Gdy nastanie jutro Tom 1

By lawendaa_

271K 5.7K 2.2K

I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, któr... More

Playlista
Dedykacja od serca i z sercem
Prolog
1. Kłamstwo i prawda.
2. Pomocna dłoń.
3. Wszystko.
4. Rozjaśnione niebo.
5. Zawsze słuchaj.
6. Rzeczywisty koszmar.
7. Szacunek.
8. W nocy wszystko staje się lepsze.
9. Nie wiesz ile o mnie nie wiesz.
10. Nie umiem zapominać.
11. Była słońcem. Dla mnie.
12. Kapcie króliczki i pan parówka.
13. Pamiątkowe zdjęcie.
14. Makaron.
15. Cel?
16. Niebo pełne gwiazd.
17. Dwie paczki żelek.
18. Cholerny uśmiech i spokój deszczu.
19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.
20. Czułe miejsce.
21. Myślał, że odpuściłam.
22. Słowa mają ogromną moc.
23. Nikt nigdy.
24. Zawsze kończy się to, co się zaczyna.
25. Dylan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.
26. Pomożesz mi z bólem?
28. Przeszłość zazwyczaj jest okropna.
29. Woda.
30. Na zawsze i na każde kolejne jutro.
31. O tobie nie da się zapomnieć.
32. Przed faktem dokonanym.
33. Najbardziej zaśmiecony ocean.
34. Niewypowiedziane myśli o Ily.
35. Sztywniak i Różyczka powracają z ciemnością.
36. Okrutne okrucieństwo świata.
37. Najlepsze i jednocześnie...
38. Przystojny chłopiec i początek Wivans.
39. Szczerość aż do bólu serca.
40. Czy to prawda? D.N.W.
41. Czy to prawda? E.M.E.

27. Piękny, tak jak ty.

5.9K 131 34
By lawendaa_

Zapraszam was na Instagram postaci z Gnj który jest tutaj na moim profilu! Wstawiam od nowa bo poprawiam.

Również zapraszam na moją nową inną książkę „Masked Bloody Sins"❤️💋 Tam będzie mocno

Miłego czytania!

Czwartek,
26 grudnia 2019r.

W jednej dłoni trzymałam dużą torbę, a na przeciwne ramię zawiesiłam mały plecak w którym miałam różne pierdoły. Spojrzałam na siebie ostatni raz w lustrze. Czarne dresy i czarna bluza otulały moje ciało. Włosy związałam w kitkę, na twarzy ani grama makijażu, bo po co miałam go robić. Była siódma rano, a ja w aucie będę spać, choć boję się przy Williamsie. Mam nadzieję, że nie skończę z zielonymi włosami.

Wyszłam z pokoju i powolnym krokiem zeszłam po schodach. Na dole czekała moja mama. Z moją rodziną pożegnałam się jakieś kilkanaście minut temu, ponieważ już wyjeżdżali. Dzisiaj pojechali do drugiej części rodziny.

— Uważaj na siebie — powiedziała mama, poprawiając kaptur mojej bluzy. — Nie wierzę, że się zgodziłam.

— Najlepiej jakbym siedziała w domu? — westchnęłam z irytacją, ale i małym uśmiechem.

— Wiesz, że nie. Sama bardzo rzadko gdzieś jechałaś — uśmiechnęła się, a jej oczy wyrażały pewną uwagę w moją stronę. — Niedługo kończysz osiemnastkę, więc...

— Nie przypominaj mi — przerwałam jej.

— No dobrze, leć, trzymaj się i zadzwoń chociaż raz — powiedziała na pożegnanie i mnie lekko przytuliła, co odwzajemniłam.

Właśnie jadę na długi weekend z przyjaciółmi Dylana. Będą również Cameron i Lucy, z tej drugiej osoby nie jestem zadowolona. A, że znajomi Dylana ich polubili, a Luke patrzy częściej na blondynkę niż powinien, to jadą. Jedziemy do jakiegoś hotelu blisko stoku narciarskiego. Jak dobrze, że dwa razy byłam z mamą na nartach i umiem jeździć. Podobno nasza podróż będzie trwała około cztery godziny.

Podążyłam do holu, kiedy moja mama wróciła do sypialni, zanim jednak do niej weszła, pożegnała się słownie z Dylanem. Położyłam swoje rzeczy w korytarzu, zerkając na bruneta. który uśmiechnął się wrednie w moją stronę, po czym wyszedł na dwór. Wywróciłam oczami i zaczęłam zakładać buty. Potem ubrałam kurtkę i czapkę. Musiałam tylko przejść z domu do samochodu. Zabrałam torbę i plecak, ociągając się, opuściłam budynek żeby wyjść na okrutnie mroźną pogodę. Chłopak stał przy otwartym bagażniku, coś tam w nim robił, zapewne układał swoje rzeczy. Podeszłam do niego, próbując podnieść torbę do góry. Cały czas taszczałam ją częściowo po ziemi, więc było to awykonalne. Zimowe ubrania są ciężkie. Dylan bez słowa zabrał ją ode mnie i włożył do bagażnika. Podziękowałam skinieniem głowy i jak najszybciej mogłam, wsiadłam do środka pojazdu na miejsce pasażera. Miałam stracha przed jeżdżeniem i to jeszcze z Williamsem. Jednak starałam się trzymać.

Po chwili opuściliśmy posesje i kierowaliśmy się prosto do celu. W między czasie napisałam wiadomość na grupie, że wyjechaliśmy i zapewne zobaczymy się na jakimś przystanku. Zdjęłam odzież wierzchnią i rzuciłam ją do tyłu. Chyba później zasnęłam.

***

Obudziło mnie lekkie szturchnięcie. Wymamrotałam coś niezrozumiałego i otworzyłam oczy. Mój obraz powoli się wyostrzył, zobaczyłam mojego kierowcę.

— Żebyś mi auta nie obśliniła — parsknął nieco wrednie.

Przekręciłam głowę w jego stronę, po czym pokazałam środkowego palca. Uśmiechnął się kącikiem ust, wyłączając silnik.

— Gdzie jesteśmy? — zapytałam, widząc przed sobą parking.

— Postój na McDonald's.

— O fuj — skrzywiłam się z obrzydzeniem.

— Też nie przepadam, ale wolę zjeść choć trochę.

— Nie przepadam to za mało powiedziane. Ja tego nienawidzę — podkreśliłam. — Zostaję tutaj. Nie będę mogła wytrzymać smrodu tego obrzydlistwa.

Skinął głową, po czym opuścił auto, przez co chłód wleciał do środka mimo włączonego ogrzewania. Obserwowałam jak szedł do wejścia restauracji. Reszta zapewne była w środku, bo nigdzie ich nie widziałam. Przeciągnąłem się, ze swojego plecaka wyjęłam książkę i otworzyłam na stronie na której ostatnio się zatrzymałam.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Przeczytałam z dwadzieścia stron, szokujących zachowań bohaterów. Alison to wredna suka, nie wie, że ma kolejnego wroga. Nienawidźmy wszyscy Alison.

Mój telefon zaczął dzwonić, więc sięgnęłam po niego pod udo. Dzwonił do mnie Cameron. Podniosłam głowę do góry, aby zajrzeć za szybę. Zmarszczyłam brwi, odbierając połączenie.

— Halo? — mruknęłam.

— Halo, Emily, obudziłem cię? — dotarł do mnie trochę zagłuszony głos przyjaciela.

— Nie obudziłeś, bo już nie spałam — odparłam, po czym jak na zawołanie ziewnęłam.

— Jak to?

— Co jak to?

— Dylan mówił, że śpisz i mamy cię nie budzić. Specjalnie poszedłem do toalety  żeby nie opierdolił mnie, że cię budzę.

Bardziej zmarszczyłam brwi z dezorientacji, choć nie wiem czy było to jeszcze możliwe.

— Serio Dylan wam zakazał mnie budzić?

— No tak — potaknął. — Coś jest na rzeczy, Emily? — rzekł szelmowskim tonem. Mogłam się założyć, że poruszył zabawnie brwiami.

— Nie, nic nie jest — odpowiedziałam pewnie. — Chociaż... — zaczęłam, ale nie było mi dane dokończyć.

Chciałam powiedzieć, że Williams mnie pocałował.

— Z kim rozmawiasz? — usłyszałam znajomy męski głos w słuchawce.

Dylan.

— Z mamą — prawie parsknęłam na odpowiedź Smitha.

Nastała chwilowa cisza, przez którą minimalnie się stresowałam.

— To dziwne, bo nie mogę się dodzwonić do Evans, jakby właśnie z kimś rozmawiała — powiedział dupek.

— Nikt cię o to nie pytał! — podniosłam głos zdenerwowana.

— To był podstęp, aby się dowiedzieć czy z tobą rozmawia. Wiedziałem, że się odezwiesz — odpowiedział pewnym siebie i zadowolonym głosem Williams.

Otworzyłam usta. Miał cholerną rację. Nie mogłam się nie odezwać. Jeszcze większy dupek!

— Zabiorę ci samochód i odjadę bez ciebie! — uniosłam się, nie dbając o to czy Cam ogłuchnie.

— Daj mi ją do telefonu.

— Nie waż się, Cameron! — zaprotestowałam szybko, słysząc po drugiej stronie kszy kszy.

Kszy kszy boli w uszy.

— Nie pojedziesz, bo nie masz prawka i nawet nie wiesz gdzie jest gaz — ściszył nieznacznie prześmiewczy ton głosu, gdy przejął telefon.

— Mylisz się, Dylanie. A poza tym, nie zabrałeś kluczyków, pamiętasz? — odparłam rozbawiona z chytrym uśmieszkiem, zamykając książkę, po czym odpięłam pas.

— Nie odważysz się — rzekł trochę złowrogim tonem, a ja odłożyłam książkę na tylne siedzenia.

— Powinieneś na tyle mnie znać, by wiedzieć, że jestem do tego zdolna — odrzekłam tajemniczo i psotnie.

Szybko się rozłączyłam i przesiadłam na fotel kierowcy, przechodząc nad biegami. Nie miałam czasu, aby ustawić fotel odpowiednio do mojej osoby. Samochód był odpalony, ponieważ musiałam mieć włączone ogrzewanie, jeśli nie, tobym zamarzła. Wydawało mi się, że po prawej stronie jest gaz, a pośrodku hamulec. Tylko mi się tak zdawało, i miałam taką nadzieję. Kątem oka widziałam jak wysoka postać wyszła z restauracji, zmierzając żwawym krokiem w moją stronę. Opuściłam w dół ręczny jedną ręką, potem obie wylądowały na kierownicy, mocno się na niej zaciskając. Wcisnęłam lekko przycisk stopą, który okazał się gazem, więc miałam rację i szczęście. Wiedziałam również, że muszę lekko co jakiś czas naciskać sprzęgło, które było po lewej stronie, bo jedynie ono zostało. A więc jeśli miałam rację co do gazu, to co do hamulców również.

Ruszyłam do przodu w wolnym tempie, na co Williams zatrzymał się niedaleko. Uśmiechnęłam się pod nosem, co na pewno widział. Wyjechałam z miejsca parkingowego i dodałam nieco gazu, aby dojechać do chłopaka. Widziałam jak przejechał otwartą ręką po twarzy zrezygnowany. Obok niego pojawili się nasi znajomi, którzy zdezorientowani patrzyli na mustanga którego prowadziłam.

Naprawdę nie wierzył, że jestem do tego zdolna?

Przyciskiem zamknęłam wszystkie drzwi, aby Dylan nie mógł wejść. Zatrzymałam się tuż obok znajomych, Williams od razu złapał za klamkę, ale drzwi nie ruszyły.

— Otwieraj — syknął.

Otworzyłam delikatnie szybę, rzucając:

— Ja się nie odważę? Chyba mnie z kimś pomyliłeś, durniu — wyzwałam i uśmiechnęłam się, patrząc na niego przez szybę w górę.

Uniósł brwi, posyłając mi znudzone spojrzenie. Wskazał głową na kierownice, więc na nią popatrzyłam, a bardziej na moje dłonie. Trzęsły mi się przez to co ostatnio się wydarzyło, bałam się. Przełknęłam ślinę, jednak starałam się nie wracać do poprzednich zdarzeń. To przecież Dylan zemdlał z niewyjaśnionych przyczyn, ale auto się nie rozbiło ani nie było uszkodzone.

— Emily, nie myślałem, że umiesz prowadzić — spojrzałam na Jordana, który pojawił się obok kumpla. — A tak w ogóle to cześć.

Przywitałam się ze wszystkimi przez szybę, którą otworzyłam trochę bardziej. Komentowali moją małą przejażdżkę, jedynie Lucy była cicho i nawet na mnie nie patrzyła. Bolało, że nie wyrażała żadnych chęci. Nie zamierzałam znów być tą, co robi wszystko pierwsza, dlatego starałam się tym nie przejmować. Po chwili wszyscy, prócz Dylana, oddalili się do swoich pojazdów. Chłopak powiedział, aby na nas poczekali na co ja prychnęłam.

— Dasz mi wsiąść do mojego auta czy będę tutaj tak stać i cię błagać? — spojrzałam na mizerną minę chłopaka, który oparł ramiona na krawędzi otwartej szyby.

Musiał się schylić, by zajrzeć bardziej do środka. Wpatrywał się we mnie oceanicznymi tęczówkami. Włosy miał roztrzepane w fajny sposób. Uszy jak i nos miał delikatnie czerwone z zimna, co dodawało mu uroku. Kołnierzyk zapiętej do samego końca kurtki, lekko dotykał jego zarysowanej szczęki.
Zwilżył malinowe wargi językiem.

Kurwa mać.

Wyglądał ładnie.

— Chciałabym popatrzeć jak mnie błagasz. Byłoby śmiesznie — odparłam prześmiewczo, zakładając ramiona na klatkę i oparłam się plecami o fotel.

Ja nie błagam — szepnął z ledwo zauważalnym uśmiechem, poruszając szczęką.

— To po co zadajesz takie pytanie?

— Byłem ciekaw co wybierzesz, jak i tego co cię kręci — odparł nonszalancko, dumny z siebie.

Nie miałam czasu na zastanowienie się, ponieważ jego ręka sięgnęła do wewnętrznej klamki drzwi. Otworzył je sprawnie, po czym oparł się jednym ramieniem na ich rogu, lekko garbiąc. Nie spuszczał ze mnie uważnego wzroku.

— Mogłeś otworzyć je od razu — stwierdziłam, marszcząc brwi.

— Owszem, ale chciałem zobaczyć jak się produkujesz.

— Wiesz co, mogłam jednak stąd spierdolić abyś nie miał czego założyć na dupę — warknąłem, a następnie na moich ustach pojawił się szeroki, fałszywy uśmiech.

Przewrócił oczami, ale tego nie skomentował. Przeniosłam się na siedzenie pasażera, wzdychając z irytacji. Ruszyliśmy w dalszą drogę, wjeżdżając z powrotem na autostradę.

— Muszę chyba już podejść do egzaminu praktycznego na prawo jazdy — powiedziałam nagle z zastanowieniem.

— Zdałaś już teorie, że o tym myślisz? — zdziwił się, unosząc brwi i nie odrywając oczu od jezdni.

— Zdałam ją na początku wakacji. Trochę się boję praktyki, ale co nieco wiem. Na początku wakacji, mama pokazała mi co gdzie jest w samochodzie. To dlatego wiedziałam jak w ogóle ruszyć — wyjaśniłam z małym uśmiechem, obserwując widok za oknem.

— Jeśli chcesz, to przed praktyką, mogę cię trochę pouczyć.

— No tak, bo ty przecież bierzesz udział w tym całych, pożal się Boże, wyścigach — parsknęłam, czym również zawtórował.

***

Ciężko było podjechać pod nasz hotel. Był on na wzgórzu, a śliska droga i śnieg nie pomagały w podjechaniu na górę. Zaparkowaliśmy na parkingu, który należał do naszego hotelu. Ubrałam się w ciepłe rzeczy żeby wyjść na zewnątrz. Zawiesiłam plecak na ramię i wysiadłam z pojazdu. Nogi mnie niemiłosiernie bolały. Śnieg lekko kruszył z nieba, jednak warunki pogodowe sprzyjały narciarzom czy snowboardzistą. Zostało wybrane takie miejsce, ponieważ dosłownie trzeba było przejść kilkanaście kroków w dół i mieliśmy już stok narciarski. Było widać jego kawałek z parkingu. Nie mogłam się doczekać, aż pojeżdżę na nartach.

Clara i Logan poszli do recepcji ogarnąć nasze rezerwacje. Miałam pokój z przyjacielem i niestety z Lucy. Nie widziało mi się to, ale no cóż. Cameron to nasz przyjaciel i chyba żadna z nas nie chciałaby jego tyłka ani nóg.

— Kurwa — westchnęłam ciężko, gdy już nie dawałam rady trzymać swojej wypchanej po brzegi torby. — Weź to, bądź dobry — poprosiłam Dylana, który był najbliżej.

— Teraz mam ci pomóc, a wcześniej chciałaś zabrać mi auto — parsknął, idąc nadal do przodu.

— Oj dobra, to żarty przecież — powiedziałam lekko oburzona, przystając, bo naprawdę nie dawałam rady.

Parking był nieco niżej niż hotel. Musieliśmy dojść do niego jeszcze w górę kilka kroków. Moja kondycja umierała, no i miałam ze sobą ciężką torbę.

Brunet w końcu przystanął i jak na dżentelmena przystało, odebrał ode mnie bagaż. Poczułam ogromną ulgę, teraz w spokoju mogłam iść.

Weszliśmy do środka budynku. Logan i Clara rozdali nam kluczyki. Każdy miał numerek zbliżony do siebie, więc nie musieliśmy daleko do siebie chodzić. Pokój Dylana, Jordana, Logana i Luke'a, był naprzeciwko mojego z przyjaciółmi, więc nie musiałam brać jeszcze torby od Dylana. Wspięliśmy się po schodach. Dopiero kiedy Cam otworzył nasz pokój, odebrałam swoją własność i podziękowałam mruknięciem. Trzy łóżka stały w niedużej od siebie odległości. Zdjęłam kurtkę i padłam na łóżko najbliżej okna, a zarazem najdalej od drzwi.

— Zajmuję — zaklepałam.

***

Z kilka godzin później rozdaliśmy sobie nawzajem prezenty. Złożyliśmy sobie życzenia drugi raz, bo w dzień wigilii wymieniliśmy się krótkimi wiadomościami na grupie. Mój prezent dla wszystkich okazał się dobry. Każdy od razu założył bransoletkę na nadgarstek, oprócz Dylana, ale nie zamierzałam się tym przejmować.

W ten wieczór przyjazdu, wybieraliśmy się na kolację. Zarezerwowaliśmy stolik w nieznanej mi karczmie, bo jednak dla takiej ilości osób ciężko byłoby znaleźć taki duży stół ot tak. W hotelu mieliśmy załatwiony bufet na śniadania jak i obiadokolację. Na śniadanie się nie załapaliśmy, a przecież wieczór mieliśmy zaplanowany.

Przeglądałam się w lustrze w swojej tymczasowej łazience. Na takie parszywe zimno, nie miałam nawet zamiaru zakładać sukienki. Prędzej bym zjadła cebulę niż założyła kieckę na taki mróz.

Żart.

Wolałabym się poświęcić niż zjeść to niedobre warzywo. Nigdy tego nie zjem.

Założyłam biały sweter, który prezentował się ładnie, a nie jak taki na jakąś starszą panią. Mój był nowoczesny, jeśli tak mogę go nazwać. Spodnie były eleganckie i nawet cienkie z czarnej wiskozy. Nie były to spodnie na zimę, więc pod spodem założyłam grube rajstopy.

Moja babcia była by dumna, że ubrałam rajstopy, których nienawidzę.

Jako dodatki założyłam srebrny wisiorek, który mam niemal zawsze, oraz pierścionki, nowe i stare. Dostałam dwa na święta. Jeden od mamy i jeden od Carsona za co dziękowałam mu potem pół dnia, bo czułam się trochę głupio z tak drogim prezentem. Od mamy dostałam pierścionek z fioletowym bratkiem. Bratek był platerowany różowym złotem. Miał dwa płatki ozdobione lśniącą mozaiką. Kamienie jakie na nim były to cyrkonie. Obrączka imitowała łodyżkę. Za to ten od Carsona, był cały srebrny i jeszcze bardziej delikatny. Miał on zbiór roślin, posiadał trzy osadzone kamienie w kształcie płatków. To nie tak, że ja to wszystko wiem. Czytałam na stronie internetowej.

Zapytałam się Clary czy umie robić dwa dobierane warkocze. I tak oto na mojej głowie powstały dwa warkocze, które ostatnim razem miałam zrobione w wakacje przez moją mamę, Sophie. Jako swój makijaż, pod oczy nałożyłam korektor, a na policzki róż. Potraktowałam rzęsy zalotką i tuszem, ułożyłam brwi. Na koniec posmarowałam usta balsamem, który zawsze mam przy sobie. Bez niego, nigdzie się nie ruszam.

Oczywiście cały mój ubiór musiała popsuć ciepła kurtka, szalik i czapka. A buty zimowe chyba były z tego najgorsze. Były białe, sporo za kostki i do tego brudne.

Wyszliśmy z pokoi o ustalonej godzinie. Wsiedliśmy do aut w innych składach. Do pojazdu Dylana, wsiadła jeszcze z nami Clara i Max. Więc dzięki nim nie pożarłam się z brunetem w żadnej kłótni, bo cały czas rozmawiałam z ciemnowłosą blondynką na tylnich siedzeniach.

Po kilkunastu minutach weszliśmy całym składem do typowo górskiej karczmy. Pierwsze co mi przyszło na myśl, to to że mam ochotę napić się szampana, a potem taszczać po ścianach hotelu by dotrzeć do pokoju. Powiesiliśmy swoje kurtki na mocnych hakach, przyczepionych do ściany. Usiedliśmy przy stole na uboczu, dzięki temu będziemy mogli mieć więcej prywatności. Siedziałam pomiędzy Cameronem a Clarą. Naprzeciwko mnie usiadł Dylan na co przewróciłam oczami, ten tylko uśmiechnął się pod nosem. Nie umknęło mi, że miał na sobie czarną koszulę. A ja, kurwa, uwielbiałam a wręcz kochałam czarne koszulę. Dwa pierwsze guziki miał odpięte. Mogłam przyznać, że prezentował się gorąco.

Jednak mój sweter był złym wyborem.

Podeszła do nas młoda kelnerka i rozdała karty dań. Logan zaczął ją zagadywać o jakieś pierdoły, przez co uśmiechnęłam się, wyczytując dania z menu. Chłopak próbował z nią filtrować, ale dziewczyna niezbyt śmiało mu odpowiadała. Chyba wpadła mu w oko, ponieważ poprosił o jej numer, który dostał.

— Biedna dziewczyna — skomentował z westchnięciem Max, powstrzymując uśmiech, kiedy kelnerka odeszła.

— A weź spierdalaj — rzucił do niego Roy, obrzucając go krytycznym spojrzeniem.

— Ładna była — rzekł Jo.

Logan wystrzelił palcem w jego stronę i powiedział, mrużąc powieki.

— Ani się waż!

— Powiedziałem tylko, że była ładna, a nie, że ci ją zabiorę — wywrócił oczami Wilson.

— Pierdu pierdu — mruknął Logan sam do siebie, zamykając kartę.

— Poleci na twój kolczyk — Luke puścił oczko do kumpla.

— No jasne — odpowiedział pewny siebie chłopak z wspomnianym kolczykiem w wardze.

— Było kiedyś tak, że jakaś dziewczyna nie mogła się od ciebie przez niego oderwać? — zapytał nagle Maximilian.

— Każda, stary — odparł nonszalancko, na co wybuchliśmy śmiechami.

Niedługo potem wróciła do nas kelnerka. Zebrała od nas zamówienia. Zamówiłam pierś grillowaną na której miało być jajko sadzone i do tego pieczone ziemniaki. Spytałam blondynki obok czy chce szampana, więc go zamówiłyśmy. Znów mogliśmy powrócić do luźnych rozmów.

Czułam się dobrze z tymi ludźmi.

***

Po długiej kolacji i małym deserze w postaci lodów, powoli wróciliśmy do hotelu. Próbowałam być cicho, bo była prawie dwudziesta druga, lecz było to ciężkie przez moją głupawkę i szampana. Ale żeby nie było, to nie tylko ja byłam odklejona! Wszyscy zaszyliśmy się w pokoju czwórki chłopaków, bo był on największy. Siedziałam na podłodze obok Cam'a. Chłopaki gadali jakieś głupoty przez alkohol, który co chwilę sobie dolewali. W pewnym momencie Jordan zaczął się rozbierać i chyba chciał zatańczyć nam striptiz. Logan z Lukiem go dopingowali, ale Clara posadziła przyjaciela na dywanie, kręcąc na niego głową. Jordan wydął wargi, obracając głowę w przeciwną stronę jak małe dziecko na co wybuchliśmy śmiechami. Wszystko było milion razy zabawniejsze.

Po może jakiejś godzinie, powiedziałam, że idę do pokoju który był naprzeciwko, byłam zmęczona. Zamknęłam za sobą drzwi, kleiły mi się powieki, więc od razu poszłam do łazienki. Ziewałam, zmywając makijaż, a potem jak myłam zęby. Musiałam wyjść z łazienki specjalnie po swoją piżamę. Składała się ona z długich i lekkich spodni w czerwoną kratę oraz z czarnej koszulki. Związałam warkocze w koka i weszłam pod prysznic. Pod nosem nuciłam jakieś piosenki, które tylko nasuwały mi się na język. Umyłam ciało swoim cytrynowym żelem, po czym spłukałam pianę. Po wyjściu z kabiny, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam. Rozplątałam koka, a warkoczyki zostawiłam, bo było mi w nich wygodnie. Zebrałam swoje rzeczy i opuściłam pomieszczenie. Niemal pisnęłam na widok Williamsa leżącego na łóżku, które sobie wybrałam. Moje rzeczy wypadły mi z rąk, na co zirytowana przy nich kucnęłam.

— Dobrze się czujesz? — warknąłem na niego nie patrząc. Zebrałam rzeczy do swoich rąk i znów ustałam na nogach. Popatrzyłam w jego stronę, a dokładniej w jego oczy. — Jak tutaj w ogóle wlazłeś?! Zamknęłam drzwi! — ożywiłam się, choć w głębi na serio byłam zmęczona.

— Problem w tym, że nie zamknęłaś.

Przyznaję, że coś mnie uwierało z tyłu głowy, ale nie wiedziałam co. Zamknęłam drzwi, ale jednak nawet nie przekręciłam klucza. Po prostu cudownie.

Obrzuciłam bruneta niemiłym spojrzeniem i podeszłam do drewnianej szafy. Tam się rozpakowałam, każdy z nas zajął jakąś część. Ja miałam swoje dwie półki, dlatego właśnie na jedną z nich odłożyłam swoje ubrania, wcześniej je składając. Obok szafy leżały moje kapcie, więc założyłam je na stopy.

— O której jutro idziemy na stok? — spytałam, zamykając drzwiczki szafy. Odwróciłam się w kierunku chłopaka.

— Śniadania są od ósmej do dziesiątej, więc zapewne pójdziemy jakoś o dwunastej.

Kiwnęłam głową w zrozumieniu i sięgnęłam po mój balsam, który leżał na niedużym stole przy ścianie, a raczej biurku. Posmarowałam usta, podchodząc do mojego tymczasowego łóżka.

— Spadaj stąd. Ja tutaj śpię — rozkazałam szorstko i rzuciłam pomadkę na szafkę nocną.

— Zmieścimy się oboje — ściszył ton, przesuwając się w stronę ściany.

Łóżko było pojedynkiem, więc ledwo co to dało. Dylan to nie był drobny chłopaczek, a nawet masywny chłopak, liczący prawie dwa metry wzrostu. Stopy wystawały mu za krawędź łóżka.

— Powtórzę jeszcze raz żebyś zrozumiał — westchnęłam, podłączając telefon do ładowarki. — S-p-a-d-a-j s-t-ą-d — przeliterowałam jak małemu dziecku.

Założyłam ramiona na biust, patrząc na niego oczekująco. Widziałam i wiedziałam, że nie zamierzał się ruszyć. A ja nie mogłam się położyć w innym łóżku, bo moi współlokatorzy też musieli gdzieś spać.

— Rządzisz się — mruknęłam, odchylając kołdrę.

— Może trochę.

Położyłam się obok, przykrywając po ramiona pościelą. Odwróciłam się plecami do Williamsa, zamykając oczy.

— Idź do siebie — mruknęłam, a potem ziewnęłam.

— Nie sądzisz, że za dużo tam ludzi, aby spać?

Już nie odpowiedziałam, bo byłam na skraju snu. W miarę świadoma, poczułam ruch za plecami i tors który do nich przyległ. Wzdrygnęłam się lekko na dotyk na ramieniu, który przeszedł na moją dłoń wystającą spod kołdry. Moja lewa ręka utonęła w mocnym, aczkolwiek nie bolesnym, uścisku przyjemnie szorstkiej oraz dużej dłoni. Pochłonęłam się w sen, a w nim nawiedziły mnie koszmary z dzieciństwa.

***

Kolejnego dnia obudziłam się bez żadnej osoby w moim łóżku. Niby od niechcenia spytałam Camerona czy ktoś tutaj był jak przyszedł. On nie pamiętał, więc odpowiedziała mi Lucy, która była w trochę lepszym stanie niż nasz przyjaciel. Nikogo nie było jak przyszli, a przez kaca nie wypytywali mnie o co chodzi.

O dziewiątej trzydzieści wyszłam jako pierwsza z pokoju na śniadanie. Ubrana w szare dresy, czarną koszulkę oraz w roztrzepanych warkoczach i bez makijażu, zeszłam na dół schodami do stołówki. Pomieszczenie było nawet spore, więc nie opłacało mi się mówić chociaż z uprzejmości „Dzień dobry", bo każdy był zajęty sobą. Dojrzałam w oddali duży stół, dlatego żeby potem go zająć, od razu poszłam do bufetu szwedzkiego. Na swój talerz nałożyłam jajecznicę, pieczywo, jakieś warzywa, plasterek sera i kawałek masła. Wzięłam również zestawy sztućców dla wszystkich. Zrobiłam sobie herbaty po czekaniu w małej kolejce i usiadłam przy stole. Zajęłam miejsce po środku, twarzą do drzwi stołówki. Wyjęłam telefon z kieszeni dresów, w drugiej nabierając na widelec jajecznicę. Clara na grupie zapytała czy ktoś zszedł na śniadanie, więc odpisałam, że ja jestem i zajęłam nam stół. Zdążyły minąć dwie minuty, a przez drzwi wszedł Dylan, Clara i Max. Dziewczyna pomachała wesoło w moją stronę, na co odmachałam również Davisowi, który  mnie zauważył. Williams jedynie na mnie spojrzał, posłałam mu prześmiewczy uśmiech. Wskazałam im ręką na sztućce, które wzięłam żeby nie wzięli ze sobą kolejnych. Clara kiwnęła głową, cała trójka zniknęła za cienką ścianką gdzie krył się bufet.

Zrobiłam sobie dwie kanapki z tym co miałam, kiedy z mojego talerza zniknęła jajecznica. Chwilę później usiadł obok mnie Dylan, na co miałam ochotę westchnąć.

— Dzień dobry — przywitał się w miarę miło.

— Dzień dobry — odparłam, siląc się na przyjemny ton, po czym ugryzłam kęs kanapki. — O której wszyscy poszli z waszego pokoju? — zapytałam ciekawa, zerkając na niego.

— Około drugiej. Musiałem ich wygonić, bo ja też byłem zmęczony — odpowiedział spokojnie, smarując sobie kanapkę kremem czekoladowym. Fuj.

Dosiadła się do nas para, która usiadła naprzeciwko.

— Jak tam się bawiliście? — zagadnęłam z uśmiechem.

— Nawet mi nie mów — odetchnął Max. — Nie pamiętam wszystkiego, a łeb mi pęka.

— A pamiętasz jak Wilson chciał nam zatańczyć striptiz? — zapytała rozbawiona blondynka, popijając herbatę.

— To pamiętam aż za dobrze — uśmiechnął się wesoło, przymykając na chwilę powieki z rozbawienia.

Zaśmiałam się cicho i krótko. Za parę minut dołączyła do nas reszta. Miejsce po mojej prawej zajął Luke.

— Kac jest? — spytałam blondyna.

— Trochę — odpowiedział cicho. — Ale dzisiaj was rozwalę na stoku! — dodał głośniej do nas wszystkich, na co się zaśmialiśmy.

***

Miałam na sobie kilka warstw ubrań. Na górną część założyłam podkoszulkę, na to bluzkę termiczną, bluzę i jeszcze czarną kurtkę specjalną na narty. Na dół założyłam rajstopy, cienkie spodnie termiczne i czarne spodnie narciarskie z gumką na kostkach, aby śnieg nie wpadł do środka. O stopach nie zapomniałam, bo ubrałam długie skarpety przeznaczone do butów narciarskich. Wyglądałam minimalnie jak bałwan i też trochę się tak czułam.

Żart.

We wszystkim wyglądam gorąco.

Poprosiłam Clare o zrobienie mi warkoczy, bo poprzednie już się nie nadawały. Szyję zakryłam bawełnianym kominem. Zgarnęłam jeszcze rękawiczki, gogle oraz kask, ponieważ chce jeszcze żyć. Ubrałam moje śniegowce na stopy i mogliśmy wyjść.

Szliśmy powoli na dół w stronę stoku, ale najpierw musieliśmy iść do budynku w którym wypożyczało się narty. W środku nie było jakoś dużo miejsca, co było widać przez szybę, więc lepiej byłoby wchodzić pod dwie osoby. Nikt nie chciał wejść jako pierwszy, dlatego zrobiłam to ja. Niestety nie wiedziałam, że za mną wszedł Dylan.

— Dzień dobry — przywitałam się uprzejmie z uśmiechem, widząc za ladą miłego pana.

— Dzień dobry — odpowiedział mi również z uśmiechem. Miał przyjemny i łagodny głos, wiedziałam, że przez te kilka dni się polubimy. Spojrzał na coś za mną, kiwając głową. Obróciłam się w stronę, jak się okazało, Dylana. Westchnęłam, pokazując swoje niezadowolenie. — W czym wam mogę pomóc? Potrzebujecie deski na snowboard czy nart? — spytał mężczyzna, gdy znów na niego spojrzałam.

— Na narty — odpowiedzieliśmy razem.

— Jasne, jakie rozmiary?

— Czterdzieści — odparłam.

Tak naprawdę nie miałam takiego rozmiaru. Miałam trzydzieści dziewięć, ale buty narciarskie są tak powalone, że taki rozmiar na mnie nie pasował. Stopa mi już nie rosła. Dlatego powiedziałam taki rozmiar jaki miałam podczas ferii zimowych na początku tego roku.

— Czterdzieści pięć — wybałuszyłam oczy na słowa bruneta.

Dobrze, że tego nie widział.

Nie wiem czemu mnie to zdziwiło. Przecież chłopak był wysoki, a do tego umięśniony. Jego ojciec też nie był jakiś niski, ale mimo wszystko dużo niższy niż jego syn.

Usiedliśmy na dużej ławeczce pod ścianą, gdy dostaliśmy swoje rozmiary. Wiedziałam, że będę się siłować by założyć te głupie buty.

Drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Zerknęłam w tamtą stronę by powiedzieć „Dzień dobry". Do środka wszedł przystojny brunet. Odpowiedział na moje przywitanie, na co lekko się do niego uśmiechnęłam. Głos miał przyjazny. Gdy odwrócił się, aby odłożyć swoje narty, na kurtce zobaczyłam napis „Instruktor".

— Pomóż mi założyć te buty, bo zaraz pierdolnę — cicho westchnęłam zdenerwowana, przekręcając głowę w kierunku Dylana, który właśnie założył swoje oba buty.

— I co ty byś beze mnie zrobiła? — uśmiechnął się kpiąco, pokazując mi ręką abym położyła jedną nogę na jego kolanach. Więc tak zrobiłam, przekręcając się bardziej w jego stronę.

— Raczej czego bym nie robiła. Nie wyzywałabym cię i nie musiałabym marnować swojego głosu na ciebie — odparłam szeptem i prychnęłam śmiechem.

Chłopak już bez słowa pomógł mi założyć buty. We dwoje próbowaliśmy
je zapiąć, udało się ale byłam na krawędzi żeby je pobić. Czasem przyłapywałam, jak młody instruktor się na mnie patrzył podczas rozmowy z mężczyzną. Uśmiechnęłam się do niego. Wzięliśmy swoje narty, które wcześniej zostały dopasowane do obuwia.

— Do zobaczenia — powiedziałam, w końcu wychodząc z budynku. We wszystkich warstwach, które miałam na sobie, zrobiło mi się gorąco. — To była katorga — odetchnęłam, podchodząc z oporem do znajomych. Uśmiechnęli się lekko do mnie. — Lepiej wchodźcie trójkami, będzie szybciej — poleciłam, już od nich odchodząc.

Na stoku jeździło sporo osób, głównie dzieci. Na dole stało więcej osób, musiałam pomiędzy nimi przechodzić. Podeszłam do faceta u którego musieliśmy kupić zjazdy. Kupiłam mi i Dylanowi, bo ja jestem miła, po piętnaście zjazdów dla jednej osoby. Odwróciłam się by podać je brunetowi, na szczęście stał kawałek dalej. Założył już kask i również rękawiczki. Przywołałam go ruchem głowy, na co się ruszył z założonymi nartami.

— Masz — podałam mu karnet, żeby go sobie przyczepił do zamka w kurtce. Tamten mężczyzna już mi tak zrobił.
— Weź na mnie poczekaj — poprosiłam i w sumie trochę rozkazałam, bo nie chciałam zostać sama.

Jedynie krótko się zaśmiał, ale zaczekał. Założyłam kask i rękawiczki, a na końcu narty. Mogliśmy ruszyć na wyciąg. Szłam pierwsza. Dobrze, że pamiętałam jak się idzie, bo jak nie to bym się wywaliła.

Staliśmy chwilę w kolejce do wyciągu. Składał się ze specjalnej liny, która dzięki maszynie na górze stoku, pociągała osoby do góry. Trzeba było złapać dłońmi kawałek czerwonego plastiku by dostać się na górę. Była moja kolej i mimo pana który pomagał się tego złapać, modliłam się żeby nie upaść na dupę.

***

— Nie śmiejcie się! — krzyknęłam.

Zrobiliśmy sobie maraton filmowy, tylko że na małym laptopie Jordana. Oglądaliśmy horror i tak się wystraszyłam, że wyplułam mojego ulubionego żelka z buzi. A chłopaki się ze mnie śmiali.

Dylan po namowie troszeczkę pijanego Luke'a, poszedł do sklepu po napoje. On, ja i Clara jako jedyni byliśmy trzeźwi. Chłopak jeszcze nie wrócił, a ja zawsze byłam przewrażliwiona na punkcie tego ile czasu ktoś nie wraca. Nawet gdy wiem, że moja mama wychodzi o takiej i takiej godzinie z pracy, to kiedy nie ma jej dłużej niż piętnaście minut, zawsze do niej dzwonię na co ona się wkurza. W głowie mam czarne scenariusze, a jak jeszcze słyszę ryk syreny to już w ogóle jestem panikarą.

Myśląc o tym tak dużo, podjęłam decyzję o napisaniu do Williamsa. Chciałam w spokoju napisać, aby nikt mnie nie pytał z kim tak pisze. Powiedziałam, że idę na korytarz bo moja mama dzwoni. Była dwudziesta, więc było to możliwe. Wyszłam z pokoju i napisałam do bruneta wiadomość w której spytałam się gdzie tyle czasu jest. Oparłam się plecami o pobliską ścianę. Czekałam pięć minut aż mi w końcu odpisze, na nic.

Usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Zmarszczyłam zezłoszczona brwi, widząc znajomą postać z niebieskimi oczami.

— Gdzie ty byłeś? Żarty sobie robisz?! — zapytałam głośno z pretensjami, odbijając się od ściany. Nie patrzył na mnie, przystając niedaleko mojej osoby. Zakrył się bardziej kapturem kurtki i wyciągnął klucz do swojego pokoju z chłopakami. Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej zdezorientowana. Przyglądałam mu się, kiedy przekręcił klucz w drzwiach. — Nie odpisałeś mi — dodałam normalnym tonem, ruszając prędko w jego stronę.

Wszedł do pokoju, ale zanim zamknął drzwi, wcisnęłam się do środka. Oddalił się tyłem do mnie. Zatrzasnęłam drewnianą płachtę, kiedy on odłożył reklamówkę z produktami na jedno z łóżek.

— Dlaczego się nie odzywasz? — zapytałam oburzona. — Wychodzę na wariatkę.

— Już nią jesteś.

Zaśmiałam się nie zbyt szczerze, ale zaraz spoważniałam.

— Co ty odwalasz? Obróć się do mnie — rozkazałam zirytowana, wymachując rękoma i podchodząc bliżej.

— Najlepiej będzie jak wyjdziesz — rzucił chłodno szorstkim głosem.

— Wiem, że coś jest nie tak. Nie rób ze mnie jeszcze większej wariatki! — uniosłam ton.

Złapałam za jego ramię, ale skurczybyk się zawzięcie trzymał, nie chcąc obrócić.

— Pamiętasz naszą szczerą rozmowę? Na pewno pamiętasz — nadmieniłam. — Mieliśmy pokazywać prawdziwych siebie i nie wstydzić się. Więc jeżeli coś się stało, możesz mi powiedzieć, mimo tego że jesteśmy dla siebie jacy jesteśmy — na koniec odetchnęłam.

Przekręciłam go za ramię w swoją stronę. Zmrużyłam powieki, widząc kawałek czegoś na twarzy, coś co zasłaniał kaptur oraz szalik. Zdjęłam powoli kaptur z jego miękkich włosów. Zaskoczona niemal zakrztusiłam się śliną. Pod jego okiem był nawet duży, fioletowo zielony siniak. Dolna warga była trochę opuchnięta i czerwona, z kącika jechała w dół kreska krwi, która zaschła. Spojrzałam dokładnie w jego oczy jak diamenty. Wzrok miał obojętny, zimny.

— O kurwa jego mać — szepnęłam minimalnie przerażona. — Chciałeś uciec do pokoju, aby nikt tego nie zobaczył? Przecież od razu widać.

Westchnął ciężko, następnie się cofnął i zaczął rozbierać. Rzucił kurtkę i szalik niedbale na łóżko. Zdjął też buty. Powędrował bez słowa do łazienki, a ja za nim.

— Co chcesz z tym zrobić? Powiesz im? — zapytałam, opierając się o framugę od łazienki.

Chłopak oparł dłonie o umywalkę, zwieszając głowę w dół.

— Będę musiał — odparł przygnębiony.

— Masz coś na siniaki?

— Nie. Skąd miałem wiedzieć, że będzie czegoś ode mnie chciał — prychnął kpiąco.

— Kto? — zapytałam.

Nie odpowiadał dłuższą chwilę.

— Mój zakurwiście cudowny brat — odpowiedział sarkastycznie.

Skurwiel.

Pamiętasz jak pomalowałaś mnie tymi swoimi kosmetykami?

— Jakbym mogła zapomnieć — parsknęłam na to piękne wspomnienie.

— Mogłabyś zrobić coś, aby to zakryć? — spytał ciszej, obracając twarz w moją stronę. Kiwnęłam głową.

Po kilku minutach wróciłam z korektorem, bo podkładu nawet nie wzięłam, nie był mi potrzebny. Wzięłam puder, choć ja go nie używam jakoś często. Zabrałam również nową gąbeczkę. Na ten wyjazd wzięłam nową, żeby w końcu zmusić się do jej używania. Moja wcześniejsza już była zbyt brudna. Ale kto by się tym przejmował.

— Chyba to zakryje — mruknęłam, wklepując delikatnie kosmetyk w skórę pod okiem Dylana. Na początku, nieznacznie się skrzywił.

Stałam pomiędzy jego udami, a on siedział na desce klozetowej. Nie odzywał się. Za to ja, lubiłam sobie pobiadolić.

— Może... — zastanowiłam się. — tak. Albo nie. Nie no, chyba tak — pokiwałam z uznaniem głową, przyglądając się męskiej twarzy.

Gdy jeszcze poprawiałam wszystko pudrem, Williams położył swoje dłonie na moich biodrach. Lekko zesztywniałam, jednak miałam swoje do zrobienia. Przybliżył mnie bardziej do siebie. Widziałam kątem oka, że wpatrywał się w moją twarz. Unikałam jego spojrzenia, patrząc tylko na skórę pod okiem. Pod drugim również nałożyłam korektor, ale o wiele mniej by nie było takiej różnicy.

— Moje zaczerwienienia i czasem wory pod oczami, zakrywa, ale twojego sińca nie do końca zakrył — wyjaśniłam z grymasem na twarzy. — Weź może lepiej załóż papierową torbę na głowę. Zrobisz sobie małe dziurki na oczy, usta i nos — zaśmiałam się, uśmiechając kącikiem ust.

Brunetowi również udzieliły się moje słowa, bo szczerze się zaśmiał, odwracając wzrok. Za chwilę jednak z powrotem spojrzał w moje niebiesko zielone oczy. Przełamałam się i odwzajemniłam w końcu jego spojrzenie najpiękniejszych tęczówek jakie widziałam. Nasze twarze były praktycznie na takiej samej wysokości.

— Może nałożę trochę pudru — wzięłam kosmetyk do ręki. — Chociaż nie wiem czy... — nie dokończyłam, gdy zbliżył swoją twarz i musnął moje wargi swoimi.

Patrzył uważnie i głęboko w moje oczy przez dosłownie trzy sekundy. Potem chyba stwierdził, że może. Przymknął oczy, drugi raz muskając moje usta, na co również zamknęłam powieki. Powolnie oddałam pieszczotę, zaraz Williams coraz częściej mnie całował. Na omacku odłożyłam puder na szafkę obok. Dłonie położyłam częściowo na jego szczęce i szyi. Całowaliśmy się trochę mocniej, napierając na siebie. Zachłannie potrzebowałam jego dotyku, a wcześniej nawet o tym nie myślałam. Westchnięcia wydostawały się z moich ust, wprost do jego.

Chłopak oddalił moje nogi, ale nadal nasze usta siebie smakowały. Pociągnął mnie za uda z powrotem do siebie, lecz tym razem na jego złączone kolana. Oderwałam się do niego pospiesznie. Oddaliłam się z szokiem wymalowanym na twarzy. Nieprzyjemny dreszcz przemknął po moich udach za które mnie dotknął.

Chodź, podejdź do mnie — uśmiechnął się zachęcająco, ale dla mnie wcale takie nie było.

Miałam łzy w oczach. Bałam się. Nie znałam go.

Oddychałam głęboko, odwracając wzrok od bruneta.

Dotknął mojego uda, omiatając mnie niefajnym spojrzeniem. Chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił. Dlaczego mnie dotykał? Przecież nie powinien.

Patrzyłam pusto w drzwi. Naprawdę starałam się uspokoić. Widziałam jak Dylan wstał nie rozumiejąc co się dzieję. Chyba coś do mnie mówił.

Nie odzywaj się — powiedział szorstko.

Mamo? Tato? Gdzie jesteście?

Nie dotykaj mnie po udach. Nigdy — oznajmiłam stanowczo, przełykając ciężko ślinę.

Spojrzałam w jego stronę, gdy marszczył brwi. Kiwnął powoli głową.

— Dobrze.

Rozbrzmiał dźwięk telefonu przez co się wystraszyłam. Wyjęłam komórkę z tylnej kieszeni moich spodni. Odebrałam od Camerona.

— Halo? — mruknęłam.

— Dze... jesteś? — wybełkotał po drugiej stronie.

— Gdzie jestem? — zastanowiłam się szybko. — Wyszłam się przewietrzyć, a akurat idiota przyszedł więc po prostu stoimy — odparłam, wysuwając język w stronę bruneta, który się uśmiechnął.

— Co stoi? — szepnął.

— Ja przed budynkiem. Już nie wracam, zaraz idę do pokoju — rzekłam po czym się rozłączyłam. — Idę do siebie — chciałam się wymknąć, nie chcąc tłumaczyć mojej wcześniejszej reakcji. — Pamiętaj, mów prawdę — rzuciłam, wychodząc z pomieszczenia a następnie z pokoju na korytarz.

Masz coś nie tak z głową, idiotko.

Czym prędzej zamknęłam się w swoim pokoju. Zaczęłam grzebać w torbie, bo gdzieś w małej kieszonce schowałam kończącą się paczkę papierosów i zapalniczkę. Uśmiechnięta podeszłam do okna i je uchyliłam. Odpaliłam używkę i lekko się nią zaciągnęłam. Patrzyłam w ciemność, miasto zgasło niczym ostatni promyk w tunelu. Jedynie widziałam pojedyczne światła w innych pensjonatach. Wypuściłam dym przez szparę otwartej szyby. Do mojej głowy weszło wspomnienie, które nie spodziewałam się, że będę pamiętać. Mój uśmiech zgasł, poczułam mocne ukłucie gdzieś w środku.

— Tato! — krzyknęłam, biegnąc w jego stronę. Siedział na krześle w ogrodzie.

— No co tam? — zapytał z małym uśmiechem, gdy przy nim przystanęłam.

— Patrz co znalazłam — powiedziałam uradowana i pokazłam tacie zza pleców niewielki kamyk.

Był on minimalnie niebieski, ale jednak prawie cały biały, a nieznaczna szarość przebijała się przez tą barwę. Delikatnie błyszczał, a tym bardziej na słońcu.

— Piękny, tak jak ty — stwierdził, oglądając moją zdobycz.

— Zaniosę go do swojego pokoju! Od dzisiaj będę je zbierać! — wymyśliłam głośnym głosem szczęśliwa.

Tata pokiwał głową i pogłaskał mnie po włosach, a ja ruszyłam do swojego pokoju, odłożyć mój piękny kamyk taki jak ja.

I już zawsze będę tak myśleć.

Że zawsze będę tak piękna.

Tak jak powtarzał mi tata.

***

Sobota, 
28 grudnia 2019r.

Przeglądałam się w nie dużym lustrze w łazience. Czerwona sukienka przed kolano przylegała do mojego ciała. Niewielki dekolt, długie, cienkie i trochę prześwitujące rękawy. Czarny płaszcz za pupę miał robić za mój termofor, chociaż wiedziałam, że nic mi on nie da. Na stopach miałam typowo sportowe białe buty. Delikatny makijaż zdobił moją twarz, a długie włosy luźno spływały rozpuszczone na plecach. W ręku trzymałam czarną, średniej wielkości torebkę i jedyną jaką tutaj zabrałam, w niej znajdowało się kilka potrzebnych rzeczy. W drugiej dłoni trzymałam kurtkę, którą założę tylko do przejścia z hotelu do auta.

Jedziemy do klubu, który jest daleko stąd, z czego wszyscy ubolewamy, że aż tyle musimy przejechać.

Rozległo się pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche „proszę" i drzwi się otworzyły. W progu stanęła Lucy. Uniosłam zaskoczona brwi, nie spodziewając się akurat niej. Bardziej spodziewałabym się prezydenta.

Miała na sobie ciemno różową sukienkę przed kolano z większym wcięciem w biuście od mojego. Również założyła buty, tylko że czarne. Mocniejszy makijaż od mojego, wyglądała w nim cudnie. Na ramionach miała jasną kurtkę. W ręku trzymała torebkę.

— Chodź, jedziemy. Przed nami długa droga — westchnęła cicho, nie zbyt siląc się na uśmiech.

Skinęłam głową. Wyszłyśmy z pokoju, a dziewczyna zamknęła drzwi na klucz.

— Jesteś z nas bardziej odpowiedzialna — poleciła, wystawiając w moją stronę klucz, który po chwili zabrałam.

Schowałam przedmiot do małej, bocznej kieszonki torebki. Zeszłam pierwsza po schodach, nie czekając na nią. Słyszałam, że za mną idzie. Założyłam kurtkę i kaptur na głowę, wychodząc z hotelu na mróz. Jak najszybciej przeszłam do auta, bałam się, że wypierdolę się w tych butach.

— Możemy jechać — stwierdziłam, zamykając za sobą drzwi niebieskiego mustanga.

Williams zerknął na mnie, przelotnie się uśmiechając. Potem wyjechał na drogę. Zdjęłam kurtkę i rzuciłam na siedzenia za nami. Jechaliśmy kilka minut. Jakoś dziwnie i nerwowo ściskałam pas bezpieczeńtwa. Chyba po prostu stresowałam się jazdą.

Dylan zauważył jak nerwowo się zachowywałam. Błagałam w myślach żeby nie zapytał.

— Co ty robisz? — zapytał typowo z tym swoim chłodem w głosie.

No kurwa mać!

— O co ci chodzi? — spytałam spokojnie nie patrząc w jego stronę.

— O to, że co chwilę się rozglądasz i ściskasz pas, a mogłabyś ściskać co innego — powiedział i posłał mi powolne, ale i seksowne spojrzenie. Widziałam w jego tęczówkach iskierki rozbawienia.

Za bardzo seksowne.

Moje oczy się rozszerzyły, popatrzyłam na niego nie dowierzając w to do czego nawiązywał. Chłopak wpatrywał się w drogę przed nami. Jednak po chwili, wybuchłam śmiechem na jego trochę żałosny tekst. Nie mogłam złapać oddechu. Był jeden plus, już się tak nie bałam. Zgrabnie, nawet o tym nie wiedząc, odciągnął mnie od stresu. Czułam jak moje oczy robią się mokre od łez. Pomrugałam nimi szybko, aby nie rozmazać makijażu. Uspokoiłam się, szczerząc w stronę Williamsa.

— Spierdalaj — powiedziałam chamsko, choć słychać było w moim głosie rozbawienie.

Jak się wkurwi to trudno.

— Spierdalać to ty będziesz przede mną jak wysiądziemy z auta — rzucił sucho, sprawnie kryjąc uśmiech.

Po długiej drodze w końcu dotarliśmy na miejsce. Williams zaparkował auto i wysiadł na zewnątrz. Nadal siedziałam na fotelu, nie chcąc się ruszyć.

— A ty co? — zagadnął przez otwarte drzwi od strony kierowcy. — Boisz się, że cię złapię? — parsknął śmiechem.

— Nie, nie boje się — fuknęłam, odpinając pas.

Z powagą na twarzy wysiadłam z auta. Trzasnęłam drzwiami i od razu zaczęłam biec w stronę wejścia do klubu.

— Nie trzaskaj! — krzyknął zdenerwowany.

Niezły cyrk.

Nie zdążyłam dotrzeć do kolejki, zostałam złapana w talii i mocno przyciągnięta do męskiej klatki piersiowej. Zapach perfum dotarł do moich nozdrzy.

Może i było to dziwne. Może i reagowałam tak po prostu. Może i nie powinnam tak reagować, ale gdy tylko mnie do siebie przyciągnął, poczułam stado motyli w brzuchu. Ciepłe uczucie rozlało się po moim ciele, a głowa się cieszyła. Jednak nie dałam uśmiechu powstać na twarzy. A może raczej nie chciałam. Bałam się. Przecież mieszkaliśmy pod jednym dachem, choć byliśmy dla siebie obcymi ludźmi i niespokrewnionymi ze sobą. Teraz znaliśmy się w jakimś stopniu i w jakiś sposób. Musiałam się jednak przyznać, że głęboko w mojej głowie była taka myśl, że może nasi rodzice się rozstaną. Może i byłam okrutna. Może i nie powinnam tak myśleć, tylko cieszyć się szczęściem mamy. Ale tylko może.

Wiedziałam jednak, że byłam okropną córką. W swoim życiu miałam mnóstwo burzliwych kłótni i sprzeczek z mamą. Na początku ją przepraszałam, potem przepraszałam ją co ileś kłótni, a później praktycznie przestałam. Nie miało to sensu, a po za tym moja mama też była winna, lecz nigdy nie umiała się przyznać. A ja jako osoba niezrozumiana, próbowałam jej wytłumaczyć. Zawsze kończyło się krzykami. Czasem leciały słowa, które mnie bolały, a ja nie zapomniałam. Nigdy nie zapomniałam, bo ja nie zapominam.

Odwróciłam gwałtownie głowę w bok, aby spojrzeć na twarz Dylana. Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę. Miałam neutralne spojrzenie, dosyć zszokowane, lecz nadal w jakimś stopniu ciepłe. Moje oczy zazwyczaj wyrażały ciepło i były łagodne. Czasem były zirytowane jak i wkurzone. On natomiast najczęściej z lodem w oczach, ale z takim spokojem i czasem rozbawieniem. Jego oczy jak diamenty, były lepsze bez tego zimna.

I to właśnie ten lód miał się nigdy nie roztopić.

==========================

Hej! Zostawcie coś po sobie, będzie mi miło<33

Zapraszam na mojego TikToka i Twittera: _Lawendaa_

#Gnj

Do następnego,
Buziaki💋

Continue Reading

You'll Also Like

1.8K 69 12
To poruszająca historia szesnastoletniej Nadii, która z mamą wyjechała do Austrii. Nadia doświadczyła trudnych chwil i miała trudne życie przed wyjaz...
70.9K 2.9K 23
"I nawet jeśli zostaną po nas tylko zgliszcza, gdzieś głęboko schowałam iskrę, która jest w stanie spalić każde miasto w którym cię nie znajdę" Wszys...
9.3K 498 6
"Śmierć - ona przyniesie nam ukojenie" Najtrudniejsza decyzja, którą musisz podjąć dla miłości. Ile jesteś w stanie bez niej wytrzymać? Cassie już...
18.5K 590 30
"Unicestwić można każdego i wszystko, a oni pragną unicestwić mnie, dlatego proszę nie pozwól mi się poddać." Pierwsza część trylogii "Us" __________...