Chance From Fate [+18] [ ZAWI...

Por nightcourtnadine

36.6K 1.7K 845

"Powiedz tylko słowo, a to zrobię, moja słodka." Vanity Ashby to kobieta, która bardzo szybko założyła rod... Más

PLAYLISTA
PROLOG - korekta
ROZDZIAŁ PIERWSZY - korekta
ROZDZIAŁ DRUGI - korekta
ROZDZIAŁ TRZECI - korekta
ROZDZIAŁ CZWARTY - korekta
ROZDZIAŁ PIĄTY - korekta
ROZDZIAŁ SZÓSTY - korekta
ROZDZIAŁ SIÓDMY - korekta
ROZDZIAŁ ÓSMY - korekta
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY - korekta
ROZDZIAŁ JEDENASTY - korekta
ROZDZIAŁ DWUNASTY - korekta
ROZDZIAŁ TRZYNASTY - korekta
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY - korekta

1.2K 62 31
Por nightcourtnadine

#chancefromfatewatt 🌚

Vanity

    Obudził mnie dzwoniący telefon. Mruknęłam cicho, przeciągając się na łóżku, a następnie sięgnęłam po urządzenie. Gdy tylko zobaczyłam kto do mnie dzwoni, błyskawicznie usiadłam na łóżku.

   Mama.

   Przełknęłam nerwowo ślinę. Wiedziałam, że do tego w końcu dojdzie. Rozmowa z nią była nieunikniona. Mimo to widok jej zdjęcia na ekranie we mnie uderzył. Odebrałam i powoli przyłożyłam telefon do ucha.

   — Mamo?

   — Vanity, dziecko! Gdzie ty jesteś? — spytała wysokim głosem.

   — Ja... musiałam wyjechać. Przepraszam, że dowiadujesz się dopiero teraz.

   — Jak to wyjechać? Córeczko, czy coś się dzieje? Warren z tatą odchodzili od zmysłów.

   Warren. Tata.

   — Wszystko gra, mamo. Po prostu...

   — Babciu, mogę porozmawiać z mamą? — gdy uslyszałam w tle głos mojego synka, w moich oczach stanęły łzy.

   — Już ci dam mamusię, kochanie — powiedziała miło. — A my wrócimy do tej rozmowy — to były ostatnie słowa, jakie do mnie skierowała, zanim podała telefon swojemu wnukowi.

   — Aaron? — tym razem to ja odezwałam się pierwsza.

   — Mamuś, gdzie jesteś?

   — Mamusia podróżuje. Szuka dla was ładnych pamiątek... — zaczęłam ścierać pojedyncze łzy z policzków. Tęskniłam za nim, więc cieszyłam się, że mogę usłyszeć jego głos.

   — A kiedy wrócisz?

   — Niedługo. Jeszcze troszkę i będę w domu. Z wami.

   — Nie możemy się z Abi doczekać — od razu się rozpromienił. — Tatuś też tęskni.

   A to dziwne, bo ja nie tęsknię za nim ani trochę.

   — Jak tam w domu?

   — Wszystko dobrze, ciągle się z Abi super bawimy. A...

   Nagle usłyszałam męski głos. Doskonale znajomy.

   Warren.

   — Mamo, tata po nas przyszedł, będę musiał kończyć i udawać, że gram w gry — zaczął szeptać. Mój mądry chłopczyk. — Kocham cię mocno. Abi też.

   — A ja was kocham, synku. Powiedz to samo Abi.

   — Dobrze. Pa mamo!

   — Pa... — usłyszałam sygnał informujący o zakończeniu rozmowy. Nagle straciłam wszystkie siły i wypuściłam telefon z dłoni. Moje ciało całe drżało. Nie wiedziałam, jak to zatrzymać. Zaczęłam brać głębsze wdechy z nadzieją, że uda mi się uspokoić, ale marne były tego skutki.

   Dopiero po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Podniosłam telefon z podłogi i go załączyłam. Moim oczom ukazało się zdjęcie dzieci, które zrobiłam zanim wyszły do szkoły. Ostatnie nasze spotkanie.

   Mamusia niedługo wróci. Tylko spełni marzenia. A potem już was nigdy nie opuszczę.

   Zaczęłam myśleć o wszystkim, byle nie o sytuacji sprzed chwili. Wtedy przypominało mi się, że dziś Armin wybiera nam atrakcje.

   Armin...

   Wciąż było mi głupio po wczoraj, ponieważ nie chciałam, by czarnowłosy poczuł się przeze mnie źle. Wiedziałam, że miał dobre intencje.

   Weszłam w wiadomości i napisałam do niego.

   Ja: Wstałeś?

   Nie dostałam odpowiedzi, więc poszłam się ogarnąć. Delikatnie pokręciłam włosy na końcach i postawiłam na delikatny makijaż. Jeszcze nie wybrałam dzisiejszego stroju, ponieważ najpierw chciałam się skontaktować z Arminem, by poznać szczegóły naszego wyjścia.

   Nagle przyszło mi powiadomienie. Minęło dopiero pięć minut odkąd wysłałam wiadomość, a mi się zdawało jakby minęła wieczność.

   Armin Villin: Teraz tak.

   Armin Villin: Wyspałaś się, moja słodka?

   Uśmiechnęłam się lekko na tę wiadomość. Widząc, że dodał "moja słodka" wiedziałam, że wszystko było w porządku.

   Ja: Tak. Od rana zastanawiam się, co zaplanowałeś i nie mogę się doczekać

   Armin Villin: Mam nadzieję, że mój plan ci się spodoba ;).

   Armin Villin: Najpóźniej za czterdzieści minut będę gotowy. Pójdziemy gdzieś na śniadanie, a potem rozpoczniemy dzisiejszy dzień.

   Ja: Dobrze, zapukaj proszę w moje drzwi, gdy będziesz gotowy do wyjścia.

   Armin: Tak zrobię.

   Już miałam odkładać telefon, gdy przypominało mi się, że nie zapytałam o najważniejszą rzecz, o którą miałam spytać. Postanowiłam do niego zadzwonić, bo mógł odłożyć telefon.

   — Tak, Vanity?

   — Zapomniałam zapytać... co powinnam ubrać?

   — Coś, w czym będziesz czuć się komfortowo. I pamiętaj, coś luźnego na górę, ze względu na tatuaż. Smarowałaś go kremem?

   Coś czułam, że gdyby nie jego słowa, to bym o tym zapomniała. 

   Jednocześnie poczułam się cudownie na myśl, że o tym pamiętał. Czułam, że poświęca mi sporo swojej uwagi, co niezwykle mnie cieszyło. 

   — Dobrze, tak, dziękuję. Do zobaczenia!

   — Do zobaczenia, moja słodka.

   Rozłączyłam się. Musiałam odetchnąć i dopiero wstałam. Dziś na zewnątrz była naprawdę ładna pogoda, więc ubrałam luźniejszy T-shirt i krótkie spodenki. Gdyby nie tatuaż, to zapewne ubrałabym jakąś sukienkę.

   Szybko byłam gotowa. Uznałam, że w tym czasie mogę zadzwonić do Avery. Przyłożyłam telefon do ucha z nadzieją, że odbierze, a po chwili mogłam usłyszeć jej głos:

   — Witam moją nową, żądną przygód Vanity — powiedziała śpiewająco. Parsknęłam cichym śmiechem. — Co mi ciekawego powiesz? Może coś o Panu Tajemniczym?

   — Tak, czuję się świetnie, mam nadzieję, że ty też — przewróciłam teatralnie oczami, mimo że tego nie widziała. — Co byś chciała o nim wiedzieć?

   — No przecież wiesz... całowaliście się? Albo... coś więcej?

   — Avery...

   — No co? — zapytała. — Ja bym na twoim miejscu dwa razy się nie zastanawiała. Poza tym masz być szczęśliwa na wyjeździe. Mam nadzieję, że nie myślisz o tamtym idiocie.

   — Dziś, jak rozmawiałam z Aaronem, to go usłyszałam — wyznałam zgodnie z prawdą. — Szybko zakończyliśmy rozmowę, bo Warren nie wie, że mam z dziećmi jakiś kontakt.

   — O kurwa — powiedziała z pełnymi ustami. — Jeśli chcesz, to mogę iść dzisiaj tam do ciebie, żeby zabrać dzieciaki na plac zabaw z Lizzy.

   — Byłoby świetnie — miałam tylko nadzieję, że dostaną zgodę na wyjście. W końcu nie przepadał za moją przyjaciółką, więc zobaczymy, czy się uda. — Ktoś coś gada? — spytałam, mając na myśli naczelne plotkary, mieszkające na mojej ulicy. Ich dzieci chodzą z Abi i Lizzy do przedszkola.

   — Nic nie słyszałam — odpowiedziała. — A tylko by spróbowały...

   — Ja na ich miejscu bym się bała.

   Mówiłam prawdę. Avery lepiej nie podpadać. Jeden zły ruch, a już po tobie.

   — Dokładnie tak — zaśmiała się. — Masz szczęście, że się ze mną przyjaźnisz. Ciebie wpierdol automatycznie omija.

   — Zdecydowanie mam szczęście.

   I nie chodziło tu jedynie o uniknięcie wpierdolu.

   — Teraz niestety będę kończyć, ale odezwę się potem, zdam ci relację. Lizzy jest głodna i zaczyna marudzić. Muszę uciszyć tego potworka.

   Usłyszałam jej śmiech w tle.

   — Jasne, ucałuj ją ode mnie.

   — Tak zrobię — uśmiechnęłam się sama do siebie. — Pa, skarbie. Nie, Misha, nie zdradzam cię. Pa, Vanity!

   Połączenie zostało zakończone. Pokręciłam głową, a dobry humor mnie nie opuszczał.

   Akurat usłyszałam pukanie do drzwi. Założyłam szybko buty, a następnie je otworzyłam. Zobaczyłam... coś, czego się nie spodziewałam.

   Armina w codziennym stroju.

   Dalej dominowała czerń, jednak ubrał zwyczajną koszulkę, a do tego spodenki. Na stopy założył czarne trampki. Na nosie miał te same okulary, co ostatnio.

   — Coś nie tak? Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła, moja słodka.

   — Nie, po prostu — nie wiedziałam zbytnio, jak to ubrać w słowa. — Wyglądasz tak... inaczej.

   — A czy źle wyglądam?

   — Nie, zawsze wyglądasz świetnie — wypaliłam, zanim pomyślałam. Słysząc moje słowa, uniósł lewy kącik ust.

   — Dziękuję. Zawsze schlebiają mi komplementy, a tym bardziej, gdy wychodzą one z ust tak pięknej kobiety.

   Poczułam, że zrobiło mi się cieplej. Wywoływanie we mnie masę różnych emocji jednocześnie było już specjalnością Armina Villina.

   — Gotowa do wyjścia? Znalazłem fajne miejsce, gdzie możemy zjeść śniadanie.

   Kiwnęłam głową. Już chciałam ruszyć w stronę windy, ale wtedy Armin złapał mnie delikatnie za ramię.

   — Nie mógłbym nie wspomnieć o tym, że ty wyglądasz niesamowicie w każdej swojej wersji, moja słodka.

   Jego słowa rozgrzały moje ciało, a zwłaszcza klatkę piersiową. Było mi naprawdę miło. W końcu każdy lubi trochę komplementów, prawda?

   Warren rzadko kiedy o tym pamiętał.

   Dzisiaj winda była pusta przez cały nasz pobyt w niej. Weszliśmy do samochodu, a wtedy Armin wyszukał kawiarnię w mapie. Ruszyliśmy w drogę.

   — Czy teraz zdradzisz mi, co dla nas zaplanowałeś?

   — Gdzie w tym wszystkim byłaby zabawa, Vanity? — spytał, rzucając mi krótkie, rozbawione spojrzenie.

   — A przynajmniej jakaś podpowiedź?

   Chwilę się zastanawiał, aż w końcu powiedział:

   — Coś związanego z chmurami.

   Zmarszczyłam brwi, ponieważ naprawdę nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Zastanawiałam się nad odpowiedzią tak długo, że nawet nie zauważyłam, kiedy zatrzymaliśmy się pod kawiarnią. Armin wyszedł z pojazdu, a kiedy ja miałam to zrobić, był już przy drzwiach, od strony pasażera, z wyciągniętą w moją stronę dłonią. Przez chwilę po prostu mu się przyglądałam, ale w końcu zdecydowałam się na podanie mu dłoni. Jego dotyk był delikatny i... miły.

   Nie wiem, kiedy Warren ostatnio trzymał mnie za rękę.

   Nie powinnam o nim teraz myśleć. W ogóle powinnam wyrzucić kogoś takiego z głowy.

   Czarnowłosy nie puścił mojej dłoni, dopóki nie zajęliśmy miejsc przy stoliku. Podał mi moją kartę dań i spuścił wzrok na swoją.

   Armin miał rację mówiąc, że znalazł fajne miejsce. Było tutaj tyle ciekawych opcji, że nie wiedziałam, co zamówić.

   — Czy są państwo gotowi przyjąć zamówienie? — spytała kelnerka, uśmiechając się miło. Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco.

   — Wybierz mi coś, tu jest tego za dużo — słysząc te słowa, uśmiechnął się do mnie.

   — W takim razie poprosimy jednego bajgla z mozzarelą, pomidorami i pesto oraz bajgla z kremowym serkiem i wędzonym łososiem.

   Kobieta zapisała nasze zamówienie i zapytała o napoje. Armin ponownie na mnie spojrzał.

   — Wiesz, co byś chciała, moja słodka? — słysząc, że zwrócił się tak do mnie w obecności kelnerki, zarumieniłam się mocno.

   Zjechałam wzrokiem na kartę i zdecydowałam się na szklankę lemoniady. Czarnowłosy wziął to samo, a potem zostaliśmy sami, czekając na śniadanie.

   — Uwielbiam te rumieńce — wyznał, nie odrywając spojrzenia od mojej twarzy.

   — I chyba uwielbiasz mnie zawstydzać.

   Uśmiechnął się lekko, nie odpowiadając. Odpowiedź uznałam za jednoznaczną. Po chwili dostaliśmy nasze kanapki. Zostały zrobione szybko, ale wyglądały przepysznie.

   Czułam, że to nie był ostatni raz, gdy tu przyszliśmy.

   Podzieliliśmy się po połowie. Odkroiliśmy część swojego bajgla i się wymieniliśmy. Bardzo mi się to podobało, bo mogłam spróbować innej wersji tej kanapki, a po drugie, najważniejsze, sprawiało to, że czułam się naprawdę komfortowo w towarzystwie Armina. Mogłam się rozluźnić i być po prostu sobą.

   Mogłam być wolna.

   — Czy po śniadaniu od razu idziemy na tę atrakcję, którą nam zaplanowałeś?

   — Nie, potem zwiedzimy miasto. Jeśli będziesz chciała, po naszych planach możemy zwiedzić to grzeszne miasto również nocą.

   — Jak najbardziej — uśmiechnęliśmy się lekko do siebie.

***

   Chodzenie po Vegas było naprawdę ciekawe. Co chwile były jakieś atrakcje, przez które zatrzymywaliśmy się na moment. Armin nie przestawał się odzywać, ciągle mieliśmy jakieś tematy do rozmów. Świetnie się bawiłam w jego towarzystwie.

   Mieliśmy drobne komplikacji przy szukaniu samochodu, ponieważ zapomnieliśmy gdzie go zostawiliśmy. Na początku byliśmy przerażeni, a potem, gdy emocje opadły, cały czas z tego żartowaliśmy.

   Było przed dwudziestą, gdy zatrzymaliśmy się na parkingu, który podobno był blisko dzisiejszej atrakcji. Dalej zastanawiałam się, o co mogło chodzić w podpowiedzi i niestety nie zgadłam.

   — Armin, powiedz mi — mruknęłam, idąc obok niego.

   — Już nie bądź taka niecierpliwa, moja słodka — uśmiechnął się pod nosem. — Będziemy tam za chwilę.

   Westchnęłam, poddając się. Idąc cały czas rozglądałam się wokoło, by wyłapać jakąś podpowiedź do wskazówki. Zaczęliśmy wchodzić po jakiejś drabinie, więc myślałam, że po prostu posiedzimy na dachu i będziemy zachwycać się widokiem. Weszliśmy na dach, a wtedy... w oczy rzucił mi się stojący helikopter.

   — Armin?

   — Tak, Vanity?

   — Czy my... wsiądziemy do tej maszyny? — spytałam, wskazując na nią palcem.

   — Zgadza się. Zobaczymy Vegas z lotu ptaka — poczułam, że łapie mnie za rękę. Zaczęliśmy kierować się w stronę helikoptera, z którego wyszedł mężczyzna, który musiał być pilotem.

   Wsiedliśmy do środka. Zostaliśmy pozapinani, dwa razy było sprawdzone, czy poprawnie. Na głowy założyliśmy słuchawki, przez które słuchaliśmy już pilota, który informował nas o procedurach bezpieczeństwa oraz ile będzie trwał nasz lot.

   Mimo że jeszcze nie lecieliśmy, wolałam patrzeć przed siebie. Naprawdę bałam się latać, nigdy nie wsiadłam nawet do samolotu.

   — Vanity, musisz się uspokoić — usłyszałam głos Armina w słuchawkach. Spojrzałam na niego. — Nie masz czego się bać, przewiezie nas profesjonalista. Jeśli jednak nie czujesz się na siłach, to możemy sobie odpuścić i zrobić coś innego.

   Nic nie powiedziałam, jedynie na niego patrzyłam. Głupio było mi z tym, że przeze mnie musielibyśmy zmienić plany. Poza tym... skoro już spełniam marzenia, to może i pokonam własne lęki?

   Raz się żyje, Vanity.

   — Lećmy.

   Jego twarz rozświetlił uśmiech, a w oczach tańczyły gwiazdy.

   — Gotowi? — zapytał pilot.

   Armin zerknął na mnie, upewniając się, że nie zmieniłam zdania. Kiedy pokiwałam głową, powiedział:

   — Gotowi — helikopter się uruchomił, a po chwili poczułam, jak powoli odrywa się od ziemi. Wiedziałam, że nie mogę panikować, starałam się myśleć o wszystkim innym. — Złap mnie za rękę.

   Przestałam zaciskać dłoń w pięść, a Armin splótł nasze palce i trzymał mnie mocno. Powstrzymywałam uśmiech, który mimowolnie cisnął mi się na usta.

   Nagle uniósł nasze dłonie i złożył na mojej krótki pocałunek. Rozchyliłam delikatnie wargi, a mężczyzna spojrzał na mnie, jakby dopiero zrozumiał, co zrobił.

   — Przepraszam — odezwał się. Uśmiechnęłam się do niego, ale nic nie powiedziałam. Przez resztę lotu rozmawialiśmy o wszystkim innym, nie wracając do tematu tego całusa.

   O którym natomiast sporo rozmyślałam.

   Nie mogłam cały czas porównywać Armina i Warrena, jednak momentami to robiłam. A miałam o nim nie myśleć... Zazwyczaj, gdy Armin okazywał mi więcej uwagi nie ograniczał naprawdę miłych gestów, tak nie pamiętam, kiedy Warren po prostu złapał mnie za rękę.

   Próbowaliśmy się tolerować, ale... nie wypaliło. Jak widać.

   — Teraz spójrz za okno — usłyszałam jego głos. Mimo towarzyszącego mi strachu, zrobiłam to. Zobaczyłam pięknie oświetlone miasto, które z góry prezentowało się niesamowicie. Ilość kolorów i tego blasku sprawiała, że nie dało się oderwać wzroku. — Piękne, prawda?

   Obróciłam się do Armina z szerokim uśmiechem, na którego widok sam się bardziej uśmiechnął. Wyglądał teraz tak chłopięco. Mieniące się oczy były pełne beztroski.

   — To wygląda niesamowicie! — przyznałam szczerze. Może chciałam też, żeby Armin nie przestawał się tak ładnie uśmiechać...

   — Zgadzam się — mruknął, ale nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Od mojego uśmiechu. Od moich oczu Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, a wtedy mimowolnie uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

   Nie wiedziałam, co takiego miał w sobie Armin Villin, ale miałam wrażenie, że przy nim nie da się nie uśmiechać.

   — Dziękuję.

   Czarnowłosy ścisnął mocniej moją dłoń, a następnie powiedział:

   — Nie masz za co, moja słodka.

***

   Nasz lot dobiegł końca i właśnie lądowaliśmy. W pewnym stopniu pokonałam swój lęk przed lataniem. Czułam się szczęśliwa i szczerze mówiąc... chciałabym jeszcze raz!

   — Co teraz? — spytałam, obracając się w stronę mężczyzny.

   — Wciąż chcesz iść zwiedzać miasto nocą, czy wolisz wrócić do hotelu?

  — Możemy coś jeszcze porobić, o ile nie jesteś zmęczony...

  — Nie jestem. Poza tym czas w twoim towarzystwie jest...

   Usłyszałam dzwonek. Nie zorientowałam się, że dochodzi on z mojego telefonu, dopóki Armin nie zjechał na wzrokiem na moją torebkę.

   — Przepraszam — mruknęłam zawstydzona, a następnie sprawdziłam kto to. Avery. Cholera. — Avery, co tam?

   — Vanity — jej głos przyprawił mnie o nieprzyjemny dreszcz. — Jest coś, co muszę ci powiedzieć...

   — Avery, nie przedłużaj. O co chodzi? Zaczynam się bać.

   Armin przyglądał mi się w skupieniu, zapewne widząc moje rozdrażnienie i zestresowanie.

   — Avery?

   — Vanity, byłam po dzieci...

   — O, to super — powiedziałam z uśmiechem. — Wybawili się?

   — Tak, stęsknili się za Lizzy. Ale...

   — Avery, o co chodzi? — jej głos zdradzał, że coś było nie w porządku. Miałam złe przeczucia.

   — Byliśmy na placu jakieś dwie godziny, a potem wróciliśmy, tylko...

   — Mów, bo zaczynam się bać — Armin musiał zauważyć moje poddenerwowanie, ponieważ podszedł bliżej i mnie obserwował. Jego wzrok był pytający. Poczułam dłoń na moich plecach, która niestety nie ukoiła mnie do tego stopnia, bym się nie stresowała.

   — Vanity, nie Warren otworzył mi wtedy drzwi.

   Nie odezwałam się. Patrzyłam przed siebie, a informacja, którą przed chwilą usłyszałam, była w mojej głowie coraz głośniejsza i doskwierająca. Czułam się... upokorzona.

   Sherri znowu była w MOIM domu i zapewne świetnie bawiła się w mojej sypialni.

   — Przysięgam, że jak ją zobaczyłam, to chciałam ją wyszarpać za te doczepiane kłaki. Jebana Sheila.

   — Avery, Sherri.

   — No tak, przez nią już nie sięgnę po wiśnie. A wiesz, jak je uwielbiam!

   — Avery, mogę zadzwonić jutro?

   — Jasne, ale gdybys jednak chciała zadzwonić, to zrób to, nieważne która będzie godzina...

   — Kocham cię.

   — Ja ciebie, szkarado — zdołałam uśmiechnąć się lekko. Zakończyłam połączenie i spojrzałam na Armina. W jego spojrzeniu mogłam odnaleźć spojrzenie, niezrozumienie i ciekawość.

   — Co się stało?

   — Wrócimy na jakiś czas do hotelu, a tam ci wszystko opowiem. Wiedz jedno, teraz dopiero zaczniemy się bawić na całego.

***

Hej! Mam nadzieję, że rozdział się podobał <#

Do następnego!

- N.

Seguir leyendo

También te gustarán

178K 4.3K 26
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło.Tam spotyka przystojnego chło...
38K 1.5K 16
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...
480K 39.4K 25
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
80.5K 8.5K 28
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...