Pogrzebany świat | ZOSTANIE W...

By lauragreen_autorka

240K 13.4K 5.7K

Porywająca historia o miłości, która nie ma prawa przetrwać. Spokojne życie siedemnastoletniej Souline zmieni... More

Dedykacja
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Epilog
Podziękowania
Informacje o 2 części
ZOSTANIE WYDANE!!!

Rozdział 12

4.7K 246 124
By lauragreen_autorka

Zrobiłam to.

Naprawdę wbiłam patyk w jego szyję.

Nie spudłowałam.

Gorąca krew trysnęła mi na dłoń, gdy wyszarpnęłam badyl. Wzięłam dwa chwiejne kroki w tył. Ames spojrzał na mnie, a na jego twarzy malował szok i dezorientacja. Próbował wstać, lecz kolana ugięły się pod nim i z tępym uderzeniem spotkały się z posadzką. Otworzył usta, lecz krew zabulgotała mu w gardle, uniemożliwiając mówienie. Karminowa ciecz lała się po szyi, zalewając białą koszulę.

Król wyciągnął do mnie rękę, jakby chciał, żebym mu pomogła.

Odwróciłam wzrok, nie mogąc patrzeć na jego śmierć. Łza stoczyła się po moim policzku, kiedy zrozumiałam, że przyczyną jego ostatniego oddechu stałam się ja. Mój żołądek skręcił się, powodując mdłości, gdy ponownie usłyszałam, jak król dławi się krwią. Oprócz tego otaczała nas potulna cisza.

Do czasu.

– Wasza wysokość?

Gwałtownie zwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos. Kroki nieznajomego głucho odbijały się od ścian. Zaschło mi w ustach.

Nieznany mi strażnik wyłonił się zza rogu i w ułamku sekundy znalazł się przy królu. Stałam jak sparaliżowana, patrząc, jak próbuje zatamować krwawienie.

– Będzie dobrze, Wasza Wysokość. Uzdrowiciele są już w drodze.

Poczułam, jak przeszywa mnie błyskawica. On pomagał Amesowi. A jeśli nie chciał, żeby umarł, oznaczało to, że nie nienawidził go, a to z kolei znaczyło, że miałam przerąbane. Usłyszałam kolejne kroki i do kuchni wpadło dwóch strażników.

Nie myślałam, po prostu puściłam się biegiem przez tylne drzwi.

– Na co czekacie?! – Usłyszałam za sobą. – Łapcie ją!

Przyspieszyłam, skręcając w korytarz za korytarzem i biegłam do utraty tchu, aż marmurowe ściany zamienił się w ziemię. Przez cały czas słyszałam za sobą krzyki, żebym się zatrzymała, ale puszczałam je mimo uszu. Nie mogłam ich posłuchać. Musiałam uciec, jeśli chciałam żyć. Gdybym dała się pojmać, to Ames, o ile jeszcze żył, zabiłby mnie.

W pewnym momencie jeden ze strażników stanął mi na drodze, ale w ostatniej chwili zrobiłam unik. Wydawało mi się to niezwykle dziwne, że jeszcze mnie nie złapano. Przecież byli szybsi, już dawno powinnam zostać zatrzymana. Przez głowę przemknęło mi, że próbowali zapędzić mnie w pułapkę, jednak kierowana koszmarnym przerażeniem, biegłam dalej, w niewiadome. Skręciłam w kolejny ziemisty korytarz i zamarłam, gdy usłyszałam wyjątkowo dobitny krzyk:

– Nie!

Poczułam uderzenie chłodu i wilgoci, a kroki za mną ustały. Z mocno bijącym sercem odwróciłam się i ujrzałam dwóch strażników w niedalekiej odległości. Jeden z nich wyglądał na przerażonego, zaś drugi wydawał się zadowolony.

Zmrużyłam oczy, żeby dokładniej przyjrzeć się ich twarzom i zesztywniałam, rozpoznając jednego z mężczyzn.

Uilleam.

– Dlaczego przestaliście mnie gonić? – zapytałam, całkiem zdezorientowana.

Pierwszy strażnik się zmieszał, a Uilleam uśmiechnął się i powiedział:

– Zgadnij, gdzie się znalazłaś.

Na początku nie wiedziałam, o co mu chodziło. Zaczęłam iść, lecz zaledwie dwa kroki od nich zostałam zatrzymana przez niewidzialną ścianę.

I wtedy do mnie dotarło.

Znalazłam się po drugiej stronie bariery.

Tam, gdzie nigdy nie powinnam się znaleźć.

Przed tym ostrzegał mnie Ames. Jeśli jeszcze chwilę temu miałam szansę na ucieczkę, właśnie ją straciłam. Czułam strach wcześniej, ale ten, który teraz mnie ogarnął był zupełnie inny. Zgroza i panika sączyły się w moich żyłach, a w gardle urosła klucha.

Zaczęłam walić pięściami w niewidzialną ścianę.

– Pomóżcie mi! – Łzy lały mi się po policzkach, a moje ciało niekontrolowanie dygotało. – Błagam! Błagam, pomóżcie mi... – Głos mi się załamał, nie pozwalając na wypowiedzenie dalszych słów.

– Nie możemy nic zrobić – oznajmił strażnik. – Naruszyłaś terytorium Wody bez ich pozwolenia.

– Na twoim miejscu... – odezwał się Uilleam i spojrzał mi prosto w oczy. – Zacząłbym modlić się o szybką śmierć. Królestwo Wody nie toleruje intruzów.

Szloch wyrwał mi się z gardła, gdy zaczęli odchodzić, a panika ścisnęła boleśnie pierś.

– Nie zostawiajcie mnie tu! – krzyczałam, nieprzerwanie bijąc pięściami w barierę. – Błagam!

Z przerażeniem patrzyłam, jak znikali, gdy zza rogu wyłoniła się nowa postać w czarnej sukni i z ognistorudymi włosami. Ignatia. Czyżby przybyła mi pomóc? Ames odszedł i przejęła rządy? Mogła mnie stąd wyciągnąć?

Jednak ona się nie ruszyła. Rozciągnęła w uśmiechu szkarłatne jak krew Amesa usta, pomachała, a później odeszła, zostawiając mnie.

Co, do cholery?

Z bezsilności osunęłam się na podłogę i oparłam plecy o niewidzialny mur, który oddzielał mnie od nadziei na przeżycie. Wsunęłam palce we włosy i starałam się ich wszystkich nie wyrwać. Co ja najlepszego zrobiłam? Zabiłam Amesa i po co, skoro teraz znalazłam się w jeszcze większym bajzlu, niż byłam? Ignatia nie zamierzała mnie ratować, tylko wykorzystała do swoich celów. Byłam głupia. Byłam tak cholernie głupia, że zaufałam tym potworom.

Objęłam się ramionami, powstrzymując łzy, gdy z mroku wyłonili się nowi strażnicy, ubrani w turkusowe kamizelki i szare spodnie, nie skórzane jak w Królestwie Ognia, a materiałowe.

– A kogo my tu mamy? – zapytał jeden z nich, przekrzywiając głowę i oblizując usta. – Człowiek? – Ukucnął, a ja mimo, że pragnęłam się odsunąć, nie potrafiłam, kompletnie sparaliżowana przez strach. Jaszczur złapał mnie palcami za brodę i rozwidlonym językiem przejechał po mojej szczęce. Wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia, a kolejne łzy spadły po policzkach.

– Jestem tu przez pomyłkę – szepnęłam, oddychając ciężko.

– Każdy tak mówi. – Gorący oddech uderzył mnie w twarz i poczułam kolejne dreszcze na kręgosłupie. Zamknęłam oczy. Chciałam zniknąć.

– Wypuście mnie. – Głos mi się załamał. – Proszę.

Zostałam szarpnięta w górę.

– Nie możemy wypuścić takiej zdobyczy – wycharczał mi wprost do ucha.

Próbowałam powstrzymać łzy, lecz one same wypływały z moich oczu. Bałam się, że nie tylko mnie zabiją, ale wcześniej wykorzystają do swoich zachcianek. Marzyłam, żeby zapaść się pod ziemię, zniknąć i już nigdy ich nie zobaczyć.

– Król będzie mnie szukać. – Blefowałam, ale skąd mogli znać prawdę? Miałam nadzieję, że chociaż w małym stopniu się go boją i pozwolą mi wrócić.

Jednak oni tylko się roześmiali.

– Król nie żyje.

Nie, nie, nie...

Naprawdę go zabiłam?

– Czas iść spać, człowieczku.

To był koniec. Stałam się morderczynią. Może los właśnie się na mnie mścił? Może należało mi się, że znalazłam się w innym królestwie, z którego nigdy nie ucieknę?

Mój mózg nie zdołał wytworzyć więcej myśli. Zrobiło się w nim pusto w jednym momencie. Zwiotczałam w ramionach strażników i zapadłam w głęboki sen.

***

Obudziłam się przez pulsujący ból głowy. Czułam, jakby mój mózg wypełniono powietrzem i zaraz miał wybuchnąć.

Jęknęłam, otwierając oczy.

– Ocknęłaś się w końcu?

– Abigail? – wychrypiałam.

Usłyszałam śmiech, a zaraz później do moich mętnych myśli przebił się męski głos.

– Miałem wiele przezwisk, ale tego jeszcze nie słyszałem.

To zdecydowanie nie była Abigail.

Podniosłam się, dłońmi dotykając wilgotnej, chłodnej ziemi. Rozejrzałam się dookoła. Znowu zostałam zamknięta w ciemnym lochu, dokładnie takim samym jak w Królestwie Ognia. Nie było tu nic oprócz ziemi, zimna i nieznajomego.

Skupiłam na nim uwagę. Siedział pod ścianą z nogami skrzyżowanymi w kostkach. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to białe, sięgające do pasa włosy. Lazurowe tęczówki z pionowymi źrenicami przyglądały mi się z zaciekawieniem. Mężczyzna miał na sobie tylko brudne, znoszone spodnie, kiedyś w jasnym kolorze. Skóra barwą przypominała kość słoniową, a wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się powoli z każdym miarowym oddechem. Umięśnione ramiona zostały pokryte turkusowymi wzorami, które świeciły nikłym blaskiem, rozświetlając nieco panujące ciemności.

– Jestem Lachlan. – Uśmiechnął się lekko. – Dla przyjaciół Lach, a dla kochanków Lachie.

– Jestem Souline – wydusiłam nieśmiało i wskazałam na jego ramiona. – Co to za tatuaże?

– To nie tatuaże. – Przyjrzał się swoim rękom. – To znaki informujące, że dopuściłem się zdrady.

Zdrada...

Zachłysnęłam się powietrzem, gdy naraz wszystko mi się przypomniało.

– Zabiłam go – wykrztusiłam.

– Kogo?

– Króla.

– Cóż, przynajmniej tobie się udało – mruknął. – Kto przejął władzę?

– Chyba Ignatia.

– Nie zabiłaś Phyllona? – Wytrzeszczył oczy.

– Kogo?

– Króla Królestwa Wody.

– Nie. – Pokręciłam głową. – Z-zabiłam Amesa.

W jednej chwili siedziałam, a w drugiej byłam przyciśnięta do ściany. Umięśnione przedramię przygniotło moje gardło.

– Coś ty najlepszego zrobiła?! – wysyczał przez zaciśnięte zęby, po czym mnie puścił. Upadłam z powrotem na ziemię, łapiąc się za szyję i krztusząc.

– Co wy macie wszyscy z tym duszeniem? – wychrypiałam.

– Jeśli dzięki tobie Ignatia naprawdę przejęła władzę, to skazałaś całe królestwo na śmierć. O ile tylko królestwo.

– O czym ty mówisz? Przecież to Ames był tyranem i wszystkich zabijał. Sama widziałam, jak skręcił kark niewinnym dzieciom!

Spojrzał na mnie zupełnie zdezorientowany.

– Nie da się nas zabić samym skręceniem karku. Dostali pięć minut dobrej drzemki.

Moje serce zgubiło rytm.

– A wyrwanie wnętrzności?

– Wystarczy włożyć z powrotem, a skóra sama się uleczy.

– A wbicie karty w krtań?

– Trzeba wyjąć i samo się uleczy. Ewentualnie można skorzystać z pomocy uzdrowicieli, żeby było szybciej i mniej boleśnie.

Oparłam się plecami o ścianę, czując rozchodzące się po wnętrzu otępienie. Coś było nie tak. Bardzo, bardzo nie tak.

– Ames ich nie zabił?

– Można nas zabić tylko wyrywając serce.

Złapałam się za głowę. Czy Ames naprawdę mógł nie być taki zły, jak sądziłam? Nie, przecież Ignatia mówiła...

Nie wiedziałam, w co wierzyć. Dlaczego jej zaufałam? Nie znałam jej, a ona wykorzystała moją desperację do zabicia brata. Musiałam jak najszybciej odciągnąć od tego myśli, inaczej czułam, że zwariuję.

– Co wydarzyło się piętnaście lat temu? – spytałam ochryple.

– Gdybym tylko to wiedział... – Pokręcił głową i potarł twarz dłońmi. – Wróćmy do ważniejszych rzeczy. Dlaczego go zabiłaś?

To byłoby na tyle, jeśli chodzi o nie myślenie o moim... postępku.

– Ja... – zaczęłam, ale nie wiedziałam, od czego zacząć. Wyłamałam palce. Nadal nie mogłam uwierzyć, że zabiłam Amesa i znalazłam się w innym królestwie. Nie mogłam też przetrawić zdrady Ignatii. Zostawiła mnie na pastwę losu po tym, jak obiecała, że mi pomoże. A okrucieństwo Amesa... O tym zupełnie nie wiedziałam, co sądzić.

– Ignatia miała mi pomóc – podjęłam ponownie. – Zostałam sprowadzona do Podziemia przez przypadek, ale nie wypuszczono mnie, bo Ignatia miała pożywić się moją energią. Nie zrobiła tego i kiedy powinnam wrócić do domu, Ames nie mógł wymazać mi wspomnień.

Lachlan zmarszczył brwi.

– Nie mógł dostać się do twojego umysłu?

Skinęłam głową.

– Dlatego musiałam zostać. Później Ignatia stwierdziła, że Ames kłamie i jest tyranem. Obiecała, że mnie uwolni, jeśli go zabiję.

– Cholerna manipulatorka. – Westchnął ciężko, przymykając powieki. – Ignatia to najbardziej przebiegła jaszczurka w Podziemiu. Ames na pewno by cię wypuścił, gdyby miał taką możliwość.

– Skąd możesz mieć taką pewność?

– Bo go znam... Znałem. – Odetchnął głęboko. – Pomógł mi, kiedy tego najbardziej potrzebowałem. Widziałem, jak dba o królestwo i wiem, że nie zostawiłby w nim człowieka, gdyby nie musiał.

Dałam się oszukać. I przy okazji zabiłam żywą istotę. To był najgorszy możliwy scenariusz, jaki mogłam sobie wyobrazić.

– Ignatia próbowała uśmiercić Amesa już kilka razy – odezwał się znowu. – Mimo to, on nadal traktował ją jak siostrę. Na jego miejscu dawno zrobiłbym z nią porządek. – Pokręcił głową. – Ale w końcu szalona księżniczka dopięła swego. Z twoją pomocą oczywiście.

– Nie chciałam tego zrobić – wyszeptałam, a łza wydostała się z kącika mojego oka. – Chciałam tylko wrócić do domu.

– Rozumiem.

Uniosłam głowę i przyjrzałam mu się. Nie kpił ze mnie.

– Naprawdę?

– Tak. Jesteś tylko człowiekiem, nie miałaś pojęcia, że Ignatia może cię oszukać. Bałaś się, a ona okazała ci dobroć i przedstawiła brata jako najgorszego potwora. Każdy mógł się na to nabrać. – Zastanowił się chwilę. – Poza tym, możliwe, że coś zostało z jej daru.

– Daru?

– Kiedyś potrafiła ugiąć innych do swojej woli. Nie zawsze wychodziło, nie każdy był podatny, a jeszcze można było się oprzeć, gdy rozpoznało się, co robi. Jednak po wypadku, jej dar i moce zaniknęły. A przynajmniej tak powinno się stać, kiedy zostajemy pozbawieni głowy.

Jej zachowanie zaczęło nabierać sensu. Stworzyła świetną otoczkę i sprawiła, żebym jej zaufała, po czym zmanipulowała do skrzywdzenia Amesa.

– Czyli Ames nie był tyranem? – zapytałam cicho.

– Nie. Owszem, był niebezpieczny, w końcu rządził królestwem, ale zawsze dbał o poddanych. Przyjmował nawet uchodźców z innych królestw, narażając się przy tym na gniew innych rządzących, ale nie obchodziło go to.

Nic nie rozumiałam.

– Czasami zachowywał się, jakby był szalony.

– Gdybyś przeszła to, co on, też wolałabyś nie brać rzeczywistości na poważnie. – Spojrzał mi prosto w oczy. – Czasami szaleństwo to po prostu maska, która ukrywa nasze prawdziwe oblicze.

Odwróciłam wzrok. Jeżeli wierzyć Lachlanowi, Ames wcale nie był tak zły jak myślałam. Cholera, co ja najlepszego zrobiłam? Podciągnęłam kolana do piersi i oparłam na nich głowę.

– Nawaliłam – szepnęłam, nie mogąc powstrzymać płaczu.

– Delikatnie powiedziane – mruknął w odpowiedzi. – Ale nie obwiniaj się teraz. Z doświadczenia wiem, że to nic nie daje. Spróbuj zadośćuczynić, a nie użalaj się nad sobą.

– Jak niby mam zadośćuczynić czyjąś śmierć? – Próbowałam nie płakać, ale wbrew mojej woli łzy spływały cienkimi strużkami po policzkach. Ze złością otarłam wilgoć wierzchem dłoni.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek można choć trochę naprawić niewybaczalny czyn, który się popełniło, ale zawsze można spróbować, prawda?

Miałam wrażenie, że jeżeli zaraz nie zmienimy tematu rozmowy, rozpadnę się na tak drobne kawałeczki, że nie będzie dało się ich pozbierać i złożyć na nowo.

– Dlaczego cię zamknięto?

– Próbowałem zabić Phyllona, ale stary zgred posłużył się podstępem. Przegrałem i zamiast się mnie pozbyć, torturuje mnie od czasu do czasu, no i oczywiście nie pozwala się stąd ruszyć. Trwa to już jakieś dwa lata.

Wciągnęłam powietrze przez zęby.

– Jesteś tu zamknięty dwa lata?

Skinął głową, a ja zadałam kolejne pytanie.

– Dlaczego chciałeś przejąć władzę?

– Jeśli myślałaś, że Ames jest tyranem, to na pewno nie widziałaś Phyllona. – Zaśmiał się szorstko. – Gwałci, zabija bez powodu, a wodni reptilianie głodują, kiedy on ma wszystkiego pod dostatkiem.

Najpierw poczułam duszący, słodki zapach, od którego zrobiło mi się niedobrze, a później usłyszałam szorstki głos.

– Po co te kłamstwa, synu?

Do krat podszedł wysoki mężczyzna. Śnieżnobiały warkocz sięgał mu pasa, a lazurowe oczy wyglądały na wypłowiałe, jakby straciły blask. Na głowie nosił złotą koronę wysadzaną szafirami. Obszyta grafitowym futrem turkusowa peleryna przysłaniała srebrzystą koszulę i spodnie. W dłoni trzymał złote berło zwieńczone błękitnym diamentem.

Odwróciłam się do Lachlana. Mieli te same włosy, podobne tęczówki i rysy twarzy. Jeśli dobrze myślałam, to...

– Chciałeś zabić własnego ojca? – zapytałam, wytrzeszczając oczy.

– Na to wychodzi – mruknął, podszedł do krat i oparł się o nie. – Czego dzisiaj chcesz? Znowu tortury, czy poszczujesz mnie Stabrosem lub Noleną?

– Dzisiaj nic dla ciebie nie zaplanowałem. Musisz poczekać do jutra. – Król wskazał na mnie berłem. – Przyszedłem po dziewczynę.

– I co niby z nią zrobisz? To zwykły człowiek, nawet nie wytrzyma długo twoich tortur.

W moim ciele rozlał się strach.

– Zabiła Amesa – odparł król. – Chyba jednak na coś ją stać. – Skupił na mnie spojrzenie, a ja się wzdrygnęłam. Było w nim coś... niepokojącego. – Odpowiedz mi teraz na kilka pytań. – Uśmiechnął się paskudnie. – Wyczuwam kłamstwa, dziecko, więc radziłbym tylko mówić prawdę.

Mimo strachu, słyszałam ciągle słowa Lachlana. Osoba, która przede mną stała, gwałciła, mordowała i okradała poddanych. Nie zamierzałam współpracować z kolejnym potworem.

– Ile masz lat i co robisz w Podziemiu?

Wstałam.

– Piętnaście – skłamałam. – I znalazłam się tu przez przypadek.

Phyllon przyjrzał mi się uważnie.

– Kłamiesz i mówisz prawdę – wysyczał. – Które to prawda?

Wzruszyłam ramionami.

– Zgadnij.

Moje pomysły były naprawdę kiepskie. Kraty otworzyły się, Phyllon znalazł się w lochu w ciągu sekundy i cisnął mnie na ścianę. Zamknęłam oczy, czekając na uderzenie, ale moje ciało zetknęło się z innym, łagodząc upadek. Przekręciłam głowę w bok i zobaczyłam zirytowaną twarz Lachlana.

– Jesteś głupia, czy po prostu niczego się nie boisz? – wysyczał mi do ucha. – Nawet potężne jaszczury nie pyskują królowi, Souline.

– Puść ją, synu.

Lachlan opuścił mnie na ziemię, ale zasłonił własnym ciałem. Czułam bijący od niego gniew, na co mimowolnie zadrżałam. Nie miałam pojęcia, co sobie myślałam, ale po raz kolejny popełniłam błąd. Powinnam była po prostu powiedzieć prawdę.

– Skoro dziewczyna jest taka pyskata i nie chce odpowiadać na pytania, przygotuję małe przyjęcie.

Poczułam, jak Lachlan sztywnieje.

– Nie – powiedział napiętym głosem.

– Ależ tak. Rzeź szaraków odbyła się tak dawno temu, że czas ją wszystkim przypomnieć. – Phyllon podszedł do nas powoli. Zauważyłam, że przewyższa syna wzrostem. – Dziewczyna powinna to zobaczyć.

Lachlan wzdrygnął się, a po chwili jego tatuaże rozbłysły lazurowym blaskiem. Nagle opadł na kolana i zaczął krztusić się wodą. Wylewała się z jego gardła, mocząc nagą pierś. Dopadłam do niego, chcąc mu pomóc, ale nie miałam pojęcia jak.

– Jeszcze się nie nauczyłeś, że nie możesz używać mocy przeciwko mnie? – Phyllon cmoknął z dezaprobatą. – Jesteś totalną porażką.

Lachlan spojrzał na mnie z wściekłością, a woda nadal wypełniała mu gardło. Przeniósł wzrok na ojca i zobaczyłam czystą nienawiść. Nie tylko ją zobaczyłam, ale też poczułam.

Phyllon złapał mnie za ramię i szarpnął w górę.

– Idziemy – warknął i pociągnął, gdy nie chciałam iść. Zapierałam się nogami i drapałam jego rękę, lecz nie mogłam wyrządzić mu żadnej krzywdy połamanymi paznokciami.

Odwróciłam się do Lachlana i szepnęłam:

– Przepraszam.

Lachlan próbował coś powiedzieć, ale zamiast głosu wydobyło się z niego bulgotanie. Opadł na ziemię i przestał się ruszać. Próbowałam wydostać się z uścisku, ale król szarpnął tak mono, że myślałam, iż wyrwie mi ramię.

– Dlaczego mu to zrobiłeś?

– Przeżyje.

– To nie oznacza, że możesz topić własnego syna!

Phyllon zdzielił mnie berłem w skroń. Nogi ugięły się pode mną, a ciepła strużka spłynęła ścieżką po twarzy. Ból zaślepił mi wzrok i ledwo mogłam złapać kolejny oddech. Nie wiedziałam, jakim cudem udało mi się utrzymać na klęczkach.

– Nie topiłem Lachlana, sam to zrobił. Wie, że gdy spróbuje użyć mocy przeciwko mnie, zaatakuje sam siebie. Nic z tego, co się wydarzyło nie było moją winą. Gdybyś tylko normalnie odpowiadała na pytania, nic by się nie stało.

No, tak. Znowu nawaliłam. Jeżeli przeżyję do końca dnia, uznam to za prawdziwy cud.

Nie zauważyłam, kiedy pojawili się strażnicy, ale zaraz podniesiono mnie z ziemi i poprowadzono korytarzem. W głowie kręciło mi się tak bardzo, że ledwo szłam. Szurałam stopami, co chwila się potykając. Strażnicy trzymali mnie pod łokcie i praktycznie ciągnęli, żeby nadążyć za szybkim krokiem króla.

Ziemiste korytarze zmieniły się w szklaną podłogę, po którą płynęła woda i ściany, które mieniły się niesamowitym odcieniem pomiędzy srebrem a błękitem. Więcej nie zdążyłam zanotować, ponieważ musiałam zamknąć oczy, aby przypadkiem nie zwymiotować od nieustannie wirującego obrazu i chlustającej pod stopami wody.

Kiedy myślałam, że nie dam rady już dłużej iść bez zwrócenia zawartości żołądka, zatrzymaliśmy się. Uniosłam powieki dokładnie w momencie, kiedy otwierały się przed nami masywne, złote drzwi.

Wkroczyliśmy do ogromnej sali z przeszkloną kopułą, która wpuszczała do środka promienie wschodzącego bądź zachodzącego słońca – straciłam rachubę czasu, więc nie potrafiłam tego określić. Po prawej i lewej stronie ustawiono podłużne szklane stoły i równie kruche krzesła, w których odbijało się światło promieni. Na samym końcu, na podwyższeniu, stały dwa trony w kształcie muszli morskiej.

Na stołach pojawiło się jedzenie oraz wino. Strażnicy zaprowadzili mnie do najbliższego krzesła przy tronach. Z ulgą usiadłam, po czym spróbowałam uspokoić oddech. Nadal czułam, jak krew wsiąka w moje włosy i koszulkę. Płynęło jej tyle, że nie widziałam sensu, aby ją wycierać.

Drzwi stały otworem, a wlewający się przez nie tłum powoli zapełniał salę. Nie wszyscy mieli piękne stroje, jak na uczcie u Amesa, tylko niektórzy poszczycili się wyszukanym ubraniem.

Myślałam, że każdy z reptilianów był bardzo wysoki, a po tym, jak przestałam widzieć iluzję, stali się jeszcze wyżsi, lecz tutaj zauważyłam też niskie jaszczury. Ci, który nie wyróżniali się wzrostem, ubrali się bardzo skromnie, a także wyglądali na zmizerowanych i zmęczonych.

Chciało mi się pić, ale nie zamierzałam niczego ruszać. Po prostu siedziałam, nie wychylając się. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejne błędy. Każdy mój ruch prowadził do zguby, więc pragnęłam uniknąć kopania pod sobą następnych dołków.

Zerknęłam na puste trony, nie wiedząc, gdzie podział się król. Sala wypełniła się, każdy znalazł miejsce, ale nikt nie rozmawiał ani nie jadł. Wszyscy siedzieli nienaturalnie sztywno.

Nagle do pomieszczenia zaczęła wlewać się woda. Chciałam wstać i uciekać, ale zobaczyłam, że nikt z zebranych się nie ruszył, więc zostałam na miejscu, kiedy przesiąkały mi buty. Do sali wszedł, a raczej wpłynął, król. Za nim, w niedalekim odstępie, sunęła kobieta, której suknia przypominała morską pianę. Na mokrych, długich włosach, w których pasmach wsunięto muszelki, nosiła malutką tiarę, która wyglądała naprawdę biednie w porównaniu do bogato zdobionej korony króla.

Oboje zasiedli na tronach – król na większym, kobieta na mniejszym. Jaszczury wstały, pokłoniły się i z powrotem zajęły miejsca. Phyllon bacznie mnie obserwował. Woda wycofała się z pomieszczania, a król podniósł się i zwrócił w moją stronę.

– Gościmy dzisiaj wyjątkową osobę. – Donośny głos poniósł się echem po sali. – Wstań, Souline.

Przełknęłam z trudem ślinę i zrobiłam, co kazał.

– Dzięki niej i jej cudownej współpracy, zdecydowałem się dziś na rzeź szaraków. Dawno się wami nie zajmowałem, a zaczęliście się rozrastać, parszywe szczury. Nadszedł czas na powrót do tradycji. – Uśmiechnął się okrutnie i machnął w moją stronę, żebym usiadła.

Ponownie wykonałam jego polecenie. Wokół mnie rozległy się szepty, płacz i śmiech. Oddech mi przyśpieszył. Czy rzeź oznaczała prawdziwą rzeź? Znowu ktoś przeze mnie zginie? I czym były, do cholery, szaraki?

Nigdy w życiu nie narobiłam większego bałaganu.

Ktoś ze stołu naprzeciwko rzucił we mnie nożem. Odsunęłam głowę w ostatniej chwili, ale i tak ostrze musnęło mój policzek, przelatując obok, żeby ostatecznie wbić się w ścianę. Jasna cholera. W co ja się wpakowałam? Oddychałam tak szybko, że bałam się, że zaraz nie starczy mi powietrza.

– Zabić tę sukę!

Rozpętał się chaos. Kilka jaszczurów rzuciło się na mnie. Nie dałam rady nawet wstać z krzesła. Rozszarpali mi bluzkę, wyszarpnęli garść włosów, a kiedy myślałam, że zaraz mnie zmiażdżą, zostałam zamknięta w bańce z wody i już nikt nie mógł mnie ruszyć.

Król nawet na mnie nie patrzył. Wzrok skupił na jaszczurze najbliżej mnie, którego zaraz porwał gwałtowny strumień. Mężczyzna przepłynął po sali i znalazł się u szczytu tronu, charcząc i plując wodą, którą ociekał.

– Lagino. – Phyllon zwrócił się do kobiety. – Chciałabyś zacząć?

– Z przyjemnością, panie – odpowiedziała, a następnie ujęła w dłoń złoty, wysadzany kamieniami sztylet, który jej podał.

Lagina w swojej ciągle poruszającej się sukni spłynęła po schodach. Mężczyzna cofał się przed nią z wymalowanym na twarzy przerażeniem i paniką, lecz jej to zupełnie nie przeszkadzało. Szła do niego powoli, krok za krokiem, uśmiechając się nieznacznie. Wyglądała, jakby rozkoszowała się każdą chwilą.

Mężczyzna cofnął się aż pod same drzwi, a gdy napotkał plecami przeszkodę, padł na kolana i zaczął błagać. Lagina pochyliła się i załapała go za podbródek.

– Wstań – powiedziała łagodnym, lecz mocnym głosem.

Wykonał rozkaz, a kobieta przystawiła sztylet do jego piersi.

Zabije go.

Zabije go na oczach wszystkich.

Zaczęłam krzyczeć, gdy ostrze przebiło się przez ubranie i pierwsze krople krwi odznaczyły się na szarym materiale koszuli, jednak nikt nie słyszał mnie przez bańkę, w której zostałam zamknięta. Zaczęłam w nią walić pięściami, lecz skutek był identyczny jak wtedy, gdy uderzałam w barierę.

Kiedy Lagina była gotowasię zamachnąć, drzwi sali otworzyły się z hukiem, odpychając królową imężczyznę na dwie różne strony. Z ręki Laginy wyślizgnął się sztylet i potoczyłsię na środek sali, ale leżał zupełnie zapomniany, ponieważ do pomieszczenia wszedłnie kto inny, lecz Ames.

Continue Reading

You'll Also Like

931K 65.7K 58
Od kilku miesięcy wrze w Londyńskich mediach. Londyn doczekał się swoich wybawców. Od jakiegoś czasu jednak ludzie należący do terroryzującego kraj...
1.4K 261 27
Dziesięć lat po tragicznym wydarzeniu nikt nie spodziewa się, że coś lub ktoś naruszy względny spokój. Łowcy żyją tak, jak kiedyś, szkoląc nowych rek...
36.5K 4.4K 26
Na styku czterech światów. Gdy Freya była mała, dowiedziała się, że istnieje coś poza jej małym domkiem przy lesie. Wielu podróżnych przecinających s...
179K 11.1K 107
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...