Gdy nastanie jutro Tom 1

By lawendaa_

271K 5.7K 2.2K

I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, któr... More

Playlista
Dedykacja od serca i z sercem
Prolog
1. Kłamstwo i prawda.
2. Pomocna dłoń.
3. Wszystko.
4. Rozjaśnione niebo.
5. Zawsze słuchaj.
6. Rzeczywisty koszmar.
7. Szacunek.
8. W nocy wszystko staje się lepsze.
9. Nie wiesz ile o mnie nie wiesz.
10. Nie umiem zapominać.
11. Była słońcem. Dla mnie.
12. Kapcie króliczki i pan parówka.
13. Pamiątkowe zdjęcie.
14. Makaron.
15. Cel?
16. Niebo pełne gwiazd.
17. Dwie paczki żelek.
18. Cholerny uśmiech i spokój deszczu.
19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.
20. Czułe miejsce.
21. Myślał, że odpuściłam.
22. Słowa mają ogromną moc.
23. Nikt nigdy.
24. Zawsze kończy się to, co się zaczyna.
25. Dylan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.
26. Pomożesz mi z bólem?
27. Piękny, tak jak ty.
28. Przeszłość zazwyczaj jest okropna.
29. Woda.
30. Na zawsze i na każde kolejne jutro.
31. O tobie nie da się zapomnieć.
32. Przed faktem dokonanym.
33. Najbardziej zaśmiecony ocean.
34. Niewypowiedziane myśli o Ily.
36. Okrutne okrucieństwo świata.
37. Najlepsze i jednocześnie...
38. Przystojny chłopiec i początek Wivans.
39. Szczerość aż do bólu serca.
40. Czy to prawda? D.N.W.
41. Czy to prawda? E.M.E.

35. Sztywniak i Różyczka powracają z ciemnością.

3.1K 100 22
By lawendaa_

Piątek
19 czerwca 2020r.

— Ha kurwa! I co? Zdałem, kurwa! —Cameron właśnie wystawiał środkowe palce w stronę naszej szkoły, kierując słowa do tych nielubianych przez niego nauczycieli. Czyli do wszystkich, oprócz pana od wychowania fizycznego, mimo że ten również nie był najlepszy. Ale Cam nie umiał wytłumaczyć dlaczego akurat ten nauczyciel jest w miarę okej.

Zaśmiałam się z jego radości. Pogoda nam dopisywała, a mi w białych, zwiewnych spodniach i czarnym topie było gorąco. Marynarkę zdjęłam, bo bym się udusiła. Trzeba się cieszyć, ponieważ zapowiadają burze na następne dni.

— Muszę poczekać na Dylana — westchnęłam, wchodząc na parking przed szkołą.

Przeniosłam wzrok na Lucy, która wpatrywała się w jeden punkt. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Odbiłam się od murku, stając bliżej przyjaciółki. Pomachałam jej dłonią przed twarzą, a ta się otrząsnęła. Obdarzyliśmy się z Cameronem zmartwionymi spojrzeniami. Przeniosłam spojrzenie ponownie na Lucy, wzięłam swoje świadectwo pod pachę i położyłam ręce na jej ramionach, karząc jej na mnie spojrzeć.

— Widzimy, że coś się dzieję. Znów nie spałaś? — Po dobrym przyglądaniu się jej twarzy, mogłam stwierdzić że nawet makijaż nie był w stanie zasłonić worów pod oczami. Były bardzo lekko widoczne, lecz jednak.

Zielonooka pokiwała głową, narzucając na usta smutny uśmiech.

— Zastanawiam się czy nie mogą dać sobie spokoju i się rozwieść —wyszeptała. Przybrałam jeszcze poważniejszy wyraz twarzy. — To głupie. Ich własne dziecko chcę, aby się rozwiedli.

— To nie jest głupie. Po prostu chcesz żeby to się skończyło i masz dość. Całkowicie to rozumiemy. Dziecko również ma dość, a czasami rodzice nie zdają sobie z tego sprawy, co jest bardzo smutne i w pewien sposób egoistyczne ze strony dorosłych —odparłam, opuszczając ramiona wzdłuż ciała, po czym kartka znów wylądowała w mojej dłoni.

— Poczekam jeszcze trochę, a potem może im powiem, że wszystko słyszałam. — Uśmiechnęła się lekko.

— Twój lovelas idzie — wyszeptał Cam tuż przy Lucy.

— Nie jesteśmy jeszcze razem — rzekła stanowczo dziewczyna w trochę lepszym humorze.

— A mi się wydaje, że tak. — Zaśmiałam się krótko.

— Dziewczyny! — Odwróciłyśmy głowy w stronę krzyczącej Clary, która szybkim krokiem do nas podeszła. Zgarnęła mnie i Brown do uścisku. Odwzajemniłam przytulasa, układając brodę na ramieniu blondynki, jednak nie do końca blondynki bo to był ciemny blond.

Przymknęłam powieki, uśmiechając się i próbując nie pognieść świadectwa.

— Dziękuję za ten rok. Mam nadzieję, że mimo, że nie będziemy już chodzić razem do szkoły to utrzymamy kontakt. — wyznała cicho. Przytuliła nas jeszcze mocniej, po czym się oddaliła. —Cameron! — Podeszła do chłopaka i go również obdarzyła czułym uściskiem.

Ukradkiem widziałam jak Luke podszedł do Lucy. Uśmiechnęli się do siebie, a chłopak stanął obok Brown. Reszta paczki również przyszła.

— Widzimy się wieczorem na plaży? —zapytał Jordan, chcąc się upewnić.

Wszyscy pokiwaliśmy głowami, pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Wsiadłam z Dylanem do jego mustanga. Oparłam głowę o boczną szybę. Wyjechaliśmy spod szkoły.

— Podjedziesz do sklepu? — zapytałam, w odpowiedzi skinął głową.

Po kilkunastu minutach weszłam do marketu. Przemierzałam korytarze pomiędzy półkami, aż w końcu znalazłam wodę. Zabrałam ze sobą dwie małe butelki i ruszyłam w stronę kasy. Odkręciłam już jedną i upiłam z niej spory łyk. Zakręciłam butelkę, gdy nagle zza zakrętu wyszła dziewczyna. Zerknęłam na nią, lekko zaskoczona w środku.

Co ona tutaj robi?

Przecież to nie ta część miasta.

A nawet nie to miasto.

— Emily! Cześć! — Dziewczyna przytuliła mnie na przywitanie, lekko ją objęłam, próbując się zdystansować.

Odsunęłyśmy się od siebie po szybkiej chwili. Ava chwilę mnie obserwowała, ale zaraz powróciła do moich oczu. Ona nic się nie zmieniła. Była tak samo... pulchna jak w podstawówce. To ona mnie poniżała i się ze mnie śmiała. To ona doprowadzała mnie do płaczu. I teraz tak po prostu mnie przytuliła?

Prychnęłam na głos, a ona jakby tego nie usłyszała.

— Hej, Ava. — Lekko się uśmiechnęłam.

— W ogóle się nie zmieniłaś — odparła z fałszywym uśmiechem.

Właśnie ja się bardzo zmieniłam.

To ona wygląda tak samo jak kiedyś.

— Ty również. — Nadal brnęłam w rozmowę, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty.

Chciałam zniknąć.

— Pamiętasz jeszcze chłopaków z naszej klasy?

— Tak, pamiętam. — Mój głos się ściszył.

Nie chciałabym pamiętać!

— Chodzę z nimi do szkoły — powiedziała, po czym odwróciła głowę i zrobiła kilka kroków w tył. — Chłopaki! Chodźcie zobaczyć kogo spotkałam! —Zamarłam na jej donośne słowa. Nigdy nie umiała się zachować.

Ratujcie mnie.

Pomocy.

Proszę.

Usłyszałam lekko znajome głosy, które się zbliżały. Dziewczyna z powrotem na mnie spojrzała, lecz jej ciało się zatrzymało i stanęła jak wryta. Przełknęłam ciężko gule w gardle, mając obawy do tego co się wydarzy.

Czułam się jak Emily sprzed kilku lat.

Proszę, nie chcę się tak czuć.

Tak beznadziejnie w cholerę czuć.

Zza zakrętu wyszły znajome twarze. Dwójka chłopaków stanęła przy koleżance, chcieli coś powiedzieć, ale głosy im ugrzęzły w gardłach. Byli czymś zaskoczeni, również wyglądali na przestraszonych. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ktoś za mną stoi. Byłam tak zajęta strachem i wołaniem w myślach o pomoc, że nie wiedziałam kto to. Mogłam się jedynie domyślać.

— To twój kolega? — Zaśmiała się krótko zaskoczona Ava. — Hej. — Zwróciła wzrok nade mnie, a po chwili zza moich pleców wyszedł głos, który tak mocno zakrzątał moją głowę.

— Idziemy, Ily?

Ily?

ILY.

I L Y.

Skinęłam głową, obudzona z transu i przesunęłam się w bok. Zerknęłam na Dylana i uśmiechnęłam się lekko pod nosem, przegryzając wargę. Bardzo ładnie wyglądał w czarnej koszuli i dopiero to dostrzegłam.

Ruszyłam do przodu, ominęłam moją dawną klasę, szturchając lekko dziewczynę w ramię, nie do końca celowo. Williams szedł za mną. Mimo tego, że nie słyszałam jego kroków, to wiedziałam, że tak właśnie było. Zapłaciłam przy kasie, wyszliśmy ze sklepu, jednakże głos starej znajomej mnie zatrzymał.

— Emily, co ty na to, aby się spotkać? —Podbiegła do mnie, nadal się uśmiechając.

Tak samo uśmiechała się w podstawówce.

Podła, fałszywa i toksyczna suka.

— Nie — odpowiedziałam pewnie, jak przystało na obecną Emily Evans.

Dziewczyna lekko się zmieszała, nadal się dziwnie uśmiechając. Popatrzyła na bruneta obok mnie, chciała coś powiedzieć, ale jego stanowczy głos jej przerwał.

— Nie — odparł pewnie i twardo.

Uśmiechnęłam się sarkastycznie w stronę Avy. Niech się wypcha.

Ze sklepu wyszli chłopaki z mojej dawnej klasy. Podeszli do nas, zwracając się w moją stronę.

— Wyładniałaś — powiedział nagle Paul.

Gnij w piekle, pierdolony chuju.

— Ty to się akurat nie powinieneś odzywać — prychnęłam, mając głęboko gdzieś to co mówię.

To on mnie niszczył razem z innymi. Mnie i mój stan psychiczny. Sprawiał, że codziennie płakałam przez niego i jego kolegów. Nie umiałam się cieszyć w szkole, jedynie sztucznie się uśmiechałam, gdy któryś z nich powiedział coś złego o moim wyglądzie. Nie spędzałam dobrze tego czasu i tylko czekałam aż wrócę do domu po kolejnym dniu poniżania mnie.

Trzeba się jakoś odpłacić jak ma się okazję.

W pewnym momencie, Dylan złapał moją wolną dłoń w silny uścisk, po czym pociągnął mnie lekko za sobą. Nie oglądając się za siebie, dorównałam mu kroku, głupkowato się uśmiechając.

— Kim oni byli?

— Starzy ludzie z podstawówki —odrzekłam, następnie rozłączyliśmy swoje ręce, by wsiąść do auta.

Wzrok wlepiłam w obraz przed nami, gdy chłopak ruszył w stronę domu.

— Nie przepadacie za sobą — stwierdził.

— To za mało powiedziane — mruknęłam.

Nie musi wiedzieć.

Jeszcze zacznie szukać we mnie tego co miałam kilka lat temu.

— Po co wszedłeś do sklepu? — spytałam zaciekawiona.

— Długo cię nie było.

Próbowałam się nie uśmiechnąć. Moja głowa niemal eksplodowała z euforii. Odwróciłam głowę w kierunku bocznej szyby.

Dojechaliśmy do domu, od razu poszłam na górę do swojego pokoju. Schowałam świadectwo do pudełka, w którym były one wszystkie. Nawet te dwa z wyróżnieniem, które gówno dały w liceum. W moim liceum nikt nie patrzył na końcowe świadectwo ze szkoły niższej i to był ogromny plus, bo nie wiem czy bym się dostała do tej szkoły. Pierwsza klasa była gorsza od drugiej, a trzecia trochę lepsza od drugiej. Nie umiałam się przestawić na inny system oceniania i na środowisko. W pierwszej klasie płakałam sama w pokoju, bo nie dawałam sobie rady. Płakałam z bezsilności. Miałam problem z niektórymi przedmiotami. Obawiałam się, że nie przepuszczą mnie do kolejnej klasy. Jednak nie musiałam się tak bardzo bać, bo udało mi się bez kolejnych problemów.

Za to w klasie drugiej i trzeciej po prostu ściągałam na tym na czym się dało. Z jedynie kilku przedmiotów się uczyłam. Wychodziłam więcej z domu. Nie mogłam się przejmować ocenami i starałam się tego nie robić. Mama się ode mnie odczepiła i dała mi wolną rękę. Prawdę mówiąc, to ona zawsze przejmowała się bardziej ode mnie. Chyba matki mają to w naturze. Jednak, gdy kiedyś będę miała dzieci, nie będę im wmawiać głupot na temat szkoły i tej całej śmiesznej otoczki. Nie chcę, aby moje dzieci płakały po kątach, tak jak ja.

Przystanęłam na środku pokoju, zdając sobie sprawę, że mój uśmiech zniknął. Zastąpiły go brzydkie myśli, związane ze spotkaniem ludzi z przeszłości.

Czy nie dałam wystarczająco dużo?

Czemu jestem niewystarczająca?

Czemu muszę taka być?

Myśli wirowały w mojej głowie, zaszczycając mnie fałszywym uśmiechem. Usiadłam skulona przy biurku, wgapiając się w jeden punkt. Świeże łzy świeciły w moich oczach. Zacisnęłam mocniej powieki, wypuszczając szloch, stłumiony przez moje ramię w które wtulałam buzie. Głowa zaczynała mnie mocno boleć. Ból psychiczny był gorszy od bólu fizycznego. Byłam strasznie zmęczona.

Spotkanie moich prześladowców mną wstrząsnęło. Każde jedno wspomnienie powoli wchodziło do mojej głowy, a po chwili ją opuszczało. Złe wspomnienia stały w kolejce, chcąc mnie zmęczyć. Chciały więcej. Chciały więcej mnie i mojego bólu. Nie chciały abym zapomniała, a ja tak bardzo tego pragnęłam. Chciałabym, aby moje myśli stały się nicością, aby nic tam nie było, żeby nic tam nie zostało. Wspomnienia rozrywały moją wrażliwą głowę. Rozszarpywały, by potem mnie zostawić niemal na pastwę losu.

— W przyszłości przydałaby ci się operacja powiększania piersi, bo z takim czymś czego nie ma, daleko nie zajdziesz. — Zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem z podłym uśmiechem.

Moje młode serce zabiło trzy razy mocniej i ciężej. Zastanawiałam się czy to się wydarzyło naprawdę i czy to wszystko było możliwe.

Ale on naprawdę to powiedział.

Otarłam spływające łzy. Znów wtopiłam oczy w ramię, szlochając najciszej jak tylko mogłam. Chciałam stąd uciec, cofnąć czas, nie pojawić się w tamtym miejscu. Nie pojawić się w tamtej pierdolonej podstawówce. Mogłam się przenieść do innej, ale tego nie zrobiłam bo myślałam, że wytrzymam. Prawda była taka, że ledwo wytrzymałam. Moja mama nie wie, że płakałam po nocach. Wiedzą to tylko moi przyjaciele. Płakałam czasami w obecności mamy, wtedy kiedy mówiłam, że nie chcę iść do szkoły. Teraz czuję się jakbym nadal tam była. Jakbym nadal tkwiła w tym cholernym koszmarze. Czułam jakbym gniła w głuchej ciszy, która wisi nad moją głową pełną przeszłości.

Proszę, już koniec.

Już dosyć, proszę.

Odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o szafki mebla. Wyprostowałam nogi, wpatrując się zamglonym wzrokiem w łóżko. Zacisnęłam szczękę, nie chcąc wybuchnąć kolejnym szlochem. Oddychałam głęboko i wolno, aby nie stracić dopływu powietrza przez zbyt duże emocje. Podpierając się rękoma o kant blatu, powoli wstałam. Owinęłam ramiona dłońmi, pocierając to miejsce.

Dlaczego nie mogę być lepsza?

Łkałam jak idiotka, która nie umie sobie z niczym poradzić.

Nienawidziłam momentu kiedy nie miałam już czym płakać. Z ust nie wychodziły mi żadne dźwięki, oprócz urwanego oddechu, a łzy się nie lały. Miałam zamknięte oczy, ale na zewnątrz nic się nie działo. Wtedy uświadamiałam sobie, że płakałam tak długo, że mój organizm nie dawał rady. I wiedziałam, że ja też nie daję rady. Ja na zewnątrz i wewnątrz. Gorzej było ze mną w środku, choć na codzień o tym nie myślałam żeby się nie przygnębiać. Na codzień zapominałam o przeszłości i przypominała mi się tak nagle. Aby przypomnieć ten cholerny ból, który tylko przychodzi na kilka chwil. Czasami dłuższych, czasami krótszych.

Takiej chwili nie było od ponad roku aż do teraz.

Kątem oka zobaczyłam że ekran telefonu się podświetlił. Pociągnęłam nosem i wzięłam do ręki urządzenie.
Zerknęłam na godzinę w górnym rogu.

W tym stanie spędziłam dużo czasu. Za dużo.

Lucy: To o której wychodzimy na rowery?

Cameron: Dzisiaj nasze święto, to nasza tradycja! Emily, jesteś tam?

Ja: Tak, jestem. To o której się spotykamy?

Lucy: Za pół godziny pod domem Smitha?

Cameron: Będę czekać, słoneczka.

Ja: Do potem<33

Pociągnęłam nosem, gasząc wyświetlacz. Westchnęłam ostatni raz, próbowałam uspokoić się choć na parę godzin. Tylko tyle, nie potrzebowałam niczego więcej. Ze sztucznym uśmiechem przeszłam do garderoby. Przebrałam się w białą koszulkę i materiałowe spodenki. Jak dobrze, że dzisiaj przed zakończeniem, ogoliłam nogi. Do plecaka spakowałam bluzę i jeszcze inne potrzebne rzeczy. Przy toaletce zmyłam resztki makijażu i szybko nałożyłam jedynie tusz wodoodporny. Popsikałam się perfumami i rozczesałam swoje długie włosy. Nałożyłam okulary na czubek głowy i stanęłam przed lustrem. Coś zawadzało o mój wygląd i wszystko psuło. Westchnęłam ciężko z jękiem. Opuściłam pokój z plecakiem, dzwoniąc do mamy.

— Tylko szybko mów, kochanie.

— Mój rower stoi w garażu Carsona? —spytałam, nie spiesząc się schodząc po schodach.

— Nigdzie się nie ruszył. — Zaśmiała się lekko i spytała. — Wychodzisz z Lu i Cameronem?

— Tak i nie wiem o której będę. —Pokierowałam się do kuchni, odłożyłam telefon na blat.

— Uważaj na siebie i weź coś sobie do jedzenia. Muszę kończyć, papa.

— Pa — odpowiedziałam, wtedy kiedy mama już się rozłączyła.

Złapałam za jabłko, po chwili słysząc otwieranie głównych drzwi. Chłopak pojawił się w kuchni, kiedy ja wkładałam owoc do plecaka.

— Wychodzimy? — zapytał, nagle opierając się biodrem o wyspę kuchenną obok której stałam.

Zmarszczyłam brwi.

— Narazie umówiłam się z Lucy i Cameronem — stwierdziłam. Jednak zaraz dodałam. — Już widzimy się z całą resztą? — Uśmiechnęłam się.

Kiwnął jedynie głową, a potem poszedł na górę. Włożyłam telefon do kieszeni spodenek. Powędrowałam do holu i założyłam buty. Plecak zawiesiłam na plecach, a następnie wyszłam z domu. Stanęłam przed garażem, szukając odpowiedniego klucza. Z domu wyszedł Williams, zamykając za sobą drzwi i otworzył garaż.

Przełknęłam ciężko ślinę, obserwując jego osobę. Czarna koszulka wszystko podkreślała, tak samo jak spodenki przed kolano. Każdy mięsień pracował z każdym najmiejszym ruchem. Na nosie miał założone okulary, podobne do moich. Roztrzepane włosy dodawały mu uroku. Również miał plecak przewieszony przez ramię. Obserwowałam jak wywozi z pomieszczenia dwa rowery.

Wyszliśmy za bramę, od razu wsiadłam na pojazd i ruszyłam w kierunku domu przyjaciela. Założyłam okulary na nos. Zerknęłam na Dylana, który mnie dogonił. Nie trzymał się kierownicy, co zawsze chciałam umieć zrobić.

— Jak się nauczyłeś prowadzić bez trzymania? — spytałam luźno.

— Jakoś samo wyszło — odparł.

Spojrzałam na swoje dłonie na kierownicy. Puściłam się najpierw jedną dłonią, potem drugą. Przez dosłownie trzy sekundy mój rower jechał prosto, potem przednie koło skręciło. Złapałam za kierownice, ale trochę za późno.

Prawie wpadłabym na Dylana, który zbliżył się chcąc mi pomóc. Poleciałam na prawą nogę, na szczęście się nie wywalając.

— Co ty odpieprzasz? — Miły. Uroczy. Czego chcieć więcej.

Zatrzymaliśmy się praktycznie na środku drogi. Dobrze, że tutaj samochody nie jeździły często.

— Chciałam spróbować bez trzymanki, a co? — rzekłam z uśmiechem.

— Mogłaś nawet sobie wybić zęby gdybyś upadła — stwierdził zły.

— Ale nie wybiłam. Wyluzuj. — Machnęłam na niego dłonią, marszcząc brwi.

— Nie wkurwiaj mnie.

— Ja? Jakżebym śmiała? — parsknęłam śmiechem i ruszyłam do przodu, bo dom przyjaciela stanowił jeszcze kawałek stąd.

Dojechaliśmy po kilku minutach w ciszy. Ja, jakby nic się kompletnie nie stało i Dylan, który przeżywał mój niedoszły upadek bardziej ode mnie. Było widać, że jest lekko zezłoszczony, ale zbagatelizowałam to. Zsiadłam z pojazdu, ponownie tego dnia się witając z przyjaciółmi.

— Jedziemy prosto nad wodę? — spytałam, przystając obok Brown.

— Oczywiście, że tak — odpowiedziała z promiennym uśmiechem.

Już po kilku minutach wszyscy wybraliśmy się w drogę na rowerach. Max i Luke śpiewali jakieś piosenki, a potem dołączyli do nich Jordan oraz Logan. Uśmiechnęłam się na widok przede mną i zastanawiałam się czy na pewno powinnam być w tym miejscu. Czy na pewno ci ludzie mnie lubią. Czy na pewno chcą się ze mną zadawać. Czy mnie nie obgadują za plecami. Pierwszy raz do mojej głowy przyszły takie myśli względem nich. Pierwszy raz od długiego czasu nie myślałam dogłębnie o czyimś zachowaniu, aż do teraz. Możliwe, że na mojej twarzy niekontrolowanie wystąpił grymas, ponieważ Cameron zadał mi pytanie.

— Coś się stało? — Zerknęłam na przyjaciela, jadącego obok mnie.

— Nie, czemu pytasz? Po prostu skupiam się na tym jak jadę. Nie chcę się wywalić tak jak kiedyś. — Pod koniec się zaśmiałam, przekształcając słowa w żart.

Nie zaśmiał się. Nie uwierzył mi. Przez chwilę uważnie mnie skanował. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok. Uśmiechnęłam się sztucznie, aby nie dostawać pytań o mój humor. Wiedziałam, że temat nie był skończony i tego się właśnie obawiałam.

***

Siedzieliśmy na pniach drzewa, wokół, niegdyś, ogniska. Chłopaki zaczęli podawać alkohol i różne napoje.

— Pomyśleliśmy.

Przeniosłam wzrok z plaży na Maxa. Moje oczy wyrażały radość, gdy zobaczyłam, że wystawiał w moją stronę wodę niegazowaną. Z podziękowaniem odebrałam napój. Mój humor poprawił się przez taki mały gest. Zawsze, jak ktoś o mnie pamiętał, dużo dla mnie znaczyło.

Od razu wzięłam łyk picia, po czym schowałam do swojego plecaka. Rozglądałam się po ludziach którzy byli na plaży. Nie było ich dużo. Może dlatego, że większość ludzi pracowała do późnych godzin. Siedzieliśmy dalej od nich, co dawało nam trochę prywatności. Również nie słyszeliśmy głośno rozmów innych. Szum fal lekko mnie uspokajał.

Dopiero teraz zrozumiałam, że byłam w takim klimacie w którym chciałam być jako mała dziewczynka. Zakończenie roku szkolnego, plaża i paczka znajomych. Ten nastrój kojarzył mi się z serialami, które oglądałam kiedy byłam mała. To było to dziwne uczucie, które nigdy miało mnie nie spotkać. Myślałam, że w liceum będę rozmawiać jedynie z dwójką moich przyjaciół...
A okazało się, że skończyłam z paczką wspaniałych przyjaciół.

Proszę, bądźcie wiecznie, choć wiem że nie możecie mi tego obiecać.

Poprawiajcie mi okropny humor, który nie chce mnie dziś całkowicie opuścić.

— Emily! — Clara zawołała moje imię. Popatrzyłam na nią. — Chcesz coś do jedzenia? Chłopaki idą. — Uśmiechnęła się czule w moją stronę.

— Nie, dziękuję — odparłam z lekkim uśmiechem.

Zerknęłam na chłopaków. Jordan, Max, Dylan i Cam zniknęli z naszego pola widzenia.

— Dziewczynki, to co... — Posłałyśmy Luke'owi cierpkie uśmiechy, marszcząc brwi. — To jak wolicie? Mróweczki? —parsknął, wstając na równe nogi. —Mróweczki, lecimy do wody. Ty też, buraku. — Zwrócił się też do Logana, który spojrzał na niego z oburzeniem widocznym na twarzy. Zaśmiałam się, zakrywając twarz dłońmi.

— Nie idę narazie do wody — odparłam uśmiechnięta.

— Co? Czemu? — Parsknęłam z tego jak się zsynchronizowali.

— Po prostu narazie nie idę — powtórzyłam.

— Potem wrzucę cię do tej wody — rzekł Luke, zakładając ramiona na klatkę piersiową.

— To będziesz mnie ratował, bo nie umiem zbyt pływać — odrzekłam ciszej, ale tak by usłyszeli.

A więc Logan i Luke rozebrali się do bielizny i poszli do wody. Jeden popchnął drugiego, a ten pierwszy mu oddał przez co zanim dotarli do wody, byli już cali w piasku. W tym czasie próbowałam rozmawiać z dziewczynami.

— Proszę. — Uniosłam głowę na głos Williamsa. Wystawiał w moją stronę hot doga.

— Ale ja nie...

Urwałam przez intensywność jego spojrzenia. Przyjęłam smakołyk, Dylan usiadł obok jedząc swojego hot doga. W mojej głowie ciążyły myśli. Wyglądał smacznie, ale zastanawiałam się czy ja chciałam go zjeść. Ostatecznie wzięłam kilka kęsów, rozpoczynając jedzenie. Widziałam kątem oka, że Williams na mnie spoglądał. Nie wiedziałam dlaczego. Nie mógł się przecież niczego domyślić.

Wszyscy już dawno zjedli, a ja dopiero skończyłam. Chłopaki byli w wodzie, ja z dziewczynami po prostu siedziałyśmy w miłej ciszy, przerywanej przez piosenki, które puszczałyśmy z małego głośnika.

W pewnym momencie mokre dłonie spoczęły na moich ramionach. Zaskoczona przechyliłam głowę do tyłu, aby spojrzeć na radosną twarz Luke'a. Przez chwilę zastanawiałam się czego chce, ale potem zaczęłam protestować.

— Nie! — pisnęłam.

Wstałam szybko z miejsca, lecz moje ciało zostało złapane. Moore jak gdyby nigdy nic, złapał mnie w pasie.

— Chociaż odłóż mój telefon do plecaka — dodałam zrezygnowana.

Posłusznie odłożył mój telefon i zaczął mnie ciągnąć w stronę wody. Obserwowałam jak Lucy również podążała w tym samym kierunku, a Clarę niósł zadowolony Davis.

— Nie umiem pływać — powiedziałam z westchnięciem.

— Dobra morda cię uratuje — odparł z uśmiechem.

— Nie chcę się utopić — jęknęłam.

— Uwierz mi, nikt na to nie pozwoli, a już w szczególności jedna osoba, która jest jak mój brat. — Ściszył ton. Jego nogi powoli zanurzały się w wodzie, idąc w kierunku znajomych. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi powiekami, nie wiedząc co powiedzieć. Blondyn zerknął na mnie i parsknął widząc moją minę. — Nie otwieraj buzi, bo ci krowa nasika. — Automatycznie zamknęłam usta.

Wychyliłam się zza ramienia Luke'a, uśmiechnęłam się szeroko widząc jak dziewczyny uciekają w naszą stronę przed Max'em.

— Luke, do cholery! Tu jest za głęboko! — krzyknęłam, zaciskając ramiona na jego szyi. Ale on mnie nie słuchał. Doszedł do takiego momentu, że miał wodę do klatki piersiowej. Moje nogi i plecy były zamoczone wodą, przez co było mi nieznacznie chłodno.
— Ta woda wcale nie jest ciepła —mruknęłam wystraszona. — Nie, nie, nie... Luke! — wykrzyczałam, gdy chłopak mnie puścił, a ja tylko byłam uwieszona rękoma wokół jego szyi. Nie zwracał na mnie uwagi, niedługo po tym zostałam od niego oderwana.

Popatrzyłam z ulgą na Camerona, jednak zaraz znalazłam się na jego barkach. Trzymałam się jego szyi, twarzy, wszystkiego czego dosięgałam siedząc na jego ramionach. Brunet zaczął się obniżać, moje nogi się powoli zatapiały pod wodę. Trzymałam się przyjaciela, na tyle ile mogłam. Gdy miałam wodę do ramion, podjęłam spontaniczną decyzję. Puściłam go i po prostu odpłynęłam w nieznanym kierunku. Coś nie coś umiałam pływać, ale bardzo szybko traciłam siły. Moja ręka zetknęła się z czyimś ciałem. Zostałam wyciągnięta z wody. Przyszpilono mnie do ciepłego i wilgotnego ciała, prawie od razu rozpoznałam Dylana. Objęłam go nogami w pasie, a rękoma zahaczyłam o szyję. Jego duże dłonie wylądowały na mojej talii. Zacisnęłam powieki, mając nadzieję, że on mnie nie puści. Śmiechy przyjaciół zagłuszały ciszę, na co ja niemal automatycznie się uśmiechnęłam.

Wciągnęłam powietrze, gdy przełożył rękę na moje plecy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam śmiejącą się głośno Lucy. Oparłam podbródek o ramię Williamsa, rozczulając się na widok przyjaciółki z Lukiem. Miałam nadzieję, że będą w końcu razem, bo jeśli nie, to ja coś wymyślę. Obiecuję, kurwa.

— Musisz zejść. — Ocknęłam się ocudzona słowami Dylana. Odchyliłam głowę do tylu, by spojrzeć na niego z niezrozumieniem. Zaśmiał się cicho i krótko na moją minę. — Będziesz na moich plecach.

Pływaliśmy. Rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. Po prostu się bawiliśmy. Cały czas znajdowałam się na plecach Dylana i cieszyłam się, że nie muszę być w wodzie, choć mimo tego i tak byłam cała mokra. Relaksowałam się po tym co dzisiaj przeżyłam. Moje myśli co jakiś czas odchodziły kilka lat wstecz, co było straszną katorgą. Moja głowa bolała od nadmiaru myśli, ale na zewnątrz się śmiałam. Starałam się.

Nagle zobaczyłam przed oczami dłoń. Zamglonym wzrokiem spojrzałam na chłopaka, który nawet nie wiedząc kiedy, posadził mnie na pomoście. Stał w wodzie, praktycznie dosięgał do mojej głowy. Wpatrywał się we mnie z lekko poważnym wyrazem twarzy. Rozglądnęłam się za Dylanem, ale tam nikogo nie było.

— Poszli na plażę.

— Co? — palnęłam głupio.

— Reszta poszła na plażę.

— To też chodźmy. — Chciałam wstać na równe nogi, ale jego dłonie na moich biodrach mnie zatrzymały. Zesztywniałam, na co chłopak poluźnił uścisk, cały czas wtapiając swoje niebieskie oczy w moją osobę. — Co? —spytałam w końcu, bo zaczęło mnie irytować jego zachowanie. Parsknął śmiechem, urywając kontakt wzrokowy.

— Mogę cię pocałować? — Zadał ciche pytanie, szokując mnie nim. Powrócił wzrokiem do moich oczu.

Jego łagodny wyraz twarzy jeszcze bardziej mnie dezorientował. Zerknęłam na szyję, która mnie zainteresowała, bo zauważyłam coś czego wcześniej tam nie było. Na jego szyi wisiał złoty łańcuszek z zawieszką. Zawieszka cechowała się kształtem w serduszko, lecz była tylko jego połowa. Kawałek serca był złoty oraz miał zarys piłki do koszykówki. Zaintrygował mnie w jakiś sposób i chciałam się dowiedzieć, gdzie była druga połowa. Ale sobie przypomniałam, że zadał mi pytanie, dlatego znów powróciłam do jego spojrzenia, które różniło się od każdego innego.

— Nigdy mnie o to nie pytałeś —powiedziałam cicho, nie chcąc by ktokolwiek usłyszał naszą rozmowę. Nieważne, że jakieś osoby były dalej od nas.

— Od teraz będę pytał, choć powinienem był zacząć wcześniej. Nie będę robił niczego wbrew twojej woli. Za dużo spierdoliłem — wyznał.

Przybliżył mnie do siebie. Odwróciłam wzrok, nie mogąc dopuścić do siebie myśli. Już byłam z nim blisko. Zbyt blisko.

A chyba najgorsze było to, że nie chciałam inaczej.

Złapałam dłońmi za jego twarz, pochyliłam się lekko i wcisnęłam mocnego całusa w miękkie usta. Poruszaliśmy ustami w wolnym tańcu, smakując swoich mokrych warg. Zacisnął delikatnie palce po bokach mojego ciała, oddając mocniej pieszczotę. Kciukami rysowałam niewidzialne kształty na jego policzkach. Mimowolnie się uśmiechnęliśmy, a mój brzuch zrobił fikołka. Owinęłam nogi wokół jego tułowia, potrzebując ciepła. Chciałam kogoś przy sobie w ten inny sposób niż tylko przyjaźń. Tak bardzo tego potrzebowałam. Kogoś kto chociaż na chwilę, sam odciągnie mnie od okropnych wspomnień. Williams odsunął się nieznacznie, zerkając głęboko w moje oczy. Oglądałam jego cudowne tęczówki, które wyglądały jak spokojny ocean czy niebo, tylko że zaśmiecony ocean. Rzadko były spokojne, jednak w tym momencie były czułe i subtelne. Uśmiechnął się delikatnie i zaraźliwe, ponownie przywarł ustami do moich warg. Wywoływał na mojej twarzy uśmiech, ale również spowodował, że po moich policzkach spływały łzy. Cierpiałam przez niego, a nie powinnam.

Odsunęłam się, ponieważ zabrakło mi powietrza. Zaśmiałam się, kiedy chciał mnie ściągnąć z pomostu. Pospiesznie wstałam na równe nogi, chwiejąc się. Dylan popatrzył na mnie z dołu z jednym kącikiem ust w górze.

— Złap mnie — szepnęłam niemalże rozbawiona.

Zaczęłam biec wzdłuż niedużego mostu. Wybiegłam na piasek, odwracając na chwilę głowę do tyłu, by zobaczyć gdzie jest chłopak. Nie spieszył się. Z powrotem się obróciłam, zwalniając tempa. Poczułam mrowienie na ustach, które przypomniało mi, że przed chwilą dotykałam ust tego chłopaka. Na moment się zatrzymałam, odczuwając błogość. Ta mała chwila wystarczyła, abym została mocno złapała w pasie.

Pisnęłam, zaraz zanosząc się śmiechem. Zbudowany tors przyległ do moich pleców. Głowa Dylana ułożyła się na moim ramieniu, przez co zobaczyłam burzę brązowych włosów.

— Ej! Gołąbeczki! — wykrzyczał Logan. Zajęło mi chwilę doprowadzenie się do porządku. Spojrzałam nie do końca obecnym wzrokiem przed siebie, gdzie kawałek dalej siedzieli nasi znajomi. Podeszliśmy do nich w ciszy i usiedliśmy wolnym pniu. — No w końcu — dodał, opierając ręce na biodrach, wyglądają przy tym jak czyjaś matka.

Rozejrzałam się szybko po wszystkich. Jedynie Lucy i Cameron mieli zmartwione spojrzenia, lecz ja tylko uśmiechnęłam się lekko w ich kierunku. Poruszyłam ustami przekazując im słowa: Nie martwcie się, proszę. Kątem oka widziałam jak Clara się uśmiecha pod nosem. Wszyscy wyglądali jakby się cieszyli. Jakby się cieszyli naszym szczęściem. Moim i Dylana, chociaż nawet nie byliśmy razem. Przyjaciele cieszyli się usmiechami przyjaciół. Właśnie tak było z nami.

Sztywniak i Różyczka powoli wracają.

— Rozpalamy ognisko — oznajmił Jordan, klaszcząc w dłonie.

Niedługo po tych słowach, Dylam podał mi ręcznik, którym okryłam sobie plecy oraz ramiona. Wpatrywałam się w przepiękny zachód słońca. Byłam zmęczona tym dniem pełnym emocji. Rozkojarzona przeniosłam spojrzenie na Maxa, próbując zrozumieć o czym zaczął mówić.

— Nieee — zaprzeczył, przeciągając ostatnią literę. — Coś innego. Może coś z nazwisk... na przykład: Wivans albo Willvans.

Brwi zmarszczyłam tak mocno, że na pewno na starość zostanie mi pomiędzy nimi zmarszczka.

Czy oni właśnie...

— Ja jestem za Demily lub Emylan! — oznajmił donośnym głosem Logan.

— Nie masz gustu! — krzyknął do niego Max. — Wivans albo Willvans!

Popatrzyłam na Dylana, który wstał, by wziąć długi patyk i nabić na niego piankę. Z powrotem usiadł koło mnie, skupiony na własnych myślach.

— Wivans brzmi uroczo — odezwała się Clara swoim łagodnym głosem.

Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, jednak znów odezwał się Max.

— Też się zgadzam. Wivans lepsze od Willians. Ale to już uzgodnimy kiedy indziej.

— Jak to uzgodnicie kiedy indziej? — spytałam zduszonym głosem, zwracając na siebie uwagę wszystkich, w tym nawet Williamsa. — Czemu w ogóle... — Pokręciłam głową, nie dając rady dokończyć.

— Max, a pamiętasz Maclara? Albo Clarax? — wtrącił Dylan.

Maximilian gwałtownie podszedł do kumpla, stając nad nim. Miał oburzony wyraz twarzy.

— Jasne, że pamiętam! — Uniósł oburzony ton Max. — Ale to brzmi trochę dziwnie.

— Mi tam się podoba — powiedziała jego dziewczyna, a na jej twarz wstąpił promienny uśmiech.

— Wiem, słońce — odparł już normalnym tonem blondyn.

Myślałam, że padnę. Przechyliłam się do tyłu, prawie spadając, ale męska ręka mnie utrzymała. Nie zwróciłam uwagi na Dylana, tylko na to, że chyba pierwszy raz usłyszałam jak Max mówi w ten sposób do Clary.

Clara szeroko się uśmiechnęła, a Max usiadł już spokojnie, zaczynając jakiś temat. Dopiero po chwili skapnęłam się, że trzymałam Williamsa za kolano.

— Oh... — mruknęłam speszona, powoli odsuwając dłoń.

Chłopak spojrzał na mnie ze stoickim spokojem. Próbowałam się uśmiechnąć, ale nie zbyt mi to wyszło. Rozmowy naszych przyajciół stały się głośniejsze.

A Dylan położył swoją dłoń na moim udzie, przyciągając do swojego, by były ze sobą zlepione.

I wtedy spadłam w myślach.

***

Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach, gdy próbowałam wymazać z głowy koszmar, który mnie obudził. Koszmar z podstawówki, który zdarzył się naprawdę, w rzeczywistości. Łkałam, nie chcąc czuć tego cholernego bólu, rozrywającego moje ciało. Rozrywał, chcąc mi dopiec jeszcze bardziej. Nie dać spokoju. Zabić od środka.

Wzdrygnęłam się przez grzmot. Burza szalała za oknem. Bałam się wiatru, tak samo za dzieciaka. Wiatr wróżył coś złego i powietrze robiło się takie mgliste, brudne. Przypominał mi sceny z horrorów, których nienawidziłam i nie chciałabym przeżyć. Silny wiatr kojarzył mi się z ulicą i ciemnością. Ze mną, stojącą w głuchej ciszy, która mnie przeraża, a ja nie mogę nic zrobić. Zupełnie jak w najgorszych koszmarach. Stoisz na środku ulicy w ciemnościach i oprócz ciebie nie ma kompletnie nic. Nicość.

Chciałam wstać i uciec do sypialni na zakręcie korytarza. Tam bym czuła się lepiej i bezpieczniej. Tylko, że bardzo, bardzo głęboko w myślach, miałam pewne obawy, że on znów sprawi mi ból. Mój strach sięgał naprawdę małych  szczelin w głowie. Szczerze wierzyłam, że Dylan którego mam przy sobie, jest prawdziwy.

Zacisnęłam dłonie na pościeli, opierając tył głowy o oparcie łóżka. Zacisnęłam powieki, chciałam pozbyć się zbędnych myśli. Trzęsłam się, emocję mną targały, pozwalały sobie zdecydowanie na za dużo. Przecież to już przeszłam, więc czemu życie mnie dobijało? Chciałam już koniec, nie chciałam być tak słaba. Tak krucha i tak wrażliwa.

Wytarłam chusteczką oczy i policzki oraz wydmuchałam nos.

Podjęłam decyzję.

Prędko wstałam z łóżka, zabierając z szafki komórkę i klucz. Przekręciłam kluczyk w drzwiach i szeroko je otworzyłam. Wypadłam z pokoju, szybkim krokiem kierując się w stronę celu. Niemal wpadłam do sypialni Dylana, możliwe, że go tym strasząc, niestety nie mogłam tego zobaczyć.

A szkoda.

Zamknęłam za sobą drzwi.

Niespodziewanie lampka nocna koło łóżka się zapaliła. Zamarłam w pół kroku. Ujrzałam Dylana do bioder zakrytego pościelą. Marszczył brwi, na jego twarzy pojawiła się swego rodzaju troska. Przez oczy przeszły smutne emocje.

Wiedział.

Nie mogąc dłużej wytrzymać, podeszłam do wielkiego łóżka i dosyć niepewnie na nim usiadłam. Na szafkę obok odłożyłam swój telefon. Chłopak od razu mnie do siebie przyciągnął. Przymknęłam oczy, po czym przycisnęłam plecy do nieprzesadnie wyrzeźbionego torsu. Wzdrygnęłam się na kolejny grzmot, a dłoń Dylana wylądowała na moim brzuchu, lekko go gładząc.

Otworzyłam powieki, wpatrując się w ciemność. Moje ręce nie chciały przestać się trząść, a ja nie chciałam aby on to zauważył lub poczuł.

Chciałam schować dłonie pod pościel, ale zostałam delikatnie obrócona. Dylan w swoją jedną dłoń złapał moje dwie. Zaskoczona patrzyłam na jego szyję na której nadal widniał łańcuszek. Miał ciepłe ciało i oddech który czułam na swoim czole, przez to że leżałam nieco niżej. Było mi miło, kiedy trzymał moje ręce w lekkim uścisku. Dobrze, że nic nie mówił. Drugą ręką zaś zgasił lampkę, bo nastała ciemność. Ponownie zamknęłam oczy. Wolne ramię umieścił za moją głową, zakręcał na swoje palce kosmyki moich długich, brązowych włosów. Próbowałam zasnąć, bardziej spokojna.

***

Obudziło mnie donośne pukanie do drzwi. Otworzyłam powoli zaspane, klejące się powieki. W pierwszej sekundzie spanikowałam gdzie jestem, a w kolejnej przypomniałam sobie nocną sytuację. Zmarszczyłam brwi, ponieważ pukanie nie ustępowało.

— Dylan, otwieraj albo do ciebie zadzwonię. — Usłyszałam lekko stłumiony głos Carsona zza drzwi.

Podniosłam się na jednym ramieniu, drugim ramieniem szturchając Dylana, który praktycznie się wybudził. Przetarł oczy, następnie odsunął włosy z czoła, choć niezbyt skutecznie. Drugą ręką nadal mnie obejmował.

— Czemu twój tata cię budzi? — zapytałam szeptem. — Tylko ciebie bo nie wie, że ja tu jestem — mruknęłam, odchylając pościel.

— Skąd mam to wiedzieć? — odszepnął, marszcząc brwi.

Schowałam się w jego garderobie w momencie w którym zaczął dzwonić jego telefon. Zamknęłam za sobą cicho drzwi od pomieszczenia.

— Dylan, otwórz. — Podniósł głos Carson.

Słyszałam ciche dźwięki mówiące o tym, że Williams w końcu wstał, a potem otworzył drzwi.

— No w końcu — westchnął ciężko starszy Williams.

— Co się stało, że mnie budzisz? — spytał cicho chłopak.

Później słyszałam tylko niewyraźne szepty. Minęło kilka minut, a ja wkurwiona, przybliżyłam się do zamkniętych drzwi garderoby i usłyszałam tylko kilka słów.

— Sophie zaraz pójdzie do Emily... — powiedział jakby przybity Carson.

Zesztywniałam, nie wiedząc o co może chodzić.

Za moment było słychać kroki. Odsunęłam się szybko od drzwi, które zostały otwarte.

— Możesz wyjść — oznajmił cicho Dylan, odsuwając się. Przetarł twarz dłońmi, patrzył się pusto w ścianę.

Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.

— O czym rozmawialiście? — zapytałam.

— Idź szybko do siebie, bo twoja matka tam zaraz przyjdzie — zbył mnie, mówiąc konkretnym głosem.

Odpuściłam, ponieważ nie chciałam by mama nie zastała mnie w pokoju. Powoli wróciłam do swojej sypialni i położyłam się w chłodnej pościeli. Przykryłam się nią, inny zapach dostał się do moich nozdrzy. Pociągnęłam lekko nosem. Przyłożyłam materiał koszulki do swojego nosa, momentalnie poczułam wspaniały zapach Williamsa. Jego perfum lub cokolwiek innego. Pachniałam nim.

Pukanie rozległo się zaledwie po chwili. Powiedziałam „proszę", po czym moja mama weszła do środka. Wyraz twarzy miała poważny, na co podniosłam się do pozycji siedzącej.

— Co się stało? Poważnie wyglądasz — stwierdziłam.

Coś tu ewidentnie mi nie grało. Coś było nie tak. Sam Carson, który przyszedł do sypialni swojego syna, był podejrzany.

— Chciałam ci to powiedzieć wprost, od razu, ale staram się jeszcze do tego zebrać — zaczęła, zamykając za sobą drewnianą płachtę. Przystanęła przy łóżku, odwracając wzrok w bok. — Może będzie lepiej jeśli powiem prosto z mostu niż będę robiła jakikolwiek wstęp. — Pod koniec wypuściła z ust powietrze. — Wyprowadzamy się, we dwie — wyznała gwałtownie z szybkością.

Zaparło mi dech w piersiach.

***

Ból jest w modzie chyba co nie?

Hejka! Zostawcie coś po sobie<33
TikTok i Twitter: _lawendaa_
Instagram: law_endaa

#Gnjwatt

Buziaki i do następnego💝

Continue Reading

You'll Also Like

449K 25.5K 49
"Złamani ludzie kochają najbardziej, bo kochają wszystkim co mają" W TRAKCIE KOREKTY~~ 11022017
81.4K 3.3K 40
Molly Bennet i Charlie Conley już w dzieciństwie byli nierozłączni, a ich przyjaźń wydawała się niezniszczalna. No właśnie. Wydawała się. Jak się oka...
1.8K 69 12
To poruszająca historia szesnastoletniej Nadii, która z mamą wyjechała do Austrii. Nadia doświadczyła trudnych chwil i miała trudne życie przed wyjaz...
21.9K 1.4K 27
Gdy podniesiesz wzrok na siedemnastoletnią Olivie White, tylko jedno chodzi ci po głowie. Tajemnica. Ta dziewczyna to plątanina kłamstw, brudnych s...