PIERŚCIEŃ ŁOTRÓW ||the Lord o...

By Draffander

163 17 1

,,Pierścień posiadasz tylko jeden, jedyny, lecz palców masz dziesięć, plus razy dwa licząc ze stopami.'' I ch... More

I Nieproszeni goście w norce na Bag End.
II Noga za nogą stąpa po brukowanej ścieżce.
III Niezapowiedziane spotkanie z trollami.
V Koszmary i paraliżujący strach.
VI Goblińskie mordobicie.
VII Powrót tego, który powinien być martwy.
VIII Niedźwiedź i wilk są jak pies z kotem.
IX Tańcz ze mną jak królowa z królem i księżniczka z księciem.
X Przeprawa przez Mroczną Puszczę.
XI Lochy w Leśnym Królestwie.
XII Plan działania przeciwko rasie elfów z Mrocznej Puszczy.
XIII Ból dwóch bliskich sobie dusz, które nie będą miały szansy się poznać.
XIV Ucieczka do Esgaroth - Miasta nad Jeziorem.
XV Flisak.

IV Przystań w Rivendell.

8 1 0
By Draffander

IV Przystań w Rivendell.

Elrond rozmawiał z Gandalfem, na tę chwilę ignorując Sitriel i Thorina. Krasnolud zerkał co jakiś czas na osoby przy swoim stole. Irytowała go niewiedza na temat czarnowłosej. Thorin nie był głupi, drogą dedukcji wiedział, że Gandalf i Elrond skrywają jakąś tajemnicę na temat dziewczyny, a ona sama nie chce pisnąć ani słówka w jego towarzystwie.
Irytowała go cała ta sytuacja, toteż gdy półelf wspomniał jeszcze o ojcu i dziadku czarnobrodego, nie wytrzymał i wstał od stołu, uprzednio rzucając niemiło „Przepraszam". Czarodziej zapewniał gospodarza, że nie powiedział nic złego, a że sam Thorin chodzi nabuzowany od kilku dni.

— Jak i nie całe życie — burknęła Sitriel, odprowadzając go wzorkiem.

— Czy teraz byłabyś w stanie, panno Silentmaul...? — powrócił do kilkunastu minut temu Elrond.

— Postaram się... Czemu nie jestem w Nadziemiu, czyż nie? — dziewczyna westchnęła cicho, upewniając się, że żaden krasnolud czy hobbit jej nie podsłuchują.

— Jeśli możesz — odparł władca elfów.

— Było to prawie dekadę temu. Kiedy jest się nielubianą córką króla, życie wcale nie jest takie piękne, jak może się wydawać. Błędy, które popełniałam, były karane trzy razy bardziej od tych, co popełniali moi bracia i siostry. Jako szósty potomek, można by powiedzieć, że powinnam mieć życie, jak z bajki. Nikt się tak nie pomylił jak ja sama. Pewnego dnia tydzień od mojego wygnania, byłam w smoczej stajni, niedaleko bramy do łączącego łańcucha Nadziemia ze Śródziemiem. Przesiadywałam tam, dokarmiając młode smoki, gdyż lubiłam ich towarzystwo. Tego wieczoru, po łańcuchu wdrapywał się, choć zabrzmi to niemożliwie, człowiek. Taką drogę przejść mógłby jedynie elf lub potwór o niesamowitej sile. Jednakże, wracając do głównego wątku, strażnicy bramy zazwyczaj spali pijani pod murami. Otóż w całej historii na Nadziemie próbowało się wdrapać tylko trzech elfów i jeden ork, a przynajmniej tych można było dostrzec i ostrzelać łukami. W każdym razie człowiek ten wdrapał się na wyspę. Obserwowałam go z ukrycia, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, jak piękny on był i jak podobny do nas. Widziałam, jak uśmiechając się upadł na ziemię ze zmęczenia. Moja ciekawość przezwyciężyła. Złapałam mężczyznę i zaniosłam do małej chatki przy stajniach, do której nikt nigdy nie zaglądał. Zaopiekowałam się nim, napoiłam, wyleczyłam. Ponoć udało mu się przejść całą drogę za pomocą magicznych przedmiotów. Jak możecie się domyślić, ktoś znalazł człowieka, pod moją nieobecność. Wszczęto śledztwo, a wszystkie tropy doprowadziły do mnie. Choć człowiek, którego imienia nie pamiętam, nie pisnął słowa na mój temat, za co jestem mu wdzięczna. Jednak dużo nie dało mi jego milczenie. Za złamanie zasady najważniejszej, która brzmiała: „Żaden obcy nigdy nie postawi nogi na świętej ziemi i nie splami krwi przodków". Człowieka stracono niemalże od razu, a mnie o świcie wygnano z Nadziemia, tylko w połowie napełnionym plecakiem żywności. Ot co cała historia.

Elrond zamyślił się na chwilę, a Gandalf złapał za brodę, słysząc tę historię po raz pierwszy.
Sitriel odpowiedziała gospodarzowi jeszcze na kilka pytań, po czym jak reszta osób, udała się do własnego pokoju urządzonego w bieli i bezbarwnych kryształach. Następnego dnia spała niemalże cały dzień, ale wyszło jej to na zdrowie. Sińce pod oczami zniknęły, zadrapania poznikały, ból nóg ustał. Zwlekła się z łoża o wpół do szesnastej, uczesała włosy, robiąc po dwa małe warkoczyki po bokach i związując je z tyłu. Na krześle czekały na nią czyste, złożone w kostkę ubrania. Założyła białą suknię do kostek z ozdabianymi kryształkami rękawkami i dekoltem w serek oraz proste sandałki. Jej ubrania poszły do prania i naprawy, tak jak te reszty kompanii.
Sitriel o pustym żołądku wyszła z pokoju, kierując się do sali biesiadnej. Tam dali jej pożywne śniadanie z przetworami oraz elfim chlebem. Po posiłku spacerowała powoli białym mostem, patrząc na piękne krajobrazy doliny. Poznała się z trzema elfami, dwoma wysokimi blondynami i jedną przepiękną, długouchą szatynką. W czwórkę siedzieli razem w altance i rozmawiali o swoich przygodach, śpiewali różnorakie pieśni, jedli jagody, najzwyczajniej w świecie cieszyli się chwilą.
Gdy nastał wieczór, a księżyc wzniósł się wysoko nad doliną, Sitriel szła poboczem, schodząc okrężną drogą w dół, do płynącej rzeczki. Gdy tam dotarła, ściągnęła sandały i zmoczyła nogi w chłodnej wodzie. Przymknęła oczy z rozkoszy, wsłuchując się w szum ciepłego wiatru i lodowatych wodospadów. Wtem usłyszała szelest liści za sobą. Odwróciła się o szybko bijącym sercu, tylko po to, by zobaczyć za sobą Thorina. Ubrany był tak samo, jak wczoraj, przedwczoraj i odkąd się pamiętało.

— Co tutaj robisz? — wyrwało się dziewczynie, zapominając o grzecznościowych manierach.

— Mógłbym spytać o to samo. Środek nocy jest raczej przeznaczony do spania uwzględniając to, że ostatnio jesteś i wyglądasz na wyczerpaną — odparł, stając kilka metrów za Sitriel.

„Ciekawe czyja to wina” — przemknęło jej przez myśl.

— Szybko opuściłeś wczorajszą kolację, panie Thorinie. Czy wszystko już w porządku? — zapytała, przypominając sobie zdenerwowanego krasnoluda.

— Już tak.

Czarnowłosa odwróciła się od krasnoluda, patrząc tępo przed siebie. Myślała cały czas czy powiedzieć prawdę o sobie Thorinowi. Wytrącił ją chłodny głos mężczyzny, który zbliżył się do niej o kilka kroków.

— Zaczyna mnie irytować twoje postępowanie — zaczął bez ogródek, patrząc na bok. — Jak wiele tajemnic może skrywać Sitriel Sal Silentmaul? Cóż to za tytuł? W jakim mieście taki ci nadano? Jedyne, co o tobie słyszałem to to, że nazywano cię Czarnym Żniwiarzem. Nigdy nie słyszałem o tej ,,drugiej" osobie, a jednak te przebrzydłe elfy szepczą, odkąd się tu pojawiłaś. Tyle rzeczy się ze sobą gryzie, że sam się pogubiłem, co powinienem się ciebie wpierw zapytać.

Sitriel spuściła głowę.

— Panie Thorinie, jest wiele rzeczy, o których sam Gandalf nie ma prawa wiedzieć — powiedziała, poruszając stopami w wodzie. Stanęła nagle, mocząc skrawek sukni i zrobiła parę kroków przed siebie, patrząc na błyszczące się gwiazdy. — Tyle pytań ciśnie się twojemu królewskiemu językowi... Lecz zdradzić nie mogę niczego, poza imieniem. Widzę twój grymas, gdy tylko przechodzę obok ciebie. Patrzysz się na mnie, jakbym była trędowata lub miała cię za chwilę zdradzić. Śledzisz mnie i o tym już chętniej bym porozmawiała.

Odwróciła się w stronę Thorina. Krasnolud poczuł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. W świetle księżyca Sitriel ze spuszczoną głową i pełnym złości wyrazu twarzy powodowała niepokój u wnuka Throra. Jej jasne oczy wydawały się świecić jak złote kłosy latem lub złoto z największych kopalni świata, a piękna, delikatna, elficka suknia dodawała jej kobiecości, której jej brakowało pod śmierdzącymi ciuchami. Nawet blada cera uwidaczniała się spośród długich, czarnych jak węgiel, prostych włosów.

— Tak jak zauważyłaś — zaczął skwaszony Thorin. — Nie potrafię zaufać komuś takiemu jak ty. Często wymykasz się nocą, gdy wszyscy śpią, a Gandalf wie dlaczego. Jestem niemalże pewien, że Elrond również, jednak gdy ich o ciebie zapytałem, milczeli. To mój obowiązek, by dopilnować każdego z mojej kompanii, szczególnie ciebie.

Sitriel zrobiła zaskoczoną minę.

— Szczególnie mnie? — powtórzyła, nie rozumiejąc.

— Choć wyglądasz mizernie i widziałem tylko jedną twoją walkę, tę z trollami, to muszę zadbać, by wojownik dożył spotkania ze smokiem. Śmiem twierdzić, że ten, kto przeciął skórę trolla, nie posiadając żadnej broni, musi być kimś nadzwyczaj utalentowanym. Podczas spotkania ze Smaugiem będziesz nam najbardziej potrzebna. Przeprawa przez góry też nie będzie łatwa.

Czarnowłosa poczuła ciepło na policzkach. Zezłościła się okrutelnie na myśl zabijania smoka, gdyż nie do końca to leżało w jej interesach.

— Wydaje mi się, że Gandalf nie do końca powiedział ci o moich umiejętnościach. Wojownikiem jestem tylko w połowie, bardziej i zdecydowanie częściej nazywają mnie potworem, Czarnym Żniwiarzem, który tnie swoich wrogów niczym kłosy zbóż, ale ja sama wolę być nazywana negocjatorem — odparła pszenicznooka, kładąc ręce na biodra. Thorin dopiero w tym momencie dostrzegł kawałek blizny biegnącej przez dekolt kobiety. Wcześniej nie miał prawa jej zobaczyć, ze względu na przykryte lawendowym płaszczem ciało dziewczyny.

— Negocjator jest nam niepotrzebny. Pewnie dlatego nic o tym nie wspomniał — rzekł Thorin, powoli przechadzając się brzegiem strumienia.

— Walka ze smokami jest samobójstwem — oburzyła się czarnowłosa, widząc, że krasnolud nie rozumie jej poglądu na tego typu sprawy. — Gandalf z pewnością nie powiedział ci, wasza wysokość, o negocjacjach, gdyż stwierdził, że twoja gburowatość odrzuciłaby bez namysłu pomysł na rozmowę ze Smaugiem, co swoją drogą jestem w stanie osiągnąć.

— Z tą bestią nie da się rozmawiać — odpyskował czarnobrody, urażony prześmiewczym odzywaniem się dziewczyny. — Jesteś za młoda, żeby to zrozumieć.

Sitriel zaśmiała się pod nosem, po czym spojrzała w błękitne oczy króla.

— Młodość nie ma nic do rzeczy. Tu chodzi o doświadczenie, które udało mi się nabyć, nawet w tak młodym wieku. Negocjator to jedno, ale żeby nim być, trzeba umieć wiele języków. Othok dòun nt knò anythuroz abò me, Dwed. Tha ekran Nir alm ost ėvery parlstit. Drakmar càn cender stad me Nar Tha càn cender stad tėm.¹

Thorin spojrzał zaskoczony na dziewczynę. Nie często mógł usłyszeć język Khuzdul z ust kogoś innego niż krasnoluda. Jednak brak manier zirytował syna Thraina po raz kolejny. Dziewczyna czuła satysfakcję, widząc zaskoczonego czarnobrodego, lecz satysfakcja ta szybko uleciała, napotykając zdenerwowany wzrok Thorina.

— Uważasz się za lepszą od nas?! — wybuchnął nagle, oszałamiając czarnowłosą.

— Co takiego? — wyszeptała, zastanawiając się nad reakcją Króla Pod Górą.

— Ty i te twoje zadufane w sobie oczy! — krzyknął, wskazując na zakłopotaną dziewczynę palcem. — Chodzisz z dumą, gadasz o jakiś negocjacjach, próbujesz mnie zmylić, mówiąc w moim języku! Ty i te twoje wymysły doprowadzają mnie do szału. Nie znoszę bzdur i kłamstw wychodzących z twoich bladych ust, a twoje pieśni sprawiają, że człowiek ma ochotę zatkać uszy watą!

Sitriel milczała przez chwilę. Wyszła z wody i stanęła na przeciwko Thorina. Była od niego wyższa o całą głowę, a grom bił z jej oczu, niczym huragan. Ich twarze dzieliły centymetry.

— Obrażać mnie miałeś pełne prawo — jej ochrypły głos wydobył się z trzewi, lecz Thorina w ogóle to nie ruszyło. Wpatrywał się w nią gniewnie, próbując zmieszać jej wyższość z błotem. — Lecz podsłuchiwanie moich rodowych pieśni i naśmiewanie się z nich, to wielki błąd, synu Thraina. Od tej pory zastanowię się czy ruszę z wami w dalszą podróż. Dość mam już twoich gierek, krasnoludzie. Dość. Walczyć ze smokiem za wasz dom i waszą dumę jest doprawdy jednym wielkim żartem! Mam cierpieć za kogoś, kto nie chce mnie nawet wysłuchać w kwestii, w której znam się najlepiej ze wszystkich? Macie mnie za gorszą, bo jestem kobietą, źle walczę, a może ze względu na me pomysły? To bez znaczenia. Wpatrzeni jesteście tylko w siebie i w swoje złoto. Jesteście tacy, jak moi najbliżsi. Nic dziwnego, że w głębi duszy nienawidzę was najbardziej.

Kobieta odwróciła się od krasnoluda. Nie sięgnęła po sandały i nie spojrzała na czarnobrodego już ani razu. Szła ze spokojem na zewnątrz, lecz chaosem w środku. Gdy skręciła za kolumnę, oparła się dłonią o srebrną barierę mostu. Serce biło jej jak oszalałe, a tchu brakowało jej w piersiach.
Możliwe, że wyolbrzymiała każde słowo na swój temat, lecz nie dało się ukryć, że Sitriel była osobą wrażliwą na temat swojego rodowego miasta. Pomimo tego, jak okrutnie ją traktowali, tęskniła za domem. Każdej nocy czy to dłużej, czy krócej wracała do wspomnień z latającej wyspy.
Całej sytuacji przyglądała się z balkonu mała, zamglona postać. Patrzyła w stronę zdenerwowanego Thorina, który w złości kopnął krzak, jak małe dziecko i powoli idącej do swojego pokoju Sitriel o smutnej, również poddenerwowanej, aurze. Postać wzięła do buzi białe winogrono, wzdychając cicho. Coś nie czuła, że kompania wznowi podróż w całym komplecie. By rozwiane zostały wątpliwości, trzeba poczekać niecałe dwa tygodnie, bo do tego czasu goście mieli zostać w Rivendell, by odzyskać wszystkie potrzebne im do dalszej wyprawy siły.

Minęło parę dni. Sitriel omijała każdego napotkanego krasnoluda. Mała sprzeczka z Thorinem spowodowała, że Sal Silentmaul nie chciała widzieć żadnego brodatego krasnala bliżej niż dwieście metrów. Gdy napotkała na korytarzu Kiliego, który żartem zagadał do dziewczyny, ona zignorowała go, patrząc na niego z góry. Kiliego fakt ten bardzo przejął, gdyż stosunki z czarnowłosą miał raczej dobre. Przez chwilę pomyślał, że wściekła się na niego, gdyż powiedział bratu o tym, że Sitriel jest księżniczką. Z faktem tym udał się do Filiego, którego zastał koło ogrodu przy palenisku z Balinem, Oinem oraz Gloinem.

— Bracie, czy widywałeś może Sitriel? — spytał się blondyna, stając nad siedzącymi krasnoludami.

— Jak o tym wspominasz, to nie widziałem jej, odkąd przybyliśmy do Rivendell... Coś znowu przeskrobałeś?

Kili wgramolił się na ławę między brata, a Gloina. Krasnoludy spojrzały na niego zaciekawieni, pijąc wino w połowie napełnionych butelkach.

— Nie! Nie tym razem w każdym razie. Lecz widziałem ją na korytarzu. Oczy miała sine i patrzyła na mnie, jak na wstrętną bestię!

— W takim razie coś musiałeś przeskrobać — rzekł Oin, uśmiechając się pod nosem.

— Albo ma cię dość — powiedział Gloin, na co każdy krasnolud, prócz Kiliego zaśmiał się gromko.

— Nie zaśmiała się z mojego żartu! — ciągnął dalej brat Filiego, uderzając lekko pięścią w kolano.

— Którego żartu? — zapytał blondyn.

— Tego o brzydkiej wdowie i pająku.

— Ten nie jest śmieszny, mało kto go rozumie — mruknął Oin, łapiąc się za szarą brodę.

— Może ona jest wdową i dlatego się nie zaśmiała?

— Gloin, głupoty pleciesz.

— Wcale, nie plecie — stanął w obronie krasnoluda Fili. — Jest księżniczką, więc mogła mieć już męża.

— Niewykluczone — zamyślił się Kili. — Przez chwilę myślałem, że jest w takim humorze, przez to, że rozgadałem, że jest z rodziny królewskiej, ale nie trzyma się to kupy, bo zrobiłem to już dawno. Więc ktoś inny musiał jej coś zrobić.

— Cóż, to nie byliśmy my. Nie rozmawialiśmy z nią od śniadania po dniu przyjazdu — odpowiedziały krasnoludy.

— O czym mówicie? — przysiadł się do krasnoludów Bilbo, Nori i Ori.

— O Sitriel — odpowiedział zgodnie z prawdą Gloin.

— A co się stało?

Kili powtórzył całą historię raz jeszcze. Zadumali się hobbit i dwóch krasnoludów. Dali nowe pomysły, dlaczego czarnowłosa tak potraktowała brązowowłosego. To stwierdzili, że może chora, a to że z przejedzenia się czuje tak, jak się czuje. Albo doszły ją nieprzyjemne słuchy na temat kogoś bliskiego. Całą gromadką siedzieli, zastanawiając się, co się stało pszenicznookiej i czy ktoś ją w ogóle widział ostatnio.
W tym samym czasie Sitriel siedziała w swojej komnacie przy otwartym oknie. Jadła sałatkę z boczkiem i pomidorkami z cebulą, czytając jakąś książkę w elfim języku. Szło jej to dość ciężko, gdyż nie miała okazji ostatnimi laty czytać czegokolwiek w owej mowie. Kilka minut później do jej drzwi doszło ciche pukanie. W komnacie pojawił się wysoki, brązowowłosy elf w uciapanym kowalskim, czerwonym stroju oraz szarym, pobrudzonym smołą i poprzypalanym ogniem fartuchu.
Poprosił Sitriel, by podążyła za nim. Zrobiła, o co prosił. Szła za elfem krętymi drogami, aż doszła do niewielkiej sali obok kuźni. Stało tam trzech innych elfów, a na stole u jednego z nich leżała zbroja Sitriel. Okazało się, że jej ubrań nie można naprawić. Elfy twierdziły, że gdy próbowali załatać dziury, zbroja coraz bardziej się rozsypywała.

— To dlatego, że jest w głównej mierze zbudowana ze smoczych kości — odparła. — Jeśli ma zbyt dużo dziur, to trzeba ją wyrzucić. Nic nie można z nią już zrobić.

Tak więc elfy wrzuciły rękawice, napierśnik i inne części lekkiej zbroi do wielkiego kubła w kącie pokoju. Podziękowały za fatygę, po czym wznowiły prace nad cerowaniem i łataniem ubrań gości.
Sitriel przechadzała się kamiennymi dróżkami. Dotarło do niej, że straciła zbroję, jedną z dwóch rzeczy, które jeszcze posiadała z domu. Musiała się z nią pożegnać, bo na nic jej by dał poniszczony pancerz. Jednak serce się krajało, gdy powracała myślami do tego momentu, jak elfowie wrzucali jej zbroję do osmolonego kosza.
Czarnowłosa ujrzała piękny ogród, błyszczący się od popołudniowego światła. Barwne chabry, stokrotki, czerwone, białe i żółte róże, niezapominajki, fioletowo - różowe wrzosy, długo by wymieniać, co przewijało się przez ogród. Dziewczyna zauważyła Elronda w beżowej szacie przeplatanej złotymi nićmi, stojącego pośrodku krzewów bordowych róż. Otaczały go poddani grający na harfach i śpiewających cicho pieśni. Półelf spostrzegł kątem oka przypatrującą mu się dziewczynę, która niepewnie zrobiła parę kroków w stronę hortensji. Gospodarz jednym ruchem przegonił elfki, co nie uszło uwadze Sitriel. Dziewczyna kucnęła przy kwiatach, gdy Elrond podchodził do niej powoli i w spokoju.

— Hortensje. Oznaczają boleść duszy — rzekł brązowowłosy, splatając palce u dłoni.

Sitriel milczała, wpatrując się w różowe, fioletowe i błękitne odcienie kwiatów.

— Czemuż, dziecko, unikasz tak bardzo przeznaczenia?

— Strach mnie do tego zmusza — westchnęła, wstając. — Wy, elfowie, wiecie niemalże wszystko. Słyszeliście zapewne dużo na temat Czarnego Żniwiarza, nie mylę się?

— W rzeczy samej. Wiemy o nim dość dużo. Niestety zniknął na długi czas i dawno nie słyszałem o jego dokonaniach — powiedział z uśmiechem półelf, wyczekując jakiegoś słówka od dziewczyny.

— Więc wiesz, panie, jakie ja głupstwa wyprawiałam, bawiąc się w dzikiego bohatera, a zarazem okrutnego potwora.

Sitriel spojrzała w ciemne i błyszczące się jak kryształki oczy Elronda, przyznając się otwarcie do swojej poprzedniej tożsamości. Pana Rivendell to nie zdziwiło. Wiedział o tym już dawno.

— Jeśli głupstwem nazywasz zabijanie orków i podejmowanie się robót za pieniądze, by przeżyć, to śmiem twierdzić, że się pogubiłaś, córko Durmada.

— Jeszcze nie wiesz panie, jak bardzo. Wszystko się sypie, nie mam dokąd iść — załamała się, siadając na kamiennej ławie. Ręce położyła na skroniach i oparła się o kolana. — Rozważam nad opuszczeniem kompanii. Lecz cóż ja miałabym zrobić potem? Nie mam dokąd pójść, straciłam swoją jedyną zbroję i tożsamość razem z nią.

— Rivendell zawsze będzie stało otworem dla Łotrzyków. Jeśli zechcesz, możesz zamieszkać tutaj. Pod dostatkiem jest tu jadła, śpiewów i rozrywki. Nie brakuje sal treningowych ani bibliotek. Wszystko stoi otworem, Mellon Draug Nin².

Peredhel Árato Nin³... Dziękuję bardzo za tak cenną propozycję, lecz byłabym wdzięczna, gdybym mogła się dłużej nad nią zastanowić...

— Nie musisz się śpieszyć — powiedział Elrond, przechadzając się po ogrodzie. — Propozycja nie wygaśnie jutro ani pojutrze, ani za tysiąc lat.

— Miło mi to słyszeć — odparła Sitriel, zdejmując dłonie z głowy.

Sitriel patrzyła na latające od kwiatka do kwiatka pszczółki, przypominając sobie sprzeczkę z Thorinem. Nie uszło to uwadze Elronda, który zobaczył na twarzy kobiety zdenerwowanie i zagubienie. Zapytał się jej, co się stało, że brzydkie zmarszczki pojawiły się na jej czole, a policzki przybrały kolor czerownych róż. Półelf usiadł obok dziewczyny, a ona opowiedziała mu wszystko, co przydarzyło jej się z synem Thraina. Elrond słuchał każdego słowa i patrzył na każdą emocję pojawiającą się na twarzy Sitriel. Doradził jej, jak umiał, a rad jego zawsze było miło słuchać, bo mówił mądrze i z troską.
Sitriel siedziała z Panem Rivendell jeszcze przez długie minuty, po czym została sama w ogrodzie, zdana całkiem na siebie. Patrzyła jeszcze trochę na latające ważki i inne owady, ćwierkające ptaszki i przechadzające się w oddali piękne elfy. Nie wiadomo dlaczego, lecz przez ułamek sekundy pomyślała o Sauronie, mrocznym czarnoksiężniku, o którym słyszała tylko plotki. Ponoć potrafił przemieniać się, w co tylko zechciał, a raz przyjął również ciało pięknego elfa.
Sitriel potrząsnęła głową na boki, odganiając od siebie te myśli. Wstała z kamiennej ławy i udała się do komnaty, w której spała do świtu.

Zebrała się z łoża dwa dni później, gdy słońce zaczynało już wschodzić. Ubrała się, posiliła, związała niechlujnie włosy i ruszyła na dziedziniec porośnięty trawą. Tuż koło płynącej, rwącej rzeczki, trzymała w dłoniach grafitowy dwuręczny miecz. Drugi, mosiężny za to leżał oparty o pniaczek kilka metrów od niej. Naszyjnik z piórkami, zębami i drobinkami klejnotów zaległ na jej dekolcie, a białe rękawy koszuli ze złotymi chwostami podwinęła za łokcie.
Przez kilkanaście pierwszych minut, jedyne co robiła, to było wymachiwanie mieczem do góry i na dół, tak się rozgrzewała. Dopiero później zaczęła obracać się wokół własnej osi z lekkością i elegancją. Widać było, że styl walki jakim operowała wynosił się z królewskiej rodziny. Podskoki, uniki, przewroty tak wymagające, że nie każdy dałby radę po nich wstać z ziemi.
Biała koszula z rozpiętymi górnymi guzikami przyklejała się do spoconego ciała Sitriel. Kolorowy naszyjnik odbijał się od jej piersi. Pasek u spodni mienił się srebrem i czernią, trzymając trzy pary lekkich, elfickich noży do rzucania. Jej gołe stopy wyglądały, jakby układały się nie do walki, a tańca. Gdy walczyła w samotności, wyglądała jak piękny paw, odkrywający coraz ładniejsze piórka.
Z pomostu obserwowały ją cztery pary oczu. Czwórka krasnoludów z zachwyceniem komentowała ruchy Sitriel, myśląc, co zrobi po tym ruchu, a co po następnym. Oriego, Bifura, Filliego i Killiego obserwował kątem oka Thorin, który stał kilka metrów nad nimi na szerokim balkonie, spoglądając czasem na ćwiczącą Sitriel. Obok wnuka Throra stał Gandalf, pijący lampkę czerwonego wina, który opowiadał krasnoludowi o wielu ciekawych historiach, które ciężko byłoby powtórzyć.

— Coś między wami zaszło? — bardziej stwierdził, niż zapytał czarodziej, widząc brak zainteresowania Thorina w opowiadaniach Majara.

— Czy to istotne? Wystarczy, że nie będę musiał już patrzeć na tę kobietę podczas drogi do Samotnej Góry — mruknął czarnobrody, nie odrywając wzroku od zafascynowanych głów kompanii.

— Coś ty zrobił?! — złapał go za ramiona Gandalf, obawiając się najgorszego. — Czy ty zdajesz sobie, uparty krasnoludzie, jak ważnym członkiem kompanii jest Sitriel? Czy nie widzisz tam na dole, jak doskonale włada mieczem, nożami i sztyletem? Czy nie widziałeś na własne oczy z jaką łatwością przyszło jej związać trolla? Namówienie jej na podróż było trudniejsze, niż myślisz! Gdy wyjedziemy z Rivendell, mogę ci bez zastanowienia oznajmić, że bez niej podróż będzie trzy albo i nawet cztery razy bardziej niebezpieczna! Wojownika jak ona nie łatwo jest znaleźć na tych ziemiach i obawiam się, że jest w pewnym sensie jedyna w swoim rodzaju.

— Gandalfie, jak mam ci to wytłumaczyć? — westchnął Thorin, patrząc w oczy czarodziejowi. — Sitriel jest osobą, której nie mogę zaufać w żadnym wypadku!

— A w czymże jest tu problem? Ja jej ufam bezgranicznie, to i ty powinieneś.

— Ta kobieta to jeszcze dziecko. Nie ma pojęcia, z czym się będziemy zmagać, a te jej opowieści dla dzieci o smokach zalęgły się w jej głowie i nie chcą wyjść. Śmiem znowu twierdzić, że źle wybrałeś. Nasz włamywacz wcale nie jest włamywaczem, a wojownik nie wygląda jak wojownik, tylko co najwyżej najemnik, któremu jak się wciśnie więcej złota, to zaszlachtuje cię następnego dnia — fuknął krasnolud. Gandalf milczał, widząc, że czarnowłosy w prawdzie mówi same fakty. — Sam więc widzisz, że drużyna w dalszym ciągu jest niekompletna. Teraz prócz tego, że muszę mieć na oku dwie kolejne osoby, z czego jedną szybko można zgubić z oczu, a przez drugą zostać rozszarpanym, to wcale, ale to wcale nie ułatwia mi to podróży! Teraz by mi się obrońca jeszcze przydał, bo się zaczynam bać o swoje życie! Nie patrz się tak na mnie tym obrażonym wzorkiem, Gandalfie. Zrozumieć musisz, dlaczego Sitriel nie należy już do kompanii. Teraz przynajmniej będę mieć mniej kłopotów.

— Głupio postępujesz, synu Thraina — rzekł jedynie czarodziej, zanim opuścił krasnoluda.

Thorin odwrócił głowę, patrząc na czarnowłosą. Nie minęła chwila, jak Fili i Kili pojawili się przy niej z mieczami w dłoniach i zaczęli pojedynkować się z dziewczyną. Sitriel parowała każde uderzenie, czasem nawet w tym samym czasie odbijała miecze razem atakujących braci. Cała trójka śmiała się się wesoło.
Sitriel przez ułamek sekundy zmiękło serce, myśląc, że już za tydzień nigdy nie zobaczy krasnoludów. Ta chwila wahania spowodowała, że Fili podciął nogi dziewczynie, a Kili przewalił ją na plecy. Obaj bracia przyłożyli końce mieczy do gardła zaskoczonej Silentmaul. Pszenicznooka spochmurniała. Nie zważając na miecze, wstała powoli, sięgając po swoją broń. Stała tyłem do krasnoludów, zaciskając mocno dłonie na rękojeściach. Czuła bezradność, wstyd i spragnienie. Jej oczy błyszczały bardziej niż sekundy temu, a jej ciało delikatnie drżało.
Nie uszło to uwadze Thorina i stojących pod nim krasnoludów. Syn Thraina zmarszczył brwi, obserwując dziewczynę. Sitriel biorąc oba miecze w dłonie, zaczęła szybko iść w stronę swojej komnaty. Nawoływania siostrzeńców Thorina na nic dały. Fili i Kili stali w bezruchu, wołając do siebie Sitriel, lecz dziewczyna nawet się do nich nie odwróciła, zostawiając zdezorientowanych krasnoludów samych.
Wpadła do komnaty jak burza, przyciągając ciekawskie, elfie oczy. Zaczęła grzebać w kufrach, otwierać szafę i komodę, patrzyła pod łóżko i na parapety.

Nie mogła znaleźć butelki.

Po pięciu minutach komnata wyglądała, jakby rozpętało się tu tornado. Pościel wisiała na dachu łóżka, każda szafeczka i szufladka była pootwierana, flakonik na kwiaty leżał na podłodze. Sytuacja Sitriel była bardzo ograniczona. Kiedy wędrowała z krasnoludami, zawsze mogła choć na chwilę odłączyć się od łańcuszka i przejść na bok, załatwić swoje sprawy. W Rivendell wszystko wyglądało inaczej. Była uzależniona od elfów i ciągle obserwowana. Do tego nie łatwo jest wyjść z Ostatniego Przyjaznego Domu, a potem do niego samemu trafić.
Thorin widział jak Sitriel szybkim krokiem kręci się po zamku w poszukiwaniu Elronda. Czarnobrody trzymał w rękach kryształową butelkę pełną szkarłatnego płynu, opierając się o filar w sali biesiadnej, w której było hucznie i wesoło od krasnoludzkich śpiewów. Brat Dis, matki Filiego i Kiliego, spojrzał na szklaną butelkę i jednym ruchem ją odkorkował. Przyłożył nos do dziubka, wąchając płynną zawartość. Zdziwił się Thorin niezmiernie, krzywiąc usta w grymasie. Wylał kilka kropel na palce, po czym roztarł je na dłoni. Lepka ciecz zabarwiła jego dłoń na czerwono, powoli uświadamiając go, kim, a raczej czym może być Sitriel.
W tym samym czasie, gdy Thorin postanowił podzielić się w ciepły wieczór odkryciem z Balinem, Sitriel siedziała przy strumieniu, myjąc ręce od zwierzęcej krwi. Jej biała koszula była uplamiona przy kołnierzu i na niemalże całym przodzie. Dwie czarnowłose elfki w białych szatach stały kilka kroków za nią, trzymając dla byłej księżniczki poskładane ubrania na zmianę. Pszenicznooka oparła się o kamień, mrużąc wściekle oczy. „Thorin" — pomyślała. Wchodząc do swojej komnaty, wyczuła jego zapach. Wszystko stało się dla niej jasne. Ten pierdolony krasnolud był w jej komnacie i czegoś szukał. I zapewne znalazł.

Najgorszy scenariusz Sitriel miał właśnie się rozpocząć.

Złość płynęła w żyłach Sal Silentmaul. Miała dość tego upartego krasnoluda. Wstała z ziemi i nie patrząc na nikogo zmierzała do sali biesiadnej, gdzie zapewne wszyscy przymierzali się do kolacji.

— Pani, a co z ubraniami? — pytały młode elfki, próbując nadgonić czarnowłosą.

— Zostawić — rzekła, nawet na nie nie patrząc.

Stukot metalowych butów roznosił się po ścieżkach i mostach, bury płaszcz przywiązany do prawego ramienia unosił się od powstałego zza pleców wiatru, spięte włosy wyrwały się ze sznureczków i okryły plecy kobiety. Oczy mieszkańców Rivendell spoglądały ze zmieszaniem na idącą środkiem czarnowłosą.
Wtem drewniane drzwi otworzyły się z hukiem, a wszyscy spojrzeli na stojącą w drzwiach postać. Krew ciągnęła się od ust po połowę koszuli, oczy biły złotą łuną, a wiatr zgasił pobliskie świece. Elfki zakrywały oczy swoim dzieciom, powstało zamieszanie, a deszczowa chmura grzmiała złowrogo nad doliną.

— Gdzie jest Thorin II Dębowa Tarcza? — chłodny, a zarazem stanowczy głos Sitriel rozniósł się po całej sali.

Zrobiła parę kroków, trzaskając drzwiami, za którymi stali ciekawscy mieszkańcy. Elrond powstał z krzesła, tak samo jak większość zebranych.

— Tu jestem — odezwał się ochrypły głos krasnoluda.

Thorin wstał z ławy przy kominku, prostując się dumnie. Rękę trzymał blisko pochwy miecza, a ciało miał spięte. Odszedł od reszty krasnoludów, stając daleko na wprost dziewczyny.
Jego zbroja mieniła się bardziej niż oczy kobiety, a długa broda dodawała wnukowi Throra powagi i elegancji. Wyglądał całkiem inaczej od przepełnionej dzikością oraz krwią Sitriel, która wyglądała jak bandycki pomiot.

— Prowadzisz na siebie zgubę, synu Thraina — mówiła, zmierzając w jego stronę. Odgłos obcasów roznosił się po każdym kącie. Jedną ręką odpięła płaszcz i pozwoliła mu opaść na posadzkę. Złapała w dłoń jeden z mieczy, szorując jego czubkiem po posadzce. — Oddaj, co ukradłeś. Albo zrobi się bardzo nieprzyjemnie.

— Mówisz o tym? — rzekł z udawanym pytaniem, podnosząc karafkę do góry. — O butelce pełnej krwi?

Gandalf stanął w strachu, obserwując dwójkę przyjaciół ze zmartwioną miną. Był gotowy wejść między nich i zakończyć spór, lecz postanowił jeszcze chwilę poczekać, zobaczyć jak rozwinie się cała sytuacja. Miał małą nadzieję, że wszystko się zaraz ułoży. Z drugiej strony przeklinał się w myślach, że stał w miejscu, gdyż doskonale wiedział, do czego jest zdolna Sitriel.

— Pytałeś, kim jestem — rzekła z chłodem Silentmaul. — Oto słuchaj, bo drugi raz nie powtórzę. Nazywam się Sitriel Sal Silentmaul, księżniczka Latającej Wyspy zwanej Nadziemiem, z królewskiego rodu Silentmaulów na wskroś od Wulkanicznych Źródeł! Pomiot ciemności, dawny sługa zła i obrońca uciśnionch! Czarny Żniwiarz, negocjator i wojownik! Nie jestem ani człowiekiem, ani elfem, ani innym z rasy, której miałeś szansę zobaczyć czy też usłyszeć. Jestem Zmiennokształtnym Łotrzykiem, potocznie nazywanym w waszych stronach zwierzołakiem. A teraz oddaj, co ukradłeś. Wiem, że wtargnąłeś do mojej komnaty. Godne krasnoluda zachowanie! — prychnęła, zaciskając dłoń w pięść. Czuła jak paznokcie wbijają jej się w skórę.

Na tę wiadomość rozniosły się szepty.

— Księżniczka Latającej Wyspy? To córka Króla Durmada?

— Zwierzołak? One jeszcze istnieją?

— Czy to nie jest bezuczuciowa bestia?

— Dlaczego trzymamy kogoś takiego w naszym domu?

— Czy to prawdziwa krew? Czyżby doszło do morderstwa?

— Co się dzieje? Co się za chwilę stanie? Czy powinniśmy się schować czy zostać i wpatrywać się w środek sali?

Wszyscy zamilkli ze strachem, gdy piorun uderzył na zewnątrz wśród ulewy. Jedynie Thorin i Sitriel nie odrywali od siebie wzroku. Wpatrywali się w siebie, jakby oczekując, że któreś zaraz zaatakuje.

— Więc dobrze przypuszczałem — rzekł nagle, ukradkiem łapiąc za rękojeść broni. — Jesteś krwiopijcą.

— Zaraz wypiję twoją krew, byś mógł się w końcu zamknąć — wywarczała.

Nim udało się Gandalfowi mrugnąć, Thorin dobył miecza, a Sitriel przemieniła dłoń w czarną wilkołaczą łapę o ostrych, mieniących się złotem pazurach. Miecz Thorina spoczął na gardle Sitriel, ścinając pasemko jej włosów, a kobieta trzymała krasnoluda za szyję, robiąc dziurki w jego karku.
Wszyscy stanęli dęba, krasnoludowie powstawali, biorąc w ręce broń, a biedny Bilbo Baggins zaczął się trząść z całej tej sytuacji jak galaretka.
Czarodziej zmarkotniał, idąc w stronę zamieszania. Nim jednak dostał się przez tłum przestraszonych elfów, spostrzegł małego niziołka, stojącego tuż koło królewskich dzieci.
Hobbit stał w środku powstałego koła, trzymając ręce w górze. Mówił głośno oraz mądrze, jak na sprytnego i podstępnego Bagginsa umiał. Przywoływał wszystko co mu myśl na język przyniosła, byleby tylko zaprzestać kłótni. Hobbit sam się mocno zdziwił, gdy Thorin, ten sam gburowaty i uparty krasnolud, jako pierwszy schował miecz.
Gandalf dumny z Bilba, podszedł do dwójki osób przykutych przez ciekawskie ślepia innych. Upewnił się, że nikt nie wznowi bójki.
Sal Silentmaul obróciła się wściekle do tyłu i wyszła na zewnątrz. Strużka krwi leciała z jej zarysowanego gardła, mieszając się z kroplami deszczu. Szła przed siebie, musiała zapomnieć o niemiłych zdarzeniach.
W sali biesiadnej wznowiono muzykę. Elrond siedział z Gandalfem, rozmawiając zaciekle o Łotrzyku, a przy stole Thorina panowała napięta atmosfera wypełniona ciszą.

— Więc, Sitriel jest wilkołakiem? — palnął nagle Kili, a każdy krasnolud, prócz Thorina spojrzał na niego.

— Zwierzołak, a wilkołak to spora różnica — westchnął Balin. — Widzieliśmy wilczą łapę, ale jeśli to, co mówią legendy o Latającej Wyspie i jej mieszkańcach jest prawdą, to możemy spodziewać się każdego potwora w skórze tej dziewczyny.

— Z całym szacunkiem, nie powiedziałbym „potwora" — stanął w obronie czarnowłosej Bilbo. — Gdyby była potworem, nie wykradałaby się co tydzień, tylko po to, aby się napić świeżej krwi, a zabiłaby kogoś z nas, czyż nie? Jak możecie mówić tak o kimś, kto podróżował z nami ramię w ramię jeszcze parę dni temu?

— Zarżnie nas prędzej czy później! — uderzył o stół Dwalin zdenerwowany całą sytuacją.

— Skąd ta pewność? — zapytał Kili, wciąż nie będąc przekonanym o potworności dziewczyny.

— Nie musicie się o to martwić — odezwał się jak dotąd milczący Thorin. — Nie należy już do kompanii.

Stół zaszumiał w złości, jak i radości.

— Czy Gandalf nie mówił wyraźnie, że bez panny Sitriel nie damy rady? — zapytał Bilbo, wpatrując się w dowódcę kompanii.

— Ciekaw jestem, skąd to wiesz? — rzekł syn Thraina, wpatrując się błękitnymi oczami w zakłopotanego hobbita. — Podsłuchiwałeś nas?

— Ależ skąd! Rzecz prawdziwa, że nie powinienem wiedzieć o tej rozmowie, lecz okazało się, że gdy zostałem wysłany przez Bofura, by po pana pójść, tak się złożyło, że usłyszałem kawałek rozmowy.

— Nie kłamie — mruknął Bofur, opierając się o stół. — Sam go wysyłałem.

— Dobra, dobra, to jaki plan? — mruknął Kili w irytacji. — Nie ma co się okłamywać, z pewnością spotkamy na drodze jakieś stwory. Taka wilkołacza ręka może bardzo nam pomóc.

— Co ty za głupoty pleciesz?! — zdenerwował się Bombur.

— Brać wilkołaka na podróż! Zwariował!

— Nikt nie zamierza do niej nawet podchodzić!

— Uciszcie się! Co sugerujesz? — spojrzał na brązowowłosego brat.

— Jestem za tym, żeby Thorin (nie obraź się wuju), porozmawiał z Sitriel i przekonał ją do dalszej podróży. Kto jest za?

Rękę podniósł Kili i Bilbo, na co hobbit zrobił to tak ostrożnie, jakby bał się trochę, że Thorin posieka go na maleńkie kawałeczki.

— Bracie?

— Wybacz Kili, ale wilkołak, a człowiek to spora różnica — mruknął Fili ze smutnym uśmiechem. — To prawda, że może być trudniej. Podróż będzie bez tak wyśmienitego wojownika bardziej wymagająca, lecz czy warto tak ryzykować? Widzieliśmy Sitriel jako niewinną dziewczynę i widzieliśmy też ją dzisiaj, jako upapraną krwią dziką bestię, rzucającą się na naszego króla. Jaka jest więc pewność, że któregoś dnia, gdy wszyscy będą spać lub też w biały dzień podróżując, nie rzuci się na nas? Owszem, widzę po waszych minach, że wydaje wam się, że plotę bzdury, po tym gdy byłem jednym z niewielu w lepszych stosunkach z Sitriel, lecz bezpieczeństwo rodziny jest dla mnie ważniejsze, niż bezpieczeństwo przyjaciół. To moje ostatnio słowo. Jestem za tym, by Sitriel nie wróciła do kompanii.

Reszta krasnoludów pokiwała głowami w zgodzie, mrucząc do siebie.

— Mówisz, że widziałeś, jak walczy — powiedział Bilbo, dalej mając nadzieję, że coś wskóra. — Choć na podróżowaniu się nie znam, to szanuję sobie zdanie Gandalfa. On sam stwierdził, że panna Sitriel to ważna osobowość. Jak bardzo mogą być opłakane skutki, nie mając jej w drużynie? Przypomnę wam tylko, że często starała się i polowała dla nas zwierzynę, narażała życie w walce z trollami, zaopatrzyła nas w suchy prowiant i broń, uratowała Filiego i Kiliego od utonięcia... Czy naprawdę nic to dla was nie znaczy? Jeden mały występek, który właściwie został naruszony przez pana Thorina, ma ocenić całą osobę, którą jest panna Sitriel?

— Właśnie to jest problemem — mruknął Gloin. — Nie możemy ocenić ją po niczym innym, bo jej nie znamy. Musicie pogodzić się z tym, że to coś już nie należy do naszej drużyny.

Kili popatrzył się na hobbita. Tylko ta dwójka uważała, że Sitriel jest ważnym członkiem drużyny. Niestety ich zdanie nie miało większego znaczenia. Los kompanii od tej pory wisiał na włosku.



Przypisy
1. „Nic o mnie nie wiesz, krasnoludzie. Mówię niemalże w każdym języku. Smoki potrafią mnie zrozumieć, a ja potrafię zrozumieć smoki." — (tłum. niedokładne)
2. „Mój wilczy przyjacielu".
3. „Mój półelfi władco ".

Continue Reading

You'll Also Like

4.8K 56 6
⊱⋅ ──────────── ⋅⊰ Panteon jest przeglądem bogów i bogiń danej kultury i odzwierciedla nie tylko wartości społeczeństwa, ale także jego poczucie same...
21.7K 1K 35
16-letnia Melanie Evans cieszy się biednym ale za to radosnym życiem wraz z swoją matka. Jej ojciec odszedl, biorąc ze sobą dwójkę jej braci, gdy mia...
11.8K 836 170
Tytuł mówi wszystko💅
8.2K 355 21
"- rodzina jest lekarstwem na wszystko - nie wydaje mi się... - ej jakby któryś z nich był zajęty przyjdź do mnie - dla rodzeństwa przerwę pracę w k...