Capitolo sette

25 0 0
                                    

Fac fideli sis fidelis

To chyba pierwszy raz od miesięcy, kiedy do domu wracam o przyzwoitej porze, a dodatkowo w takim stanie. Aż sama się sobie dziwię. Nie czuć ode mnie alkoholu, przez cały dzień nie tknęłam ani jednego papierosa. Po prostu jestem całkowicie czysta.

Savini widziała wszystko co zaszło po wyścigu. Szybko połączyła kropki, więc w momencie kiedy ja spokojnie wracałam na parking, one czekały już na mnie w samochodzie. Przez całą drogę nie chciały mi dać spokoju i non stop zarzucały, że chyba życie mi nie miłe skoro postanowiłam rzucić się z łomem na jego samochód.

Nawet całkowicie blada Celine odzyskała kolory, tylko po to, żeby mogła mnie zwyzywać. Cały alkohol wyparował z jej organizmu gdy zajęłam miejsce pasażera w aucie przyjaciółki.

Nie przejęłam się. Życie przeorało mnie wystarczająco żebym teraz zastanawiała się jaką zemstę szykuje na mnie Cadavere. Mam o wiele większe problemy, a samochód na pewno nie należy do jednego z nich. Skoro bez większego powodu doszczętnie zniszczył mój samochód, jedna rozbita szyba w tę czy we wtę nie zrobi mu większej różnicy.

Kiedy Savini wysadza mnie pod bramą mojej posesji na dworze wciąż jest jasno. Z moich obliczeń wynika, że ojciec będzie jeszcze w biurowym skrzydle, mama może być gdziekolwiek, więc do domu powinnam zastać tylko Maxine. Ponownie.

Już mam wkładać klucz do zamka, kiedy nagle drzwi przede mną otwierają się na oścież.

— Wybacz — mówi kobieta, widząc moją przerażoną minę. — Czujniki wyczuły ruch na posesji więc poszłam sprawdzić co się dzieje, a kiedy zobaczyłam, że to Ty już wracasz, nie mogłam się powstrzymać — jej usta opuszcza cichy chichot.

Na mojej twarzy maluje się subtelny uśmiech. Ona czasami naprawdę jest niemożliwa. Widząc jej entuzjazm, od razu zapominam o wszystkim. Jej dobry humor zupełnie mnie pochłania.

Maxine chwyta moją dłoń i nie przyjmując sprzeciwu ciągnie mnie za sobą do kuchni. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć kiedy byłam tutaj ostatnim razem.

Mieszkając w tak ogromnym domu z służbą na każdym kroku raczej ciężko, żeby zrobić coś samemu. Od dziecka wszystko miałam na wyciągnięcie ręki i wystarczyła jedna prośba żeby w moim pokoju znalazło się wszystko czego potrzebowałam.

To dlatego przez większość czasu zaszywam się w swoim pokoju. Opuszczanie go nie ma dla mnie większego sensu, skoro kiedy próbuję zrobić coś samodzielnie okrąży mnie stado ludzi, którzy będą błagali żeby zrobić to za mnie.

Mimo tego i tak jestem bardziej samodzielna niż większość środowiska, którym zostałam otoczona. Będąc członkiem wpływowej rodziny nie jestem w stanie wybrać sobie znajomych, a ci, z którymi mogę się zadawać są po prostu pomyleni. To bogate dzieciaki, którym pieniądze zabierają wszystkie problemy, ale kiedy przychodzi co do czego samodzielnie nie potrafią napełnić szklanki wodą.

Nigdy nie prosiłam o takie życie. Nigdy go nie chciałam. Byłam niewdzięczna, a przecież miałam wszystko. Prawda?

Gdy wchodzimy do środka rozglądam się dookoła. Pomieszczenie jest ogromne, dokładnie takie jak zapamiętałam. Na całej ścianie naprzeciw mnie znajduje się ogromne okno, ciągnie się ono aż do sufitu. Środek pomieszczenia zajmuje kuchenna wyspa, nad którą wiszą niesymetrycznie powieszone, okrągłe lampy. Całe pomieszczenie jest tak okropnie jasne, że jestem zmuszona ciągle mrużyć oczy, żeby cokolwiek widzieć. Zauważam, że na blacie rozstawione zostały jakieś składniki. Z początku myślę, że to tylko rozpakowane zakupy, ale nic bardziej mylnego.

DANCING WITH DEATHWhere stories live. Discover now