"W Pogoni za jutrem" - JWS (p...

By Klaudynka_1234123

5.4K 239 408

Wejdź do świata, gdzie smoki i ludzie mogą ze sobą współpracować. Odwiedź krainy, gdzie ludzie na nich latają... More

Witam
Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Epilog

Rozdział 32.

51 4 14
By Klaudynka_1234123

Stoik

Gdy odzyskałem świadomość, nie miałem pojęcia jaka była pora dnia. Noc? Może dzień? Gdzie byłem? Otworzyłem oczy, zresztą z trudem, bo paliły jak cholera. Siedziałem w klatce. W osobnej była Angela i Oskar. W kolejnej leżał nadal nieprzytomny Czkawka. Był taki spokojny jak spał... Co się ze mną działo? Dlaczego chciałem go zabić? Co to były za głosy? Czy to sprawka Aidena? Pewnie tak. Nienawiść do niego zniknęła, zupełnie.

Do pomieszczenia wszedł miniony Aiden. Jak zwykle cały na czarno. Za nim dwa smoki, które były równie hebanowe jak ich właściciel. Na jego prośbę położyły się przy wejściu i czuwały, co chwilę strzygły uszami.

- Ooo, jak miło. Cała rodzinka w komplecie. - rozłożył ręce, jakby chciał każdego z nas uścisnąć. Złudne nadzieje.

- Tak, w komplecie. Szkoda, że ty do niej nie należysz. - warknąłem. Zauważyłem, że Czkawka zaczął się budzić.

- Mi nie szkoda. Wolę być sierotą niż mieć ciebie za ojca. Nie tylko jeden tak uważam. - mruknął, patrząc na Czkawkę. Kucnął, bawiąc się kciukami. - Jak tam, Czkawka? Wybacz, uśpienie cię było koniecznością.

- Chociaż odeśpię wszystkie nieprzespane noce. - sarknął, a później spojrzał na każdego z nas. - Dlaczego tu jesteśmy? Kim ty jesteś? Dlaczego ścigałeś mnie po całym archipelagu?

- Ja nazywam się Aiden Denholme. Choć na prawdę nazywam się Aiden Haddock. Jak się masz, bracie?

Zielonooki nie mógł zrozumieć co właśnie usłyszał. Spojrzał wprost na mnie - jego wyraz twarzy wyrażał całą złość i obrzydzenie, ale nie powiedział ani słowa.

- Pewnie się zastanawiacie co tu robicie. - szepnął, wstając z kucek. Obrócił się do nas tyłem, pstrykając palcami. - Ha! Ale zabawa.

- Domyślam się. - mruknąłem w jego kierunku. Oskar przytulił się do matki.

- Chylę czoła za spostrzegawczość. - ukłonił się przede mną, a następnie przed Czkawką. - Mam pomysł! - krzyknął, jakby miał parę lat i pomysł na dobrą zabawę. - Skoro ty skrzywdziłeś mnie - wyjął miecz z pochwy i jego końcem wskazał na Angelę i Oskara. - to ja skrzywdzę ich. Będziesz patrzył jak cierpią, jak ja patrzyłem na śmierć mojej matki.

- Nie... Nie! Oni nie są niczemu winni - prosiłem, dotykając krat. Nie mogłem pozwolić na to, co zamierzał zrobić.

- Ależ wiem - mruknął Aiden, głaszcząc Nocną Furię, która zaczęła się o niego łasić. - Ale ja nie byłem niczemu winny dwie dekady temu, a zostałem porzucony. Moja mama nie była niczemu winna, a umarła. Każdy był niewinny... oprócz ciebie. Umarła bo chciałeś pozbyć się niewygodnej przeszłości. Czas odpokutować. - warknął. - Zapłacisz za przeszłość drugiego syna. Słyszałem, że został podobnie potraktowany, a nawet gorzej. Czyż nie?

Czkawka patrzył na wodza Czarnych, widziałem, że miał mieszane uczucia. Z jednej strony musiał przyznawać mu rację. Nie byłem wzorem do naśladowania.

Ostatni raz pogłaskał smoka, a później zawołał kolejnego. Niebezpiecznego Truciciela.

- Na pierwszy ogień pójdzie młody. Takich małych zawsze najbardziej szkoda. - mruknął. Angela trzymała syna najsilniej jak mogła, ale jej matczyna miłość nie równała się nawet w minimalnym stopniu z mięśniami Aidena. - Słyszałem, że chciałem prosić Czkawkę o wytresowanie smoka.

- Proszę pana... niech mnie Pan... puści... proszę. - krajało mi się serce, widząc takie dzieciątko. Miałem ochotę krzyczeć, szarpać, rozpłatać te druty i udusić Aidena. Był złem wcielonym.

- Jesteś potworem! - warknęła kobieta.

- Pamiętaj, że potwory się nie rodzą, a zostają stworzone - szepnął, patrząc w jej niebieskie oczy. Wzrok skierował na mnie. - Bądź wdzięczna jemu. - Aiden wyrwał z Oskara z objęć matki i puścił go na środku sali. - Brać go. - rozkazał z zimną krwią.

- Nie! Błagam! - płakała Angela, wrzeszczała, piszczała i wyrywała sobie włosy z głowy, ale nie mogliśmy nic zrobić. Nic. To bolało najmocniej.

Smoki go otoczyły, a najstarszy z moich trzech synów oparł się o klatkę Angeli i skrzyżował ręce na piersi. Patrzył na rozpacz rodziców i przerażenie w oczach Oskara. Czkawka też cierpiał, najwidoczniej nie przywykł do sprawiania przemocy niewinnym. Chociaż tyle dobrego. Chociaż on był... dobry. Wdał się w Valkę, dzięki Thorowi.

- Zabić. - mruknął od niechcenia. Szarpałem kraty, próbowałem wygiąć druty, ale stały niczym niewzruszone żelazne węże. Z bólem w sercu patrzyłem, jak smoki w okamgnieniu zabity mojego najmłodszego synka. Synka, który miał niecałe siedem lat i nie był niczemu winny. Niczemu winny. Niczemu winny...

Niewinny.

Aiden stał jak wcześniej. Nie był w najmniejszym stopniu wzruszony. Angela wyła z bezsilności i ciągle patrzyła w miejsce, gdzie leżało ciałko chłopca. Czkawka odwrócił wzrok.

Denholme odbił się od klatki i usiadł obok mnie. Przekrzywiając głowę, wskazał na trupka.

- I co, ojcze? Boli? Mam nadzieję, że tak. - warknął, wstając i krążąc wokoło. Nienawidziłem go. Miałem ochotę rozszarpać, rozgryźć, udusić... - Jeśli nie boli, to kolejnym ce-lem - przeliterował, bawiąc się sprzączką od paska - będzie ona.

- Nienawidzę cię. - próbowałem go złapać zza krat, ale się nie dał. - Żebyś zdechł w męczarniach.

- Oj, już mi nie słodź. Dziękuję. - uśmiechnął się, ale to było coś na wzór grymasu. - Zabijesz ją ty, czy moje zwierzątka?

- Jesteś... Jesteś... - mówiłem jak nakręcony, podczas gdy jeden z ludzi Aidena wyciągnął moją żonę na środek sali.

- Jaki? Mściwy? Zły? Arogancki? - zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu i zakładając ręce na biodrach.

- Jesteś skurwysynem. - szepnąłem.

- Najlepsze co od ciebie usłyszałem i prawdziwe. - mruknął, machając dłonią do gadów, które okrążyły kobietę z każdej strony. Żywiły się jej strachem i bólem. Doprowadzały do szaleństwa. Nie chciałem wiedzieć jak się czuła. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo jeden z nich ją dosięgnął i rozszarpał jej gardło.

Zostaliśmy tylko ja, Czkawka i dwa martwe ciała na posadzce. Gdybym mógł cofnąć czas... zmieniłbym wszystko! Traktowałbym każdego z szacunkiem, miłością, nigdy nie podniósłbym na niego ręki! Nasze życie potoczyłoby się... inaczej.

- Was póki co oszczędzę. Trzeba pocierpieć, czyż nie? - zaśmiał się, wycierając dłonie w ścierkę. Podszedł do Czkawki i coś szeptał. Niestety nie słyszałem. Za bardzo szumiało mi w głowie. Już nigdy więcej miałem nie porozmawiać z Angelą i Oskarem. Zmarli tylko dlatego, że byłem z nimi powiązany. Byłi Thora winni!

Czkawka

Głowa bolała mnie niemiłosiernie i nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie widziałem. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem! Wodzem Czarnych był mój brat? Nie...

Mimo, że nie lubiłem Chuliganów, było mi ich szkoda. Nie mieli nic wspólnego z Stoikiem i jego złymi decyzjami z przeszłości. Zginęli dla idei.

- Więc? Dołączysz do mnie i oszczędzisz bliskich? Czy chcesz skończyć jak oni? - wskazał ruchem brwi na leżące nieopodal ciała. Zebrało mi się na wymioty.

- Wolę umrzeć niż z tobą współpracować - splunąłem mu pod nogi. - Bracie.

- Hm. Masz szczęście. Posłużysz za zakładnika. Tortur ci nie odmówię, nie martw się... - Odszedł.

Patrzyłem na smoki, które wylizywały krew z betonu. Nigdy bym nie pomyślał, że, na przykład Szczerbatek, byłby w stanie zrobić coś takiego. Starałem się o tym nie myśleć. Musiałem stąd jak najszybciej uciec, ale póki co byłem zmuszony wsłuchiwać się w płacz ojca. Było mi go... żal. Strata kogoś bliskiego zawsze bolała. Nikomu tego nie życzyłem.

•••

Miałem dość siedzenia w tym pomieszczeniu z ojcem. Żaden z nas się nie odzywał. Nie wiem ile czasu spędziliśmy w ciemnościach. Wyliczyłem, że jeden z ochroniarzy wszedł z kromką chleba dokładnie dwanaście razy. Raz mnie uderzył. Nie miałem siły, by mu oddać.

Stoik też był zmęczony. Zabito mu najdroższych, nie mógł się z tym pogodzić. Każde jedzenie podsuwane przez ludzi Aidena oddawał nienaruszone. Zauważyłem, że marniał w oczach.

Byłem ciekawy co się działo z Rachel? Czy była bezpieczna? Coś jej groziło? Czy ją też pojmali? Co z mamą? Co ze Szczerbatkiem? Co z Jackiem i resztą? Co z Alanem i Lisą? Czy próbowali mnie znaleźć? Czy byli ranni? Co z wyspą? Tyle pytań, a umierałem z braku informacji.

Aiden wszedł do środka; musiał być świeżo po umyciu się, ponieważ jego zazwyczaj ułożone włosy były w nieładzie. Właśnie poprawiał rękawy koszuli. Stoik nie zaszczycił go spojrzeniem. Nadal nie mogłem uwierzyć, że byłem z tym człowiekiem spokrewniony.

- Przemyślałeś temat? - mruknął. Podniosłem głowę i podałem mu najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było mnie stać. Machnąłem głową na bok, by włosy opadające mi na czoło nie zasłaniały widoku tego brutala.

- Nigdy. - Za tą odpowiedź zostałem spoliczkowany. Zagryzłem zęby i nie spuszczałem z niego spojrzenia.

- Może... zmienisz zdanie, jeśli powiem, że mam kogoś, na kim ci zależy? - szepnął podstępnie. Nie mogłem stwierdzić czy mówił prawdę. Czy porwał Rachel? Valkę? Szczerbatka?

- Zostaw ich. Nie mają nic wspólnego z tobą. - warknąłem, rozglądając się po pomieszczeniu. Zobaczyłem, że do chaty ktoś wszedł. Kobieta. Patricia. Stanęła na równi z szefem i uśmiechnęła się w moim kierunku. Wódz Czarnych nie zaszczycił jej spojrzeniem, kontynuował rozmowę ze mną.

- Słyszałem, że szukałeś wyspy Nocnych Furii. Jak idą poszukiwania? - Nie odpowiedziałem, bo nawet jakbym wiedział, to bym się z tym nie podzielił. Skupiłem się na Patricii, która czerpała satysfakcję z patrzenia na mnie.

- Dlaczego mu pomagasz? - spytałem, podchodząc na tyle blisko jak mogłem.

- Czkawka - moje imię w jej ustach brzmiało tak, jakby miała za chwilę na kogoś splunąć. Było pełne drwiny. - ty jesteś taki naiwny? Nie wiesz?

- Nie mogę sobie wyobrazić. - mruknąłem. Dziewczyna obeszła klatkę dookoła i poprawiła koka, który spinał jej równo obcięte włosy.

- Wódz Herring, jak jeszcze żył, działał mi na nerwy. Nie był sprawiedliwy wobec mojej rodziny, gdy jeszcze żyła. Co prawda, to ludzie Aidena zabili moich... rodziców i siostry - spojrzała na niego z wyrzutem. - Ale to było zło konieczne. Kolejnym powodem była Eva. Zabrała mi mojego Jamesa. Chciałam się zemścić i mi się udało. Jesteś tu. Znając życie niedługo umrzesz. Twoi znajomi tu przylecą...

- Nie waż się tak mówić. - warknąłem, spluwając jej pod nogi. - Najwyraźniej James cię nie kochał, skoro wybrał inną. Powinnaś się z tym pogodzić. - dziewczyna prychnęła i wepchnęła coś do ręki Aidenowi. Najwyraźniej głównie po to tu przyszła.

- Koniec - wtrącił się czarnowłosy, łapiąc Patricię za rękę. - tej kłótni. Patricio, moja droga, wyjdź.

Dziewczyna spojrzała na mnie ze zlekceważeniem i wyszła, trzaskając drzwiami. Znów zostaliśmy sami.

- Wracając do głównego tematu - mężczyzna usiadł na stołku na przeciwko mnie i zaczął ostrzyć miecz - Co do wyspy Nocnych Furii... Znalazłem ją.

Co? Jak? Ja próbowałem parę lat i nie było rezultatów! Jak tego dokonał?...

- Masz wybór. Będziesz współpracował, a ja w zamian cię tam zaprowadzę. - rozłożył ręce, jednocześnie odkładając ostrzałkę. Moja odpowiedź brzmiała nie. - Trudno. Namyśl się, ale nie masz dużo czasu. Pamiętasz? Mam kogoś, kto jest ci bli-ski. - przeliterował i zamknął za sobą drzwi.

Astrid

Leciałyśmy któryś dzień z rzędu, ale zgubiłyśmy smoka, za którym goniłyśmy. Byłyśmy w kropce. Nie miałam zamiaru zostawiać Stoika, Angeli, Oskara i Czkawki w potrzebie. Byłam im to winna.

Okazało się, że nie tylko my próbowałyśmy znaleźć zaginionych. Od wschodu nadlecieli smoczy jeźdźcy - Rachel, która leciała na Szczerbatku, Viggo, Jack, Marianne, Eva, Triss, James i Valka. Smok Powell leciał bez jeźdźca.

- Nie kłóćmy się. - zakomunikował czarnoskóry, patrząc głównie na mnie i na narzeczoną Haddocka. - Mamy wspólny cel.

Zgodziłam się, bo było mi to na rękę. Lecieliśmy wspólnie.

•••

Po paru godzinach lotu zauważyliśmy wyspę. Wylądowaliśmy na niej i czym prędzej schowaliśmy się zza drzewami. Byłam przekonana, że dobrze trafiliśmy, choć było za cicho jak na wyspę Czarnych. Z tego co słyszałam kochał przeprowadzać tortury. Gdzie te wrzaski i jęki?

- Parę osób musi zostać na czatach. Reszta pójdzie dalej. - mruknął Jack, wskazując na ochroniarza oddalonego o parę stóp. Do środka idę ja, Viggo, Valka, James i Rachel. Reszta zostaje tu i w razie czego likwiduje zagrożenie. Z ukrycia. - podkreślił. Zgodziliśmy się, musieliśmy współpracować. Patrzyłam, jak się oddalali. Musiałam czekać na ich poczynania. Nienawidziłam nicnierobienie, gdy inni narażali życie.

Rachel

Cicho i szybko wslizgnęliśmy się na teren obozu. Byliśmy ubrani w ciemne ubrania, więc nie było problemu. Smoki patrolowały teren z zewnątrz. Usłyszałam krzyk, który był przepełniony bólem. Nie mogłam go znieść, ale... zignorowałam to. Liczyło się jedno.

Ochroniarz przechadzał się od jednego końca uliczki do drugiego. Na ramieniu trzymał miecz. Widziałam, że miał również w kaburze dwa sztylety. Musieliśmy go ominąć możliwie jak najszybciej.

- Idziemy tędy. - szepnął brat, wskazując ciemną uliczkę, która była centralnie przed nami. - Biegniemy po kolei, gdy jest odwrócony.

Na pierwszy ogień poszła Valka. Poradziła sobie doskonale, lata ukrywania się zrobiły swoje. Poruszała się bezszelestnie. Kobieta przykleiła się do ściany, gdy wiking zaczął iść w naszym kierunku. Gdy znów był tyłem przebiegł James. Rozejrzałam się. Musieliśmy poczekać, bo na drogę wyszło parę ludzi. W jednej z nich rozpoznałam Patricię. A to szlama.

- Czy to Patricia? - pokiwałam Jackowi na zgodę, jak dobrze, że nie miałam zwidów i on ją też rozpoznał. Po wszystkim trzeba będzie zakomunikować Jessice, gdzie znajdowała się jej była koleżanka.

Wiking patrolujący uliczkę przeniósł się do innego regionu wyspy. Najwyraźniej była zmiana warty. Wykorzystaliśmy to i wszyscy na raz poszliśmy do reszty grupy. Śledziłam wzrokiem Patricię, która nagle weszła do jakiejś chaty. Wyszła z niej z mieszkiem w ręku. Musieliśmy wybadać pomieszczenie.

- Idę tam. - mruknęłam do reszty.

- Ale nie sama. - szepnął Viggo. - Idę z tobą i za chwilę wrócimy.

Wyszliśmy z zaułka i wslizgnęliśmy się do środka. Pokój był wypełniony mapami, planami, fiolkami oraz różnymi rodzajami broni.

- Rachel, spójrz tutaj - szepnął Viggo, wołając mnie do siebie. Przed nim wisiała mapa archipelagu, na której była zaznaczona wyspa Nocnych Furii. Była wysunięta na południowy-zachód i miała kształt przypadkowo położonego łańcuszka, czyli była długa, ale wąska. - A patrz na to - tym razem w dłoni trzymał stary manuskrypt, który był zatytuowany tak samo jak wyspa. Bez słowa wyjęłam mu ją z rąk i wsunęłam do torby. To samo zrobiłam z różnymi mapami, które wydawały się ważne. Przerysowałam położenie wyspy na pergamin i go też schowałam. Gdy wyszliśmy, wszystko schowałam do siodła Błysk. Musieliśmy z tym wrócić do domu.

Ruszyliśmy dalej. Musieliśmy znaleźć pozostałych. Gdy krążyliśmy i omijaliśmy mieszkańców wyspy, miałam w głowie jedną myśl - nie ważne co miało się dziać w przyszłości, chciałam być żoną Haddocka. Za bardzo mi na nim zależało. Usłyszałam krzyk. Tym razem należał do chłopaka. Krew dudniła mi w głowie. Wiedziałam, że to nie Czkawka, ale równie dobrze to mógłby być on. Stąpałam powoli, za mną pozostali. Znów usłyszałam głosy torturowanych ludzi. Tym razem nie byłam pewna co do tego, do kogo głos należał.

Kolejny wrzask. Głośniejszy i już nie miałam żadnych wątpliwości, do kogo należał. To był Czkawka.

- Nie waż... Nie... Ugh... A żeby!...

Ruszyliśmy pędem do źródła dźwięku. Nie interesowało mnie nic oprócz niego.

2291 słów

Continue Reading

You'll Also Like

137K 7.1K 101
Została dodatkowym członkiem rodziny Blackmak, która oczerniła cesarza i zmieniła go w tyrana. Zaciemniony tyran ma obsesję na punkcie głównej bohate...
9.7K 1.1K 27
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
41.9K 2.6K 178
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
674K 13.8K 51
Life for Kailie Gilbert has never been easy. Most of her family hated her from the moment she was born, and she couldn't make many friends. After aba...