Gdy nastanie jutro Tom 1

By lawendaa_

272K 5.7K 2.2K

I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, któr... More

Playlista
Dedykacja od serca i z sercem
Prolog
1. Kłamstwo i prawda.
2. Pomocna dłoń.
3. Wszystko.
4. Rozjaśnione niebo.
5. Zawsze słuchaj.
6. Rzeczywisty koszmar.
7. Szacunek.
8. W nocy wszystko staje się lepsze.
9. Nie wiesz ile o mnie nie wiesz.
10. Nie umiem zapominać.
11. Była słońcem. Dla mnie.
12. Kapcie króliczki i pan parówka.
13. Pamiątkowe zdjęcie.
14. Makaron.
15. Cel?
16. Niebo pełne gwiazd.
17. Dwie paczki żelek.
18. Cholerny uśmiech i spokój deszczu.
19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.
20. Czułe miejsce.
21. Myślał, że odpuściłam.
22. Słowa mają ogromną moc.
23. Nikt nigdy.
24. Zawsze kończy się to, co się zaczyna.
25. Dylan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.
27. Piękny, tak jak ty.
28. Przeszłość zazwyczaj jest okropna.
29. Woda.
30. Na zawsze i na każde kolejne jutro.
31. O tobie nie da się zapomnieć.
32. Przed faktem dokonanym.
33. Najbardziej zaśmiecony ocean.
34. Niewypowiedziane myśli o Ily.
35. Sztywniak i Różyczka powracają z ciemnością.
36. Okrutne okrucieństwo świata.
37. Najlepsze i jednocześnie...
38. Przystojny chłopiec i początek Wivans.
39. Szczerość aż do bólu serca.
40. Czy to prawda? D.N.W.
41. Czy to prawda? E.M.E.
42. Koszmar. E.M.E.
43. Przekonanie. D.N.W.

26. Pomożesz mi z bólem?

6.2K 160 49
By lawendaa_

Mam nadzieję, że uważnie czytaliście poprzednie rozdziały.
Miłego czytania kochani!

Dylan Nolan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.

Beznadziejna pogoda ani trochę nie pomagała. Było ślisko, nawet na trawie.
Rozbieganym wzrokiem zaczęłam szukać czegoś, co by mi pomogło. Bez zastanowienia pociągnęłam za ręczny. Od razu nas nie zatrzymało, ale
się udało. Całym autem szarpnęło, uderzyłam głową w sufit pojazdu, przez co na chwilę mnie zamroczyło. Oddychałam ciężko, wyjrzałam przez przednią szybę. Niedaleko nas stało drzewo, gdyby nie to, było by gorzej.

Mój koszmar z dzieciństwa się obudził.

Kręciło mi się głowie, ale spojrzałam na Dylana rozmazanym wzrokiem. Jego głowa zwisała, z jego twarzy sączyła się krew. A poduszka z środka kierownicy się otworzyła. Musiał się uderzyć podczas zatrzymania. Najważniejsze było to, że nie wylądowaliśmy na drzewie.

— Obudź się do cholery — zawołałam. — Taki z ciebie kolega — prychnęłam przez łzy.

Trzęsącymi dłońmi chciałam odpiąć pas, ale on się zaciął. Zapłakałam głośniej, mocując się z tym pierdolonym gównem. Jednak szybko porzuciłam tą czynność. Pochyliłam się w stronę bruneta na tyle ile pozwalał mi pas i próbowałam odpiąć jego. Z tym poszło mi lepiej. Bałam się ruszyć głowę Dylana, nie chciałam się przyczynić do pogorszenia jego stanu.

Gorączkowo szukałam swojego telefonu, na wycieraczce, na fotelu, nawet odwróciłam głowę do tyłu z przeszywającym bólem w karku. Musiał wpaść pomiędzy siedzenia. Szlag by to. Szarpnęłam za klamkę drzwi w tym samym momencie co ktoś po drugiej stronie. Z ulgą dojrzałam w ciemnościach znajome twarze. Oparłam tył głowy o zagłówek. Trzymałam kolejną falę łez, nie chcąc już tutaj być. Nie zgadzałam się na odkopanie prawdziwego koszmaru.
Max i Jordan szarpali drzwi po mojej stronie, które w końcu uległy.

— Nie mogłam znaleźć telefonu — oznajmiłam z westchnięciem, gdy Jordan tak samo jak ja, próbował odpiąć pasy a raczej wyszarpać.

— Spokojnie, widzieliśmy co się dzieję, dlatego tu jesteśmy — uśmiechnął się lekko do mnie.

Bez odpowiedzi, obróciłam twarz w stronę bruneta do którego również dobili się przyjaciele. Luke z Loganem próbowali wyciągnąć go ze środka. Jordan złapał mnie za ramiona i pomógł wysiąść. Byłam dziwnie słaba żeby ustać samodzielnie na nogach. Odetchnęłam, wdychając świeże powietrze. Przytuliłam się do dwójki chłopaków, szukając wsparcia, które dawali mi w ciszy.

— Nic jej nie jest? — zapytał znany mi zatroskany głos. — Trzeba zaprowadzić ich do samochodów i jak najszybciej stąd spadać. Mówiłam, że to zły pomysł.

— Hej, Clara, nic się nie stało — wyszeptałam, chcąc przekonać samą siebie. Obróciłam się w jej stronę.

— Stało się, Emi — odparła równie cicho, łamiącym głosem. Po chwili poczułam miękkie, kobiece ramiona otulające moją talie. — Byłam głupia, że się na to zgodziłam.

— Nie obwiniaj się. To nie twoja wina. To ja się uparłam — powiedziałam słabo.

— Trzymajcie ją. Jest zbyt słaba, za dużo emocji i nią szarpnęło — dodała dziewczyna, odsuwając się.

Podała mi butelkę wody, upiłam kilka łyków. Rozwiązała mojego koka i przeczesała lekko czerwone kosmyki palcami. Następnie zawiązała moje włosy w delikatnego, niskiego kucyka. Clara zapięła do końca moją kurtkę i założyła mi na głowę jej kaptur. Złapała mnie czule za rękę i przy jej pomocy oraz pomocy Max'a, zaczęłam iść.

Boże, uwielbiam tą dziewczynę.

Uwielbiam ich.

Widziałam, że wokół nas zebrali się ludzie. Było tak ciemno, że aż przerażająco, mimo światła z czyjegoś telefonu. Rozglądałam się dookoła, próbując wyłapać Dylana, ale nigdzie go nie widziałam.

— Przed chwilą odeszli, aby zanieść go do auta — rzekł Max, widząc mój rozbiegany wzrok. Pokiwałam głową.

Doszliśmy do samochodu, do miejsca gdzie zaparkował Logan, gdy mnie przywiózł. Przełknęłam gule w gardle, bojąc się wejść do środka pojazdu.

— Wejdę z tobą, będę obok — szepnęła łagodnie blondynka.

Wsiadła pierwsza na tylne siedzenia, a ja za nią, cały czas trzymając ją za rękę. Zaskoczyłam się, gdy po lewej stronie dziewczyny, siedział nieprzytomny Dylan. Patrzyłam się na niego, nawet zapinając pasy.

Po kilku minutach jechaliśmy. Za kierownicą usiadł Luke. Inni zapewne pojechali swoimi autami. Przez kawałek drogi siedziałam dosyć sztywno, ale potem Miller objęła mnie, a z drugiej strony przyjaciela. Oparła policzek o moją głowę. Byłam zmęczona fizycznie jak i psychicznie. Na dodatek bolała mnie głowa. Powieki mi się kleiły i nawet nie pamiętałam momentu w którym zasnęłam w ciepłym miejscu.

***

Ktoś lekko szturchnął mnie w ramię. Mruknęłam coś, nawet dla mnie, nie zrozumiałego.

— Emily, wstawaj.

Otworzyłam powoli klejące się powieki, po czym ziewnęłam przeciągle. Przetarłam oczy rękoma i rozejrzałam się. Nadal siedziałam w aucie, lecz nie czułam obecności Clary. Przez próg, w moją stronę nachylał się Luke z małym uśmiechem.

— Gdzie jesteśmy? — spytałam cicho ochrypłym głosem, odpinając pas.

— Pod kamienicą gdzie jest mieszkanie Dylana — wyjaśnił, kiedy wysiadłam na zewnątrz. Było zimno i jeszcze bardziej ciemno, choć nie wiem czy było to możliwe.

— Co? — zapytałam zszokowana.

Moore bez słowa prowadził mnie w stronę budynku, delikatnie obejmując ramieniem. Zapewne bał się, że upadnę.

— Nie musisz mnie podtrzymywać — mruknęłam cicho.

— Ale chcę.

Uśmiechnęłam się, a miłe uczucie rozlało się po moim ciele.

— Dziękuję — dodałam, zanim weszliśmy na klatkę schodową.

Pokonaliśmy paręnaście stopni. Blondyn otworzył ciemne drzwi, wpuścił mnie pierwszą. Zdjęłam buty, opierając ciało o ścianę. Zrzuciłam z siebie kurtkę, wieszając ją na małym czarnym haczyku. Ruszyłam w głąb mieszkania bez pomocy, przez co trochę zakręciło mi się w głowie. Stanęłam w niedużym salonie na widok całej reszty, niektórzy siedzieli na kanapie a niektórzy na podłodze. Zmarszczyłam brwi, kiedy nie zobaczyłam Williamsa. Uśmiechnęłam się lekko do wszystkich i podeszłam bliżej. Clara zrobiła mi miejsce, ale pokręciłam głową.

— Jak się czujesz? — zapytał Logan.

— Jest okej, choć wydaje mi się, że nadal jestem trochę w szoku — odpowiedziałam z grymasem na twarzy. — Gdzie Dylan? — zapytałam na jednym wdechu.

— Obudził się pod koniec drogi, a teraz siedzi zamknięty w pokoju. Chyba ma wyrzuty sumienia, że wsiadł do tego auta — wyjaśnił ze skruchą Luke, który przystanął obok mnie.

Przeniosłam na niego swoje spojrzenie.

— Co się stało w tym aucie, Emi? — zapytał.

Przełknęłam ślinę, zastanawiając się jak to wytłumaczyć.

— Dylan zaczął robić się dziwnie słaby i bledszy, co zauważyłam. Aż w końcu puścił kierownice, a oczy się zamknęły, tak jakby zasypiał a nie chciał. Potem ściągnęłam jego nogę z gazu, a sama pociągnęłam za ręczny. Wolałam to niż uderzyć w drzewo. Dalszą wersje znacie — opowiedziałam cichszym tonem. — W którym pokoju on jest?

Logan wskazał ręką za moje plecy. Odwróciłam się widząc dwoje drzwi. Roy pokazywał te bardziej na boku, więc podeszłam w ich stronę. Zerknęłam na znajomych, którzy gdy tylko na nich spojrzałam, odwrócili spojrzenia. Uśmiechnęłam się pod nosem, następnie zapukałam w drewnianą płytę. Weszłam do środka bez zaproszenia, zamykając mnie w praktycznie ciemnym pomieszczeniu.

Jedyne co mogłam zauważyć to świecącą lampkę nocną i ogromny zarys łóżka. Na materacu siedział chłopak, i wiedział, że ktoś wszedł do pokoju. Mimo tego, się nie odwrócił. Siedział do mnie plecami i wpatrywał się za okno.

— Mówiłem abyście dali mi trochę czasu — odezwał się cicho, zachrypniętym głosem.

— Tak witasz dziewczynę, która uratowała cię przed tragedią? — zapytałam retorycznie, robiąc w jego stronę parę kroków.

Słyszałam jak głośno westchnął, po czym poklepał miejsce obok siebie. Zbliżyłam się i usiadłam na materacu po lewej stronie chłopaka. Zaczęłam patrzeć tam gdzie on. Nie do końca wiedziałam co miałam powiedzieć, ale wiedziałam co on miał powiedzieć.

— Byłaś głupia, że wsiadłaś ze mną do auta.

Otworzyłam usta oburzona, pomimo tego, nadal na niego nie spojrzałam.

— Jeśli już to oboje byliśmy głupi. Gdybym nie wsiadła z tobą, to nie wiadomo jak to by się potoczyło. Uratowałam ci życie, mogłeś uderzyć w drzewo — odparłam w miarę spokojnie.

— Może i tak — poparł mnie po chwili ciszy. — Dziękuję.

— Chyba nigdy nie słyszałam abyś mi dziękował — zaśmiałam się.

— Nie rzucam tym słowem na prawo i lewo — wyszeptał, po czym prychnął.

— Wiesz, że się o ciebie martwią? — zapytałam równie cicho.

— Wiem, ale nie mam siły rozmawiać teraz ze wszystkimi. A nawet jeszcze się nie umyłem i mam krew na twarzy — parsknął pod koniec.

— To czemu ze mną rozmawiasz? — spytałam jakby zdziwiona.

— Dlatego, że byliśmy w tym razem — odpowiedział bez zawahania. — Nie muszę ci tłumaczyć, bo wiesz co się wydarzyło. Choć ja mam trochę luki w pamięci, ale na pewno sobie przypomnę.

Kiwnęłam głową. Narazie nie chciałam pytać czemu zemdlał. Czemu stracił kontrolę nad swoim ciałem. Nie rozumiałam tej sytuacji.

— I co, będziemy tak siedzieć? — zapytałam, bo ta cisza mnie przerażała.

— Masz rację. Muszę poprosić, aby reszta wyszła z mojego mieszkania.

— Dlaczego chcesz, aby wyszli? — spytałam zdezorientowana, marszcząc brwi. Nie otrzymałam odpowiedzi, ale chyba już wiedziałam jaka ona jest. — Okej. To pójdę im powiedzieć i się zbieramy — dodałam, wstając z łóżka.

Popatrzyłam na Dylana, który również przeniósł na mnie swoje spojrzenie. Światło z lampki nocnej oświetlało jego lewy profil. Na twarzy widoczna była krew, miał lekko sine usta. Nie był już taki blady jak w samochodzie. Zmęczone spojrzenie przemknęło po mojej sylwetce, którą częściowo oświetlała lampka. Znów powrócił do moich oczu, odetchnął jakby z ulgą.

— Miałem na myśli, że wyproszę resztę, nie ciebie.

Wybałuszyłam oczy co zapewne wyglądało trochę śmiesznie, potem parsknęłam nie wiedząc czy mówił na poważnie. Zamknęłam oczy, zakrywając twarz dłońmi. Pochyliłam lekko głowę do przodu, zapominając o bolącym karku. Skrzywiłam się na jego ból. Wypuściłam z ust drążący oddech. Dopiero teraz docierały do mnie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Emocję w większości opadły, a do mnie dochodziła okrutna rzeczywistość. Ręce zaczęły mi się pocić, nie chciałam dostać ataku paniki przy Williamsie.

Poczułam dłoń na biodrze, po czym zostałam przyciągnięta. Zdjęłam ręce z twarzy. Usadowił mnie znów obok siebie i przytulił jednym ramieniem. Czubek głowy miałam przy jego szyi. Zastygłam, ale tak naprawdę nie do końca.

— Drżysz.

— Co? Nie. Wydaje ci się — zaprzeczyłam szybko.

Ktoś zapukał do drzwi, spojrzałam na bruneta, który zaciskał szczękę patrząc się w bok.

— Mogę wejść? — donośny głos Max'a dotarł do nas zza drzwi.

Chłopak ostatni raz ścisnął lekko moją talie, po czym mnie puścił. Wstałam i zrobiłam kilka kroków do tyłu.

— Tak, wejdź — odpowiedział Dylan.

Blondyn uśmiechnął się do nas szeroko i zamknął za sobą drewnianą płytę. Podszedł bliżej, zerkając na przyjaciela.

— Jak się czujesz? — spytał Davis.

— Bywało lepiej — westchnął brunet. — Słuchaj Max, chciałbym abyście wyszli z mojego mieszkania. Potrzebuję po prostu ciszy i spokoju, a nie tłumaczenia co się działo.

— Wiem, dlatego tutaj przyszedłem — kiwnął głową, wpatrując się w przyjaciela z troską. Serce mi się roztapiało, gdy widziałam jak o siebie dbają i martwią o siebie nawzajem, gdzie ja teraz miałam jednego przyjaciela. — Pójdę powiedzieć reszcie — oznajmił blondyn, cofając się do tyłu. Puścił do mnie oczko z małym uśmiechem, na co również się uśmiechnęłam. Opuścił pomieszczenie, znów zostawiając nas we dwójkę.

— Skąd wiesz, że tu z tobą zostanę? — spytałam ostrzej Williamsa, zakładając ramiona na piersi.

Zwrócił twarz ku mnie, unosząc kącik ust do góry. Oparł się rękoma o materac za sobą, wpatrując się we mnie intensywnym wzrokiem.

— Bo tak samo jak ja, nie chcesz rozmawiać z innymi. Twoja matka powinna zauważyć, że coś jest nie tak.

Powinna, ale wątpię by zauważyła.

Nigdy nie widziała jak rozklejałam się w samotności.

Nigdy nie widziała jak wychodziłam z pokoju, po tym jak siedziałam zaryczana w swojej łazience.

Nigdy nie zauważyła, że obciążyła mnie swoimi własnymi słowami.

Pokiwałam głową. Nastała głucha cisza w pokoju, podczas, gdy za drzwiami reszta rozmawiała i zbierała się do wyjścia. Nastało ponowne pukanie do drzwi, przez co na nie spojrzałam. W progu drzwi znalazły się wszystkie znajome twarze. Pierwszą zobaczyłam Clare ze słabym uśmiechem. Zerknęła na Dylana, potem na mnie i potem znów na przyjaciela. Chłopak wstał, krzywiąc się z bólu, co mogłam zauważyć. Odwrócił się w ich kierunku. Blondynka podeszła do niego pewnym krokiem i lekko przytuliła, na co się rozczuliłam. Chyba pierwszy raz widziałam jak się przytulali. Dylan objął ją, zwieszając głowę w dół. Inni również weszli do środka i po kolei się z nim ściskali, mówiąc przy tym słowa otuchy i słowa które świadczyły o trosce. Łzy stanęły w moich oczach, łatwo było mnie wzruszyć. Następnie każdy z nich podszedł również do mnie, na co ochoczo oddałam uściski. Mówili, że o mnie też się bali, przez co łzy cały czas świeciły w moich oczach. Żegnaliśmy się długi czas, aż zostałam w mieszkaniu sama z chłopakiem.

Oparłam się pośladkami o parapet. Było całkowicie cicho, co było melodią dla moich uszu. Odetchnęłam, przymykając powieki.

— Co cię boli? Głowa to wiem, ale coś jeszcze na pewno — zapytałam.

— Tylko głowa — wychrypiał w odpowiedzi.

— Nie rób ze mnie głupiej — odparłam, otwierając oczy.

Chłopak stał obok łóżka, plecami do mnie. Odepchnęłam się od parapetu, powoli podeszłam w jego stronę. Zatrzymałam się przed nim, zerknęłam w górę. Próbowałam wyłapać w półmroku spojrzenie niebieskich tęczówek.

— Pokaż ból, a nie, nie pokazuj go dlatego, że jest z tobą dziewczyna. To nie oznaka słabości, a ukazywanie prawdziwych ludzkich emocji. Mam wrażenie, że nie chcesz pokazać tego jak się czujesz. Fakt, znamy się z cztery miesiące, ale ja jestem osobą przy której możesz czuć się od razu swobodnie. Jestem osobą, która nie powie niczego o czym rozmawiamy. Nie wyjawię twoich sekretów ani zachowań, które przy mnie pokazujesz. Przede mną nie trzeba chować prawdziwego siebie, prawdziwego charakteru, bo ja praktycznie z każdym się dogadam — powiedziałam całkowicie poważnie. — Przeżyliśmy oboje co przeżyliśmy, więc jesteśmy w tym razem, nawet jeśli te słowa brzmią absurdalnie — zaśmiałam się na koniec, dostrzegłam, że brunet się uśmiechnął. — Jeśli poprosisz mnie o pomoc i nie jesteś osobą, która wyrządziła mi krzywdę, to ci pomogę albo przynajmniej spróbuję.

— Jeśli już tak szczerze rozmawiamy, to zadam równie szczere pytanie — stwierdził cichym, spokojnym głosem. — Pomożesz mi z bólem?

Mógł znaleźć odpowiedź w moich oczach.

I znalazł.

***

Założyłam ręce na biodra i przyglądałam się temu jak Dylan nieporadnie próbuje ściągnąć koszulkę. Co chwilę skrzywiała mu się twarz z bólu, a ja się zastanawiałam o co uderzył w samochodzie, że aż tak go bolało.

W końcu z ulgą wypisaną na twarzy, zdjął materiał, rzucił go na kosz na pranie. Zamarłam widząc ogromną czerwono-fioletową plamę pod jego piersią. Siniak był w większości fioletowy. Zasłoniłam usta ręką, unosząc wzrok na jego twarz. Patrzył na mnie obojętnie, ale było widać, że zrozumiał iż będzie musiał się mi tłumaczyć.

— Dlatego nie chciałeś, aby reszta została? — spytałam cicho.

— Również dlatego. Po tym co powiedziałaś, wiedziałem już co zrobię. Wiem, że mogę ci zaufać — odparł poważnie.

— Z kim się biłeś? — spytałam nadal nieco zaskoczona.

— On skończył gorzej — uśmiechnął się w łobuzerskim geście.

— Kto?

— Mój ukochany brat — parsknął kpiąco, lekko obracając się na krawędzi wanny. Sięgnął ręką do kranu, po czym włączył ciepłą wodę.

Stwierdziłam, że niczym na to nie odpowiem. Westchnęłam ciężko, będąc w szoku. Obróciłam się tyłem do chłopaka, gdy bez ostrzeżenia, zaczął zdejmować spodnie.

— Nie umiesz używać słów, abym się odwróciła? — warknęłam, patrząc na drzwi przed sobą.

— Nie wstydzę się — zaśmiał się.

— Ale pomyśl, że ja tu jestem i nie chcę cię widzieć — przewróciłam oczami.

— Ała — zawołał ze śmiechem. Po chwili usłyszałam jak wchodzi do wody. — Możesz się odwrócić, piana mnie zasłania.

Powoli się odwróciłam, a Williams wylegiwał się po całej długości wanny pełnej parującej wody. Miał odchyloną głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i miał zamknięte oczy. Ta wanna musiała być robiona na zamówienie, jeśli sztywniak ma prawie dwa metry wzrostu.

— Mam tak teraz stać? — spytałam, unosząc brew.

— Potem mi się przydasz — parsknął. Możesz sobie usiąść — jak powiedział, tak zrobiłam.

Usiadłam na płytkach na których leżał mały dywanik. Oparłam plecy o wannę, podkurczając kolana do klatki piersiowej. Położyłam policzek na kolanach i zamknęłam oczy, czując przypływ zmęczenia. Otaczała mnie przyjemna cisza, co chwilę była zagłuszana spokojnymi ruchami wody. Ziewnęłam, po czym mocniej objęłam swoje nogi. Mogłam tak zasnąć. Wydawało mi się, że dość dużo czasu spędziłam w tej pozycji.

— Ej, śpisz? — gdzieś z daleka usłyszałam szept.

— Nie — mruknęłam.

— Właśnie widzę — prychnął.

Poczułam dotyk na nodze, a potem na ramieniu. Poruszyłam się niespokojnie, mrugając pospiesznie powiekami. Ziewnęłam przeciągle, unosząc głowę do góry. Zamglonym spojrzeniem znalazłam Williamsa, który kucał przede mną w samych dresach.

— Już się umyłeś? — spytałam, przecierając twarz dłońmi.

— Już jakieś piętnaście minut temu. A po za tym mam mokre włosy.

— Aha — kiwnęłam głową, zerkając na mokre kosmyki.

Podparłam się dłońmi o wannę, aby wstać, a chłopak się cofnął. Oboje stanęliśmy na prostych nogach. Przeskanowałam wzrokiem fioletowy ślad na umięśnionej klatce piersiowej.

— Sam widok mnie boli — wskazałam niedbale ręką w jego stronę. — Masz coś czym można ci to posmarować? — spytałam.

Bez słowa podszedł do szafki i ją otworzył. Zaczął szukać zapewne jakiejś maści. Odsunął się i pokazał mi opakowanie. Zabrałam je od niego i zaczęłam czytać etykietę.

— Nie musisz czytać, znam to na pamięć — zamarłam na jego znudzone słowa.

— To nie był pierwszy raz? — zapytałam, unosząc na niego spojrzenie. Zacisnął usta w wąską linie i już wiedziałam jaka jest odpowiedź. — I nikt o tym nie wie?

— Powiedziałem tylko Jordanowi i Luke'owi, że się trochę poszarpałem z bratem. Powiedziałem im, aby nic nikomu nie mówili i nie wracali do tematu. Nie byli zadowoleni, ale uszanowali to — rzekł, i oparł się biodrem oraz ramieniem o szafkę. Miałam wrażenie, że ją połamie.

— Jesteś strasznie głupi — pokręciłam głową, podchodząc bliżej. Otworzyłam tubkę i wycisnęłam sporo maści na dwa palce. — Jesteś chory na głowę, zagłębiając się w takie gówno — mówiłam, smarując miejsce pod jego piersią. — Ukrywasz wszystko, więc wiadomo, że przyjaciele się o ciebie martwią. A ty ich tak po prostu wyprosiłeś. Gdyby to mnie wyproszono, bym się popłakała jako twoja przyjaciółka, dlatego zadzwoń potem do każdego po kolei. Wiem jak to jest, gdy ktoś ci czegoś nie mówi, albo nawet nie napisze by sprawdzić jak się czujesz po jakimś szokującym zdarzeniu i to dosyć poważnym. Dbaj o nich. Nie znam was długo, ale zdążyłam zauważyć jak dobrzy są twoi przyjaciele — ściszyłam ton w połowie swojego monologu.

— Staram się dbać.

— Muszę w końcu zadać to pytanie — westchnęłam i spojrzałam na niego lekko w górę z zaciętą miną. — Dlaczego, kurwa, zemdlałeś? Mogliśmy zginąć gdybyśmy w coś wjechali — powiedziałam poważnie, wpatrując się uważnie w jego twarz.

— Mam pewne podejrzenia, ale nie chcę mówić dopóki nie dowiem się prawdy — westchnął.

— A jeśli będziesz wiedział to mi powiesz? — spytałam, ostatni raz przejeżdżając po jego skórze.

— Powiem — obiecał.

Zakręciłam tubkę i odłożyłam ją do szafki. Chłopak wpatrywał się we mnie nieobecnym wzrokiem. Pomachałam mu przed twarzą, na co się lekko ocknął. Skinął głową w geście podziękowania, obrócił się plecami do mnie, wychodząc z pomieszczenia.

Te cholerne motylki, które miał wytatuowane, na mnie krzyczały.

Wołały mnie.

Idziesz? — zawołał.

— Idę — odparłam, ruszając w stronę kuchni za której ścianą zniknął.

Usiadłam na wysokim krześle przy wyspie kuchennej z której miałam widok na całą kuchnię. Była w ciemnych kolorach, tak naprawdę czarne było praktycznie wszystko. Czarne, lakierowane szafki błyszczały. Ciemny ekspres do kawy, czajnik czy nawet sztućce. Dylan wyjął z szuflady łyżeczki. Zlew był taki szarawy, nieco srebrny. Jedynie blaty były z drewna.

Za dużo czarnego.

Przecież na czarnym wszystko widać!

Herbaty, kawy czy czego? — spytał, przez co przeniosłam na niego swoje spojrzenie.

— Herbaty bym się napiła — odpowiedziałam, podpierając brodę o dłoń. Łokciem podparłam się o blat.

— Zwykłej czarnej z dwoma łyżeczkami cukru? — uniosłam brwi, wpatrując się w tył jego głowy.

No musiał stać tyłem!

Tak — przytaknęłam, kiedy chłopak włączył czajnik. — Jak dla mnie, to zbyt dużo tutaj czerni — skomentowałam, rozglądając się po wnętrzu. — Ale mimo wszystko, ładnie to wygląda.

— Komplementy z twoich ust to dla mnie zaszczyt — parsknął, potem czajnik chodził o wiele głośniej, więc się do siebie nie odzywaliśmy.

Po chwili brunet postawił przede mną czarny kubek. Podziękowałam cicho, obracając go. Zmarszczyłam brwi, ale zaraz szeroki uśmiech wpłynął na moje usta. Trzymałam w dłoniach kubek z czerwonym napisem „Yes, Love?". Chciałam skakać ze szczęścia, ale głupio by to wyglądało. Uniosłam wzrok na Dylana, który wracał ze swoim kubkiem. Zatrzymał się przed wyspą, co równało się z tym, że również przede mną. Napił się napoju, jak gdyby nigdy nic. Bez żadnego wyrazu na twarzy, choć jego oczy wyrażały małe zaciekawienie.

— Skąd go masz? Nigdzie nie mogłam go znaleźć — zapytałam, przyglądając się mu.

Oparł rękę o kant blatu wyspy.

— Czy jeśli jest się superbohaterem, to ujawnia się swoje zdolności? — uniósł brew, podnosząc kącik ust lekko do góry.

— Nie, ale...

— No właśnie, dlatego się nie dowiesz — przerwał mi, chamsko się uśmiechając.

Dupek.

— Mogę go zabrać do domu? — spytałam, zerkając na jego miękkie włosy, których miałam okazję dotknąć.

Emily, kurwa, nie myśl o tym.

— Nie — stanowcza odpowiedź wyszła z jego ust.

— Dlaczego niby? — zapytałam oburzona.

— Bo to ja ci go kupiłem, więc będzie stać u mnie. Będziesz piła z niego jedynie ty i jedynie u mnie.

Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, a serce zabiło wolniej. Uśmiechnęłam się pod nosem, przekręcając głowę w bok. Byłam lekko zakłopotana, ale zaraz to minęło, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Przestraszyłam się lekko, po czym wyciągnęłam urządzenie z kieszeni. Zmarkotniałam znacznie, widząc numer mojej mamy. Przegryzłam dolną wargę, wiedząc, że muszę skłamać. Odebrałam połączenie.

— Gdzie jesteś? — zapytała na wstępie.

— Przeniosłam się do Camerona, bo już znajomi Dylana się zbierali i w ogóle — odparłam kłamstwem jak gdyby nigdy nic, jednocześnie spoglądając na zadowolonego z siebie Dylana. Pokazałam mu środkowy palec.

— O której wrócisz? Jest już dwudziesta pierwsza, a przed chwilą wszyscy przyjechali.

— Nie wrócę na noc — poinformowałam szybko.

— Emily, to nie miłe, ponieważ masz gościa. Isaac się stęsknił — wiedziałam, że uśmiechnęła się nieco markotnie.

— Na pewno mi wybaczy, muszę kończyć — rzekłam.

— Powiem, że musiałaś pilnie zostać u przyjaciela — powiedziała jedynie, potem się rozłączyła.

Napisałam wiadomość do Camerona, na co od razu mi odpisał.

Od: Cam<3

Jasne, że będę cię krył, moi rodzice też. A gdzie się podziewasz? Masz mi zamiar powiedzieć?

Do: Cam<3

Jestem z Dylanem. Wyjaśnię ci co się wydarzyło, bo trochę się porobiło...

Od: Cam<3

Zabezpieczcie się, wujkiem mogę zostać dopiero za dwa lata.

— Dlaczego dopiero za dwa lata? — parsknął brunet nad moich uchem, na co się wystraszyłam. Jakim cudem stał teraz za mną?

— A skąd ja mam to wiedzieć? — zaśmiałam się.

Od: Cam<3

Zapewne Dylan teraz to czyta, bo na bank leżycie razem, więc KURWA UWAŻAJ GOŚCIU NA MOJĄ PRZYJACIÓŁKĘ!

Williams wyrwał mi telefon z ręki i sam zaczął pisać. Po chwili podał mi z powrotem smartfona.

Do: Cam<3

Jeszcze razem nie leżymy.
Williams.

***

— Chyba cię coś boli — postukałam palcem wskazującym w swoje czoło, łypiąc wzrokiem na Dylana. Patrzył na mnie znudzony i widocznie zmęczony tym dniem, równie co ja. — Ja będę spała na kanapie, a ty zapieprzasz do sypialni — zarządziłam.

— To sobie ty tam idź, ja zostaję tutaj — oznajmił chłodnym tonem. Na potwierdzenie swoich słów, położył się całym ciałem na kanapie. Stopy mu trochę wystawały.

— Pacan — fuknęłam.

— Evans.

— Dupek.

— Emily.

— A spieprzaj — machnęłam na niego ręką.

Zabrałam jednym szarpnięciem koc z pod głowy Dylana, na co posłał mi ostre spojrzenie. Mogłabym być już martwa. Usiadłam na fotelu, który zajmował miejsce po drugiej stronie, niemal naprzeciwko.

— Chyba sobie kpisz — prychnął kpiąco.

— Nie. To ty sobie kpisz — stwierdziłam, nie patrząc w jego stronę. Przykryłam się kocem, próbując jakoś ułożyć stopy na siedzisku.

— Idź do tej pierdolonej sypialni — warknął delikatnie wściekły. Serio delikatnie.

— Dobra, już się zamknij — mruknęłam, po czym zamknęłam oczy, opierając głowę o miękkie oparcie.

Po chwili usłyszałam jak chłopak wstał i zrobił kilka kroków. Nie zbyt mnie to obchodziło, może w końcu poszedł do swojego pokoju. Niespodziewanie duża dłoń złapała za moje ramię. Otworzyłam oczy, gdy wyszarpał koc z moich objęć i podłożył ramię pod moje kolana. Uniósł mnie, kiedy się z nim nie zgadzałam. Uderzyłam go w bark, nie przejmując się tym, że to również mogło go boleć.

— Postaw mnie do cholery! — krzyknęłam, chcąc zejść na ziemię.

Miał mnie głęboko w dupie.

Przekroczył próg sypialni i podszedł do łóżka. Rzucił mnie na nie jak jakiś przedmiot.

Pieprzony dupek!

A ja byłam miła!

Chłopak zrobił krok do tyłu, gdy posłałam mu wściekłe spojrzenie.

— Nie gryzę — uśmiechnęłam się słodko, ale sztucznie.

— Kłóciłbym się — uśmiechnął się pobłażliwie, zaśmiał się krótko.

— I teraz sobie pójdziesz, bo osiągnąłeś swój cel? — spytałam, poprawiając się aby usiąść.

— Nie. Teraz położę się obok, będzie sprawiedliwie.

Czy mi się spodobał ten pomysł?

Bardzo możliwe...

Przewróciłam oczami i przesunęłam się na prawą połowę od strony okna. Dylan
położył się z drugiej strony, ale nie pod pościelą tylko na niej. Podniosłam biodra do góry i szybkim ruchem wyciągnęłam kołdrę spod mojego ciała. Usłyszałam z boku prychnięcie, ale się tym nie przejęłam.

Jeśli coś jest głupie, ale działa, to znaczy, że jednak nie jest głupie.

Odwróciłam się plecami do Dylana, nakrywając na siebie pościel. Pachniała jego perfumami i płynem do prania. Zdecydowanie było czuć kto tu śpi. Tylko nawet nie wiem kiedy on tutaj spał.

— Obudź mnie rano, muszę wrócić do domu — szepnęłam, zamykając oczy.

— O której godzinie życzy sobie Różyczka? — parsknął.

Poderwałam się nagle, obracając w jego stronę. Wymierzyłam palca wskazującego w jego klatkę.

— Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a skończysz marnie — syknęłam, mrużąc powieki.

— Nie podoba ci się? Różyczko? — zaśmiał się, po czym uderzyłam go w ramię, jednak bardziej go szturchnęłam niż uderzyłam — Nawet tego nie poczułem — prychnął gardząc.

— I co z tego? — uniosłam głos. — Mogę cię uderzyć jeszcze raz, jeśli cię to kręci — rzuciłam szybko.

— Może mnie zacząć kręcić, jeśli będziesz robić to ty — odparł z lekką chrypką, wpatrując się we mnie spokojnym i zmęczonym spojrzeniem.

Otworzyłam usta zaskoczona. Patrzyłam w błękitne oczy, a on patrzył w moje jakby niewzruszony. Lecz po chwili podniósł delikatnie jeden kącik ust do góry w irytującym uśmiechu. Wzruszyłam ramionami, znów odwracając się do niego tyłem. Udawałam, że mnie to nie ruszyło. Że wcale moje serce nie zabiło mocniej. Że wcale nie poczułam się całkiem inaczej.

Zamknęłam oczy, wzdychając cicho.
Materac za mną się ugiął, zbliżył się.
Mocny zapach perfum otulił mnie, chyba długo się trzyma. Pachniał różami i świeżym drewnem. Czułam na włosach oddech. Było mi bardzo wygodnie, dlatego po krótkiej chwili, odpłynęłam w błogi sen.

***

Zerwałam się gwałtownie z łóżka, pędząc do wyjścia z sypialni. Wpadłam do łazienki jak huragan, po czym zwróciłam zawartość żołądka do muszli klozetowej. Zaczęły lecieć mi łzy. Zamknęłam oczy. Nienawidziłam wymiotować. Nienawidziłam tego uczucia, do tego stopnia, że się go bałam. Byłam tym przerażona od zawsze. Po co ludzie mają się opróżniać w inny sposób? Przecież to nie jest miłe uczucie, jest okropne i wstrętne.

Dyszałam ciężko nad toaletą, mając nadzieję, że to wszystko. Usłyszałam gdzieś obok siebie ruch. Potem poczułam jak moje włosy są łapane w lekki uścisk do góry. Kątem oka dostrzegłam, że chłopak kucnął za mną.

Bez jakichkolwiek sił, opuściłam deskę do dołu. Nie chciałam, aby widział to obrzydlistwo, bo ja sama nigdy nie mogłam na to patrzeć. Chciałam sięgnąć do spłuczki, ale to już było dla mnie za dużo. Położyłam głowę na klapie, słysząc spuszczanie wody. Dylan złapał mnie delikatnie za ramiona, chcąc podnieść, tylko że ja nie chciałam.

— Pomogę ci wstać, nie opieraj się — rzekł stanowczym tonem.

Podniósł mnie do góry za ramiona, otworzyłam oczy. Powoli pomógł mi podejść do umywalki. Nie podniosłam głowy, nie chcąc patrzeć na siebie w lustrze. Schyliłam się do umywalki, nadal byłam podtrzymywana. Włączyłam kran i opłukałam swoje usta wodą. Powtórzyłam tą czynność kilka razy, aby choć trochę dać sobie ulgi.

— Przepraszam — mruknęłam zmęczona, zaspanym głosem.

— Za co? — spytał, pomagając mi z powrotem dotrzeć do pokoju.

— Po prostu za to. Nie dość, że zajmuje ci łóżko, to jeszcze cię budzę i musisz mnie widzieć — odparłam, biorąc głębokie wdechy.

Pokręcił głową, ale się nie odezwał. Usadził mnie na łóżku. Powiedziałam, że sama się położę, więc się nie wcinał.
Wyszedł szybko z sypialni, ale równie szybko wrócił. Podał mi szklankę z wodą, posłałam mu znudzone i pełne politowania spojrzenie.

— Nie utrzymam tego — wskazałam wzrokiem na szkło, które trzymał.

Uśmiechnął się lekko. Wziął moją dłoń i objął nią szklankę, następnie objął moją rękę swoją. Przykucnął, a ja się napiłam z małą pomocą. Po wymiotowaniu nigdy nie miałam siły, ale to było normalne. Zapewne wszystkie emocje z poprzedniego dnia się skumulowały. Ten mały wypadek przyniósł mi mnóstwo stresu i nie czułam się dobrze. Psychicznie i fizycznie. Miałam dość.

Brunet odłożył prawie pustą szklankę na szafkę nocną, po czym okrążył ogromne łóżko. Gdybym nie wiedziała ile ma wzrostu, byłabym zaskoczona wielkością tego materaca. Dylan położył się po drugiej stronie na plecach, a ja zebrałam odwagi, aby zadać pytanie. W nocy, a raczej teraz nad ranem, bo przez rolety lekko przebijało się światło, nabierałam ochoty oraz odwagi na rozmowy czy zadanie pytania.

— Czy motyle, które masz na plecach, mają jakieś znaczenie? — zapytałam ciekawa.

Odetchnął, nie spodziewając się tego. Nastała chwilowa cisza, którą co jakiś czas zagłuszały samochody jadące za oknem.

— Mają — odpowiedział krótko, ale mi to było za mało.

— Z czymś ci się kojarzą? — zadałam kolejne pytanie, obracając twarz w jego stronę.

Mogłam dostrzec, że jego włosy są roztrzepane w słodki sposób. Oddychał powoli i miarowo, mając zwróconą twarz do przodu. Jedną dłoń ułożył luźno na torsie, a druga leżała pomiędzy naszymi ciałami. Jakaś odległość nas dzieliła i na spokojnie można było się tu wyspać, nie dotykając się.

Idź spać, Emily — wyszeptał.

Skrzywiłam twarz w grymasie, kiedy powiedział do mnie imieniem. Rzadko to się zdarzało. W sumie to ja równie rzadko mówiłam do niego imieniem.

Spadaj, Dylusiu.

Przysięgam, że to był już ostatni raz!

Przysięgam na swojego chomika!

Mój chomik umarł po trzech dniach przez mojego kuzyna.

— Już nie Evans? — spytałam z grymasem.

— Idź spać, Evans — uśmiechnęłam się lekko na jego słowa.

Chciałam podnieść dłoń, aby sięgnąć do niego, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. Zamknęłam oczy, zasnęłam po chwili, śniąc o motylach.

***

Wtorek,
24 grudnia 2019r.

Czy czekałam na te święta? Odpowiedź była prosta - nie. Czym jestem starsza, tym coraz mniej czuję magię świąt. To święto jest jak urodziny. Z każdym rokiem cieszysz się coraz mniej, a do tego masz więcej lat.

Kolacje mamy na godzinę siedemnastą.
Jestem gotowa przed czasem. Ubrałam czarną sukienkę z mini dekoltem. Miała ona długie rękawy i była krótka, do mniej więcej ud. Na stopy założyłam moje ulubione kapcie. Bo po co miałam chodzić w jakiś ładnych butach? To co miałam na twarzy, nie do końca można było nazwać makijażem. Nałożyłam jedynie tusz do rzęs, które podkręciłam zalotką. Ułożyłam brwi i dodałam trochę różu na policzki, przezroczysty błyszczyk zmyje mi się przy jedzeniu. Włosy rozpuściłam. W ręku trzymałam telefon.

Wcześniej oczywiście pomagałam co nieco mojej mamie. Za to Isaac został wygoniony z kuchni, gdy tylko nasza babcia zobaczyła jak kroi ziemniaki. A ja wyleciałam zaraz po nim, by już nie przeszkadzać. Chciałam tylko pomóc, a po zastawieniu stołu już mnie wygoniono!

— Idziemy? — zapytałam Isaaca.

Był ubrany w czarne spodnie i białą koszulę, którą wyjął z materiału spodni.

Kiwnął głową w odpowiedzi. Wyszliśmy z pokoju i powili zeszliśmy na dół. Było mi dosyć dziwnie, bo będą to pierwsze święta w nowym miejscu zamieszkania. Zazwyczaj spędzałam ten dzień tylko z mamą, wujostwem, babcią oraz kuzynem.

Na dole nie było nikogo oprócz mojej mamy i Carsona. Prezenty zostały wcześniej położone pod choinką. Prezent, który jest dla Dylana ode mnie również tam jest. Podpisałam tylko, że to dla niego, nie podpisywałam od kogo. Choinkę i ozdoby rozkładałam wczoraj z Isaac'iem,

— Dzieci, chodźcie na chwilę — zawołała głośno moja mama z kuchni.

Powędrowaliśmy w jej stronę.

— Emily weź to i postaw na stole — powiedziała i wskazała na potrawę. — A ty Isaac, postaw na stole tamte napoje.

Wzięłam szklany półmisek w swoje dłonie. Już miałam odchodzić, gdy jednak sobie o czymś przypomniałam.

— Mamo, jest taka sprawa — obróciłam się w jej stronę, podchodząc bliżej. Zerknęła na mnie, potem znów powróciła wzrokiem do garnka na palniku. — Dostałam propozycję od znajomych by wyjechać pojutrze na taki mały odpoczynek po wigilii. I chciałam się zapytać czy mogę jechać — ze stresu przegryzłam nerwowo wargę, uciekając spojrzeniem od mamy. — Powiedziałam im, że jadę, a po za tym mój pokój został już opłacony przez Dylana — dodałam, aby ją przekonać. Popatrzyłam na jej twarz, kiedy zmarszczyła brwi.

Wiedziałam doskonale co robię. Specjalnie postawiłam ją przed faktem dokonanym, żeby łatwiej było ją namówić. I specjalnie w dniu kolacji, bo może będzie dla mnie łagodniejsza i nie będzie krzyczeć, że dopiero teraz jej o tym mówię.

— I mówisz mi o tym dopiero teraz? — spytała głosem pełnym irytacji, unosząc gniewnie brwi.

Dokładnie tak.

Przecież właśnie ci to powiedziałam.

Nie powiem tego na głos, bo się boję.

Zapomniałam o tym i tak jakoś wyszło... — mruknęłam nieco skrępowana z obawą, że jednak nie pojadę bo powiedziałam jej o tym za późno.

Może to jednak nie było mądre, ale... może zadziała!

Emily, nie fajnie postąpiłaś — pokręciła głową, mówiąc donośnym
głosem.

Wiem, mamo, ale tego nie przyznam.

To był specjalny zamysł.

— Yyy... mamo — zawiesiłam się. — Będę tam ze wszystkimi — odparłam.

— Nie wiem, zapytaj mnie później. Nie da się cofnąć tego opłaconego pokoju?

— Nie. Przecież sama zawsze mówiłaś, że nigdy niczego się nie zabiera. Prezentu czy lizaka dziecku — zmarszczyłam brwi nieznacznie zdenerwowana.

— Dobra, idź już — machnęła na mnie ręką.

Odwróciłam się i dopiero wtedy uśmiechnęłam zadowolona. Musiałam to wygrać. Nie było innej opcji.

Położyłam półmisek na zastawionym stole, a potem dołączyłam do kuzyna jak i Carsona na kanapie w salonie.

Usłyszałam kroki na schodach, odwróciłam się w ich stronę. Po schodach zeszła moja ciocia z wujkiem. Ciocia Elena od razu poszła, po raz kolejny, pomóc mojej mamie. A wujek Hudson dosiadł się do nas. Założyłam nogę na nogę i popatrzyłam w ich stronę.

— Gdzie babcia? — zapytałam, patrząc na wujka.

— Zaraz zejdzie — odpowiedział z uśmiechem.

— A ten jak zwykle jeszcze nie schodzi — westchnął lekko rozbawiony Carson.

— Gorzej niż z babą — dodałam z prychnięciem, na co również się zaśmiali.

Już po kilku sekundach, powoli na dół zaczęła schodzić babcia.

— Cześć babciu — przywitałam się jednocześnie z kuzynem z lekkim uśmiechem.

— Moje ukochane wnuki — uśmiechnęła się promiennie do nas. — No, przesuńcie się babci — przystanęła pomiędzy naszymi nogami. Odsunęliśmy się na boki, kobieta zajęła miejsce pomiędzy mną a Isaac'iem.

— Jesteśmy jedyni, dlatego najlepsi — rzekł Isaac, zakładając ramiona na klatkę piersiową z bananem na twarzy.

Babcia kiwnęła głową, po czym obróciła ją w moją stronę.

— Gdzie ten chłopak co wygląda jak kryminalista? — spytała niezbyt cicho.

Zacisnęłam wargi w wąską linię, aby nie wybuchnąć śmiechem. Carson spojrzał na nas, ale po chwili się zaśmiał.

— Babcia — skarciłam ją luźno, żartując. — Tutaj siedzi Carson — przypomniałam.

— I co z tego — wzruszyła ramionami, odwracając twarz w stronę wspomnianego mężczyzny. — Ciebie lubię, ale twojego syna nie znam to tak go nazywam — wyjaśniła, kiwając głową w jego kierunku. — Trzeba być szczerym, pamiętajcie — poklepała mnie i mojego kuzyna delikatnie po kolanie, zerkając na nas. — A po za tym, Carson chyba nie jest urażony.

— Siadajcie — odezwała się donośnym głosem moja mama.

Wszyscy wstaliśmy z narożnika i ruszyliśmy do stołu. Pociągnęłam kuzyna, aby usiadł obok mnie. Siedziałam na brzegu, po mojej prawej Isaac, a po prawej Isaaca, Dylan, który właśnie usiadł. Rodzina zaczęła rozmawiać, ale ja myślałam o jedzeniu. Lubiłam jeść, mimo, że tego po mnie nie widać. Nałożyłam sobie sporą porcję na talerz i zaczęłam jeść. Słyszałam wesołe rozmowy w tle.

— Emily — zawołała babcia Isabella, zwracając tym na siebie uwagę. — Masz tam jakiegoś kawalera? — uśmiechnęła się psotnie, a mój kuzyn zaśmiał się głośno. — Zaraz ty będziesz grzecznie odpowiadać — zaczepiła, posyłając mu zabawnie groźne spojrzenie.

Chyba zrobiłam się czerwona. Niemal zakrztusiłam się jedzeniem, kiedy o jako pierwszym chłopaku, pomyślałam o Dylanie. Może to przez nasz pocałunek. Wydaje mi się, że zbliżyliśmy się do siebie. Chociaż ja nie do końca chce go do siebie dopuścić, tylko, że już to robię.

Każdy patrzył na mnie z ciekawością, ale odpowiedź co roku była ta sama.

— Nie mam — odparłam.

Potem Isaac również powiedział, że nikogo nie ma. Babcia iż jest miłą kobietom, spytała o to również Dylana, na co on jako jedyny odpowiedział, że ma kogoś na oku. W duchu skrzywiłam się na jego odpowiedź.

Minęło trochę czasu, gdy nastał czas na rozdawanie prezentów. Jakoś nie miałam ochoty ich rozdawać, dlatego mój kuzyn dla śmiechu stwierdził, że on je rozda. Niby ma dziewiętnaście lat, a momentami zachowuje się jak dziecko.

Wszyscy przeszliśmy na narożnik w salonie. Siedziałam pomiędzy babcią, a mamą. Isaac zaczął od dorosłych. Zaczął od babci, która dostała kilka niewielkich paczuszek. A skończyło na moim wujku, a ojcu Isaaca. Później dostał swoje Dylan. Nie był zainteresowany, trochę go znałam, więc dało się poznać. Było to trochę niezręczne, bo Williams nie znał mojej rodziny, tak samo jak oni jego. Ale moja rodzina zawsze była miła, i Dylan od nich również coś dostał.

— Trzymaj — usłyszałam cichy głos po swojej lewej.

Odwróciłam głowę w stronę babci, która wystawiała do mnie małą kopertę. Podała mi ją dyskretnie, podziękowałam.

— Masz — odezwał się głos Isaaca.

Popatrzyłam w jego stronę, nieco w górę. Wystawiał w moją stronę kilka prezentów. Wzięłam je od niego z uśmiechem i położyłam przed swoimi nogami.

Moja mama zaproponowała, abyśmy wyszli na spacer. Na to zimno nie wychodziłam z własnej woli. Skłamałam, że źle się czuję i nie idę. Isaac chciał jakoś się wywinąć, ale moja mama go popchnęła w stronę drzwi. Wszyscy zniknęli z mojego polu widzenia. Po chwili usłyszałam zamykanie drzwi wyjściowych, zostałam sama. Wstałam na równe nogi, do rąk wzięłam swoje prezenty, co było wyzwaniem. Wspięłam się powolnie po schodach, a później weszłam do swojego pokoju.
Położyłam prezenty obok łóżka, dziwiąc się, że coś na nim leżało. A raczej jakaś paczka.

Kto to mógł przynieść? I to dla mnie czy Isaaca?

Potrząsnęłam ją lekko, zdziwiłam się kiedy wydala dźwięk klocków. Zgarnęłam pospiesznie nożyczki z biurka i zaczęłam rozcinać folię. Moim oczom ukazało się czarne pudełko z nadrukiem kwiatów z klocków Lego. Uśmiechnęłam się szeroko. Gdy byłam dzieckiem, miałam obsesję na punkcie zestawów Lego. Miałam ich naprawdę sporo i ledwo mieściły się na moich półkach. Aktualnie dwie czerwone róże z lego leżały na półce przy moich książkach. Kupiłam je z kilka miesięcy temu, potem było mi szkoda wydawać pieniądze na inne zestawy oznaczone jako osiemnaście plus.

Przecięłam tasiemkę, która zaklejała pudełko. Otworzyłam je, od razu za wierzchu leżała koperta. Usiadłam na łóżku, odpakowując ją. Odczytałam wydrukowany tekst, nieźle podekscytowana.

Jeden kwiat, jeden dzień.
Dopóki się nie skończą.

Zerknęłam na pudełko Lego, czując miłe uczucie na sercu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wystarczył zestaw klocków, aby mnie uszczęśliwić. Odłożyłam karteczkę, zabrałam w dłonie pudełko. Zaglądnęłam do środka, poszperałam tam dłonią, widząc, że przezroczyste paczuszki z kolorowymi elementami są ponumerowane. Wysypałam wszystko na pościel, numerki były od jedynki do osiemnastki. Ostatnia paczka nie była przezroczysta, a biała. Dziwne.

— Myślałem, że zostałem sam — wystraszyłam się na męski głos. Uniosłam głowę do góry na Dylana opierającego się o framugę drzwi. Nawet nie usłyszałam jak otwiera drzwi.

— Też tak myślałam — odpowiedziałam z przekąsem, zgarniając powoli rzeczy za siebie.

— Wiem co tam jest — wskazał wzrokiem na prezent.

Wpatrywałam się w niego nieodgadnionym spojrzeniem. Uniosłam brwi, wytrzeszczając oczy. Otworzyłam usta, ale nic z nich nie wyszło, oprócz zaskoczonego westchnięcia.

— Ty mi to kupiłeś? — zapytałam.

Skinął głową. Nie wiedziałam jak się zachować. Wiadomo, że musiałam mu podziękować, tylko było to trochę niezręczne. Byłam ciekawa czy on otworzył mój prezent.

— Dziękuję — posłałam niepewny uśmiech. — Powiem ci, że trafiłeś — dodałam już pewnie, ściskając nieco folię opakowań.

Chłopak jedynie podniósł kącik ust do góry, wyglądając trochę łagodniej. Jego włosy były roztrzepane, a lekko zarysowana szczęka rozluźniona.
Zerknął na chwilę w bok swoimi oceanicznymi oczami, a potem znów powrócił do moich oczu. Również popatrzyłam tam gdzie on, chyba spojrzał na moje róże z klocków. Złapał za klamkę i cofnął się, zamykając drewniane drzwi.

Dylan Williams nie przestawał mnie zaskakiwać.

==========================

Hejj! Zostawcie coś po sobie, gwiazdkę, komentarz, będzie mi miło<33 Playlistę do czytania macie na samym początku książki.

Zapraszam na TikToka i Twittera:
_lawendaa_

Wleciał nowy TikTok!

#Gnj

Do następnego,
Buziaki💙

Continue Reading

You'll Also Like

33.5K 1.7K 46
Mia White to młoda dziewczyna której życie jest nudne i monotonne, ale gdy na jej drodze staje sławny, przystojny i niesamowicie seksownym aktor jej...
61.4K 1.7K 36
17 letnia Sophia jest zwykłą spokojną dziewczyną ale ma jedną tajemnice. Podkochuje się w swoim najlepszym przyjacielu jest on dla niej najważniejsz...
48.5K 1.8K 35
Podjąłeś się eliminacji, pewny, że przejdziesz dalej.
18.6K 592 30
"Unicestwić można każdego i wszystko, a oni pragną unicestwić mnie, dlatego proszę nie pozwól mi się poddać." Pierwsza część trylogii "Us" __________...