DANCING WITH DEATH

By -kreatura-

731 54 8

Istnieje na świecie miejsce pełne mroku i rozpaczy. Cienie przewijają się tutaj nocą po opustoszałych ulicach... More

Prologo
Capitolo primo
Capitolo secondo
Capitolo terzo
Capitolo quarto
Capitolo cinque
Capitolo sesto
Capitolo ottavo
Capitolo nove

Capitolo sette

36 2 0
By -kreatura-

Fac fideli sis fidelis

To chyba pierwszy raz od miesięcy, kiedy do domu wracam o przyzwoitej porze, a dodatkowo w takim stanie. Aż sama się sobie dziwię. Nie czuć ode mnie alkoholu, przez cały dzień nie tknęłam ani jednego papierosa. Po prostu jestem całkowicie czysta.

Savini widziała wszystko co zaszło po wyścigu. Szybko połączyła kropki, więc w momencie kiedy ja spokojnie wracałam na parking, one czekały już na mnie w samochodzie. Przez całą drogę nie chciały mi dać spokoju i non stop zarzucały, że chyba życie mi nie miłe skoro postanowiłam rzucić się z łomem na jego samochód.

Nawet całkowicie blada Celine odzyskała kolory, tylko po to, żeby mogła mnie zwyzywać. Cały alkohol wyparował z jej organizmu gdy zajęłam miejsce pasażera w aucie przyjaciółki.

Nie przejęłam się. Życie przeorało mnie wystarczająco żebym teraz zastanawiała się jaką zemstę szykuje na mnie Cadavere. Mam o wiele większe problemy, a samochód na pewno nie należy do jednego z nich. Skoro bez większego powodu doszczętnie zniszczył mój samochód, jedna rozbita szyba w tę czy we wtę nie zrobi mu większej różnicy.

Kiedy Savini wysadza mnie pod bramą mojej posesji na dworze wciąż jest jasno. Z moich obliczeń wynika, że ojciec będzie jeszcze w biurowym skrzydle, mama może być gdziekolwiek, więc do domu powinnam zastać tylko Maxine. Ponownie.

Już mam wkładać klucz do zamka, kiedy nagle drzwi przede mną otwierają się na oścież.

— Wybacz — mówi kobieta, widząc moją przerażoną minę. — Czujniki wyczuły ruch na posesji więc poszłam sprawdzić co się dzieje, a kiedy zobaczyłam, że to Ty już wracasz, nie mogłam się powstrzymać — jej usta opuszcza cichy chichot.

Na mojej twarzy maluje się subtelny uśmiech. Ona czasami naprawdę jest niemożliwa. Widząc jej entuzjazm, od razu zapominam o wszystkim. Jej dobry humor zupełnie mnie pochłania.

Maxine chwyta moją dłoń i nie przyjmując sprzeciwu ciągnie mnie za sobą do kuchni. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć kiedy byłam tutaj ostatnim razem.

Mieszkając w tak ogromnym domu z służbą na każdym kroku raczej ciężko, żeby zrobić coś samemu. Od dziecka wszystko miałam na wyciągnięcie ręki i wystarczyła jedna prośba żeby w moim pokoju znalazło się wszystko czego potrzebowałam.

To dlatego przez większość czasu zaszywam się w swoim pokoju. Opuszczanie go nie ma dla mnie większego sensu, skoro kiedy próbuję zrobić coś samodzielnie okrąży mnie stado ludzi, którzy będą błagali żeby zrobić to za mnie.

Mimo tego i tak jestem bardziej samodzielna niż większość środowiska, którym zostałam otoczona. Będąc członkiem wpływowej rodziny nie jestem w stanie wybrać sobie znajomych, a ci, z którymi mogę się zadawać są po prostu pomyleni. To bogate dzieciaki, którym pieniądze zabierają wszystkie problemy, ale kiedy przychodzi co do czego samodzielnie nie potrafią napełnić szklanki wodą.

Nigdy nie prosiłam o takie życie. Nigdy go nie chciałam. Byłam niewdzięczna, a przecież miałam wszystko. Prawda?

Gdy wchodzimy do środka rozglądam się dookoła. Pomieszczenie jest ogromne, dokładnie takie jak zapamiętałam. Na całej ścianie naprzeciw mnie znajduje się ogromne okno, ciągnie się ono aż do sufitu. Środek pomieszczenia zajmuje kuchenna wyspa, nad którą wiszą niesymetrycznie powieszone, okrągłe lampy. Całe pomieszczenie jest tak okropnie jasne, że jestem zmuszona ciągle mrużyć oczy, żeby cokolwiek widzieć. Zauważam, że na blacie rozstawione zostały jakieś składniki. Z początku myślę, że to tylko rozpakowane zakupy, ale nic bardziej mylnego.

Maxine dobrze wiedziała gdzie byłam i o której wrócę. Wszystko to zaplanowała.

— Niespodzianka! — klaszcze w dłonie. — Coś czuję, że potrzebujesz chwili rozluźnienia panno Carpenter, a więc dzisiaj razem zapomnimy o całym Bożym świecie.

— Tiffany — przewracam oczami. — Naprawdę nie musisz za każdym razem przypominać mi o tym jak mam na nazwisko.

Maxine na moje słowa wystawia jedynie język i odwraca się do mnie tyłem podchodząc do jednej z kuchennych szafek, na której stoi stary gramofon. Kobieta zaczyna wertować całą kolekcję swoich winyli, które trzyma w drewnianym pudełku, w poszukiwaniu tego jedynego.

Odkąd u nas pracuje zawsze powtarzam jej, że o wiele prościej byłoby słuchać muzyki z telefonu, jednak ona za każdym razem ignoruje moje słowa i za każdym razem kiedy wracam żeby przemówić jej do rozsądku zauważam, że kolekcja płyt stale się powiększa, a ja nie mam z nią już najmniejszych szans.

Kiedyś udało mi się namówić ją do zainstalowania aplikacji z darmową muzyką. Maxine zgodziła się bez wahania. Pół dnia spędziłyśmy wspólnie na kanapie, gdzie tłumaczyłam działanie każdego przycisku. Jeszcze nigdy nie byłam z siebie aż tak dumna. W końcu namówienie jej na coś takiego zajęło mi mnóstwo czasu. Po kilku godzinach dowiedziałam się, że Maxine odinstalowała aplikację i poszła do sklepu z winylami.

Wyraz mojej twarzy rozpromienia się jednak kiedy do moich uszu docierają pierwsze dźwięki ulubionej piosenki Maxine.

— Niech już będzie. Co robimy? — pytam opierając się ramionami o blat wyspy.

Kobieta już ma mi odpowiedzieć, kiedy przerywa jej odgłos otwieranych drzwi wejściowych.

Unoszę w górę swoje brwi posyłając jej pytające spojrzenie. Spodziewała się kogoś? W końcu czujniki nikogo nie wykryły.

— Już jestem! Kupiłam wszystko co mi wysłałaś, Tiffany będzie miała taką minę jak to zoba- — do kuchni wchodzi moja mama, gdy tylko mnie zauważa przerywa swoją wypowiedź.

— Dość tego. Co wy knujecie? — siadam na blat patrząc raz na jedną, raz na drugą.

— Zupełnie, kompletnie, w ogóle, wcale nic — moja mama energicznie kręci głową odkładając papierowe torby na podłogę.

Podchodzi do mnie i składa czuły pocałunek na moim czole, po czym wita się z Maxine. Przez chwilę szepczą coś między sobą, a dopiero później odwracają się w moją stronę. Obie patrzą mi prosto w oczy.

— Kupiłam czerwone wino — odzywa się, na co z trudem przełykam ślinę. — Chętna?

— Pani Carpenter — chrząka Hawkins — może najpierw weźmiemy się za pieczenie ciasteczek?

— Och, ależ oczywiście — odkłada butelkę z powrotem do torby, na co na mojej twarzy od razu maluje się ulga. — W takim razie, do roboty.

Przez dłuższy czas naprawdę nie mam pojęcia co w nie wstąpiło. Podejrzewam, że może to jakaś szopka żeby odwrócić od czegoś moją uwagę, jednak od dawna nie widziałam mamy tak bardzo zrelaksowanej, więc te myśli od razu odrzucam na bok.

W trójkę ubieramy na siebie żółte fartuszki w białą kratkę, który mama pomaga zawiązać wokół mojej talii. Po chwili robi dokładnie to samo ze swoim.

Posyłam jej najszczerszy uśmiech na jaki tylko mnie stać. Wydaje mi się, że nawet nie miała pojęcia jak bardzo potrzebowałam takiej chwili, gdzie będzie tylko dla mnie. Tylko my i nic nie jest w stanie nam przeszkodzić.

Nagle po całej kuchni rozlegają się pierwsze dźwięki Jailhouse rock, na co w moich oczach pojawiają się iskierki.

Posyłam kobietom porozumiewawcze spojrzenia, na co one podekscytowanie kiwają głowami. Zaczynamy krążyć po kuchni wydzierając się w niebogłosy i energicznie tańcząc.

Zachowujemy się jak normalna rodzina.

Maxine poruszając swoimi biodrami w rytm muzyki podchodzi do szafki, a następnie wyjmuje z niej dwie miski. Nie przestając śpiewać zaczyna odmierzać potrzebne składniki. W tym samym momencie mama nastawia piekarnik, a ja śledzę wzrokiem przepis zapisany w notatniku.

Muzyka nie przestaje grać, a wręcz przeciwnie, wybrzmiewa coraz głośniej. Wszystkie zachowujemy się jak małe dzieci. Obsypane mąką, oblane ciastem, ale szeroko uśmiechnięte. Naprawdę lepiej być nie mogło.

Nagle znienacka czuję, jak coś uderza mnie w głowę. Jakaś ciecz zaczyna spływać po moim czole, a kiedy dochodzi do mnie co się stało otwieram szeroko usta.

Mama rozbiła mi jajko na głowie.

Powoli odwracam się do tyłu by spojrzeć winowajcy prosto w oczy, a jedyne co widzę to perfidny uśmiech na jej ustach. Nie zdaje sobie sprawy jaką wojnę właśnie rozpętała.

Daje jej trzy sekundy zanim chwytam w dłoń kolejne jajko, ruszam się z miejsca i zaczynam gonić ją po całej kuchni. Z jej ust wydobywa się niekontrolowany pisk, ale ja nie mam zamiaru puścić jej tego płazem. Przez całą minutę biegamy dookoła wyspy, dopóki Miriam stopą nie natrafia na tłustą plamę z oleju. Wpada w poślizg i ląduje tyłkiem na podłodze. Towarzyszy jej przy tym głośny śmiech Maxine, która nie była w stanie się powstrzymać.

— O Boże! Wszystko w porządku? — szybko do niej podbiegam, kucam obok dokładnie jej się przyglądając.

— Co cię nie zabije to cię wzmocni — sama zaczyna się śmiać.

To idealny moment.

Łapie jej twarz w dłonie udając, że sprawdzam czy nie doznała żadnych obrażeń. Przybieram przejęty wyraz twarzy, aby niczego się nie domyśliła i kontynuuję swój teatrzyk. Drugą ręką po kryjomu sięgam po jajko, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Dopiero po chwili zauważam, że Maxine trzyma je w dłoni niezauważalnie próbując mi je podać. Ona dokładnie wie co chodzi mi po głowie. Delikatnie przejmuję od niej jajko nie spuszczając oczu z twarzy Miriam, a następnie, tak żeby nie zauważyła, rozbijam na jej głowie.

— Teraz jesteśmy kwita — dyszę zmęczona bieganiem.

— Jesteś niemożliwa — kobieta kręci głową z niedowierzaniem i mierzwi moje ciemne włosy, które teraz są praktycznie białe. Nie przejmuje się tym, że są całkowicie umazane w jajku i mące.

Właśnie tego potrzebowałam.

*

Nasza zawsze idealnie wyczyszczona kuchnia aktualnie wygląda jak pobojowisko. Większość składników, która miała znaleźć się w misce, wylądowała na podłodze, albo co gorsza - na nas. Dodatkowo w przepisie Maxine napisane jest, że czas przygotowania wynosi dwadzieścia pięć minut. Teraz mija druga godzina odkąd jesteśmy w kuchni, a ciastka nawet nie są jeszcze w piekarniku.

Miriam postanowiła samodzielnie opróżnić wino, które kupiła i całe szczęście nie dała mi nawet łyka, choć próbowałam się pilnować nie obyło się bez pomocnej dłoni Maxine.

Kiedy ja pomagałam dojść mamie do pokoju, kobieta starannie wysprzątała całe pomieszczenie. Dookoła nie było ani śladu po wcześniejszym bałaganie.

— Zasnęła — mówię cicho, gdy ponownie wracam do kuchni.

Teraz z gramofonu wydobywają się ciche dźwięki spokojnej muzyki klasycznej. W jej rytm stukam paznokciami o ciemny, kamienny blat.

— Cieszę się, że mogłam tak z wami spędzić czas — kontynuuję, przyglądając się kobiecie, która wciąż przemieszcza się w różne strony z różową ściereczką i płynem do czyszczenia w ręce.

— Należało Ci się to. Tiffany, może oni nie są idealni, ale ja widzę, że się starają — mruczy pod nosem.

Kiwam głową ze zrozumieniem. Ma rację.

— Pomóc ci w czymś? — chcę czymś zająć swoje ręce.

— Do opróżnienia została tylko zmywarka, jeśli masz ochotę to mógłabyś ją wypakować...

Widzę jak ciężko ta prośba przechodzi przez jej usta. Kobieta wie, że to należy tylko i wyłącznie do jej obowiązków, a gdyby ktoś tylko dowiedział się o tym, że zrobiłam to za nią ja mogłaby mieć niemałe kłopoty. Już tak to działało.

— Maxine nie przejmuj się. Zajmę się tym — podchodzę do zmywarki powoli uchylając jej drzwiczki.

Z wnętrza wydobywa się para, co oznacza, że naczynia dalej będą gorące, ale to nawet lepiej.

Wysuwam górną szufladę i biorę się za wyciąganie kieliszków, szklanek, a także kubków. Przez cały proces czuję na sobie baczny wzrok Hawkins.

Odwracam się na sekundę, żeby powiedzieć jej, że niczym nie musi się martwić, a ja dam sobie radę. Przez to nie udaje mi się zarejestrować momentu gdy do kuchni wbiega Morte i zatrzymuje się centralnie przed zmywarką.

Wpatruje się w nią przez chwilę, a następnie rozemocjonowany podbiega do niej i wyrywa dolną szufladę, z którą zaczyna uciekać.

Słyszę brzęk talerzy, z którymi biegnie, ale nie jestem w stanie się ruszyć. Maxine przyjmuje podobną postawę. Zastyga w miejscu pusto wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał pies.

Pies, który wyrwał kurwa dolną szufladę zmywarki i uciekł. Jak gdyby nigdy nic zabrał wszystkie talerze i spierdolił.

Continue Reading

You'll Also Like

505K 25.6K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
240K 7.8K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
482K 26.4K 85
Nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Każdy ma swoją drugą twarz, której nie chce ujawniać. Ale co jeśli ciemniejsza strona człowieka musi wyjść n...
405K 23.9K 34
Victoria Parker od zawsze marzyła o tym, aby któregoś dnia, zaistnieć w teatralnym świecie. Znajdując na ulicy zwykłe ogłoszenie, otwierają się przed...