Fine Line

By kasieczna16

6.7K 856 501

Historia dwóch zagubionych dusz, które odnalazły się w jednym z londyńskich pubów... ... w najlepszym a jedno... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23

12

282 40 11
By kasieczna16

Obudził się kilkanaście minut po pierwszej będąc wciąż niewyspanym, ale wiedział, że niezasłonięta roleta nie pozwoli mu już na spokojny sen. Harry natomiast w dalszym ciągu spał jak zabity, pochrapując cicho, więc chociaż jemu postanowił dać nieco bardziej wypocząć. Podniósł się i jak najciszej zasłonił okno za nim odwrócił się do łóżka, a uśmiech mimowolnie rozprzestrzenił się po jego twarzy. Widział ten obrazek już tak wiele razy, ale nie sądził, by kiedykolwiek mógł mu się znudzić. Brunet wtulał zarumieniony policzek w poduszkę, poplątane loczki rozsypały się po całej twarzy, co musiał naprawić schylając się i odgarniając je jak najdelikatniej na bok za nim zjechał spojrzeniem na rozchylone usta. Nie potrafił powstrzymać się od muśnięcia ich opuszkiem palca. To wtedy chłopak zamlaskał, a on zastygł w bezruchu, oddychając z ulgą, gdy ten po prostu przekręcił się na plecy, rozpościerając na boki ramiona i nie okazując żadnych sygnałów, że w najbliższym czasie powróci do życia. Louis nie zastanawiając się nad tym zbyt wiele złapał za swój telefon robiąc mu zdjęcie za nim posyłając jego śpiącej sylwetce jeszcze jeden uśmiech, zabrał czyste ciuchy i udał prosto pod prysznic.

Piętnaście minut później był już na dole witając się z przebywającą tam rodziną. Brakowało jedynie bliźniaków, którzy z pewnością byli w szkole i Dana. Ten z kolei prawdopodobnie wyszedł do pracy za nim oni zdążyli wrócić ze swojego nocnego spaceru.

- Wyspałeś się?

Mimo uprzejmego tonu Jay w jej oczach mógł dostrzec dezaprobatę. Zawsze upominała go, by nie siedział długo w nocy, bo potem marnuje pół dnia na spanie, a w tym czasie mógł przecież zrobić tak wiele bardziej pożytecznych rzeczy. Ale dzięki temu wiedział, że nie miała pojęcia o obecności Harry'ego. Gdyby było inaczej z pewnością nie byłaby ani trochę zła.

- Byłem zmęczony. - wzruszył ramionami, włączając toster. Nie był co prawda głodny, ale sądził, że Harry niebawem się obudzi, a ten musiał zjeść coś w przeciągu trzydziestu minut od przebudzenia. Inaczej był marudny, a marudny Harry to nieznośny Harry.

- Ciekawe dlaczego! - wtrąciła z salonu Lottie, co z kolei dało mu do myślenia, że blondynka wie o znajdującym się w jego pokoju intruzie. Dla własnej psychiki wolał jednak nie zastanawiać się skąd mogła o tym wiedzieć, skupiając na dokładnym wysmarowaniu masłem każdej kromki chleba tostowego.

- Zjesz to wszystko? - Jay posłała mu zaskoczone spojrzenie i gdyby nie fakt, że był chłopakiem i nie mógł zajść w ciąże był pewny, że taka właśnie byłaby pierwsza myśl jego mamy na widok ośmiu kromek chleba.

- Jestem głodny. - wyszczerzył się, czego Jay już nie skomentowała.

- Nie wiesz może czyj samochód od samego rana stoi pod naszym domem?

Pogrążony we własnych myślach początkowo nie wyłapał tego pytania. Poderwał głowę dopiero, gdy ktoś - jego mama - uderzyła go szmatką. Ze zmieszaniem rozejrzał się po najbliższym otoczeniu, aż w końcu skrzyżował spojrzenie z tym należącym do Jay.

- Mówiłaś coś?

- Chyba jeszcze się nie obudziłeś. - westchnęła, kręcąc z niezadowoleniem głową. - Pytałam czy wiesz coś o tym samochodzie, który stoi przed naszym domem.

- Oh, um.. - podrapał się po głowie, próbując odszukać w umyśle jakąś prawidłową odpowiedź.

Nie było co prawda żadnego powodu przez który w dalszym ciągu nie powiedział jej o odwiedzinach Harry'ego, bo to nie tak, że musiał go ukrywać, ale wolał po prostu dać się temu dziać. I nie musiał długo czekać za nim usłyszał za sobą zachrypnięty od snu głos Harry'ego.

- Myślę, że ja coś wiem o tym samochodzie. - rzucił. - Dzień dobry, Jay.

Louis wciąż utrzymywał spojrzenie na swojej mamie, która początkowo wyglądała jakby zobaczyła ducha, potem uśmiechając szeroko i wreszcie wydobywając z siebie głośne Harry! wystrzeliła w jego stronę, ściskając mocno.

- Jak dobrze Cię widzieć! - trajkotała szczęśliwie zaraz jednak odwracając się do niego z już nie tak szerokim uśmiechem, a wręcz pewnym wyrzutem na twarzy. - Louis! Mogłeś powiedzieć, że Harry nas odwiedzi.

- Zrobiłbym to gdybym tylko o tym wiedział. - odparł szczerze, wymieniając się z samym zainteresowanym krótkim, ale wesołym spojrzeniem. Po chwili jednak zmarszczył brwi, bo oczy chłopaka były nieco zaszklone, a policzki zarumienione. Zignorował to jednak, zrzucając winę na fakt, że przecież dopiero wstał z łóżka.

- Przyjechałem w nocy. - wyjaśnił. - To miała być niespodzianka, więc potwierdzam, że Louis o niczym nie wiedział.

- I tak wam nie wierzę, wasza dwójka z pewnością jest w jakiejś zmowie.

- Nie tym razem. - pokręcił głową, wykładając na talerz gotowe już tosty. Wręczył je Harry'emu prosząc, by usiadł, a sam pokroił jeszcze awokado dla chłopaka i ogórka dla siebie. Nie zapomniał również o kubku gorącej herbaty, którą brunet pił całymi litrami.

- Dziękuję. - uśmiechnął się słodko, zatapiając w rozmowie z Jay, a także Lottie, która pojawiła się tam znikąd, posyłając mu w między czasie wszechwiedzące spojrzenie.

Jak się okazało, Harry nie zamierzał już wracać do Holmes Chapel, więc spędzili razem połowę soboty i niemal całą niedziele. Chociaż razem było jednym, wielkim niedopowiedzeniem. Brunet był tak rozchwytywany przez jego młodsze rodzeństwo, że zupełnie sami mogli pobyć jedynie w sobotę późnym wieczorem, a nawet wtedy po aktywnym dniu i całych godzinach na świeżym powietrzu padli w tym samym momencie w którym przyłożyli głowy do poduszek. I choć mieli wyjechać w niedziele z samego rana przeciągali to tak bardzo - szczególnie przez bliźniaczki, które za nic w świecie nie chciały wypuścić ich z domu wręcz przyklejając się do ich nóg - że w efekcie końcowym do samochodów wsiedli dopiero w okolicach siedemnastej.

Louis nie spodziewał się, że to będzie tak irytująca podróż, a wszystko za sprawą Zayna, który co chwila do niego wypisywał pytając czy już wrócił, ale on przestał odpisywać mu po trzeciej wiadomości. Nie wiedział co go napadło, a musiał przecież skupić się na drodze i nie spowodowaniu żadnego wypadku.

Ani on ani Harry nie byli zdziwieni, gdy kilka godzin później zaparkowali pod jego mieszkaniem nawet jeśli wcześniej nie uzgadniali tego ze sobą. Louis zdołał zaakceptować fakt, że Harry właściwie u niego mieszkał nawet jeśli na noc zazwyczaj wracał do swojego domu. W każdym razie w łazience brunet miał już więcej swoich kosmetyków niż on sam własnych. Podobnie było z kubkami, które Harry tak wielbił, że każdy przypisany był pod odpowiedni rodzaj herbaty czy kawy.

Śmiejąc się, bo nie omieszkał poinformować chłopaka o czym właśnie myślał i oświadczając głośno, że to kompletnie bez sensu, weszli do ku jego zdziwieniu otwartego mieszkania. Przez pierwszą sekundę miał chwilowy zawał będąc pewnym, że ktoś musiał się włamać, ale szybko zdał sobie sprawę, że to musiał być nikt inny jak Zayn. I miał rację jak się okazało gdy tylko minął próg salonu, a na kanapie zastał nie tylko Zayna ale też Liama, którzy najwidoczniej musieli za nim strasznie tęsknić.

- To robi się już trochę przerażające. - skomentował mając na myśli oczywiście ich obecność mimo braku obecności samego właściciela.

- To już dawno zrobiło się przerażające. - poprawił go Harry i po chwilowym zastanowieniu stwierdził, że w sumie to ma racje. Doszedł do wniosku, że skoro Zayn już dłużej nie robił za jego sprzątaczkę, powinien zabrać mu klucze od mieszkania.

- Oh, nagle postanowiliście udawać, że nie potraficie mówić? - dopiero teraz na dłużej zawiesił na nich spojrzenie dostrzegając, że obaj prezentują dość ponurą postawę, więc albo aktorzyli albo coś musiało się stać. Ale że jego przyjaciele byli raczej marnymi aktorami, uśmiech zszedł mu z twarzy w tej samej sekundzie w której dotarło do niego, że faktycznie coś musiało się stać a on zamiast zainteresować się sytuacją, robił sobie żarty. - Co jest? - rzucił, przeskakując spojrzeniem pomiędzy wciąż będącą irytująco cicho dwójką.

- Więc nic nie wiesz? - to Zayn był tym, który zabrał głos, poruszając się nerwowo, ale wciąż nie wyjaśniając mu ich obecności i samego zachowania. Liam właściwie patrzył na niego z czymś na kształt strachu i współczucia, co było wystarczające, żeby jego serce niemal wyskoczyło z klatki piersiowej.

- O czym mam wiedzieć? - dopytał powoli, wymieniając się zaniepokojonym spojrzeniem z Harrym, który był równie zdezorientowany jak on sam.

- Dzwonił do mnie Luke. - oświadczył, a on przełknął ciężko ślinę, bo z tego co wiedział Zayn od dawna nie utrzymywał kontaktu z Lukiem. Nie, żeby jakoś specjalnie się przyjaźnili, bo ten był z kolei najlepszym przyjacielem Xaviera, więc chcąc nie chcąc obydwoje swojego czasu byli z nim blisko. Ale ich relacja skończyła się w tym samym momencie w którym rozstał się z Xavierem, więc nie, Louis nie miał pojęcia dlaczego do niego dzwonił. - Xavier popełnił samobójstwo.

Ta informacja docierała do niego bardzo powoli.

W pierwszej chwili miał nawet nadzieje, że Zayn robi sobie z niego żarty, ale jego przyjaciel mimo, że czasem miał dziwne poczucie humoru raczej nie posunąłby się do czegoś takiego, więc ta nadzieja prysnęła jak bańka mydlana, a on poczuł jak ziemia osuwa mu się spod stóp. Co było głupie, bo wciąż stał w tym samym miejscu nie będąc w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Jakby ktoś złapał go w swoje sidła i nie chciał puścić. Przesunął niewidzącym spojrzeniem po salonie - Zayn i Liam nie siedzieli już na kanapie, a stali w pobliżu jakby będąc w gotowości, cokolwiek postanowi zrobić. Harry wydawało mu się, że wciąż stał w tym samym miejscu w którym zapamiętał, że był za nim jeszcze usłyszał o tym, co się stało. Chłopak nawet na ułamek sekundy nie spuszczał z niego wzroku, a on wreszcie po miał wrażenie dłużącym się w nieskończoność czasie był w stanie się poruszyć. Pożałował tego niemal od razu, gdy wplątał palce we włosy, szarpiąc nimi, bo z tym ruchem wszystko powoli zaczęło do niego docierać. Xavier popełnił samobójstwo. Jego były prawie narzeczony, którego przecież widział jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Osoba, która była jego codziennością przez ponad trzy lata. I nie było ważne, że już go nie kochał, że nie miał w stosunku do niego jakichkolwiek romantycznych uczuć. To nie sprawiało, że bolało mniej, bo mimo wszystko w jakimś momencie życia Xavier był dla niego najważniejszy i nigdy - pomijając drugi czy trzeci tydzień po rozstaniu, gdy chciał własnoręcznie go zabić - nie życzył mu źle. A teraz już go nie było. I Louis nagle zdał sobie sprawę, że mógł przecież go ocalić. Te kilka miesięcy temu, gdy wpadł na niego w drodze do supermarketu. Chłopak poprosił go o rozmowę, tak dosadnie powiedział mu, że potrzebuje przyjaciela, a on po prostu go zignorował. Mimo, że wiedział jak źle wyglądał, jak bardzo był kruchy, kasztanowe oczy wręcz błagały o pomoc, a on perfidnie go zbył mówiąc, że nie jest jego przyjacielem, bo w swojej głowie wciąż miał zdradę, której się dokonał. Tymczasem Xavier już wtedy rozpadał się na jego oczach, a on nie zrobił z tym zupełnie nic pozwalając staczać się jeszcze bardziej, a w końcu odebrać życie.

- Kurwa. - wyrzucił z siebie, wciąż szarpiąc włosami. Był pewien, że część z nich udało już mu się wyrwać, ale w tej sytuacji to nie mogło obchodzić go mniej. - Kurwa mać. To moja wina, moja pieprzona wina. - mamrotał głosem, którego nawet nie rozpoznawał, kręcąc się po pokoju w tę i z powrotem, bo naprawdę nie mógł znieść myśli, że mógł temu zapobiec, mógł poświęcić cholerne pięć minut na rozmowę dzięki której może by tego nie zrobił. Może wciąż by żył. Czuł, że się dusi, że coś ciężkiego zaległo w jego klatce piersiowej, choć przecież wciąż oddychał, może sprawiało mu to większą trudność, ale oddychał.

- Niby jakim cholernym cudem to jest Twoja wina? - dotarł do niego wręcz wściekły głos Zayna i dopiero wtedy przystanął, odszukując go spojrzeniem. Miał zaciśnięte w pięści dłonie i wzrok, który mógłby zabić. Jak adekwatnie.

- Wtedy, kiedy go spotkałem. - zaczął cicho, wciąż głosem, który nie należał do niego. - Widziałem w jakim był stanie, jak okropnie wyglądał, widziałem to wszystko, ale nie chciałem wiedzieć, więc kiedy poprosił mnie o rozmowę mówiąc, że potrzebuje przyjaciela, powiedziałem mu, że ja nim nie jestem. - jeśli myślał, że wypowiedzenie tego na głos sprawi, że wydźwięk tych słów będzie choć odrobinę lepszy to nie, nie był. Louis czuł się jak największy na świecie skurwysyn. I morderca. Nawet jeśli nie użył do tego swoich rąk. - Mogłem po prostu z nim kurwa porozmawiać.

- Nie miałeś takiego obowiązku. - odparł dosadnie.

- Ale mogłem to zrobić! - wykrzyczał, dysząc ciężko. - Nic by mi się nie stało, a on wciąż.. on wciąż mógłby żyć.

- Louis do jasnej cholery. - warknął, zaciskając dłonie na jego ramionach i potrząsając nim jakby chcąc wybudzić go z tego dziwnego transu w którym się znalazł. - To on spieprzył, skrzywdził Cię w ten najgorszy możliwy sposób więc nie, nie musiałeś z nim rozmawiać, jeśli nie miałeś takiej ochoty. Każdy podejmuje swoje własne decyzje i nie jest Twoją winą, że on nie potrafił poradzić sobie z ich konsekwencjami.

- Gdyby to był Liam.. - zerknął krótko na szatyna, zaraz jednak powracając wzrokiem do czekoladowych tęczówek Zayna - .. byłbyś w stanie się nie obwiniać? - mocno zaciśnięte wargi i brak jakiejkolwiek odpowiedzi był najlepszą i najprawdziwszą odpowiedzią. - No właśnie. - skwitował, oddalając się w kierunku komody z której zgarnął paczkę papierosów. - Chcę być sam.

Wyszedł na balkon, drżącymi z emocji dłońmi odpalając papierosa. Miał ogromną nadzieje, że jego przyjaciele go posłuchali i faktycznie opuścili mieszkanie. Chciał po prostu się upić i popłakać w spokoju, bo nie sądził, że był w stanie to dłużej w sobie dusić. Ale zapomniał, że o ile Zayn i Liam mogli to zrozumieć, choć z pewnością niechętnie zostawiali go samego to Harry był bardziej uparty jeśli o to chodziło, więc nie szczególnie zdziwił się jego obecnością na balkonie. Właściwie nie musiał nawet otwierać przymkniętych do tej pory oczu by wyczuć, że to właśnie był on.

- Chcę być sam. - powtórzył słabo, nie zmieniając jednak swojej pozycji. Palcami jednej ręki ściskał nasadę nosa, walcząc z chcącymi wydostać się z oczu łzami w palcach drugiej wciąż trzymając papierosa, który parzył jego skórę, co w pewnym sensie trzymało go w ryzach

- Nie, wcale nie chcesz. - usłyszał tuż obok, potem czując delikatny dotyk na swojej dłoni z której wreszcie wypuścił peta. Ten wylądował gdzieś na płytkach w tym samym czasie w którym uniósł załzawione spojrzenie i kiedy tylko skrzyżował je z tym Harry'ego - tak bardzo zatroskanym i pełnym miłości - jego dolna warga zadrżała, a z ust wydobył się cichy szloch, zduszony gdzieś w bluzie chłopaka, bo ten niemal od razu zamknął go w ramionach, mocno przy sobie trzymając. I może faktycznie nie chciał zostać sam.

- Harry.. - wyłkał, nie mając pojęcia, co chciał tym uzyskać i po co tak właściwie wymówił jego imię, ale nawet jeśli on sam nie wiedział to Harry jakby odczytując jego niezrozumiałe nawet dla samego siebie myśli, podniósł go i zabrał prosto do łóżka.

Louis może i był dorosłym facetem, ale teraz kuląc się w oplatających go z każdej strony ramionach bruneta, który wciągnął go na swoje ciało, czuł się jak zraniony siedmiolatek. Mentalnie w tym momencie pewnie nim był, kurczowo zaciskając pięści na materiale bluzy Harry'ego, który gładził go po włosach i plecach, nie przestając szeptać do jego ucha słów otuchy, choć Louis przez wydobywający się z gardła szloch ledwo był w stanie je wyłapać.

Nie wiedział ile czasu spędził w ten sposób, może była to godzina, a może dwie, choć w miarę szybko zdołał się uspokoić, a przynajmniej przestał płakać, bo w środku wciąż czuł ciężar tej wiadomości. W dodatku rozbolała go głowa, a przez płacz czuł się nieco odwodniony, więc w końcu zszedł z ciała Harry'ego, sięgając do szafki nocnej po butelkę wody.

- Zrobić Ci herbaty? - usłyszał cichy głos bruneta, więc odwrócił się do niego, lekko kiwając głową. Musiał wyglądać naprawdę okropnie skoro na twarzy chłopaka pojawił się grymas dość szybko jednak zastąpiony małym, posłanym mu uśmiechem.

Harry wyszedł, a on nie wiedząc, co mógłby ze sobą zrobić, skierował się do łazienki. Szurając nogami po panelach nawet na krótką chwilę nie uniósł wzroku z nad swoich stóp. Zrobił to dopiero przy umywalce, krzywiąc na widok jaki zobaczył w lustrze. Sterczące we wszystkie strony świata włosy nad którymi próbował zapanować przeczesując je palcami, ale zdawał sobie sprawę, że to nie wiele pomogło, podpuchnięte i wciąż zaczerwienione od płaczu oczy, zaschnięte na policzkach łzy. Ostatnim razem w ten sposób wyglądał po rozstaniu z Xavierem, a ta myśl sprawiła, że w jego oczach ponownie pojawiły się łzy. Tym razem nie dał im jednak wypłynąć, zagryzając wargę niemal do krwi i wreszcie przemywając opuchniętą twarz.

Harry'ego wciąż nie było, gdy w drodze powrotnej zajrzał do sypialni, więc skierował swoje kroki do kuchni, zastając go pochylonego nad czajnikiem. Chłopak szybko zanotował jego obecność, odwracając się i wyciągając dłoń. Podszedł więc bliżej, przymykając powieki, kiedy Harry otulił dłonią jego policzek.

- Już lepiej? - spytał tak delikatnie jakby bał się, że go tym spłoszy, ale Louis w żaden sposób nie czuł się spłoszony. Pokręcił jednak głową, bo mimo, że już nie płakał, wciąż czuł się w ten okropny, przytłaczający sposób, nie mogąc pozbyć się tej natrętnej myśli, że mógł go uratować. - Wiem, że to beznadziejna sytuacja i w Twojej głowie dzieje się teraz wiele rzeczy, ale nie możesz pozwolić, by to zjadło Cię od środka, okej? - przesunął palcem w dół policzka, prosto na usta, które dopiero po tym geście bruneta uświadomił sobie, że znów przygryzał. Uwolnił więc spod nacisku dolną wargę, wzdychając cicho. - Więc płacz, krzycz, możesz mnie nawet uderzyć, ale nie duś tego w sobie.

- Nie chcę Cię bić. - wymamrotał, odchrząkując, bo tak dawno nie używał swojego głosu, że ten postanowił ugrząźć gdzieś w gardle. Wyglądało na to, że teraz nawet brzmiał jak siedmiolatek. - Nie wiem, czego chcę, nie wiem, co robić i co myśleć, jestem.. nawet nie wiem jak tak naprawdę się czuję. - zirytował się, możliwe, że teraz mając ochotę coś uderzyć. Coś, ale na pewno nie Harry'ego o którego obojczyki oparł swoje czoło. - Przepraszam, że musisz być tego świadkiem.

- Nie. - pokręcił głową, układając ciepłą dłoń na jego karku. - Nie przepraszaj. Chcę tu być. I będę.

Wiedział, że będzie, ale tym razem nie był pewny czy to będzie dla niego dobre.

Okazało się, że Harry zrobił mu melisy, co po jej wypiciu wewnętrznie trochę go uspokoiło i sprawiło, że czuł się nieco senny, ale jak na złość, gdy położyli się w łóżku i tym razem to brunet był dużą łyżeczką, sen nie przychodził. Z trudem próbował się nie kręcić, nie chcąc obudzić śpiącego tuż za jego plecami chłopaka, więc w końcu najdelikatniej jak tylko potrafił wysunął się z jego objęć, udając do kuchni. Zrobił sobie kolejną porcję melisy, siadając przy stole i po długich minutach bicia się z własnymi myślami, wreszcie sięgnął po leżącego obok laptopa. Nie był typem, który po rozstaniu nawet tak nieprzyjemnym jak to jego palił na stosie wszystkie rzeczy swojego byłego, więc nie usunął również ich wspólnych zdjęć. Ukrył je jedynie gdzieś na tyle głęboko, że teraz miał problem z odszukaniem folderu, a gdy wreszcie go znalazł, zawahał się. Nie był pewien dlaczego to sobie robi, ale czuł wewnętrzną potrzebę obejrzenia tych zdjęć. Xavier w końcu był na nich żywy, a on musiał go takiego zobaczyć, więc kliknął w ikonkę folderu, wybierając pierwsze zdjęcie z ponad czterystu, które się tam znajdowały. Nie płakał, po prostu bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy przewijał zdjęcia w swojej głowie odtwarzając wydarzenia podczas których powstawały. Dotarł do dwusetnego, gdy poczuł za plecami jakiś ruch, ale to nie sprawiło, że przestał. Oglądał je dalej, nie martwiąc do jakich wniosków mógł dojść Harry, bo już o tym rozmawiali. Dał mu dosadnie do zrozumienia, że Xavier, a zwłaszcza uczucia do niego są przeszłością, a przeglądanie tych zdjęć niczego nie zmieniało. A przynajmniej dla niego. Harry jednak w żaden sposób tego nie skomentował, podchodząc do blatu, by nastawić czajnik, ale kiedy ten zaczął irytująco głośno gwizdać, a brunet wciąż stał nad nim bez żadnego ruchu, zamknął klapkę laptopa, wbijając spojrzenie w nieco przygarbione plecy.

- Harry. - odezwał się wreszcie, gdy ten w dalszym ciągu stał tam jak słup soli, ale i to nie przyniosło żadnych rezultatów. Z westchnieniem podniósł się więc ze swojego miejsca, podchodząc do blatu i wreszcie wyłączając płytę indukcyjną. Raniący jego uszy dźwięk wreszcie ustał. - Chcesz mi spalić kuchnie?

- Huh? - wyprostował się, rozglądając ze zmieszaniem za nim odgarnął w tył opadające na twarz loczki i sięgnął do szafki po kubek, który wypadł mu z dłoni w tym samym momencie w którym w ogóle go dotknął. Ten rozsypał się w drobny mak po całej kuchni. - Cholera, przepraszam. - wymamrotał, schylając się, by pozbierać jego pozostałości, ale Louis nie pozwolił mu na to, łapiąc za rękę. Wolał nie ryzykować, że ten zdoła się pokaleczyć.

- Idź do łóżka. - poprosił.

- Nie, poczekaj, posprzątam to. - próbował wyrwać rękę z uścisku, ale Louis mimo, że był mniejszy i tak posiadał więcej siły, więc brunetowi nie wyszło to do końca tak, jak chciał, a jego z kolei dość mocno poirytowało.

- Idź do łóżka. - powtórzył ostrzej. - Zaraz przyniosę Ci tą pieprzoną herbatę, więc po prostu już idź. - sam był zdziwiony jak szorstko to zabrzmiało, więc nie mógł również dziwić się Harry'emu, który słysząc ten nieprzyjemny ton, spiął się cały, ale przynajmniej go posłuchał i z opuszczonymi ramionami opuścił kuchnię.

Westchnął cicho, przecierając dłonią twarz za nim posprzątał cały bałagan. Miał wyrzuty sumienia przez to jak go potraktował, bo Harry zdecydowanie na to nie zasłużył. To on miał problem i nie miał prawa wyżywać się przez to na innych, więc po przygotowaniu herbaty od razu udał się do sypialni, zastając go leżącego na boku z twarzą zwróconą w stronę okna. Odstawił parujące naczynie na szafkę nocną i ułożył się tuż za plecami bruneta, obejmując go mocno ramieniem.

- Przepraszam, że się zdenerwowałem. - szepnął, składając drobny pocałunek na jego nagim ramieniu.

- To okej, nic się nie stało. - zapewnił, choć jego głos był napięty, więc zupełnie w te zapewnienia nie uwierzył.

- Stało się. - zaprzeczył. - Nie powinienem odzywać się do Ciebie w ten sposób. - westchnął tym razem opierając na ramieniu chłopaka swój podbródek. - Przepraszam, po prostu.. jestem kompletnie rozwalony.

- Wiem. - łapiąc jego dłoń, odwrócił się na drugi bok, więc teraz bez problemu mogli na siebie patrzeć. Harry wyglądał na przygnębionego i Louis nienawidził tego, bo to on był temu winny.

- Nie smuć się, proszę. - wymamrotał, przesuwając palcem do miejsca w którym zawsze widniał jeden z uroczych dołeczków, a teraz go nie było i to sprawiało mu niemal fizyczny ból.

- Jestem smutny, kiedy Ty jesteś.

- Nie, proszę, potrzebuję Twojego uśmiechu. - znów skulił się naprzeciw jego klatki piersiowej, mocno zaciskając powieki. Chciał usłyszeć piękny śmiech chłopaka, bo był pewien, że wtedy poczułby się zdecydowanie lepiej. - Proszę. - zadarł głowę, spoglądając z dołu na powoli tworzący się uśmiech, co na ten moment było wystarczające. Nawet jeśli to nie był prawdziwy, jasny uśmiech, który tak kochał.

To była długa i ciężka noc, której oboje nie przespali niemal w całości, więc jego humor następnego dnia należał do równie beznadziejnych. Zmęczenie fizyczne dawało się we znaki i najchętniej przez cały dzień nie wychodziłby z łóżka, ale Harry w okolicach dwunastej w południe niemal siłą zaciągnął go do salonu stawiając przed nim pięknie pachnące i z pewnością pysznie smakujące spaghetti. Tyle, że nie miał ochoty na jedzenie i na nic były tłumaczenia Harry'ego, że musi jeść, bo to doda mu choć trochę siły, której potrzebował. Louis po prostu miał tak zaciśnięty żołądek, że w chwili w której spróbowałby przełknąć coś, co nie było herbatą od razu by zwymiotował.

Resztę dnia spędził na kanapie zakopany pod grubym kocem, wstając jedynie do łazienki i na papierosa, których wypalił zdecydowanie więcej niż na co dzień. Harry towarzyszył mu przez cały ten czas, nie zostawiając samego nawet gdy wychodził na balkon zapalić i prawdopodobnie ledwo powstrzymując się, by nie iść z nim też do łazienki. Zrezygnował z tego jedynie w czasie, kiedy wpadł Liam z Zaynem i to tylko dlatego, że to Zayn był tym, który mu towarzyszył.

- Harry pisał, że nic dziś nie zjadłeś. - zagaił, uważnie go obserwując, więc bez problemu mógł dostrzec jak wywraca oczami.

- Nie jestem dzieckiem, nic mi się nie stanie jak przez jeden dzień nie będę jadł.

- Nie bądź taki, martwi się o Ciebie. - zganił go łagodnie. - Wszyscy się martwimy.

- To niepotrzebne, dam sobie radę. - zapewnił, odpalając kolejnego już papierosa.

- Prędzej dostaniesz raka. - skrzywił się. - Musisz przestać się o to obwiniać, Louis. Wiem, że to nie jest proste, ale..

- Nie wiesz. - uciął. - Problem w tym, że nikt z was nie wie jak to jest, kiedy dowiadujesz się, że Twój były, któremu miałeś szanse pomóc, popełnił samobójstwo.

- Może nie, ale wiem, że to nie Ty powiesiłeś mu linę na szyi.

- Co do chuja, Zayn?! - wypluł i chłopak chyba dopiero po jego reakcji zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, prostując gwałtownie. - Powiesił się? - wydusił z trudnością znów czując ten cholerny ciężar w klatce piersiowej, chociaż może on nigdy nie zniknął, a tego dnia skutecznie udało mu się go ignorować.

- Kurwa, przepraszam. To nieważne, po prostu.. mam na myśli to, że nawet gdybyś z nim wtedy porozmawiał, nie wiesz czy to cokolwiek by dało.

- Może, ale..

- Nie ma żadnego ale, Louis. - przerwał mu dosadnie. - On już nie żyje, zabił się i to była jego decyzja, nikogo innego. Rozumiem, że to boli, ale obwinianiem się nie przywrócisz mu życia. - słowa jego przyjaciela były dobitne i cholernie bolesne, ale prawdziwe. Zdawał sobie sprawę, że nie było możliwości, by przywrócić mu życie, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż czuł się za to w pewien sposób odpowiedzialny.

- Kiedy pogrzeb? - zapytał jedynie, starając się przełknąć gule, która utworzyła się w jego gardle.

- W piątek. - poinformował, a Louis szybko obliczył, że to za trzy dni. - Ale chyba nie zamierzasz.. - urwał, a na jego twarz niemal natychmiastowo wpłynęło zrozumienie. - Oh, oczywiście, że zamierzasz tam iść.

- Muszę. - odparł cicho.

- Gówno prawda, wcale nie musisz. - pokręcił głową. - Nic nie jesteś mu winien, więc dlaczego na Boga sobie to robisz?

- Muszę tam iść. - powtórzył nieco rozpaczliwie, mrugając, by odgonić z oczu niechciane łzy. - Mimo tego wszystkiego.. po prostu muszę tam iść, muszę się z nim pożegnać, Zayn. - nie wiedział czy to w jego głosie czy raczej w oczach było to coś, co sprawiło, że Zayn wreszcie się zamknął, nie próbując już wybijać mu tego pomysłu z głowy.

- Okej, więc pójdziemy wszyscy. - postanowił.

- Nie, Zee, nie musicie..

- Oh, jeśli myślisz, że ktokolwiek z nas puściłby Cię tam samego to jesteś idiotą. - prychnął. - Pójdziemy razem i będziemy Cię pilnować, żebyś nie odjebał jakiegoś teatrzyku w stylu rzucania się na trumnę czy coś. - może w tej sytuacji to nie powinno być zabawne, ale Louis potrzebował jakiegoś rozluźnienia atmosfery, a słowa Zayna właśnie takie były. I mimo, że przez łzy, parsknął śmiechem szybko jednak ganiąc się za to w myślach. - Dobrze, skoro już ustalone to teraz zajmij się tymi żywymi, którym wciąż na Tobie zależy. - poprosił, spoglądając w stronę siedzącego na kanapie Harry'ego, więc i on powędrował tam wzrokiem. Chłopak mówił coś do siedzącego na przeciwko Liama wyglądając na tak przygaszonego, że z trudem powstrzymał się od próbującego wydostać się z gardła, niezadowolonego jęku. - Bądź dla niego delikatny. - to były ostatnie słowa jakie Zayn wypowiedział do niego tamtego dnia, bo minutę później ani jego ani Liama nie było już w mieszkaniu. Był natomiast skubiący nerwowo swoje palce Harry, któremu władował się na kolana zaraz po powrocie z balkonu. I jeśli brunet był tym zaskoczony, nie dał po sobie niczego poznać.

- Wiesz, że nie musisz tu ze mną siedzieć? - zagaił, zarzucając mu ramiona na szyję.

- Wiem, ale chcę. - wzruszył ramionami. - Gdzie indziej miałbym być? Jesteś moim ulubionym człowiekiem.

- Wiem, a Ty jesteś moim. - odparł, delikatnie unosząc kąciki ust. - I przepraszam, że przez większość czasu jestem takim dupkiem.

- Nie jesteś. - zaprzeczył.

- Jestem, Hazz, chociażby dlatego, że mieliśmy porozmawiać, ale w tym momencie tak dużo dzieje się w mojej głowie, że..

- Rozumiem, Lou. - uciął, całując kącik jego ust jakby to miała być jakaś obietnica. - Nie to jest teraz najważniejsze. Poczekam aż będziesz gotowy.

- Dziękuję. - posłał mu słaby uśmiech. - A jeśli chodzi o to, co stało się w nocy.. byłeś taki nerwowy przez to, że oglądałem tamte zdjęcia? - kiedy częściowo wyjął głowę z tyłka zdał sobie sprawę, że takie zachowanie Harry'ego nie było codziennością. Nawet jeśli był wtedy zaspany, a przez to nieuważny. - Bo jeśli tak to nie musisz się tym martwić. Wiem, że mogłeś poczuć się dziwnie, ale moje uczucia do niego już dawno są przeszłością, nic się nie zmieniło jeśli o to chodzi.

- Faktycznie to mnie trochę ruszyło. - przyznał. 

- Przepraszam, nie chciałem, żebyś chociaż pomyślał, że to mogło się zmienić.

- W porządku, Lou, wiem, że to dla Ciebie trudne.

I Louis po raz kolejny poczuł się niesamowicie wdzięczny, że miał takiego przyjaciela na którego zawsze mógł liczyć, niezależnie od sytuacji. Oczywiście na Liama i Zayna również mógł, ale to Harry był tym, który właśnie tkwił razem z nim w mieszkaniu.

- Jest jeszcze jedna rzecz.. - zaczął niepewnie. - W piątek jest pogrzeb i..

- Oczywiście, że z Tobą pójdę. - wypowiedział za nim jeszcze w ogóle zdążył dokończyć swoją myśl.

- Zayn i Liam też chcą iść. - poinformował. - Nie z własnej woli, ale Zayn uznał, że potrzebuję niańki.

- Oh, dobrze, w porządku. - pokiwał głową.

- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz. - zapewnił, odgarniając kilka loczków za ucho.

- Nie mógłbym myśleć o niczym innym gdybym tam z Tobą nie poszedł.

Continue Reading

You'll Also Like

257K 10.2K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
208K 13.1K 26
Kiedy Louis postanawia wyprowadzić się z zatłoczonego domu, pod swój dach przyjmuje go jego kuzyn Liam. W Londynie wszystko dzieje się bardzo szybko...
55.2K 6.5K 24
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...
153K 10.7K 41
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...