The Devils' games

By NieZapomniMnie

112K 3.1K 971

Spin-off trylogii Bogowie! W tym układzie to on miał przegrać, nie ja. Historia dzieci Charlotte i Rebekki... More

Informacja
Drzewo genealogiczne
PROLOG
Rozdział 1
Rozdział 2
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
Rozdział 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 3

6.8K 210 55
By NieZapomniMnie

AIDEN

Kiedy powiedział, że zabierze mnie w pewne miejsce, spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że wylądujemy na cmentarzu. Alex nie odpowiadał na żadne z moich pytań. Po prostu szedł w kierunku, który był tylko jemu znany. Ciekawość zżerała mnie od środka, ale wiedziałem, że muszę cierpliwie poczekać na odpowiedzi.

W końcu przystanął przy jednym z nadgrobków, a ja odczytałem napis na nim:

– Octavia O'Kelly. – Zmrużyłem oczy zaciekawiony. – Kim ona była dla ciebie? – Zerknąłem na mężczyznę. Stał z dłońmi wciśniętymi z kieszeni spodni, nie odrywając wzroku od grobu.

– Nie wiem. Rodzice nigdy mi nie powiedzieli. Taka była jej wola. Chciała pozostać anonimowa. – Wzruszył ramionami. – Wiem tylko tyle, że była rodziną mojego biologicznego ojca oraz że firma, która dostała Rosalie, należała do niej.

– Nie uważasz, że to dziwne, że nie chciała, abyście wiedzieli, kim była? – spytałem podejrzliwie.

– Nie chcę w tym grzebać. Po latach udało mi się pogodzić ze śmiercią moich rodziców. Nie chcę rozgrzebywać starych ran – wyznał, a ja zacisnąłem usta, kiwając głową.

Całkowicie go rozumiałem. Był nastolatkiem, gdy stracił rodziców. Trafił wraz z siostrą do domu dziecka, który było pod opieką Findlay'ów. Rosalie była wtedy mała. Nie pamięta biologicznych rodziców w przeciwieństwie do swojego brata.

– Tutaj leżą moi rodzice. – Wskazał głową na dwa następne nagrobki.

– Jak zginęli? – spytałem, wskazując na trzy groby.

– Rodzice... – urwał, a jego głos przybrał bolesną barwę. – Wypadek samochodowy. A Octavia nie wiem. Wiem tylko tyle, że uratowała życie Dominicowi i Scarlett.

– Czemu robią z tego tak wielką tajemnicę? – Myślałem na głos.

– Tajemnice mają to do siebie, że mają przyczynę, której czasami wolimy nie znać.

– Co masz na myśli? – Zerknąłem na niego z konsternacją.

– To, że niewiedza jest bezpieczna. – Poklepał mnie po ramieniu, po czym odwrócił się na pięcie, ruszając ku wyjściu z cmentarza.

Alex mógł mieć rację, ale ja byłem zdeterminowany, aby odkryć to, co kryjąc nasi rodzice. Może w tym wszystkim odkryję, kim tak naprawdę sam jestem. Na razie jest zgubiony. A może dowiem się, jak odzyskać moją małą Val.

****

Stare śmieci mają to do siebie, że lubimy do nich wracać. Do byłych, do miejsc, do wspomnień. Choć kompletnie nam to nie służyło. Takim też sposobem zaparkowałem moje auto na parkingu starej szkoły. Do końca nie wiem, jak się tutaj znalazłem. Wsiadłem do pojazdu i zacząłem krążyć po mieście, myśląc o wszystkim i o niczym, aż w końcu zajechałem do swojego starego liceum.

Parking był pełny aut, ale żadnej żywej duszy, co zapewne było spowodowane trwającymi lekcjami. Ruszyłem w kierunku boiska, sięgając po paczkę fajek. Usiadłem na trybunach, spoglądając na drużynę, która trenowała.

Nikt szczególnie nie zwracał na mnie uwagi, co mnie zadowalało. Wędrowałem wzrokiem po boisku, aż zatrzymałem się na grupie cheerleaderek, która trenowała. Zawsze uważałem, że ich spódniczki są za krótkie, ale jako gówniarz nigdy na to nie narzekałem. Widoki podczas treningów mnie zadowalały, ale i wielokrotnie rozpraszały.

– Gdzie u licha jest Hughes?! – wydarła się kapitanka ekipy pomponiar, co zawróciło moją uwagę. Jedna z dziewczyn coś odpowiedziała, na co ona pokręciła głową z dezaprobatą.

Wątpiłem w zbieżność nazwisk, ale nigdy nie podejrzewałbym Val o bycie w składzie pustych panienek, które skaczą z pomponami. Podczas mojej nieobecności musiało wiele się wydarzyć.

– Tutaj się nie pali. – Aksamitna barwa z nutką groźby uderzyła w moje bębenki. Na moje usta wypłynął nikły uśmiech, zanim ponownie się zaciągnąłem.

– Naskarżysz na mnie, mała Val? – spytałem ironicznie, nie zaszczycając jej wzrokiem. Usłyszałem szelest piachu pod jej butami, a po chwili jej cień mnie okrył.

– Skarżenie jest dziecinne – odparła, opadając tyłkiem na ławkę. Omiotłem wzrokiem jej twarz. Oblizała koniuszkiem języka dolną wargę, zarzucając nogę na nogę. Kilka niesfornych kosmyków uciekło z jej kucyka, poruszając się na wietrze.

– Więc, co zrobisz? – drążyłem, uporczywie się w nią wpatrując. Przekręciła głowę w moją stronę, blokując nasze spojrzenia. Czekoladowe oczy hipnotyzowały, przyprawiając mnie o gęsią skórkę.

W chwili mojej nieuwagi zabrała mi papierosa, zrzucając go na ziemię, a następnie zdeptała go butem.

– Myślę, że to była dosadna odpowiedź. – Puściła mi oczko, po czym podniosła się, a podmuch delikatnego wiatru sprawił, że materiał spódniczki zatańczył. Utkwiłem w tym miejscu wzrok, pochłaniając jej odkryte nogi.

– Nie poznaję cię – słowa wyrwały się z moich ust. Dziewczyna zamarła w miejscu, marszcząc czoło, gdy zerknęła na mnie przez ramię.

– Nigdy tak naprawdę mnie nie znałeś – stwierdziła oschle, powodując, że moje serce boleśnie się zacisnęło.

– Nie prawda – zaprzeczyłem, podnosząc się. Val parsknęła, kręcąc głową.

– Jaki jest mój ulubiony kolor? – spytała, czym wprawiła mnie w zaskoczenie.

– Hughes do mnie! – krzyknęła jej kapitanka, na co z trudem powstrzymała się skrzywienie.

– Jak do psa – mruknęła, ruszając w jej kierunku. Obserwowałem, jak się oddalała. Upajałem się sposobem, w jakim jej biodra się poruszyła. Jak jej włosy tańczył na wietrze.

– Pistacjowy! – krzyknąłem, gdy dołączyła do ekipy. Gwałtownie się odwróciła, a na jej twarzy pomimo odległości dostrzegłem zaskoczenie. Uśmiechnąłem się zadowolony z jej reakcji.

Za diabła nie wiedziałem, co to był za kolor, ale kilka razy obiło mi się o uszy. Byłem pewny, że kiedyś o tym wspomniała, a ja zapamiętałem.

****

Valencia

Cały trening byłam rozproszona i było to spowodowane pojawieniem się intruza. Jakim cudem wiedział, jaki jest mój ulubiony kolor? W ogóle wiedział, co to za kolor?

Próbowałam wyrzucić go z głowy, ale dziewczyny z drużyny podniecały się na powrót diabła szkoły. Nie wiem, skąd dostał taki przydomek, ale każdy wiedział, kim jest diabeł Miami. Wiedziałam, że zdobył jakieś zasługi jako członek szkolnej drużyny, ale minęły cztery przeklęte lata.

Oczywiście po treningu kapitanka suka musiała zaprosić mnie na słówko. Boże, jak ja jej nie cierpiałam. Gdy dziewczyny ruszyły do szatni, my usiadłyśmy na ławce.

– Nie mogę tolerować twojego zachowania – zaczęła poważnie, wbijając we mnie ostre spojrzenie. – Chodzisz ostatnio rozproszona i wcale nie skupiasz się na treningach, co odbija się na składzie. – Przewróciłam oczami. Utkaj się. – Jeśli tak dalej będzie, będę musiała znaleźć za ciebie zastępstwo – oświadczyła, na co otworzyłam szeroko oczy w zdumieniu.

– Zawody są za trzy tygodnie. Nie możesz zmienić mnie na kogoś innego – wycedziłam przez zęby.

– Mogę i to zrobię – zapewniła, a na jej usta pojawił się chytry uśmiech. Od dawna próbowała mnie wykurzyć ze składu, a ja robiłam wszystko, aby nie dać jej najmniejszego powodu. Niestety powrót Aidena wszystko zniszczył. Dałam tej suce powód. Kurwa.

– Pani Dyrektor...

– Moje argumenty są silne, a jej zależy, abyśmy wypadły jak najlepiej, Valencia – wtrąciła, nie dając mi dokończyć. – Nieważne jak dzianych masz rodziców, moje słowo jest silniejsze. Pogódź się, że pieniążki rodziców ci nie pomogą. – Sapnęłam wściekła. Jak mogła coś takiego w ogóle zasugerować? – Mam na ciebie haki, więc radzę ci się ogarnąć – zagroziła.

– Ah, tak? – Wystrzeliłam brwi ku górze. – Niby co takiego? – zakpiłam.

Byłam wzorową uczennicą. Nie mogła mi nic zrobić.

– Wiesz, że ludzie lubią plotkować? Nic nie znika. Choćby sprawa twoich rodziców. – Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, do czego pije. – Co by się stało, gdyby cała szkoła dowiedziała się, że twoja matka sypiała ze swoim wykładowcą? Co by ludzie powiedzieli, gdybym rozniosła plotkę, że wcale nie różnisz się od mamusi?

Słuchałem jej z niedowierzaniem, a usta rozchyliłam w szoku. Wpatrywała się w nią, a w jej oczach czaiła się wyższość. Czuła się lepsza ode mnie. Chciała mną pomiatać, jak jakąś szmacianą lalką.

Jak mogła coś takiego insynuować?

– Nikt ci nie uwierzy – warknęłam, zaciskając palce na pasku torby tak mocno, że knykcie mi pobielały.

– A uwierzą tobie? Kujące? Oczywiście, że uwierzą mi, a nie nic nieznaczącej lasce.

Jej słowa były jak kolejny policzek. Zacisnęłam usta, podnosząc się. Podążała za mną wzrokiem, wyczekując reakcji. Jednak nie dostanie jej.

– Jeśli kręci cię gnębienie rówieśników, to lepiej naucz się dobierać sobie ofiary, bo chujowo ci idzie – zaczęła, górując nad nią. – Jeśli myślisz, że uda ci się mnie zastraszyć, to jesteś w grubym błędzie. – Rozchyliła usta, aby coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do głowy. – A i powinnaś zrobić coś ze swoim kompleksem tatusia. Przykro mi, że moim adopcyjni rodzice nie szczędzą mi pieniędzy w przeciwieństwie do twojego starego, który nawet nie chce się do ciebie przyznać.

Dziewczyna gwałtownie się podniosła, wymierzając w mój policzek cios. Huk rozniósł się po boisku. Zmieliłam w ustach przekleństwo, łapiąc się za zaczerwienioną skórę.

– Ty mała kurwo – warknęła, zaciskając dłonie w pięści. – Zadarłaś z niewłaściwą osobą, Hughes. Nie jesteś już częścią drużyny.

Prychnęłam, kręcąc z rozbawieniem głową.

– Z czego rżysz? – syknęła, a z jej oczu ciskały pioruny.

Uniosłam wzrok, uśmiechając się przy tym, po czym z pięści przywaliłam jej w twarz. Zatoczyła się do tyłu, a z jej rozciętej wargi poleciała stróżka krwi.

– Nawet nie wiesz, jak długo marzyłam, aby to zrobić.

Odwróciłam się na pięcie, unosząc dłoń z wystawionym środkowym palcem w kierunku tej kretynki.

Do diabła z tą drużyną, szkołą i ludźmi. Mogą pocałować mnie w dupę.

Kapitana rzucała obraźliwymi epitetami w moim kierunku, ale puściłam je mimo uszu. Nie zamierzałam marnować czasu na szmatę, która nadaje się tylko do wytarcia nią podłogi.

****

Weszłam do biura cioci Charlotte. Przychodziłam tu trzy razy w tygodniu, aby sobie dorobić. Pomagałam jej w prostych czynnościach jak sprzątanie czy porządkowanie dokumentacji, a przy tym mogłam obserwować jej prace i nabywać doświadczenia.

– Hej, Kylie – przywitałam się z asystentką cioci, a ona obdarowała mnie przyjaznym uśmiechem. Podałam jej kawę, na co westchnęła błogo.

– Dziękuję ci. Zasypiam na siedząco. – Zaśmiała się. – Ile jestem ci winna? – spytała, sięgając do torebki po portfel.

– Nie kłopocz się. – Machnęłam ręką. – Stawiam.

– Następnym razem jak ci postawię – zastrzegła się, na co pokiwałam głową zgodnie. – Charlotte siedzi w biurze. – Skinęła w kierunku zamkniętych drzwi. Nie zwlekając, weszłam do środka, uprzednio pukając.

Blondynka siedziała na biurku, rozmawiając przez telefon. Wskazała dłonią, abym usiadła i poczekała. Odwróciła głowę, ale szybko z powrotem na mnie spojrzała, gdy dostrzegła zaczerwienienie na mojej twarzy.

– Taylor muszę kończyć. Oddzwonię do ciebie za momencik – rzuciła pospiesznie do słuchawki, po czym zeskoczyła z blatu, a stukot szpilek odbił się od ścian. – Co ci się stało? – spytała, gdy chwyciła mnie za brodę, aby lepiej przyjrzeć się zaczerwienieniu. – Czy ten kutas znów podniósł na ciebie rękę? – Jej spojrzenie stwardniało, gdy uważnie mi się przyglądała.

– Spokojnie, ciociu. Posprzeczałam się z kapitanką. – Wzruszyłam ramionami.

– Tutaj doszło do rękoczynów, a nie sprzeczki, Valencia! – Uniosła się, karcąc mnie wzrokiem. – U licha! O co między wami doszło? – Zajęła miejsce obok mnie.

– Wyrzuciła mnie z drużyny – przyznałam półszeptem. Charlotte otworzyła szeroko oczy w zdumieniu. – Twierdzi, że się nie nadawałam.

Nie zamierzałam poruszać tematu gróźb. Pozbyła się mnie, więc nie miała powodu ich spełniać. Chyba.

– I dlatego cię uderzyła? – Zmarszczyła czoło, próbując zrozumieć zaistniałą sytuację. – Czego mi nie mówisz?

– Zdenerwowałam się i mogłam pojechać po jej ojcu? – Skrzywiłam się, obawiając się jej reakcji. Kobieta złapała się za nasadę nosa, zaciskając powieki.

– Dziewczyno, czemu to zrobiłaś? Nigdy nie jedzie się po czyiś rodzicach! – Uderzyła dłonią o udo. – Ależ to nigdy!

– Wiem, wiem. Poniosło mnie – wymamrotałam, bawiąc się paskiem od torby.

– To nie jest wytłumaczenie – skarciła mnie, na co przewróciłam oczami.

– Byłam zła, a ta suka nacisnęła mi na odcisk!

– Nie wyzywaj! Uczyliśmy się szacunku.

– Ta? Gdy wuj wyklina ciocię od ropuch, a ona jego od skończonego kretyna? – zakpiła, spoglądając na nią wymownie.

– Oni tak z miłości sobie dogryzają – tłumaczyła, na co prychnęłam.

– Ależ oczywiście ciociu. A ja z miłością zaserwowałam jej prawego sierpowego – odparłam. Kobieta nie ukrywała załamania moją postawą. No cóż, jeden zero dla Valencii.

– Naprawdę chciałabym cię nastraszyć, że naskarżę twojej mamie, ale ona jeszcze ci przyklaśnie. – Wypuściła z frustracją powietrze z płuc. – Najwidoczniej jaka matka taka córka.

– Spokojnie ciociu. To się już nie powtórzy – zapewniłam. Obie świetnie zdawałyśmy sobie sprawę, że moje słowa są puste, jak głowa tej kapitanki, ale udawałyśmy, że było odwrotnie, aby nie musieć ciągnąć tego tematu.

– No dobrze, a teraz weźmy się do pracy. – Uderzyła dłońmi o uda, na co podskoczyłam. Podniosła się, a na jej usta wkradł się uśmiech, który nie zwiastował nic dobrego. – Dzisiaj potowarzyszy ci Aiden.

"And I don't want the world to see me 'Cause I don't think that they'd understand. When everything's made to be broken I just want you to know who I am."

Continue Reading

You'll Also Like

40.6K 1.9K 14
Marianne po wielu latach udawania, wkońcu postanawia przekonać się na własnej skórze, co oznacza prawdziwe życie. Wylatując na studia kilka tysięcy k...
303K 11.4K 24
Gdzie oboje mieli nadzieje, że to jeszcze nie koniec. Druga część opowiadania ,, Living With The Enemy " 24.08.2018 - #37
267K 10.4K 34
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
66.5K 6K 42
Gdzie Nathaniel z tęsknoty pisze wiersze o i dla Ruby.