Painkiller || l.s ✔️

By jestemtuniechcacy

27.7K 1.8K 1.8K

Louis jest szefem gangu. W oczach innych jest bezuczuciowym dupkiem, który nie myśli dwa razy zanim naciska n... More

prolog
rozdział 1
rozdział 2
rozdział 3
rozdział 4
rozdział 5
rozdział 6
rozdział 7
rozdział 8
rozdział 9
rozdział 10
rozdział 11
rozdział 12
rozdział 13
rozdział 14
rozdział 15
rozdział 16
rozdział 17
rozdział 18
rozdział 19
rozdział 20
rozdział 21
rozdział 22
rozdział 23
rozdział 24
rozdział 25
rozdział 26
rozdział 27
rozdział 28
rozdział 29
rozdział 30
rozdział 31
rozdział 32
rozdział 34
rozdział 35
rozdział 36
rozdział 37
epilog

rozdział 33

599 37 104
By jestemtuniechcacy

Louis siedział na kolanach bruneta, z głową na jego ramieniu i uspokajał się po rozmowie, dokładnie analizując wszystko co sobie powiedzieli. Wiedział, że otworzenie się przed chłopakiem będzie dla niego ciężkie i mimo, że już i tak zrobił wielkie postępy przez ostanie miesiące, wciąż czuł blokadę przed mówieniem o swoich emocjach. Postanowił jednak dać z siebie wszystko, aby wszelakie niepewności co do swoich czynów czy samooceny zostawały przedstawione Harry'emu, by nie sprawiać mu więcej przykrości. Obiecał mu to, a obietnic dotrzymuje zawsze i w tym przypadku również tak będzie. 

- Kocham cię, Hazz. - powiedział nagle, cicho, aby tylko brunet mógł to usłyszeć; to nic, że na tarasie byli tylko oni.

- Kocham ciebie też, Lou. - odpowiedział, składając małego całusa na jego skroni.

- Jak się teraz czujesz? - zapytał, spoglądając na niego z dołu - Odpowiedz mi szczerze.

- Na pewno lepiej niż wcześniej. Po tym jak wyszedłeś, jak już mówiłem, poczułem się trochę, ym, wykorzystany. Ale teraz wiem, że nie chciałeś, aby tak wyszło - odparł - Aczkolwiek jestem na siebie wściekły, że nie zauważyłem twojej niechęci. 

- To nie twoja wina - zarzekał, prostując plecy, aby być twarzą w twarz z chłopakiem - Chciałeś dobrze, to ja nic nie powiedziałem, ale obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy.

- Mam nadzieję. - szepnął. Uniósł swoją dłoń i poprawił szatynowi opadającą grzywkę. 

Odwrócili się w tym samym momencie, kiedy ich mały moment został przerwany przez otwierające się drzwi tarasowe. Czerwone włosy ukazały się sekundę później wraz z resztą ciała Felixa, który stanął w progu i patrzył na nich z zadowolonym uśmiechem. Klasnął w dłonie i wypiął biodro, kładąc na nim swoją rękę.

- Świetnie, już się pogodziliście. To w takim razie czułości zostawcie sobie na później, a teraz idziemy. - odwrócił się do nich plecami i wchodząc z powrotem do środka domu wyrzucił pięści wysoko w górę - Tokio, nadchodzimy, suki! 

Dwójka mężczyzn zaśmiała się cicho i wspólnie wstali na równe nogi, idąc w ślady za młodszym chłopakiem, trzymając się przy tym za ręce.

Zamknęli za sobą drzwi, nie chcąc, by zimne powietrze dostało się do pomieszczenia. Louis dopiero teraz zdał sobie sprawę, że znów wyszedł na dwór bez odpowiedniego okrycia, całe szczęście miał dobrą odporność, więc jedyne co może go dopaść to zwykły katar. Gorzej było z Harrym, który chwile po zajęciu miejsca na kanapie w celu założenia butów głośno kichnął, pociągając przy tym nosem.

- No i chuj, mówiłem, że się przeziębisz, ale nie! Po co słuchać przyjaciela, jak można być schorowanym kretynem. - mówił Felix, na co reszta parsknęła tylko śmiechem. 

Ubrali się, Louis jeszcze dodatkowo zawiązał szczelnie szalik Harry'emu i odział go w ciepłą czapkę, kurtkę zapinając pod samą szyję, Yoshii zamknął za nimi drzwi i z walizkami zaczęli kierować się w stronę chodnika, gdzie stał już samochód chłopaka. Wspólnie uznali, że schowają walizki do bagażnika, aby nie musieć targać ich ze sobą, bo z nimi zwiedzanie zajęłoby zdecydowanie więcej czasu niż powinno. 

- A wy wiecie, że jest o jedno miejsce za mało, co nie? - zapytał Loffer, wskazując na pojazd dłonią, gdzie na przednim siedzeniu znajdowały się ogromne ilości papierów i kilka kartonów.

- Możesz usiąść mi na kolana. - zaproponował prosto David, z chytrym uśmieszkiem. 

- Nie, spierdalaj. Znowu będziesz mnie macał przy obcych. - fuknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej – Harry, ty wskazuj na podołek szefuńcia. 

Louis na określenie jakim został opisany wywrócił oczami i westchnął, zaczynając chodzić w kółko, aby zająć sobie czymś czas czekania, aż w końcu ruszą. Pocierał swoje ramiona, gdy zimny wiatr wszedł mu pod ubrania, wywołując w nim dreszcze. Nienawidził zimy, było lodowato, nieprzyjemnie, na drogach robiły się kałuże błota od stopniałego śniegu, wszystkie kończyny mu drętwiały, a kierowcy w tym okresie byli wyjątkowo nieostrożni i doprowadzali do wypadków swoją szybką jazdą. 

- Jestem za wysoki, gnoju, będę walić głową o dach. - powiedział, zaraz jednak uśmiechając się szeroko na pomysł jaki zrodził się w jego głowie - Louis, kochanie.

- Co? Skończyliście wreszcie swoje jakże dorosłe sprzeczanie i możemy w końcu, kurwa, jechać? - zatrzymał się naprzeciwko bruneta i zmarszczył brwi, gdy wyraz jego twarzy stał się rozczulający - Co się tak patrzysz?

- Wyglądasz naprawdę uroczo z rumieńcami, wiesz? - zagruchał, gładząc kciukiem policzek szatyna – Powinieneś kupić sobie róż. 

Na to Louis zaczerwienił się bardziej, ale na szczęście nikt nie musiał wiedzieć, iż się zawstydził, zwalając winę na ogarniające go zimno. W zamian tylko pokiwał głową, mówiąc, że pomyśli nad jego zakupem.

- Dobra, super, ale czy możemy wreszcie iść? - zapytał Kenshiro, który siedział już na przednim siedzeniu kierowcy.

- Jechać. - poprawił go grzecznie Felix, wsiadając na tylne fotele, zajmując miejsce na środku.

David zawtórował mu, zamykając drzwi po lewej stronie samochodu, zostawiając dla Harry'ego i Louisa to po prawej. Tomlinson już stawiał swoje kroki ku pojazdowi, gdy wyprzedził go brunet, siadając i klepiąc swoje kolana. Starszy pokręcił przecząco głową i gestem dłoni nakazał mu wysiąść.

- No Louis, siadaj, nie mamy czasu. - westchnął ciężko na zachowanie szatyna.

- Ty na moich kolanach, kochanie, nie na odwrót. - odparł z udawanym spokojem Louis.

- Lou, siadaj i mnie nie denerwuj. - rozkazał poważnym tonem głosu.

Tomlinson spokorniał i chowając swoją dumę do kieszeni podszedł do drzwi i usadowił się na kolanach swojego chłopaka, który, aby ten się nie wywalił, umieścił jedną dłoń na jego pośladku, klepiąc go kilka razy. W zamian dostał jedynie ostrzegające zmrużenie oczu, na co jedynie uśmiechnął się tak, jakby nic nie zrobił. 

Samochód ruszył z miejsca i przez chwilę nastała cisza, ale już kilka sekund później przerwał ją podekscytowany Felix wypytując Japończyka o cel ich podróży. Mieli za mało czasu, aby pozwolić sobie na jeżdżenie po stolicy i spokojnym zwiedzaniu, dlatego pojadą tylko w jedno miejsce, które Kenshiro uznał za odpowiednie. Nikt nie wiedział o czym mówił chłopak, ale zgodzili się na taki układ, zdając się na jego znajomość miasta. 

Louis niekoniecznie obchodziły rozmowy, wolał oglądać krajobraz jaki mijali za oknem. Prezentował się o zupełnie inaczej niż w Anglii, gdzie budynki i niewielkie wsie stanowiły jego większość. Architektura Tokio różniła się od tej w Manchesterze, domy miały inny układ pomieszczeń, a gadżety jakie miał Kenshiro potrafiły zaskoczyć Louisa na tyle, że już następnego dnia jechali do sklepu by zakupić podobny sprzęt. Tomlinson był typem osoby, która kolekcjonowała małe pamiątki i inne niepotrzebne przedmioty, jednak nie układając ich na półkach tylko chowając do pudeł. W pokoju musiał być zachowany porządek, jego perfekcjonistyczna dusza w takich chwilach nie miała dla niego taryfy ulgowej. Na biurku przybory były zawsze na tym samym miejscu, wyjątkiem były momenty, kiedy wyciągał je, aby ich użyć.

Z podziwiania obrazów za szybą wyrwała go dłoń Harry'ego, która wkradła się pod warstwy ubrań i głaskała skórę na gołym biodrze. Odwrócił się do niego i spojrzał z nieokreślonym wyrazem twarzy. Harry uniósł brwi ku górze, w niemym pytaniu o pozwolenie, gdzie w głębi zielonych tęczówek było widać również zapewnienie, że jeśli mu się nie podoba, w każdej chwili może się sprzeciwić, a on to zrozumie. 

Tylko, że w tym przypadku Louis nie chciał, aby Harry zabrał dłoń. Chciał poczuć jego palce na swoim ciele, ponieważ to one zapewniały mu bezpieczeństwo. To one ściskały go, gdy płakał i to one otaczały go, kiedy się całowali, przytulali i wymieniali wyznaniami miłości. 

W odpowiedzi założył jedno ramię na barki chłopaka i przycisnął się bardziej do jego ciała, wypinając w kierunku jego ręki odzianej srebrnymi sygnetami. Harry ucałował czoło szatyna i głaskał powoli talie oraz biodro starszego. W pewnym momencie zahaczył palcem o wystającą broń i jego dłoń znieruchomiała na chwile, aby zaraz ponownie zacząć jeździć nią po skórze.

- Wiesz, że musisz ją gdzieś schować? - szepnął mu na ucho – Mimo, że to gorące, to nie możesz chodzić z pistoletem na wierzchu. 

- Gorące powiadasz? - wyłapał Tomlinson, uśmiechając się półgębkiem - Kręci cię to, że w każdej chwili mogę dać ci kulkę w twoją lokowaną głowę?  

- Wiem, że byś tego nie zrobił - wzruszył od niechcenia ramionami - Aczkolwiek na myśl ciebie, wchodzącego we mnie bez litości, kiedy jestem przywiązany i całkowicie zdany na ciebie, kiedy ty do mnie celujesz, sprawia, że od razu robię się twardy. - mruknął cicho do ucha szatyna, aby tylko on mógł to usłyszeć.

Ten przełknął ciężko ślinę, wiercąc się na jego kolanach, gdy jego członek za bardzo zainteresował się wyobrażaniem sobie wspomnianej sceny. Wypuścił drżące powietrze i znów spojrzał na Harry'ego z delikatnie bardziej rozszerzonymi źrenicami, widząc jak brunet oblizuje lubieżnie swoje wargi.

- Pomyślimy o tym. - odparł jedynie ze ściśniętym gardłem, na co Styles szeroko się uśmiechnął.

- Wolałem nie znać twoich łóżkowych fantazji, Harold. - powiedział Felix, patrząc na niego z grymasem na twarzy.

✵.。.✵

Na miejsce dotarli po niecałych dwudziestu minutach, co dla wszystkich było wielkim zaskoczeniem, zwarzywszy na fakt, że nie natrafili na duże korki, jakie zazwyczaj pojawiały się na ulicach. Nie narzekali jednak, ciesząc się z zaoszczędzonego na czekaniu czasu. Wysiedli z samochodu i po zamknięciu drzwi mogli rozejrzeć się dookoła, aby zobaczyć, gdzie się znajdują. 

- To Park Ueno. - poinformował ich Yoshii, uśmiechając się na wyrazy twarzy u mężczyzn. 

Louisowi zaparło dech w piersi widząc przepiękne, pomarańczowo-różowe drzewa wiśni, zasadzone blisko siebie, tym samym tworząc dach z liści i gałęzi. Ławeczki ustawione od siebie co kilkanaście metrów były zapełnione przez zakochane pary lub grupki przyjaciół, które śmiały się z czegoś żywo. Przechodzący obok mieszczanie nie zwracali zanadto uwagi na piękno parku, on wręcz przeciwnie. Widok był niesamowity i Tomlinson miał wrażenie, jakby znajdował się teraz w bajce mogąc rozglądać się i pochłaniać nietuzinkowość tego miejsca. 

- O kurwa. - usłyszał komentarz Harry'ego, na co nie mógł powstrzymać się od parsknięcia śmiechem - Ławeczki są! Louis, chodź! 

Został pociągnięty w kierunku jednej z nich, na której zaraz usiedli. Harry złapał Louisa za ramię i owinął je dookoła swojego ciała, każąc mu się przytulić, co, oczywiście, zaraz zostało spełnione. Znajdowali się blisko siebie i Tomlinson odruchowo zaczął rozglądac się po ludziach, ale oni nie zwracali na nich uwagi. Odetchnął cicho, zacieśniając uścisk na talii swojego chłopaka. 

- Tu jest cudownie. - powiedział Styles, wzdychając zauroczony miejscem.

Przed nimi rozpościerał się widok na sporej wielkości staw, na którym w kolorowych rowerkach pływali ludzie, bo woda jeszcze nie zdążyła zamarznąć. Byli radośni, tak samo jak siedząca dwójka, która ze spokojem obserwowała otaczającą ich naturę. Ten park był czymś więcej niż tylko wyrośniętymi drzewami jak czasem bywa. Zadbany, pachnący przez płatki drzew i efektywny w swoim wyglądzie. Sprawiał, że Louis chciał zostać tu na długie godziny, siedząc w tym samym miejscu, z przyciśniętym do jego boku brunetem i nawet w ciszy delektować się ogarniającym go uczuciem spokoju.

- Chciałbym tu zostać jeszcze chociaż na parę dni - odparł Louis, przejeżdżając palcami po lokach chłopaka - Te dwa tygodnie były całkiem przyjemne, nie licząc naszych kłótni i całej tej chorej sprawy z Tremblayem. 

- Szczerze to o nim zapomniałem - zaśmiał się Harry – Jedynie sprawiał kłopoty i strasznie wkurwiał. 

- I to jak. - zawtórował mu śmiechem, zaraz wzdychając z ulgą - Ale już po wszystkim, tak? 

- Dokładnie. - uśmiechnął się i złapał za jego dłoń, całując jej wierzch - Po co w ogóle to wszystko zaplanował?

- Jeszcze na samym początku, jak byliśmy mniej doświadczeni współpracowaliśmy z takim jednym chłopakiem, nazywał się Colin Bayerns - skrzywił się na samo wspomnienie tamtych wydarzeń - Pewnego razu doniósł na nas policji, przez co musieliśmy się przenieść. Byłem ostro wkurwiony, więc, cóż, złapaliśmy go, torturowaliśmy, aż w końcu umarł z wycieńczenia.

- Co to ma do Harry'ego? - dopytywał brunet, nie umiejąc znaleźć powiązania z całą sprawą.

- On był jego przyrodnim bratem, kochanie. Colin, Harry i Kira byli rodzeństwem. Chcieli się na mnie zemścić za śmierć ich brata. Uznali, że powinienem cierpieć po stracie kogoś, kto był dla mnie ważny, tak samo jak robili to oni. - zakończył i zacisnął powieki z ponownie ogarniającego go uczucia gniewu. 

- Ale teraz już nic nie grozi, ani tobie, ani mi, tak? Jesteśmy w porządku. - zapewnił Harry, widząc zmianę nastroju u szatyna.

- Tak - pokiwał do siebie głową, na nowo otwierając powieki i patrząc na Stylesa – Tak, jesteśmy w porządku. - uśmiechnął się, kradnąc mu krótkiego buziaka z warg. 

Spędzili jeszcze około pół godziny na ławce, później jeszcze chodząc między drzewami i rozmawiając na różne tematy. Czuli się spokojni i zrelaksowani jak nigdy wcześniej, ciesząc się swoją obecnością. 

Mimo wszystko, szatyn wolał ich miejsce pod wierzbą ze zniszczoną i prowizoryczną huśtawką. To było coś, co już zawsze będzie dla niego najbezpieczniejszym i najbardziej komfortowym miejscem, nie wliczając w to ramion swojego partnera. Nie zastąpi go nawet najpiękniejszy park na świecie.

Po ustalonym czasie ponownie spotkali się w miejscu, z którego ruszyli i wsiedli do samochodu, odjeżdżając i zostawiając za sobą wszystkie zmartwienia. 

- Ej, w ogóle - powiedział Felix w połowie drogi na lotnisko – Co zrobimy z ciałami tamtej dwójki? One dalej tam są?

- Nie ma - odpowiedziała mu Louis - Już się tym zająłem. 

- Kurwa, kiedy? - pisnął zszokowany chłopak, w zamian otrzymując jedynie wzruszenie ramionami i chytry uśmieszek. 

- Jako szefuńcio... - specjalnie zaakcentował drugie słowo - ...muszę szybko pozbywać się problemów, mam rację? Więc nie podskakuj, bo skończysz jak oni.

Do końca podróży Loffer postanowił już się nie odzywać.

✵.。.✵

Na lotnisko w Anglii dotarli po długich godzinach pełnych snu, jedzenia, filmów i cichych rozmów. Louis już teraz powiedział sobie, że nigdy więcej nie pozwoli sobie na tak długi lot. Bolały go plecy, szyja i tyłek. To ostatnie z pewnością nie z powodów z jakich by chciał. 

Wyszli z budynku i stanęli przy krawężniku w oczekiwaniu na transport. Tomlinson oznajmił, że już dotarli na miejsce, więc ktoś powinien po nich być za niecałe dziesięć minut. Tak jak przypuszczał już siedem minut później bardzo dobrze znany im samochód zatrzymał się przed ich twarzami. Zaraz drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a zza nich wyłonił się Zayn, który uśmiechnął się szeroko w ich stronę z ramionami rozłożonymi na boki. 

- Kochani wy moi, jak ja za wami tęskniłem! - powiedział, zamykając przy tym drzwi i podchodząc do nich, po tym jak zobaczył, że Louis palił papierosa. 

- Wszyscy żyją? - zapytał w pierwszej kolejności Tomlinson, wypuszczając szare obłoki w powietrze - Błagam powiedz, że tak, bo chcę odpocząć przed kolejną papierkową robotą.

- Jebać ich - wciął się Harry – Powiedz mi lepiej jak mają się moje słodziaki? Wyprowadzaliście Bruce'a i Cliffa na dwór? Precelek dostawał od was dużo miłości? Jak nie, to was zapierdole.

- Tracy i Steph się nimi dobrze opiekowały, nie masz co wyciągać gnata. - oznajmił, na co brunet odetchnął. 

- Macie szczęście. - mruknął, zakładając ramiona na piersi odzianej w kurtkę. 

Postali przez lotniskiem do momentu, aż Louis nie wypalił swojego papierosa. Zapakowali wszystkie walizki do bagażnika, mniejsze torby zabierając do środka, następnie odjeżdżając z parkingu. Muzyka z radia przyjemnie umilała im czas wraz z śpiewającymi z tyłu Harrym i Felixem, którzy po przespaniu więcej niż połowy lotu byli pełni energii, kiedy pozostali prawie zasypiali przez zmianę czasu.

Dziwnie było znajdować się z powrotem w znajomym mieście, mimo to Louis czuł tutaj, że to był jego dom. Znajome budynki i drzewa sprawiały, że stawał się spokojniejszy wiedząc, gdzie jest, a dodatkowo fakt, że to tutaj wszystko się zaczęło było na swój sposób komfortowy. 

- Zajedziemy do sklepu? Kupiłbym sobie jakiś sok w sumie. - zapytał Styles z głową między przednimi siedzeniami – Albo nie, bo chcę do zwierzaków. Stęskniłem się za tymi futrzakami. 

- Zamknij się, Harry, błagam cię. - jęknął Zayn, odchylając na sekundę głowę do tyłu.

- Odwal się od mojego chłopaka. - warknął Louis, odwracając się do Stylesa - Możemy zajechać do sklepu, jeśli chcesz, kochanie.

Po kolejnej godzinie w końcu wrócili do domu. Harry widząc okazję zrobił zakupy jakby miał zostać w domu na przynajmniej miesiąc, co nie musiało być wcale tak dalekie od prawdy. Bardzo stęsknił się za swoim domem, ludźmi i pupilami. Tak, Styles nazywał budynek, w którym kiedyś go przetrzymywali domem, albowiem nigdzie indziej nie czuł się tak dobrze jak w tych wielkich czterech ścianach pełnych przestępców.

Zostali przywitani przez głośne szczekanie Clifforda oraz kwilenia Bruce'a. Harry pisnął cicho i ukucnął dając się powalić na podłogę, zaczynając przytulać dwójkę puchatych towarzyszy. Jego uśmiech jedynie się powiększył, kiedy odchylił delikatnie głowę na bok i skrzyżował spojrzenie z Tomlinsonem, który spoglądał na niego z miłością w oczach. 

Zaraz reszta załogi zebrała się w korytarzu pomagając im z bagażami, aby ci mogli się rozebrać z kurtek i butów. Nie obyło się bez ciasnych uścisków, na które zgodził się nawet Louis, który wcześniej stronił od tego typu kontaktów. Jak wiadomo, człowiek się zmienia, w tym przypadku jednak Louis się nie zmienił, a odszukał głęboko skrywanego siebie. A to wszystko z pomocą Harry'ego. 

Zanim przenieśli się do swoich pokoi, aby się rozpakować, Tomlinson ogłosił wszystkim, że dzisiaj ma odbyć się wielka impreza u nich w domu. Miał niesamowicie dobry humor i chciał go wykorzystać przed całkowitym powrotem do normalności i starych nawyków. Potrzebował jeszcze jednego dnia, gdzie nie będzie myślał o szefowaniu. Pobyt w Tokio był dla niego jak długo wyczekiwane wakacje, których nawet nie wiedział, że potrzebował. Wszyscy na ten pomysł krzyknęli radośnie, już planując co ubiorą i jakie alkohole kupią. 

Wyjął telefon z kieszeni i napisał szybką wiadomość do osoby, bez której prawdopodobnie nie mogliby się teraz cieszyć zabiciem Harry'ego Tremblaya. Po wysłaniu kilku zdań na odpowiedni numer schował komórkę do kieszeni i skierował się do swojego pokoju. 

Wszedł do sypialni i uśmiechnął się sentymentalnie na widok tych samych mebli, prześcieradła, lampek nocnych czy jego ulubionych kapci "szczeniaczków". Jednak jedna zasadnicza rzecz sprawiała, że te wszystkie rzeczy nie wywoływały w nim tak dużej radości jak powinna. 

- Kurwa. - powiedział wypuszczając głośno powietrze z płuc. 

W pokoju brakowało mu Harry'ego. Jego ubrań porozrzucanych po podłodze, drugiego telefonu, który leżałby obok jego na szafce nocnej. Miękkich skarpetek przy nóżce łóżka czy różowej opaski na biurku. Brakowało mu świadomości, że Styles śpi razem z nim w jednym pokoju, z nikim innym, tylko i wyłącznie z nim.

Rzucając torby i walizki na podłogę wyszedł na korytarz i stanął przed drzwiami do pokoju Harry'ego i Felixa. Słyszał ich śmiechy po drugiej stronie, więc nie myśląc dwa razy wparował do środka i stanął w przejściu z ręką na klamcę.

- Lou? - zapytał zdezorientowany brunet.

- Rozpakuj się u mnie. - powiedział z szeroko otwartymi oczami. 

- C-co? - opuścił ręce po bokach ciała będąc w szoku.

- Rozpakuj się u mnie - powtórzył, podchodząc do chłopaka i łapiąc go za oba policzki – Śpij ze mną. Bądź ze mną. Chce żyć z tobą, Hazz, kochanie...

- O-okej. - przerwał mu z zaciśniętym gardłem.

Patrzyli prosto w swoje oczy z dłońmi Louisa wciąż na policzkach bruneta. Ich twarze zdobiły coraz to większe uśmiechy, aż w końcu z pomiędzy warg obojga wyszły ciche śmiechy, a oczy wypełniły się łzami. Harry pochylił się szybko i przycisnął swoje usta do tych starszego, dłonie układając na jego talii. Westchnęli razem, nie zaprzestając pocałunku, który był zlepkiem wszystkich emocji jakie odczuwali wobec siebie. 

- Okej. - odparł ponownie Harry, kiedy oderwali się od siebie z czerwonymi policzkami i błyszczącymi oczami. 

✵.。.✵

W salonie jak i kuchni znajdowali się skąpo ubrani ludzie z kubeczkami, szklankami czy innymi naczyniami w dłoniach. Głośna muzyka pozostawiała po sobie echo, rozpraszające się po pomieszczeniach, wraz z tańczącymi i krzyczącymi ludźmi, którzy byli bardziej pijani niż trzeźwi. Impreza trwała niecałą godzinę, a niektórzy już byli podpici. Kilka osób grało na dywanie w prawda czy wyzwanie (oczywiście dla dorosłych), niektórzy znajdowali sobie kącik do obściskiwania, a w tym wszystkich był Louis siedzący na kanapie wraz z Harrym na jego kolanach. 

- Mmm, skarbie - mruknął Harry, kiedy wargi szatyna zaczęły ssać kolejną malinkę na jego żuchwie - Chyba dobrze cię wyszkoliłem, bo robisz to cudownie.

- Nie jestem psem, że można mnie wyszkoli, kochanie. - zaśmiał się, zaraz powracając do wcześniejszej czynności, tym razem zostawiając ślad na widocznym obojczyku. Wsunął dłoń pod brązową spódnicę bruneta, która sięgała mu do połowy łydki i zacisnął swoje palce na tylnej części jego uda - Mogę cię tak dotykać? 

- Tak, tak możesz - powiedział szybko, na wdechu, poprawiając się na kolanach starszego – A na pieska to ja z chęcią mogę zrobić z tobą kilka rzeczy. - uśmiechnął się zadowolony ze swojej gry słów, zaraz wzdychając, gdy długie palce Louisa ścisnęły jego pośladek, ugniatając go przez dłuższy czas.

- Jeszcze nie teraz, okej? - spojrzał na niego uważnie, w odpowiedzi dostał mały uśmiech i uspokajające kiwnięcie głową. 

Ich wargi ponownie spotkały się w intensywnym pocałunku, z językiem Harry'ego badającym podniebienie szatyna. Wiedzieli, że całowanie, przynajmniej teraz, do niczego większego ich nie zaprowadzi. Louis jeszcze obawiał się współżyć ze Stylesem, ale coraz bardziej przekonywał się co do pójścia dalej w ich relacji. Najpierw potrzebował oswoić się z uczuciem ręki w swojej dolnej części ciała oraz czuć się pewniej z całowaniem czy samym dotykiem. Jak na ten moment cieszyli się z wymieniania pocałunków i badania swoich ciał dłońmi czy językiem. To im wystarczało.

- Louis, kochanie! - usłyszeli głośne przywitanie, na co odwrócili się w stronę głosu. 

- Preffin - odparł. Poklepał Harry'ego po udzie, aby ten z niego zszedł i gdy ten znalazł się obok niego na kanapie, wstał i z uśmiechem podszedł do mężczyzny, wystawiając dłoń w jego stronę - Miło cię widzieć.

- Mi również - puścił mu oczko – Jak się mają sprawy? Wszystko poszło zgodnie z planem?

- Mamy o jednego szkodnika mniej - potwierdził Louis – No może dwóch, bo zdarzyły się delikatne komplikację. 

- No i elegancko! - klasnął w dłonie, zawieszając swoje ramię dookoła szyi Tomlinsona – Chyba za to należy nam się trochę rozrywki, nie sądzisz? 

Gdy Louis miał odpowiadać poczuł szturchnięcie w ramię, a przy uchu głośne chrząknięcie. Obok niego stał Harry, który mimo, że się uśmiechał, ciskał piorunami w stronę Matta, pięści zaciskając po bokach. 

- To jest, Harry. - przedstawił go starszy.

- Powód całej tej afery, huh? - zażartował, lecz nikt inny nie podzielał jego entuzjazmu. 

- Wolę jednak być znanym jako chłopak Louisa. - odpowiedział, wystawiając w jego stronę dłoń.

- Chłopak? - parsknął śmiechem, lustrując go wzrokiem od góry do dołu - W tej sukience nie wyglądasz za męsko, wiesz?

- Po pierwsze, ty ignorancki chuju... - zaczął Styles, oburzony nietrafnym stwierdzeniem bruneta - ...to spódniczka, nie sukienka. Po drugie to sądzę, że wyglądam dosyć męsko, kiedy wsadzam swojego kutasa do...

- Dobra, dobra, dobra, spokojnie kochanie. - zatrzymał go Louis, zakrywając mu usta dłonią - Zostaw to dla siebie. A tobie powiem, że tak, Harry jest moim chłopakiem i jeśli cokolwiek mu zrobisz to już nie będzie między nami tak przyjemnie jak jest teraz.

Matt jedynie uniósł poddańczo ręce ku górze i wywrócił oczami – Okej, dobra, cokolwiek. Idziemy się schlać czy będziemy tak stać w nieskończoność?

Kilka godzin później niektóre jednostki leżały już nieprzytomne w różnych częściach domu. Zayn i Niall tańczyli na stole z butelkami whisky w ręce, Liam podrywał jakąś obcą dziewczynę, która nie wiedzieli, kiedy przyszła. David i Stephanie już dawno zniknęli w swoim pokoju, tłumacząc się zmęczeniem, ale i tak każdy wiedział co będą robić. Reszta wciąż tańczyła w salonie lub przeniosła się na dwór, bo to tam było najwięcej miejsca. Nie przeszkadzała im niska temperatura, kiedy ich ciała były rozgrzane. Muzyka wciąż głośno grała a zakupione kiedyś reflektory świeciły na wszystkie kolory tęczy, imitując te klubowe światła, do których każdy się przyzwyczaił. Serpentyny również latały po pokoju razem z balonami; nikt nie wiedział kto i kiedy je przyniósł, ale zrobiły taką furorę, że nikogo to nie interesowało. 

Louis skakał między innymi ciałami z butelką smakowego piwa w ręce i wykrzykiwał teksty piosenki, która rozbrzmiewała mu w uszach. Był pijany, nie miał pojęcia, ile dokładnie wypił, zgubił się między "no to na jedną nóżkę", a "Ja nie wypiję całej czystej?". Obok niego tańczył równie rozweselony Olivier, będący na skraju wymiotowania. Nie poddawał się jednak i dzielnie dążył do końca piosenki, aby paść jak długi na kanapie i wstać dopiero po dwunastej następnego dnia z ogromnym kacem i brakiem chęci do życia.

Nagle poczuł dłonie na swoich biodrach, ale jego zaćmiony umysł się tym nie przejął, jedynie kręcąc biodrami, tak jak robił to wcześniej. Był zbyt zajęty bawieniem się i piciem, nie zastanawiał się, kto jest tuż za nim, przyciskając jego pośladki do swojego krocza.

Myślał, że to Harry, ale zmarszczył brwi, kiedy ręce na jego ciele nie otaczały go w ten sam sposób jak te bruneta, kciuki nie wbijały się z wyczuwalną delikatnością, a zarys penisa nie miał takiej wielkości jak ten Stylesa. Miał już się odwracać, by sprawdzić kto ośmielił się go dotknąć, gdy poczuł jak drugie ciało zostaje od niego mocno odepchnięte. Przekrzywił głowę i jego oczom ukazał się Harry, który siedział okrakiem na Preffinie i zaciskał dłonie na jego ramionach. 

- Wara od mojego chłopaka, skurwielu. - warknął Styles, wymierzając cios prosto w lewy policzek Matta.

- Przecież tylko tańczyliśmy! - bronił się brunet, chroniąc swoją twarz przed kolejnym uderzeniem. 

- Tylko tańczyliśmy - przedrzeźnił go, sekundę później szepcząc do niego, z ręką na jego szyi, zaciskając na niej palce – Skoro tylko tańczyliście, to dlaczego twój kutas wbijał się w tyłek mojego chłopaka?

- Tak wyszło. - pisnął. Zaczynał robić się czerwony na twarzy, kiedy kciuk i palec wskazujący blokowały mu dostęp do powietrza. 

- Jeszcze raz zobaczę cię próbującego podrywać Lou, to uwierz mi, nie będzie mnie obchodziło, że jesteś szefem. Rozpierdole ci łeb, wcześniej oglądając jak cierpisz i błagasz o litość. - kiedy skończył jeszcze przegryzł jego ucho, na co Matt wzdrygnął się przestraszony i dopiero po tym puścił go i wstał, jak gdyby nigdy nic.

- Ok, to było, kurwa, gorące. - powiedział Louis, patrząc na Harry'ego z szeroko otwartymi oczami i problemem w spodniach.

✵.。.✵

#painkillerff na twiterze!

Continue Reading

You'll Also Like

241K 13.8K 27
Louis jest wykładowcą na Camberwell College of Arts. Harry jest tylko niezdarnym i dość perwersyjnym studentem.
21.2K 1.5K 32
Najsilniejsza wataha na terenie Wielkiej Brytanii kontra najstarszy i najsilniejszy ród wampirów. Ciągłe problemy i nieuniknione konfrontacje. Styles...
27.7K 2.7K 20
Harry i Louis zostają porwani. Z powodu dzielącej ich ściany nie mogą się zobaczyć, ale mogą porozmawiać. Z każdym dniem w piekle zbliżają się do sie...
64.8K 4.3K 25
Harry: ponad tysiącletni wampir. Louis: zraniony i zagubiony chłopak. Co się stanie gdy ich drogi się splotą?