The Snake poison

By ambrozjas

8.1K 328 75

[w trakcie poprawy (rozdziały co kilka dni)] Cleveland to miasteczko stanie Ohio całkowicie wyjęte z historii... More

Dedykacja
TRIGGER WARNING
Playlista
Prolog
List 1
List 2
1. Sunflower
2. TinkerBell
3. Koszmar
4. Intrygantka
5. Egzorcysta
6. Dręczycielka
7. Moja Zmora
8. Karma to suka
9. Szekspir
10. Kukiełka
11. Plastikowa róża
12. Wrony
13. Aniołek
15. Stróż
16. Szklane łzy
17. Zakład
18. Denaci
19. Uprzejmość
20. Trupy wyciągnięte z szafy

14. Polowanie

158 12 1
By ambrozjas

- No chodź, Annabeth, zabawmy się trochę - szepnął z ustami na mojej szczęce skubiąc zębami i traktując wrażliwą skórę gorącym językiem.

Ciepłe dłonie badały każdy skrawek ciała, wdarły się pod koszulkę, a kciuki zanurzyły pod gumkę spodni. Nieznośne pulsowanie w podbrzuszu błagało o zaspokojenie, kiedy mnie tak pieścił. Miałam przyśpieszony oddech i usta napuchnięte od pośpiesznych pocałunków. Byłam na granicy wytrzymałości. Chciałam dać mu pozwolenie. Chciałam ugasić pragnienie, które wzbierało w ciele z każdą chwilą.

Słowa zgody były na końcu języka, już chcąc z niego skapnąć, ujrzeć światło dzienne i pozwolić by się działo, co chce się dziać, ale w ostatnim momencie jakiś impuls sprawił, że zamarłam. To było jak niepokojące przeczucie, coś co podświadomie drgnęło tuż pod skórą.

Nie, nie mogłam tego zrobić.

Oparłam dłonie na szerokiej, ciepłej i nagiej klatce piersiowej próbując go zatrzymać. Pod palcami czułam wytrenowane mięśnie, na które napierałam, ale on jakby tego nie zauważył i kontynuował lizanie i obsypywanie mojego ciała pocałunkami schodząc coraz niżej aż do trójkątnego dekoltu bluzki. 

- Michael, przestań - powiedziałam na wydechu.

Nie zareagował.

Zaczęłam wątpić czy słowa rzeczywiście opuściły moje usta.

- Michael, stop!

Przerwał. O bogowie, przerwał. Odetchnęłam z ulgą, podczas gdy chłopak odsunął się lekko ode mnie by spojrzeć na moją twarz. Nieme pytanie czaiło się za zielonymi tęczówkami. No tak, było super i pewnie już myślał, że zamoczy, a tu takie zaskoczenie.

- Co się dzieje? - spytał na pozór łagodnie, ale jako wprawiony słuchacz wiedziałam, że pod tą łagodnością kryła się potężna irytacja i coś jakby złość.

- To się dzisiaj nie wydarzy - oznajmiłam wyplątując się z jego objęć i wycofując na bezpieczną odległość.

- Przecież było ci dobrze, więc co się zmieniło.

Jak miałam mu wytłumaczyć, że zmieniłam zdanie, ponieważ poczułam, że to nie może się stać?

Nie wiem, dlaczego to się stało. Wciąż wahałam się nad decyzją czy aby na pewno wciąż chcę się na nim odegrać, ale nawet jeśli moja odpowiedź brzmiałaby "tak", to przecież nie miałabym oporów przed wykorzystaniem go w ten sposób. Był przystojny i wysportowany, więc czemu nie? Mogłam skorzystać, a potem go zniszczyć bez skrupułów, ale nie, nic z tego. Nie tym razem.

- Moje zdanie.

- Twoje zdanie?

- Tak, nigdy nie słyszałeś, że kobieta zmienną jest?

- No kurwa, zaraz mnie rozjebie - warknął. - Przerwałaś w takim momencie, bo nagle ci się odechciało?

Przełknęłam ciężko zmuszając się do patrzenia mu w oczy przez cały czas.

- Tak - szepnęłam trochę skrępowana. Nie czułam się już komfortowo. Dziwne uczucie budziło się w piersi, kiedy podnosił głos z każdym wypowiedzianym słowem.

- To ja się staram, chodzimy, gdzie tylko chcesz, zabieram cię na randki, proponuję kolacje w drogich restauracjach, płacę praktycznie za wszystko, a ty mi się tak odwdzięczasz?

Był wściekły i to bardzo. 

Zaczął podnosić się z łóżka ostrożnie i powoli. Nie umknęło mojej uwadze jak lekko się skrzywił i pomasował krocze. Mój wzrok automatycznie podążył za jego rękę aż do dużego wybrzuszenia w spodniach. Odwróciłam wzrok dopiero kiedy zaczął iść w moją stronę, a ja zaczęłam się cofać w stronę wyjścia z pokoju chłopaka.

Poczułam déjà vu, bo taka sama sytuacja zdążyła się całkiem niedawno, tyle że na miejscu Thorna stał Liam. Ten sam strach, tak samo mocno bijące serce, ale jednak było coś czego nie rozpoznałam, a co różniło od siebie te dwie sytuacje.

- Cofnij się - zażądałam będąc już przy progu pokoju.

- Nie będziesz mi rozkazywać w moim własnym domu, nawet na to nie licz.

- Zbliż się a wyjdę - ostrzegłam, a mój głos lekko zadrżał. Nie chciałam tego, ale nie zdążyłam w porę się powstrzymać i opanować.

- Wychodź sobie, droga wolna – niemal wypluł te słowa patrząc na mnie z taką złością, że mimowolnie poczułam się źle z tym, że wcześniej mu odmówiłam. Zaczęłam się kulić stając nagle mała i bezbronna.

Potrząsnęłam głową na opamiętanie. To nie była prawda. Nie żałowałam odmowy i na pewno nie byłam bezbronna. Nosiłam w sobie bunt i siłę dziecka zranionego przez wszystkich, nawet swoją rodzinę. Byłam zahartowana i nie pierwszy raz mierzyłam się z kimś, kto chciał mną manipulować.

Nie poddam się.

Jestem Annabeth Brown i będę walczyć do końca.

Uniosłam podbródek przestając się kulić. Na powrót nawiązałam kontakt wzrokowy, ale tym razem spojrzenie było twardsze, bardziej zażarte. Bestia, żmija, którą skrzętnie ukrywałam w sobie wypełzła na powierzchnię i zamierzała kąsać wszystkich wpuszczając jad w ich żyły.

- Uważaj na słowa, dobrze ci radzę - syknęłam.

- Ja mam uważać na słowa? - dźwignął brew niedowierzając. - To ty lepiej pomyśl i najpierw się zastanów z kim rozmawiasz i ile możesz stracić.

Przez chwilę stałam jak wryta z rozszerzonymi w szoku oczami, a potem głośno parsknęłam kręcąc głową. Umniejszał mi, bo byłam z cholernego marginesu.

- Oto i prawdziwy ty! - zaklaskałam teatralnie w dłonie. - Zastanawiałam się, kiedy to wreszcie z ciebie wyjdzie. Kiedy pokażesz tą drugą, obślizgłą stronę i proszę - zaśmiałam się szyderczo, a on zacisnął wargi i na chwilę odwrócił wzrok. - Jakie to rozczarowujące. Tak szybko się poddałeś - zacmokałam niezadowolona. 

- To wszystko przez ciebie.

- Przeze mnie? Bo co? Bo nie chciałam ci się oddać?

- Bo jesteś wkurwiająca, dziwię się, że ludzie z tobą wytrzymują.

Ała, to zabolało.

Często sama zastanawiałam się nad tym pytaniem. Miałam temperament i ciężki charakter. Nie cierpiałam przepraszać, wolałam wymyślać wymówki, nawet takie najokropniejsze, byleby nie powiedzieć tego jednego słowa, przez co często mierzyłam się ze sporami. Nawet Alexa i Kelly – moich jedynych przyjaciół - czasami to irytowało. Ale taka już byłam i jestem.

- A ty jest właśnie taki jak myślałam - powiedziałam tak potężnie brzmiącym głosem, że nawet mnie samą on zdziwił. - A teraz proszę wybaczyć, ale zawijam się z tego domu. 

Chciał mnie chwycić i zatrzymać, widziałam rękę wyciągającą się po mnie, ale ja już byłam w drodze do drzwi frontowych. Zgarnęłam do ręki kurtkę, a buty tylko włożyłam na stopy bez ich sznurowania modląc się do bogów, żeby chociaż tym razem nie zaliczyć żadnej spektakularnej gleby.

Szarpnęłam za klamkę otwierając widok na zaśnieżony podjazd, na którym stało moje auto połatane za ostatnie grosze, byleby tylko jeździło. Samochód był nieprzyzwoicie tani i zniszczony jak na okolicę, w której się znajdowaliśmy. Stary gruchot pośród tego całego przepychu. Mimo wszystko kochałam to auto, byłam do niego przywiązana sentymentem.

- Annabeth, czekaj - głos Mike'a odbijał się po korytarzach ogromnego domu. - Przepraszam, nie chciałem, żeby tak to wszystko się potoczyło - powiedział, gdy wyszedł zza zakrętu i stanął po drugiej stronie przedpokoju.

- Chciałeś, chciałeś to powiedzieć i teraz nie próbuj się z tego tłumaczyć, bo nie uwierzę w żadne twoje słowa.

- Ja naprawdę...

Nie usłyszałam nic więcej, bo wyszłam na zewnątrz. Włosy i ubranie od razu zaczął szarpać porywisty wiatr oblepiając dodatkowo każdą część ciała dużymi płatami śniegu. Zaczęłam się trząść z zimna, kiedy szłam szybko do auta z kurtką wciąż spoczywającą w dłoni.

- Annabeth! - zawołał zły, gdy już otwarłam drzwi i chciałam wsiąść do środka.

Obróciłam się w jego stronę i zobaczyłam go stojącego na ganku całkiem boso w małej zaspie śniegu. Patrzył w tą stronę jakby z lekką paniką, jakby uświadomił sobie, że właśnie coś traci. Gdyby nie wściekłość i żal za jego wcześniejsze słowa, to całkiem możliwe, że ten obraz zmiękczyłby moje serce, ale teraz zdobyłam się tylko na wystawienie w jego stronę środkowego palca i szybkie załadowanie się do auta.

Bardzo dojrzałe zachowanie, nie ma co.

Odjechałam szybko, niemal z piskiem opon i pognałam w stronę mojej biednej, szarej i ciemnej okolicy zostawiając za sobą amerykański sen każdego nienormalnego dziecka. Ten cały jad, sztuczność i pozory nie były dla mnie.

Dopiero będąc w domu, gdy dostatecznie ochłonęłam zaczęłam czuć smutek z powodu tego co zaszło. Bądź co bądź miałam trochę naiwnej nadziei na to, że może jednak Michael jest inny niż z początku sądziłam. Okazało się, że oszukiwałam tylko samą siebie. Karmiłam się ułudą i o dziwo dobrze wiedziałam co jem. Próbowałam oszukać samą siebie i proszę, jak to wyszło. Mogę teraz winić tylko samą siebie, że pozwoliłam, by serce w tych nielicznych momentach zabiło odrobinę mocniej niż powinno.

♜♜♜

Na następny dzień w szkole unikałam Michaela jak tylko mogłam nie ze strachu przed konfrontacją, a ze zwykłej złości i niechęci do chłopaka. Nie miałam ochoty słuchać głupich tłumaczeń i przeprosić oraz zapewnień, że podobna sytuacja już się więcej nie powtórzy.

Dosyć tego wszystkiego. 

Przemierzałam korytarze starając się nie rzucać w oczy. Miałam skręcić w korytarz prowadzący do sali z języka angielskiego, kiedy stanęłam jak wryta, a potem zaczęłam się szybko wycofywać chowając za róg ściany. Przez chwilę przyciskałam mocno plecy do chłodnej ściany czując jak serce wali w piersi, a potem ostrożnie wyjrzałam zza rogu. Michael rozmawiał razem z chłopakiem z drużyny pływackiej oraz z Jacobem - swoim najlepszym przyjacielem, który grał w szkolnej drużynie basebollu. Stali niedaleko więc jeślibym się wysiliła, to może nawet udałoby mi się coś usłyszeć.

Nadstawiłam uszu, ale niewiele się dowiedziałam, bo nagle poczułam ciepły oddech na karku, a potem usłyszałam ten głos.

- Na kogo polujesz, że się tak skradasz?

Podskoczyłam z przerażenia odwracając się od razu w stronę znajomego tembru.

Liam stał tam zadowolony z siebie, że udało mu się mnie wystraszyć i zajść od tyłu. Miałam rozproszoną uwagę i pewnie dlatego wcześniej nie wyczułam jego obecności. Plułam sobie w brodę, że pozwoliłam by się tak do mnie zakradł.

- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz tak zrobisz, to nie powstrzymam odruchu i znowu ci przywalę - zagroziłam cicho, żeby nie zwrócić na siebie uwagi trójki chłopaków zza rogu.

- Nie strasz, nie strasz - zbagatelizował moje słowa uważnie przyglądając mi się z zaciekawieniem.

- Coraz częściej myślę, żeby zgłosić cię na policję. Gniłbyś w więzieniu, a ja odzyskałabym cierpliwość i nerwy - uśmiechnęłam się do niego najbardziej sztucznie jak tylko umiałam, na co przewrócił oczami.

- Policja jest przekupiona i nic nie zrobi z twoją skargą. Powinnaś już o tym wiedzieć, skoro jeszcze nie poszłaś na komisariat.

- Skąd wiesz, że jeszcze tego nie zrobiłam?

Uśmiechnął się do mnie cwaniacko i odpowiedział:

- Przecież mówiłem, moja rodzina ma policję w kieszeni.

Posłałam mu wredne spojrzenie myśląc, że się odwali i ponownie wyjrzałam chcąc zobaczyć czy interesująca mnie trójka dalej stoi tam, gdzie stała. Nie przeżyłam wielkiego zaskoczenia, kiedy poczułam jak duże, umięśnione ciało Liama zbliżyło się do mnie emanując przyjemnym ciepłem. Wiedziałam, że zerka mi przez ramie podążając za moim wzrokiem.

- Więc to na nich polujesz?

- Nie, na wiewiórkę - sarknęłam, przez co skrzywił się robiąc naburmuszoną minę. - Próbuję coś usłyszeć, a ty mi w tym przeszkadzasz.

Wbiłam łokieć na wysokości jego brzucha z trochę za dużą siłą, bo aż się skrzywił i lekko zgiął pod uderzeniem, a z ust wyrwało się sapnięcie przepełnione bólem. Nie potrafiłam powstrzymać triumfalnego uśmiechu wykrzywiającego usta.

Nie to, że lubiłam go bić, po prostu sprawiało mi to satysfakcję, szczególnie po tych kilku nieprzyjemnych sytuacjach.

Swoim ruchem zyskałam nie tylko trochę przestrzeni, ale też mogłam skupić się na tyle, żeby usłyszeć fragment prowadzonej rozmowy.

- I tak po prostu wyszła? - spytał Jacob.

- No to właśnie powiedziałem - Thorn brzmiał na nieźle wkurzonego.

- Stary, nie wiem co zrobisz, ale już ci współczuję - odparł pływak pocierając kark u podstawy. - Chłopaki z drużyny pewnie będą skakać ze szczęścia.

Ze szczęścia? Niby dlaczego? Może to oznaczało, że będą się śmiać z Michaela, co byłoby zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę złośliwość panującą u płci przeciwnej. U nich liczy się tylko alkohol, drogie samochody i seks, więc całkiem możliwe, że będą się śmiać, jeśli się dowiedzą, że Thorn nie zaliczył.

- Ani słowa więcej - zagrzmiał Thorn posyłając obojgu srogie spojrzenia.

- Musisz coś z tym zrobić, jeśli nie chcesz...

- Wiem co muszę zrobić idioci - warknął zaciskając mocno pięści. - I nie ważcie się mówić o tym głośno. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.

- Hmmm, ciekawe - wymruczał Liam tuż przy moim uchu. Zwrócił tym na siebie moją uwagę.

- Co? - spytałam nie wiedząc co takiego ciekawego było w tej krótkiej rozmowie.

- Dobór słów - wyjaśnił, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo naszą uwagę zaabsorbowało Pożegnanie Thorna z przyjaciółmi.

Serce w klatce zabiło szybciej, kiedy w ułamek sekundy zorientowałam się, że blondyn zaraz odwróci się w naszą stronę. Nie myśląc wiele odwróciłam się do Liama, chwyciłam poły jego marynarki i pociągnęłam niczego niespodziewającego się chłopaka za ścianę ukrywając naszą obecność przynajmniej na chwilę.

Coll, żeby nie stracić równowagi oparł ręce po obu stronach mojej głowy więżąc w klatce swoich ramion. Mieliśmy nierówne oddechy, które zgrywały się z echem kroków Michaela. Był coraz bliżej i zaraz mógł nas zobaczyć i tym samym odkryć nie tylko naszą obecność, ale też zorientować się, że podsłuchiwaliśmy lub pomyśleć coś niestworzonego widząc mnie i Coll' a w tak dwuznacznej sytuacji.

Spojrzałam z niemą prośbą w błękitne tęczówki szukając w nich ratunku. Zdawało się, że niemal od razu wyczytał ze mnie wszystko, bo już po chwili poczułam jego duże dłonie na swojej talii, które popchnęły mnie do rogu między szafką i ścianą. W ostatnim momencie jego wysoka, umięśniona sylwetka ukryła mnie przed wzrokiem kogokolwiek.

Nasłuchiwaliśmy najpierw zbliżających się kroków, a później tych coraz bardziej oddalających się. Dopiero kiedy nastała cisza i byliśmy pewni, że nikt nie kręci się w okolicy pozwoliłam sobie na chwilę rozluźnienia i wtedy też zauważyłam, jak blisko ja i Coll byliśmy.

Znowu.

Zawisł nade mną, a dzieląca nas odległość była niewielka, zdecydowanie zbyt mała. Nasze spłycone oddechy ogrzewały małą przestrzeń pomiędzy naszymi ciałami i w dodatku spostrzegłam, że chłopak nie spuszcza ze mnie spojrzenia nawet na moment. Na ustach czułam, jak nabiera i wypuszcza powietrze, przez co mój wzrok od razu podążył na jego apetyczne wargi. W głowie miałam niebezpieczną myśl jakby to było zbliżyć się do niego te odrobinę i znowu pocałować miękkie usta. Przez chwilę chciałam to zrobić, wpić się w niego i zarzucić mu ręce na kark wplątując je w aksamitne kosmyki włosów i przyciągnąć do siebie blisko, bardzo blisko. Jedna warga większa od drugiej aż prosiły się o złożenie żarliwych pocałunków.

Kręciło mi się w głowie od tej bliskości, a przyjemny, męski zapach dodatkowo otumaniał zmysły, które wypełniły się pragnieniem i niezaspokojonym pożądaniem. 

Zwilżyłam językiem dolną wargę przykuwając jednocześnie do nich uwagę Liama. Oczy mu pociemniały, a spojrzenie stało się ostrzejsze i intensywniejsze. Wyglądał jakby w głowie plątały mu się te same myśli co mnie, jakby chciał się na mnie rzucić i sam odtworzyć drogę, którą przebył mój język. Jakby chciał wziąć moje usta i całą mnie w swoje posiadanie i niegdy nie wypuścić. Jakby chciał ze mną rozbić tyle niegodziwych rzeczy aż bym zaczęła krzyczeć.

Po kręgosłupie przebiegł elektryczny impuls nieposkromionej przyjemności na sama fantazję o tym.

- Doprowadzasz mnie do szału, Dzwoneczku - wysapał gardłowo sprawiając, że zadrżałam. Jego głos sprawił też, że się otrząsnęłam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Ułożyłam delikatnie dłonie na jego piersi, jakbym chciała je za chwilę zacisnąć na czarnej marynarce i mocno do siebie przyciągnąć, ale zamiast tego zebrałam cała siłę i odepchnęłam zaskoczonego bruneta.

Zdziwienie, jakie było widoczne na jego pięknej twarzy, było wręcz komiczne.

- Nie zbliżaj się do mnie.

- Sama tego chciałaś - zauważył.

- Ale już nie chcę - warknęłam zła zakładając ręce na piersi.

- Jak sobie życzysz - ukłonił się teatralnie i prześmiewczo.

Wywróciłam oczami i poszłam w stronę sali, w której odbywała się lekcja, na którą i tak już byłam nieźle spóźniona.

- Dlaczego za mną leziesz? - spytałam słysząc jego kroki za sobą.

- Bo mamy razem angielski, geniuszu - odpowiedział i wyprzedził mnie. Podszedł do drzwi i otworzył je zamaszyście i pokazał, że mam wejść. - Panie przodem.

- Ty pierwszy.

Przez chwilę na mnie spoglądał, a potem zrezygnował, puścił drzwi i chciał już wejść, ale w ostatnim momencie go zatrzymałam.

- Palant - szepnęłam na tyle cicho, żeby tylko on mógł usłyszeć, a potem wyminęłam go i weszłam do klasy.

Continue Reading

You'll Also Like

78.3K 5.2K 33
Znacie to uczucie, gdy musisz być i wyglądać idealnie? Mówić kiedy chcą, prezentować się z jak najlepszej strony. Ciągle musisz udowadniać swoją war...
12.5K 1K 25
Wooyoung i San rozstali się jakiś czas temu. Od tamtej pory młodszy unika byłego chłopaka jak tylko się da nie chcąc mieć z nim już nic wspólnego. Je...
497K 12.4K 32
~II część Trylogii Zniszczenia~ Przywrócimy całe dobro, które nam pozostało. Evangeline Pierce zatraciła się w samej sobie szukając drogi ucieczki od...
427 65 14
Naiwni ludzie wierzą, że jutro będzie lepiej. Czekają na przyszłość zamiast celebrować teraźniejszość. My się doskonale przekonaliśmy, że to ściema...