(3) Harry Potter and the Best...

By Zikonest

20.1K 1.8K 683

Ah tak, trzeci rok. Rok w którym ma najmniej do czynienia z Voldemortem, a jednak tak dużo się dzieje. Jaka s... More

Rozdział 1: Ośrodek Pomocy Dla Bezdomnych Psów
Rozdział 2: Nikt Nie Powiedział, że Trenowanie Psa Będzie Łatwe
Rozdział 3: Marge i wyprawa do Dziurawego Kotła
Rozdział 4: Prawda Zawsze Wyjdzie na Jaw
Rozdział 5: Pociąg, Dementorzy, Drama - Normalne Rozpoczęcie Roku
Rozdział 6: Bogin
Rozdział 7: Prawda Zawsze Wyjdzie Na Jaw, część 2
Rozdział 8: Wyzwolić w Sobie Bestię... Może to Już Czas na Kocimiętkę?
Rozdział 9: Zdobycie Ważnego Elementu Planu
Rozdział 10: Syriusz Black i Peter Pettigrew
Rozdział 12: Zasadzka
Rozdział 13: Więc... Jakie Będzie Następne Niebezpieczne Stworzenie?
Rozdział 14: Najlepsze Święta?
Rozdział 15: Uczuciowe Rewelacje
Rozdział 16: Wakacje
Kolejna część

Rozdział 11: Sansa, Skarbie, Co Się Tam Stało?

1K 116 16
By Zikonest

Lupin stał przed kominkiem swojego gabinetu, patrzył z góry na Petera i głęboko wzdychał. Na zewnątrz, w klasie, mógł usłyszeć, jak Syriusz wypuszcza z siebie śmiech, dźwięk, którego nie słyszał od tak dawna, nawet przed śmiercią Jamesa i Lily. Potterowie byli jak klej, który trzymał ich wszystkich razem i gdy tylko Dumbledore ich ukrył, między Lupinem i Syriuszem pojawiły się podejrzenia. Gah, gdyby tylko...

Nie, nie nie. Nie sprowadzi Jamesa i Lily z powrotem, żałując przeszłości. Ważne było oczyszczenie imienia Syriusza i wsadzenie Petera do więzienia raz na zawsze.

Lupin sięgnął po proszek fiu, gdy usłyszał stukanie w swoje okno. Odwracając głowę, zobaczył Sansę cierpliwie czekającą na wpuszczenie do środka. Kiedy Lupin otworzył szybę, musiał dostosować nagły ciężar na swoim ramieniu, gdy duża śnieżna sowa obrała je za swoją grzędę. Słyszalnie przełknął, nerwowo przyglądając się ptakowi. Jeszcze kilka minut temu była gotowa zerwać twarz Petera i każdego, kto ośmielił się ją dotknąć. Sansa przez chwilę skubała pióra, po czym wyciągnęła się, używając dzioba do lekkiego skubnięcia jego ucha - Lupin mgliście pamiętał, jak Harry odnosił się do tego jako "pieszczot".

Nigdy nie posiadał sowy, zawsze po prostu korzystał ze szkolnych lub pożyczał je od przyjaciół w czasie swoich nastoletnich lat.

Ostrożnie, aby nie potrącić ciężkiego ptaka, Lupin zebrał trochę proszku i wszedł do swojego kominka. 

- Ministerstwo Magii!

Zielone płomienie pojawiły się i zniknęły, a Lupin wyszedł z jednego z wielu czarnych, murowanych kominków Ministerstwa. Jak można było się spodziewać, nikt nie rzucił na niego okiem. Każdy był zajęty swoją pracą i nikt nie miał czasu, aby zwracać uwagę na mężczyznę ze zdenerwowaną, pokrytą sadzą sową i spanikowanym szczurem. Jeśli ktoś zwróciłby uwagę, pomyślałby, że jest on częścią działu opieki nad zwierzętami.

Ramiona Lupina osunęły się, powodując, że poczuł jak szpony Sansy uparcie wgryzają się w niego, by utrzymać własną równowagę. Przyszedł tu, by... by zrobić co? Cofnąć zaklęcie nałożone na Petera i pozwolić mu biegać po okolicy, by ujawnić, że żyje?

Jak w ogóle miałby się zabrać za rozmowę z ministrem?

- W takim razie poszukajmy Lucjusza albo Artura... - Lupin odchylił głowę i zgarbił postawę, gdy Sansa rozłożyła skrzydła, nieubłaganie bijąc nimi w powietrze i częściowo w jego głowę, i wystartowała. Coś głęboko w trzewiach Lupina mówiło mu, że jeśli nie pójdzie za nią, zastanie ją w gorszym nastroju niż wcześniej. - Ona naprawdę jest ptakiem Harry'ego.

Lupin dwukrotnie sprawdził, czy klatka Petera i on sam nadal są z nim.

Rozprostowując ramiona, przepchnął się przez gromady ludzi zajmujących się swoimi sprawami. Szedł w kierunku, w którym odleciała Sansa, ale musiała wylądować, bo w ogóle jej nie widział. Mógł ją usłyszeć, ale zobaczyć to już inna sprawa.

- Sansa? Dlaczego tu jesteś- gdzie jest Harry-? Dlaczego tak bardzo piszczysz? Gdzie jest twój pan?

Lupin odetchnął z ulgą, gdy przedarł się przez tłum i znalazł Lucjusza. Malfoy wyglądał na raczej niezadowolonego, gdy pozwalał Sansie grzęznąć na swoim przedramieniu. Nie trzepotała skrzydłami ani nie wykazywała żadnych oznak agresji poza skrzeczeniem przy każdym wydechu. To było prawie jak patrzenie na Harry'ego w ptasiej formie, robił dokładnie taką samą minę w klasie, gdy koledzy zadawali pytania, które chłopak uznawał za "głupie".

- Lucjusz Malfoy? - Lupin zawołał z lekkim zmęczonym sapnięciem. W końcu ich dogonił, starając się ustabilizować oddech i uspokoić szybko bijące serce, nieprzyzwyczajone do takiego tłoku. Zajęło mu całą jesień, aby zaaklimatyzować się w środowisku szkolnym, gdzie uczniowie codziennie wdzierali się w jego przestrzeń osobistą. To był zupełnie nowy poziom tłoku, przynajmniej w Hogwarcie mógł się wycofać do swojego biura.

- Tak? - Lucjusz odpowiedział pustym tonem, podnosząc swój podbródek lekko i Lupin nie przegapił tego, jak Lucjusz spiorunował go wzrokiem. To naprawdę był ojciec Draco, co? Chłopak obdarzał ludzi dokładnie takim samym spojrzeniem w stosunku do osób niezwiązanych z nim, kiedy Harry nie był w pobliżu, by zmusić go do zachowania rozsądku na twarzy. - Kim możesz być?

Lupin wyciągnął rękę na powitanie.

- Remus Lupin. Jestem nowym profesorem Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie.

To było tak, jakby ktoś rzucił urok zmieniający osobowość.

Oczy Lucjusza rozjaśniły się znacznie, jego podbródek obniżył się, by dorównać Lupinowi, i wetknął swoją pozbawioną sowy dłoń, by uścisnąć dłoń.

- Ach, tak. Moja żona poinformowała mnie, że to pan będzie nowym profesorem. I... - Zatrzymał się, oczy obniżyły się, aż spojrzał na prawą dłoń Lupina. - No proszę... czy to nie jest szczur Harry'ego?

'Ciekawe,' pomyślał Lupin z uniesioną brwią. 'Lucjusz Malfoy zapamiętał, jakie zwierzęta Harry trzyma jako pupile?'

- Ja... no tak, właściwie ten szczur jest powodem, dla którego tu jestem. Mam informacje na temat Syriusza Blacka. - Lupin powiedział z pewnością siebie. - Muszę porozmawiać o tym z ministrem Knotem i... - Pewność siebie powoli wysączała się z niego, gdy zaczął zdawać sobie sprawę, jak zupełnie głupio brzmiał. - Harry powiedział mi, że potrzebuję ciebie i Artura Weasleya.

Lucjusz uniósł blond brew, ostrożnie zerkając na wciąż skrzeczącą sowę na ramieniu, potem z powrotem na Lupina.

- Wygodnie, bo sam jechałem do Korneliusza. To była kwestia szczęścia, że przyniosłeś ze sobą sowę Harry'ego.

Lupin obserwował, jak ze świstem włosów Lucjusz podszedł do pobliskiego wspólnego biurka do pisania, wziął jakiś pergamin i pióro i szybko coś zanotował. Malfoy przywiązał notatkę do nogi Sansy.

- Leć do Artura, jest w Biurze do Spraw Niewłaściwego Użycia Mugolskich Artefaktów.

Sansa zdawała się natychmiast uspokoić i wystartowała z ramienia Lucjusza, Lupin zauważył, że najwyraźniej potrzebowała mniej klapnięć skrzydeł, by wystartować.

Lucjusz uśmiechnął się, obie ręce opierając pewnie na swojej lasce. Skłonił głowę w stronę Lupina.

- Nie obrażaj się na jej postawę. Coś ją najwyraźniej trapi i bierze przykład ze swojego właściciela.

- Chyba rozumiem, co jest nie tak. - Lupin mruknął, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na Petera, który próbował ukryć się pod pierzyną, jakby to miało go uchronić przed nieuniknionym. Szedł za Lucjuszem przez Ministerstwo, po cichu zastanawiając się, co dokładnie Lucjusz wykonywał na co dzień. Zawsze słyszał o tym, że Malfoy spędza mnóstwo czasu w Ministerstwie i jest widywany na imprezach z Knotem, ale wizja Malfoya faktycznie pracującego w jakiś sposób kompletnie przelatywała nawet przez głowę Lupina. Część z niego była ciekawa, jaki zawód Draco faktycznie podejmie, chłopak nie miał ambicji poza zdobywaniem lepszych ocen niż Harry czy Hermiona.

Lucjusz zaprowadził ich dwoje do windy, fachowo naciskając guzik bez patrzenia i zostali zawiezieni na piętro, na którym pracowali najwyżsi rangą urzędnicy.

- Nie krępuj się zwracać do mnie po imieniu, zwłaszcza że zakładam, iż odnosisz się do mojego syna "panie Malfoy". - Lucjusz skomentował z protekcjonalnym chichotem. Coś z tyłu głowy Lupina postanowiło zwyczajnie mu dogodzić.

- Bardzo dobrze, Lucjuszu. - Cóż, to pomoże, gdy znów spotka Draco. Lupin zaczynał podejrzewać, że chłopak zyskał większość swojego wyglądu po matce, ale kolorystykę po ojcu... a potem osobowość po ojcu, ale zmanipulowaną przez Harry'ego.

Chociaż Syriusz mógłby się z nim nie zgodzić, gdyby pojawił się ten temat, Lupin zdecydowanie mógł dostrzec, dlaczego Tiara Przydziału postanowiła umieścić Harry'ego w Slytherinie. Czasami, gdy Lupin obserwował, jak Harry wchodzi w interakcje z rówieśnikami, przypominało mu to władcę marionetek. Chłopak był zawsze o jedno drgnięcie palca od kontrolowania wszystkiego wokół siebie... a jednak nigdy nie roztaczał aury, że chce mieć kontrolę, a raczej chciałby, żeby ktoś mu mówił, co ma robić.

Lucjusz wszedł do biura Knota nawet nie pukając, robiąc długie kroki, by dotrzeć do ministra i uścisnąć jego dłoń.

- Korneliuszu, przepraszam za spóźnienie, wpadłem na kogoś interesującego.

- Nie ma potrzeby przepraszać, Lucjuszu! Kto to może być? - Knot wykrzywił szyję, by spojrzeć na Lupina. - Witam, dzień dobry.

- Ach... Dzień dobry. - Lupin oczyścił gardło i wyciągnął prawą rękę, by uścisnąć dłoń Knota. - Remus Lupin, profesor Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie.

- Boże, zapomniałem, że znowu musieli zatrudnić nowego profesora! Jak się miewa Hogwart, jakieś oznaki obecności Syriusza Blacka? - Knot zapytał dość ochoczo, nie zwracając uwagi na dodatkowego towarzysza Lupina.

- O tym właśnie, mam informacje na temat Blacka... - Lupin przerwał, gdy wszedł Arthur, z przypadkowym drutem dyndającym z kieszeni jego szaty i odrobiną oleistej substancji na policzku. Sansa przycupnęła na przedramieniu Arthura, tym razem na grubej skórzanej rękawicy, i z napiętym spokojem badała pokój.

- Przepraszam, proszę pana. Otrzymałem tę sowę od Lucjusza o natychmiastowym przybyciu tutaj... chwila, to jest sowa Harry'ego. - Arthur szybko zbadał niesioną przez siebie sowę, wyglądając na łagodnie oszołomionego. - Sarah, prawda?

- Sansa. - Lucjusz poprawił. - Remus tutaj, twierdzi, że ma informacje o Syriuszu Blacku i został poproszony przez Harry'ego o przyprowadzenie również ciebie.

Usta Arthura zacisnęły się i spojrzał na mężczyzn w pokoju i sowę, która wyglądała na cokolwiek nie rozbawioną. Wzruszył ramionami i zrobił wszystko, by klasnąć w dłonie w oczekiwaniu.

- No to posłuchajmy! Mam telewizor, który stara czarownica zaczarowała, żeby wykonywać sambę w domu jej mugolskiej sąsiadki, który muszę odczarować.

Przez najkrótszą chwilę Lupin był absolutnie przerażony na myśl o tym, co działo się w umysłach żon tych mężczyzn. Ich listy do niego o Harrym były skoordynowane, a sformułowania podobne, ale ci mężczyźni byli mniej więcej tak przeciwni, jak tylko można. Dobra, dość o kontemplowaniu ludzi, Lupin przyszedł tu z celem w głowie.

Pewnym krokiem podszedł do biurka Knota i trzasnął klatką ze szczurem na ciemne drewno, sprawiając, że Peter pisnął z przerażenia.

- Ten szczur, to forma Animagiczna Petera Pettigrew. Stał się nim nielegalnie i użył jej, aby udawać tego szczura ogrodowego. - Nie przejmując się tym, że zostanie ugryziony, Lupin otworzył klatkę i sięgnął do środka, chwytając Petera za górną część klatki piersiowej, a następnie używając wolnej ręki, aby upewnić się, że Peter nie zsunie się w dół.

Knot zaczął chichotać rozbawiony, gdy Artur nagle znalazł się w przestrzeni Lupina.

- Chwila, to przecież Parszywek! Należał do mojego syna Percy'ego, potem przekazaliśmy go Ronowi na jego pierwszy rok w Hogwarcie. - Arthur spojrzał na Knota szerokimi oczami. - Szczerze mówiąc, był w rodzinie przez jedenaście lat, po czym Ron przekazał go Harry'emu Potterowi na kolejne dwa.

- Niemożliwe... - Lucjusz wyszydził. - Chociaż nigdy nie posiadałem żadnego, jestem dotkliwie świadomy, że szczury nie żyją dłużej niż kilka lat.

- Bo to nie jest szczur, to Peter Pettigrew. Pettigrew brakowało palca, a temu szczurowi brakuje palca w dokładnie tym samym miejscu! - Lupin wykrzyknął z irytacją. - Harry przyprowadził go dzisiaj do mojego biura, aby zapytać o możliwość istnienia magicznego gatunku szczura o jego długiej żywotności. Zauważyłem brakujący palec u nogi i użyłem zaklęcia kontrującego zmianę Animaga. Na szczęście Harry był daleko od nas, bo inaczej obawiam się, że Pettigrew mógłby zrobić chłopcu krzywdę.

Lupin widział trzy twarze. Oczy Artura były zaszklone, a jego usta zwisały otwarte, patrząc na Petera z czymś przypominającym absolutne przerażenie. Twarz Lucjusza była napięta, jego nos podciągnięty stale w górę, a oczy z najsłabszym zmrużeniem. Knot był dziwnie spokojny, przyglądając się w zamyśleniu wijącemu się szczurowi.

- W takim razie... jeśli to naprawdę jest Peter Pettigrew... to Syriusz Black jest...

- Niewinny. - Lupin dokończył. - Pettigrew zdradził Potterów, sprzedał ich Voldemortowi... - Czekał, aż wszyscy wydadzą z siebie sapnięcia/ krzyki. ... - Przepraszam. Syriusz Black nie poszedł za Pettigrewem dlatego, że Black był wyznawcą, ale z zemsty za śmierć naszych przyjaciół!

Drzwi ponownie się otworzyły i Lupin obserwował, jak do pomieszczenia wchodzi kilku Aurorów, w tym Kingsley Shacklebolt. Lupin nie pamiętał, żeby ktoś przywoływał Aurorów, ale przyniosło mu to pocieszenie, wiedząc, że Peterowi trudniej będzie uciec, gdyby spróbował. Wyciągnął różdżkę i upuścił Petera na ziemię, po czym rzucił zaklęcie kontrujące, zanim ten zdążył uciec.

Lupin zanotował, że w chwili, gdy Peter się przemienił, Lucjusz nabrał jak największej odległości od mężczyzny.

- P-Proszę! Mogę wyjaśnić! - Peter błagał Aurorów, jeden z nich chwycił go, żeby nie uciekł.

- Kingsley. - Knot powiedział surowo, ignorując błagania mężczyzny. - Nakaż ponowne zbadanie sprawy Syriusza Blacka, poszukiwania jego mają na celu uzyskanie informacji, a nie aresztowanie.

- Natychmiast. - Kingsley powiedział ze skinieniem głowy. - Dobrze się czujesz, Arturze?

- Nie wydaje mi się. - Artur powiedział ciemno, różdżkę wskazując na Petera. Sansa wyleciała z jego ramienia i wylądowała na jednym z krzeseł w gabinecie. - Moje dzieci... ten mężczyzna udawał szczura, żeby uniknąć uwięzienia, i był w pobliżu moich dzieci! Molly i ja pozwalaliśmy mu swobodnie poruszać się po domu i przebywać w pokojach dzieci! Spał w pokojach dzieci! DZIECI POZWALAŁY MU BYĆ NA SWOICH ŁÓŻKACH!

Lupin uznał, że bezpiecznie będzie wychylić się jak najdalej od Weasleya, nie wyglądając przy tym niegrzecznie. Ale wtedy przyszło mu do głowy, że choć był pewien, że to wszystko nic nie znaczy dla Petera, to Peter znajdował się w tym samym pokoju co Harry i jego współlokatorzy. Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie na myśl o tym, co musiało przebiegać przez głowę Syriusza w ciągu tych miesięcy, kiedy był pod opieką Harry'ego. Lupin musiał przyznać, że jako szczur, to nie tak, że Peter miał wpływ na to, gdzie będzie jego klatka, ale nie zamierzał też winić Artura za to, że domagał się krwi.

- Auć!!! Cholera jasna, ugryzł mnie!

Uwaga Lupina na Arturze została odwrócona, gdy Peter ugryzł trzymającego go Aurora. W dłoni Petera znalazła się różdżka Aurora.

- Expelliarmus! - Lupin, Artur i wciąż uzbrojeni Aurorzy krzyknęli zgodnie w stronę Petera, ale ten z powrotem zmienił się w szczura. Zaklęcie trafiło w sąsiadujących sprzymierzeńców, a nie w ich zamierzony cel, posyłając różdżki latające we wszystkie strony. Sansa wydała z siebie pisk i ruszyła za Peterem, gdy szczur wyskakiwał z pokoju, podczas gdy wszyscy inni, którzy nie byli Lucjuszem i Knotem, szukali swoich różdżek.

Kingsley zdawał się być jedynym, który pamiętał, że może ją przywołać i zrobił to, wybiegając z pokoju.

- Nie pozwólcie mu uciec! - Knot krzyknął, jego skóra pobladła i odwrócił głowę w stronę Lupina. - Czy mógłbyś poinformować Dumbledore'a, że do końca tygodnia usunę Dementorów z Hogwartu? Przypuszczam, że to oznacza, że jeśli Pettigrew żyje, to Black może być naprawdę niewinny...

- Mogę zasugerować. - Lucjusz powiedział, włączając się do rozmowy. - Żebyśmy zamiast Dementorów kazali Aurorom przeczesać tereny Hogwartu? Niewinny czy nie, Black wciąż ma na swoich barkach trzynaście lat spędzonych w Azkabanie. Skoro spędził tyle czasu, gdzie towarzyszem był tylko jego umysł, to znaczy, że powinien być skupiony na jakimś celu.

- Ale do kogo by poszedł... - zaczął Knot, ale Lupin odezwał się z odpowiedzią opiewającą na milion galeonów.

- Harry Potter jest jego chrześniakiem, pamiętasz? Z woli Potterów to Harry miał iść do Syriusza, gdyby coś im się stało. Jeśli nie będzie mógł dotrzeć do Pettigrew...

- Pójdzie szukać Harry'ego Pottera. - Oczy Knota rozbłysły, na jego twarzy pojawiła się mieszanka uświadomienia i zmartwienia. Kingsley wrócił, oddychając ciężko, ale i z pustymi rękami. - Co się stało?

- Użył sieci fiu, nie wiemy, gdzie poszedł, ale już go nie ma. - Kingsley powiedział i kucnął, gdy do pokoju wleciała Sansa, znów wyglądając na zdenerwowaną. - Próbujemy zlokalizować, z którego kominka skorzystał.

Knot wypuścił z siebie jęk.

- Arturze, dopilnuj, by pan Lupin bezpiecznie wrócił do Hogwartu z sową Harry'ego Pottera. Niech ktoś sprowadzi Proroka Codziennego, musimy mieć pewność, że słowo o tym dotrze do ludzi.

Lupin opuścił gabinet z Arturem i Sansą, która spoczywała na jego ramieniu. Klatkę na szczura zostawił w gabinecie Knota z nadzieją, że będą mogli jej użyć do wytropienia Petera. Chociaż... bardzo w to wątpił, chyba że odchody w kącie miały magiczną sygnaturę.

- Artur? - zaczął Lupin. - Nie obwiniaj się, nie wiedziałeś... nikt nie wiedział.

- Nikt oprócz Syriusza Blacka najwyraźniej. - Artur mruknął, oczy miał ciemne. - Jak mógł zostać wysłany do Azkabanu bez tak ważnego procesu... każdy Śmierciożerca ze Slytherinu go otrzymał. Skąd Harry w ogóle wiedział, żeby wysłać cię z Sansą?

Lupin otworzył usta, a potem je zamknął. To sprawa Harry'ego, jeśli będzie chciał powiedzieć innym, że wymieniał listy z Syriuszem.

- Harry po prostu podąża za swoim przeczuciem i to doprowadziło go do sedna. - Była najlepszą odpowiedzią, jakiej Lupin mógł udzielić.

Kiedy wrócił do Hogwartu, stwierdził, że Harry i Syriusz już dawno opuścili klasę - nawet przywrócili porządek, jakie to słodkie. Sprawdził zegar, została mu godzina do powrotu uczniów z Hogsmeade, akurat tyle czasu, żeby poinformować Dumbledore'a.

~

Zanim uczniowie zaczęli wchodzić do Wielkiej Sali na śniadanie, Lupin był już przy trzeciej filiżance kawy. Jego serce szalało od kofeiny i był gotów trzasnąć głową w jajka i tu i teraz zasnąć. Był wdzięczny, że dziś niedziela, więc nie musiał uczyć, a zamiast tego utnie sobie... może trzygodzinną drzemkę w gabinecie.

Lupin obserwował uczniów wlewających się do sali i zajmujących swoje miejsca, śledząc ruchy powolnymi, ciężkimi oczami. Nie zajęło mu dużo czasu zlokalizowanie Harry'ego, który był o włos od zapewnienia sobie tego jednego miejsca przy stole Slytherinu jako własnego. Musiał powiedzieć Harry'emu, powiedzieć mu, że jest mu przykro, że pozwolił Peterowi uciec.

Akurat gdy wstał, z górnych okien nadleciały sowy. Dziesiątki ptaków sprawnie zlokalizowały swoich przeznaczonych uczniów i zrzuciły paczki, listy, a te nie należące do uczniów dostarczyły gazety. Lupin wydał słaby chichot, gdy sowa Harry'ego rzuciła list w twarz chłopca, przejmując jego talerz. Obserwował, jak pokój stał się cichy, pomijając spokojne nucenie Dumbledore'a, gdy ten cieszył się swoim porankiem... Lupin był zbyt zmęczony, by domyślać się, co pije dyrektor.

Harry powiedział coś do chłopca, Zabiniego, dając mu ruch "daj to", który Lupin pamiętał, jakim James dawał mu do zrozumienia, gdy domagał się zadania domowego. To była zabawna rzecz do zapamiętania, Lupin ledwo mógł dostrzec, że Harry nawet ustawił kciuk, jak to miał w zwyczaju jego ojciec.

Harry zeskanował list, poświęcając mu mniej czasu, niż Lupin się spodziewał. Chłopak wypuścił oddech, opanowując emocje, ukrywając je za swoim kubkiem. Konwersował z synem Lucjusza, przyglądając się, jak jego sowa odlatuje.

Lupin osunął się w swoim fotelu w porażce. Było już za późno, chłopak wiedział. Gdyby tylko dotarł tam wcześniej, by go przeprosić, uprzedzić o gazetach przed czasem...

Harry spojrzał w górę na Lupina, obdarzając go uśmiechem i mrugnięciem. Lupin wyprostował się, jego umysł przerobił się w zdziwieniu. Harry... nie był na niego zły? Jakkolwiek uszczęśliwiło to Lupina, po prostu nie było mowy, żeby chłopiec był tak zrelaksowany całą sytuacją.

Lupin wysączył kawę jednym łykiem. Porozmawia z chłopcem jeszcze dzisiaj, pech z tą drzemką.

~

- Chciał mnie pan widzieć, profesorze Lupin? - Harry zapytał swobodnie, siadając na jednym z krzeseł w gabinecie Lupina. Syriusz siedział obok Harry'ego w swojej formie Animaga, patrząc na chłopaka cierpliwie.

Gdyby ktokolwiek wszedł do gabinetu, zadałby pytanie, dlaczego były tam trzy filiżanki.

- Myślę, że Syriusz czeka, aż zdejmiesz obrożę, Harry. - Powiedział Lupin, wskazując na swojego przyjaciela, który wypuścił z siebie syknięcie.

- Eh? - Harry powiedział z dowcipem. - Och, przepraszam, Syriuszu! - Szybko zdjął obrożę z jego szyi, obserwując, jak Syriusz wraca do swojej ludzkiej postaci. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś się z powrotem przemienił nawet z nią na sobie, prawda? Czy jest za ciasna?

- Nie, nie Harry. To tylko kwestia preferencji. - Syriusz uspokoił chłopaka, zajmując z westchnieniem miejsce na drugim krześle. - Zapomniałem, jakie to dobre uczucie siedzieć na prawdziwym krześle...

Harry wystrzelił dość gwałtownie ze swojego miejsca i zaczął przygotowywać herbatę, podając jeden z kubków Syriuszowi, podczas gdy sam zagnieździł się z powrotem na swoim krześle z własnym kubkiem. Lupin zaczynał myśleć, że Harry lubił herbatę trochę za bardzo. Czy chłopcy w jego wieku nie powinni pić soku z dyni i innych słodkich napojów?

Lupin potrząsnął głową na te pytania.

- Harry, tak mi przykro, że Peter uciekł. Sprawy były tak chaotyczne i...

- Proszę pana? - Harry przerwał mu, wyrzucając Lupina na chwilę z pętli, bo było dziwne, że mini James Potter używa formalności w takiej sytuacji. - Nie winię pana za jego ucieczkę, jeśli w ogóle to wina Aurorów. Było was... ile? Ty, pan Malfoy, pan Weasley, Knot... - Lupin zauważył brak tytułu. - ...a ilu Aurorów?

- Trzech.

- Trzech, no dobra, więc sześciu czarodziejów, sowa wyszkolona specjalnie do łapania jego szczurzej wersji, a Pettigrew nie miał różdżki? Jak mogli nie poradzić sobie z czymś tak prostym, jak rzucenie uroku wiążącego ciało lub nogę? W zasadzie, skoro nie udało im się schwytać kogoś takiego jak Pettigrew, - który przez trzynaście lat nie potrafił myśleć mózgiem wielkości człowieka - to jak do cholery spodziewali się złapać go... - Harry wbił prawy kciuk w stronę Syriusza.... - nawet z pomocą Dementorów?

Lupin wymienił spojrzenia z Syriuszem. Chociaż Harry miał dobre intencje w swojej tyradzie i ewidentnie celował w Aurorów swoją frustracją, to z pewnością nie sprawiło to, że Lupin czuł się mniej jak głupiec. W końcu był jednym z sześciu czarodziejów w tamtym pokoju.

Harry wziął kolejny łyk swojej herbaty - jakim cudem to dziecko nie poparzyło sobie ust, języka i gardła? Płyn był wciąż gorący!

- Cóż, przynajmniej Knot był w stanie zobaczyć Pettigrew we własnej osobie... ten człowiek wierzy tylko w to, co widzą jego oczy... - oczy Harry'ego zamgliły się, skupiając się na niczym konkretnym, gdy zaczął myśleć o... czymś. Lupin słyszał kiedyś jak Draco na to narzeka, że nawet ich przyjaciele zauważają takie zachowanie.

Lupin mgliście pamiętał, jak Severus ostrzegał go przed "czasem wyłączenia" Harry'ego.

- Pan Potter woli trzymać wiele rzeczy w głowie, nosząc serce na ramieniu. Jednak, choć jest cichym uczniem, kiedy pracuje, myśli zbyt głośno. - To właśnie powiedział Severus, a Lupin zaczynał rozumieć, co miał na myśli. Myśli Harry'ego były głośne jak grzmot, ale nawet wtedy Lupin nie potrafił wskazać, które myśli są jakie.

- Co masz na myśli, Harry? - Syriusz przerwał ciszę, obserwując Harry'ego nieugiętymi oczami.

- Hm? - Oczy Harry'ego leniwie podryfowały w stronę Syriusza, zanim nagle stały się jasne. Zamrugał kilka razy i poprawił swoją postawę. - Och, spotkałem go na świątecznym balu Malfoyów w zeszłym roku. Nie wywarł najlepszego pierwszego wrażenia. Słaby uścisk dłoni, pił martini ze wszystkich rodzajów drinków, po prostu... blech. - Całe ciało Harry'ego drgnęło w gwałtownym dreszczu, który sprawił, że Lupin obawiał się, że to coś więcej niż tylko dreszcz. Dzięki gwiazdom i księżycowi, że to był jednak tylko dreszcz.

Syriusz roześmiał się.

 - Cóż, ojciec twojego przyjaciela, Lucjusz, ma przez większość wpływ na to co Minister słyszy. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten stary łysol był bardziej skorumpowany niż system więzienny w Azkabanie.

- Mówiąc o Azkabanie. - Lupin powiedział stanowczo, próbując przekierować rozmowę z powrotem do pierwotnego tematu. - Zacznę pracować nad planem, by Aurorzy natknęli się na Syriusza bez niczyjej urazy lub ponownego aresztowania.

- Syriusz ma wolną rękę jako Phantom, jeśli będziecie potrzebować porozmawiać, gdy ja będę w klasie, możecie to zrobić. Zdradzę tylko moim przyjaciołom, że Phantom cię polubił. - Harry wzruszył ramionami, najwyraźniej nie przeszkadzało mu okłamywanie przyjaciół w tej sprawie.

- Czy ty... często okłamujesz swoich przyjaciół? - Lupin zapytał ostrożnie.

- Nie, rzadko kłamię, ostatnim razem, kiedy próbowałem okłamać przyjaciół, skończyłem przez miesiąc ze smakiem octu w ustach.

Brwi Lupina powoli uniosły się do góry, gdy Syriusz upadł do tyłu i na ziemię zanosząc się śmiechem.

- Dlaczego...?

- H-Harry jest Animagiem, Remusie! - Syriusz wykrztusił między rechotami. - Możesz w to uwierzyć, on jest geniuszem! Wymyślił jak to wszystko zrobić na własną rękę i mu się udało!

- Co-? Jak-? Kiedy-? - wykrztusił Lupin, patrząc na chłopaka, który starał się, by krzesło go połknęło, gdy kurczył się w meblu.

- Miałem nadzieję, że uda mi się utrzymać to w tajemnicy. - Harry wymamrotał za swoją filiżanką. Jego twarz przekształcała się w czerwień Gryffindoru, aż do uszu, które były ukryte pod włosami. - Pomyślałem, że McGonagall jest fajna, że potrafi zmieniać się w kota, więc... zawarłem z nią umowę, żeby dała mi dostęp do książek o Animagach. Profesor Sprout hodowała mandragory do lekarstwa na petryfikację, a to była zbyt dobra okazja, żeby ją przegapić, więc... cóż... - Pociągnął łyk. - Mogę zamienić się w tygrysa syberyjskiego.

Lupin przysiągł, że słyszał, jak z klasy Wróżbiarstwa spadają szpilki.

- To nie jest najbardziej praktyczna z form. - Lupin powiedział powoli. Jedyne, co otrzymał jako odpowiedź, to beztroskie wzruszenie ramionami.

Lupin uszczypnął mostek swojego nosa. To właśnie dlatego nigdy tak naprawdę nie zaprzyjaźnił się ze ślizgonami podczas swoich szkolnych dni poza... cóż, wojną. Krukoni będą robić coś, nawet jeśli powiesz im, żeby tego nie robili, a potem będą się chwalić, kiedy im się uda. Puchoni będą słuchać tego, co mówisz i brać to w pełni pod uwagę. Gryfoni nie posłuchają tego, co mówisz, a potem wciągną cię w cały bałagan, nawet jeśli codziennie ich ostrzegałeś.

Ślizgoni... nie wiesz, czy cię posłuchali, czy nie, dopóki nie złapiesz ich na gorącym uczynku i to o ile ich złapiesz.

- Nie chodzi o to, że kłamię, tylko o to, że ludzie albo nie zadają pytań, albo nie zadają właściwych. Gdybym miał bliznę za każdy raz, kiedy bezpośrednio skłamałem moim przyjaciołom w twarz, miałbym... - Głowa Harry'ego opuściła się, a on sam powoli zaczął liczyć na palcach. Zatrzymał się i spojrzał na Lupina szerokimi oczami. - Czy to się liczy jako kłamstwo, jeśli podajesz niejasne informacje?

- Nie przejmujmy się tym za bardzo. - Lupin strzelił spojrzeniem w stronę Syriusza, który wciąż się śmiał, ale kontynuował rozmowę z Harrym. - Harry, chcę cię w końcu nauczyć pewnego zaklęcia. To czar Patronusa, zaklęcie używane do odganiania Dementorów. Biorąc pod uwagę to, jak zareagowałeś w pociągu, gdy po raz pierwszy spotkałeś Dementora, myślę, że byłoby praktyczne, gdybyś się go nauczył.

- Czy może ono zabić Dementora? - Harry zapytał bez ogródek.

Lupin zamrugał.

- Nie... nie jest znany sposób na zabicie Dementora. - Czy chłopak poważnie rozważał znalezienie zaklęcia, które może...

- Kurde. - Na brodę Merlina, rozważał! - Mimo to, to zaklęcie brzmi całkiem nieźle, kiedy zaczniemy lekcje?

- Wkrótce, Harry. Nie sądzę, żeby dzisiejszy dzień był dobrym pomysłem... - Lupin zamrugał ponownie, tym razem z jego oczu pojawił się drobny ból. - Ja... nie spałem dobrze ostatniej nocy.

Syriusz zmarszczył brwi, spoglądając przez okno.

- To nie to, Łapo. - Lupin szybko poprawił przyjaciela. - Harry... czy miałbyś coś przeciwko, gdybym porozmawiał z Syriuszem sam na sam przez kilka minut?

Harry przytaknął.

- Nie widzę powodu, żeby nie, i tak muszę się spotkać z Luną, żeby pomóc jej w eliksirach. - Odwrócił się do Syriusza z dużym uśmiechem i jasnymi oczami. - Będę w lochach.

- Dogonię cię, Harry. - odpowiedział Syriusz. Dwaj mężczyźni patrzyli, jak Harry zbiera swoją torbę -Lupin kwestionował wybór modowy chłopca - i wychodzi z klasy z lekkim podskokiem w kroku. - Jego kucyk jest wyżej niż zwykle.

- Zastanawiałem się, dlaczego ciągle widziałem zielony kolor na czubku jego głowy. - Lupin rozmyślał, opierając się z powrotem na swoim krześle. - Jeszcze raz przepraszam za Petera, Łapo.

- Jeśli zostanie mu choć trochę rozumu, Glizdogon nie pokaże się tu już nigdy więcej, a jeśli już... - Syriusz wypuścił w gardle niskie warknięcie. - Pies może wyprzedzić i zagryźć szczura. W pewnym sensie... Jestem wdzięczny, że zdrajca wciąż żyje, to dało mi motywację, by wydostać się z Azkabanu i odnaleźć Harry'ego.

- Czy wierzysz jednak w to, co powiedział? O tym, że Harry wiedział o nim przez cały czas?

- Wierzę, że Harry wiedział, że coś jest nie tak z Peterem, kiedy młody Weasley powiedział mu o jego wieku. Ale postanawiam wierzyć mojemu chrześniakowi ponad niego. - Powiedział Syriusz krzyżując ręce na piersi.

- Coś jeszcze chodzi ci po głowie? - zapytał Lupin.

Syriusz patrzył w okno, jego usta zacisnęły się w cienką linię. - Harry i Śmierdzielus są blisko. Ten tłustowłosy mistrz eliksirów pojawił się w Dziurawym Kotle, kiedy Harry uciekł z "domu"... nawet Dumbledore nie poszedł tego sprawdzić, to był Snape ze wszystkich ludzi i-!

- Syriusz, Severus jest głową domu Harry'ego i był najbliższym przyjacielem Lily, dopóki się nie rozeszli. Zanim założysz najgorsze, mogę cię zapewnić, że Severus nie ma na celu krzywdy chłopca. - Lupin uniósł rękę, gdy Syriusz wychylił się do przodu, by zaprotestować. - Nie możesz powstrzymać Harry'ego przed rozwinięciem cech ślizgońskich ani nie możesz powstrzymać Severusa od interakcji z nim. Na podstawie tego, co zaobserwowałem, Harry będzie aktywnie szukał u niego wskazówek. Nie zdziwiłbym się, gdyby Severus był pierwszym dorosłym, który potraktował Harry'ego z jakimkolwiek poziomem przyzwoitości.

- Powinienem był być przy nim... - Dąsał się Syriusz, zapadając się bardziej w swoim fotelu. - Ominęło mnie trzynaście lat życia mojego chrześniaka. On... mógłby mieć dzieciństwo, gdybym go wychował.

- Wiem, Łapo. Nie możemy zmienić przeszłości, ale jeśli mógłbyś po prostu wyciągnąć głowę z chmur na pięć minut, moglibyśmy wymyślić sposób, aby upewnić się, że jesteś przy Harrym w przyszłości. - Lupin uderzył w biurko z naciskiem, pozornie wybijając Syriusza z jego ponurego nastroju. Oczy Syriusza przeskanowały pokój, jego twarz zacisnęła się w sposób, który przypomniał Lupinowi ich dni w Hogwarcie, kiedy wymyślał pomysły na psikusy z Jamesem. Nostalgia chwyciła Lupina za serce bardziej, niż mógł to sobie kiedykolwiek wyobrazić.

- Mam plan.

Czy był jakiś haczyk?

- Mam plan i nie możemy niczego powiedzieć Harry'emu.

A no właśnie.

Continue Reading

You'll Also Like

30.5K 1.2K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
22.6K 1.7K 14
Jeden rok minął, zostało sześć. Powinno pójść całkiem sprawnie i gładko, skoro Harry w końcu uczy się magii! Posiada silne grono przyjaciół, rosnący...
58.8K 5K 31
Czwarta część opowieści pt. "I Hate You". Stiles przez mrocznego ducha Nogitsune skrzywdził wiele osób. Nie może poradzić sobie z wyrzutami sumienia...
302 75 5
Wypływasz na otwarty ocean i nagle od twojej prawej strony ciągną się skały, które musisz wyminąć, bo inaczej się rozbijesz. Co zrobisz, skoro nie um...