców znajdujących się na szkockiej wyspie Taransay.

W prowizorycznym obozie mieszkało około pięciuset osób, zarówno Magicznych jak i Mugoli. Magia nie mogła załatwić wszystkiego, stąd dostawy wysyłane za pomocą Świstoklików.

Pod wieloma względami wyspa była idealną Strefą Bezpieczeństwa. Wszyscy, bez wyjątku, zanim tam trafili, zostali poddani dokładnym badaniom. Ponadto jednym z pierwszych środków zaradczych, jakie podjęli przywódcy społeczności magicznej, było wyłączenie transportu przy użyciu sieci Fiuu, minimalizując w ten sposób przypadkową transmisję zainfekowanych. Podobnie było z teleportacją, którą mocno ograniczono.

Cała rodzina Weasleyów (oprócz Rona oczywiście) została ewakuowana na Taransay. Poza wyspą, na obszarze Wielkiej Brytanii, istniało jeszcze sześć innych Stref Bezpieczeństwa. Do każdej z nich dostarczano żywność, leki, odzież, i oczywiście informacje. Całością koordynował Scrimgeour. Samo myślenie o wadze i wielkości tego przedsięwzięcia, spędzało sen z powiek.

Życie w Magicznych Strefach Bezpieczeństwa było dalekie od ideału, ale wciąż lepsze, niż warunki w obozach dla Mugoli. Im, niestety, rzadko udawało się utrzymać Strefy wolnymi od infekcji.

Faktem było, że wystarczało zaledwie jedno zarażenie.

Tylko jedno...

Obszar objęty epidemią zwiększał się błyskawicznie. Zarażona osoba "umierała" zazwyczaj po dobie od złapania wirusa, mimo szybko podejmowanej reanimacji. ReGen przeciwdziałał tak szybkiej przemianie. Każda rozsądna osoba, która nadal ukrywała się w mieście, zdążyła zgromadzić zapas tego specyfiku. Może nie zwalczał przyczyny, ale dawał więcej czasu.

Ginny skończyła odczytywać listę, posyłając Harry'emu łagodne, ale oceniające spojrzenie.

- Zanotowałeś wszystko?

Przyznał, że nie, więc powtórzyła ostatnie pięć pozycji.

- I jeszcze coś do zabawy, jeśli byłaby taka możliwość.

Harry poprawił okulary i spojrzał na nią znad notesu.

- Jedwab, koronka, czy satyna? ━ rzucił z powagą.

Ginny uśmiechnęła się, co robiła bardzo rzadko od momentu zachorowania Rona.

- Miałam na myśli misie. Ostatnio policzyłyśmy, że mamy tutaj około pięćdziesięcioro dzieci, a niewiele zabawek. Zapytaliśmy, co chciałyby dostać ⎼ odpowiedziały, że pluszaki. Większość jest zaczarowanych, a Mugole nie chcą, aby ich dzieci takich używały.

- A namioty, jedzenie i lekarstwa jakoś tolerują...

- Nie przejmuj się nimi. W końcu dowiedzieli się o nas zaledwie trzy miesiące temu. ━ przypomniała Ginny. ━ Po prostu się boją.

- Jesteś równie wyrozumiała, co piękna. ━ odpowiedział Harry podniosłym tonem. ━ I dostaniesz swoje pluszaki.

- Dziękuję. Lepiej to zapisz, zanim zapomnisz.

Zanotował. Lista była przygotowywana w trzech egzemplarzach. Jeden trafiał do magazynu wojskowego na wzgórzu St. John's, drugi do Scrimgeoura, a trzeci do Padmy i Honorii Cloot, które pakowały leki.

- To wszystko? ━ zapytał Harry.

- Tak. ━ popatrzyła na niego przez chwilę. ━ Kiedy przyjedziesz? Nie mówię o pozostaniu tutaj na stałe, mam na myśli chociaż szybkie odwiedziny.

Harry marzył o tym, aby był już późny wieczór. Chciał, aby ludzie spali, a nie chodzili po domu i co chwilę pukali do jego drzwi. Tęsknił za prywatnością. Zniżył głos, mając nadzieję, że nie zabrzmi tak ponuro, jak się czuł.

- Przykro mi, Gin. Chciałbym przyjechać. Bardzo. Ale jeszcze nie mogę.

Zbliżyła się do ognia. Była piękna. Harry był tak zmęczony, że wszystko o czym marzył, to po prostu przytulić się do niej i zasnąć obok.

- Tęsknię za tobą. ━ szepnęła.

- Ja też za tobą tęsknię.

- Może mogłabym przyjechać do Londynu? ━ zaryzykowała Ginny.

Spojrzała w lewo i skinęła głową na kogoś, kto wszedł do pokoju. Harry przypomniał sobie, że i tam prywatność była na wagę złota.

- Nie ma takiej możliwości! To miejsce nie bez powodu jest nazywane "Strefą bezpieczeństwa". Poza tym, jeśli odwiedzisz Londyn, będziesz musiała ponownie przejść wszystkie badania, a przecież pamiętam jak ich nienawidzisz po ostat... Ginny?

Już na niego nie patrzyła. Marszczyła brwi w kierunku osoby, która do niej mówiła. Wstała. Harry mógł widzieć tylko jej jeansy i mocno splecione ze sobą dłonie.

- Gin?

I wtedy usłyszał krzyki, a za nimi serie z bronia utomatycznej. Nagle ona klęcząc, znalazła się przy palenisku.

- Och, Merlinie. Harry... Harry, są tutaj.

- Co masz na myśli? ━ zapytał, mimo, że wiedział doskonale, co miała na myśli.

Ktoś do niej mówił, a ona próbowała odprawić ich machnięciem ręki. Ale nie odeszli. Harry nie wiedział, czy im podziękować, czy nienawidzić za to, że postawili Ginny na nogi i odsunęli ją siłą od ognia. Zakończył połączenie.

Po kilku minutach istnej agonii, wymizerowana twarz Neville'a Longbottoma pojawiła się w zielonych płomieniach w pokoju Harry'ego.

- Harry! Czy Scrimgeour jest gdzieś obok?

- Jest na górze. Co, do Merlina się dzieje?

- Nie jesteśmy pewni, jak się tutaj dostali. Strażnicy mówią, że jakaś barka przypłynęła z Kontynentu. To nie powinno się wydarzyć! Kurwa, powinniśmy pilnować wybrzeża!

- To nie jest teraz ważne. Ilu ich jest? ━ domagał się odpowiedzi. Chciałby sięgnąć przez ogień i potrząsnąć swoim przyjacielem, żeby mówił konkretniej. ━ Powiedz mi, co mamy zrobić?

- Przyślijcie pomoc! My...

Neville zniknął. Połączenie Fiuu zostało przerwane, a zielone płomienie zgasły. Harry natychmiast zaczął zbiegać na dół.

🔵 🔵 🔵

Hermiona dokładnie wiedziała, co zamierzał zrobić. Wiedziała to w momencie, kiedy Minister powiedział Harry'emu, żeby uspokoił się, usiadł i go wysłuchał. Dlatego pobiegła na strych. Zobaczyła jak Harry przypina swoje zarękawia, nagolenniki i zakłada kamizelkę.

- Odpuść, Hermiono. ━ powiedział, nie patrząc na nią. Przeciągnął paski przez metalowe pętle i zabezpieczył je rzepami. ━ Idę.

Minęły już dwie godziny odkąd Taransay zostało zaatakowane. Przez cały ten czas wszelkie próby komunikacji za pomocą Fiuu były nieudane. Trzy wysłane sowy wróciły z przyczepionymi do nóżek listami. Scrimgeour podjął swoją decyzję i po raz nie wiadomo który, Hermiona cieszyła się, że nie jest na jego miejscu. Nie pozwolił Harry'emu skorzystać ze Świstoklika, ponieważ szalone i nieautoryzowane misje nie były tym, do czego on służył.

Na Taransay znajdowało się dwustu pięćdziesięciu zdolnych do walki Czarodziejów i Czarownic, a to wystarczało, aby obronić społeczność przed nieoczekiwaną hordą Zombie.

Prawdopodobnie.

Więc co mógłby zmienić jeden dodatkowy Czarodziej? Nawet, jeśli byłby to Harry Potter?

Hermiona bardzo chciała wierzyć, że Harry jest bohaterem z bajki, który zawsze zwycięża, ma moc sprawiania cudów i radzenia sobie z rzeczami niemożliwymi. Przecież takie rzeczy miały miejsce w przeszłości. Ale przed Zombie. To było wyzwanie, które potrzebowało więcej, niż odwaga i nadprzyrodzone szczęście Harry'ego.

Hermiona do niego podeszła.

- Weź to. ━ powiedziała, podając Harry'emu pas obładowany ampułkami zielonego płynu.

Spojrzał na nią z niecierpliwym spojrzeniem, które natychmiast złagodniało, gdy zauważył jej czerwone oczy.

- To jest Napalm. Na Zombie. ━ wyjaśniła.

- Dzieło Padmy?

Potrząsnęła głową.

- To jeden z moich projektów. Pamiętaj tylko, aby trzymać dystans, gdy je wystrzelisz. Co najmniej dziesięciometrowy.

Harry stał obok otwartego okna i miotły opartej o ścianę.

Jego włosy są absurdalnie długie. ━ pomyślała Hermiona. ━ Ale ten dziki wygląd mu pasuje. W końcu jego włosy i tak nigdy nie pozwalały się ułożyć.

Dzięki.

Hermiona rzuciła się w jego ramiona. Ron powiedział kiedyś, że ona nie potrafi się przytulić, nie zostawiając po wszystkim wrażenia, że widzi daną osobę po raz ostatni. Nie miała na to wpływu. Wiele z jej przytuleń zdarzało się w podobnych sytuacjach. Zbyt wiele w stosunkowo krótkim życiu.

- Proszę, nie idź Harry. ━ błagała, jakby to mogło zmienić jego decyzję.

- Muszę iść. ━ upierał się. ━ Wiem, że mam tutaj mnóstwo obowiązków... ━ powiedział, powtarzając jeden z powodów, które wymienił Scrimgeour, odmawiając mu. ━ Ale to Ginny i cała rodzina... ━ jego głos się załamał.

- W porządku Harry. ━ ścisnęła jego dłoń. ━ Rozumiem.

- Nikogo innego ze sobą nie zabieram, bo Scrimgeour ma rację. Ty i pozostali macie znaczenie. Musicie pracować nad lekarstwem.

- Myślisz, że ty nie jesteś ważny?

Obrzucił ją spojrzeniem, które widziała po raz pierwszy. Jakby on rozumiał coś, czego ona nie zrozumiała.

- Wojnę wygramy tym. ━ powiedział, delikatnie dotykając jej skroni. ━ A nie tym. ━ Uderzył w kaburę swojej różdżki.

- Nie. Wojna potrzebuje obu. Potrzebujemy ciebie, Harry.

Nie odpowiedział. Hermiona puściła jego dłoń i z rozpaczą patrzyła, jak zakłada okulary lotnicze, przypina pas i podnosi miotłę. Ciężko wzdychając, dotknęła jego ramienia. Harry obrócił się w jej stronę z rezygnacją i otworzył usta, aby zapewnić ją, że będzie ostrożny.

Ale to nie wszystko, czego od niego chciała.

- Jest jeszcze jedna rzecz, Harry. Będę potrzebować drugiego końca liny Malfoya.

Hermiona nie chciała być tą, która musi pamiętać o każdym szczególe. Nie chciała, żeby Harry patrzył na nią teraz w ten sposób. Jakby była kimś, kogo kochał, ale czasami widział po raz pierwszy. Bez słowa podniósł swój nagolennik, a po chwili skupienia widocznego na jego twarzy, pojawiła się złota nitka. Hermiona odwiązała ją, a potem czekała, aż Harry zawiąże sznurek wokół jej nadgarstka.

- Powodzenia. ━ szepnął. Pocałował ją w czubek głowy, a potem wzniósł się w powietrze.

Hermiona pozostała przy oknie, obserwując niebo nad dachami, aż zniknął z jej pola widzenia. Wtedy pozwoliła sobie na minutę cichego łkania. Kiedy nadszedł czas, aby zamknąć okno, spojrzała na ulicę i była zaskoczona tym, co zobaczyła.

Zakażony.

Kiedyś był nastolatkiem. Nie miał więcej niż szesnaście, siedemnaście lat. Teraz nosił skórę swojej ofiary, razem z czerwoną bluzą i czarnymi spodenkami. Zombie było w dobrej formie. Zachowało wszystkie kończyny, oczy, skórę i nie nosiło zewnętrznych oznak ugryzień, czy innych ran.

Grimmauld Place 12 było magicznie ukryte przed ciekawskimi oczami, ale otwarte okno na strychu pozwalało rzucić okiem do środka domu. Zombie musiało schodzić w dół ulicy, gdy poruszające się zasłony przykuły jego uwagę. Hermiona poczuła się niepewnie, widząc z jak wielką uwagą się w nią wpatrywał. Ale to było niemożliwe. Zakażeni nie byli zdolni do skupienia uwagi.

I Zombie, jakby chciało rozwiać jej obawy, odwróciło się i ponownie rozpoczęło błądzenie po ulicy. Hermiona jeszcze przez chwilę go obserwowała. Umieściła ten dziwny incydent w swojej pamięci, a następnie poszła poinformować Scrimgeour'a o nieautoryzowanym wyjeździe Harry'ego.

Continue Reading

You'll Also Like

2K 71 19
-Dotknij mnie jeszcze raz! -czulej...
66.1K 4.4K 75
9 lat po bitwie o Hogwart wojna wciąż trwa i wszyscy bardzo się zmienili od czasu spędzonego w Hogwarcie. Hermiona jest najbardziej śmiercionośnym żo...
138K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
558 116 36
No chyba nie muszę nic pisać, mam nadzieję że się spodoba<3