Mate

By Insulcari

228K 9.7K 1.1K

- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
Koniec

Prośba

3.1K 43 18
By Insulcari


Ważna sprawa! 

Zamiast rozdziału w tym tygodniu chciałabym zaproponować coś innego. Zależy mi, żeby poznać Wasze zdanie na temat nowej opowieści, nad którą już od dłuższego czasu pracuję. Czytalibyście coś takiego? Jakie byłyby Wasze przewidywania, co do tej historii? Co sądzicie o imionach? Chętnie poznałabym Wasze zdanie.

_______________________________



Chociaż Casji przeważnie bez trudu przychodziła rola dobrze wychowanej, młodej damy, zdarzało jej się przekląć w wyjątkowych sytuacjach. W chwilach wzburzania pozwalała sobie na dwa przekleństwa. Do jasnej anielki służyło w momentach raczej błahych, np. gdy pokojówka dziobała ją szpilkami przy układaniu fryzury lub też zbyt lekko sznurowała gorset. Za drugie przekleństwo zdarzyło jej się oberwać parasolką od ciotki, więc ograniczyła je do szczególnych okazji. Wiedziała, że nie przystoi wypowiadać takich słów w towarzystwie, aby więc ulżyć narastającym emocjom, wyszła z restauracji.

– Cholera – burknęła pod nosem, wachlując się koronkową rękawiczką.

Właściwie trudno było nazwać „restauracją" miejsce, w którym się znalazła. Była to raczej podrzędna knajpa, pub wypełniony papierosowymi kłębami dymu. Casja nigdy nie zeszłaby po schodkach do tej groty bezprawia, gdyby absolutnie nie musiała. A musiała.

Winą należało obrzucić Soleil, jej kuzynkę, bo to właśnie śladem nastolatki Casja trafiła do pubu „Złota racica". Nie miała w zwyczaju śledzić ludzi, co to, to nie, jednak z doświadczenia wiedziała, że należało pilnować niesfornej Soleil. W chwilach ogólnej nieuwagi znosiła do domu bezdomne zwierzęta, wyrywała sztachety z ogródkowego płotu, z drogich sukni robiła flagi pojednania przewiązane do ogromnych badyli, Bóg wie po co.

Kiedy więc Soleil niespodziewanie ogłosiła swoją chęć dołączenia do wyprawy na zakupy, Casja od razu nabrała podejrzeń. Mimo że kuzynka weszła już do towarzystwa, nie znosiła miasta i sklepów. Cała jej garderoba była dziełem krawcowej, która specjalnie przyjeżdżała do rodzinnej willi Gauntredów za dodatkową opłatą. Casja nie miała podobnych względów. Aby zdobyć suknię na obiad zaręczynowy, musiała udać się do Werijam z matką i ciotką. Nie przypuszczała, by Soleil chciała dołączyć do tej grupy, kiedy więc znalazły się w jednym powozie, skóra zaczęła swędzieć ją od złych przeczuć.

Nastolatka wyglądała wyjątkowo radośnie, chociaż zazwyczaj rzucała dookoła ponure, pełne buntu spojrzenia. Tym razem spoglądała przez okno niemal z ekscytacją, ze szwaczką przywitała się uprzejmie, a gdy Casja stanęła na podeście i została obwiązana miarką krawiecką, usiadła cierpliwie na sofie obok zadowolonej matki.

– Cas, musisz się okropnie cieszyć – zaczepiła, wyglądając niby od niechcenia za okno. – Zaraz spełni się twoje marzenie: wyjdziesz za mąż.

Wprowadzając drobną poprawkę – marzeniem Casji wcale nie było małżeństwo, a raczej bogate małżeństwo. Cieszyła się na myśl o własnym mieszkaniu i przyjęciach, jakie mogłaby urządzać, a nie z powodu dwa razy starszego mężczyzny stojącego u jej boku. Hrabia Arson, którego zaręczyn ciotka spodziewała się na sobotnim obiedzie, miał czterdzieści lat, zawijastego wąsa, wysoki cylinder, niwelujący różnicę wzrostu oraz fortunę odziedziczoną wraz z tytułem.

– Oczywiście, że się cieszy – oznajmiła ciotka z dumnym uśmiechem. – Załatwiłam jej nie lada partię. Wyobrażacie to sobie? Wepchnęłam nieposażną Casję w ręce najbogatszego mężczyzny w tym mieście. To dopiero sztuka!

Teresa, mama Casji, przytaknęła potulnie, nalewając bratowej filiżankę herbaty.

– Masz świetny zmysł, Elżbieto – przyznała. – Nawet swatka nie miała tak optymistycznych planów, co do mojej Cas, a jednak udało się przykuć uwagę hrabiego. Myślę, że będzie przy nim bezpieczna.

Bezpieczna. Tak, to zdecydowanie było najważniejsze dla Teresy Rimidi, chociaż mówiąc to, wcale nie miała na myśli wojny, trwającej w państwie już od pół wieku.

– A jak! Mówiłam ci, moja droga, że załatwię już to tak po swojemu, żeby Casja nie musiała korzystać z daru.

Teresa rozejrzała się z przestrachem, ale usłyszeć ich mogła jedynie krawcowa, która akurat odeszła do swojego biurka. Po chwili wróciła z belami różnokolorowych materiałów, skupiając na sobie uwagę wszystkich dam. Zaczęły wybierać barwy najbardziej podkreślające złoty kolor włosów dziewczyny oraz jej rumianą skórę i dopiero, gdy uzgodniono, że najlepszą opcją będzie gołębia biel, Casja zorientowała się, że zapomniała o Soleil. Nastolatki nie było już w salonie.

Mamę i ciotkę pochłonęła rozmowa na temat dań, które należało przygotować na obiad zaręczynowy, niczego więc nie zauważyły, a Cas miała przeczucie, że nie powinna ich angażować (ciotka łatwo się denerwowała). Krawcowa zarządziła akurat chwilę przerwy, Casja więc nałożyła kapelusz na głowę.

– Pójdę się przewietrzyć – rzuciła w przestrzeń i uzyskawszy nieuważne skinienie ciotki, wyszła z salonu krawieckiego.

Na zewnątrz rozgościło się wiosenne słońce, które wyciągnęło ludzi z domów, szczęście jednak jej sprzyjało, zdążyła bowiem zauważyć chabrową suknię kuzynki, niknącą za rogiem kamienicy. Bezzwłocznie ruszyła jej śladem.

Nie miała pojęcia, jak daleko zawiedzie ją Soleil. Właściwie spodziewała się natknąć na nią w najbliższym zaułku, z brudnym kotem przytulonym do spódnicy. A jednak – jedna uliczka zaprowadziła ją w drugą uliczkę, druga w trzecią. Zanim Casja się obejrzała, znalazła się w podejrzanej dzielnicy wysuniętej daleko na wschód Werijam.

Słońce zdawało się nie docierać do tego miejsca. Błoto tworzyło ażurowy wzór na chodniku, kundle grzebały przy przewróconym śmietniku, pod ścianami kamienic posapywali śpiący bezdomni, a mijające ją szarobure postacie wydawały się wyraźnie niechętne jej czystej, eleganckiej sukni.

Casja nie potrzebowała ich grymasów, by wiedzieć, że nie powinna się tu znaleźć. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zawrócić i dać spokój kuzynce, w tej samej jednak chwili dostrzegła, jak nastolatka schodzi do sutereny, opatrzonej nieco zatartym szyldem „Złota racica". Irytacja, ale też satysfakcja z przyłapania Soleil na gorącym uczynku, dodały jej animuszu. Uniosła głowę do góry, by nikt nawet nie ważył się jej zaczepić i podążyła śladem kuzynki.

Zdarzało jej się jadać w restauracjach, były to jednak jasno oświetlone, spokojne miejsca, w których unosił się zapach kwiatów. Rozmowy przy stolikach prowadzono cicho, z poszanowaniem innych klientów, kelnerzy poruszali się po sali niemal niezauważeni. Pub „Złota racica" okazał się całkowitym tego przeciwieństwem. Już na schodach Casję uderzyła salwa nieprzyzwoitego śmiechu i zapach smażonego tłuszczu, gdy zaś weszła do środka, otoczył ją duszący dym papierosowy, przez który ciężko było cokolwiek zobaczyć.

Pożałowała swojego zaparcia. Wystarczyłoby powiadomić ciotkę, że Soleil się wymknęła. Czekałyby na nią u krawcowej przy herbacie i ciasteczkach, Casja przebierałaby w pięknych materiałach, a później na spokojnie delektowała się awanturą, jaką ciotka zafundowałaby kuzynce. Dlaczego ten piękny obraz w porę jej nie zatrzymał?

Mimo ogromnych oporów, weszła w głąb pubu. Brodaci mężczyźni stukali się kuflami, na kolanach kilku z nich siedziały skąpo ubrane kobiety. O takim miejscu kiedyś opowiadał jej Bergen, brat Soleil – porządna dama nigdy nie powinna tu nawet zabłądzić. Widoki te tak ją zdekoncentrowały, że nie zauważyła, gdzie zniknęła kuzynka. Casja przez chwilę rozglądała się za nastolatką, w obawie, że ta umknęła gdzieś bocznym wyjściem. Już układała w głowie mowę przeprosinową dla ciotki, tłumacząc, jak znalazła się w brudnym pubie dla szumowin, gdy zauważyła Sol w kącie izby – przy jednym stole mężczyzną.

Siedemnastolatka, która wciąż przecież bawiła się skacząc nad falami, usiadła naprzeciwko wyraźnie niższego stanem nieznajomego. Spod beretu wyrastała mu ciemna broda, na nosie miał okrągłe okulary, przywodzące na myśl szalonego naukowca, choć w żadnej mierze nie wyglądał na intelektualistę – miał na sobie znoszoną koszulę i szelki tak luźne, że właściwie niczego nie miały prawa podtrzymywać. Z kącika ust zwisał mu dymiący papieros.

Cholera, cholera, cholera.

Soelil siedziała bokiem do wejścia i nieszczególnie przejmowała się otoczeniem, to jej towarzysz rozglądał się co chwilę po izbie. Casja nie mogła uwierzyć w je beztroskę. Zupełnie nie przejmowała się swoją reputacją, miała wręcz czelność usiąść obok obcego mężczyzny, z którym...

Casję zmroziło. Niespodziewanie naszła ją myśl, że przyłapała kuzynkę nie tylko na ucieczce i szwendaniu się w nieodpowiednich miejscach. Przyłapała ją na schadzce z kochankiem!

Stała tak głupio sparaliżowana pośrodku sali, aż towarzysz Soleil ją zauważył. Zmarszczył brwi, widząc, że spogląda wprost na niego i rzucił coś w stronę nastolatki, która obróciła się z szelmowskim uśmiechem. Na widok kuzynki uśmiech ten uleciał jak spłoszony wróbel.

Casja zrobiła w tył zwrot.

– Hej, skąd zawędrowała tu ta ślicznotka?! – Zawołał jeden z gości. – Chcesz, żebym pobrudził ci spódniczkę?

Uciekła z powrotem na ulicę, przy wtórze gromkiego śmiechu. Czuła gorąc zalewający twarz, w uszach szumiała jej krew. Z radością powitała bezpańskie psy ciągnące po bruku jakieś szmaty i smród łajna unoszący się w powietrzu – nim przynajmniej się nie dusiła.

– Cholera.

Miała ochotę prędko uciec w weselszą, cieplejszą ulicę. Nie chciała w ogóle patrzeć kuzynce w oczy, zgorszona jej zachowaniem. Chciała wrócić do pachnącego salonu krawieckiego pani Larry, wyrzucić z pamięci pub, nieznajomego i dziwne docinki mężczyzn. Ich okropny śmiech wciąż dźwięczał jej w uszach.

– Casja!

Soleil wybiegła za nią. Na szczęście nie towarzyszył jej brodacz, Casja mogłaby go bowiem przy okazji poczęstować kilkoma pełnymi obrzydzenia cholerami, tak, aby w nocy nie mógł zasnąć (co z pewnością nie przystawało młodej damie). Stojąc przed młodszą kuzynką, poczuła jedynie lodowatą złość rozlewającą się w żyłach, ale do tego była przyzwyczajona.

– Co za niespodziewane spotkanie.

– Co ty tu robisz? – Spytała Soleil, nie mogąc jednak spojrzeć kuzynce w oczy. Do tego również Casja była przyzwyczajona.

W odpowiedzi tylko skrzyżowała ręce na piersi, a nastolatka przytaknęła, jakby rzeczywiście była to zrozumiała replika. Ze zdenerwowania oczy zaczęły jej błądzić po otoczeniu, spocone dłonie musiała wytrzeć o materiał sukni, bo (o zgrozo!) nie miała na sobie rękawiczek.

– Słuchaj, Cas, to wszystko źle wygląda, ale...

Jakiś robotnik przechodzący obok, bezczelnie patrząc Casji w oczy, splunął na chodnik. Ledwo powstrzymała odruch wymiotny.

– Chodźmy w jakiś przyjemniejsze miejsce, nie wytrzymam tu chwili dłużej.

Zanim zdążyła jednak się ruszyć, kuzynka zatrzymała ją w miejscu.

– Ja nie mogę.

Słucham?

Soleil westchnęła ciężko, jakby szykowała się do starcia i w końcu spojrzała kuzynce w oczy. O dziwo, nie było w nich strachu czy wstydu, ale twarde zdecydowanie.

– Nie przyszłabym tutaj, gdybym nie miała powodu. Muszę jeszcze coś załatwić, ale później wszystko ci wytłumaczę.

– Nie ma mowy, idziemy stąd.

Casja chwyciła kuzynkę za rękę. Nie pamiętała całej drogi powrotnej, okazało się to jednak bez znaczenia, bo Soleil zaparła się obcasami o brukowe kamienie i nie miała zamiaru ruszyć dalej. Para szwaczek obrzuciła je zdegustowanymi spojrzeniami, jakaś staruszka sprzedająca nieopodal wyblakłe chustki, zaczęła niemrawo nawoływać pomoc. Casja nigdy w całym swoim życiu nie pozwoliła sobie na robienie sceny w miejscu publicznym, z warknięciem więc puściła kuzynkę.

– Jak ty się zachowujesz?! Robisz wstyd nam obu!

– Słuchaj, jak chcesz to wracaj – poleciła kuzynka twardym głosem – ja zostanę i porozmawiam z Hegonem, bo mamy naprawdę ważne rzeczy do obgadania...

– Hegon! Ach, dobrze jest znać imię – przerwała Casja z uszczypliwym uśmiechem. – Skoro chcesz, żebym wróciła, wrócę. Pomówię z ciotką o całej tej sytuacji, z pewnością będzie wiedziała co robić. Może wyśle cię do rodziny w stolicy? – W miarę jak mówiła, kuzynka bladła na twarzy niczym ulubiona porcelana jej mamy. – Z pewnością też nie pozwoli, by po Werijam chodził mężczyzna, który uwiódł jej córkę. Rozprawi się z tym Hegonem raz-dwa.

– Uwiódł? Rozprawi? Ależ nie, całkowicie źle to odebrałaś, Cas! Nie mów o niczym mamie.

Soleil w proszącym geście chwyciła kuzynkę za ręce.

– Jeżeli wrócisz ze mną i nigdy więcej nie spotkasz się z tym człowiekiem, jestem w stanie zachować tajemnicę – zgodziła się wspaniałomyślnie Casja.

– Nie rozumiesz, mnie z Hegonem naprawdę nic nie łączy... romantycznego – dziewczyna skrzywiła się lekko, jakby sama myśl ją odrzucała. – Ale oboje staramy się pomóc jednej osobie, która znalazła się w potrzebie...

– Soleil, jeśli tak bardzo chcesz pomagać, możesz uczestniczyć w zbiórkach dla biednych rodzin. Albo z moją mamą haftować ubranka dla dzieci naszych pracowników. Żeby komuś pomóc, nie trzeba spiskować w brudnej, godnej pożałowania knajpie dla upadłych ludzi.

PYK. Sol zalała się pełną złości czerwienią. Zazwyczaj nie trzeba było wiele, by wyprowadzić ją z równowagi, choć tym razem Casja nie miała tego w zamiarze. Nastolatka zlustrowała kuzynkę spojrzeniem pełnym pogardy.

– Jesteś okropna – powiedziała zimnym głosem, do złudzenia przypominającym wzburzenie jej matki. Jednak w czymś okazały się podobne. – Czy wy naprawdę zapominacie, że trwa wojna? Ludzie umierają, żołnierze są torturowani i wykorzystywani z powodu wojny. Niektórzy naprawdę starają się im pomóc, bo nie wszyscy żyją sobie tak nieświadomie jak ty.

Przez moment Casja stała oniemiała, nie wierząc, że kuzynka ośmieliła się mówić do niej tym tonem (w dodatku w miejscu publicznym, przy wszystkich tych, niechlujnie wyglądających parobkach). Zapowietrzyło ją z oburzenia, zanim jednak doszła do siebie, jakaś myśl niespodziewanie wślizgnęła się między emocje. Syrena alarmowa rozwrzeszczała się w jej głowie – nie zdziwiłaby się, gdyby przeraźliwy jazgot odbił się echem po uliczce.

Nie była głupia, wbrew wyobrażeniom Soleil. Potrafiła dodać dwa do dwóch i owszem, pamiętała, że trwa wojna. Pamiętała również, że całkiem niedaleko Werijam znajdowało się pewne miejsce dziwnie kojarzące się ze słowami kuzynki.

– Dobrze rozumiem, że mówisz o obozie? – Spytała Casja pozornie spokojnym głosem. – Mówisz, że pomagasz ludziom w obozie?

Kuzynka natychmiast zmieszała się, a jej gniew schował gdzieś na moment. Uciekła spojrzeniem w bok, znów wycierając dłonie o spódnicę. Najwyraźniej nie spodziewała się szybkiego odkrycia, przecież była taka sprytna!

– Nie powiedziałam tego – mruknęła nieprzekonująco.

Obóz jeniecki był jedną z tych rzeczy, o których nie mówiło się w towarzystwie. O wojnie – oczywiście, toczyły się długie i burzliwe dyskusje, choć bardziej w męskich kręgach. Czebera prowadziła wojnę już niemal pół wieku, ale nie została ona zapomniana z powodu upływu lat – co chwilę gazety trąbiły o kolejnych ofensywach, o zbrodniach wojennych, innowacyjnych wynalazkach mających „teraz już na pewno zakończyć długotrwały i wyczerpujący konflikt, na rzecz wygranej wspaniałego królestwa czebereckiego".

Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że pojmani żołnierze Hamanu są przewożeni do obozów jenieckich, gdzie... Casja nie wiedziała co dokładnie się z nimi działo, ale prawdopodobnie pokutowali. Co było absolutnie sprawiedliwe. Potwornościami, których się dopuszczali, rodzice straszyli nieposłuszne dzieci. Werijam, rodzinne miasto Casji, znajdowało się co prawda daleko od głównej linii frontu, ale i w tym miejscu można było obawiać się spotkania z diabelskimi postaciami żołnierzy, na półwyspie bowiem znajdował się jeden z obozów, zaledwie trzy kilometry od Werijam.

– Ależ wyraziłaś się jasno – upierała się Casja, czując jak nogi zaczynają jej drżeć z przerażenia i wściekłości. Idąc śladem kuzynki, nie spodziewała się natrafić na bagno. – Chcesz, żeby twoja matka dostała zawału? Gdyby się dowiedziała, że masz coś wspólnego z obozem...

Soleil przewróciła oczami.

– Widzisz? Takie zachowanie sprawia, że wokół niego rosną okropne legendy. Co w nim jest niby takiego strasznego?

– To obóz jeniecki! – Casja niedowierzała głupocie kuzynki. – Pełen agresywnych mężczyzn, którzy znaleźli się tam nie bez przyczyny. Zaatakowali nasz kraj, gwałcili, okradali, mordowali. – Wymieniała na palcach – To potwory.

– Czy rozmawiałaś z którymś, żeby tak mówić? Powtarzasz tylko plotki.

Lawenda, siedmioletnia córka Bergena rozumiała więcej niż Soelil. Casja z frustracji miała ochotę rzucić w kuzynkę wachlarzem.

– Więźniowie to żołnierze Hamanu – powiedziała powoli i wyraźnie, jakby miała do czynienia z dzieckiem. – Cokolwiek o nich myślisz, są wrogami naszego państwa. Jeśli więc nie planowałaś z tym obcym mężczyzną obrzucić ich jajkami, można uznać twoje zachowanie za zdradę. Nie mówiąc już o... zaraz. – Casja ze zgrozą chwyciła kuzynkę za ramię. – Chcesz mi powiedzieć, że ty z którymś rozmawiałaś?

Soleil znów uciekła spojrzeniem, różowiejąc niczym dojrzewający pączek róży.

– Nie wierzę! Czyś ty na głowę upadła?

– Jeszcze mi się nie zdarzyło – odparła kuzynka uderzając w żartobliwy ton, jakby mogło ją to uratować! – Choć kilka razy spadłam z drzewa. Ale nigdy na głowę.

– Swoim zachowaniem możesz przysporzyć kłopotów nie tylko sobie i mnie, ale całej rodzinie. Porządna dama się tak nie zachowuje. To gorsze niż romans!

Soleil złapała Casję za ręce i przycisnęła je do swojego serca.

– Jak mogę o tym myśleć, kiedy tam cierpią ludzie? – Spytała z pasją.

Wśród miejskich filantropów można było znaleźć kilka zbzikowanych dam, które współczuły jeńcom, lecz Casja nigdy nie podejrzewała, że Sol dołączy do ich grona. I to ona – córka naczelnego prenumeratora wszystkich gazet, zarówno miejscowych, jak i dostarczanych ze stolicy. Wszyscy wiedzieli, że ma specyficzne podejście do życia, wtrącała się w rozmowy i nakłaniała do bojkotu wojny, ale Casja prędzej spodziewałaby się po niej, że włoży męskie portki i sama ruszy na wojnę, niż odważy się pomagać jeńcom. To było przestępstwo.

Niby ironiczny śmiech, po dzielnicy przetoczył się odgłos ratuszowych dzwonów, oznajmiających południe.

– Dlaczego nie mogłaś po prostu zbierać bezdomnych kotów – jęknęła pod nosem Casja. W jej uszach dzwony odbijały się echem jak na cmentarnych uroczystościach. Wyswobodziwszy ręce z mocnego uścisku kuzynki, skierowała się do wyjścia z zacienionej uliczki. – Nie chcę już o tym słyszeć. Udam, że nic się nie wydarzyło, ty więcej nie zrobisz mi takiego numeru i wszyscy będziemy szczęśliwi.

– Ale ja muszę dzisiaj jeszcze coś załatwić – sprzeciwiła się Sol zdecydowanym głosem. – Hegon mnie prosił, ja...

– Nie! Tralalalala – Casja gwałtownie zasłoniła uszy i zaczęła nucić pod nosem bezkształtną melodię. – Nie chcę. Tego. Słuchać – powtórzyła, akcentując każde słowo. – Będę miała cię na oku.

Twarz Soleil stężała. Spuściła wzrok, co Casja postanowiła uznać za gest poddania, choć czuła, że zaciśnięte do białości usta kuzynki świadczą o czymś zupełnie innym.

– Wiesz, jakbym miała takie zdolności jak ty... – zaczęła kuzynka zduszonym głosem.

– Przestań.

– ...to czułabym się w obowiązku pomagać. Niektórzy powinni.

– Pomagam właśnie tobie – warknęła Casja w odpowiedzi, nie chcąc nawet myśleć o prawdziwym sensie ukrytym w słowach kuzynki. O Tym nie powinno się mówić, bardziej niż o obozie. – Wracamy do krawcowej. Myślę, że dobrze ci zrobi kupienie nowej sukni, stare masz w zwyczaju brukać w nieodpowiednich miejscach.

Continue Reading

You'll Also Like

7.2K 431 37
Amelie od najmłodszych lat przygotowywała się do tego, by w przyszłości objąć tron. Nie spodziewała się jednak, że przyjdzie jej mierzyć się z perspe...
59.1K 3.2K 63
Pierwszy tom. Lily myślała, że jej dotychczasowe życie na Ziemi jest trudne... Lecz gdy zostaje porwana do Krainy Gniewu rządzonej przez okrutnego Am...
775K 44.9K 76
Nicoletta to wampirza księżniczka, która nie marzy o niczym innym jak życiu jako normalna śmiertelniczka, niestety wraz z tajemniczym zniknięciem jej...
3M 173K 41
Adelajda jest buntowniczką, która uważa, że mate nie jest jej potrzebny. Jest jedynym kotołakiem, który nie ma swojego wilkołaka. Uczęszcza do obowią...