NIE ULEGAJ POKUSIE

By ElizabethKabb

18.2K 391 57

„Jedyny sposób, żeby uwolnić się od pokusy to jej ulec" G.B. Shaw Zapewne wszyscy znamy słowa „nie patrz w d... More

Cytat
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Epilog

Rozdział 5

796 14 2
By ElizabethKabb

- Nie wiem, jak dotarłam do pokoju. - parsknęła śmiechem Molly na moje słowa. - Nie śmiej się ze mnie! - starałam się zachować powagę, ale w obecnej sytuacji nie było to łatwe. Na usta próbował wkraść mi się uśmiech. 

    - Już się nie śmieję. - robiła dziwne miny, by ukryć jakoś swój drwiący uśmieszek.

    Przewróciłam oczami na jej dziecinne zachowanie i spojrzałam w kierunku okna. Pogoda po raz kolejny dopisywała. Było gorąco, świeciło słońce, a ja miałam wakacje i na dodatek znajdowałam się w najpiękniejszym miejscu na Ziemi, o którym inni mogli tylko pomarzyć. 

    Tego dnia dość późno, bo dopiero około jedenastej obudziły mnie promienie słońca i hałas dochodzący z zewnątrz. Jak tylko zaspanym wzrokiem spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, którą wskazywał godzinę, obudziłam Molly, która podobnie jak ja odsypiała całonocną zakrapianą imprezę i zaczęłyśmy pośpiesznie się ogarniać, by zdążyć załapać się jeszcze na jakieś resztki ze śniadania.

    - No już dobra, już się nie śmieję, choć trochę to zabawne, że spędziłaś kilka ładnych godzin sam na sam z kolesiem, w którym się podkochiwałaś jako małolata.

    - Nadal w to nie mogę uwierzyć. Jak do tego doszło? - zadałam to pytanie na głos, starając się równocześnie znaleźć na nie odpowiedź.

    - Alkohol łączy ludzi. - pomogła mi w tym Molly, która jak zawsze zarzuciła jakąś dobrą poradą.

    - I to jest najwyraźniej znak od niebios, że muszę przestać pić, a szczególnie w takich ilościach.

    - Przynudzasz... - przewróciła oczami. - Powinnaś się cieszyć faktem, że miło spędziłaś czas. Bo spędziłaś, prawda? - wbiła we mnie wzrok.

    - No tak. - nie było sensu jej okłamywać. - Dobrze się wczoraj bawiłam, ale czy powinnam tak się czuć, wiedząc, że między nami w przeszłości tyle się wydarzyło?

    - No przecież wspólnie ustaliliście, że łączy was przyjaźń. Sama mi nie tak dawno powiedziałaś, że się zgodziłaś na znajomość.

    - Owszem, ale...

    - Żadne ale... - przerwała mi. - Jeśli jesteście znajomymi, macie pełne prawo do tego, żeby się spotykać i rozmawiać, jak normalni ludzie, zwłaszcza że spędzacie razem wakacje.

    Słowa przyjaciółki sprawiły, że musiałam się raz jeszcze nad wszystkim zastanowić, by na końcu przyznać jej rację. Co, jak co, ale Molly dobrze mi radziła. Faktycznie odbyliśmy w nocy z Loganem dość szczerą rozmowę, na której oboje przyznaliśmy, że zapominamy o przeszłości i pozostajemy znajomymi. Łączyć nas miały takie same relacje, jakie miałam z Naomi, Amandą, czy Tonym. A to również dawało mi pozwolenie do tego, by móc zwyczajnie z nim porozmawiać, jak znajomy ze znajomym i nikt nie powinien widzieć w tym niczego złego, a już zwłaszcza ja. To było zwyczajne miłe spotkanko ze znajomym, na którym piliśmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy i rozmawialiśmy. Nic więcej. Nic też nadzwyczajnego. Nic, co miałoby to spotkanie wyróżniać na tle innych, jakie prowadzą ze sobą kumplujące się osoby. 

    - Chodźmy już. I tak już zjadłyśmy. Reszta pewnie jest już o tej godzinie na plaży. - podniosła się z krzesła. - Mam tylko nadzieję, że zarezerwowali dla nas leżaki. - podniosłam się ze swojego krzesła i ruszyłam za przyjaciółką w kierunku wyjścia.

    Krocząc po piaszczystej plaży, rozglądałyśmy się za znajomymi twarzami. O tej porze plaża była pełna turystów. Na nasze szczęście plaża, która była najbliżej hotelu należała wyłącznie dla hotelowych gości, dzięki temu nie musiałyśmy pokonywać setki kilometrów w celu znalezienia jakiegoś wolego kawałka na piasku. Prywatna plaża była na tyle duża, że ze spokojem każdy hotelowy gość znalazłby dla siebie miejsce, jeśli nie na leżaku, to z pewnością na kocu, czy ręczniku. 

    Spojrzałam na parę, która w przemoczonych strojach kąpielowych wypoczywała na piasku. Nie mieli żadnego koca ani ręcznika. Leżeli na piasku i cieszyli się chwilą, w ogóle nieprzejęci faktem, że do ich mokrej skóry zdążył poprzyklejać się już piasek. Zupełnie jak ja wczoraj, zdałam sobie sprawę, wracając wspomnieniami do poprzedniej nocy.

    Moje ramiona, uda, pośladki i ręce były pokryte piaskiem, gdy pod wpływem alkoholu postanowiłam poleżeć sobie na piasku. A gdy się obudziłam, na poduszce znalazłam ziarenka piasku, których jeszcze więcej miałam w swoich włosach. Najgorsze, że nie pamiętałam, jak wróciłam do pokoju. 

    Ostatnie wspomnienia miałam z plaży, jak rozmawiałam z Loganem, później film za każdym razem się urywał, gdy starałam się cokolwiek więcej sobie przypomnieć. Mogłam jedynie przypuszczać, że Logan odprowadził mnie do hotelu i dopilnował, bym cała i bezpieczna dotarła do  swojego pokoju. Eh nienawidziłam, kiedy urywał mi się film. Zawsze wtedy czułam niepokój, że mogło się wydarzyć coś złego, a ja o tym nie pamiętałam. Starałam się jednak wierzyć, że przy Loganie nic złego mnie jednak nie mogło spotkać. 

    - Tam są. - głos Molly przykuł moją uwagę.

    Uniosłam wzrok i podążyłam spojrzeniem w kierunku jej ręki, którą wskazywała grupkę, wylegujących się na leżakach znajomych. Od razu skierowałyśmy kroki w ich kierunku. 

    - Cześć wszystkim! - przywitała się jako pierwsza, a ja zaraz za nią.

    - No cześć. - odpowiedzieli chórem.

    - O proszę, kto to się w końcu obudził? - zadrwił z nas Tony. - Już się bałem, że dziś do nas nie dołączycie.

    - Delikatnie zaspałyśmy. - Molly przysiadła na leżaku Naomi, która zgięła nogi, by zrobić dziewczynie miejsce. - A gdzie Amanda? - spostrzegła jej brak.

    - Umiera w pokoju po wczorajszym. - zaśmiał się Nathaniel.

    - Dzisiaj do nas nie dołączy. - wtrąciła Dakota i przeniosła spojrzenie na mnie. - A ty? Gdzie wczoraj tak nagle zniknęłaś? - była ciekawa.

    W pierwszej chwili nie wiedziałam, czy powinnam wyznać prawdę, czy jednak powinnam zatrzymać dla siebie nowinkę, że udało mi się spędzić wieczór sam na sam z Loganem, ale na szczęście ktoś mnie ubiegł, tym kimś był sam Logan:

    - Była ze mną. Pomogła mi z Amandą. - chłopak spojrzał na mnie, a na jego ustach o dziwo pojawił się delikatny uśmiech, który sprawił, że moje wargi również wygięły się w łuk. Skoro on się nie przejmował tym, co pomyślą jego znajomi, ja również uznałam, że nie warto się tym przejmować. Może faktycznie tylko ja wyolbrzymiałam niepotrzebnie wszystko, podczas gdy dla innych to nie było nic nadzwyczajnego?

    - Wpadliśmy na pomysł... - zmienił temat Tony. - A właściwie to Logan na niego wpadł... - spojrzał na przyjaciela. - Że może udalibyśmy się do miasta? Pozwiedzamy, coś zjemy, czegoś się napijemy... Ogólnie zabawimy się trochę.

    - Brzmi świetnie. - spojrzałyśmy z Molly po sobie i obie jednocześnie się zgodziłyśmy.

    To był świetny pomysł. Fajnie było się wyrwać z hotelu i móc zobaczyć coś więcej niż tylko hotel i plażę. Co prawda na hotel i plażę nie mogłam narzekać, bo były wspaniałe, ale skoro już byłam w Hawanie, to dlaczego nie miałam wykorzystać chwili i nie zobaczyć czegoś więcej? 

    Zgodnie wstaliśmy i całą ekipą udaliśmy się do swoich apartamentów, by przygotować się na wycieczkę do miasta. 

    - W końcu jesteście! - usłyszałam donośny głos Toniego, jak tylko z Molly znalazłyśmy się w lobby gotowe na przygodę. - Już chciałem po was iść. - ruszył w naszym kierunku. - Spóźniłyście się. Miałyście być piętnaście minut temu. - zaczął stukać palcem w swojego smartwatcha na nadgarstku.

    - Nie przesadzaj Tony, to tylko piętnaście minut. - odpowiedziała mu Molly, przewracając oczami.

    - To aż piętnaście minut! - między tą dwójką rozpoczęła się nerwowa wymiana zdań, którą na szczęście przerwała Sandra.

    - Jeśli będziecie się tak dalej sprzeczać, zastanie nas noc! - jej ton brzmiał oschle, na szczęście wystarczyło to, by toczący się spór zakończył się na dobre.

    - Idziemy? - wtrącił się wyraźnie poirytowany Logan.

    - Nie ma jeszcze Naomi. - nie zauważyłam nigdzie dziewczyny.

    - Zostaje w pokoju z Amandą. Naomi nie jest z tych dziewczyn, co lubią zwiedzać, poza tym nie chce zostawiać Amandy samej. - wyjaśniła mi pokrótce Dakota, na co tylko przytaknęłam głową i wspólnie ruszyłyśmy za resztą, gdy zaczęli się od nas oddalać.

    Niedaleko hotelu, jakieś pięć minut pieszo, znajdował się przystanek autobusowy. Musieliśmy poczekać na niego z dobre dziesięć minut, ale w końcu piętrowa maszyna zajechała. Pełni energii i gotowi na nadchodzące wrażenia oraz szykującą się niezapomnianą przygodę, wsiedliśmy do czerwono-niebieskiego pojazdu, zajmując od razu wolne miejsca na górnym piętrze i z zachwytem na twarzy podziwialiśmy stolicę Kuby.

    Hawana była pięknym malowniczym, a przede wszystkim barwnym miastem. Wszędzie były kolory, a ludzie wydawali się jacyś szczęśliwsi i bardziej żywi. Miałam wrażenie, że byli żywsi od mieszkańców Chicago, które nagle wydało mi się szarym miastem (chyba że zbliżały się święta Bożego Narodzenia, wtedy Chicago biło po oczach różnokolorowymi, jaskrawymi i mieniącymi się, pełnymi blasku światełkami i dekoracjami). 

    - Tu wysiadamy! - oświadczył Logan, podrywając się z fotela.

    - Co, ale jak? - padło z ust oszołomionej Dakoty.

    - Dawaj, maleńka! - Tony złapał ukochaną za rękę i pociągnął ją za sobą.

    Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy usłyszałam, jak czule się zwrócił do swojej drugiej połówki. Przez moment nawet pozazdrościłam Dakocie, że spotkało ją takie szczęście; chciałam, żeby kiedyś ktoś mnie tak nazwał. Nie rozumiałam, czemu w głowie pojawiło mi się określenie, które często Logan używał w moim kierunku. Gówniara! To jedno słowo, a za każdym razem działało na mnie niczym płachta na byka. 

    Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że chłopak w żadnym stopniu niezainteresowany swoją grupką znajomych, rozmawiał zawzięcie o czymś z kierowcą. Byłam w szoku, że potrafili się dogadać, zważywszy na to, że w Hawanie językiem urzędowym był hiszpański. Mimo wszystko puściłam to mimo uszu i wysiadłam z autobusu, gdy pojazd stanął w miejscu. 

    - Idziemy tutaj! - poczułam szarpnięcie, a gdy spojrzałam w dół, spostrzegłam, że Logan trzymał mnie za rękę i ciągnął w tylko sobie znanym kierunku.

    Obejrzałam się przez ramię i ujrzałam kroczącą za sobą Molly, która była w podobnym szoku co ja do tego stopnia, że każda z nas zapomniała, jak się mówiło. 

    - Dogadałeś się z nim? Wiesz, gdzie to? - spojrzałam na kroczącego obok nas Toniego, który podobnie jak Logan mnie, ciągnął za sobą oszołomioną Dakotę.

    - Co takiego? - w przeciwieństwie do mnie i Molly, jej jednej udało się coś z siebie wykrztusić.

    - Wypożyczalnia samochodów. - odpowiedział jej Tony, a na jego twarzy widoczny był zachwyt.

    - Samochodów? A po co nam wypożyczalnia jakichś samochodów? - dogoniła nas Molly i zrównała z nami krok.

    - To nie jakieś tam samochody! - odpowiedział jej Caleb, a ja usłyszałam tylko prychnięcie ze strony Logana. - To zabytkowe maszyny słynnych marek. Buick, Cadillac, Chrysler, Chevrolet, De Soto, Dodge, Ford... - zaczął jej wymieniać po kolei wszystkie marki samochodów.

    - Dobra, już dobra. Kumam! - przerwała mu poirytowana Molly.

    - Czyli pod pretekstem zwiedzania miasta zaciągnęliście nas tu, żeby móc przejechać się tymi zabytkowymi samochodami? - wtrąciła się Sandra.

    - Bingo, kochanie! - Caleb posłał jej szeroki uśmiech. - Ale pamiętaj, że to Logan na ten pomysł wpadł. - wskazał kciukiem na kumpla, który słysząc swoje imię i jego słowa, obrzucił go tylko groźnym spojrzeniem, nijak więcej się do tego nie odnosząc.

    - Mogłam się tego spodziewać... - przewróciła z rozbawieniem oczami. - Chłopcy i ich zabawki. - zatrzymała wzrok na mnie.

    Na jej słowa również zareagowałam śmiechem. Gdy mój wzrok dostrzegł niebieskie tęczówki Logana, uśmiech momentalnie mi zamarł na ustach. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby nie spodziewał się, że wbrew jego woli odważę się zaśmiać. Przełknęłam z trudem ślinę, nie wiedząc, jak się do tego odnieść.

    - Jeszcze wam się przejażdżka spodoba i będziecie nalegać na więcej wrażeń. - pomysłodawca skomentował tylko całość, uśmiechając się przy tym szyderczo i odwrócił głowę.

    Do samego końca Logan nie puścił mojej ręki. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy stanęliśmy przy wypożyczalni samochodów, która była w rzeczywistości ogromnym placem, otoczonym dookoła płotem, a dostać do środka można się było tylko w jeden sposób – przez metalową bramę, nad którą wisiał szyld, a gdzie również swoją siedzibę miał stróż, a zarazem właściciel wypożyczalni, u którego dokonywało się wszelkich formalności związanych z wynajmem. 

    - Chyba mamy szczęście. Zostały ostatnie cztery. - rzekł Tony na praktycznie opustoszały plac. - Poczekajcie tutaj, a my z Loganem pójdziemy wszystko załatwić. - reszta ekipy przytaknęła tylko głową i odprowadziła chłopaków spojrzeniem.

    - Pięknie tu, prawda? - po krótkiej chwili odezwała się Sandra, na co zgodnie przyznaliśmy jej rację.

    Rozmowa o mieście sprawiła, że czas oczekiwania na Toniego i Logana minął nam bardzo szybko i nim się zorientowaliśmy, mężczyźni dołączyli do nas z czterema kluczykami w dłoniach.

    - Skarbie, specjalnie dla ciebie wywalczyłem różowy. - Tony wskazał na stary pojazd w odcieniu pordzewiałego różu.

    - Jesteś słodki. - Dakota złożyła ukochanemu buziaka na ustach.

    - Jesteście obleśni. - skrzywił się Nathaniel na słowa brata, po czym podszedł do niego i wyrwał mu z ręki zupełnie inny kluczyk, gdy ten był chwilowo pod urokiem swojej ukochanej. - Molly, jedziesz?- spojrzał na stojącą obok mnie dziewczynę. - Chyba że wolisz patrzeć na tę okropną słodycz?

    - Jadę. - odparła bez zastanowienia moja przyjaciółka i nie oglądając się za siebie, wskoczyła do dwuosobowego samochodu, którego nazwy nie znałam, a który miał otwierany dach.

    - Caleb, Sandra, chodźcie, pojedziecie z nami naszą różową, okropną słodyczą. - Tony ze śmiechem spojrzał na przyglądającą się wszystkiemu w milczeniu parę zaraz po tym, gdy Nathaniel pokazał mu środkowy palec z wnętrza auta i odpalił silnik.

    - Zapomnij. Za żadne skarby nie wsiądę do tego przyprawiającego mdłości wozu. - przeciwstawił się, a następnie złapał w locie jeden z kluczyków, który rzucił mu ewidentnie nabijający się z kumpla Logan.

    - Nie wiem, o co wam chodzi! To tylko kolor! - patrzył, jak Sandra z Calebem podeszli do niebieskiego samochodu, przypominającego mi garbusa.

    - Ten jest ekstra. - Sandra wyglądała na zachwyconą wyborem pojazdu.

    Tony tylko przewrócił oczami i spojrzał na Dakotę.

    - Skoro nikt nie chce z nami jechać, pojedziemy sami. - uniósł wzrok i spojrzał na mnie. Zmarszczyłam w niezrozumieniu czoło, gdy na jego twarzy pojawił się dość dziwny uśmieszek, a swój wzrok zawiesił na Loganie. - Bawcie się dobrze. - puścił nam oczko, po czym odwrócił się i razem z Dakotą wsiedli do wyróżniającego się na tle innych auta. Już wiadomo, dlaczego nikt nie chciał wypożyczyć tego samochodu. 

    - A więc jedziemy razem. - usłyszałam jego głos, który sprawił, że zjeżyły mi się wszystkie włosy.

    Spojrzałam na Logana, patrzył na mnie. Niepewnie przytaknęłam głową i ruszyłam za nim. Nagle cała pewność siebie ze mnie uleciała i zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam się przypadkiem z kimś zamienić miejscem. 

    - Pojeździmy trochę autem po mieście, a później skoczymy do knajpki się czegoś napić! - wykrzyczał Caleb, tak by wszyscy go słyszeli.

    Wszyscy zgodnie przystanęli na jego słowa i już po chwili dało się słyszeć pierwsze warkoty uruchamianych silników. Spojrzałam na niebieski samochód, który zmierzał do wyjazdu, a którym jechała Molly z Nathanielem. Mieli opuszczony dach i muzykę na full, przez którą przebijał się śmiech dziewczyny. Molly pokiwała mi tylko na pożegnanie, po czym odjechała, nie oglądając się za siebie. Zaraz po nich z parkingu wyjechali Caleb z Sarą oraz Tony z Dakotą, któremu udało się jeszcze kilka razy uderzyć w klakson, zanim całkowicie zniknął mi z pola widzenia swoją różową strzałą. 

    - Wsiadasz? - jego stanowczy głos sprowadził mnie na ziemię.

    - Tak. - posłusznie zajęłam miejsce obok kierowcy w ostatniej maszynie, jaka znajdowała się na pustym placu.

    - Zawsze takiego chciałem mieć. - Logan zajął miejsce obok mnie i z podziwem rozglądał się po wnętrzu maszyny. - Cudowny. - delikatnie przejechał dłońmi po kierownicy, jakby to było coś wrażliwego i kruchego, a następnie po desce rozdzielczej.

    Robił to wszystko z gracją, a zarazem zmysłowością, co było dziwne, bo był wielkim, silnym i twardym mężczyzną. Mimo wszystko nie mogłam oderwać wzroku od tego, jak jego palce dotykały każdej struktury i badały każdą wypukłość. Przed oczami stanęły mi wydarzenia z tej przeklętej nocy, kiedy to dłonie Logana błądziły tak po moim ciele. Nie panując nad reakcją własnego ciała, rozchyliłam lekko usta i starałam się unormować oddech oraz bicie swojego serca. Nie chciałam, żeby Logan zauważył, do czego potrafił mnie doprowadzić. Zacisnęłam dłoń w pięść, gdy przypomniałam sobie, że jeszcze chwilę temu ściskał ją, a którą niestety puścił, gdy tylko poszedł z Tonym załatwiać sprawy związane z wynajmem. 

    Nieprzyjemne uczucie pieczenia na skórze czułam nawet wtedy, gdy z całych sił zaciskałam dłoń, wbijając paznokcie w skórę. Co się ze mną dzieje? Co ja wyprawiam? Co wyprawia moje ciało? Krzyczałam wewnętrznie, śledząc uważnie powolny ruch jego palców. Dotknij tak mnie! Dotknij mnie, bym znów mogła cię poczuć! Krzyczało moje ciało, rozpalone do granic możliwości. Przełknęłam z trudem ślinę, gdy zaschło mi w gardle i odruchowo przygryzłam dolną wargę. Nie panowałam nad tym. Nie panowałam nad niczym, a już szczególnie nie panowałam nad myślami. A najgorsze, że był to dopiero początek. 

    - Dokąd jedziemy? - wzrok Logana niespodziewanie spoczął na mnie. - Dobrze się czujesz? - zmarszczył czoło.

    - Yhym... tak. - odchrząknęłam nerwowo i starałam się doprowadzić do porządku.

    Gdyby tylko się dowiedział, co miałam w swojej głowie, jakie brudne myśli i fantazje znów mnie poniosły, wziąłby mnie za kretynkę. On nie może się dowiedzieć. Nie tym razem. A ja muszę przestać o nim fantazjować. Muszę przestać o nim w końcu myśleć i na dobre wybić go sobie z głowy. 

    - A więc, dokąd? - ponowił swoje pytanie, nie drążąc dłużej tematu mojego stanu.

    - Wybierz coś sam. Jakoś nic nie przychodzi mi do głowy. - kątem oka widziałam tylko, jak przytaknął głową i uruchomił silnik.

    Widziałam, jak się uśmiechnął, a gdy wrzucił pierwszy bieg i samochód płynnie ruszył z miejsca, szczęście niemal z niego tryskało. W tamtej chwili wydawał się taki szczęśliwy. Nie chciałam mu odbierać tej chwili, dlatego też w ciszy przyglądałam mu się ukradkiem co jakiś czas, w głębi duszy ciesząc się, że potrafił być przy mnie tak bardzo szczęśliwy. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go aż tak pełnego życia. Nawet wtedy gdy był w związku z Sarą, nie był przy niej aż tak radosny. Cieszyłam się, że to na mnie spadł ten zaszczyt podziwiania go w takim niecodziennym stanie.

    - Wspaniała maszyna... - wymamrotał pod nosem. 

    - Tak, to prawda. - nie miałam najmniejszego zamiaru odnosić się do tego samochodu, który dziwiłam się, że mimo swoich lat był jeszcze na chodzie i jeździł po hawańskich drogach.

    Logan spojrzał na mnie, a prawy kącik jego ust poszybował w górę.

    - Nie wiedziałem, że lubisz stare samochody.

    Ja też nie, ale od teraz chyba je uwielbiam – dodałam w myślach. 

    - Są całkiem fajne. - powiedziałam tylko.

    - W takich samochodach czuć duszę. - spojrzał na drogę. - Pomyśl sobie tylko, ile osób musiało nimi jeździć przed nami. Dobrze, że te samochody nie stoją w muzeum. Nie powinny bezczynnie stać i się kurzyć.

    - Uważasz, że muzeum to zło? - dziwiło mnie jego podejście. Sądziłam, że jako miłośnik i pasjonata starych modeli będzie wręcz próbował przekonać mnie do tego, że samochody stare powinny właśnie stać w muzeum, by świat i kolejne pokolenia o nich nie zapomniały. Zaskoczyły mnie jego słowa.

    - Dla samochodów? Owszem! Samochód żyje tylko wtedy, gdy nie stoi bezczynnie. One żyją dla ludzi. Nie są stworzone do tego, by się kurzyć. Samochody uwielbiają być dotykane przez ludzi, lubią, gdy się w nich coś wymienia, naprawia, ulepsza... Tylko wtedy samochód oddaje się w pełni człowiekowi. Z samochodami jest jak z... no nie wiem... z kwiatami. - zmarszczyłam czoło na jego porównanie.

    - Z kwiatami? - w przeciwieństwie do niego ja nie widziałam żadnego połączenia między kwiatami a samochodami. 

    - Gdy dbasz o kwiaty, one rosną, tak samo, gdy troszczysz się o samochód, on oddaje ci się w pełni. - wyjaśnił. 

    - Możliwe, jednak przyznasz, że te ciągłe naprawy i usterki potrafią być męczące. - przypomniałam sobie o wszystkich obelgach, jakimi obrzucałam swój samochód, gdy ten z niewiadomych powodów odmawiał mi jazdy, przez co musiałam tłuc się przepełnionym metrem do pracy.

    - Niszczą się, to logiczne. Starzeją się i nie są już tak sprawne, jak kiedyś, tak samo jak my. - spojrzał ponownie na mnie, a między nami nastała cisza.

    Nie wiedziałam, co miałam mu odpowiedzieć. W myślach zastanawiałam się nad jego słowami, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że miał rację. Faktycznie to, co mówił, miało sens. Wcześniej jakoś o tym nigdy nie myślałam i zapewne, gdyby nie on, nadal bym o tym nie myślała. 

    Logan był jedynym człowiekiem, który potrafił sprawić, że na błahe i podstawowe rzeczy, czy sytuacje potrafiłam spojrzeć z innej perspektywy. Jak choćby w kwestii samochodów. 

    Dla mnie samochód zawsze był pojazdem, który miał na celu mnie wozić codziennie rano do pracy i z pracy do domu, który miał zawozić mnie na zakupy i pomagać przewieźć mi pakunki pod mieszkanie. Tym właśnie dla mnie był – zwykłą maszyną, która została stworzona przez człowieka, by pomagała człowiekowi i sprawiała, że jego życie stawało się łatwiejsze. Każda awaria, każda usterka i naprawa były dla mnie i z pewnością dla większości ludzi udręką, powodem do złości, wylewania łez i niepotrzebną utratą pieniędzy. Dzięki Loganowi zrozumiałam dopiero, że wcale być tak nie musiało. 

    Ludzie nadmiernie wykorzystują samochody dla własnych celów; one dla nas pokonują setki, a nawet tysiące kilometrów, a gdy tylko pojawia się jakaś poważniejsza usterka, zamiast ją wymienić, łatwiej nam jest pozbyć się samochodu i wymienić go na lepszy model. Wymieniamy, bo tak jest dla nas łatwiej. Tak właśnie my ludzie postępujemy w życiu. 

    Łatwiej nam jest coś wyrzucić, coś wymienić na nowsze, niż wysilić się i pomęczyć, by naprawić to, co jest stare. Postępujemy tak ze wszystkim, nie przejmując się niczym. Tak też robimy coraz częściej w sytuacjach sercowych. Łatwiej nam wymienić starą miłość na nową, bo w końcu tak jest dla nas najłatwiej i najwygodniej. 

    - Wybacz, zanudzam cię, a to przecież nie o to chodzi. - wtrąca niespodziewanie Logan, starając się uruchomić radio.

    - Nie zanudzasz. - powstrzymuję go, gdy chce pogłośnić dolatującą z mini głośniczków muzykę. - To, co powiedziałeś, było bardzo mądre. Uważam, że masz rację. - wyznałam szczerze.

    Logan przyglądał mi się przez chwilę, jakby nie mógł uwierzyć w moje słowa i w fakt, że wypowiedziałam je na głos, a następnie odwrócił wzrok i w ciszy patrzył przed siebie. 

    Domyślając się, że nasza rozmowa dobiegła końca, odwróciłam od niego wzrok i w milczeniu podziwiałam miasto. Korbką opuściłam szybę i pozwoliłam świeżemu powietrzu wedrzeć się do wnętrza auta. Przyjemny letni wiaterek rozwiewał mi włosy. Oparłam się rękoma o drzwi i ułożyłam na nich wygodnie swoją głowę. Czułam się dobrze, naprawdę dobrze. Chciałabym czuć się tak zawsze. Nie wiedziałam, czy to obecność Logana tak na mnie działa, tego miejsca, tej relaksującej jazdy samochodem, czy tego, że nie musiałam niczym się przejmować, ale chciałam zatrzymać tę chwilę, chciałam, by trwała jak najdłużej, bym mogła cieszyć się nią bez końca. 

    - Jesteś inna niż Sara. - te słowa sprawiły, że odwróciłam gwałtownie głowę od kolorowych budynków i wbiłam wzrok w bok twarzy Logana. - Zupełnie inna. Nie jesteście w ogóle do siebie podobne. - spojrzał na mnie, a ja wstrzymałam oddech na wspomnienie o siostrze. - W ogóle różnisz się od większości dziewczyn, które znam. Jesteś... inna. - udało mu się znaleźć właściwe określenie, co do mojej osoby.

    - Czy to źle? - zapytałam, a stres opanował moje ciało w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

    Usłyszałam, jak się zaśmiał. 

    - Nie. - pokręcił energicznie głową i znów na mnie spojrzał. - Wręcz przeciwnie. Fajnie, że jesteś inna. Wtedy się wyróżniasz i łatwiej cię dostrzec.

    Na jego słowa ciepło zalało moje wnętrze, a na ustach zagościł szeroki uśmiech. Czułam, że policzki mi płonęły z zachwytu, a serce wesoło wybijało rytm. Odwróciłam od niego wzrok i nie przestając się szczerzyć, powróciłam do podziwiania widoków. 

    - Zatrzymajmy się tutaj. - powiedziałam po niecałej godzinie jazdy, widząc po drugiej stronie ulicy sporą grupkę ludzi, oglądających coś z wielkim zainteresowaniem. 

    Byłam ciekawa tego, co się tam znajdowało. Podejrzewałam, że w centrum uwagi znajdowali się jacyś tutejsi mieszkańcy, chcący sobie dorobić, tzw. uliczne grajki. Przeważnie tacy ludzie grali i śpiewali albo tańczyli, pokazywali różne akrobacje i magiczne sztuczki, byle tylko przyciągnąć publiczność, oczarować ją i namówić do wrzucenia kilku peso. 

    Dla niektórych była to szansa na pokazanie się światu, dla innych szansa na dodatkowy grosz, a jeszcze dla innych normalna praca, którą uwielbiali. Podziwiałam takich ludzi. Żyli, jak chcieli, byli gdzie chcieli, pracowali, ile chcieli i praktycznie niczym się nie przejmowali. Byli wolni i niezależni. Nikt nie wymagał od nich ukończenia studiów, znalezienia sobie dobrze płatnej pracy ani ustabilizowania się, a tym samym zamążpójścia i gromadki dzieci, najlepiej z kimś z wyższych sfer - jakimś lekarzem, profesorem, czy politykiem - bo przecież, co ludzie powiedzą. 

    Logan zjechał na pobocze i zaparkował samochód, po czym zgasił silnik. 

    - Napiszę reszcie, gdzie jesteśmy. - wyznał, gdy byłam w trakcie odpinania pasu bezpieczeństwa. 

    - W porządku. - odparłam tylko, nie chcąc mu zdradzić, że nie byłam z tego faktu zachwycona. 

    Podobał mi się czas spędzony z nim sam na sam. Byliśmy skazani wyłącznie na siebie, w obcym mieście, dzięki temu mieliśmy okazję, by się lepiej poznać i nikt nam w tym nie przeszkadzał. W większym gronie wiedziałam, że będzie to o tyle trudniejsze, że zawsze ktoś się zechce wtrącić do rozmowy, przeszkodzi albo wyskoczy nagle z jakimś pomysłem, przez co prywatna rozmowa odejdzie w zapomnienie. Dlatego chciałam być jak najdłużej sam na sam z Loganem. 

    Cieszył mnie fakt, że się przede mną otwierał. Poznawałam go z zupełnie innej, nieznanej sobie strony, której nigdy wcześniej nie było mi dane poznać; choć znaliśmy się już ładnych kilka lat. 

    Przez te wszystkie lata, gdy był jeszcze z Sarą, sądziłam, że udało mi się go wystarczająco poznać, a w rzeczywistości okazywało się, że tak naprawdę gówno o nim wiedziałam i właśnie w tym miejscu, na tych przeklętych wakacjach, dopiero odkrywałam go stopniowo coraz bardziej, karta po karcie ukazywał mi swoje prawdziwe oblicze, które tak mocno strzegł i zatajał przed światem, skrywając głęboko w sobie i pozwalając tylko nielicznym zbliżyć się do siebie. 

    Nie rozumiałam, dlaczego akurat mnie przypadł ten zaszczyt. Po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, nie sądziłam, że dotrwamy do takiego momentu, w którym Logan zechce podzielić się ze mną prawdą o sobie, prawdą ukrywaną niczym najcenniejszy skarb. 

    I choć starałam się od niego uwolnić, choć starałam się za wszelką cenę o nim zapomnieć i wyrwać z głowy wszystkie myśli z nim związane, to gdy właśnie tak postępował, gdy się tak zachowywał, gdy otwierał się na mnie i pozwalał mi się na nowo poznać i zbliżyć do siebie, było mi coraz trudniej przestać o nim myśleć, a już tym bardziej przestać go pożądać i pragnąć, trzymając jednocześnie go na dystans. 

    Coraz częściej przyłapywałam się na tym, że błąkałam myślami w świecie, gdzie był wyłącznie on, pragnęłam być blisko niego, chciałam spędzać z nim każdą chwilę, a gdy tylko traciłam go z pola widzenia, zaczynałam się denerwować, że być może znów postanowił zniknąć z mojego życia. Nie chciałam tego. Trudno było mi zaakceptować fakt, że ta sielanka i wakacyjne życie miało dobiegnąć niedługo końca, a ja znów miałam wrócić do swojego szarego, odizolowanego od rodzinnego miasta i od niego, Chicago, gdzie ponownie miałam starać się wymazać go z głowy, wymazać z myśli i wspomnień, a to było tak cholernie trudne. 

    Już raz przez to przechodziłam. Już raz starałam się o nim zapomnieć i żyć bez niego, ale to było tak bolesne. Tyle się nacierpiałam, tyle napłakałam, narobiłam tyle głupstw w życiu, byle tylko o nim nie myśleć... 

    Naiwnie wierzyłam w fakt, że spotykając się z tymi wszystkimi kolesiami i sypiając z nimi, zniknie on z mojej pamięci i można powiedzieć, że prawie mi się to udało, ale wtedy nadszedł ten cholerny dzień, w którym spotkałam Toniego w restauracji niedaleko pracy, który zapoczątkował ponowne spotkanie z nim, a gdy w końcu go ujrzałam po tylu latach, gdy znów spojrzałam w jego niebieskie oczy, usłyszałam jego głos, poczułam ciepło i zapach perfum, wszystko we mnie powróciło ze zdwojoną siłą. A wtedy zrozumiałam, choć nie chciałam z początku tego przed sobą przyznać, że na nowo w nim przepadłam. 

    - Idziemy? - zapytałam, czując, ze myśli spychały mnie na niebezpieczny grunt. 

    - Tak. - otwarł drzwi i wysiadł z samochodu.

    Zrobiłam to samo. Poczekałam, aż do mnie dołączy, a następnie razem przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Kubańska muzyka rozbrzmiewała dookoła, stając się z każdym naszym krokiem coraz głośniejsza. 

    Przecisnęłam się przez tłum ludzi na tyle, na ile było to możliwe, by być jak najbliżej pokazu i ujrzałam pięcioosobową grupkę mężczyzn grających na instrumentach - marakasach, bębnach, gitarach i ukulele. Śpiewali przy tym jakąś piosenkę po hiszpańsku, a ludzie im dopingowali, klaszcząc do rytmu. Z uśmiechem na ustach dołączyłam do nich, oglądając występ. 

    Przelotnie zerknęłam na Logana, ciekawa, czy on również bawił się równie dobrze jak ja, ale on nawet nie patrzył na muzyków. Wzrok miał ukrwiony w komórce, a na twarzy brak jakiegokolwiek zainteresowania. Wyglądało na to, że nie kręciły go takie uliczne występy. Zrobiło mi się przykro. Nie wiem, dlaczego sądziłam, że taka chwila rozrywki może mu się spodobać. 

    - Skończyłaś? - zapytał, wyczuwając na sobie mój wzrok. 

    - Tak. - odparłam bez większych emocji. 

    - W takim razie chodźmy. - schował telefon do kieszeni swoich jeansowych spodenek. - Reszta czeka na nas jakieś dziesięć minut drogi stąd na Plaza Vieja. - wskazał palcem właściwy kierunek. 

    Ruszyłam w tamtym kierunku. Nie oglądałam się nawet za siebie, by sprawdzić, czy za mną podążał. Dopiero gdy zrównał ze mną krok, miałam pewność, że nie szłam sama. Podziwiałam różnokolorowe budynki zachowane w starym stylu, tak różne od apartamentowców, drapaczy chmur i wieżowców znajdujących się w Chicago, ludzi, tamtejszą kulturę, sklepiki i specjalne trójkołowe wózki, którymi można było podróżować po mieście i sprzedawać okoliczne przysmaki. 

    Przy boku Logana stanęła nagle starsza kobieta ubrana w różowo-żółtą falbaniastą suknię, sięgającą jej do ziemi z koszem wypchanym po brzegi kwiatami. Były to czerwone róże. 

    - Quizás quieras comprar una rosa... - zwróciła się do Logana, wyciągając z koszyka pojedynczą różę. - Para un ser querido? - spojrzała na mnie z uśmiechem. 

    - Co ona mówi? - chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem w oczach. 

    - A skąd mam wiedzieć? - też nie znałam hiszpańskiego. - Pewnie chce, żebyś kupił od niej różę. - wzruszyłam ramionami.

    - Ale ja nie chcę? - oburzył się. 

    - To jej to powiedz. - rzuciłam tylko, mając dość jego dziecinnego zachowania. Nie chciał to nie. Nikt mu przecież nie nakazywał niczego kupować. 

    - Ale jak? - przełknął z trudem ślinę. 

    - Nie wiem. Wymyśl coś. Jesteś dorosły, a zachowujesz się w tym momencie jak dzieciak! - oburzyłam się i ruszyłam przed siebie, zostawiając go samego na pastwę losu. Niech sobie radzi. 

    - Kelly! Zwolnij trochę! - usłyszałam jego wołanie. 

    Westchnęłam tylko głęboko i zwolniłam kroku, pozwalając mu się dogonić. Jego ciężkie, pośpiesznie stawiane kroki były coraz głośniejsze.

    - Czemu jesteś zła? - zapytał. 

    - Nie jestem zła. - oświadczyłam, w dalszym ciągu na niego nie patrząc. 

    - No przecież widzę. - czułam, że za mną stał. Był blisko. Czułam zapach jego perfum i gorący oddech we włosach. Na dodatek zdradzał go cień, który niemal zlewał się z moim. - Może to poprawi ci humor? - wysunął przede mnie dłoń, w której trzymał pojedynczą różę. 

    Spojrzałam z niemałym szokiem na czerwone płatki, tak pięknie mieniące się w słońcu, a następnie przekręciłam głowę i utkwiłam wzrok w jego oczach. 

    - Przecież miałeś jej odmówić. - przypomniałam mu, że nie chciał niczego kupować. 

    - Możliwe, ale kobieta była tak miła, że nie potrafiłem jej odmówić. - wyznał, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Przyjmiesz tę różę? Facet z kwiatem trochę słabo wypada. Kobietom bardziej one pasują. - na jego twarzy zagościło coś na kształt zakłopotania.

    Niepewnie chwyciłam różę, szczerząc się przy tym szeroko, a na polika wstąpiły mi rumieńce. 

    - Dziękuję. - wiedziałam, że cieszyłam się jak głupia, a oczy błyszczały mi ze szczęścia, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. 

    Naprawdę się ucieszyłam. W końcu nie musiał mi niczego dawać. Mógł najzwyczajniej w świecie wyrzucić różę do kosza albo dać ją komuś innemu. A jednak tego nie zrobił. Dał ją mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. 

    Czy ja śpię? - zastanawiałam się nad tym. - Czy to naprawdę sen, czy faktycznie dostałam różę od samego Logana? 

    Radość znów opanowała moje serce. I jak niby miałam się na niego gniewać, kiedy on zachowywał się tak... tak... uroczo? Ten drobny gest mnie rozczulił. Znów udało mu się zrobić coś, dzięki czemu skradł kawałek mojego serca. 

    - Idziemy? - zapytał miłym i spokojnym głosem, a na jego ustach zagościł uśmiech. 

    - Tak. - przytaknęłam i zanim ruszyłam, przysunęłam jeszcze różę do nosa i zaciągnęłam się jej zapachem. Pachniała obłędnie. Słodko i delikatnie. 

    Droga na plac upłynęła nam w przyjemnej atmosferze. Nim się zorientowaliśmy, widzieliśmy już grupkę znajomych, stojących pośrodku i robiących sobie zdjęcia. Wspólny czas sam na sam z Loganem dobiegł ostatecznie końca. Minął szybko. Zdecydowanie za szybko. 

    - No jesteście w końcu. Już się baliśmy, że zabłądziliście w tych uliczkach. - naprzeciw nam wyszedł Tony, a za nim cała reszta.

    Chłopak spojrzał na mnie, na różę, którą trzymałam w ręce, a następnie na Logana. Widziałam, jak jego brew w zaskoczeniu poszybowała do góry, wyginając się w łuk. Nawet jeśli był zdziwiony, nie skomentował tego. Zamiast tego podjął temat pójścia do jakieś kawiarni albo baru, by się czegoś napić. 

    Popatrzyłam, jak Logan z Tonym oddalili się od grupy, a z nimi Caleb i Nathaniel. Jak tylko babskie grono zostało samo, poczułam się jakoś dziwnie. Czułam na sobie podejrzliwie spojrzenia dziewczyn. Może to nie był najlepszy pomysł przyjmować różę od Logana? 

    Nim zareagowałam w jakikolwiek sposób i spróbowałam się, chociaż w najmniejszym stopniu wytłumaczyć z tego, co się tak właściwie wydarzyło, odezwała się Dakota:

    - Ładna róża. - skomentowała. 

    - Tak, to prawda. - odpowiedziałam niepewnie, czując się coraz dziwniej, zupełnie, jakbym była na jakimś przesłuchaniu. 

    - Dostałaś ją od Logana? - wtrąciła zaraz po niej Sandra. 

    - Tak. - nie było sensu kłamać, skoro było to oczywiste. 

    - Dlaczego?

    - Ja... Nie wiem. Tak po prostu mi ją dał. - zaczęłam panikować. Nie lubiłam przesłuchań. Nie znosiłam, gdy ktoś zadawał mi takie niezręczne pytania, stawiając mnie w centrum, jako osobę winną lub podejrzaną, jakbym co najmniej zrobiła coś złego, a ja przecież nic niezgodnego z zasadami nie zrobiłam. 

    - Kręcicie ze sobą? Trochę to dziwne, że dał ci różę. - drążyła temat Dakota. 

    - Nie... my... - chciałam się jakoś wytłumaczyć, ale nie dopuszczały mnie do głosu.

    - Wiesz, że on kręci z Amandą? Poza tym był z twoją siostrą. Trochę to dziwne, że teraz z tobą... - czułam, że zaczęłam się denerwować. Miałam dość tej rozmowy i tego, że nie mogłam nic powiedzieć.

    - Ej, ej, ej... - odważyłam się przerwać Sandrze, nim ta na dobre zdążyła się rozkręcić. - To nic takiego. Zaczepiła nas pewna staruszka, żadne z nas nie znało hiszpańskiego i nie potrafiło jej odmówić. Loganowi zrobiło się jej żal i dlatego kupił tę różę. Zamiast wyrzucić ją do kosza, wolał mi ją dać. Tyle. Koniec historii. W tym nie ma żadnego innego przesłania. Nic się za tym nie kryje. Mnie i Logana nic nie łączy i nie połączy. - tłumaczyłam się, jak skazana przyłapana na popełnieniu przestępstwa, starając się za wszelką cenę przekonać dziewczyny do swych racji. Chciałam, żeby mi uwierzyły.

    - Skoro Kelly tak twierdzi, to znaczy, że tak jest. - z odsieczą na szczęście ruszyła mi Molly. Zapewne wyczuła moje poirytowanie. - Kelly jest mądra i wie, co mówi i robi. Poza tym wręczenie komuś jednego durnego kwiatka nie jest od razu żadną oznaką ani deklaracją. Nie musi to od razu oznaczać, że ktoś z kimś flirtuje. Logan postąpił mądrze. Zrobił, co uważał za słuszne i ja go w pełni popieram. Nie ma co wysuwać pochopnych wniosków. A to, że Logan chodził kiedyś z siostrą Kelly, nie oznacza od razu, że ta dwójka nie może się ze sobą spotykać. Mają prawo być przyjaciółmi. A nawet, jeśli chcieliby być w przyszłości razem, to nam nic do tego, to jest wyłącznie ich sprawa, nie nasza. I skończymy ten temat, zanim się tylko niepotrzebnie zdenerwuję i spocę w tym skwarze, i chodźmy wreszcie się czegoś napić, inaczej uschnę za moment z pragnienia. - nie mówiąc nic więcej, ruszyła w kierunku chłopaków. 

    Dziewczyny ostatni raz spojrzały po sobie i na mnie, po czym obie jednocześnie ruszyły za Molly, kończąc tym samym naszą niezręczną rozmowę. Spojrzałam na różę, którą nadal trzymałam w dłoni, a która była sprawcą całego zamieszania i westchnęłam. Dziękowałam w myślach Molly za ratunek. Wiedziałam, że na pomoc i wsparcie przyjaciółki zawsze mogłam liczyć. Molly zawsze stawała w mojej obronie i liczyła się z moim zdaniem. Reakcja dziewczyn uświadomiła mnie tylko w jednym, że czegokolwiek pragnęłam, czegokolwiek chciałam od Logana, musiałam to jak najszybciej wybić sobie z głowy, inaczej faktycznie rozpętałabym piekło, którego wolałam uniknąć. Nie chciałam niepotrzebnych awantur, spięć i dziwnych spojrzeń, rzucanych w moim kierunku. Lepiej było to przerwać już na początku. Dlatego też zrobiłam coś, czego bardzo nie chciałam, a co było jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji – wyrzuciłam różę do najbliższego kosza na śmieci i dołączyłam do reszty.

    Przepraszam cię, Loganie. - powiedziałam tylko w myślach, przeczuwając, że ten nagły ruch z mojej strony sprawi mu przykrość. 

    Dołączyłam do grupy w momencie, w którym ustalone zostało, że najpierw idziemy do baru, ponieważ męska część zapragnęła spróbować miejskiego rumu, a dopiero później mięliśmy przenieść się na dach najwyższego budynku, gdzie znajdował się punkt obserwacji, skąd był wspaniały widok na całe miasto. 

    Gdy wzrok Logana spoczął na mnie, odruchowo odwróciłam twarz. Czułam, jak mi się przyglądał, jak czekał, aż nasze spojrzenia się skrzyżują. Domyślałam się, że musiał zauważyć nieobecność róży w mojej dłoni. Było mi z tego powodu wstyd. Raniłam go swoją obojętnością. Wiedziałam o tym. Dlatego nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Ale musiałam tak postąpić. Z pewnością głowę przepełniały mu myśli dotyczące tego, co zrobił źle, czym mnie uraził, że zdecydowałam się wyrzucić kwiat do kosza. Nic dziwnego, że miał natłok myśli. W końcu była między nami zgoda. Dogadywaliśmy się, rozmawialiśmy normalnie, ja ucieszyłam się, gdy wręczył mi różę... Nie przewidział, że kilka minut później wszystko okręci się o sto osiemdziesiąt stopni i napięcie między nami znów będzie mocno odczuwalne, a nasza relacja stanie się zbyt napięta i daleka od idealnej, daleka od przyjacielskiej. 

    W barze zamówiłam drinka. Wszystkie dziewczyny brały napój o nazwie Mojito, dlatego również się na niego skusiłam. Drink przede wszystkim miał do siebie to, że niewyczuwalny był w nim alkohol. 

    Słodycz cukru, kwasowość soku z limonki oraz świeże liście mięty dawały niepowtarzalny, uzależniający smak, a dodatkowo chłód, który wywoływały uderzające o siebie kostki lodu, powodował, że był zbawieniem w upalnym dniu. Łyk za łykiem pociągałam przez słomkę napój, delektując się jego smakiem i klimatem tego miejsca.

    Bar, który wybraliśmy, znajdował się w podziemiach, przez co wszędzie panował półmrok. Ściany pokryte starą cegłą oraz ciężkie dębowe meble sprawiały wrażenie, że pomieszczenie wydawało się ciężkie i mroczne; całość mimo wszystko stapiała się ze sobą idealnie. Gdzieniegdzie rozmieszczone światło i elektryczna muzyka wywoływały na moim ciele gęsią skórkę. Całość była jak rodem z jakiegoś horroru, gdzie w opuszczonej piwnicy w każdej chwili mogła nastąpić zaraz krwawa rzeź. 

    Logan siedział po drugiej stronie stołu, na wprost mnie, przez co miałam idealny widok na niego, a tym samym, niestety, on na mnie. Rzucaliśmy sobie wzajemnie co jakiś czas sekretne spojrzenia, które przeważnie ja ucinałam, szybko odwracając od niego wzrok. Nadal miałam z tyłu głowy myśl o wyrzuconej do kosza róży i to, jak podle go potraktowałam i w sumie w dalszym ciągu traktowałam, obrzucając go zimną obojętnością. Wiedziałam, że szukał ze mną kontaktu, że chciał porozmawiać, chciał wyjaśnień, dlaczego tak się zachowywałam, ale strach tkwiący w mym wnętrzu był silniejszy i powodował, że z każdym kolejnym jego spojrzeniem, miałam ochotę zapaść się pod ziemię lub uciec, gdzie pieprz rośnie, a najlepiej wsiąść w pierwszy lepszy autobus i wrócić do hotelu, by następnie zaszyć się w swojej sypialni, ukryć przed nim i przed resztą świata, i przeczekać, aż wszystko ucichnie. 

    Dziewczyny nie poruszyły już więcej tego tematu. Najwidoczniej wyrzucenie niewinnej roślinki do kosza je usatysfakcjonowało. Może faktycznie miały rację? Może błędem było przyjmować różę od Logana? Może faktycznie po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie było to najwłaściwsze? Masa pytań zalewała mi głowę. Jednak najgorsze było to, że ilekroć powtarzałam sobie w głowie, że kończyłam z Loganem, mój wzrok za każdym razem uciekał w jego kierunku, a serce przyspieszało swoje bicie, gdy w milczeniu, z ukrycia, przyglądałam się mu, jak pił, rozmawiał z resztą chłopaków, śmiał się, poruszał... I choć był moim własnym, prywatnym zakazanym owocem, w myślach pozwalałam sobie na więcej, ponieważ właśnie tam, w swojej powalonej głowie, tylko ja wiedziałam, co tak właściwie się działo, ponieważ tylko ja miałam dostęp do własnych myśli.

    - Pójdę jeszcze do toalety. - oświadczyłam, gdy uregulowaliśmy rachunek i zaczęliśmy szykować się do wyjścia.

    - W porządku. - przytaknęły dziewczyny.

    - Iść z tobą? - dopytała Molly, która od dłuższego czasu z niepokojem mi się przyglądała.

    - Nie trzeba. - uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i ruszyłam w kierunku toalet według wskazówek umieszczonych na ścianie.

    Żeby dostać się do damskiej toalety, trzeba było przejść na drugi koniec baru i wejść do wąskiego korytarza, w którym o mało nie dostałam zawału, gdy jedyna żarówka, która oświetlała korytarz, zaczęła niepokojąco mrugać. Złapałam za klamkę i szarpnęłam za nią, niemal wbiegając do damskiej toalety, w której na szczęście światło świeciło już normalnie. Zawał kolejny spadł na mnie, gdy spostrzegłam przerażające obrazki i napisy na ścianach, wyglądające, jakby ktoś palcami umazanymi krwią postanowił napisać wiadomość ostrzegawczą swojej kolejnej ofierze. Przełknęłam z trudem ślinę i przyłożyłam rękę do piersi, starając się uspokoić walące serce. Zrobiłam kilka głębokich wdechów, starając się w myślach przekonać własną psychikę do tego, by nie dała się za bardzo ponieść wyobraźni i nie zwariowała, po czym weszłam do pierwszej lepszej kabiny, dwa razy upewniając się, że dobrze się w niej zamknęłam. Nie chciałam, by ktoś nagle wszedł mi do środka. Wiedziałam, że gdyby coś takiego się wydarzyło, zeszłabym na zawał. 

    Spuszczając wodę, przez chwilę miałam wrażenie, że ktoś wszedł do toalety. Przez dłuższy czas stałam w bezruchu i tylko nasłuchiwałam, ale gdy nie pojawił się już żaden więcej niepokojący dźwięk, zbeształam się w myślach i wyszłam z kabiny. W umywalce umyłam ręce oraz opłukałam zimną wodą rozpaloną od nadmiaru wrażeń twarz, oraz szyję i dekolt. Podparłam się po bokach czarnej umywalki rękoma i starałam się doprowadzić do porządku. Spojrzałam w lustro, by sprawdzić, czy nadawałam się do wyjścia między ludzi i poczułam, że serce stanęło mi gardle. Powodem mojej reakcji w żadnym stopniu nie była bladość widoczna na mojej twarzy oraz szeroko otwarte oczy tylko to, co znajdowało się w lustrze, a właściwie odbijało się w niej i stało gdzieś za mną. Patrzyło wprost na moją osobę. A właściwie to nie było coś, a ktoś. Tym kimś był on, Logan. 

    - Co tu robisz? - zapytałam wprost zaraz po tym, jak odchrząknęłam i podeszłam po ręczniczek papierowy, by wytrzeć mokre ręce.

    Logan odepchnął się od ściany i stanowczym krokiem zmniejszył odległość między nami. 

    - Unikasz mnie. - oświadczył.

    - Nie. Skąd ten pomysł? - starałam się udawać, że wszystko było dobrze.

    - Unikasz mojego wzroku. Trzymasz się ode mnie na odległość.

    - Wydaje ci się. - wyrzuciłam zużyty ręczniczek do kosza zapełnionego śmieciami.

    Chciałam przejść i opuścić toaletę, ale zagrodził mi drogę. Stanęłam w miejscu i westchnęłam, bo wiedziałam, że nie wypuści mnie, aż nie usłyszy prawdy.

    - Dlaczego wyrzuciłaś różę, którą ci dałem? - zadał kolejne pytanie.

    - Zniszczyłam ją przez przypadek. - ponownie skłamałam, a wzrok skierowałam na drzwi pierwszej z brzegu kabiny. Nie chciałam, żeby dostrzegł w moich oczach kłamstwo.

    - Kłamiesz. - tak się jednak nie stało. Wyczuł fałsz w moich słowach, jakby był jakimś pieprzonym wykrywaczem kłamstw. - Co ci powiedziała Sandra z Dakotą.

    - Nic. - nie chciałam ujawnić mu mojej rozmowy z dziewczynami.

    - Kelly. - zmniejszył dystans między nami.

    - Naprawdę nic. - broniłam się, jak tylko mogłam, cofając się przy okazji, by utrzymać go na dystans.

    - Dlaczego ode mnie uciekasz? Boisz się mnie? - zmarszczył czoło, widząc, jak walczyłam o każdy centymetr dzielący nas.

    - Nie... - urwałam swoją wypowiedź, gdy wpadłam plecami na twardą ścianę. Byłam w potrzasku.

    - Sprawiły ci przykrość? - drążył.

    Spojrzałam ponownie w bok, gdy parzył na mnie tak intensywnie. 

    - Logan, proszę, nie chcę o tym mówić. - nalegałam, by odpuścił i dał mi spokój.

    - A więc coś ci powiedziały. Tak coś czułem. Co takiego?! - w jego głosie wyczuwalna była złość.

    - Logan...

    - Co ci powiedziały? - złapał mnie za brodę i zwrócił moją twarz ku sobie. - Kelly? - jego głos złagodniał, gdy w dalszym ciągu milczałam.

    Westchnęłam i pokrótce opowiedziałam mu o wszystkim. Logan słuchał mnie uważnie, a na jego twarzy szalała furia, wiedziałam jednak, że nie był wściekły na mnie. 

    - Nie spodziewałem się, będą do czegoś takiego zdolne. - odsunął się i zaczął przechadzać się nerwowym krokiem w tę i z powrotem po niewielkiej toalecie. - Po Sandrze jeszcze mogłem się tego spodziewać, ale nie po Dakocie. Jak ona mogła?! Jak one obie mogły?! - wykrzyczał, a dłonie zacisnął w pięści. - Kim one są, by mogły decydować o tym, czy wypada mi, czy też nie, dać ci przeklętą różę?! Jeśli bym chciał, mógłbym ci dać nawet tysiąc tych cholernych kwiatów, a im nic do tego! Jesteśmy dorośli i mamy pełne prawo postępować, jak chcemy! Ich nie powinno to interesować! Nikogo zresztą!

    - Proszę, nie krzycz. - zaczęłam się obawiać, że ktoś usłyszy jego wrzaski.

    - Czy ty rozumiesz, Kelly, co one zrobiły?! - wbił we mnie wzrok. - One zadecydowały za nas. Chcą decydować naszym życiem. Nie pozwolę na to. Nie zostawię tak tego! - ruszył w kierunku wyjścia.

    - Nie! - złapałam go za łokieć. - Proszę cię, Logan. Nie rób niepotrzebnej afery. - błagałam go.

    Nie chciałam żadnych spięć ani kłótni w naszej paczce, zwłaszcza że do wylotu z Hawany zostało raptem kilka dni. Niedługo mieliśmy się rozstać, nasze drogi na dobre miały się rozejść i sprawa zapowiadało się, że sama zamiecie się pod dywan. Nie było najmniejszego sensu wywoływać afery.

    - Kelly, to, że chodziłem z Sarą, nie oznacza, że teraz musimy traktować się jak obcy sobie ludzie. To, że nie jestem z twoją siostrą, nie powoduje, że od teraz z nikim z jej otoczenia nie mogę się przyjaźnić, czy dawać komuś kwiatów. To chore, że ktoś decyduje za nas. Poza tym jesteśmy wyłącznie znajomymi. Założę się, że gdybym wręczył ten cholerny kwiat Amandzie albo Naomi, nikt nie miałby o to żadnych pretensji, a już szczególnie Dakota i Sandra.

    - Myślę, że nie ma sensu w to wnikać. Wyrzuciłam już różę i po kłopocie.

    - Nie, Kelly. To, że wyrzuciłaś różę, nie rozwiązuje problemu. Dakota zachowała się nie w porządku. Rozumiem, że Amanda to jej przyjaciółka i chce dla niej jak najlepiej, i że ubzdurała sobie coś na temat tego, że flirtuję z Amandą, co jest nieprawdą, ale to nie jest powód od razu do tego, by postępować w tej sposób. Mam prawo robić, co chcę i ty tak samo, i nikt nie ma prawa nam niczego zabraniać, a już tym bardziej decydować za nas. Jesteśmy zwykłymi znajomymi, Kelly. - położył swoje ciężkie dłonie na moich ramionach i zrównał ze mną wzrok.

    - Tak, znajomymi. - z jakiegoś powodu zrobiło mi się przykro na jego słowa, ale postanowiłam nie pokazywać tego po sobie. Zamiast tego przywołałam na usta nieszczery uśmiech i przyznałam mu rację.

    - Chodźmy. - razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

    Reszta dnia minęła na szczęście bez większych przygód. Przyłapywałam czasami Logana na tym, że patrzył wrogo na Dakotę i Sandrę, ale jak tylko jego wzrok spoczywał na mnie, widziałam, jak walczył sam ze sobą, by odpuścić i na moją prośbę nie drążyć tego tematu. Byłam mu wdzięczna, że powstrzymał się i nie naskoczył na dziewczyny. Z pewnością po awanturze relacje w grupie, tylko by na tym ucierpiały i byłyby niezręcznie. Najbardziej przerażała mnie myśl, że jego przyjacielska relacja z Tonym również mogłaby na tym ucierpieć; w końcu ta dwójka traktowała się jak rodzeństwo, a Dakota, jakby nie patrząc, była w związku z Tonym. Z pewnością gdyby między Loganem a Dakotą doszło do jakieś awantury, Tony znalazłby się w nieciekawym położeniu. Wolałam tego uniknąć. Durny kwiat nie powinien być powodem do aż tak poważnych awantur. Poza tym, tak, jak Logan powiedział, byliśmy wyłącznie parą znajomych i tego powinniśmy się oboje trzymać. 

    - Było super. - wypaliła Molly, po jakieś godzinie wspólnego leżenia na kanapie w salonie w naszym apartamencie, pozwalając naszym obolałym stopom dojść do siebie po przebytym maratonie.

    - Oj tak. Pomimo bólu stóp, było warto zwiedzić to miasto. - i pomimo nieprzyjemnej afery, jaka wynikła niespodziewanie z powodu tego, że Logan postanowił być miłym i wręczył mi różę, było naprawdę super.

    - Idę pod prysznic. - oświadczyła i wstała ociężale z kanapy, w momencie, w którym rozbrzmiało pukanie do drzwi.

    Molly spojrzała w kierunku drzwi, a jej lewa brew powędrowała do góry.

    - Kogo tam niesie o tej porze? Przecież nie umawiałyśmy się z nikim. - zdziwiła się.

    Na jej słowa wzruszyłam tylko ramionami i patrzyłam, jak przyjaciółka ruszyła w kierunku drzwi. 

    Otwarła je i przez chwilę prowadził z kimś dialog, z jakimś mężczyzną. Rozpoznałam męski głos, jednak nie rozumiałam, co mówił, ponieważ słowa przez dzielącą nas odległość były dla mnie niezrozumiałe. Na dodatek niczego nie widziałam, gdyż skrzydło drzwiowe mi wszystko zasłaniało.

    Podniosłam się na kanapie do siadu, w momencie, w którym Molly nogą zatrzasnęła za sobą drzwi i stanęła przodem do mnie.

    - Czy powinnam o czymś wiedzieć? - wypaliła, wbijając we mnie stanowczy wzrok.

    Przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam na rzecz, która spoczywała w jej dłoni. Molly podeszła do mnie i wręczyła mi czerwoną różę oraz niewielkich rozmiarów kopertę. 

    Spojrzałam na dziewczynę, po czym otwarłam kopertę i wyjęłam z niej biało-srebrną karteczkę, w której znajdował się sekretny liścik. Wstrzymałam oddech i zajrzałam do środka, ciekawa tego, co skrywało się w środku.

Nikt nie będzie mi mówił, komu mogę dawać kwiaty, a komu nie. L".

    Przeczytałam króciutką wiadomość, spojrzałam na spoczywającą mi na udach różę, a na końcu wbiłam wzrok w przyjaciółkę.

Continue Reading

You'll Also Like

1.1K 56 11
Przedstawiam wam Rachel Wiliams młodą kobiete która w wieku 19 lat musi podjąć wiele ciężkich decyzji. Mało tego, dziewczyna dowiaduje sie że jej ma...
25K 749 46
Wszystko zaczyna się i kończy w określonym miejscu, a błędy oraz wybory naszych przodków wpływają na nasze teraźniejsze życie. Młoda dziewczyna imien...
1M 40.5K 32
Clara jest zwykłą młodą kobietą, która pewnego dnia traci dach nad głową. Znajduje pracę u bogatego starszego małżeństwa gdzie poznaje ich syna-Erica...
15.7K 318 15
By zrozumieć tą historię proszę o przeczytanie 1 części tej książki, która jest na moim profilu. Historię mojej mamy znacie więc co ja wam będę jesz...