Gdy nastanie jutro Tom 1

By lawendaa_

271K 5.7K 2.2K

I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, któr... More

Playlista
Dedykacja od serca i z sercem
Prolog
1. Kłamstwo i prawda.
2. Pomocna dłoń.
3. Wszystko.
4. Rozjaśnione niebo.
5. Zawsze słuchaj.
6. Rzeczywisty koszmar.
7. Szacunek.
8. W nocy wszystko staje się lepsze.
9. Nie wiesz ile o mnie nie wiesz.
10. Nie umiem zapominać.
11. Była słońcem. Dla mnie.
12. Kapcie króliczki i pan parówka.
13. Pamiątkowe zdjęcie.
14. Makaron.
15. Cel?
16. Niebo pełne gwiazd.
17. Dwie paczki żelek.
18. Cholerny uśmiech i spokój deszczu.
19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.
20. Czułe miejsce.
21. Myślał, że odpuściłam.
22. Słowa mają ogromną moc.
23. Nikt nigdy.
24. Zawsze kończy się to, co się zaczyna.
25. Dylan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.
26. Pomożesz mi z bólem?
27. Piękny, tak jak ty.
28. Przeszłość zazwyczaj jest okropna.
29. Woda.
31. O tobie nie da się zapomnieć.
32. Przed faktem dokonanym.
33. Najbardziej zaśmiecony ocean.
34. Niewypowiedziane myśli o Ily.
35. Sztywniak i Różyczka powracają z ciemnością.
36. Okrutne okrucieństwo świata.
37. Najlepsze i jednocześnie...
38. Przystojny chłopiec i początek Wivans.
39. Szczerość aż do bólu serca.
40. Czy to prawda? D.N.W.
41. Czy to prawda? E.M.E.

30. Na zawsze i na każde kolejne jutro.

5.2K 127 41
By lawendaa_

Dylan

Po raz ostatni rozejrzałem się po terenie. Bardzo powoli robiło się jasno na dworze, dlatego nie mogłem dać się złapać. Ochrona zapewne zostanie zaraz poinformowana, że kamery zostały wyłączone i lada moment powinna się zjawić.

Zakryłem twarz dużym kapturem bluzy i ruszyłem w stronę lasu. Musiałem przejść kawałek, aby dostać się do swojego auta. Pajęczyny nie robiły na mnie wrażenia, a na samą myśl o nich przyszła mi do głowy Evans, która w domu strachów czuła przerażenie. Kiedy wpadła na mnie, po tym jak uciekała różnymi korytarzami. Wiedziałem, że gdyby tylko miała wejść do lasu, panikowałaby.

Niemal miałem oczy dookoła głowy, wychodząc z lasu na ścieżkę. Zaczęło padać, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Mój mustang stał kilka metrów dalej. Uśmiechnąłem się kącikiem warg i pospiesznie do niego podszedłem. Z bagażnika wyciągnąłem baniak z wodą i jakąś szmatkę. Kawałek dalej ukucnąłem i umyłem na szybko dłonie z krwi, deszcz tylko pomógł mi w tym by ciecz się razem z nim rozmokła, a następnie zniknęła. Szmatką wytarłem dokładnie ręce.

Krwi było mało, chciałem go tylko utopić, ale się szamotał. Jego krzyki nic mi nie robiły, darł się, że jestem psychopatą, ale to on był pedofilem. Drugie gorsze od pierwszego. Nie jestem psycholem, pierwszy raz kogoś zabijałem. To żadne osiągnięcie.

I nie byłem gotów na to, że z wiadomości dowiem się iż zdołali go uratować.

Może czas na druga rundę?

Moja świętej pamięci mama, dobrze mnie wychowała i to nie odnosiło się do moich zachowań, decyzji, które podejmowałem lub to co robiłem w stosunku do mojej zazdrości. Od jej śmierci dużo się zmieniło, przede wszystkim ja się zmieniłem. Już nie byłem taki grzeczny jaki za dzieciaka. Musiałem sobie radzić, mając jedynie ojca, bo brat spierdolił przy pierwszej lepszej okazji.

Z wiekiem zacząłem nazywać swojego tatę - ojcem. Zdarzały się momenty, kiedy w myślach nadal nazywałem go tatą, tak też miałem zapisanego go w kontaktach na telefonie. On również mnie wychował razem z matką. Moi rodzice byli dla mnie wzorem szczęśliwiej miłości. Możliwe, że to po tacie odziedziczyłem radość do dawania prezentów, której nigdy nie było widać. Ale tak, lubię dawać prezenty.

W dzieciństwie rozdawałem je rodzicom i dziadkom. Rysunki, figurki z plasteliny, kwiaty zerwane na dworzu. Lubiłem się uśmiechać i sprawiać jak inni się uśmiechali.

Czar prysł kiedy moja rodzicielka odeszła z tego świata. Załamałem się, aczkolwiek w duchu powtarzałem sobie, że muszę być silny. W większym stopniu przywykłem do wspomnień, które mi zostały i nie płakałem za każdym razem, gdy coś mi przypominało o mamie.

Wracając do zmian w moim życiu...

Przy Emily Madelyn Evans wszystko było inne i również przy niej trochę się zmieniło.

Tak przy okazji, spodobało mi się jej drugie imię.

Odkąd coś do niej poczułem, byłem dosyć ostrożny, choć na początku naszej znajomosci byłem jebanym chamem. Ponosiło mnie, i nawet nie wiedziałem dlaczego. Nie miałem na to żadnego usprawiedliwienia. Od ostatniego czasu, w jakiś sposób się zmieniłem i sam miałem wątpliwości czy to, aby na pewno ja. Byłem zaangażowany i robiłem nawet sporo rzeczy dla dziewczyny.

Miałem plan, żeby zaznaczyć ją na swoim ciele już na zawsze.

Na zawsze i na każde kolejne jutro.

***

Piątek,
31 stycznia 2020r.

Dzisiaj był ostatni dzień stycznia, który bardzo szybko minął. Swoje osiemnaste urodziny miała wczoraj dziewczyna z którą się nie odzywałam. Nie zostałam zaproszona na jej imprezę urodzinową, więc nie myślałam o tym dużo. Jedynie wiedziałam, że nie organizuje jej u siebie w domu.

Była godzina dwudziesta pierwsza, a ja zamierzałam pójść się umyć. Właśnie, zamierzałam.

Mój telefon zadzwonił w momencie kiedy chciałam wejść do swojej łazienki. Westchnęłam z irytacji, zerkając na komórkę którą trzymałam w ręce. Bez wyrazu patrzyłam na numer pod nazwą „Clara". Każdy wiedział, że jesteśmy pokłócone z Lucy i jakby wielkim zdziwieniem było to, że nie przyszłam na jej urodziny. A raczej nawet nie zostałam zaproszona. Odrzuciłam połączenie po chwili namysłu. Clara nie była niczemu winna, oczywiście, ale ja po prostu nie miałam siły i nie chciałam niczego tłumaczyć.

Zamknęłam się w łazience. Związałam włosy w mocnego koka, potem zaczęłam myć zęby. W trakcie tego, iPhone znów zadzwonił. Złapałam go gwałtownie przez co prawie wypadł mi z dłoni. Zacisnęłam szczękę, widząc numer Dylana. Przecież mieliśmy do siebie parę kroków!

Wyplułam pianę do zlewu i szybko opłukałam buzie, dopiero wtedy odebrałam połączenie.

— Co chcesz? — zapytałam niemiłym tonem, włączając głośnomówiący.

— Wyłaź na dwór, czekam w samochodzie. — I się rozłączył.

— Ty pieprzony dupku — syknęłam, rzucając szczoteczkę do zlewu.

Byłam zbyt ciekawa, aby z nim nie pojechać. Dlatego w pięć minut ubrałam się nieco grubiej. Zabrałam jeszcze swoje klucze. Zeszłam po cichu na dół i równie cicho ubrałam odzież wierzchnią. Zamknęłam za sobą drzwi kluczem, włączyłam latarkę, aby oświetlić sobie drogę. Krótką drogę, bo dobrze znany mi mustang stał przed domem.

— Miałam zaraz wchodzić pod prysznic — skomentowałam sucho, kiedy wsiadłam do środka.

— Nie śmierdzisz.

— A, dzięki — zaśmiałam się z lekkim niedowierzaniem. — Dlaczego nie pojechałeś na imprezę do Brown?

— Bo nie będę się zadawać z osobą z którą ty jesteś pokłócona — odparł spokojnie jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, skupiony na drodze. Uśmiechnęłam się trochę zwycięsko. — A po za tym, nawet jej nie lubię.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Może chciałam ją obronić? Może chciałam zapewnić go, że ją polubi? Tylko jak mogłam to powiedzieć, skoro sama nie wiedziałam co czułam?

Uniosłam brwi, gdy zauważyłam, że jedziemy w nieznanym mi kierunku. Popatrzyłam na towarzysza.

— Gdzie jedziemy? — zapytałam, zanim ugryzłam się w język.

— W takie jedno miejsce — odparł wymijająco, niechętnie.

— Super — fuknęłam, odwracając wzrok za szybę.

Przyglądałam się drodze przed nami. Chłopak gwałtownie skręcił, na co posłałam mu ostre spojrzenie spod łba. Zaczął jechać z większą prędkością niż wcześniej. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Dylana.

— Zniż się na fotelu i nie wychylaj — rozkazał, zwiększając stopniowo prędkość.

Nie wiedziałam o co chodzi, ale wykonałam polecenie.

— Uwierz mi, że nie chcę zginąć — warknęłam, lecz mój głos zdradzał małą panikę.

Przytrzymałam się bardziej fotela w który wbijały się moje plecy. Williams był cały czas skupiony na drodze. Kręcił gwałtownie kierownicą, a ja coraz bardziej się bałam. Niby lubiłam szybkiej jazdy, lecz kiedy przychodziło co do czego to czułam niepokój. Byliśmy w terenie zabudowanym.

— Możesz usiąść — odezwał się po chwili.

Usiadłam normalnie na fotelu i spojrzałam zdezorientowana na kierowcę.

— Chyba ktoś nas śledził.

Wystraszyłam się i wybałuszyłam oczy.

— Powiedz, że żartujesz. — Wzięłam głęboki wdech.

— Nie powiem, bo nie żartuję.

Nic nie mówiliśmy, dopóki po kilkunastu minutach auto nie zaparkowało.

— Wysiadaj — rzucił tylko i opuścił pojazd.

Wyszłam pospiesznie na zewnątrz, bojąc się zostać sama. Znaleźliśmy się pod klubem, który był nieczynny. Bardzo dziwne. Przeszliśmy za spory budynek, stanęliśmy przed pewnymi drzwiami.

— Serio? — prychnęłam, gdy zobaczyłam, że chłopak otwiera zamek w drzwiach, wsuwką.

— Stare, ale skuteczne. —
Wzruszył ramionami i otworzył drzwi

— Nie masz klucza? — spytałam lekko szyderczym głosem. — Jeśli tutaj wchodzisz i znasz to miejsce, to powinieneś mieć klucz.

— Dawno mnie tu nie było — odparł. —
Wchodź.

— Dlaczego ja pierwsza? — zapytałam oburzona.

Wywrócił oczami i złapał mnie słabo za ramię, pchając lekko do przodu. Nie miałam czasu na reakcję. Zatrzasnął za nami drzwi i włączył latarkę w telefonie. Zaczął iść, nadal mnie trzymając. Zaraz zaczęliśmy schodzić po schodach. Były one długie, przynajmniej tak mi się wydawało. Modliłam się o to, aby się nie wywalić. Potem przeszliśmy przez dwa zakręty. W końcu weszliśmy przez duże drzwi, których pilnował ochroniarz. W pomieszczeniu było jasno przez co musiałam zasłonić oczy dłońmi. Kilkanaście minut w ciemności z latarką nie było dobre.

— W końcu nas odwiedziłeś, Williams. — Po pomieszczeniu rozniósł się donośny głos mężczyzny.

Odsłoniłam oczy i się rozejrzałam. Mężczyzna był taki wysoki jak Dylan. Przywitał się z chłopakiem,

— Kogo przyprowadziłeś? — dopytał z uśmiechem. — Dzie...

— Koleżankę — przerwałam. — Emily — przedstawiłam się.

— Amir. — Wyciągnął do mnie dłoń, zacisnęliśmy swoje ręce w krótkim uścisku.

— Jest wolne jedno miejsce tak jak zarezerwowałem? — zapytał chłopak, zaczęliśmy gdzieś podążać.

Zarezerwował?

— Oczywiście, że tak. Chodźcie — oznajmił Amir, więc ruszyliśmy za nim.

Przeszliśmy przed duże, jasne pomieszczenie i weszliśmy w lekko ciemniejszą strefę. Kawałek dalej zobaczyłam przezroczyste szyby i tarcze. Wszystko było dobrze zabezpieczone.

— Czy przyjechaliśmy tutaj tylko po to, aby porzucać rzutkami? — zapytałam z prychnięciem i założyłam ramiona na piersi.

— Będziemy robić coś o wiele lepszego — odrzekł tajemniczo Dylan.

— Nie muszę wołać nikogo, aby nauczył Emily rzucać siekierą? — zapytał nagle mężczyzna.

Moje oczy się rozszerzyły. Mój wzrok przelatywał z tarcz na chłopaka i z tarcz na mężczyznę.

— Nie musisz, dzięki — odpowiedział Williams i pożegnał się z Amirem, który również skinął do mnie głową.

Dylan oddalił się ode mnie w stronę dużych tarcz, a ja za nim.

— Żartujesz sobie ze mnie? — spytałam wyzywającym tonem. — Jeszcze sobie coś zrobię! Rękę mi urwie! — podniosłam spanikowana głos.

— Nie, a dlaczego miałbym żartować? — Parsknął śmiechem, na twarzy pojawił się ten irytujący uśmiech. — A ręki ci nie urwie, chociaż nie pogardziłbym.

Posłałam mu ostre spojrzenie, czym się nie przejął, a uniósł kącik warg do góry. Podeszliśmy do wielkiej ściany z różnymi siekierami. Były duże i małe. Kolorowe i te mniej. Niektóre miały również jakieś ząbki, które wyglądały na ostre.

— Myślisz, że uniosę siekierę? — zapytałam sarkastycznie, widząc jak Williams jedną z nich bierze. — Widziałeś tą rękę? — Wskazałam na swoje dłonie i ramiona, wymachując nimi, na co się zaśmiał.

— Uniesiesz, to nie problem — powiedział ozięble.

Wróciliśmy do tarczy, która jako jedyna była wolna. Do innych rzucali obcy mężczyźni. Wszystkie były oddzielone grubymi szybami, ale niektóre były też podzielone metalowymi ścianami z dziurkami. Chłopak podał mi małą siekierę, którą przyjęłam. Na szczęście nie była taka ciężka jaka myślałam, że będzie.

— Wiesz, że musisz rzucać tam, do celu — Wskazał dłonią na dużą tarcze. — Pamiętaj, aby zawsze się rozglądać czy akurat nikogo nie ma blisko ciebie oraz pola. Ludzie są różni. Po to są te szklane i metalowe ściany, by osłaniać pole do którego celujesz. Szkło jest tak wytrzymałe, że jak w nie rzucisz to nic się nie stanie. — Wskazał właśnie na nie.— Musisz podejść bliżej żeby cię one zasłaniały. — Złapał mnie za ramiona i przestawił w prawidłowe miejsce. — Jak się zamachujesz to pamiętaj żeby z całych sił trzymać rączkę siekiery, bo jak ci upadnie to masz po stopie. — Popatrzyłam na niego przerażona, pomimo tego, że było to logiczne. — Ale zacznij tak żeby nie wymachiwać siekierą od tyłu, to już nieco inny etap — odsunął się na bezpieczną odległość. — Spróbuj w ten sposób, że po prostu podnosisz ramię do góry — poinstruował na koniec.

Przełknęłam gule w gardle i popatrzyłam na tarcze. Uniosłam dłoń z siekierą do góry i po prostu rzuciłam, puszczając przedmiot. Zamknęłam oczy, gdy usłyszałam głośne uderzanie. Parsknięcie obok, zmusiło mnie do otworzenia powiek. Spojrzałam na tarcze i zmarszczyłam brwi, gdy nie zauważyłam mojej siekiery. Popatrzyłam w dół, przedmiot leżał na piasku kilka kroków ode mnie. Spojrzałam na Dylana i posłałam mu jedno z moich wyzywających spojrzeń.

— Tego nie nauczysz się od razu tak jak fizyki — prychnął ironicznie, a ja otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć. Wywrócił oczami i dodał prędko — Dobra, spokojnie, bo skończymy oboje bez jakiejś części ciała.

Uśmiechnęłam się cierpko, posyłając mu uważne spojrzenie.

— Stań tutaj — rozkazał.

Wykonałam polecenie, nie chcąc się narażać bo by się zesrał. Zabrał siekierę, którą rzuciłam i podszedł do mnie. Umiejscowił się za mną, czułam jego bliskość. Czułam ciepło, które nie wiedziałam skąd miał. Czułam jego tors przy moich plecach. Uniósł moje prawe ramię. Złapał swoją dłonią, moją prawą i w ich środku umiejscowił rączkę od siekiery. Nie ruszałam się nic a nic. Poddawałam się jego przyjemnemu dotykowi. Ramię położył na mojej talii. Przez całe ciało przeszedł mnie dreszcz oraz mrowienie. Gęsia skórka pojawiła się w miejscu w którym trzymał swoje palce, dotykające boku nad biodrem. Dylan zamachnął ramieniem, jednocześnie wyrzucając przedmiot z rąk do przodu z dużą siłą. Przez chwilę się zawahałam, lecz po chwili popatrzyłam na tarcze. Trafił prosto w jej środek. Nie my. On. Moja dłoń tylko była splątana z jego, to on zrobił ruch przez który trafił.

Potem spróbowałam jeszcze kilkanaście razy. Nie trafiłam ani razu w środek czy blisko niego. Pod koniec raz trafiłam w tarcze, w miejsce po boku. A innymi razami, siekiera nawet nie dotarła do miejsca docelowego. W dalszych próbach stałam bliżej tarczy, by sobie ułatwić.

Wdychałem czysty i niezwykle inny zapach.

Zapach z nutą gorzkości.

Zapach, który również był słodki.

Zapach, który był lekki i delikatny.

Wdychałem pierdolone cytryny i chyba oszalałem.

Dylan

Nolan

Williams

***

Piątek,
14 luty 2020r.

Dzisiaj walentynki. Nie zamierzałam ich w żaden sposób spędzać, obchodzić czy jaki chuj, bo nigdy ich z nikim nie spędzałam. Zawsze byłam sama. Po prostu traktowałam ten dzień jak każdy inny i nie wyróżniający się od reszty.

Zanim się obejrzałam, to ten rok szkolny bardzo szybko minie. Dopiero zaczynałam trzecią klasę, a tu już tuż tuż zakończenie roku i wakacje. Z drugiej strony chciałabym już wakacje, ponieważ nie lubię gdy jest zimno i jest brzydka pogoda, która teraz dominowała. A z drugiej strony mogłabym zostać w trzeciej klasie. Nie chciałam iść do ostatniej klasy i dalej dorastać. To chyba była taka obawa przed dorosłym życiem. Lecz ja starałam się nie myśleć o tym za dużo.

Biegłam kolejne kółko na wychowaniu fizycznym, moja kondycja umierała. Nienawidzę tego przedmiotu.

Dostaje zadyszki po jednym kółku!

Przecież to jest nienormalne!

— Też ci się nie chce? — zapytała obok Alex.

— Już od dawna — odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na ławkę gdzie siedziały dwie przyjaciółeczki, które cały czas mówią, że mają okres.

Od zawsze to była ich wymówka. One ogólnie były takie inne i odklejone od reszty.

— No dawać dziewczynki, dawać —rozległ się obok nas głoś mojego przyjaciela, który powinien być na swojej połowie. Posłał mi przebiegły uśmiech, również się uśmiechnęłam. Pobiegł z powrotem do chłopaków z naszej klasy.

Od zawsze miałyśmy wychowanie fizyczne z chłopakami. Jednakże nie wchodziliśmy sobie w drogę. Sala gimnastyczna była gigantyczna, więc oni byli na swojej połowie, a my na swojej.

— Szybciej dziewczyny! — donośny głos naszego nauczyciela rozległ się przez megafon.

Gościu, zaraz ci przypierdolę.

Nauczyciel miał pomiędzy trzydzieści, a pięćdziesiąt lat. Wyglądał tak dziwnie, że nie dało się określić jego wieku bardziej dosadnie.

— Gdyby nie kontuzja w sześćdziesiątym dziewiątym to by teraz z nami ćwiczył — mruknęłam prześmiewczo, co spotkało się ze śmiechem Alex.

Ah, to zjebane poczucie humoru.

Kątem oka widziałam jak blondynka siedzi na ławce. Powoli męczyła mnie cisza pomiędzy nami. Czułam się z tym dziwnie i nieswojo, Niektórzy wokół nawet byli zdziwieni, że przyjaciółki się do siebie nie odzywają.

***

Wsiadłam do mustanga, a chłopak odjechał spod szkoły. Oparłam głowę o szybę, wpatrując się w pochmurną pogodę za oknem. W radiu leciała jakaś cicha muzyka której nie znałam. Byłam zmęczona, a musiałam się pouczyć i to tak porządnie. Tym razem pouczę się dłużej niż dwie godziny.

Dojechaliśmy do domu, przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Wysiadłam z auta i powędrowałam do domu. Powiesiłam kurtkę. buty odłożyłam na bok. Razem z plecakiem poszłam na górę do swojego pokoju. Za jakoś półtorej godziny miało się już zrobić ciemno, na co jęknęłam z niezadowoleniem. Nienawidzę zimy.

Usiadłam przy biurku, z plecaka wyjęłam książki i zeszyty z przedmiotów z których miałam coś zadane. Wychyliłam się do półki u góry, by włączyć głośnik. Opadłam znów na miękkie krzesło i włączyłam piosenkę Middle of The night. Musiało mnie coś pobudzić, a kawy nie piję. Nie wiem jak można to pić. Nie dość, że jest niedobre to jeszcze nieprzyjemnie pachnie, trochę śmierdzi.

Minęła mi godzina w którą zdążyłam się uwinąć z pracami domowymi. Dostałam wiadomość od mamy, że mam zejść na dół na późny obiad. Z ulgą wstałam, bo nogi zaczęły mi wchodzić w tyłek. Przebrałam jeansy na jakieś stare dresy, które nie opuściły mnie nadal przez około dwa lata. Były minimalnie za małe jeśli chodzi o długość, ale czym się tu przejmować. Były po domu.

Zeszłam powoli po schodach, widząc trójkę domowników przy stole. Przywitałam się z mamą i Carsonem, zasiadając na krześle. Na talerzu przede mną leżała duża porcja ziemniaków i udko kurczaka. Moja mama wiedziała, że lubiłam jeść. Przyjemnie mi się jadło w chwilowej ciszy. Przyzwyczaiłam się do życia z innymi ludźmi w innym domu.

— Jak było w szkole? — zapytał Carson, zerkając na mnie i na swojego syna.

— W porządku — odparł krótko chłopak obok mnie.

— Dobrze. Udało mi się ćwiczyć na wf-ie co dla mnie jest wyczynem — uśmiechnęłam się, nieznacznie śmiejąc.

Dorośli się uśmiechnęli.

— Jak tam walentynki w szkole? — spytała Sophie.

Wzruszyłam niedbale ramionami w tym samym momencie co Dylan. Posłałam mu ukradkowe spojrzenie.

— Nijak — mruknęłam. — Nie wiem po co taki dzień. Co nie, Dylan? — zaczepiłam, szturchając go łokciem.

— Zgadzam się, — Parsknął śmiechem, intensywnie się we mnie wpatrując.

— Dostałeś jakieś walentynki? — Zmarszczył brwi Carson.

Skrzywiłam się, bo wydało mi się to trochę żałosne. Ja nie chciałabym rozmawiać na taki temat z ojcem.

— Może, nie wiem, nie interesuje mnie to. Ja mam tylko jedną dziewczynę na oku — odrzekł beznamiętnie brunet.

Napiłam się szybko herbaty, przez co prawie ją na siebie wylałam.

— Emily, zapisałam cię na egzamin praktyczny na prawo jazdy — oznajmiła nagle Sophie.

Uśmiechnęłam się szerzej, nie ukazując jednak zębów.

— Na kiedy? — zapytałam podekscytowana.

— Udało się na czerwiec.

Skończyliśmy obiad. Rzadko jedliśmy wspólne posiłki. Zdarzały się wspólne śniadania w niedzielę, ale to bardzo rzadkie. Zazwyczaj spałam długo, dlatego nie było mi to dane.

Wróciłam do mojej sypialni. Tym razem stwierdziłam, że rozłożę się ze wszystkim na łóżku.

Wznowiłam muzykę, włączając Call Out My Name. Od momentu kiedy ta piosenka się włączyła, słuchałam jej czasami i dodałam do swojej playlisty. Siedziałam blisko ramy łóżka i poduszek, aby przed sobą rozłożyć książki i notatki. Uczyłam się. Czasem marudziłam, a czasem rozglądałam się rozkojarzona po wnętrzu. Zrobiłam parę ściąg. Mimo tego wszystkiego, udało mi się nauczyć tematów na kartkówkę z historii, której nie dotknęłam od początku tego roku szkolnego. Potem przypomniałam sobie materiały kilku innych przedmiotów. A jeszcze potem już mi się nie chciało. Ale musiałam przeczytać moją pierwszą lekturę w tej klasie. Miała około stu stron, więc jakoś to pójdzie. Wcisnęłam plecy w oparcie łóżka, nogi podkurczyłam blisko klatki piersiowej. Obniżyłam się trochę na materacu. Nie była to dobra pozycja, ale naprawdę wygodna.

Zawsze wypożyczałam lektury z biblioteki szkolnej z nadzieją, że przeczytam chociaż kilka stron. Nie bardzo rozumiałam lektury. Były dziwnie poetyckie i przede wszystkim  nie na nasze czasy, czasami napisane w brzydkim języku. Ogólnie ciężko jest je zrozumieć, dlatego ich nie czytam. Jeśli mi się zachce, to przeczytam streszczenie. Ale dzisiaj naszło mnie na nagłą zmianę. Nawet zaczęłam zaznaczać znacznikami fragmenty, które uważałam, że powinno się wyróżnić.

Bez pukania do mojego pokoju weszła wysoka, męska postać. Nie wyjrzałam na Dylana z nad książki. Widziałam kątem oka jak podszedł do łóżka, wyciągnął rękę na pościel a potem cofnął. Spojrzałam dopiero w jego kierunku, kiedy obracał się żeby wyjść. Zdążyłam ujrzeć delikatny uśmiech na jego twarzy, ten cholerny uśmiech, który lubiłam najbardziej. Chciałam go zatrzymać tylko po to żeby posłać mu krzywe spojrzenie, lecz zamknął za sobą drzwi. Muzyka znów była jedynym przerywaczem ciszy.

Obniżyłam lekturę, wyciągając szyję. Podniosłam się do góry, siadając na pośladkach, a nie połowicznie na plecach jak wcześniej. Praktycznie skończyłam lekturę, a ten musiał przyjść i mnie rozproszyć.

Jednak nie spodziewałam się tego, że na materacu przede mną, będzie stał biały półmisek z truskawkami. Truskawkami pokrojonymi w serduszka. A do boku miski była przyklejona karteczka z schludnym napisem:

Jutro, szósta wieczór.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Później trudno było mi wrócić do nauki.

***

Obudził mnie ból. Ból brzucha. Złapałam się za podbrzusze, odkrywając pościel, aby wstać. Zmarkotniała zobaczyłam na prześcieradle czerwoną plamę. Jebany okres. Puknęłam w telefon żeby zobaczyć godzinę ósmą.

Jak najszybciej przeszłam do łazienki, po drodze biorąc czyste majtki. Zmieniłam bieliznę i założyłam podpaskę, trochę kuląc się z bólu. Przeszukałam na szybko szafkę gdzie powinnam mieć tabletki. Skończyły się. Ubrałam prędko szlafrok, zabrałam telefon i zeszłam na parter.

Otworzyłam lodówkę, zauważyłam talerz przykryty folią aluminiową. Dziękowałam mamie, która zrobiła mi tosty. Czasem mi tak robiła kiedy ja szłam do szkoły a ona do pracy. Dzisiaj był weekend i również mi tak zrobiła. Włożyłam tosty do tostera, wybierając numer mamy. Ból dalej mi doskwierał, nie mogłam wziąć leków na pusty żołądek.

— Mamo, gdzie są leki na okres? Te, które zawsze mi dawałaś — powiedziałam szybko z grymasem na twarzy.

— Masz okres? Brzuch cię boli? — zapytała. Chciało mi się płakać.

— Tak, gdzie są te leki? Nie mogę wytrzymać — wydusiłam z trudem.

— Musisz najpierw coś zjeść — odparła ze zmartwieniem w głosie.

— Mamo, ja nie wytrzymuję, a tosty się robią — skuliłam się jeszcze bardziej, trzymając blatu.

— Sprawdź w szafce najbliżej lodówki — poinstruowała, kiedy mi zaczęło robić się czarno przed oczami.

Zrobiłam kilka kroków, trzymając cały czas telefon w dłoni. Widziałam coraz mniej. Mroczki przed oczami mi przeszkodziły. Straciłam równowagę. Upadłam ciałem na twardą podłogę, uderzając w nią również kością policzkową. Komórka wypadła mi z ręki. Mimo mojego stanu, nie zemdlałam. Trzymało mnie na skraju świadomości, szlochałam bo chyba wolałabym zemdleć niż mieć tą świadomość.

— Emily! — usłyszałam kobiecy głos, więc popatrzyłam w stronę telefonu.

Kręciło mi się w głowie. Przeżywałam katusze. Nie miałam siły. Obiłam sobie biodro dlatego ból bardziej przejął moje ciało. Płakałam tak cicho, że sama ledwo to słyszałam.

— Kurwa mać. — Inny głos doszedł do mnie jak zza mgły.

Z małą ulgą przyjęłam, że należał do Dylana. Widziałam tylko trochę, do połowy miałam czarno przed oczami. Chłopak kucnął obok i złapał moją twarz w swoje dłonie. Nasze spojrzenia się spotkały, a moje niemal błagało żeby to się skończyło.

— Jest dobrze — wymamrotałam, po policzkach spływały mi pojedyncze łzy. Nawet próbowałam się zaśmiać, nie udało się.

— Dylan! — zawołała znów moja mama.

— Tak, jestem tutaj — odparł, nie odrywając ode mnie wzroku.

Innego wzroku. Takiego którego chyba jeszcze u niego nie widziałam. Wyglądał na zatroskanego.

— Jadę już do was. Jak Emily?

— Nie mam pojęcia, chyba nadal jest zamroczona — odpowiedział.

— Ej, wcale już nie jestem — oburzyłam się, jednak bez sił.

— Rozłączam się, zaraz będę — poinformowała Sophie.

Williams puścił delikatnie moją głowę. Wsunął ramię pod moje kolana i pod plecy. Uniósł mnie stanowczo, prostując się.

— Nie, czekaj — zaprzeczyłam, gdy miał postawić kolejny szybki krok. — Moje tosty, wyłącz tosty. Muszę je zjeść, żeby wziąć lek — uśmiechnęłam się lekko w jego stronę.

Posłał mi znużone spojrzenie, ale posłuchał. Aby było mu łatwiej, trzymałam się jego karku a nogi owinęłam wokół jego bioder. Trzymał jedną rękę na moich plecach, w drugiej niósł tosty z keczupem na talerzu. Nie zrobiły się one tak jak zawsze, ale i tak je zjem.

Zaniósł mnie do mojego pokoju, położyłam się na łóżku, nadal odczuwając ból brzucha. Oparłam się plecami o oparcie, zaczynając powoli jeść.

— Nie patrz się tak na mnie. — Zmarszczyłam brwi, ukradkiem na niego spoglądając. Siedział na brzegu materacu. — Jeszcze sobie pomyślę, że się wystraszyłeś.

— Bo się wystraszyłem — przyznał poddenerwowanym głosem i całkiem poważnym.

Przeniosłam na niego swoją uwagę.

Czekajcie moje tościki, zaraz do was wrócę.

A myślisz, że ja nie? — bardziej stwierdziłam niż zapytałam. — To był trzeci raz, gdy tak się stało. Do trzech razy sztuka, co nie? — Zaśmiałam się krótko, chcąc rozluźnić atmosferę.

Rozległo się trzaskanie drzwiami, a następnie szybkie kroki. Moja mama praktycznie wbiegła do pokoju, okrążając łóżko żeby być po mojej prawej stronie. Nawet nie zdjęła kurtki. Usiadła przy moich udach okrytych kołdrą. Odetchnęła ciężko.

— Bardzo się martwiłam. — Pokręciła głową, ale zaraz na mnie spojrzała. — Nadal cię boli? — spytała, wskazując spojrzeniem na brzuch.

Pokiwałam jedynie głową, biorąc kolejnego kęsa do buzi.

— Dobrze, że Dylan był w domu. Ja musiałam na chwilę pojechać do pracy, bo zapomniałam laptopa i pojechałam jeszcze na zakupy — oznajmiła zmartwiona, obracając się w stronę chłopaka, który stał przy drzwiach.

Uśmiechnęła się w jego stronę, co lekko odwzajemnił.

— Zjedz jeszcze trochę, pójdę po tabletkę — stwierdziła w moim kierunku, zdejmując kurtkę.

Wstała i wyszła z pomieszczenia. Williams zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.

— Gdzie jedziemy o osiemnastej? — zapytałam ciekawa.

— Już nigdzie.

— Jak to? No weź! — Uniosłam się i zmarszczyłam gniewnie brwi. — Nic mi nie będzie. Wezmę lek, prześpię się i już — dodałam chcąc brzmieć przekonująco.

***

Dylan

Kiedy zszedłem na dół, wystraszyłem się w cholerę widząc jak leżała na podłodze. Była przytomna, ale nadal na skraju. Teraz będę się bał, że będzie tak mdleć co miesiąc, bo wyznała mi niepewnie że to przez okres. Czy to słowo nie brzmiało dziwnie z ust faceta?

Jak ostatni idiota dałem się namówić, że jednak pojedziemy razem do tatuatora o czym nie wiedziała do samego końca.

Od dawna wiedziałem jaki tatuaż będzie zdobił zewnętrzne strony moich rąk, dlatego nie musieliśmy niczego dogadywać z moim tatuażystą.

Kątem oka widziałem jak Emily się rozglądała, podczas gdy ja siedziałem, mając robiony tatuaż na prawej dłoni. Oglądała również różne prace, ponieważ zdjęcia były wklejone do albumu. Od czasu do czasu zadawała mi pytania typu: „To boli?", „Jaki tatuaż robisz?", „Czemu nie chcesz mi powiedzieć?".

Nie bolało, bo się przyzwyczaiłem. Odpowiedziałem jej tylko na pierwsze pytanie.

Przyglądała się pracy jaką wykonywał chłopak starszy ode mnie o kilka lat. Patrzyła na to z fascynacją, mimo tego, że była robiona już druga ręka. Przyłapywałem ją na tym jak przegryza dolną wargę, wpatrując się raz w rękę a raz w tatuatora.

— Też bym chciała tatuaż. — Uśmiechnęła się lekko i zerknęła w moją stronę.

— A ile masz lat? — zapytał David, na chwilę przerywając swoją czynność, aby na nią spojrzeć.

— Osiemnaście — odparła dumna.

— To dobrze, bo przyjmuję od szesnastu. — Posłał jej mały uśmiech.

Rób ten pierdolony tatuaż, a nie się na nią gapisz.

David powrócił do swojej pracy, Evans nadal na niego patrzyła.

Kończ szybciej.

Po długim czasie moje ręce zostały owinięte specjalną folią. Zapłaciłem i wtedy mogliśmy wyjść. Na dworze było zimno. Panowała mżawka i było ciemno. Nienawidzę zimy. Zdecydowanie wolałem wiosnę.

— Tak po prostu czy mają jakieś znaczenie? — zapytała dziewczyna, trzymając delikatnie moją rękę i przyglądając się jej.

— Tak po prostu — odparłem obojętnie kłamstwem.

Przystanęliśmy przy samochodzie. Dziewczyna podeszła do drzwi od strony pasażera. Rzuciłem jej kluczyki, które złapała ze zmarszczonymi brwiami.

— Ty prowadzisz — oznajmiłem poważnie.

— Chyba sobie ze mnie, kurwa, żartujesz. — Prychnęła, unosząc brwi. — Nie ma takiej opcji — wycedziła.

— Ależ owszem, że jest. Wsiadaj — powiedziałem stanowczo.

Skinąłem głową na stronę kierowcy. Uśmiechnęła się kpiąco i wsiadła do auta. Wszedłem do środka, kiedy włożyła kluczyki do stacyjki.

— Nie odpowiadam za szkody jeśli spowoduję wypadek — oznajmiła szorstko, zapinając pasy, co również zrobiłem.

Kiwnąłem głową z lekko ironicznym uśmiechem. Wiedziała przecież jak ruszyć, a jak coś to byłem przecież obok. Ruszyła niepewnie i powoli, skupiając oczy na drodze przed sobą.

— Jak będziesz się mył? — Parsknęła śmiechem, nawiązując do tatuaży.

— Da się, uwierz mi. Po prostu będę zmieniał folię częściej niż kiedykolwiek i starał się omijać dłonie — odpowiedziałem beztrosko. W moim głosie czaiła się nutka sentymentu i zadowolenia.

Miałem ochotę zaśmiać się cynicznie z samego siebie za każdym razem, kiedy widziałem, że zewnętrzne części moich dłoni zdobiły róże wykonane czarnym tuszem.

Dylan Williams nigdy nie przestawał zaskakiwać.

***

Cześć!

Zostawcie coś po sobie, gwiazdkę, będzie mi miło<33

#Gnjwatt

Buziak i do następnego

Continue Reading

You'll Also Like

67.8K 4.9K 28
Okładka została stworzona przy pomocy Kreatora Obrazów Microsoft. ˖⁺‧₊˚ 𓆏 ˚₊‧⁺˖ Nell Myers, nie cierpi Hero Westa, znacznie bardziej niż nie cierpi...
18.5K 590 30
"Unicestwić można każdego i wszystko, a oni pragną unicestwić mnie, dlatego proszę nie pozwól mi się poddać." Pierwsza część trylogii "Us" __________...
564K 10.9K 35
Victoria White-17 letnia dziewczyna,jedna z najpopularniejszych osób w szkole,kapitan drużyny cheerleaderek,nienawidzi Nathaniela Nathaniel Williams...
7.8K 240 12
Hailie po tym balu charytatywnym i rozmowie z matką i babcią, przeniosła się, a może raczej teleportowała do Kanady miała wrażenie że za tym wszystk...