Black Lies +18 W SPRZEDAŻY

Door nahbabe

2.8M 46.6K 81.9K

Seth Weston: Kontynuacja Braci Weston. Życie Setha jest idealnie zaprogramowane. Nie ma w nim miejsca na błęd... Meer

Seth Weston
Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 8.

Rozdział 7.

77.3K 4.8K 7.9K
Door nahbabe

Seth

Wyłączyłem laptopa w chwili, w której zegar wskazywał dwudziestą. Ścisnąłem grzbiet nosa i zamknąłem oczy, by odzyskać ulgę z patrzenia. Poruszyłem karkiem, by złagodzić napięcie, które przez cały dzień siedzenia za biurkiem zaczynało mi doskwierać.

Okolica była oblana mrokiem, gdy wyszedłem z firmy, choć światła ulicznych lamp rzucało światło na chodnik. Moje uszy wypełniły dźwięki miasta, od klaksonów, przez szelest drzew, aż po kroków przechodniów, co stanowiło wyraźny kontrast do wyciszonego biura.

Włączyłem przycisk na pilocie, lecz zanim wsiadłem do auta, sprawdziłem telefon. Dobrą godzinę temu wysłałem Phoenixowi wiadomość, a ten nawet nie raczył jej odczytać. Musiałem mieć pewność, że niczego nie odwalił, w szczególności, że była z nim panna Heart.

Wiadomość zwrotna nie nadeszła nawet wtedy, gdy byłem pod domem. Status wysłano nie zmieniał się od trzydziestu minut. Mój brat zazwyczaj miał telefon przy dupie, powinien wysłać mi chociażby kciuka w górę.

– Wpędzisz mnie, kurwa, do grobu – wymamrotałem pod nosem.

Sprawdziłem jego lokalizację. Był w klubie, do którego najczęściej chodziliśmy z braćmi. Zablokowałem smartfon i wszedłem do domu.

Najpierw zdjąłem buty, lecz zanim zacząłbym się dotykać, musiałem umyć ręce. Później rozebrałem się do naga i wstąpiłem pod prysznic.

Coś jest nie tak. Podszeptywało mi sumienie.

Wcisnąłem przycisk na panelu. Czułem, jak mocno zabiło mi serce. Oparłem czoło na drewnianym wykończeniu.

Trzy głębokie wdechy. Chwila przerwy. Dwa głębokie wdechy. Chwila przerwy. Jeden głębszy wdech.

Ponownie uruchomiłem prysznic, by zmyć zalegającą pianę. Po wszystkim owinąłem ręcznik wokół bioder i zaczesałem włosy w tym. Niecierpliwie złapałem za telefon.

Minęło półtorej godziny, a Phoenix wciąż nie wyświetlał wiadomości. Zadzwoniłem do niego. Nie odbierał. Kolejny raz. Nic.

– Nawet nie wiesz jak bardzo masz przejebane...

Ubrałem się w ciemne spodnie i golf w tym samym kolorze. Wolałem nie zakładać koszuli, jeśli w najgorszym wypadku miałbym wyprowadzać brata z klubu, a jego wizyty w tym miejscu kończyły się w różnym stanie.

Ten gnojek zaburzył mój harmonogram dnia. Po prysznicu powinienem wypić kawę i przeczytać przynajmniej pięćdziesiąt stron książki, a zamiast tego, musiałem pędzić mercedesem przez Seattle.

Wysiadłem z auta i ponownie wykonałem połączenie.

– Co? – warknął lodowato, a odległe dźwięki ryczącej muzyki przeszyły powietrze.

– Po cholerę ci telefon, skoro go nie odbierasz? – Ostatkiem opanowania nie ryknąłem na całe gardło. – Dlaczego mi nie odpisałeś?

– Bo mam dwadzieścia pięć lat i nie potrzebuję niańki? – Udawał, że się zastanawia, po czym wydał dźwięk wygranej w teleturnieju. – Tak, to prawidłowa odpowiedź!

– Myślisz, że to jest, kurwa, zabawne? – Obnażyłem zęby, wkurwiony do granic możliwości. – Gdzie jest dziewczyna?

– Wyluzuj, okej? Tańczy i całkiem dobrze się bawi.

– Czy choć raz możesz zachować powagę? – Potarłem twarz z frustracji. – Kończcie imprezę, odwieziemy ją do domu.

– Nie ma mowy. – Irytacja wyzierała z jego słów. – Wyjdziemy stąd wtedy, kiedy będziemy tego chcieli.

– Phoenix...

Rozłączył się, nie pozwalając mi przemówić mu do rozsądku. Wypuściłem sfrustrowany oddech, gdy wkroczyłem do środka gwarnego lokalu.

Loża, którą zazwyczaj zajmowaliśmy z braćmi, była pusta, jeśli nie liczyć brokatowej torebki i kilku szklanek po wypitym alkoholu. Zgaszony skręt leżał w popielniczce, drwiąc ze mnie tlącymi się resztkami.

Przecież ja go, kurwa, rozszarpię.

Przeciskałem się obok tańczących ludzi, smród ich ciał przesiąkniętych oparami unosił się w powietrzu. Muzyka dudniła mi w uszach, niemal rozrywając bębenki.

Kto, do cholery, słucha tego gówna?

Mój wzrok padł na Phoenixa, jego twarz wyrażała frustrację, gdy szedł na parkiet. Odnalazłem Beverly, uwięzioną w szponach mężczyzny, który najwyraźniej próbował przekroczyć jej granice.

Brat złapał dziewczynę w pasie, odsuwając ją na bezpieczną odległość. Pchnąłem skurwysyna na ziemię, łapiąc go za kołnierz białej, przepoconej koszuli. Wokół nas zrodziła się przestrzeń, gdy ludzie zaczęli się odsuwać.

– Pięć sekund – wychrypiałem przy jego twarzy. – Tyle czasu ci daję, żebyś zniknął mi, kurwa, z oczu, zanim doprowadzę cię do stanu, którego nie widział jeszcze żaden chirurg.

– Nie wiedziałem, że jest zajęta – wybełkotał, unosząc dłonie w obronnym geście.

– Wypierdalaj – warknąłem. – Już!

Dopilnowałem, aż gość zniknie mi z oczu. Wytarłem dłonie w płaszcz, krzywiąc się z obrzydzenia. Moje oczy sięgnęły Phoenixa. Beverly praktycznie zwisała mu z ramienia.

– Pogrzało cię? – wycedziłem przez zęby. – Co to, do cholery, miało być?!

– Trzeba było do mnie nie dzwonić, miałbym ją na oku!

Jego stan nietrzeźwości był widoczny po szklistych, przekrwionych oczach, które spotkały moje. Nie dosyć, że był nachlany, to jeszcze zjarany! Moja asystentka była jednak w gorszym stanie.

– Panno Heart?

Kiedy wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć ramienia panny Heart, szybko zamrugała i cofnęła się o krok. Jej oczy były zamglone, a spojrzenie nieostre, gdy próbowała mnie rozpoznać.

– Ojej, panie władzo... – Uniosła niemal bezwładną dłoń, próbując odgarnąć sobie włosy z twarzy. – Pan tutaj?

Ja go, kurwa, zapierdolę...

– Co jej dałeś? – Wściekłość narastała w mojej piersi.

– Zjarała ze mną blanta i wypiła parę drinków, nic takiego. – Wzruszył beztrosko ramionami.

– Ujarałeś ją?! – ryknąłem wkurwiony. – Przecież ja cię, kurwa, zabiję!

– Jeśli masz ze mną problem, to to jest twój problem – zadrwił, z zamiarem minięcia mnie. – Sam się nią zajmę.

– O nie, nie. – Objąłem blondynkę ramieniem, ostrożnie wyswobadzając ją z jego objęć. – Wychodzimy, Phoenix. Odwieziemy Beverly do domu.

– Boże, z czego robisz problem? – Wyrzucił ręce w powietrze w przypływie frustracji. – Wyjebałbym mu w mordę i byłoby po sprawie.

– Zobacz, w jakim ona jest stanie. – Wskazałem głową na dziewczynę. – Ledwie patrzy na oczy.

Powodem tego zapewne nie były wyłącznie drinki zmieszane z marihuaną, ale także fakt, że nie spała pół nocy, ponieważ pisała opracowanie i była w trakcie menstruacji, co analogicznie zmniejszało jej tolerancję na alkohol.

Zaprowadziłem kobietę do sofy w loży. Klapnęła na nie z łoskotem, odchyliła głowę w tył, a na jej usta wypłynął szeroki uśmiech. Usłyszałem jej rozbawiony chichot, a jej spojrzenie wydawało się nieobecne.

Hałaśliwe napierdalanie muzyki pulsowało w powietrzu, zagłuszając moje słowa. Przysunąłem się bliżej do panny Heart, aby mogła usłyszeć mnie ponad hałasem.

– Niech pani tu na mnie poczeka, dobrze, panno Heart?

– Dobrze, panie władzo. – Machnęła na mnie ręką. – Pański rozkaz... to dla mnie... rozkaz!

– Nie ruszaj się stąd – podkreśliłem wyraźnie. – Ani kroku.

Przycisnęła palec do ust, zanim znów parsknęła śmiechem.

Kurwa. Nie powinienem jej zostawiać w takim stanie.

– Phoenix, mój samochód jest...

Zorientowałem się, że chłopak nie stał za mną. Dostrzegłem go, mierzącego się z dwójką równie napierdolonych kolesi. Doszczętnie przekląłem ten wieczór.

– Ja pierdolę!

Już nie szedłem, a biegłem w ich stronę. Tłum wokół nich zamarł. Nikt nie pokusił się do tego, by ich rozdzielić. Phoenix wyrwał się z pięściami do jednego z nich. Siła uderzenia była tak mocna, że obaj wylądowali w parterze. Pho dosiadł go okrakiem, wyrywając sierpowym ciosem w szczękę przeciwnika.

Ten drugi miał zamiar dopaść go od tyłu. Pchnąłem napastnika w tors, po czym rozluźniłem pięści szybkim potrząśnięciem.

– Łapy precz od mojego brata, sukinsynie.

Cofnął się, mierząc mnie od stóp do głów. Kiedy teren był bezpieczny, zamierzałem oderwać Phoenixa. Zadawał serię bezlitosnych ciosów na oślep. Unieruchomiłem go od tyłu, po czym poderwałem do góry.

– No dalej, chuju! – wrzeszczał młody. – Dalej chcesz przelecieć tę panienkę?!

Targały nim emocje. Próbował mi się wyrwać, jednak byłem od niego silniejszy.

– Uspokój się! – Próbowałem przemówić mu do rozsądku. – Natychmiast przestań!

– Spróbuj, kurwa! – Brat nie przestawał miotać się w moim uścisku. – Zajebię cię, słyszysz?! Zapierdolę!

Przyparłem go do najbliższego muru i złapałem go za szczękę.

– Phoenix, kurwa! – Krzyknąłem na całe gardło. – Dość!

Oddychał jak wściekłe zwierzę. Jego oczy były przepełnione furią, a on sam nie zdążył rozładować kołaczących się w nim emocji. Nie zauważyłem u niego żadnego uszczerbku, poza rozciętą wargą. Tamten gnojek jednak mocniej oberwał.

Ochroniarze zerkali na nas z dystansu, ale nie odważyli się interweniować. Wydawaliśmy tu największe rachunki, a managerka klubu była moją dobrą znajomą.

– Jedziemy do domu – zdecydowałem. – Zabierzemy Beverly.

Posłał mi pochmurne spojrzenie. Wydawało się, że nieco otrzeźwiał pod wpływem oberwania w pysk.

– Dobra – syknął pod nosem, przecierając krew z ust.

Chwyciwszy go za ramię, poprowadziłem go do naszej prywatnej loży. Ramiona opadły mi na scenę, która się tam rozgrywała.

Moja asystentka stała na szklanym stole, tańcząc z jakimiś innymi kobietami. Wokół nich zdążyły się zebrać hordy samców.

– Panno Heart – starałem się zachować spokój. – Wracamy do domu.

– Szefie! – Pisnęła, przyciskając dłonie do zaróżowionych policzków. – Co pan tu robi?

– Też się nad tym zastanawiam – mruknąłem. – Idziemy.

– Ale jeszcze nie zdążyłam...

Nie czekałem na odpowiedź. Bez słowa podniosłem ją ze stołu i przerzuciłem przez ramię. Wydała z siebie okrzyk zaskoczenia. Gdy kierowaliśmy się w stronę wyjścia, w odbiciu okna dostrzegłem, jak wyciągała rękę w stronę Phoenixa.

– Psiapsi! – zapiszczała, wierzgając nogami.

– Jestem, cały czas tu jestem! – zapewniał ją.

Młody otworzył przede mną drzwi, bym mógł wyprowadzić kobietę. Nawet na świeżym powietrzu nie przestawała mi się wyrywać.

– Panno Heart, jeśli natychmiast nie poprawi pani swojego zachowania, przestanę być uprzejmy – z zimnym warknięciem postawiłem ją na ziemi. – Zabiorę panią do domu.

Przeszukałem kieszenie w poszukiwaniu kluczy do samochodu. Wcisnąłem przycisk na pilocie, a światła mercedesa zamigotały.

– Zadzwoniłem po Mike'a. Przyjedzie po mnie za pięć minut – powiedział Phoenix, chowając telefon do kieszeni spodni. – A ty zabierz Beverly do domu, dobra?

– Dobra – odetchnąłem z poczuciem ulgi, że nie musiałem już z nim walczyć. – Tylko napisz do mnie, gdy dojedziesz..

– Jasne.

Otworzyłem drzwi do samochodu.

– Panno Heart, może pani wsia...

Zerknąłem sobie przez ramię. Dziewczyna zniknęła.

– Ja pierdolę – warknąłem. – Gdzie ona jest?!

Phoenix postukał mnie w ramię. Pokierowany jego spojrzeniem, odnalazłem Beverly wśród strumieni fontanny, które wybijały w górę w rytm muzyki.

Ja pierdolę, kurwa. Życie ewidentnie mnie nienawidzi.

– Co pani wyprawia?! – Mój surowy ton sprawił, że podskoczyła. – Jest listopad!

Zamiast odpowiedzieć coś logicznego, wybuchła śmiechem. Złapała szpilki w dłonie i na bosaka zaczęła przede mną uciekać. Kiedy ja biegłem w lewo, ona biegła w prawo. Kiedy zmieniłem kierunek, ona też. Gniew piętrzył się w moich żyłach, ale wydawało się, że ją to wszystko bawi.

– Na litość boską! – Wyrzuciłem ręce w jej stronę. – To jakiś absurd!

Phoenix ruszył mi na pomoc. Zaczęła przed nim uciekać, na szczęście w moim kierunku. Złapałem ją w pół i znów zarzuciłem ją sobie na ramię.

– Jak tylko pani wytrzeźwieje, dam pani solidną reprymendę – wychrypiałem rozwścieczony. – Jeszcze nikt nie doprowadził mnie do takiej furii, co pani.

Znów parsknęła, niewzruszona moją irytacją.

Och, już ja ci dam powód do śmiechu.

Usadowiłem kobietę na siedzeniu pasażera i natychmiast zapiąłem ją pasami. Wydobyła z siebie jęk, gdy upewniłem się, że uprząż będzie odpowiednio ciasna.

– Doprowadzasz mnie do złamania własnych granic, wiesz? – powiedziałem surowo.

Zatopiona we własnych myślach, po prostu parsknęła śmiechem. Rozejrzała się dookoła, a jej usta rozchyliły się w szoku.

– Moja torebka! – pisnęła.

Kurwa mać. To pewnie w niej miała klucze do domu. Pieprzyć to, nie zostawię jej drugi raz.

– Zmiana planów – oświadczyłem. – Jedziemy do mnie.

– Ale torebka!

– Zadzwonię do managerki, przechowa ją dla pani, dobrze? – mówiłem wolno i wyraźnie, jak do cholernego dziecka. – I radzę się zachowywać, w przeciwnym razie będę strasznie nieprzyjemny.

Cicha podróż do domu zapewniała wytchnienie od chaosu dnia. Nie mogłem powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń na kobietę, która opierała głowę na szybie, a powieki trzymała zamknięte. Dzięki Bogu, bo gdyby zaczęła coś odwalać, chyba doszczętnie bym zwariował.

Zaparkowałem przed domem, okrążyłem samochód, po czym otworzyłem drzwi po stronie asystentki. Rozpiąłem jej pasy, kobieta praktycznie wpadła mi w ramiona.

– Och – wydobyła z siebie cichy jęk. – Ależ pan ładnie pachnie... – Oparła się o mój tors, wtulając twarz w miejscu, gdzie krył się mostek.

Wzniosłem oczy ku niebu. Jeszcze tego mi brakowało.

– Idziemy do domu. Położę panią do łóżka.

Podniosłem ją ostrożnie, aby jej bose stopy nie dotykały ziemi. Zanurzyłem rękę w kieszeni, płaszcza, by sięgnąć po klucze. Pchnąłem drzwi, po czym zamknąłem je za nami.

Postawiłem Beverly na marmurowej posadzce, jednak jej dłonie nie opuściły mojej szyi, a delikatne opuszki palców muskały mi zarost.

– Panno Heart – wypuściłem westchnienie. – Idziemy grzecznie do łóżka.

– Zawsze jestem grzeczna, proszę pana. – Jej niski pomruk rozprowadził się mrowieniem po mojej skórze.

Wilgotne wargi spoczęły mi na szczęce, maszerując powoli w dół szyi. Niespodziewanym polizała mnie po twarzy, nim ponownie zaczęła głupio chichotać.

– Panno Heart. – Złapałem ją hardo za nadgarstki. – Nie bawię się w te gierki. Jest pani pijana.

– Hmm... – Odsunęła się o krok, zerkając na mnie zamglonym spojrzeniem.

Zbyt zmęczona, by ustać, oparła się o mnie. Nie wiedząc, co powinienem z nią zrobić, po prostu ująłem jej twarz w dłonie.

– Beverly? – Miałem nadzieję, że jakaś cząstka jej mózgu zdążyła wytrzeźwieć.

Rozchyliła zmęczone powieki.

– Dzień dobry, szefie – wymamrotała.

– Zaprowadzę panią do łóżka, dobrze? – Starałem się utrzymać z nią kontakt wzrokowy. – Chyba, że potrzebuje pani skorzystać z łazienki.

Pokręciła energicznie głową.

– Nie, szefie.

– W takim razie idziemy do łóżka.

– Do łóżka, szefie. – Potaknęła powoli.

Och, gorzej już być nie mogło.

Zaprowadziłem ją do gościnnej sypialni, chociaż rzadko kiedy miewałem gości. Posadziłem dziewczynę na łóżku, a ona uniosła podbródek. Jej oczy błyszczały jak zamarznięte szafiry.

– Byłam grzeczna, prawda? – Przechyliła głowę z nieśmiałym uśmiechem.

Wypuściłem oddech pełen rezygnacji. Oparłem dłonie na biodrach, nie wiedząc, jak mógłbym wytrzymać jej przeszywające spojrzenie.

– Próbujesz namieszać mi w głowie? – wychrypiałem, choć to nie w niej szukałem odpowiedzi.

Jej śmiech wypełnił pokój. Opadła na materac łóżka i zgięła nogi w kolanach, by podciągnąć się wyżej. Odchyliłem pościel, by mogła się pod nią ułożyć, jednak Beverly niespodziewanie zaczęła zsuwać ramiączka sukienki, ukazując przede mną pełne, nagie piersi. Jak poparzony odwróciłem wzrok.

– Co pani robi? – warknąłem z niedowierzaniem.

– Byłam grzeczna – mówiła niskim, mruczącym tonem.

Na brzmienie jej głosu czułem, jak moją skórę stopniowo pokryła gęsia skórka.

– Proszę się zakryć, panno Heart, natychmiast – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

– Nie jest pan zadowolony? – Nuta rozczarowania kryła się w jej głosie.

– A czy wyglądam, jakbym był? – Z frustracją przebiegłem palcami po włosach. – Panno Heart, to był ciężki dzień. Zamiast się z panią męczyć, sam powinienem iść spać.

Nie odezwała się. Uznałem, że to odpowiedni moment, by zostawić ją samą.

– Proszę położyć się spać. – Moja dłoń zastygła przy wyłączniku światła.

– Nie!

Pobudzony jej krzykiem, zastygłem w bez ruchu.

– Nie gaś światła. – Tym razem brzmiała na przerażoną. – Nie gaś światła, proszę.

Tym razem cały zwróciłem się ku niej, gdy zakryła się pościelą po samą szyję.

– Dlaczego?

– Nie gaś światła. – Warga jej zadrżała, głos miała nabrzmiały od groźby rozpłakania się. – Proszę, nie gaś...

Lodowaty chłód przetoczył się przez moje żyły, gdy odgłos łkania odbił się echem od ścian. Bardzo powoli zbliżyłem się do łóżka i przysiadłem na jego skraju.

– Panno Heart... – Żadne logiczne zapytanie nie przychodziło mi na myśl.

Powietrze wypełniło namacalne poczucie bólu. Niebieskie oczy zalśniły od łez w delikatnym świetle lampy.

– Byłam grzeczna – wykrztusiła na głos, a jej ciało wzdrygnęło się z emocji. – Naprawdę byłam.

Moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a gula wezbrała w gardle. Nie byłem pewny co do tego, co czułem. Patrzyłem bezradnie, jak trawiła ją niewyjaśniona udręka.

– W porządku – wychrypiałem. – Jest pani bezpieczna, zostawię włączoną lampkę.

Szukała oczami mojego wzroku, jakby nie spodziewała się tej odpowiedzi. Wzięła drżący wdech, niepewnie zmniejszając dzielący nas dystans. Powietrze ugrzęzło mi w płucach, gdy uklęknęła obok i wtuliła się we mnie, a filigranowe ramiona drżały przy moim ciele. Oprócz truskawek, wyczułem woń złamanego serca.

Kobieca twarz zmarszczyła się w bolesnym płaczu. Arktyczne oczy wylewały ocean łez, które zostawiały za sobą ślad błyszczącego smutku na policzkach. Każdy oddech był nierówny, a klatka piersiowa rwała się w górę, gdy próbowała zaczerpnąć tchu. Zdałem sobie sprawę, że wpadła w szpony paniki.

Za cholerę nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Bardzo powoli dotknąłem jej włosów, a moja dłoń przesuwała się po nich w górę i z powrotem. Westchnęła, gdy okazałem jej ten drobny gest troski, a żałobna melodia jej szlochu powoli ucichła.

– Szefie? – wymamrotała popękanym głosem.

– Tak?

– Czy może powiedzieć mi pan coś miłego? – zduszony szept wypadł spomiędzy kobiecych warg.

Słabo trafiła. Byłem beznadziejnym komplemenciarzem. Wlepiłem spojrzenie w puchowy dywan pod stopami, zanim uniosłem wzrok na kobietę.

– Zaimponowała mi pani swoją karierą w poprzedniej branży. – To pierwsze, co przyszło mi na myśl.

Mięła mój sweter w piąstkach, starając się zapanować nad rozszalałym oddechem.

– Coś jeszcze – poprosiła.

– Jest pani bardzo sumienna – doceniłem to. – Wystarczyło podać pani polecenie, a dzień później wyprzedziła pani moje wszelkie oczekiwania.

Oparła mi głowę na ramieniu, zbyt zmęczona i pijana, by zaznaczyć granice między asystentką a szefem.

– Jest pan ze mnie dumny?

Jasna cholera, była taka bezbronna i złamana.

– Jestem – przyznałem cicho, jeśli to właśnie chciała usłyszeć. – Jestem z pani dumny, panno Heart.

Zakopała głowę w zagłębieniu mojej szyi, a nosem musnęła delikatnie skórę.

– A teraz powinna pani odpocząć – poleciłem. – To był ciężki dzień.

Dostrzegłem wahanie w jej ruchach, gdy stopniowo zaczęła się odsuwać. Popatrzyła na mnie tymi swoimi smutnymi oczami jak pierdolony szczeniaczek, aż coś ścisnęło mnie wielką pięścią za serce.

– Szefie?

– Tak?

– Przepraszam – wydukała nieśmiało.

Zwalczyłem chęć przewrócenia oczami. Beverly ułożyła się wygodniej w łóżku, wtulając policzek w miękkie poduszki. Wsłuchiwałem się w jej zwolniony oddech, mając pewność, że nie odwali niczego niedopuszczalnego.

Wróciłem do swojej sypialni z kłębem myśli w głowie i żadna z nich nie brzmiała spójnie. To kolejna złamana owieczka w tym brutalnym świecie, chociaż ta nie miała nikogo, kto mógłby ją ochronić.

#BlackLies

Twitter: nahmafia

Instagram: autorkajoanna

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

421K 22.9K 46
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
224K 14.2K 123
❗️NIE jestem autorem, ja tylko tłumaczę❗️ AUTORS: Lee Heen, Yoon Seul ARTISTS: Pig Cake, 돼지케이크 OPIS: Tajemnica, którą przypadkowo usłyszałam ja, służ...
34.4K 2.6K 18
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
107K 10.8K 29
Poznaj historię córki głównego bohatera z "Wszystko, co skrywa twoje serce" Można powiedzieć, że życie Penelope Porter było idealne. Miała kochającą...