Rozdział 3.

78.8K 4.6K 9.9K
                                    

Beverly

Dramat. Dramat. DRAAAAMAT!

Nie radziłam sobie w stresujących sytuacjach. Mój język, zdrajca spanikowanych myśli, utkał sieć bezsensownych słów, których później długo żałowałam. Wspomnienia tamtej chwili nawiedzały mnie jak duch.

Liczyłam na to, że medytacja przed pracą pozwoli mi zebrać się w sobie i pokazać, że byłam absolutnie najlepszą kandydatką na to stanowisko. Nawet jeśli sama w to nie wierzyłam, musiałam zrobić dobre wrażenie.

A w niczym nie zrobisz tak doskonałego wrażenia, jak w idealnie dobranym outficie.

– Bardziej stonowany strój... – namyślałam się, gdy przeglądałam garderobę. – Co krzyczałoby „zależy mi na tym stanowisku"?

Kiedy przeszukiwałam morze wieszaków, mój wzrok zatrzymał się na prawdziwej perełce!

– Idealna! – piałam z zachwytu.

Założyłam biały top i jasnoróżową tweedową marynarkę, ozdobioną opalizującymi cekinami, które uzupełniały spódnicę o podobnym kroju. Do kompletu założyłam dwunastocalowe białe szpilki od Philippa Pleina, chociaż nawet w butach na platformie nie dorównałabym wzrostem mojemu szefowi.

Wsadziłam za case'a małą, różową karteczkę z wyznaczonymi punktami do zrobienia:

1. Zamówić doppio dla pana Westona.
2. Beztłuszczową, waniliową chai latte dla mnie.
3. Kupić trzy poranne gazety: The Seattle Times, The Washington Post i The Stranger.
4. Przeprosić pana Westona.

Zapakowałam się do samochodu. Zostawiłam pudełko butów, torbę, gazety i babeczkę na siedzeniu pasażera, jednocześnie zabezpieczając kawę w uchwycie. W czasie jazdy włączyłam na głośnikach lekcję medytacji.

Wielkie rzeczy dzieją się w spokojnych umysłach. Bądź spokojny. Jesteś genialny" – głos mężczyzny był tak kojący, że prawie zasnęłam.

Stopniowo zza wzgórza wyłaniał się budynek firmy, górujący nad miastem niczym szklany gigant. Nawet z daleka czułam, jak moje wnętrzności skręcają się w artystycznych akrobacjach.

Wdech, wydech. Jesteś najlepsza. Najlepsza z najlepszych. Najlepsiejsza.

Zaparkowałam samochód, nie marnując czasu na szukanie parkingowego. Zabrałam rzeczy i czym prędzej czmychnęłam na szpilkach do lobby.

– Dzień dobry! – zawołałam do recepcjonistki. – Jestem punktualna!

Mogłam sobie jedynie wyobrazić, że zza góry przedmiotów wystawała jedynie moja blond czupryna. Nie usłyszałam odpowiedzi. Próbowałam na oślep wcisnąć przycisk przywołujący windę, gdy moje palce zetknęły się z czymś twardym.

– Cóż, ledwo poznałem twoje imię, ale nie mam nic przeciwko, jeśli chcesz wskoczyć na wyższy level.

Podskoczyłam, omal nie gubiąc rzeczy. Poczułam, jak policzki zapłonęły mi z gorąca. Rozpoznałam ten głos.

– Przepraszam – bąknęłam. – Próbuję donieść to wszystko w całości do gabinetu.

– A to co, Mikołaj w listopadzie? – parsknął Phoenix.

Obrzuciłam go radosnym spojrzeniem, gdy tylko odsłonił moją twarz, zabierając mi pudełko z kokardą i uchwyt z kawami. Przytknął kartę do czytnika, a winda ruszyła.

– Prawie. – Posłałam mu dumny uśmieszek. – To na przeprosiny.

– Dla kogo?

– Dla pana szefa.

Black Lies +18 W SPRZEDAŻY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz