Od zawsze i na zawsze || ZAKO...

By fuck__you_bitch

208K 5.3K 5.1K

Jedna kłótnia, słowa których nie da się cofnąć, ale jednocześnie tyle niewypowiedzianych wyrazów. Kochają si... More

Prolog
O1. Zależało mi na Williamie Parkerze
O2. Spokojnie szefowo
O3. Byłaś zazdrosna
O4. Nie zaprzeczyłaś, że jesteś moją dziewczyną
O5. Musisz być cicho, oglądając te porno
O6. Ty i Will
O7. Dobranoc, Morgan.
08. Nie ładnie manipulować, Morgan.
O9. Ufasz mi?
12. Maddie & Willie
13. Proponujesz mi randkę?
1O. Żyłam będąc martwą
11. Huragan
14. On po prostu był
15. Nikt mi Cię nie zabierze
16. Trucizna
17. Samokontrola
18. Mrok
19. Bez powrotu
2O. Oddanie
21. Chociaż wygrałeś
22. Sprawa życia i śmierci
23. Jesteśmy za bardzo podobni
24. Nigdy już nie istnieć
25. Światłość
26. Pusta egzystencja
28. Twoja matka nas szpieguje
29. Chaos
3O. Jakby to miał być ostatni raz
31. Ego większe niż mózg
32. Jesteście razem?
Epilog
podziękowania i ważna informacja!!

27. Jak kochałam ja?

4.1K 123 95
By fuck__you_bitch

- Stara przestań pierdolić!

Brunet znalazł się przy w mgnieniu oka. Złapał mnie w talii, podnosząc z piasku. Pisnęłam, zaczynajac się wiergać, ale chłopak już biegł w stronę jeziora, tak, jakbym ważyła dwa kilogramy, a nie sześćdziesiąt.

- Oliver zabije Cię, jeśli to zrobisz!

On mnie nie słuchał. Nie wiem czego się spodziewałam. Po chwili mój przyjaciel wrzucił mnie do wody oraz sam do niej wskoczył. Zacisnęłam powieki, w ostatnim momencie zatykając nos, co uchroniło mnie przed dostaniem się cieczy do moich nozdrzy. Odbiłam się od dna, wypływając na powierzchnię i od razu zaciągnęłam świeżego powietrza, zaczynając kaszleć.

- Kurwa! - krzyknęłam, wypluwając wodę gdzieś w bok. Przetarłam oczy, dziękując za to, że postawiłam dziś na dzień bez makijażu, po czym odgarnęłam kosmyki włosów z twarzy, które mi się przykleiły do czoła. - Jak ci kiedyś wykurwie kopa, to będziesz musiał uczyć się, jak żyć z kosmitami! - zakasłałam ostatni raz, słysząc w tle śmiech. Zacisnęłam usta, uchylając powieki i spojrzałam na Maxa, który śmiał się w najlepsze. Lucy, którą mój brat trzymał na barana, bo dziewczyna koniecznie nie chciała zamoczyć sobie włosów, uśmiechała się do mnie głupio, a Liam prawie ryczał ze śmiechu. Tak, wiem, musiałam wyglądać komicznie, ale bez przesady.

- Jak już się zanurzyłaś, to dawaj do nas. - blondynka rzuciła w moją stronę.

- Nie. Mam zamiar iść się wysuszyć. - burknęłam, odwracając się. Zaczęłam iść w stronę brzegu, bo Oliver zadzwiająco daleko mnie wrzucił, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na kostce. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, straciłam równowagę czemu towarzyszyło moje paniczne machnięcia rękoma, po czym wpadłam z hukiem pod wodę. W glowie juz obmyślałam plan zabójstwa.

Patrząc na to teraz, moja zgoda, aby pójść na plażę była do dupy. Wszystko zaczęło się dwie godziny temu, gdy do mojego domu wpadła Lucy wraz z Oliverem i obudziła mnie, i Maxa. Mówili, że mają świetny pomysł, co oczywiście równało się z tym, że ich zjebanie umysłowe się włączyło. Zwalili mnie z łóżka, po czym marudzili nad uchem kolejną godzinę, żebym się zgodziła. W końcu do tego dołożył się jeszcze Max, który zniknął z moją przyjaciółką na dwadzieścia minut w pokoju, co zapewne było jej sposobem przekonania go. Więc, aby zaznać spokoju zgodziłam się, bo działali zbyt mocno na moje nerwy. W samochodzie zadzwoniłam jeszcze do Liama, bo czułam się okropnie z faktem, że wiem o zdradzie Nancy, a nie potrafię mu o niej powiedzieć. Po za tym, za każdym razem, jak go widzę wydaje się przybity, także dlaczego nie mógłby spędzić z nami trochę czasu? O samej Willer nawet nie pomyślałam, bo dopóki nie przemyślę sobie tego, co chce zrobić, nie mam ochoty jej widzieć. Lucy i Liv zdecydowanie się ze mną zgodzili, a Max i tak miał na nią wyjebane, więc nawet nie zapytał czy będzie.
Nie przemyślałam jedynie szczegółu, iż mój kochany brat zaprosi Parkera. Gdy tylko zobaczyłam, jak zwalnia auto przy jego domu, a brunet wsiada do środka, miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Zwłaszcza, że z tyłu siedziałam ja, Baker i William, więc co jakis czas czułam na sobie jego spojrzenia. Na miejsce dotarliśmy jakoś czterdziesci minut temu i od razu zaznaczyłam, że nie będę się kąpać, bo nie miałam ani ochoty ani zbytnio siły. Moi przyjaciele pływają od kilkunastu minut, a ja po prostu siedziałam przy ognisku i popijałam sok pomarańczowy. Jednakże Oliver wpadł na cudowny pomysł, wrzucenia mnie do pierdolonego jeziora!

Wynurzyłam się ponownie, wciągając sporo powietrza do płuc. Odkaszlnęłam, zgarniając znowu włosy z twarzy i odwróciłam się, chcąc załatwić Bakera. Zobaczyłam jednak kogoś innego. Z wody wyłonił się William. Otworzył oczy, przeczesując ręką swoje brązowe włosy i rzucił mi zaczepne spojrzenie. Zacisnęłam zęby, jeszcze bardziej wściekła, gdy uświadomiłam sobie, że to on mnie złapał za nogę i wciągnął pod wodę, korzystając z mojego ingorowania jego osoby.

- Ty głupi kundlu!

Rzuciłam się w jego stronę, wręcz nabuzowana złością. Byliśmy na dość płytkim obszarze, bo woda sięgała mi zaledwie do tyłka, a chłopakowi do ud. Popchnęłam go kilka razy z rzędu, a on zaczął cofać się coraz dalej. W tle  słyszałam głośny śmiech Olivera oraz  jakieś pluski, co zapewne było spowodowane tym, że reszta popłynęła gdzieś dalej.
Po raz kolejny wymierzyłam cios Willowi, widząc, że coraz bardziej się chwieje.

- Popierdoleniec... Idiota.. - wyrzucałam z siebie wraz z każdym ciosem. Po kilkunastu sekundach, w których zdążyłam się już zmęczyć, brunet w końcu zareagował. Kiedy chciałam go popchnąć poraz setny, złapał za moje nadgarstki, pociągając w swoją stronę. Odbiłam się od jego torsu z lekkim piskiem, bo nie spodziewałam się takiego gwałtownego ruchu z jego strony. Jednak po chwili się zreflektowałam i zrobiłam krok w tył, próbując wyrwać dłonie. Zadarłam głowę trochę do góry, patrząc chłopakowi w oczy.

- Puść mnie egoistyczny ćwoku! - warknelam. Parker zmrużył oczy, a kącik jego ust się uniósł.

- Ćwoku? Widzę, że mimo wakacji nie próżnujesz i uczysz się nowych epitetów.

- Boże, spierdalaj. - znowu spróbowałam się wyrwać. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać chłodną temperaturę wody. Nie była mroźna, a słońce dawało popalić, jednak trochę promienie mnie już rozgrzały, więc spotkanie mojej skóry wraz z jeziorem nie było obecnie przyjemne. No i wiał wiatr, ja byłam mokrym zmarźlakiem, a górna część mojego ciała była wynurzona. - Parker puść, bo zimno.

- To idź ładnie popływaj. - rzekł przesłodzonym głosem.

- Nie jesteś moim ojcem, żeby mi życie układać. - odparłam, nie szczędząc sobie jadu w głosie.

- Wiesz.. - udał zamyślonego. - Jakby tak spojrzeć na to z innej perspektywy...

- Nie kończ. - przerwałam mu ostro. - Serio, ostrzegam, jeśli to skonczysz, to Cię własna matka nie pozna.

- Mógłbym zaryzykować. - wzruszył ramionami. Jego rozbawienie mnie irytowało, bo wciąż byłam na niego zła. Zacisnęłam szczękę, twardo się w niego wpatrując. Chwilę walczyliśmy na wzrok, aż w końcu westchnął. Puścił moje nadgarstki, a ja odsunęłam się o krok. - Niech Ci będzie.

- Mega. - uśmiechnęłam się sztucznie miło, sekundę później wracając do swojej poprzedniej miny. Wyminęłam go, zauważając resztę kilka metrów od nas. Miałam zamiar zemścić się na Oliverze.

- Czasami mnie przeraża. - mruknął cicho Parker. Nie wiem czy miałam to usłyszeć, ale napewno nie miałam zamiaru odpowiadać. Wróciłam do swojego ingorowania jego istnienia.
Zanurzyłam się w wodzie, zaczynając płynąc do przyjaciół. Kiedy Baker mnie zauważył, nawet z daleka dostrzegłam jego przestraszoną minę. Chwilę później rzucił się do ucieczki.

- Boże, miej mnie w opiece, megiera nadchodzi! - krzyknął. Przeklnęłam pod nosem, przysięgając sobie, że ten dzień zapamięta do końca życia.

***

Ogólnie rzecz biorąc, lubię wakacje. Zawsze kochałam ten moment powrotu do domu, rzucenie świadectwa i położenie się spać. Całe dwa miesiące zamulałam i odpoczywałam. Jednak jak we wszystkim, są też wady. Dla mnie wadą była na przykład, zbyt duża ilość wolnego czasu, co kończyło się zawsze głupimi pomysłami. Nienawidziłam się nudzić. Miałam taki nawyk narzekania na wszystko, często męcząc tym moich bliskich. Aczkolwiek mimo że dopiero zaledwie dziesiąty lipca, wiedziałam, że tym razem będzie inaczej. Nie czułam się sobą i nawet, gdy patrzyłam w lustro widziałam kogoś innego. Coś się zmieniło, a ja nie miałam pojęcia, czym było to spowodowane.

Swoją drogą, ostatnio dużo rzeczy nie wiedziałam.

Zaczynałam ponownie dużo myśleć i nie odrzucałam już wszystkiego w głąb swojej podświadomości. Nie szufladkowałam myśli, wmawiając sobie, że kiedyś to przeanalizuję. Zrozumiałam, że w ten sposób uciekałam od rzeczywistości i pusto egzystowałam.
To się wiązało z bólem, który znowu wracał. I przede wszystkim złością, bo nie umiałam się zdecydować między jednym, a drugim. Dobra, może jednak powodem mojej złości było coś innego. A mianowicie ktoś.
Jak zwykle wszystko miało związek z Williamem. Miał coś takiego w sobie, przez co nie potrafiłam wyrzucić go z głowy. Siedział i nie chciał z niej wyjść. Słowa, które usłyszałam od mojej psycholog też nie pomagały.

- Tylko miłość sprawia, że człowiek może być tak głupi.

Miłość? Czy ja potrafiłam kochać? Zawsze zastanawiałam się nad tym, czy będę w stanie komuś się całkowicie oddać. Zaufać w stu procentach, dać się poznać i odkryć wszystkie swoje słabości. Zazwyczaj dochodziłam do wniosku, że nie dałabym rady. Jestem zbyt skryta. Chris też gówno o mnie wiedział, zresztą on, a Parker to zupełnie coś innego.

- Maddie?

Myślę, że nikt nie wie do końca, jak wygląda ta słynna miłość, bo to zbyt potężne uczucie. Napewno potrafi zaślepić i przez nią ludzie stają się naiwnymi głupcami. Jednak każdy kocha na swój sposób, przez co nie można stworzyć jednej ogólnej definicji. Musiałam sobie zadac, tylko jedno pytanie. Jak kochałam ja?
Z moim bratem i mamą było łatwo. Są moją rodziną, kimś bliskim, więc automatycznie mi na nich zależy. Spędzamy ze sobą prawie cały czas, mieszkamy w jednym domu, dlatego znają mnie z każdej możliwej strony, tak samo, jak ja znam ich. Urodziłam się i wychowałam z przekonaniem, że ich kocham. Po prostu to we mnie tkwiło, bo są dla mnie ważni. To jest miłość do rodziny, która też na swój sposób jest głupia.

Co z Lucy i Oliverem? Znamy się od podstawówki. Kiedyś nie sądziłam, że staną się tak ważną częścią mojego życia, ale kiedy się już tacy stali, potraktowałam ich z automatu jak rodzeństwo. Dlatego tu też zaliczają się do miłości rodzinnej. Nie wiem, jak wygląda przyjacielska, ale wiem, że ich w jakis sposób kocham.

A jak wygląda ta romatyczna? Czemu w szkole nie uczą takich rzeczy? Zrozumiałam już, że coś czuję, ale jak określić co to jest?

- Maddie, czekaj!

Kiedys może będę się śmiała sama z siebie, ale teraz na poważnie wpisałam, nawet w google objawy zakochania. Jednak wszystko składało się bardziej do tych fizycznych symptomów takich jak rumieńce, szybkie bicie serca czy podwyższone ciśnienie. A co z tymi, które odbywają się w głowie? Czy częste myślenie o kims, zastanawianie się, jakby to wyglądało, gdyby było się z tą osobą czy podczas planowania swojej przyszłości, zawsze ten ktoś nasuwa się sam, bo nie wyobrażamy sobie życia bez niego? To jest to, czy po prostu to sprawka mojego chorego łba?

- Hej, Mads! Morgan!

Przystanęłam, czując na ramieniu czyjąs dłoń. Odskoczyłam, odwracając się gwałtownie. Przyłożyłam dłoń do piersi, patrząc z irytacją na chłopaka.

- Wystraszyłeś mnie!

- No, wybacz, ale wołałem Cię kilka razy i nie słyszałaś. Przeszłaś, jakbyś mnie nie znała. - uniósł brwi. Zmrużyłam oczy, zmierzając go wzrokiem.

- A, sory Niall, zamyśliłam się. - machnęłam lekceważąco ręką i przybrałam na twarz sztuczny uśmiech. Wyszłam z domu godzinę temu i pałętałam się po mieście, rozmyślając w spokoju. Właśnie znajdowałam się w parku, niedaleko liceum, do którego chodziłam. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się, w tym miejscu. - Co tam?

- W porządku. - uniósł kącik ust. - Usiądziesz?

- Um, nie bardzo, spieszę się..

- Daj mi chwilę. Dawno nie gadaliśmy.

Zacisnęłam usta, po czym przytaknęłam. Zajęliśmy jedną z ławek. Nie wiedziałam czego ode mnie chce, ale nie miałam do niego żadnego urazu, więc dobrym pomysłem może byc rozmowa.

Niall był osobą, którą kiedyś wykorzystałam, aby zirytować Parkera. Poszliśmy razem na "randkę", która nie wypaliła i byliśmy razem na balu. Oprócz tego czasami złapał mnie na korytarzu i wymienialiśmy kilka słów. Ostatnio widywałam go rzadziej.

- No fakt. Wiesz, po tej akcji z Willem i waszą drużyną, nie byłam zbyt przychylnie do was nastawiona. - powiedziałam, nawiązując do zakładu.

- Ta.. - lekko zmarkotniał. - Średnio mi się to podobało, bo Cię lubiłem. W sumie wciąż Cię lubię, śmieszne były te twoje odzywki do Willa.

- Jak tak mnie lubiłeś, to mogłeś powiedzieć co knujecie. - wytknęłam mu. Teraz nic nie miałam do niego, ale stara wersja mnie, która wciąż czasami dawała o sobie znać, napewno z chęcią wprawiła by go teraz w wyrzuty sumienia.

- No niby tak.. - mruknął. - Ale to byli moi przyjaciele. Jak bracia. Nie mogłem ich zdradzić.

Westchnęłam, wzruszając ramionami, aby dodać sobie trochę dramatyzmu.

- Przyczyniłeś się do mojego złamanego serca. - zmarkotniałam.

- Ejj, no weź. - uśmiech zniknął z jego twarzy. - Kurwa, to był zły pomy..

- Wyluzuj, cisnę z ciebie. - szturchnęłam go łokciem, parskając śmiechem, gdy zobaczyłam jego zmartwioną minę. - Przeszło mi tak samo szybko, jak przyszło.

- Serio? Bardzo śmieszne Maddie. - wywrócił oczami.

- Co, nie fajnie, jak się tak pogrywa, hm? - uniosłam brwi, robiąc smutną minkę. Niall ponownie wykonał ruch z przed chwili.

- Masz świadomość, że Will z tego zrezygnował?

- Wszystko wiem. - skinęłam głową.

- Napewno wszystko? - dopytał, co spowodowało, że moje serce zaczęło szybciej bic. Byłam uczulona na kłamstwa, a to zabrzmiało, jakby to sugerował.

- O czym mówisz?

- Will powiedział Ci wszystko, tak totalnie?

- Chyba tak. - wzruszyłam ramionami.

- A to, że na przykład przed naszą randką, zrobił mi jazde i powiedział, że mam się zwinąć po jakimś czasie, aby on mógł zająć moje miejsce?

Rozchyliłam usta, przypominając sobie nasze spotkanie w wesołym miasteczku i to jak Niall zostawił mnie pod pretekstem, że stało się cos jego babci.

- Żartujesz?!

- Czyli nie wszystko. - uśmiechnął się. I ten uśmieszek mi się nie podobał. - W takim razie, nie będę dalej mówił..

- Nie! - wyrwało mi się. - Niall, chcę wiedziec.

- Chyba nie mogę.. - mruknął, jednak wiedziałam, że i tak mi powie. Jakby nie mógł, to siedziałby cicho.

- Możesz. Zresztą nikt się nie dowie. - puściłam mu oczko. Chłopak westchnął, przeczesując swoje przydługie włosy. Położył rękę na oparciu ławki i rzucił mi spojrzenie.

- On mnie zabije. - zacisnął usta, a ja posłałam mu uśmiech. - Wiesz, William zawsze zakrywał się tym, że robi to dla zakładu, ale chwilę po tej naszej randce z niego zrezygnował.

Że zrezygnował to wiem.

- Wiele razy przyłapywałem go, na jakichś akcjach związanych z Tobą. Pytałem o co biega, bo skoro ma gdzieś ten zakład, to czemu się z Tobą męczy. Oczywiście z jego punktu widzenia. - dodał szybko. Zmrużyłam oczy, przyswajając informacje. - Unikał tego tematu jak ognia, zresztą do mnie później też się zdystansował, mimo że byliśmy kumplami z drużyny, właściwie prawie braćmi. Także sama rozumiesz. - wzruszył ramionami.

- Właśnie nie bardzo. - uniosłam brew.

- Morgan, on odwalał te wszystkie akcje z innego powodu. Jeszcze się nie domyśliłaś?

- Co? - byłam coraz bardziej zdezorientowana.

Mimo że zdradzieckie serce zabiło mocniej, bo ono wiedziało.

Chłopak westchnął, po czym zerknął na zegarek, który miał na lewym nadgarstku. Podniósł się, patrząc na mnie.

- Szkoda, ale muszę się zbierać.

- Ale Niall..

- Mads, fajnie było się znowu spotkać i mam nadzieję, że kiedyś wyjdziemy na jakąś kawę albo coś. - przerwał mi. - Trzymaj się. - kiwnął mi głową.

Odwrócił się, zaczynając iść w stronę głównej ulicy, jednak jeszcze zdążyłam usłyszeć jedno zdanie.

- Nie straćcie tego Morgan, bo nie uwierzę już w miłość.

Był na tyle blisko, że dotarło to do moich uszu jednak, gdy to przeanalizowałam chłopak znajdował się zbyt daleko.

I znowu to słowo. Miłość.

***

- Are you ready for the ride.. let's ready for...- nuciłam pod nosem.

Skończyłam właśnie oglądać pierwszy sezon Violetty. Nudziło mi się, a nie miałam ochoty wychodzić dziś na dwór. Pogoda dopisywała, bo nie było upalnie, tylko dość przyjemnie, przez to, że słońce nie dawało aż tak popalic, aczkolwiek chciałam trochę posiedzieć w domu. No i tak wyszło, że obejrzałam swój ulubiony serial z dzieciństwa. Było ciężko, bo ma aż osiemdziesiąt odcinków, więc takim sposobem od czterech dni siedziałam zabunkrowana w pokoju i wychodziłam, tylko do łazienki lub po jedzenie, żeby to obejrzeć całe.

Ciężko, ale warto.

Podeszłam do okna, siadając na parapecie. Mój wzrok mimowolnie poleciał na dom naprzeciwko. Pokój Parkera był pochłonięty w ciemnościach, a rolety były zasłonięte. Od wypadu, sprzed prawie tygodnia nad jezioro, nie miałam żadnego kontaktu z Williamem. Co prawda nawet tam, ograniczałam się do zwykłych wyzwisk w jego stronę. Nie widzieliśmy się, a mi nie było wcale z tego powodu źle, bo ostatnio dość dobitnie się wyraził i wiem, że już mi nie ufa, jesli w ogóle kiedykolwiek to robił. Nie zamierzam się jednak poddać i załatwię sprawę z Nancy.

Myślałam nad tym całą dzisiejszą noc. Postanowiłam najpierw z nią normalnie porozmawiać. Na spokojnie, zapytać o wszystko i zobaczyć co powie. Nie oczekiwałam, że się przyzna, ale wciąż nie dowierzałam, iż mogła posunąć się do próby zniszczenia związku mojego brata i przyjaciółki, jednak jeśli Lucy ma takie podejrzenia, postanowiłam jej pomóc. Zaufam jej intuicji. Nie jestem jak Parker i nie będę jej wmawiać, że Nancy jest super a ona nie, bo to Clarke jest dla mnie ważniejsza, więc muszę coś zrobić. Wiem, że Willer się obrazi i nic nie powie, ale chociaż zapytam. Później wymyślę cos innego.
Westchnęłam, wstając. Podeszłam do łóżka, zabierając z niego telefon i usiadłam na materac. Odblokowałam komórkę, wchodząc w messengera. Naprawdę chciałam wejść w konwersacje z dziewczyną, jednak zamiast tego nacisnęłam osobę, która akurat była aktywna.
Zacisnęłam usta, przesuwając palcem po ekranie, aż docierałam do coraz starszych wiadomości.

parker; słuchaj Morgan nie żebym ci rozkazywał, ale jest czwarta nad ranem a ty nie śpisz

madelaine; ty tez i co

parker; gowno

madelaine; miarkuj sie bachorze bo powiem mamie

parker; miarki nie potrzeba juz wszystko wiesz

madelaine; fakt, za to lupa by się przydala <3

Wywróciłam oczami z lekkim uśmiechem, czytając jedna z naszych rozmów, którą odbyliśmy na początku czerwca. Przesunęłam jeszcze wyżej, gdy nagle pojawiły się trzy kropeczki, a ja wydałam z siebie zduszony okrzyk. Podrzuciłam telefon kilka razy ze stresu, aż spadł na miejsce obok. Wytrzeszczyłam oczy, niewierząc. Czy my mieliśmy jeden umysł, czy co?!

Po kilku sekundach, gdy siedziałam w napiętej ciszy, usłyszałam dźwięk messengera. Przygryzłam policzek, biorąc głęboki wdech.

- Spokojnie, kobieto. - mruknęłam sama do siebie.

Rzuciłam się do komórki, patrząc na wyświetlacz.

Nowa wiadomość; 2

Zwilżyłam językiem usta, wchodząc w powiadomienie.

od; parker
mam świadomość że ciągle jesteś zła, ale chce pogadać

parker; możesz za piętnaście minut w parku niedaleko?

Uniosłam brwi, bo tego się nie spodziewałam. Cieszyłam się, że to w końcu on wyciąga do mnie rękę i chce coś wyjaśnić. Przynajmniej miałam nadzieję, że to nie kolejne sztuczki.

ja; zgoda

Chyba zwariowałam.

Po minionym czasie, czekałam już na ławce. Byłam lekko zestresowana, ale miałam nadzieję, że tego po mnie nie widać. Nie chciałam dawac mu żadnej satysfakcji. Nie myślałam, o czym będziemy rozmawiać, bo mój zamiar był taki, aby dać mu mówić. Nie będę się znowu produkować, podczas kiedy on mnie olewa do woli.
Po kolejnych minutach, byłam pewna, że mnie wystawił. Spóźniał się niecałe dziesięć minut, jednak byłam juz gotowa do powrotu do domu. Poirytowana wstałam z ławki, gdy William nagle wybiegł zza zakrętu. Lekko zmęczony, znalazł się przy mnie.

- Spoźniłeś się. - burknęłam, zakładając ręce na piersi.

- Sory.

- Źle zaczynasz, Parker. - westchnęłam. Usiadłam spowrotem na ławkę, a on zajął miejsce obok. Zmierzyłam go wzrokiem i w porównaniu do mnie był ogarnięty. Jak zwykle ubrany w czarne rzeczy, a na szyi dostrzegłam łańcuszek ode mnie i Lauren. Jedyne co żyło wlasnym życiem, to jego wlosy.
Ja natomiast wyszłam z domu tak, jak wstałam dzis z łóżka. W dresach, ogromnej koszulce i związanych włosach, bez grama makijażu. Nie chciało mi sie stroić, poza tym to on chciał się spotkać, nie ja. Miałam w dupie to jak wyglądam.

- Słuchaj od razu zaznaczę. - zaczęłam, wiedząc, że mój plan nie produkowania się, poszedł w pizdu. - Jak zamierzasz kłamać, kręcić albo znowu okazywać mi swój brak zaufania, to wolę iść.

- Nic z tych rzeczy. - powiedział, kładąc rękę na oparciu ławki. Podobna sytuacja miała miejsce w sobotę z Niallem. Jego słowa, wciąż nie potrafiły wyjść z mojej głowy.

- Okej. - uniosłam ręce w geście obronnym. - To o czym chcesz gadać?

- Co zamierzasz zrobić z podejrzeniami wobec Nancy? - zapytał. Zacisnęłam usta, bo miałam nadzieję, że będzie mówić o czymś innym. Spojrzałam na niego, ciesząc się, że zachowywał pewien dystans.

- Pogadam z nią.

- Jak jej o tym powiesz, to najpierw Cię wyśmieje, a potem się pokłócicie. - rzekł.

- A masz lepszy pomysł? - burknęłam. - Wiem, że się wyprze, ale chcę chociaż zapytać.

- Nie trać czasu. Pomogę ci, ale powiedz mi najpierw skąd pomysł, że zdradza Liama.

- Nie potrzebuje wcale Twojej pomocy. - zaparłam się. - I nic Ci nie będę mowic, skoro i tak mi nie wierzysz.

- Morgan, znam ją lepiej i dłużej niż ty, więc Ci się przydam.

Moje alter ego miało już pewien plan. Nie do końca go pochwalałam, bo miał zbyt dużo niedociągnięć i za wiele zależało, tylko od przypadku, a Nancy łatwo może mnie znienawidzić. Mogłam zrobić z siebie debilke, ale musiałam spróbować. I mimo że jeszcze nie zatwierdziłam tego pomysłu, chyba od początku wiedziałam, że moja ciemniejsza strona sobie poradzi lepiej. W końcu kiedyś byłam królową zemst.

- Tylko to masz mi do powiedzenia?

- Właściwie to nie. - lekko się spiął. Zabrał rękę, kierując wzrok przed siebie. Ułożył łokcie na kolanach, patrząc na poruszające się drzewa. - Po tym co się działo, przemyślałem wszystko i chyba każdy ma już dość kłamstw, więc muszę Ci coś jeszcze powiedzieć.

Westchnęłam, przecierając dłońmi twarz. Odchyliłam głowę do góry, patrząc na poruszające się chmury. Dobrze czułam, że ukrywał coś jeszcze.

- To ma związek z Nancy. Wiem, że się na mnie wkurwisz, ale mam nadzieję, że zrozumiesz i docenisz jakoś to, że ci to mówię sam z siebie.

Uniosłam brwi, kręcąc głową.

- Will, nie wiem czy chcę wiedzieć.

- Ale ja chcę, żebyś wiedziała. Jeśli się z nią skonfronrujesz, to może, to wyciągnąć przeciwko nam.

- Nam? - wypaliłam.

- Tak, Morgan. - wypuścił powietrze z ust. - Pomysł na zakład o ciebie nasunęła mi Nancy.

- Co?!

- Nie zrobiła tego dosłownie, ale podpuszczała mnie. W końcu zaczęła robić to przy chłopakach. Pierdolenie, że miałem już chyba każdą oprócz jej. Wtedy Max się wtrącił, że ciebie też nie tknąłem. Jak go nie było, ona cisnęła z tego, z chłopakami z drużyny. Nie wszyscy brali w tym udział, ale tak było. Dla świętego spokoju się zgodziłem. Później jak się o tym dowiedziała, to wcale nie była taka skora, aby mnie od tego odciągać, byc może dlatego, że Cię nie znała. Zaczęłyście spędzać razem więcej czasu i chyba miała wyrzuty sumienia, więc chciała, żebym z tym skończył. Nie wysiliła się aż tak bardzo, jak ci zapewne powiedziała, ale raz poprosiła. Więcej, o tym nie mówiła.

Kurwa, świetnie.

- Nie do końca rozumiem.

- Ja też, szczerze. - westchnął. - Sądzę, że może miała Ci coś za złe. Bardzo chciała, żebyśmy się zbliżyli, bo wiedziała o naszej nienawiści i może myślała, że to w pewien sposób nas zrani? - bardziej zapytał, niż stwierdził. - Nie wiem, ale najwidoczniej wszystko poszło nie po jej myśli, bo później bardzo się irytowała, kiedy słyszała o naszej dwójce.

- Gadałeś z nią, o tym?

- Próbowałem. Zaczęliśmy się coraz częściej kłócić i od dłuższego czasu, rozmawiamy wtedy, gdy musimy. Mam kilka podejrzeń wobec niej, dlatego chciałbym Ci pomóc, aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. - wyjaśnił. - Byc może zaprzyjaźniła się z Tobą przez wyrzuty sumienia.

- Żartujesz? - prychnęłam. Czy Nancy była do tego zdolna?

- Chciałbym. - wzruszył ramionami.

Teoretycznie nie zmieniało to niczego, ale praktycznie robiło sporą różnicę. Nie chodziło o fakt, tego co zrobiła, bo w porównaniu do wszystkiego czego dowiedziałam się od zakończenia roku, to było jak pikuś, jednak jakieś zwątpienie się we mnie pojawiło. Kolejna kropka się łączyła.

- Parker, pamiętasz waszą kłótnię na kregielni? Mówiła, że robisz cos strasznego i na twoim miejscu by się.. no wiesz.

- Wiem. - skinął głową. - To też mi dało do myślenia, bo wcale nie zrobiłem ostatnio niczego złego, ani w Twoim ani w jej kierunku. Przynajmniej nie świadomie. - dodał, a ja przełknęłam ślinę. Moje szare komórki pracowały na najwyższych obrotach. - Sam chciałbym wiedzieć, o co jej chodziło.

Przez chwilę, między nami panowała cisza. Nie mogłam dłużej wytrzymac w tym miejscu, dlatego podjęłam szybką decyzję.

- Słuchaj, ja muszę przemyślec to wszystko. - wstałam z ławki. - Dam Ci znać.

- Okej. - przytaknął. - Wszystko gra?

- Odezwę się, Will.

Rzucilam mu ostatnie spojrzenie, ruszając przed siebie. Na szczęście mnie nie zatrzymywał.

***

- Podasz tą blaszkę? - zapytałam Lucy, mieszając masę czekoladową. Blondynka sięgnęła rzecz, kołysząc się w rytm piosenki, która leciała w radiu. Postawiła ją przede mną, a ja zaczęłam wypełniać naczynie składnikami.

- Kocham Twoją czekoladę. - powiedziała, sprzątając blat.

- Wiem, dlatego ją robie.

- Jak Oliver się dowie, to nas zabije.

- Cóż, napewno dobrze się bawi u ciotki na wsi.

Baker przedwczoraj wyjechał z rodziną na wieś, gdzieś w stronę gór za granicą. Nie było tam internetu ani chociażby zasięgu, ale za to wszędzie były robale. Został do tego przymuszony, ale my nie próżnowałyśmy. Wiem, że jak wróci i dowie się, że robiłam ciasto, gdy go nie było, to się obrazi, lecz napewno jakos uda się go udobruchać.

- Może pozna jakiegoś górala. - sarknęła blondynka. Uśmiechnęłam się, wyskrobowując łyżką miskę i jedząc resztki czekolady.

- Żebyś się nie zdziwiła. - mruknęłam, odkładając naczynie, po czym wzięłam zalaną blaszkę i podeszłam do lodówki. - Otworzysz?

Clarke odłożyła szmatkę, otwierając mi lodówkę, a ja wstawiłam tam nasze ciasto. Zamknęłam drzwiczki, odkładając jeszcze miskę do zmywarki.

- Zmęczyłam się. - mruknęłam, wachlując się ręką. Dziś pogoda znowu zaczęła dawac popalić i było jak w piekle. Nawet klimatyzacja w moim domu średnio sobie radziła, choć działała na najwyższych obrotach. - Chodź do salonu. - kiwnęłam głową. Podreptałyśmy do pokoju, gdzie od razu rzuciłam się na kanape. Lucy usiadła obok, wlewając w nasze szklanki lemoniadę, która stoi tu od jakiegoś czasu.

- Oglądamy coś? - zapytałam.

- Poczekaj na chłopaków. - odparła przyjaciółka, pijąc swoją wodę. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią.

- Kogo?

- Pisałam z Maxem i przyjdą tu z Willem.

- Co?! Czego ten ćwok tu chce?! - obruszyłam się.

- Byli gdzieś w knajpie, więc przyjeżdża z Twoim bratem. - wzruszyła ramionami.

- Czemu mi nie mówiłaś?!

- Nie patrz tak oskarżycielsko! Myślałam, że nie robi Ci to dużej różnicy. - wziela lyka, jednak dostrzegłam, że kącik ust jej drga.

- Lucy, to nie jest śmieszne. Wiesz, jak to wygląda między nami.

- Właściwie to nie. - wydęła wargę i odstawiła szklankę na stolik. - Rozwiń się.

- Już ci mówiłam. - Lucy przyszła do mojego domu koło trzynastej i siedziała aż do teraz. Minęło kilka długich godzin, podczas których opowiedziałam jej o moim spotkaniu z Willem i o tym czego się dowiedziałam.

- Ale nie, o to mi chodzi. Mówię o twoich myślach. Uczuciach.

-  Nie ma żadnych uczuć.

- Nie? - uniosła równą brew. - To czemu się tak przejmujesz?

- Bo jest moim przyjacielem i tyle.

- Sama w to nie wierzysz. - prychnęła.

Nastała pomiędzy nami cisza. Powietrze wokół zgęstniało i można było je ciąć nożem. Musiałam z kimś porozmawiać o wszystkim, co miałam w głowie, ale oni widzieli, tylko jedną strone medalu i wszystko prowadzili do tej zasranej miłości.

- Kurwa, to nie tak, że od razu chcę z nim byc. Relacja z Parkerem wiąże się z ogromną ilością rozczarowań, wątpliwości i przeszkód. Nie byłabym na nią gotowa.

- Teraz też ciagle tak jest. Coś wam przeszkadza. Nie pozwól, aby twoje mysli też się do tego przyłożyły.

- Nie mogę być taka głupia i iść na spontanie. - pokręciłam głową, przenosząc wzrok na jakiś szpetny obraz, wiszący na ścianie.

- Czemu? O miłości nie trzeba, aż tyle myśleć. Wystarczy ją czuć i jakoś to pójdzie. - mruknęła.

- To nie może być, tylko jakoś. - zapierałam się. - Poza tym mówiłam, że nie ma żadnej miłości. - wywróciłam oczami.

- Tylko ty tak mowisz.

- Bo tylko ja wiem, co czuje.

- Chyba jednak nie, skoro masz tyle niewiadomych w głowie. - odparła, wzdychając. - Ja nie chcę dla ciebie źle, ale głowa często robi nas w ciula. Wiesz, że potrafi byc zdradziecka i podsuwać najgłupsze rzeczy. Serce wie co czuje i mimo że uważasz je za naiwne, a rozum za ważniejszy, to gdy do gry wchodzi miłość, jest na odwrót.

- Lucy.. Ja nie mogę.. - zakryłam twarz dłońmi.

- Ale znowu pytam, czemu? Szukasz definicji miłości, aby zrozumieć. Ale tego nie da się pojąć. To zbyt potężne uczucie, którego wcześniej w życiu nie czułaś, dlatego czujesz się jak w kropce. Daj sobie szansę. I daj mu szansę. Will mimo wszystko nie jest złą osobą i mu na tobie zależy. Po tym wszystkim, co przeszliście jestem pewna, że odwzajemnił by twoje uczucia. A może juz to robi.

Pokręciłam gwałtownie głową, zabierając ręce. Spojrzałam na Lucy z wyraznym smutkiem w oczach. Nie chciało mi się już udawac. Byłam zbyt zmęczona.

- Przestań tak mówić.

- Zrozum, że miłość to nic złego.

- Ale to Parker.. - skrzywiłam się.

- Czy jest serio taki zły? Znasz go od strony, od ktorej nawet ja go nie znam. Powiedz mi szczerze, czy jest aż taki okropny, że masz tyle obaw?

- Nie. - ponownie pokręciłam głową. - Z ręką na sercu mogę Ci zaprzeczyć. Zrobił wiele głupstw i w ciągu tych tygodni usłyszałam od niego kilka razy cos.. co łamało mi serce, ale myślę, że oboje jesteśmy zbyt przerażeni tym wszystkim.

- Właśnie. - blondynka złapała mnie za rękę, ściskając ją. - Pamiętaj, że nie wybieramy w kim się zakochamy, ale można wybrać czy będziemy walczyć o to uczucie, czy też nie. Uwierz, warto spróbować.

- Ta, ty żyjesz w szczęśliwym związku, mądralo. - zmrużyłam oczy, uśmiechając się blado. Lucy przewróciła oczami, uśmiechając się szerzej.

- Myślisz, że przyznanie się do uczuć do twojego brata było łatwe? Oboje jesteście tak samo, cholernie porąbani. - zabrała dłoń. Westchnęła, a po jej wzroku widziałam, że się rozmarzyła. - Nie chciałam tego i wzbraniałam się, choć krocej niz robisz to ty i u mnie nie było to widoczne. Nie chciałam się w nim zakochać, dlatego tez zbliżyłam się do Zayna, co mi na dobre nie wyszło. - skrzywiła twarz. - Kiedy juz było po wszystkim i dowiedziałam się, że Max czuje to samo było mi lżej. I wciąż mamy wzloty i upadki jak kazdy. - spojrzała mi w oczy, a ja zobaczyłam w nich szczere uczucia. - Jesteśmy, tylko ludzmi. Max tez popełniał błędy. Ja także. William i ty też to robicie, ale nie straćcie przez to tego, co macie, bo moze być z tego coś pięknego. Zaszliście już tak daleko, więc odważ się posunąć to, jeszcze dalej i w końcu z nim porozmawiaj. On ci ufa i najwidoczniej się zmienia, skoro uznał, że będzie z Tobą szczery.

- Tak, ale mam dość myślenia, o tym czy byc może nie dowiem się o nowym kłamstwie albo..

- Myślę, że macie już większość starych spraw wyjaśnionych, więc zacznijcie żyć w końcu teraźniejszością. - przerwała mi. - Nie myśl o tym, czy to przetrwa, czy się uda, czy być może wrócicie do punktu wyjścia i nie myśl o tym, jak było kiedyś, bo to jak wyglądała, wygląda, i jak może wyglądać wasza relacja, to różne sprawy. Różnica jest jedna. Nad przyszłością macie teraz władzę, więc ruszcie dupy i pozwólcie wyjść uczuciom na wierzch. Już więcej nie myśl, o tej zasranej miłości i tym, jak ona może wyglądac. Po prostu ją poczuj.

W tamtym momencie, poczułam kilka rzeczy naraz. Lekkie ukłucie szczęścia, że miałam taką przyjaciółkę. Strach przed nieznanym, podekscytowanie i.. odwagę.

- Wiesz, że jesteś mega najlepsza i w ogóle? - uniosłam brew, szturchając ją łokciem. Usta Clarke znowu wygięły się w dużym uśmiechu, a ona sama zarzuciła na mnie swoją rękę i przyciągnęła do uścisku.

- Pamietaj, że ja tu jestem. I Oliver też. Przetrwamy z tobą każdy Twój problem, jaki możesz napotkac z Willem i będziemy też w tych fajnych chwilach..

- Dzięki, gamoniu.

Zdążyłam uwolnić się z jej uścisku, gdy usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili dom wypełnił się dwoma męskimi głosami, a kilka sekund później do pokoju, wszedł mój brat wraz ze swoim przyjacielem.
Zadowolony Max od razu podbił do Lucy, witając się z nią długim wymienieniem DNA, na co się skrzywiłam i z braku lepszych opcji, spojrzałam na Parkera, który już wbijał we mnie swoje brązowe tęczówki. Przełknęłam ślinę, zmierzając go wzrokiem. Dziś założył jeansowe czarne spodenki, obtarte w niektórych miejscach, a do tego czarną dużą koszulkę AC/DC z rękawami do łokci. Jak zwykle dostrzegłam wisiorek na jego szyi, ale tymrazem założył kilka sygnetów na palce. Włosy miał zmierzwione, a jego skóra była ładnie opalona.

- Siema, Morgan. - odezwał się. Skinęłam glowa, odrywając od niego wzrok.

- Sprawdzacie kto ma głębsze gardło czy co? - zapytałam dwójki, ktora wręcz się połykała. W końcu chwilę po moich słowach, Max odsunął się od Lucy. Oboje mieli lekko opuchnięte wargi.

- Zazdrościsz? - brunet uniósł brwi. Przewróciłam oczami, biorąc szklankę ze swoim piciem.

- Jeszcze jak.

- Co robiłyście? - zapytał, wpychajac się między mnie, a Clarke. Zacisnęłam usta, przesuwając się. Brat posłał mi buziaka w powietrzu, a w naszym kierunku ruszył Will, przez co niebezpiecznie ścisnęło mi żołądek.

- Obgadywałyśmy Cię. Takie tam, że jesteś tępy i w ogóle. - odpowiedziałam, biorąc łyka wody. Parker usiadł obok mnie, przez co poczułam jego wodę kolońską.

- Ale ty jesteś zabawna, bachorze.

Wytknęłam mu język, odkładając szklankę na stolik. Rozwaliłam się na kanapie, nie omieszkując ich trącić łokciem. Zniżyłam się lekko, zginając nogi i kładąc stopy na łóżku.

- Oglądamy cos? - zapytała Lucy.

- Horror? - podsunął Parker, a ja wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Lubię horroru, ale tylko, gdy jestem w swoim pokoju i oglądam to z kims, a poza tym musze znać ten horror.

- Zajebiście. - zgodził się Max.

- Niee. - jęknęłam męczeńsko. Poczułam na sobie trzy pary oczu. - To przeruchane.

- Po prostu się boisz. - stwierdził William, wiedząc, że tak mnie podpusci. I się skurwielowi udało, więc takim o to sposobem, kilka minut później zasłanialiśmy rolety, aby było ciemniej i odpalaliśmy na telewizorze laleczkę chucky.

Po godzinie cholernego strachu, zaburczało mi w brzuchu. Zacisnęłam zęby, zaczynając się zastanawiać. W domu nie było nikogo, oprócz nas, bo mama musiała zostać po godzinach. Sama nie pójdę do kuchni, to zbyt ryzykowne.

- Ej, Max. - szepnęłam.

- Czego?

- Pójdziesz po chipsy?

- Za dwadzieścia dolców.

- Pięć.

- To nie. - zacisnęłam usta, słysząc jego odpowiedź.

- Czyżbyś się bała, Morgan? - poczułam ciepły oddech przy lewyn uchu. Westchnęłam, odwracając głowę w jego stronę. Byliśmy niebezpiecznie blisko.

- W życiu. - bąknęłam, podnoszac się. - Zaraz wracam. - powiedziałam głośniej. Okrążyłam kanapę z drugiej strony, wychodząc z pokoju i szybko przechodząc do kuchni. Od razu zapaliłam światło. Kiedy upewniłam się, że jest bezpiecznie, podbiegłam do szafki. Otworzyłam ją, szukając wzrokiem moich ulubionych solonych laysów.

W końcu je znalazłam, więc uśmiechnęłam się zadowolona. Zamknęłam drzwiczki, odwracając się i wtedy wpadłam na kogoś, przez co wypadła mi moja przekąska. Z moich ust wyrwał się zduszony krzyk, a duże ręce złapały mnie w talii, abym nie straciła równowagi. Odsunęłam się o krok, widząc cwany uśmieszek Parkera.

- Ty idioto! - uderzyłam go w ramię. - Przecież mogłam zejść na zawał!

- Co wystraszyłaś się? - uniósł brew.

- A widzisz, żebym się dobrze bawiła? - Warknęłam. - Spierdalaj, chory psycholu. - zwaliłam jego łapska. Podniosłam chipsy, wymijając go. Will złapał mnie za nadgarstek, zmuszając do odwrócenia. - No, co?

- Chodź jutro ze mną. - wypalił, na co zmarszczyłam brwi.

- Huh?

- Chodź ze mną. Jutro. - powtórzył.

- Niby gdzie?

- Po prostu się zgódź.

Coś czułam, że to nie był dobry pomysł. Miałam pełno obiekcji, ale wtedy w mojej głowie rozbrzmiały słowa Lucy.

nie wybieramy w kim się zakochamy, ale można wybrać czy bedziemy walczyć o to uczucie.

- Znowu masz jakiś glupi pomysł? - zapytałam, zadzierając głowę. Spojrzałam w jego oczy, widząc czyste rozbawienie i też coś innego. Nadzieje?

- Zobaczysz. To jak?

Westchnęłam, mrużąc powieki.

- Niech Ci będzie.

I wtedy jego oczy rozbłysły na dłużej. Wróciliśmy do pokoju, a ja wciąż je widziałam. Wychodził z mojego domu i wciąż błyszczały. Nawet mi się śniły.

To był widok, który chciałam widywać częściej.

***

dobra jeszcze teraz chwilę poczekacie, ale obiecuję, że ostatnie rozdziały, będą pojawiać się mega szybko. Następny 13 sierpnia yolo x

Continue Reading

You'll Also Like

70.1K 1.7K 35
Emma Evens to 20-latka, która ma przyjaciół, chłopka. Prowadzi wspaniałe życie. Jednak pewnego dnia dostaje, okazję na wymianę studencką. Od razu się...
285K 26.3K 20
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
5.5K 96 23
Czy każde życie jest na tyle idealne na ile wygląda? Czy każdy żyje na tyle ile umie, czemu miłość musi być tak skomplikowana a zakazana przyciąga na...
282K 10.9K 35
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...