Pogrzebany świat | ZOSTANIE W...

Von lauragreen_autorka

242K 13.5K 5.8K

Porywająca historia o miłości, która nie ma prawa przetrwać. Spokojne życie siedemnastoletniej Souline zmieni... Mehr

Dedykacja
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Epilog
Podziękowania
Informacje o 2 części
ZOSTANIE WYDANE!!!

Rozdział 24

5.6K 296 151
Von lauragreen_autorka

Nie miałam czasu na reakcję. Ziemia usunęła mi się spod nóg i leciałam na twardą posadzkę. Już prawie czułam ból obitego tyłka i zamknęłam oczy, czekając na uderzenie, ale nic takiego się nie stało. Ktoś mnie złapał.

Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Eliasa trzymającego mnie pod pachami. Pomógł mi stanąć do pionu, a ja nie zdążyłam nawet mu podziękować, ponieważ odezwał się Ames:

– Lekcja numer jeden. – Puścił mi oczko. – Zawsze miej się na baczności.

To były jakieś jaja.

Ogarnęła mnie furia. Zacisnęłam dłoń w pięść i zamachnęłam się tak samo jak na Ignatię, mając nadzieję, że ta jego głupia korona spadnie mu z głowy, jednak tym razem moja pięść nie spotkała się z niczyją twarzą, tylko z powietrzem. Ames złapał mnie za przegub, zanim go uderzyłam. Próbowałam się wyrwać, lecz on pociągnął mnie za rękę, przez co nasze piersi się zderzyły i znowu znalazłam się niebezpiecznie blisko jego ust.

– Puszczaj mnie – warknęłam.

– Nie ładnie tak bić starszych – powiedział rozbawiony, a ja popatrzyłam mu w oczy, co było dużym błędem, bo intensywność jego spojrzenia prawie mnie powaliła.

Znowu chciałam go uderzyć, ale kiedy zamachnęłam się drugą ręką, Ames zniknął. Rozejrzałam się w poszukiwaniu i znalazłam go siedzącego na tronie.

– Wracaj tutaj. – Prawie tupnęłam nogą z powstrzymywanej złości. – Jeszcze nie skończyliśmy.

– Naucz ją czegoś przydatnego – zwrócił się do Eliasa, zupełnie mnie ignorując.

– Ty cholerny... – nie zdążyłam dokończyć, ponieważ strażnik zakrył mi ręką usta. Popatrzyłam na niego groźnie, ale on już prowadził mnie w stronę wyjścia.

– Miałaś dzisiaj uważać na to, co mówisz – wysyczał mi wprost do ucha, aż przeszły mnie ciarki. – Już wystarczająco się popisałaś.

Może atak na Amesa nie był dobrym pomysłem, ale miałam już serdecznie dość tego, jak mnie traktowali. Elias wyprowadził mnie z sali i dopiero wtedy zdjął rękę z mojej twarzy. Minął mnie bez słowa i ruszył szybkim krokiem.

– Gdzie idziemy? – zapytałam, próbując nadążyć za jego szaleńczym tempem.

– Na pole treningowe.

– Będziesz mnie uczył, jak walczyć? – Powoli dostawałam zadyszki, pędząc za nim. Ostatnio męczyłam się szybciej niż zazwyczaj. Może to przez stres?

– Bokhaid wprowadzi cię w podstawy, a ja zajmę się resztą.

Jakoś nie byłam przekonana do Bokhaida. Nie bałam się go, ale przed chwilą Ames złamał mu kark, co było poniekąd moją winą.

– Dlaczego ty nie możesz mnie wszystkiego nauczyć? – Starałam się zamaskować nerwowość w głosie, ale nie udało mi się.

– On ma więcej cierpliwości.

Świetnie. Zapowiadało się naprawdę świetnie. Miałam tylko nadzieję, że nie pożałuję prośby o naukę walki, chociaż przeczucie podpowiadało mi, że tym razem się nie myliłam.

Zaczęłam się stresować i bardziej dyszeć. Zeszliśmy z kolejnych schodów, a korytarze po chwili zmieniły się w ziemię oraz ciemność. Ostrożnie stawiałam kroki, niepewna powierzchni pod stopami. Skręciliśmy jeszcze kilka razy, po czym wyszliśmy na świeże powietrze.

Znaleźliśmy się przy tej samej stadninie, przy której przebudziłam się, gdy Elias prowadził mnie do Minevry pierwszego dnia w Podziemiu...

Moment.

Jeśli gdzieś stąd mnie przyprowadzono, może tutaj znajdę drogę powrotną do domu? O własnych siłach na pewno nie dam rady uciec, ale jeśli skradłabym konia, miałabym zdecydowanie większe szanse. Potrzebowałam tylko mapy i rozkładu tych cholernych korytarzy.

Miałam ochotę sobie przywalić. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?

Zaraz jednak przygarbiłam się, bo zdałam sobie sprawę, że nadal nie wiedziałam, jak pokonać ponad stukilometrową odległość od mojego świata. Ucieczka musiała zejść na dalszy plan. Najważniejsze było odszukanie zaklęcia na odblokowanie umysłu i nauka walki. Reszta mnie nie obchodziła.

Minęliśmy ogromny budynek, za którym malował się wybieg dla koni, gdzie jaszczurze dzieci uczyły się jazdy. Bez instruktora. Wchodziły na ogromne stworzenia, jechały kawałek, spadały, śmiały się i od nowa. Patrząc na nie, aż wszystko mnie bolało. Gdybym ja spadła z konia, na pewno bym się nie śmiała, tylko kwiczała z bólu.

Odwróciłam się z ciekawości do tyłu i zamarłam. Wiedziałam, że zamek był ogromny, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Znajdował się na małym wzgórzu i wznosił aż do nieba, a złote wieże, kopuły i dach mieniły się w słońcu tak mocno, że musiałam zmrużyć oczy.

– Co ty robisz? – warknął Elias.

Zwróciłam się do strażnika i patrzyłam to na zamek, to z powrotem na niego.

– Ile to ma pokoi? – Wskazałam palcem budowlę.

– Ponad osiemset komnat, salę jadalną, tronową i balową, siedemnaście kuchni, bibliotekę, jezioro oraz ponad pięćdziesiąt ogrodów zimowych.

Rozdziawiłam usta. Widziałam przed oczami zamek, słyszałam dokładnie, co mówił Elias, ale jednak nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Zaczynały dopadać mnie wątpliwości, czy mapa zamku pomoże mi w czymkolwiek. Jeśli zamek miał tyle pomieszczeń, zgubienie się było prostsze niż znalezienie wyjścia.

Elias ponownie ruszył, a ja jeszcze raz zerknęłam na potężną budowlę i potruchtałam za nim. Słońce mocno świeciło, ogrzewając czubki naszych głów. Wiedziałam, że nie oddycham prawdziwym powietrzem, ale i tak zaciągnęłam się kilka razy, próbując nieco ukoić zszargane nerwy. Szliśmy żwirową ścieżką i oprócz odgłosu naszych kroków, panowała kompletna cisza.

– Wiesz, kiedy dostanę mapę? – spytałam, kopiąc kamyk.

– Pewnie wieczorem – mruknął.

Kopnęłam kolejny kamyk, a po chwili usłyszałam szczęk mieczy, który nasilał się im dłużej szliśmy. Przed nami zamajaczyła ogromna polana wypełniona strażnikami i strażniczkami pogrążonymi w walce. Niektórzy poruszali się tak szybko, że ich ruchy zamazywały się w moich oczach.

To jest wasze pole treningowe? – spytałam, zatrzymując się.

– Tak – odpowiedział, a ja zauważyłam kolejną rzecz.

– Dlaczego niektórzy są ubrani w dresy i zwykłe koszulki, a niektórzy w te skórzane wdzianka?

Zerknął na mnie z ukosa i pomimo, że nie widziałam jego całej twarz, zobaczyłam, że miał dosyć moich pytań. Powinien się przyzwyczaić, bo nie zamierzałam przestać ich zadawać.

– To nie są skórzane wdzianka, a uniformy zrobione ze skóry i złota. Tworzywo zostało stworzone tak, aby jak najlepiej chroniło przed ostrzami.

Wolałam moją nazwę.

– A strażnicy na trening ubierają się tak jak chcą, nowicjusze zaś muszą zapracować na własny uniform.

Zmierzyłam Eliasa wzrokiem.

– Czyli jesteś jednym ze sztywniaków – mruknęłam pod nosem, po czym ruszyłam w stronę walczących jaszczurów. Część z nich przerwała ćwiczenia i całą uwagę skupiła na mnie.

– Słucham? – Dogonił mnie.

Machnęłam ręką, zbywając go. Wiedziałam, że taki sztywniak jak on nie zrozumie, o co mi chodzi.

– Czyli zaczynam z Bokhaidem?

Skinął głową.

– To... Gdzie on jest? – Rozejrzałam się w poszukiwaniu strażnika, lecz w tłumie walczących nie potrafiłam go dostrzec.

– Tutaj! – krzyknął i machnął toporem, przerywając atak innego jaszczura.

Szybko się pozbierał po skręceniu karku. Podbiegł do nas, zwinnie omijając śmigające ostrza. Brązowe włosy miał w nieładzie, ale nie wyglądały źle, a jego uśmiech był zaraźliwy. Aż miałam ochotę go odwzajemnić.

– Przekaż jej to, co najważniejsze i później oddaj mi – mruknął Elias, a jego słowa sprawiły, że poczułam się jak rzecz. Chciałam mu to wytknąć, ale Bokhaid powstrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek.

– Nie warto, uwierz mi. – Puścił mnie, kiedy Elias zniknął w środku pola treningowego. – Od piętnastu lat jest nie do zniesienia. Nieważne, kto jest w pobliżu, zachowuje się jak ostatni baran.

Pomyślałam, że to dlatego, iż dużo przeszedł, jednak trauma nie usprawiedliwiała go w pewnych kwestiach, na przykład próby uduszenia mnie. Gdzieś trzeba było postawić granice.

– Chodźmy kawałek – odezwał się Bokhaid. – Oddalmy się trochę od tego hałasu.

Pokiwałam głową i udałam się za nim na małe wzgórze, gdzie mieliśmy idealny widok na trenujących. Bokhaid usiadł z gracją kota na trawie, a ja opadłam obok niego. Zatopiłam dłonie w miękkiej zieleni i przyjrzałam mu się. Wyglądał, jakby nic mu się nie stało, ale nie mogłam nie zapytać:

– Wszystko w porządku?

Popatrzył na mnie wąskimi źrenicami, nie rozumiejąc, lecz po chwili go olśniło.

– Tak. – Zaśmiał się i obrócił kilka razy głową, pokazując mi, że wszystko gra. – W jak najlepszym.

Odetchnęłam z ulgą. Reptilianom naprawdę nic nie było po skręceniu karku. Jak bardzo szalone i nienormalne to było?

– Od czego zaczynamy? – Zmieniłam temat. – Pokażesz mi jakieś chwyty?

Zamrugał, po czym wybuchnął śmiechem.

– Minevra mówiła, że jesteś waleczna, ale nie wierzyłem. Wydaje mi się, że się polubimy, mała Souline.

Odczułam skrępowanie na jego słowa.

– Nie jestem mała – mruknęłam pod nosem. Mierzyłam ponad metr siedemdziesiąt, a to było całkiem sporo jak na ludzką dziewczynę.

– Przy nas jesteś naprawdę drobniutka.

– Okej, nieważne – wymamrotałam, walcząc z kolejną falą zażenowania. – Powiesz mi w końcu, co będziemy robić?

– Zaczniemy od małego wprowadzenia. Musisz się przygotować na pewne rzeczy, odpowiednio nastawić. To połowa sukcesu.

– Jak niby odpowiednie nastawienie ma mi pomóc w walce?

– Jeśli ktoś zobaczy, że się boisz, będzie po tobie. Musisz być pewna siebie. Jesteś człowiekiem, więc to zbije nas z pantałyku. Będziemy się zastanawiać, jakiego masz asa w rękawie i większość odpuści konfrontacje, żeby się przypadkiem nie zbłaźnić. – Uśmiechnął się marzycielsko i wystawił twarz do słońca. Musiał być jednym z tych, którym nie przeszkadzało światło słoneczne. – Już wyobrażam sobie plotki o tym, jak ludzka dziewczyna pokonuje jaszczura.

– Wolałabym jednak uniknąć walki z wami.

– Jeżeli poczujesz się zagrożona...

Parsknęłam, a on uniósł brew.

– Cały czas czuję się zagrożona.

– Cóż, w takim razie, jeśli poczujesz się zagrożona bardziej niż zwykle, szukaj drogi ucieczki.

– Na pewno dużo mi to pomoże – mruknęłam.

– Znajdź miejsce, w którym możesz się schować.

Utkwiłam w nim wzrok.

– Jak mówiłem, jesteś drobna, więc nie zmieścimy się tam, gdzie ty zdołasz. Gorzej, jeśli będzie cię gonił szarak, lecz oni nie są tacy szybcy jak my. Im możesz uciec.

– Nie są szybcy?

– W porównaniu do nas, nie. Tak samo jeśli chodzi o siłę. Nie posiadają darów ani mocy żywiołu. Są szybsi i silniejsi niż ludzie, ale nie tak bardzo jak my. Co prawda, jeśli ćwiczą, mogą nam dorównać. Wytrenowałem kilku naprawdę dobrych w walce szaraków. – Wskazał brodą na polanę. – Pokonują nawet reptilianinów. Oczywiście Ames miał już kilka zgrzytów z Eliasem, że jako generał nie dopuszczał ich do służby. – Przewrócił oczami. – Nie wiem, dlaczego tak mu przeszkadza to, że ktoś jest innej rasy. Dla mnie to zupełnie bez znaczenia. Jeśli jest dobry w tym, co robi, powinien zostać strażnikiem.

Zgadzałam się z nim. Ames mówił, że nie dyskryminuje szaraków, ale nie spodziewałam się tego po Eliasie. Naszła mnie dziwna myśl. Jeśli nie tolerował innych ras, to może mnie też nie? Jeśli miałam rację, jego zachowanie zaczęło w kilku przypadkach nabierać sensu. Może jednak kłamał, że chciał mnie uwolnić?

– Kolejną ważną rzeczą jest zrozumienie, że nie unikniesz ciosów – powiedział, wyrywając mnie z rozmyślenia. – Strach lub ból nie może cię sparaliżować. Jeśli tak się stanie, będzie po tobie.

Przełknęłam ślinę. Naprawdę pragnęłam nauczyć się wszystkiego, co może mi pomóc przetrwać, ale konfrontacja z jaszczurem wydawała mi się przerażająca. Jak niby miałam pozwolić, żeby ból mnie nie sparaliżował? Po uderzeniu Eliasa, czy złamaniu żeber przez Uilleama, ledwo mogłam się ruszać.

Patrzyłam na trenujących i ogarniało mnie coraz większe poczucie beznadziei. Każdy ich ruch był wypełniony gracją, jakiej ja, człowiek, nigdy nie zdołam osiągnąć. Odnosiłam wrażenie, że oszukuję samą siebie, sadząc, że jakimś cudem mogłam mierzyć się z nimi w walce. Nie mogłam jednak zrezygnować, bo wydawało mi się, że odpuszczenie w zakresie nauki obrony oznaczałoby moją śmierć. A ja naprawdę chciałam przeżyć i wrócić do domu. Byłam to winna mamie.

– Będzie ci ciężko, ale chciałaś przestać być bezbronna – odezwał się Bokhaid. – Postaram się pomóc.

Uniosłam głowę zaskoczona jego słowami, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnął się do mnie łagodnie. Podniósł się i otrzepał spodnie.

– Wstawaj – wyciągnął rękę. Podałam mu dłoń, a on jednym ruchem podciągnął mnie do góry.

– Co teraz? – spytałam.

– Postawa i oszustwa. – Uśmiechnął się łobuzersko.

– Oszustwa?

Pokiwał głową.

– Przecież nie możesz grać czysto, walcząc z nami. Już na starcie nie masz szans, więc musisz je jakoś stworzyć.

– Nie musisz mi ciągle o tym przypominać.

Błysnął zębami w uśmiechu, ale zaraz spoważniał.

– Przyjmij postawę do walki – rozkazał.

Spojrzałam na niego niepewnie. Czułam się totalnie niezręcznie, ale zignorowałam to i przypominając sobie sceny walki z filmów, zacisnęłam dłonie w pięści, uniosłam ręce, po czym rozstawiłam nogi.

– Ręce trzymasz za daleko od twarzy. – Złapał za moje nadgarstki i skorygował postawę. Teraz pięści trzymałam w pobliżu oczu, ale nie ograniczały pola widzenia. – Jeśli nie będziesz poprawnie trzymać gardy, twoja twarz będzie na celowniku.

Pokiwałam głową, skupiając się jeszcze bardziej. Musiałam dać radę. Dla mojej rodziny i Laelii. Dla niespełnionych marzeń i życia, które czeka na Powierzchni.

– Nogi musisz mieć ugięte, inaczej łatwo się zachwiejesz i stracisz równowagę.

Zastosowałam się do jego poleceń.

– Lepiej? – zapytałam.

– Zdecydowanie. – Posłał mi pogodny uśmiech. – A teraz spróbuj mnie uderzyć.

Opuściłam ręce.

– Co?

– To, co słyszysz. – Również przyjął pozycję bojową. – Nie zrobisz mi krzywdy, Souline. Nawet nie poczuję twoich ciosów.

Odetchnęłam głęboko i ponownie przystawiłam pięści do twarzy. Nabrałam powietrza w płuca, po czym zamachnęłam się. Natrafiłam tylko na pustkę.

– Byłaś za wolna i zdradził cię oddech – powiedział Bokhaid za mną. Odwróciłam się, ale on znowu zniknął.

Rozejrzałam się i próbowałam przewidzieć, gdzie teraz się zjawi.

– Jak poradzisz sobie z taką szybkością? – Pojawił się tuż przede mną i znowu zniknął.

Czułam się jak totalna porażka, nie mogąc poradzić sobie z jego superszybkimi ruchami i nie potrafiąc zgadnąć, gdzie się pojawi. Nawet dokładne przysłuchiwanie się nie pomagało.

– Nie możesz używać całej ręki – szepnął tuż za mną. – Każdy będzie w stanie przewidzieć twój ruch. Musisz wyprostować rękę i przy...

Wykonałam szybki ruch i wbiłam łokieć w jego brzuch. Stęknął, bardziej z zaskoczenia, niż z bólu, a ja syknęłam, gdy prąd rozszedł się po mojej całej ręce.

– Właśnie tak? – zapytałam, poruszając dłonią, żeby pozbyć się bólu. Czułam, jakbym uderzyła w kamień, a nie część ciała.

– Właśnie tak – powtórzył, nadal zaskoczony.

Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, sądząc, że może jednak z odpowiednią nauką, stworzę dla siebie jakieś szanse...

Nie dokończyłam myśli. W jednej chwili stałam, w drugiej leżałam. Bokhaid podciął mi nogi, a uderzenie w ziemię sprawiło, że powietrze uciekło mi z płuc. Przed oczami malowało się magiczne niebo i słońce, a ja nie mogłam uwierzyć, że strażnik zrobił to samo, co Ames.

– Lekcja numer jeden – odezwał się, a ja dokończyłam:

– Zawsze miej się na baczności.

– Ames cię tego nauczył?

– Tak – mruknęłam, siadając. – Jakąś godzinę temu.

Zaśmiał się pod nosem i zajął miejsce koło mnie.

– Uczy tego każdego – powiedział. – Dziesięć lat temu nakazał stworzyć pole treningowe i zarówno reptilianie, jak i szaraki, musieli odbyć obowiązkowe szkolenie. Ames pozwolił również chętnym kobietom brać w tym udział. Miało to na celu nauczyć ich walczyć, nie używając mocy, a kobiety i szaraki po raz pierwszy w ogóle zostali oficjalnie wyszkoleni w tym zakresie. W żadnym królestwie jeszcze nigdy do tego nie doszło. Strażnikami zostawały jaszczury z mocą, którzy nie musieli nawet za bardzo znać się na walce. Ames to zmienił.

– Dlaczego?

– Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami. – Odkąd pamiętam, Ames ostrożnie wprowadzał zmiany, ale w ostatnich latach sporo się wydarzyło. Drastycznie zreformował dużo rzeczy, ale sam też nie przypomina dawnego siebie.

Już miałam pytać, jaki w takim razie był kiedyś, ale Bokhaid mówił dalej:

– Moja siostra jest zarąbistą strażniczką, a walka pasjonowała ją już od dziecka. W najmłodszych latach trenowałem ją w tajemnicy, bojąc się, że Ames okaże się jak ostatni władca, który nie pozwalał, aby kobiety znajdywały się blisko przemocy, ale nie robił nic, kiedy je bito czy wykorzystywano. Przeklęty hipokryta. Jednak Ames był zupełnie inny i mogłem w spokoju szkolić się z siostrą.

Zastanowiłam się nad czymś.

– Skoro Bahar została strażniczką, dlaczego ma inny strój niż wy?

Bokhaid zaśmiał się.

– Bahar jest jedyna w swoim rodzaju. Robi co chce i nosi co chce, a Ames jej na to pozwala. Sama projektuje i tworzy stroje, więc wydaje mi się, że Ames nie miał serca jej tego zabronić. Walka oraz projektowanie to części niej, a on wie, jak stracić część siebie.

Nie spodziewałam się usłyszeć takich słów o Amesie.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, przyglądając się trenującym. Różnego rodzaju bronie odbijały się od siebie i znowu spotykały. Niektórzy ćwiczyli strzelanie z łuku, a jeszcze inni rzucali sztyletami w drewniane tarcze.

– Teraz jest lepiej – odezwał się. – Znaczna większość z nas potrafi się bronić, a nie tylko polegać na własnej mocy. Szaraki mogą zostać strażnikami i są najlepiej traktowani tutaj ze wszystkich królestw. Amesowi zajęło ponad sto lat, surowo karząc zbrodnie, aby zapanował spokój międzygatunkowy, ale udało mu się. Zdarzają się wyjątki, lecz szaraki nie muszą już obawiać się o swoje życie. Przynajmniej nie w Królestwie Ognia.

I to był właśnie jeden z tych momentów, w których przestawałam widzieć Amesa jako złego. Zmienił królestwo na lepsze. Nie dyskryminował szaraków za to, kim byli i umożliwił kobietom zostanie strażniczkami. Chciał, żeby mogli się bronić, a to znaczyło naprawdę dużo.

– Dobra. – Bokhaid klasnął w dłonie. – Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Nie sądziłem, że uda ci się mnie dotknąć, ale wykorzystałaś moją ignorancję i udało ci się. Jednak... – uniósł rękę – Za szybko przestałaś być czujna. W prawdziwym starciu nie uratowałabyś się.

Westchnęłam.

– Chociaż w sumie... – zastanowił się. – Po tobie nie można się niczego spodziewać, więc może miałabyś szanse.

Otworzył usta, żeby powiedzieć, coś więcej, ale przerwał mu pełen cierpienia krzyk. Oboje spojrzeliśmy na pole treningowe. Strażnicy przestali walczyć i każdy skupił uwagę na jednym, krzyczącym. Trzymał się za rękę, z której tryskała krew, zalewając wydeptaną trawę wokół jego stóp. Zrobiło mi się słabo. Mężczyzna nie przestawał krzyczeć, a ja zmrużyłam oczy, żeby lepiej przyjrzeć się sytuacji i w końcu zauważyłam, co przed nim leży.

To była jego odcięta ręka.

– O Boże – wyszeptałam, nie mogąc odwrócić wzroku.

Wszyscy wrócili do swoich zajęć i znowu rozległ się dźwięk zwieranych ostrzy. Mężczyzna nadal krzyczał, a oni mieli to gdzieś.

Zaczęłam schodzić z małego pagórka, bo moja wewnętrzna potrzeba pomocy nie mogła go tak zostawić.

– Co ty robisz? – zapytał Bokhaid, łapiąc mnie za nadgarstek.

– Muszę mu pomóc – odpowiedziałam. – Ktoś musi!

– Spokojnie, Souline. – Pojawił się przede mną, zagradzając mi drogę. – Odrośnie – powiedział, łapiąc mnie za ramiona i zmuszając, żebym spojrzała mu w oczy.

– Co?

– Dłoń mu odrośnie. To jeden z nowicjuszy, reptilianin. Musi się nauczyć, jak chronić ręce i właśnie dostał idealną lekcję. Ciągle zdarzają się podobne przypadki. Nie da się nie zranić, używając do treningów prawdziwych mieczy. Poza tym, każdy z nas uwielbia rywalizować i nienawidzi przegrywać. Czasami trochę nas ponosi, a kończy się właśnie czymś takim.

Przestałam go słuchać, po tym jak powiedział, że temu mężczyźnie odrośnie dłoń.

– Odrastają wam kończyny.

To nie było pytanie, ale i tak odpowiedział.

– Tak.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo niż przed chwilą. Mieli wąskie źrenice, rozwidlone języki, niektórzy posiadali skrzydła, a w dodatku odrastały im kończyny. I znalazłam się w ich świecie. Czy to działo się naprawdę, czy tylko sobie wszystko wyobraziłam?

– Czyli twój palec... Ten, który zabrała Bahar... – zaczęłam się motać, ale na szczęście Bokhaid zrozumiał, o co mi chodzi.

– Już zaczyna odrastać. – Uniósł dłoń, w której brakowało kciuka i rzeczywiście zobaczyłam, że mu odrasta. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?

– Okej. – Odwróciłam wzrok. – Tego się nie spodziewałam.

– Muszę iść – powiedział, puszczając mnie. – Ten reptilianin jest z mojego oddziału i muszę się nim zająć. – Zaczął schodzić w stronę pola. – Elias przećwiczy z tobą kilka chwytów i nauczy cię, jak skręcić nam kark! – krzyknął jeszcze, a ja tylko stałam i patrzyłam na niego w osłupieniu.

Ich świat był niesamowity, jednak wolałam swój. Chciałam siedzieć w domu i piec babeczki w kuchni. W tle słyszałabym telewizor, przez okna obserwowałabym, co dzieje się na zewnątrz. Proste i spokojne życie. Tęskniłam za tym.

A teraz miałam się nauczyć, jak skręcić kark jaszczurowi.

Obserwowałam, jak Bokhaid podchodzi do mężczyzny, bierze jego odciętą dłoń i udaje się z nim w stronę stajni. Cała scena była dla mnie czystą abstrakcją, jakbym została oderwana od rzeczywistości.

Elias znalazł się przy mnie niespodziewanie, przez co nie mogłam powstrzymać wzdrygnięcia. Nadal nie potrafiłam przyzwyczaić się do ich nadzwyczajnej szybkości.

– Bokhaid miał ci pokazać więcej, ale musiał zająć się nowicjuszem – odezwał się.

– Wiem.

Nagle z drugiej strony pojawiła się kolejna postać, która sprawiła, że włosy rozwiały mi się na wszystkie strony. Odsunęłam się, przyglądając się osobie, a kiedy ją rozpoznałam, ogarnęło mnie czyste przerażenie.

– C-co on tu robi? – mówiłam do Eliasa, lecz patrzyłam na Uilleama, który uśmiechnął się złośliwie.

– Jest jednym z najlepszych wojowników – odpowiedział Elias.

– Tęskniłaś, Souline? – Uilleam podszedł do mnie, a ja odsunęłam się jeszcze bardziej, prawie wpadając na Eliasa.

– Nie potrzebuję najlepszych wojowników – powiedziałam nerwowo. – Wystarczą zwykli.

Elias uniósł brew.

– Zwykły strażnik nie nauczy cię odpowiednich chwytów.

Okej. Dość tego. Nie zamierzałam przebywać w towarzystwie Uilleama. Gość złamał mi żebra i byłam pewna, że nie zawahałby się przed zrobieniem tego ponownie.

– Dobra – mruknęłam i zaczęłam iść w stronę pola treningowego. – Cofam swoją prośbę. Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek mnie szkolił. Nie czuję się już nawet bezbronna. Czas z Bokhaidem wiele mi dał, na pewno poradzę...

Uilleam złapał mnie w talii i przeniósł w miejsce, w którym przed chwilą stałam. Co mówił Bokhaid o strachu? Miałam nie dać się sparaliżować? Cóż, było już za późno. Całkowicie zesztywniałam, kiedy poczułam znienawidzone ramiona wokół mnie. Czułam się, jakby oplatały mnie w talii oślizgłe węże. Zaczęłam szybciej oddychać i pomimo, że Uilleam mnie puścił, nie mogłam pozbyć się okropnego odczucia.

– Obiecałem, że nie zrobię ci krzywdy – powiedział i chciałam wierzyć w jego słowa, ale jedyne, co widziałam, patrząc na niego, to szaleństwo malujące się w jaszczurzych oczach.

– Jakoś nie sądzę, żeby twoje obietnice były dużo warte. – Próbowałam się uspokoić, lecz mój ton był podszyty strachem i nerwowością.

– Bo nie są.

Zamknęłam oczy. Jeśli wyjdę z tego cało, będę dziękować całemu wszechświatowi, że mnie oszczędził.

– Dość tego – warknął Elias, a ja uniosłam powieki. – On ma ci pomóc tak samo jak ja. Jeśli tego nie chciałaś, mogłaś lepiej przemyśleć swoje decyzje. Teraz nie ma już odwrotu.

Ostry ton zamaskowanego sprawił, że zaczęłam drżeć.

– Czuję twój strach – szepnął mi do ucha Uilleam. – Musisz go lepiej ukrywać.

No tak. Pozostawał jeszcze fakt, że wyczuwali negatywne emocje. Jak w takim razie miałam je przed nimi ukrywać? Zatkać im nos czy coś w tym stylu? Nie wiedziałam nawet, czy było to kwestią zapachu, czy może wyczuwali emocje w jakiś inny sposób.

Zaszła we mnie zmiana, gdy Uilleam posłał mi kpiący uśmieszek. Zacisnęłam dłonie w pięści, walcząc ze wspomnieniami z lasu i dźwiękiem łamanych żeber. Musiałam się mu postawić. Musiałam się postawić strachowi, bo nie zamierzałam dać strażnikowi satysfakcji, pokazując, że boję się go jak cholera.

– Od czego zaczynamy? – zapytałam, unosząc podbródek. Idąc za radą Bokhaida, udawałam pewność siebie. Kto by pomyślał, że jego porady przydadzą się tak szybko? – Któremu z was mam najpierw skręcić kark?

Uilleam zaśmiał się, ale bardziej przypominało to skrzeczenie. Elias tylko prychnął.

– Przygotuj się – rozkazał zamaskowany, więc przyjęłam pozycję tak, jak pokazywał Bokhaid. Pomimo dłoni zaciśniętych w pięści i tak widziałam, że drżą, ale starałam się tym za bardzo nie przejmować.

Uilleam odpiął pas z bronią i odrzucił na trawę. Elias podszedł do mnie i kopnął lekko w kostkę. Spojrzałam na niego pytająco, a on tylko rzucił:

– Za blisko.

Serce obijało mi się tak mocno o klatkę piersiową, że myślałam, że zaraz wyskoczy. Uilleam podszedł do mnie powoli, lecz nie przyjął odpowiedniej postawy. Miałam nadzieję, że nie brał mnie na poważnie i uśpię jego czujność na tyle, że uda mi się uderzyć go chociaż raz.

– W ludzkiej formie jesteśmy wolniejsi – odezwał się Elias. – Nigdy nie pozwól, żeby doszło do zmiany. Przed ostrzem może jeszcze się obronisz, ale przed pazurami nie.

Chciało mi się śmiać. Byli jeszcze szybsi niż to, co widziałam? Pokonanie ich graniczyło z cudem. I to nie byle jakim. Elias cały czas do mnie mówił, lecz uwagę skupiłam na Uilleamie.

– Pamiętaj, że w ludzkiej formie odczuwamy ból. Mniejszy niż ludzie, ale możesz nam zrobić krzywdę.

– Co? – zapytałam zaskoczona. – Bokhaid powiedział, że nawet nie poczuje, kiedy go uderzę.

– Twoje uderzenie raczej nie powinno zrobić mu krzywdy, ale na pewno by je poczuł. W prawdziwej postaci odczuwamy zaledwie ułamek tego, co w ludzkiej.

Wiedziałam już dwie rzeczy na pewno. Jeśli zdobędę broń, a miałam zamiar zabrać skądś kamień czy patyk, miałam całkiem niezłe szanse, żeby ich pokonać. Zaczynała się we mnie zbierać nadzieja, ale prysła, gdy Uilleam rzucił się na mnie, powalając na ziemię.

– Cholera – sapnęłam.

Nade mną pojawiła się zakryta maską twarz Eliasa.

– Jak mam cię czegokolwiek nauczyć skoro nie pamiętasz nawet pierwszej lekcji?

Ta pieprzona lekcja pierwsza mogła iść do diabła. Podniosłam się z trudem i odgarnęłam włosy z twarzy, a Uilleam przyglądał mi się z drwiącym uśmieszkiem. Lekcja numer jeden, tak? Byłam ciekawa, czy oni też o niej zawsze pamiętali.

– Wydaje mi się, że powinnam się porozciągać zanim rozpoczniemy trening na poważnie.

Elias uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi.

– No wiesz skłony, pajacyki i takie tam. – Przewróciłam oczami. – Ale wy pewnie tego nie potrzebujecie skoro jesteście super istotami, nie?

Elias nic nie mówił, tylko mi się przyglądał.

– Nie wiesz, o co chodzi?

Nadal zero odpowiedzi.

– Patrz. – Stanęłam bokiem przy Uilleamie i odganiając niechęć do dotknięcia go, położyłam ręce na jego plecach. Wydawał się być skołowany, ale poddał się sytuacji. – Musisz się pochylić i zrobić o tak. – Użyłam całej swojej siły i zmusiłam Uilleama, żeby zgiął się w pół, akurat w momencie, gdy unosiłam nogę. Jego twarz spotkała się z moim kolanem, wywołując ból w całej nodze, ale zaraz o tym zapomniałam, ponieważ chrzęst jego nosa był jak muzyka dla moich uszu. Uilleam wydał ochrypły okrzyk bólu i złapał się za twarz.

– Coś ty zrobiła? – wysyczał. Z jego nosa lała się krew.

– Lekcja numer jeden. – Uśmiechnęłam się słodko, zupełnie zapominając o strachu. – Zawsze miej się na baczności.

Tak bardzo byłam z siebie zadowolona, że nie zauważyłam momentu, w którym się na mnie rzucił.


Weiterlesen

Das wird dir gefallen

206K 11.4K 34
Słodko-gorzka, lekka historia o zakazanej miłości, wybaczeniu i poświęceniu. W małych miasteczkach ludzie miesiącami, a nawet latami płacą za swoje b...
180K 11.2K 107
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
29K 1.6K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...
Złote ciernie Von Julita

Vampirgeschichten

69.7K 5K 55
„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziur...