*cztery lata wcześniej*
Pov Enzo
Klęczałem przed nią. O dziwo mój wzrok spoczął na jej oczach. Patrzyła na mnie z zaczerwienionymi oczami, pełnymi łez. Nie wiedziałem co pchnęło ją w takie kompleksy. Wygląda bosko, niczym bogini.
- Daj spokój - westchnęła - Nie chcę cię wyganiać, ale...
- To tego nie rób - przerwałem jej - Słoneczniczku...
- Źle się czuję - westchnęła, unikając kontaktu wzrokowego.
- Pozwól, że poprawię ci humor - podniosłem się z kolan i spojrzałem na nią z góry - Zabiorę cię z dala od tych problemów, obiecuję - spojrzała na mnie z nikłym uśmiechem i skinęła.
- Niech ci będzie - podałem jej dłoń by wstała z materaca i podałem jej swoją bluzę. Uśmiechnęła się pod nosem. Bez słowa ją założyła. Jej drobne ciało zniknęło w ogromnym ubraniu. Schowała ręce w rękawach, a ja podszedłem do okna – Enzo?
- Wychodzimy - odparłem, siadając na parapecie.
- Nie możemy drzwiami?
- A chcesz by mnie rozstrzelali? Nikt nie może wiedzieć, że tu jestem - pokiwała głową i zbliżyła się do mnie. Okno było na tyle duże by mogła przełożyć nogę i usiąść obok mnie. Była lekko przerażona - Nic ci nie będzie. Nie spadniesz.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. Zejdę pierwszy i będę cię łapać, ciamajdo – po tych słowach osunąłem się na rynnę. Postawiłem stopę na wystającej śrubie. Byłem tylko dwa metry nad ziemią. Skoczyłem na parapet okna, robiąc przy tym mały hałas. Z okna zeskoczyłem na kostkę. Spojrzałem w górę na blondynkę. Pokręciła głową.
- Nie dam rady.
- Dasz radę. Najwyżej cię złapię - zauważyłem, że zaczęła się lekko trząść. Posłałem jej pokrzepiający uśmiech. Po chwili wychyliła się by złapać rynnę, tak jak ja wcześniej. Postawiła stopę na śrubie i powoli zsuwała się na parapet. Stanęła na parapecie i patrzyła na mnie z lekkim strachem - Usiądź i skocz - poinstruowałem ją. Usiadła, ale zanim zdążyłem zarejestrować co się stało usłyszałem pisk. Zsunęła się z deski i wpadła w moje ramiona. Mocno ją złapałem, ale i tak straciłem równowagę. Upadłem na tyłek, a ona na mnie. Szybko się podniosła i spojrzała przepraszającym wzrokiem. Podniosłem się z ziemi cały obolały, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać by nie poczuła się gorzej – Nic mi nie jest.
Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem do swojego auta.
Wsiadła na miejsce pasażera i zapięła pas. Włożyłem kluczyki w stacyjkę i włączyło się radio.
Things we lost to the flames
Things we'll never see again
All that we've amassed
Sits before us, shattered into ash
Uśmiechnąłem się do siebie. Lubiłem tą piosenkę.
The things we lost in the fire, fire, fire
These are the things, the things we lost
The things we lost in the fire, fire, fire
Mój uśmiech tylko się poszerzył gdy blondynka podgłosiła piosenkę.
You said, "We were born with nothing
And we sure as hell have nothing now"
You said, "We were born with nothing
And we sure as hell have nothing now"
- Do you understand that we will never be the same again - Zanuciłem cicho patrząc na dziewczynę.
- Do you understand that we will never be the same again - Zaśpiewała razem ze mną - The future's in our hands and we will never be the same again.
-The future's in our hands and we will never be the same again.
Gdy dojechaliśmy na miejsce na ustach Vittorii zagościł jeszcze większy uśmiech.
Wysiadłem razem z nią z auta i weszliśmy do opuszczonej fabryki. Wszędzie było pełno śmieci, a zapach również nie był przyjemny. Odnalazłem wzrokiem schody, złapałem dziewczynę za rękę i wspięliśmy się po rozpadających schodach. Na dachu zdawało się być zimniej. Usiadłem na krawędzi i blondynka obok mnie. Objąłem ją ramieniem, przyciągając mocniej do siebie. Wtuliła się we mnie, podziwiając widoki, a było co podziwiać.
Słońce zachodziło za horyzont. Niebo przybrało fioletowo różowy kolor. Było pięknie.
- Jest pięknie - odparła unosząc na mnie wzrok.
- Poprawiłem ci humor? - spytałem szeptem do jej ucha.
- Mógłbyś się bardziej postarać - odpowiedziała, co przyjąłem jako wyzwanie.
Bez chwili namysłu, moje wargi spoczęły na jej szyi. Sapnęła, co mi się bardzo spodobało. Owinąłem ramiona wokół niej. Ścieżkę pocałunków skierowałem na jej obojczyki. Lekko zassałem jej skórę, jednocześnie mocniej ją do siebie przysuwając. Jej zapach drażnił moje nozdrza w przyjemny sposób. Z ust blondynki wydobył się jęk, gdy zrobiłem jej malinkę. Nie odsunęła się tylko jeszcze mocniej do mnie przywarła. Jedną dłoń położyła na swoim udzie a drugą wplotła w moje włosy. Ciche pocałunki powoli przeradzały się w coś innego. Zacząłem swoją wędrówkę w górę jej szyi. Zatrzymałem się na szczęce. Wtedy odsunęła moją głowę od siebie i spojrzała mi w oczy.
Tutaj nasze myślenie ostatecznie wygasło.
Daliśmy się ponieść chwili.
Nasze usta złączyły się w jedność i już nic się nie liczyło. Ważne były tylko jej słodkie duże wargi. Szybko przejęła nade mną kontrole co mi się bardzo podobało. Popchnęła mnie na plecy i usiadła na mnie okrakiem. Znowu złączyła nasze usta.
Pogłębiła nasz pocałunek, dodając do niego język.
- Lepiej? - spytałem odrywając wargi od jej.
- Tak - szepnęła z uśmiechem.
- Chcesz pójść jeszcze w jedno miejsce? - spytałem gdy nasze twarze były od siebie w odległości kilku centymetrów. Moje dłonie wylądowały na jej biodrach i uniosłem ją lekko by przestała siedzieć na moim kroczu.
- Tak - odparła bez zawahania.
- Bez żadnych pytań?
- Ufam ci.
Uśmiechnąłem się do niej i podniosłem nas. Pomogłem jej wstać i zeszliśmy z dachu. Miałem jeden plan. Pokazać jej kolejne piękne miejsce. Wywołać uśmiech i skraść kilka pocałunków.
Ta dziewczyna za bardzo namieszała mi w głowie.
Kilka minut drogi pieszo stąd był mało małe jezioro.
Złapałem ją za rękę i ruszyliśmy leśną ścieżką w kierunku akwenu. Było już dość ciemno, drogę oświetlało światło księżyca. Spojrzałem na jej twarz muśniętą lekkim światłem. Na ustach miała lekki uśmiech. Jej blond włosy rozwiał delikatny wiatr, a oczy się rozświetliły. Ta chwila miała w sobie coś... fajnego? Nie umiem tego dobrze nazwać.
Po chwili byliśmy już na miejscu.
- Skąd znasz takie piękne miejsca? - spytała patrząc na wodę pogrążoną w ciemności.
- Długa historia - odpowiedziałem przyciągając ją do siebie – Nie jest ci zimno? - spytałem, spuszczając wzrok na jej nagie uda. Moja bluza sięgała tylko do ich połowy.
- Nie - odparła cicho i usiadła na trawie okalającej brzeg. Usiadłem obok niej i bez zastanowienia przeniosłem ją na swoje kolana. Miała zimną skórę. Otuliłem ją swoimi ramionami by choć trochę ją ogrzać.
Nie skomentowała tego. Wtuliła się we mnie, a moja dłonie spoczęły na jej udach. Lekko się spięła.
- Spokojnie - szepnąłem jej do ucha - Jesteś cudowna i piękna. Rozluźnij się.
Usłyszałem jak bierze głęboki wdech i opiera się o mój tors. Położyła swoje ręce na moich i ścisnęła.
Miała piękny uśmiech.
_______________
Tęsknię za tym Enzo. On był lepszy, ale i tak nie najlepszy.
Poprawiajacie moje błędy<3
Do następnego ✿