Hidden Hearts [WYDANE]

mybookmyfeelings tarafından

376K 3.4K 1.6K

Historia najstarszego brata Scott! Kolejny tom z serii hellish, który można czytać bez znajomości trylogii! ... Daha Fazla

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział czwarty
WYDANIE
Prolog

Rozdział trzeci

20K 631 379
mybookmyfeelings tarafından


#Hiddenhelli

Silver

Pięć lat wcześniej

Minął tydzień... Tydzień, odkąd zakopałam swojego ojczyma w ogródku. W mediach już huczało o tajemniczym morderstwie, ale nikt nic nie wspominał o mnie. Nie dziwiło mnie, że nie zwrócili uwagi na to, że moja matka miała dziecko. Wszyscy od zawsze mieli mnie w dupie. Wiedziałam, że muszę uciec jak najszybciej. Brakowało mi jeszcze kilku stów... Wydałam bardzo dużo na fałszywy dokument tożsamości. Mój przyjaciel miał znajomości... Will nie pytał, po prostu to zrobił.

Nie dość, że byłam morderczynią i złodziejką, to jeszcze sierotą. Ciekawie. Siedziałam na tyłach budynku, czekając, aż mój przyjaciel wyjdzie na przerwę. Na głowie miałam kaptur, bo każdy przechodzień czy nieznajoma mi osoba stanowiła dla mnie zagrożenie. Zawsze myślałam o ucieczce. Myślałam o tym, by zniknąć za jakąś kolorową kamieniczką i nigdy nie wrócić. To wydawało się takie łatwe, chociaż kilka dni temu takie nie było. Mimo nienawiści, jaką darzyłam moją matkę, nie chciałam jej zostawiać. Ostatecznie jednak jej nie pomogłam. Jej własna córka zostawiła jej ciało w domu i nawet nie zapłakała. Wsunęłam między wargi papierosa i odpaliłam go. Oparłam się o mur i zaciągnęłam używką.

– Silv, co ty tu robisz? – Słysząc znajomy głos, uniosłam głowę i zobaczyłam, że przede mną stał Will.

Brunet wyglądał na zaskoczonego, czyli jak zwykle zapomniał. Wyciągnął z kieszeni bluzy skręta i wsunął go między wargi. Patrzył na mnie spod rzęs.

– Palę papieroska, a ty?

Chłopak przewrócił oczami, a ja wstałam i wyrwałam mu blanta. Wsunęłam go między wargi, przytrzymując fajkę w drugiej dłoni i się zaciągnęłam.

– Jarasz w pracy, nieładnie – prychnęłam.

– A ty wcale nie powinnaś jarać. – Wyrwał mi skręta i zaczął go palić. – Nie powinnaś już być gdzieś w Europie?

Zaczęłam chodzić w kółko, rozglądając się wokół siebie. Wsunęłam między wargi ponownie swojego papierosa.

– Tak pomyślałam – zaczęłam. – Nie mogę wylecieć stąd bez swojego pierwszego razu.

Will zaczął się dusić. Ups.

– Chcesz być moim pierwszym? – Odwróciłam się w jego stronę.

– Silver, co ty...

Zaczęłam się śmiać, bo wypieki na twarzy chłopaka lekko mnie urzekły. Lekko i tylko przez chwilę.

– Gdybyś mnie znał Will, to byś wiedział, że żartuję. Faceci są obrzydliwi.

Chłopak przewrócił oczami i oparł się o murek.

– Suka – mruknął.

Sprzedałam mu kuksańca w bark i z wielkim uśmiechem odpowiedziałam:

– Nie narzekaj, będziesz tęsknić za tą blond suką.

– Silver. – Wyrzucił skręta i przygniótł go butem, w tym samym czasie ja to samo uczyniłam ze swoją używką. – Uciekaj stąd. Im dłużej siedzisz w Grove City, tym gorzej dla ciebie. W końcu połączą fakty.

– Nie przeraża cię to, że go zabiłam? – spytałam, na co Will pokręcił głową. – Nawet trochę? – Znów pokręcił głową. – Dziwny jesteś. Mnie by przeraziło, gdybyś zabił swojego ojca i z zimną krwią zakopał go w ogródku.

William zrobił krok w moją stronę. Wiedział, że nie przepadam za dotykiem, więc nie próbował mnie dotknąć.

– On był skurwysynem, który zasługiwał na śmierć. Po pierwsze nie jest mi go żal, a po drugie zrobiłaś to w samoobronie.

Ta... W samoobronie. Odkąd ojczym pierwszy raz podniósł na mnie rękę, wyobrażałam sobie, jak go zabiję. I w końcu jakimś dziwnym przypadkiem mi się to udało. Nie czułam się źle, czułam się wyśmienicie.

– Musisz mnie dziś ostatni raz wpuścić – zmieniłam temat, a oczy Williama się rozszerzyły. – Will, proszę.

Chłopak zacisnął szczękę. Wiedziałam, że ryzykował swoją pracą... Już raz go prawie przeze mnie wylali. To była ostatnia akcja. Ostatnia, a potem zniknę.

– Ostatnia akcja. – Podzieliłam się swoimi myślami.

Jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie, ale widziałam w nich niepewność...

Zgódź się...

– Ostatnia akcja – powtórzył.

Nie pisnęłam z ekscytacji, choć chciałam. Puściłam mu natomiast oczko i przygryzłam wargę. Nie bałam się. Już nie miałam czego ani kogo.

Musiałam poczekać, aż się ściemni, więc namówiłam Williama, by kupił mi moje ulubione ciastko. Pani Emily z pobliskiej kawiarni zawsze odkładała mi jedną bułeczkę malinową... Codziennie rano czekała, aż po nią przyjdę. Trochę mnie to smuciło, bo naprawdę je uwielbiałam, a teraz? Gdzie znajdę tak świetne wypieki?

Kochałam te cholerne bułeczki malinowe, zabiłabym za nie.

William przyniósł mi torebkę pełną słodkości, a ja wspięłam się na dach budynku. Z góry łatwiej było wypatrzeć potencjalną ofiarę. Nogi zwisały mi w przepaść, a ja delektowałam się cudownym nadzieniem malinowym.

Zaczęłam już ziewać. Byłam strasznie zmęczona, a nadal nie dostrzegałam żadnej potencjalnej ofiary. Widziałam dużo nastolatków, którzy darli się, trzymając butelki piw w dłoniach. I jak tak dłużej o tym myślałam, to zaczęłam się zastanawiać nad jednym... Co to było za życie? Picie co weekend lub w tygodniu, zaliczanie panienek na imprezach, wkuwanie do egzaminów i wysłuchiwanie żali rodziców. Już wolałam być nieukiem, złodziejką, morderczynią niż dziewczynką, która pozwala, by rówieśnicy ją besztali. Zajebałabym im plecakiem, a potem powybijała zęby... Nie nadawałam się do życia wśród ludzi.

Mało za kim przepadałam. William stanowił jakiś dziwny wyjątek. Może dlatego, że przeżył podobne piekło co ja... Może byliśmy za bardzo do siebie podobni... Dzieciaki w naszym wieku przeżywały swoje pierwsze miłostki czy pocałunki, a my? My w tym czasie walczyliśmy o przetrwanie.

Moja matka była... No właśnie, kurwa, w ogóle nie była obecna w moim życiu. A ten pasożyt? Panoszył się, wydając wszystkie pieniądze, które sama zarobiłam. Znaczy ukradłam... Czasem wierzyłam, że się uwolnimy, co czyniło mnie żałosną. Wierzyłam, że moja matka jest skłonna dla mnie uciec... Pierdolenie. Ludzie poświęcają swoje życie na poczet czyjegoś. Więc dzięki Ci święta Penelope, że poświęciłaś swoje życie dla mojego.

Chciałam już zejść z dachu, aż nagle moim oczom ukazał się mężczyzna. Musiałam wytężyć wzrok. Stał przed wejściem do kasyna. Był w podeszłym wieku i miał na sobie czarny płaszcz. Wierzyłam swojemu przeczuciu, które mówiło, że ta tkanina nie należała do najtańszych. Może to kaszmir? Czasami zdarzało mi się czytać magazyny modowe matki. Miałam też dobrą pamięć fotograficzną, więc zapamiętałam wiele luksusowych marek. Ta skromna umiejętność pomogła mi w odróżnieniu tego, kto może mieć coś cennego przy sobie. Taki płaszcz krzyczał pieniędzmi.

Czekałam na jakiś ruch mężczyzny. Rozmawiał z kimś, a gdy delikatnie się odwrócił, dojrzałam coś jeszcze. Coś błysnęło w świetle lamp. Na jego płaszczu znajdowała się jakaś błyskotka... Brosza. To musiała być brosza. Dłużej się nie zastanawiałam, zeszłam z dachu i zapukałam do drzwi, które prowadziły na zaplecze kasyna. Chwilę czekałam, aż Will się zbierze...

– Masz przebranie? – spytałam, gdy tylko chłopak uchylił drzwi.

Wskazał palcem za siebie.

– Graj dobrze Silver, tace masz obok.

Weszłam do środka, a on cały czas się na mnie patrzył. Wiedziałam, że mi w jakimś stopniu ufa, ale nie z tym miał problem. Ja ucieknę, podczas gdy on tu zostanie...

– Jeśli cię złapią... – zaczął.

– Nic nie wspomnę o tobie, to pierwsza zasada partnerów w zbrodni – dokończyłam za niego, patrząc w jego brązowe oczy.

Wiedziałam, że już się nie spotkamy. Czułam, że muszę coś powiedzieć...

– Will... – wyszeptałam. – Dzięki.

Chłopak skinął głową, a ja zaczęłam się przebierać. Strój kelnerki był idealnym kamuflażem. Związałam włosy w kitkę i odwróciłam się do przyjaciela. Wygładziłam dłońmi marynarkę i spodnie.

– Wyglądam okej? – spytałam, cały czas przecierając materiał dłońmi.

– Tak, wyglądasz dobrze, Silver.

Uniosłam spojrzenie, a oczy Williama dziwnie błyszczały. Czy on...?

– Nie mów, że będziesz za mną tęsknił – parsknęłam. – Will, nie próbuj za mną tęsknić, to nie w naszym stylu – dodałam poważnie. – Will.

Chłopak wyglądał naprawdę dziwacznie... Niepokoiło mnie to.

– Po prostu się odzywaj – odezwał się w końcu. – Pisz, dzwoń, cokolwiek.

To było zabawne. Możliwe, że zaraz będę ścigana listem gończym, a on chce bym do niego pisała i dzwoniła?

– Może to zrobię – mruknęłam, chwytając tace. – Dzięki jeszcze raz.

Odchodząc, klapnęłam go w bark i ruszyłam do drzwi, za którymi znajdowało się kasyno. Nie czułam strachu ani stresu. Byłam zbyt skupiona na zadaniu. Wejść, zakręcić się obok tego gościa, sprawdzić broszę, ukraść ją, uciec. Proste. Robiłam to już wiele razy.

Przybrałam maskę uśmiechniętej, ładnej dziewczynki, która czasem się wypnie, by zgarnąć od oblechów napiwek. Nie odpowiadała mi ta rola, bo nienawidziłam płaszczenia się przed mężczyznami. Od razu, gdy weszłam do środka, wzrok kilku z nich padł na mnie. Zróżnicowany wiek był w kasynach klasykiem: młodzi, średni i starzy. Ja szukałam facetów w podeszłym wieku, czyli między średnim i starym. Uśmiechałam się, przechodząc obok okrągłych stołów. Krupierzy nie zwracali na mnie uwagi, zgarniali zakłady i recytowali swoje formułki, a ja niepozornie wędrowałam między nimi.

Stanęłam na chwilę w miejscu, by rozejrzeć się dookoła. Miałam naprawdę zajebisty wzrok, bo od razu dojrzałam ten płaszcz. Mężczyzna stał przy barze. Zgarnęłam ze stolika puste szklanki, uśmiechając się do osób, które przy nim siedziały, i ruszyłam. Uniosłam wysoko podbródek i gdy tylko byłam w idealnym punkcie, wpadłam na faceta.

– O mój Boże, przepraszam! – jęknęłam, gdy zderzyłam się z jego ciałem.

Zaczęłam podnosić z ziemi odłamki szkła, gdy ten nawet się nie schylił, by mi pomóc. Kutas. Uniosłam głowę i wydukałam:

– Przepraszam pana bardzo...

Miał ostre rysy twarzy. Jego oczy czujnie mnie obserwowały. Podniosłam się i zaczęłam ścierać serwetką kropelki napoju z jego płaszcza. Ten chwycił moją dłoń bardzo mocno. Nie wiem dlaczego, ale czułam się, jakby mnie prześwietlił. Jakby doskonale wiedział, co mam zamiar zrobić. Musiałam zagrać.

– Niech pan mnie puści! – Odsunęłam się, wyrywając dłoń i odepchnęłam go od siebie.

Posłał mi dziwne spojrzenie, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Brosza. Była złota i miała kształt litery S. Wyglądała na drogą... Bardzo drogą. Mój bilet do Europy. Odłożyłam tacę i nie wahając się dłużej, minęłam go, ale nie omieszkałam go trącić barkiem. Z całych moich sił. Byłam o wiele niższa, ale mężczyzna zachwiał się na nogach, a ja szybko go złapałam.

– Proszę się nauczyć traktować kobiety z szacunkiem – powiedziałam, trzymając go za płaszcz. – Taka mała rada. Jeśli pan nie szanuje ich, one nie będą szanować pana.

Uśmiechnęłam się sztucznie i zacisnęłam dłoń na broszy. Szybko i gwałtownie się odwróciłam, zrywając ozdobę. Zaczęłam iść w stronę zaplecza. Szybko... Kurwa, Silver szybciej. W końcu wbiegłam do pomieszczenia. Poczułam się spokojna, dopiero gdy drzwi za mną trzasnęły. Oparłam się o ścianę i uchyliłam dłoń. Brosza była przepiękna...

Ostatnia akcja.

Przebrałam się, jak najprędzej mogłam. Nie pożegnałam się z Williamem. Pożegnania były bezsensowne. Wsunęłam do plecaka broszę i założyłam kaptur na głowę. Wyszłam przez tylne drzwi, od razu spuściłam wzrok i schowałam dłonie do kieszeni. Musiałam jak najszybciej znaleźć jakiś pociąg lub autobus, który wywiezie mnie do większego miasta... Nagle poczułam, jak się z czymś zderzam. To było tak mocne uderzenie, że zatoczyłam się kilka kroków do tyłu. Uniosłam głowę... I mnie po prostu, kurwa, zatkało. Osobą, na która wpadłam, okazała się tą samą, którą okradłam.

Świetnie. Rewelacyjnie. Cudownie. Wyśmienicie. Po prostu, kurwa, zajebiście.

Jego oczy były puste, a ja stałam tak blisko niego, że intensywność jego spojrzenia mnie dusiła. Nie czułam nigdy czegoś podobnego. To nie był strach...

Mężczyzna przewyższał mnie o dużo, bardzo dużo. Był jak jakaś pieprzona żyrafa. Zadarłam mocno podbródek, a w głowie obmyślałam plan ucieczki. Mocno zaostrzona linia żuchwy, prosty nos, krzaczaste brwi, nienaganna postura. Spojrzenie zabójcy.. Mogłam się odsunąć, by zyskać większą przestrzeń, ale to by oznaczało, że się go obawiam. A ja się nie bałam. Zrobił krok, nie drgnęłam.

– Śledzisz mnie od kilku godzin – odparł beznamiętnym tonem. – Myślałem, że już się nie odważysz.

Wiedział. Widział mnie? Gula stanęła mi w gardle.

– Nie bądź zdziwiona, że wiem, kim jesteś, Silver. – Teraz pomyślałam, że umrę przez zadławienie swoimi wnętrznościami. – Zabrakło pary w gębie?

– Nie – odparłam bez zawahania. – Po prostu zaskoczył mnie pan, bo nie sądziłam, że mężczyźni w podeszłym wieku potrafią mieć tak chore obsesje, by kogoś prześwietlać. Naprawdę musi się panu nudzić na emeryturze.

Nieznajomy skinął głową.

– Emerytowany policjant? – spytałam, wsuwając głębiej dłonie. – Tydzień wam zeszło, dość słabo działa policja w naszym kraju. Nie powinno mnie to dziwić, przecież...

– Nie jestem z policji – odpowiedział bez zawahania.

Chciałam się przesłyszeć. Jeśli nie był z policji... To kim on, do cholery, był?!

– Zabrałaś coś, co należy do mnie. – Uniósł brew, ale bez większego wzruszenia. Wyglądał, jakby to nie robiło na nim wrażenia. – Lekko nieudolnie, bo szarpnięcie, jakie spowodowało wyrwanie broszy z mojego płaszcza, było naprawdę mocno odczuwalne.

Miałam coraz większą ochotę się wycofać i zacząć spierdalać. Ten facet był dziwny... I mówiłam to ja. Jakie to zabawne. Już sama nie wiedziałam, czy to coś ze mną jest nie tak czy z nim.

– Oddaj mi broszę. – Wyciągnął do mnie swoją dłoń. – Nie bój się.

– Przecz z tą łapą, bo pana ugryzę – zagroziłam, robiąc krok do tyłu.

Świetnie Silver, zagroziłaś mężczyźnie, którego okradłaś, tym, że go ugryziesz.

Widziałam, jak po jego ustach przemknął uśmieszek. Nie był on niczym, co miałoby spowodować uśmiech na mojej twarzy, wyglądał on raczej na... groźny? Nie wiedziałam, jak mam go interpretować. W życiu nie miałam jeszcze styczności z taką personą. To było dla mnie nowe doświadczenie, a co najbardziej zaskakujące – podobało mi się to.

– Chyba powinienem odebrać to jako groźbę.

– Jest pan nawet bystry – odparłam.

– Okradłaś mnie, grozisz mi i jeszcze się ze mnie wyśmiewasz. – Jego ton zmieniał się z każdym wypowiedzianym zdaniem. – Nie jestem z policji i nie mam zamiaru jej wzywać. Partnerzy w zbrodni kryją swoich, nieprawdaż?

Zatkało mnie. W tej chwili mnie po prosu zatkało.

– Czy tak nie mówisz z Wiliamem? – spytał głosem, którego brzemiennie mnie poraziło.

William. O Boże, Will. Jeśli ten bogaty chuj mu coś zrobił...

– Spokojnie, William jest cały – zapewnił mnie, trafnie odczytując moje myśli.

Patrzyłam obcemu mężczyźnie w oczy i dojrzałam spokój. Moje serce nieco się uspokoiło. Mnie mógł zrobić, co chciał. Ale Will... Nie powinnam tak reagować, bo to oznaczałoby, że w jego towarzystwie czułam się komfortowo. Nie ufałam mężczyznom. Nie chciałam im ufać i nigdy im nie zaufam. Nieznajomy zrobił krok na przód. Nie drgnęłam. Brałam głębokie, niewidoczne dla jego oka wdechy. Gdybym się cofnęła, okazałabym słabość. A tego przed mężczyznami nie robiłam. Nieważne, jak bym się bała, nie mogłam drgnąć.

Spojrzałam na krótką chwilę na jego buty. Już sam sposób jego chodzenia sprawiał, że mężczyzna emanował czymś na kształt władzy. Jego stopy zatrzymały się przede mną.

– Silver Ruby Miles, czy chcesz zmienić swoje życie? – spytał na wydechu.

To pytanie lekko zbiło mnie z tropu... Nikt nigdy się mnie o coś takiego nie zapytał, a ja znałam na to pytanie odpowiedź od lat. Śniłam o zmianie mojego życia. To było marzenie, które mnie przy nim utrzymywało. Cel, do którego dążyłam. Nawet po trupach. A jednak, gdy ktoś w końcu mnie o to zapytał, zamilkłam. Milczałam, bo wdarł się do mojej bańki...

– Nie bój się dziecko, nie skrzywdzę cię.

– Każdy oprawca tak mówi – odpowiedziałam.

Hardo patrzyłam w jego szare tęczówki. Zaczęłam dostrzegać więcej detali w jego wyglądzie. Miał czarne włosy, jakby ktoś wylał wiadro smoły na jego głowę. Wyglądały na delikatnie, dłuższe od typowego męskiego cięcia. Kędziorki zakręcały się wokół jego ucha. Czupryna była gęsta i lśniąca. Miał piękniejsze włosy niż ja.

– Racja – odparł cicho.

– Czego pan ode mnie chce? – spytałam nieco ostrzejszym tonem.

Facet zwilżył językiem usta i lekko się uśmiechnął, po czym odpowiedział:

– Chcę ci pomóc. – Po wypowiedzeniu tych słów jego uśmiech się pogłębił.

Zaczęło mnie to wszystko delikatnie mnie niepokoić. Byłam zdania, że musiałam się przesłyszeć.

– Masz wielki talent, nie możesz go zmarnować na ulicy. Pomogę ci go rozwinąć.

Chciałam się zaśmiać. Jakiś wróżbita z niego czy co? Nie ufałam mu, bo jakbym miała ufać gościowi, którego okradłam, a on znał moje cholerne imię i zachowywał się jak jakiś pojeb? A jednak w jego oczach nie dostrzegałam drapieżnika, który czeka, aż jego ofiara się podda.

– Pomagam takim jak ty.

– Takim jak ja? – parsknęłam.

Wyciągnął ręce z kieszeni i odsunął płaszcz.

– Wyciągnij broszę z plecaka – rozkazał. – Nie wezmę jej, po prostu chcę, byś się jej przyjrzała.

Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale w tym momencie nie wiedziałam, jak mogę mu uciec. Ostrożnie zdjęłam plecak z ramion i wyciągnęłam z niego złotą broszę. Dopiero trzymając ją w dłoni i przyglądając się jej z bliska, zauważyłam, że literkę otaczają pąki róż. Małe kwiatki ozdabiały broszę, a na koniuszku litery S była głowa węża.

– Pomagam dzieciakom, które są inne, niż system by tego chciał.

– System? – Mocniej zacisnęłam palce na broszy.

– Rząd, politycy, nauczyciele, rodzice – zaczął. – Oni tworzą system, który ma sprawnie działać, szkoły, przedszkola, studia. Wpajanie wiedzy, którą oni chcą, byście przyswoili. To wszystko, moja droga Silver, jest systemem, a my jesteśmy marionetkami znajdującymi się w dłoniach tych wyżej od nas.

Słuchałam go uważnie.

– Ale ciebie system nie dotknął. Jesteś inna, ale to nie oznacza, że gorsza. – Zaczynałam mieć dziwne wrażenie... Wrażenie, że on mnie rozumie. – Jesteś lepsza od wszystkich ludzi w tym mieście. Zdradzę ci też jedno. – Przysunął swoją twarz do mojego ucha. – Jesteś wyjątkowa.

Nie byłam wyjątkowa. Byłam dziwolągiem. Marginesem społecznym. Złodziejką. Morderczynią. Okropną córką. Nie byłam wyjątkowa...

– W mojej szkole jest miejsce dla takich wyjątkowych osób jak ty.

– Co to za szkoła? – spytałam, nie czując już potrzeby, by się od niego odsunąć.

– Wiesz, gdzie jest Minnesota? – zapytał, na co skinęłam głową. – Tam powstały mury mojego przeznaczenia. Od zawsze chciałem stworzyć miejsce dla osób takich jak my. I stworzyłem prywatną szkołę dla nastolatków spoza systemu.

Niczego nie rozumiałam. Czułam się, jakby mówił do mnie w nieznanym języku albo co gorsza... Jakby rzucał na mnie klątwę, a ja chciałam go wysłuchać... I słuchałam. Możliwe, że wielką rolę odgrywało w tym to, że nie miałam nic do stracenia.

– Ale co mam do tego ja? – parsknęłam kolejny raz.

Mężczyzna zrobił krok. Był już naprawdę blisko mnie, przez co zaczynałam się czuć coraz bardziej nieswojo. Między nami na chwilę zapadła cisza, która wydawała mi się zbyt przytłaczająca. To był jego cel. On chciał mnie zbić z tropu.

– Moja droga, chcę byś do niej uczęszczała.

Co?

– Co? – jęknęłam.

– Możesz zacząć nowe życie, uciec od przeznaczenia, które cię czeka. A oboje wiemy, że twoim przeznaczeniem nie jest więzienie. Jesteś młoda, bystra i naprawdę utalentowana, chcesz to stracić i zgnić za kratami? – Wiedział o mnie wszystko. – Nie będziesz musiała okradać bogaczy. Nie będziesz musiała uciekać na inne kontynenty, czując na karku oddech policji. Ochronię cię i nauczę więcej.

Musiałam kilka razy zamrugać, by pojąć to wszystko. Chciałam wiedzieć, skąd to wie... Skąd mnie zna, ale czy to by coś dało? Nie. To nic by nie dało. Są pewne rzeczy, których nie powinno się wiedzieć. A słuchając go, poczułam przeogromną chęć wyciągnięcia do niego dłoni. Chciałam się zgodzić. Uciec. Nie musiałabym bać się tego, że któregoś dnia mnie złapią. Może i nawet miałabym gdzie spać... Nie musiałabym kraść, by przeżyć. Jedyne, co mnie niepokoiło, to fakt, że musiałabym poznać innych... A to mogłoby skończyć się źle. To wydawało się dla mnie nierealne, ale czy to nie to, czego chciałam? Moje najskrytsze marzenie właśnie mogło się spełnić. Wystarczyło tylko powiedzieć „tak".

– Zgadzam się.

Mężczyzna skinął głową, a na jego ustach pojawił się uśmiech satysfakcji. Wygrał, a ja nie wiedziałam jeszcze, czy coś na tym zyskam. Może mnie wywiezie i sprzeda? Nie miałam pojęcia, ale nie bałam się. Moja decyzja nie była rozsądna, a wręcz irracjonalna. Nie ufałam obcym, a właśnie podjęłam taki krok. To była desperacja... Obdarzył mnie spojrzeniem, które miało w sobie moc nieznajomej mi obietnicy. Byłam gotowa sprzedać duszę za nowe życie.

I sprzedałam.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

10.2K 530 15
#ptwsnawatt #prawdatkwiwsercu Serce jest organem, który nie tylko utrzymuje nas przy życiu, ale w którym zapisane są nasze wspomnienia. Serce to nie...
408K 16.9K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...
4.4K 347 40
Trylogia DEVIL Rosalie jest córką jednych z bogatszych ludzi w stanie Kalifornii. Pomieszkuje wraz z swoim najlepszym przyjacielem w Los Angeles, pra...
142K 2.5K 43
Jestem pewna, że niejednokrotnie każdemu z nas zdarzyło się odnaleźć w swojej skrzynce na listy korespondencję, która niekoniecznie była zaadresowana...