Od zawsze i na zawsze || ZAKO...

By fuck__you_bitch

208K 5.3K 5.1K

Jedna kłótnia, słowa których nie da się cofnąć, ale jednocześnie tyle niewypowiedzianych wyrazów. Kochają si... More

Prolog
O1. Zależało mi na Williamie Parkerze
O2. Spokojnie szefowo
O3. Byłaś zazdrosna
O4. Nie zaprzeczyłaś, że jesteś moją dziewczyną
O5. Musisz być cicho, oglądając te porno
O6. Ty i Will
O7. Dobranoc, Morgan.
08. Nie ładnie manipulować, Morgan.
O9. Ufasz mi?
12. Maddie & Willie
13. Proponujesz mi randkę?
1O. Żyłam będąc martwą
11. Huragan
14. On po prostu był
15. Nikt mi Cię nie zabierze
16. Trucizna
17. Samokontrola
18. Mrok
19. Bez powrotu
21. Chociaż wygrałeś
22. Sprawa życia i śmierci
23. Jesteśmy za bardzo podobni
24. Nigdy już nie istnieć
25. Światłość
26. Pusta egzystencja
27. Jak kochałam ja?
28. Twoja matka nas szpieguje
29. Chaos
3O. Jakby to miał być ostatni raz
31. Ego większe niż mózg
32. Jesteście razem?
Epilog
podziękowania i ważna informacja!!

2O. Oddanie

5.6K 139 132
By fuck__you_bitch

- Boże Harry, weź. - mruknęłam lekko zażenowana, czytając jak Potter próbuje zaprosić Cho na bal w czwartym tomie serii. Za każdym razem mnie to śmieszyło. Przecież nikt w realnej sytuacji się, aż tak nie jąka.

Chyba.

Ziewnęłam, zastanawiając się czy chce mi się, to kontynuować. Właściwie było przed pierwszą, a ja powinnam już spać. Teoretycznie już jutro pisze egzamin. Co prawda do tego, muszę przeżyć jeszcze cały wtorek, ale dziś postanowiłam odpuścić sobie naukę. Nie miałam co robić, a spać też mi się średnio chce, więc sięgnęłam po książki. Przez długi czas miałam zastój czytelniczy, co mnie zaczęło trochę irytować, a dzisiejszego wieczoru przeczytałam koło dwustu stron, z czego byłam cholernie dumna.
Odłożyłam otwartą powieść na miejsce obok, biorąc do ręki sok, który stał na mojej szafce nocnej. Odkręciłam zakrętkę, pociągając dużego łyka. Zamknęłam butelkę, odstawiając ją na komodę i w tym sam momencie, usłyszałam zagłuszone wibracje mojego telefonu, na co zmarszczyłam brwi, bo uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie mam pojęcia, gdzie on jest. Pomacałam dłonią po materacu, natrafiając na coś twardego zaplątanego w kołdrę. Wyciągnęłam z lekkim trudem iPhone'a, odblokowując go odciskiem palca. Zmrużyłam oczy, widząc powiadomienie od Williama.

Od; tępy chuj
jeśli znowu wkuwasz matme do rana to cie walne

Prychnęłam, unosząc brwi. Brunet nie odzywał się do mnie, od naszej wymiany zdań na ostatniej imprezie. Totalnie mnie olewał. Ja nie byłam lepsza, ale przecież miałam powód, a on nie miał żadnego. Być może, jak teraz tak na to patrzę, powiedzieliśmy zbyt dużo ostrych słów. Nie żałowałam ich, ale nie czułam się z tym zbyt dobrze. Próbowałam, o tym nie myśleć, ale mi to nie wychodziło. Kilka razy w ciągu tych dni, wchodziłam na naszą konwersację i miałam ochotę do niego napisać, jednak w ostatnim momencie wycofywałam. Byłam zła na siebie, tylko dlatego, że nie wspomniałam nic o Jasmine, a to napewno by go zagięło. Fakt, że wolał zaliczyć jakąś laske, zamiast przyjechać normalnie na czas na spotkanie z przyjaciółmi, albo chociaż odebrać telefon od Maxa, którego traktował jak brata, cholernie mnie wkurwiał. A co gdyby coś się stało? Też by to olał?

Niedojrzały debil.

tępy chuj; wiem ze bawisz sie w olewanie mnie, ale otwórz okno

Przeczytałam treść kolejnej wiadomości kilka razy, analizując co moze ona oznaczać. Zajęło mi to, chyba trochę więcej czasu niż powinno, bo usłyszałam, jak coś odbija się od szyby. To sprawiło, iż mój umysł zaczął działać na najwyższych obrotach. Podniosłam się z prędkością światła, rzucając gdzieś w bok komórkę. W dwóch krokach znalazłam się przy oknie, otwierając je na oścież. Spojrzałam w dół, zauważając na swoim podwórku chłopaka, ubranego w czarne jeansy i tego samego koloru bluze, której kaptur miał zarzucony na głowę. Nie widziałam go zbyt dobrze, bo uliczna latarnia średnio padała na niego światłem. Stał bardziej w cieniu, przy średniego wzrostu choinkach mojej mamy, przez co zlewał się trochę z otoczeniem.

- No już myślałem, że zasnęłaś przy tym biurku. - usłyszałam.

Zwęziłam groźnie oczy, rozchylając usta, bo właśnie docierało do mnie, co tu się dzieje i jak bardzo jest to absurdalne.

- Popierdoliło Cię? Co ty ode mnie chcesz?! - szepnęłam, wkładając w to bardzo dużo negatywnych emocji, przez co brzmiało, jakbym poprostu krzyczała. Ja jednak nie mogłam się na niego porządnie wydrzeć, bo obok mnie pokój ma Max, który nawet nie wiem czy śpi. O mame martwić się nie muszę, jej sypialnia jest po drugiej stronie domu, więc nie ma możliwości, iż to usłyszy. A nawet, jakby przechodziła obok moich drzwi, zapewne pomyślałaby, że po prostu rozmawiam z kimś przez telefon.

- Ubierz się ciepło, bo piździ i złaź. - podszedł bliżej budynku, przez co pomarańczowe światło padło lekko na jego twarz. Był poważny, co kontrastowało z tym, co właśnie powiedział. Parsknęłam śmiechem na jego słowa, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Ty żartujesz tak?! Nidzie nie idę, jest kurwa, pierwsza w nocy!

- Mówię Ci, że masz zejść, bo wyciągnę Cię siłą, a chyba nie chcemy obudzić Maxa, prawda? - mruknął, cwanie unosząc kącik ust. Wciągnęłam więcej powietrza do ust, zaciskając dłonie na zimnyn parapecie. Faktycznie dopiero teraz poczułam, że panuje trochę mroźne powietrze. Nie powiem, zdziwiło mnie to, bo zaczął się czerwiec, ale w końcu Nowy Jork i jego okolica, lubią zaskakiwać. Zapewne zbierało się po prostu na deszczowy tydzień. Normalnie poprawiłoby mi to humor, ale w tej sytuacji, jaka ma właśnie miejsce, nic chyba nie jest w stanie mnie uspokoić.

- Ta, już lecę. - prychnęłam, łapiąc klamkę od okna. - Żebyś się, kurwa, chuju przeziębił. - zatrzasnęłam szybę, zamykając ją. Zasłoniłam szybko roletę, przez co brunet zniknął mi całkowicie z oczu. Odwróciłam się, opierając plecami o ścianę i wznosząc oczy ku górze. Wypuściłam powietrze z irytacji, kładąc rękę na czole.
Co on sobie myślał? Już kurwa pędzę! Jedyne o czym marze, w tym momencie, to ciepła kołdra i dalsze czytanie Harry'ego Pottera i nikt mi w tym nie przerwie. Zresztą co on może zrobić? Nie ma kluczy do mojego domu, a włamać się raczej, nie włamie.

- Po moim trupie. - prychnęłam, wskakując na łóżko. Ułożyłam się wygodnie, biorąc ponownie książkę do ręki. Spojrzałam na swój telefon, który się zaświecił, pod wpływem przyjścia powiadomienia.

Od: tępy chuj
mam rozumieć że nie zejdziesz?

Zaśmiałam się kpiąco, czego i tak usłyszeć nie mógł, ale jeśli myślał, że naprawdę wyjdę na ten dwór, gdy sam powiedział, że jest zimno, to chyba, gdy był noworodkiem matka przypadkiem go upuściła głową na podłogę.

Ja; owszem

Odrzuciłam komórkę, odkładając też czare ognia. Odechciało mi się nagle czytać, przez irytacje, którą spowodował brązowooki.
Podniosłam się z materaca, łapiąc książkę w dłoń, po czym odłożyłam ją na półkę. Przeczesałam ręką swoje suche już włosy, ruszając do łazienki.
Weszłam do pomieszczenia, zapalając światło. Załatwiłam potrzebę, po czym umyłam ręce i zęby. Wytarłam buzię oraz dłonie, opuszczając toaletę.
Szybkim krokiem podeszłam do łóżka, na które miałam siadać, gdy nagle po pokoju rozległ się dźwięk. Podskoczyłam, rozglądając się gorączkowo. Zastygłam w miejscu, nasłuchując, jednak panowała całkowita cisza. Pomyślałam, że to zapewne mój brat się obudził i po prostu mu coś spadło, albo cokolwiek. Ta myśl odeszła, kiedy znowu coś zapukało, a ja prawie dostałam zawału. Tymrazem ciche stukanie się nasiliło, a ja próbowałam znaleźć powód dźwięku.
Nie wpadło mi nic innego do głowy, prócz okna, więc pomyślałam, że to zapewne znowu William rzuca mi kamykami w szybę. Zacisnęłam usta, podchodząc w tamtą stronę. Wzięłam głęboki wdech, próbując nie wybuchnąć i z zaciętą miną, otworzyłam okno.
Już miałam spoglądać na dół i się na niego wydrzeć, gdy zobaczyłam coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Wytrzeczyłam oczy, patrząc na chłopaka jak na kosmitę.

- Posuń się, bo zaraz się spierdole i będziesz mieć mnie na sumieniu. - mruknął, trzymając się czegoś, ale nawet nie wiem czego dokładnie, bo w tamtym momencie, nie widziałam niczego prócz jego twarzy, w którą zszokowana się wpatrywałam. Brunet wywrócił oczami na moją reakcję, podciągając się bardziej w górę, po czym jakby nigdy nic, przerzucił jedną nogę za parapet, kładąc ją twardo na moich panelach. Odskoczyłam, widząc jak zwinnie wchodzi do mojego pokoju.

- Czyś ty zwariował?! - Warknęłam, odzyskując głos, gdy zaczęło do mnie dochodzić, co on właśnie zrobił. - Tobie naprawdę rozum już odjęło!

- Mówiłem, żebyś zeszła. - wzruszył nonszalancko ramionami, wymijając mnie. Odwróciłam się w jego stronę, z morderczym wyrazem twarzy, a z moich oczu zapewne ciskały już  pioruny.

- Jak ty się tu dostałeś?!

- Łatwo nie było. - rzekł, siadając na łóżku. Zerknął na mnie, a widząc, że i tak nie odpuszczę, głośno westchnął ukazując swoją irytację. - Po rynnie.

- Po ry.. Słucham?! - wytrzeszczyłam oczy, rozchylając usta. - Ty jesteś jakiś niedorozwinięty! Jakim chujem wlazłeś tu po jebanej rynnie?!

- Normalnie? - zapytał, jakby to była najoczywista rzecz na świecie. - Zbieraj się.

Spojrzałam na niego zabójczo, zakładając ręce na piersi. Tak William, napewno już gdzieś z Tobą wyjdę, bo nagle sobie o mnie przypomniałeś!

- No i co się tak patrzysz?

- Serio pytasz? - prychnęłam. - Nie wiem, na przykład wszedłeś tu przez okno, przez co byłam zmuszona Cię wpuścić, mimo że wyraźnie powiedziałam, iż nigdzie nie idę?

- Ty też kiedyś do mnie tak weszłas i także musiałem Cię wpuścić, więc nie pierdol.

Zacisnęłam pięści, robiąc krok w jego stronę. Brunet szybko podniósł się z materaca, unikając walnięcia w łeb.

- To była w ogóle inna sytuacja! I weszłam po pierdolonej drabince! A gdyby ta rynna Cię nie utrzymała i się zerwała?! Jakbyś to wytłumaczył mojej matce i Maxowi? Trafiłbyś do szpitala i co byś powiedział lekarzom? - uniosłam brwi, mówiąc coraz szybciej i głośniej, stając się bardziej zdenerwowana. - Wchodziłem po metalowym gównie do pokoju jakiejś typiary, bo nie chciała wyjść na dwór o pierwszej w nocy?!! - wyrzuciłam ręce w powietrze, głośno oddychając.

- No, ale Morgan.. - zaczął, szczerząc się. Zmrużyłam oczy, biorąc głębokie wdechy, aby się uspokoić. - Jakbym spadł, musiałabyś sprawdzić czy żyje. Tak czy siak, cel zostałby osiągnięty, bo zeszłabyś na dół.

Przymknęłam powieki, opadając zrezygnowana na łóżko. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, chowając twarz w dłoniach.

- Nie. Ty jesteś nienormalny.

- Mówiłem, żebyś zeszła. To wszystko Twoja wina. - Z prędkością światła, złapałam leżącą obok mnie poduszkę, rzucając nią w stronę chłopaka. William zrobił unik, a rzecz uderzyła w drzwi, spadając cicho na podłogę. Podniosłam się z materaca, nie oszczędzając najróżniejszychch wyzwisk, kierowanych w jego stronę.

- Wyjdź stąd. - Warknęłam, zaciskając zęby.

- Nie. - odparł, twardo patrząc w moje oczy. Podszedł powoli bliżej, będąc czujnym na każdy najmniejszy ruch, jaki moglam wykonać. - Nie po to się fatygowałem. Zakładaj coś grubszego i jedziemy.

- Niby dokąd, co?! - prychnęłam. - Jest pierwsza w nocy!

- Zobaczysz. - mruknął tajemniczo, po czym jego wzrok zeskanował całą moją sylwetkę. - Fajny masz ten top.

Spojrzałam na swoją koszulke, marszcząc twarz. Miałam na sobie szary, trochę przylegający crop top, na grubych ramiączkach, w którym zazwyczaj spałam w lato. Nie było w tym nic dziwnego, ale oczywiście ciuch mocno opinał moje piersi, więc zapewne właśnie, o to chodziło temu debilowi. Przeniosłam na niego swoje spojrzenie, uderzając chłopaka z pieści w ramię. Tym razem nie zdążył się obronić, a ja posłałam mu na sekundę zwycięski uśmiech, po czym wróciłam do swojej wkurwionej miny.

- Wracaj do domu, Parker.

- Nie.

- Spierdalaj stąd. - burknęłam, czując jak irytacja ponownie przejmuje nade mną kontrolę.

- Nie bez ciebie.

Po tych słowach, wyminął mnie, ponownie zasiadając na moim łóżku. Westchnęłam, przecierając twarz dłońmi.

- Okej, inaczej. - mruknęłam, spoglądając na niego. - Gdzie chcesz jechać?

- Zobaczysz na miejscu.

- Ugh, ty idioto! Musisz być taki pojebany?!

- Tak. Widzisz? Idealnie się dopełniamy.

Wywróciłam oczami na jego słowa, poddając się. Gdziekolwiek chciał mnie zabrać, musiał miec powód, aby zrobić to w nocy. Wiedział, że wyciąganie mnie na siłę z domu o takiej porze, jest dla niego skrajnie niebezpieczne, ale odważył się to zrobić. Ja sama jestem ciekawa o co mu chodzi, a inaczej się nie dowiem. Nie zmienia to faktu, iż wciąż jestem na niego wkurwiona.
Z wiązanką przekleństw, kierowanych w jego stronę, podeszłam do dużej szafy. Wyciągnęłam z niej dużą ciepłą czarną bluzę, którą wciągnęłam na swoje ciało. Oprócz tego miałam na sobie dresy, więc nie powinno być mi zimno.

- Zmarzniesz. - usłyszałam jego głos, gdy wkładałam na stopy długie skarpetki.

- Jest czerwiec, nie grudzień.

- Jak sobie chcesz, ale potem nie narzekaj, że zimno.

Poraz kolejny przewróciłam oczami, prostując się. Złapałam swoją komórkę, chowając ją do kieszeni bluzy, po czym podeszłam do okna, które wciąż było otwarte. Zamknęłam je, patrząc wyczekująco na chłopaka, który podniósł się z materaca.

- Żeby było jasne. Za maksymalnie godzinę, mam juz leżeć pod ciepłą kołderką. Jeśli wyciągniesz mnie z tego budynku, bez powodu, tylko żeby mnie wkurwić, nie skończy się to dla ciebie dobrze. Dlatego przemyśl, czy napewno podołasz zadaniu. - zaznaczyłam, wskazując w niego palcem. Brunet uniósł ręce w geście obronnym, wciąż się uśmiechając.

- Podejmę ryzyko. - skinął głową, a ja zmrużyłam podejrzliwie oczy, bo był wyjątkowo zgodny.

- I wychodzimy drzwiami, więc masz być cicho.

- Dobra, zluzuj. Tępy nie jestem.

- Potwierdzić niestety nie mogę. - uniosłam kpiąco kącik ust. Zgasiłam lampkę nocną, kierując się w stronę drzwi, które po chwili otworzyłam. Wyszłam na korytarz, słysząc jak Parker po cichu zamyka płytę. Rozejrzałam się, nasłuchując, ale w całym budynku panowała cisza, co oznaczało, że każdy już śpi. Odetchnęłam, schodząc po schodach. Jestem świadoma tego, że mnie pojebało, ale cóż, mówi się trudno.
Po chwili oboje już byliśmy na parterze. Wszędzie było ciemno, a ja nie miałam zamiaru zapalać światła. Gdyby matka mnie przyłapała, na tym co mam zamiar zrobić, chyba by mnie wydziedziczyła.

- Przyświeć mi telefonem. - mruknęłam, idąc ostrożnie w stronę drzwi. Will wykonał polecenie, ale byłam pewna, że przewrócił oczami. Wciągnęłam buty, zarzucając sobie kaptur bluzy na głowę. Zabrałam klucze z komody, otwierając drzwi. Wyszłam po cichu na zewnątrz, a moim śladem poszedł Parker. Zamknęłam drewnianą płytę, przekręcając klucz w zamku. Odwróciłam się w stronę bruneta, pokonując trzy schodki na ganku.

- I co teraz?

- Zobaczysz. Chodz, muszę iść po samochód.

Próbując zdusić w sobie chęć zabicia go, skinęłam głową, wychodząc przez furtkę na chodnik. Przeszliśmy w ciszy kilka metrów, po chwili wchodząc na podjazd przed domem Parkerów.

- Przygotowałeś się widzę. - burknęłam, widząc jak William wyciąga kluczyki z kieszeni i otwiera auto.

- Jakże inaczej. - odparł, unosząc kącik ust. Westchnęłam, wsiadając do wnętrza pojazdu. Ułożyłam się wygodnie na fotelu, zapinając pas. Chłopak, także znalazł się w środku, odpalając samochód. Po kilkunastu sekundach, wyjeżdżaliśmy już z naszej ulicy, jadąc w tylko znaną Willaimowi stronę.

- Skąd wiedziałeś, że się zgodzę? - spojrzałam na niego kątem oka, włączając radio.

- Nie umiesz mi odmawiać.

Ręka zastygła mi w powietrzu, a moja głowa automatycznie wystrzeliła w bok. Rozchyliłam usta, wpatrując się w niego jak w debila.

- Nie powiedziałeś tego.

- Właśnie, że tak. Taka jest prawda, Morgan. Musisz się z tym pogodzić.

Zacisnęłam usta, uderzając go w głowę. Skrzywił się, przenosząc przez sekundę na mnie swój wzrok.

- Jak niby nie umiem?! - oburzyłam się. - Jestem po prostu ciekawa co ode mnie chcesz i tyle. Jakbym się nie nudziła, to by Ci się nie udało mnie wyciągnąć.

- Daj spokój. - prychnął. - Wiesz, że i tak bym to zrobił.

Warknęłam pod nosem, podgłaszając szybko piosenkę, która leciała z radia Samochód wypełniła Sia, która śpiewała piosenkę "Elastic Heart".
Oczywiście, że nie chciałam mu przyznać racji, ale zdawałam sobie sprawę, iż ją miał. Strasznie mu ulegałam ostatnimi czasy i zauważyłam to już w tamten weekend. Po tym jak pierwszy raz po dwóch tygodniach, wróciłam do domu, miałam w nocy dużo czasu na przemyślenia. Wybaczyłam mu i zaczęliśmy normalnie rozmawiać, co jest okej. Uwielbiam przebywać w jego towarzystwie, a te kilkanaście dni nas strasznie zbliżyły. Naprawdę byłam w stanie zapomnieć, o tym całym gównie przez, które razem przeszliśmy, ale gdybym wtedy nie zapomniała oddać mu telefonu, nie wiedziałabym, że spotyka się z Jasmine. Przez to poczułam się po prostu nie fajnie, a fakt, że Laura powiedziała mi, iż dwa razy przyłapała ich jak wychodzili razem z szatni, nie jest zbytnio pocieszający. Mogłabym jej nie wierzyć, bo wkoncu sama leci na Williama, ale po co niby miałaby kłamać? Czuje się wykorzystana i chyba nikt nie powinien mi się dziwić. Przespaliśmy się, a on i tak poszedł do tej kurwy. Jeszcze to ukrywa. No i nasza ostatnia kłótnia, była dla mnie nieco bolesna..

Dlatego postanowiłam sobie, że muszę się trochę ogarnąć. Kiedyś byłam bardziej asertywna i wredna dla niego, przez co wiedział, gdzie jego miejsce. Teraz myśli, że może robić co chce, a ja nie dam się traktować jak zabawka. Nie będę drugą opcją.

zaczniesz od jutra czy...?

Cicho.

- Słabo się śpi bez ciebie.

Zerknęłam na niego automatycznie, próbując zachować obojętną mine. Coraz częściej słyszę od niego słowa, które sprawiają, że moje serce zaczyna napierdalać trzysta na sekundę. Wiem, że pewnie robi to, tylko dlatego, iż jestem na niego zła, więc chce się podlizać, ale wciąż jest to miłe.

tak, zacznę od jutra.

Kurwa.

- Przykre. - mruknęłam, chrząkając. Nie myśl, że jestem taka łatwa.

Przekręciłam głowę w stronę szyby, patrząc jak wjeżdżamy na jakąś autostradę. Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w ciemność.

- Gdzie ty mnie wywozisz?

- Mówiłem, że zobaczysz. Pół godziny i będziemy.

Przeanalizowałam jego słowa , rozumiejąc dwie rzeczy. Po pierwsze pojebało go. Po drugie fakt, że będziemy jechać pół godziny, mnie nie pocieszył. Żeby wrócić do domu zajmie nam to kolejne trzydzieści minut, a jeszcze zapewne chwilę spędzimy w tym miejscu, do którego zmierzamy. Rozchyliłam powieki, próbując nie wybuchnąć.

- Mówiłam, że godzina maksymalnie! Nie będę siedziała do rana na jakimś wypizdowiu!

- Zmienisz zdanie.

Warknęłam, obdarzając go morderczym spojrzeniem. Wcisnęłam się mocniej w fotel, wsłuchując się w tekst piosenki, która rozbrzmiewała w aucie. Żadne z nas już się nie odezwało, co właściwie było dobrą opcją, bo gdyby William otworzył usta, zapewne skończył by z jakimś siniakiem. Obserwowałam różne samochody które szybko przemierzały ruchliwą ulice, aż w końcu zauważyłam gdzie wjeżdżamy. Zmrużyłam oczy, zerkając na chłopaka.

- Centrum?

Brunet podniósł w odpowiedzi kącik ust, nie odzywając sie. Uniosłam brew, patrząc jak wjeżdża do Nowego Jorku. Miasto, które nie śpi. Uwielbiałam tutaj bywać. Wszędzie było pełno świateł, dużych budynków, samochodów i tych wszystkich pierdół. Mimo to, rzadko tu przyjeżdżałam. Miałam do tego miejsca, zaledwie niecałe czterdzieści minut drogi, a ostatni raz byłam tu w tamtym roku, kupić prezent na urodziny Lucy. Nasze miasteczko nie było złe, ale napewno fakt, że mieściło się tak blisko Nowego Jorku, dodawało mu uroku. W końcu to tutaj złożyłam z dużą pomocą Willa, papiery na studia. Tu miałam mieszkać, mieć pracę i żyć. Nie umiałam sobie tego wyobrazić, ale to było moje małe marzenie od dzieciństwa. Wprowadzić się do tego dużego miasta, wyrwać z naszej dziury i mieć fajne życie. Jak widać średnio mi to wychodzi.
William jednak zamiast wjechać w główną ulicę, skręcił gdzieś w bok, zjeżdżając w ogóle z trasy. Zmarszczyłam twarz widząc, jak mknie w stronę jakiegoś lasu.

- Chcesz mnie porwać?

- Spokojnie, na to przyjdzie czas. - rzekł.

- Parker, to nie jest śmieszne, gdzie ty jedziesz? - zapytałam, czując jak coraz bardziej się denerwuje. Nie lubiłam żyć w niewiedzy.

- Uspokój się. Zaraz zobaczysz.

- Ugh! - zawyłam dramatycznie, wyrzucając ręce w powietrze.

Widziałam jak ledwo powstrzymuje się od parsknięcia, co mnie rozjarzyło. Zwęziłam groźnie oczy, zaciskając usta. Głośno westchnęłam, pokazując mu dosadnie swoją irytację, po czym ułożyłam brodę na ręce, przymykając powieki. Musiałam wyluzować, bo jeszcze chwila i dosłownie rozniosę mu samochód.

Jednak moje wyluzowanie się, przeszło w drzemkę. Jakieś piętnaście minut później, zostałam brutalnie dźgnięta palcem w żebra, przez co podskoczyłam, uderzając łokciem w drzwi.

- Mamo obudź te naleśniki i mi zrób, już idę! - przez sekundę rozejrzałam się wokół, po czym znowu zamknęłam powieki, mlaskając. Usłyszałam śmiech, jednak był on jak zza ściany, bo znowu zaczęłam odlatywać.

Po chwili, która trwała jak pół sekundy, ktoś mną potrząsnął. Zerwałam się momentalnie, rozglądając ponownie po całym wnętrzu pojazdu. Zmarszczyłam twarz, widząc odwróconego w moją stronę bruneta, który się uśmiechał.

- Co, kurwa? - Warknęłam.

- Zasnęłaś.

- A co niby się robi w nocy? - zapytałam głupio, ziewając.

- Mogę Ci pokazać.

I dopiero jego słowa, chyba mnie tak naprawdę obudziły. Było mi strasznie niewygodnie i otaczała mnie sama ciemność. Zwęziłam oczy, powoli przypominając sobie, jak William wyciągnął mnie z domu o pierwszej w nocy i gdzieś wywiózł. Uświadomiłam sobie, że wcale nie znajduje się w swoim ciepłym łóżku. Westchnęłam, kręcąc głową.

- Miałam nadzieję, że twój debilizm był, tylko snem.

- Otóż nie. I spierdalaj. - dodał po chwili. - A teraz wysiadaj, bo jesteśmy na miejscu. - po tych słowach otworzył drzwi, wychodząc na zewnątrz. Ponownie ziewnęłam, przeklinając pod nosem. Odpięłam pas, otwierając drzwi. Ignorując dziwny ból łokcia, wygramoliłam się z pojazdu

- No i? Gdzie ty mnie przywlokłeś? - burknęłam, zauważając wokół siebie, tylko jakis las.

- Chodź. - mruknął, stając kilka metrów naprzeciw mnie. Spojrzałam na niego z lekką rezerwą, widząc jego rozbawioną twarz, która była oświetlana przez światła samochodu. Uniosłam brew, zakładając ręce na piersi.

- Dopóki nie powiesz o co chodzi, nie ruszę się stąd. - powiedziałam twardo, wciągając nosem, bo dopiero teraz poczułam jak strasznie wiało i jakie panowało mroźne powietrze. Wciąż stałam przy drzwiach do auta, będąc gotowa, aby w każdej chwili wsiąść do środka.

- No chodź, kretynko. - rzekł, a ja widzkalam, że jest coraz bardziej zirytowany. Uniosłam hardo glowe, czując się strasznie senna.
Podniosłam obie brwi, mrugając. Patrzyłam na niego jak na idiotę, a on widząc to, przewrócił oczami.

- Zaufaj mi, Morgan. Obiecuje, że nie pożałujesz. - wyciągnął reke w moją stronę. Spojrzałam z opóźnionym refleksem na jego dłoń, przenosząc od razu wzrok na twarz chłopaka, po czym powtórzyłam ten krok dwa razy.
Tkwiliśmy w pełnej napięcia ciszy jakąś minutę, aż w końcu warknęłam pod nosem, robiąc dwa kroki do przodu i łapiąc jego rękę.

- Jeśli chciałeś mnie uprowadzić, mogłeś to zrobić w dzień. Myślę, że niewyspana ja, jestem bardziej niebezpieczna od zdesperowanego idioty. - powiedziałam. Kiedy moja skóra dotknęła tej jego, przeszedł mnie dreszcz, a moja dłoń dziwnie zapiekła. Przełknęłam ślinę, rozglądając się wszędzie, byleby nie spojrzeć na niego. I dopiero teraz, niedaleko nas zauważyłam dość wysoką barierkę, która była ledwo widoczna, przez to, iż przed nami znajdowała się mała górka.
Zmruzylam oczy i juz mialam pytać co to za miejsce, gdy William bez ostrzeżenia splótł nasze palce, powodując chwilowe zaćmienie mojego mózgu. Chłopak ruszył z miejsca, ciągnąc mnie za sobą. I naprawdę nie wiem, jakim cudem udało mi się zmusić nogi do ruchu, ale średnio wiedziałam co się dzieje. Uniosłam wzrok, wpatrując się w tył jego głowy, po czym spuściłam spojrzenie na nasze ręce. Przygryzłam policzek, chrząkając.

- Zawsze mówiłaś, że kochasz duże miasta nocą. - odezwał się. Zmarszczyłam brwi, jednak nie zdążyłam nawet zapytać co ma na myśli, gdy znaleźliśmy się przy metalowej barierce, która sięgała mi do piersi, a przed nami rozciągał się widok Nowego Jorku z góry. Wszędzie migało mnóstwo świateł, czasami widać było auta przejeżdżające po autostradzie, a duże wieżowce robiły wrażenie. Widać było nawet Statuę Wolności. Wszystko to wyglądało bajecznie, a samo miasto tętniło życiem. Rozchyliłam usta, przejeżdżając wzrokiem po każdym szczególe tego widoku.

- Skąd znasz to miejsce? - wydusiłam, kładąc reke na barierkę. Byliśmy naprawdę wysoko, na jakimś wzgórzu. Było one dość strome, więc napewno, gdyby ktoś z niego spadł, prawdopodobnie by się zabił, jednakże ogrodzenie, to w jakiś sposób uniemożliwiało.

- Lauren mi o nim kiedyś powiedziała. Przyjeżdżałem z nią tutaj. Później zmarła, więc odwiedzam je sam raz w roku.

- Czemu raz? - zapytałam, z trudem odrywając się od podziwiania miasta. Zerknęłam na jego skupiony profil, wciąż nie mogąc wyrwać się z zachwytu. Brunet westchnął, przekręcając głowę w moją stronę, przez co nasze tęczówki się zderzyły. Wyglądał na zmęczonego.

- W każdą kolejną rocznicę jej śmierci. Nie chodzę w ten dzień na jej grób, tylko tu. Wtedy czuje, jakby tu byla. - wriszyl ramionami.

Rocznicę jej śmierci.

Wytrzeszczyłam oczy, przypominając sobie, że dziś jest szósty czerwca. Pięć lat odkąd siostra Williama, popełniła samobójstwo.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Zabrakło mi po prostu słów. Parker nigdy nie lubił współczucia. Po pogrzebie Lauren, każdy traktował go jak jakieś jajko. Obchodzili się z nim z zbyt dużą troską, co go denerwowało. Doskonale pamiętam, jak się na mnie wyżywał. Nie pozostawałam mu dłużna, przez co coraz częściej zaczęliśmy na siebie wpadać. Czasami miałam wrażenie, że nie było to przypadkowe. Zawsze gdzie byłam ja, pojawiał się on. Traktowałam go dość normalnie, bo wiedziałam, że jeśli i ja będę składać mu kondolencje, brunet zwariuje. Co nie oznaczało, że nie było mi przykro. Rozumiałam co przechodził, bo ja sama straciłam ojca w wieku dziesięciu lat i myślę, że i on czuł się przy mnie swobodniej. Wiedział, że ja też to przeżyłam. Kilka razy nawet zdarzyło się, że gdy siedziałam sama na korytarzu, on się dosiadał mówiąc jakiś głupi tekst. Ja odpowiadałam dwa razy bardziej sarkastycznie, przez co często śmiał się z mojego chamstwa. Później siedzieliśmy w ciszy. Zdarzało się tak, lecz bardzo rzadko. I dopiero teraz, zauważam w tym brak sensu. Jak z taką relacja, mogliśmy się nienawidzić?

Dlatego nie wiedziałam, co mam zrobić teraz. Bo tej "nienawiści" nie było już dawno. Czułam jednak, że on wcale nie potrzebuje pocieszenia. Już dawno zauważyłam, że się z tym pogodził. Owszem, wciąż go gryzło, że jego były przyjaciel, który gwałcił i prześladował jego siostre, jest na wolności, ale chyba zrozumiał, że nie może z tym nic zrobić.

jak bardzo się wtedy myliłam.

Ścisnęłam bardziej jego rękę, dając mu tym samym wsparcie. Chciałam, żeby wiedział, iż tu jestem. Mógł na mnie liczyć.

- Czułem, że nie mogę już tu przyjeżdżać sam. - mruknął, znowu patrząc na obraz przed nami. Odetchnęłam, dziękując za to, że się odezwał.

- Dlaczego?

- Człowiek nie posiada stuprocentowej samokontroli.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc co to miało do mojego pytania, jednak nie skomentowałam tego. Westchnęłam, spoglądając ponownie na Nowy Jork. Zawiał mocny wiatr, przez co moje włosy wystrzeliły na wszystkie strony. Zgarnęłam je z trudem z twarzy, zakładając za ucho. Bylo cholernie zimno, ale jakoś fakt, że znajdowałam się tak blisko chłopaka, sprawiał, że prawie wcale tego chłodu nie czułam.

- Jak tam z Millerem? - zapytał nagle, a jego głos wręcz ociekał ironią i złośliwością.

Jak w ogóle mógł zadać to pytanie? Dobrze wiedział, że nic mnie z Marcusem nie łączy, a wciąż był wielce oburzony faktem, iż się z nim spotkałam tydzień temu. To było śmieszne, bo sam ciągle przemienia te swoje panienki jak rękawiczki.

- Jak tam z Ginger? - odbiłam piłeczkę, mówiąc tym samym tonem. W sekundzie poczułam jego wzrok na swojej twarzy. Cóż, nie spodziewał się tego pytania? Jak mi, kurwa, przykro.

- Co? - mruknął, szczerze zdziwiony, a ja puściłam jego dłoń, zakładając ręce na piersi.

- Jak z rudą?

- Co to ma do rzeczy?

- To samo, ile sensu ma twoje pytanie.

Mierzylismy się chwilę w ciszy spojrzeniami, a atmosfera zdecydowanie się zmieniła. On patrzył na mnie zdezorientowanym i lekko ostrym wzrokiem, ja natomiast zachowałam pełen spokój i obojętność.

- Co ma niby z nią być? Uczepiła się znowu naszej drużyny, bo jej się nudzi na sam koniec roku i tyle. - odpowiedział lekceważąco. Miałam ochotę parsknąć smiechem, przez to co powiedział i z trudem się powstrzymałam.

- Widzisz u mnie to samo. Marcus dołączył do naszej klasy, nudzi mu się, więc się do mnie przyczepił. - podniosłam kpiąco kącik ust. - Różnica jest taka, że ja się z nim nie puszczam.

Te słowa podziałały na niego, jak na mnie działa Chris Wood, więc możecie sobie wyobrazić, że poniosę zaraz mocne konswekwejce, przez to co wypłynęło z moich ust. Brunet przez moment patrzył na mnie z zdezorientowaniem, jednak szybko przeanalizował to co powiedziałam. Zacisnął szczękę, patrząc na mnie groźnie.

- O co Ci chodzi?

- Mi o nic. Sam zacząłeś temat.

- Zapytałem, tylko o tego kretyna, bo chce wiedzieć czy ci się nie narzuca, a Ty wyjeżdżasz z Jasmine.

- Och, błagam Cię. - prychnęłam. - Czy mi się narzuca? A co ja sobie nie umiem poradzić z jednym chłopakiem i do tego potrzebuje Twojej pomocy?

- Zazwyczaj tak. - warknął, a ja zrozumiałam, że nawiązuje do mojego byłego. Zmrużyłam oczy, zaciskając palce na swoim ramieniu.

- Super, tylko pamiętaj, że ja Cię nigdy o to nie prosiłam. Raz w życiu czegokolwiek od ciebie chciałam i uwierz, że więcej tego błędu nie popełnię. - odparłam, równie chłodnym tonem, co on. Ignorując już fakt, jak bardzo mi się podobał widok przede mną i to, że i tak będzie musiał mnie odwieźć, odwróciłam się na pięcie, ruszając szybkim krokiem w stronę jego samochodu. Jednak nie udało mi się do niego wsiąść, bo gdy byłam już wystarczająco blisko, zostałam odwrócona i popchnięta na maskę pojazdu. Wciągnęłam więcej powietrza, czując jak moje plecy spotykają zimną część auta. Skrzywiłam się, unosząc wzrok. Pomiędzy moimi nogami stał William. Nachylał się nade mną, trzymając mocno moje nadgarstki, po obu stronach mojej głowy.

- Puść. - syknęłam, a moje zdziwienie, zamieniło się w irytacje.

- Jesteś zazdrosna?

Zmarszczyłam brwi, gdy jego cichy, zachrypnięty głos dotarł do moich uszu. Patrzył mi prosto w oczy, a jego twarz była cholernie blisko, bo nasze nosy prawie się stykały. Czułam jego oddech na swojej twarzy, a fakt, że tkwiliśmy w takiej pozycji, utrudniał mi myślenie.

- Co?

- Dobrze słyszałaś. - mruknął, nachylając się jeszcze bardziej, przez co chwilowo przestałam oddychać. - Chce znać odpowiedź.

- Niby o co miałabym być? - wydusiłam, przełykając ślinę. Jednocześnie śmieszne i przerażające było, to jak na mnie działał. Złamał mnie w sekundę, tylko swoim dotykiem.

- Nie pogrywaj ze mną, Morgan. Wiesz, że i tak przegrasz.

- A może nie? - uniosłam brew, a mój głos stał się bardziej stanowczy. - Może właśnie wygram?

- Chcesz się przekonać?

Oczywiście, ze nie chciałam. Wiedziałam do czego, to wszystko może doprowadzić. Lecz cóż, zdrową umysłowo osobą, to ja nie byłam, a resztki mojego rozsądku, właśnie gdzieś się zatraciły.

- Owszem.

Nie było już odwrotu.

Po moich słowach, nastała pełna napięcia cisza. Na twarz Willa wpłynął cwany uśmieszek, a w oczach znowu dostrzegłam te typowe dla niego iskierki.

- To co, mam rozumieć, że Miller nie kładzie na Tobie tych swoich brudnych łap? - zapytał, a ja wypuściłam niezauważalnie wstrzymywane powietrze z ust. Nie mogłam wyczytać niczego dokładniejszego z jego miny, bo reflektory samochodu, nie padały centralnie na nas.

- Zależy czy ta ruda dziwka, nie wypina dupy przez twoimi oczami. - odpowiedziałam, patrząc hardo w jego tęczówki. Chłopak zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

- Robi to. Czego się spodziewałaś po takiej puszczalskiej kretynce?

Zacisnęłam usta, słysząc jego słowa. Cholernie mnie to zdenerwowało, przez co straciłam chęć na jakiekolwiek przebywanie blisko niego. Prychnęłam, próbując się podnieść, jednak Parker skutecznie mi to uniemożliwił, przyciskając moje nadgarstki do maski samochodu.

- Ale nie powiedziałem, że mnie to interesuje. Gdybym chciał patrzeć na jakiś napompowany plastik, kupiłbym sobie balona.

Moje brwi wystrzeliły w górę, a ja znowu skierowałam na niego swoje spojrzenie. Jego słowa średnio mnie uspokoiły, bo przecież wiedziałam, że z nią pisze i się razem oprowadzają. Jednak skłamałabym mówiąc, iż nie poczułam satysfakcji.

- Sypiasz z nią? - zapytałam, nie mogąc się powstrzymać.

- Nie. - powiedział od razu, jakby wiedział, iż właśnie to pytanie wyjdzie z moich ust. - Wole brunetki. Chyba sama dobrze, o tym wiesz.

Przygryzłam policzek, przekręcając lekko głowę w bok, przez co mój wzrok poleciał na las. Próbowałam opanować swoje ciało, które poraz kolejny chciało mnie zdradzić. Moje usta nie mogły rozciągnąć się w usmiechu. Policzki miały być zaróżowione, tylko przez panujące zimno. Oczy powinny błyszczeć,  przez odbijające się w nich światelka, pochodzące z nocnego widoku Nowego Jorku. Jednak to wszystko stało się, przez jednego człowieka. I było to mocno denerwujące.

Czułam jego intensywne spojrzenie na swojej twarzy, które mnie dekoncentrowalo. Nie wiedziałam, co mam mu na to odpowiedzieć. Mimo że mój umysł, wciąż powtarzał, iż wciska mi kit, ja po prostu czulam, że mówił prawdę. Musiałam się jednak upewnić, dlatego pierwszy raz posłuchałam serca i nie olałam tematu.

- Często się przy Tobie kręci.

- Mówiłem juz. Nudzi się. Nie zapraszałem jej, wtedy do tego baru. Wkurwia mnie fakt, jak Cię traktuje. Igrnorowanie jej, jest najlepszym co mogę zrobić

Ponownie skierowałam na niego swoje tęczówki, marszcząc lekko brwi. Gubiłam się w tym wszystkim.

- Masz z nią jakiś kontakt?

- Nie.

Zawód zaczął powoli opanowywać moje ciało. Skłamał. Kiedy na piątkowej go o Laurę, powiedział prawdę, a teraz.. To musiało coś znaczyć.

- Napisałem do niej raz, bo potrzebowałem pewnych informacji, które posiada.

Napisał raz? To było wtedy, gdy zobaczyłam jej odpowiedź na jego wiadomość? Jednak to wszystko brzmiało inaczej. Napisała, że wraca do formy i liczy na powtórkę. Co to miało do pytania, o jakieś informacje?

- Później widziałem ją na treningu. Wiesz dałem jej sztuczną atencję, pierwszy raz od jakiegoś półtora roku, więc pewnie wbiła sobie coś do łba. Złapała mnie przy szatni i gratulowała, że się poprawiłem.  Jak wiesz, ostatnio średnio mi szło na boisku, bo nie potrafiłem się skupić. Od razu mnie poinformowała, że możemy odnowić kontakt i że będzie mogła przychodzić mnie oglądać, ale odmówiłem. Potem coś wypisywała, ale gdy ją olałem, dała sobie spokój.

Japierdole.

Uderzyłam się mentalnie w czoło, łącząc wątki. No, kurwa, naprawdę jestem jakaś uszkodzona. Czemu o tym nie pomyślałam? Napewno widziala go na treningu i jako, że jest w chuj napalona, liczyła na to, iż zobaczy go więcej razy w takim wydaniu, stąd wiadomość "Wracasz do formy. Jutro powtórka?" i ta sprośna emotka, którą mu wysłała.

Madelaine Morgan, jesteś największą debilka na świecie.

- Oh. - wydusiłam, próbując opanować uśmiech. Cieszyłam się, że nic go z nią nie łączy. Z żadną z nich. Wszystko sie wyjaśniło. - To fajnie, chyba.

- Czy ja wiem. - wzruszył ramionami. - Wolałbym, żeby się odjebała. W każdym razie, Morgan. Ja już uciszyłem twoją wewnętrzną zazdrość. Teraz ty odpowiedz na moje pytanie.

- Sugerujesz, że Twoją zazdrość, także trzeba uciszyć? - uniosłam brew. Brunet przewrócił oczami, podnosząc kącik ust.

- Nie szukaj drugiego dna, tylko mów czy ten cwel pozwala sobie na coś więcej niż głupie spojrzenie, które swoją drogą też średnio mi się podoba.

- Nie. On nie chce niczego oprócz przyjaźni.

- Wierzysz w to?

- A czemu nie? - zmarszczyłam brwi. - Nie każdy musi chcieć, od razu czegoś więcej.

- A ty?

- Co ja?

- Ty czegoś od niego chcesz?

-Nie.

- Całowaliście się, wtedy na imprezie. - mruknął, mrużąc oczy. Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie ten fakt. Właściwie już, o tym zapomniałam.

- No, ale to nic takiego. Nie jest nawet w moim typie.

Po tych słowach zapanowała cisza. Will intensywnie na mnie patrzył, najwyraźniej nad czymś rozmyślając. W końcu westchnął, kręcąc z rozbawieniem głową.

- Boże Morgan, jak mogłaś być zazdrosna o Jasmine.

- Nie byłam. - burknęłam.

- Byłaś.

- Nie.

- Tak.

- Ugh, spierdalaj Parker. - Warknęłam, próbując wyrwać swoje nadgartski z jego uscisku. On jednak, tylko bardziej wbił swoje palce w moje ręce, przez co wiedziałam, że będę mieć siniaki. - Jak mnie nie puścisz to ci jebne.

- Tak, tak. Słuchaj nie żeby coś, ale.. - zaczął, zapewne swoją wybitnie mądrą wypowiedź, jednak nie dałam mu skończyć. Moje kolano wystrzeliło w górę, trafiając idealnie w jego krocze. Cóż, cel to ja od zawsze miałam niezły.
Brunet syknął, krzywiąc się. Zgiął się lekko w pół, puszczając mnie. Wykorzystałam to, prostując się i odchodząc od niego na kilka kroków. Złapał się maski, patrząc na mnie morderczym wzrokiem.

- Masz przejebane.

Rozchyliłam usta, widząc jak w mgnieniu oka chłopak się prostuje i puszcza pędem w moją stronę. Pisnęłam cicho, biegiem ruszając przed siebie. Oczywiście na moje nieszczęście, przede mną znajdowała się barierka i ponownie ujrzałam nocny widok na Nowy Jork. Zacisnęłam zęby, skręcajac lekko w bok, jednak musiało mnie to spowolnić, bo Will szybko mnie złapał. Tymrazem popchnął mnie na ogrodzenie, układając swoje ręce po obu stronach mojego ciała, przez co znowu byłam w pułapce. Głośno oddychałam, bo ta ucieczka mnie zmęczyła, a on natomiast wyglądał jeszcze lepiej niż przed minutą. Jego policzki były zaczerwienione od panującego chłodu, przez co prezentował się jak uroczy, ale seksowny bóg.

Czekaj co-

- No i po co uciekasz? - mruknął, a jego głos stał się nagle zachrypnięty, co dawało jeszcze lepszy efekt. Zadarłam lekko głowę w górę, zwilżając językiem zaschnięte usta.

- Może po to, żebyś mnie złapał? - uniosłam brew, drocząc się z nim. Will zwęził groźnie oczy, skanując moją twarz. Po raz kolejny zawiało, a za sobą w oddali słyszałam dźwięk jeżdżących aut, muzykę z różnych klubów, trąbienie i tego typu rzeczy. Wszystko jednak było jak zza ściany. I juz nawet nie chodziło o to, że byłam kilka stóp nad miastem na jakimś wzgórzu. Po prostu skupiłam się na brązowookim chłopaku, tracąc powoli kontakt z rzeczywistością.

- Jesteś cholernie... - zaczął, przybliżając się jeszcze bardziej. Moje ciało całe się spięło, gdy nasze klatki piersiowe sie styknęły. Serce boleśnie obijało się o moje żebra, próbując wydostać się na zewnątrz. Jakby pragnęło, aby Will się nim zajął. - Doprowadzasz mnie do szału. - warknął, po kilkunastu sekundach ciszy, w których skanował moją twarz. Jego mina była zacięta, przez co mój kręgosłup przebiegł dreszcz.

- To dobrze? - mruknęłam, zagryzając warge. I nie, nie miało być to uwodzicielskie. Ja po prostu stresowalam się tym, jak na mnie działał.

- W chuj źle.

On jednak najwidoczniej odebrał to inaczej, bo widząc ruch, który wykonałam, zjechał wzrokiem na moje usta, po czym bez zawahania mnie pocałował. Jak na ironię, gdy to zrobił, całkowicie się rozluźniłam. Zarzuciłam ręce na jego kark, przyciągając bruneta jeszcze bliżej. Od razu oddałam pieszczote, nie myśląc nad żadnymi konsekwencjami, mimo że gdzieś z tyłu głowy, czułam, że one będą. I to duże.

Bo William Parker miał mnie całą.

***

Wow, jak słodko.. trochę aż za.. ;P
Widzimy się 8 czerwca, love ;3

Continue Reading

You'll Also Like

244K 23.2K 14
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
113K 2.4K 45
Mam na imie Alice. Wyjechałam z kompletnego zadupia do miasta aby pójść do dobrego liceum. Zamieszkałam z kuzynem o imieniu Aleks, na którego podobno...
511K 13.3K 51
Kate przeprowadza się do swojego brata. Poznaje tam jego przyjaciela, z którym nie najlepiej się dogaduję. Jesteś ciekawa/wy co będzie dalej? Zapras...
294K 26.7K 20
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...