Gdy nastanie jutro Tom 1

By lawendaa_

271K 5.7K 2.2K

I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, któr... More

Playlista
Dedykacja od serca i z sercem
Prolog
1. Kłamstwo i prawda.
2. Pomocna dłoń.
3. Wszystko.
4. Rozjaśnione niebo.
5. Zawsze słuchaj.
6. Rzeczywisty koszmar.
7. Szacunek.
8. W nocy wszystko staje się lepsze.
9. Nie wiesz ile o mnie nie wiesz.
10. Nie umiem zapominać.
11. Była słońcem. Dla mnie.
12. Kapcie króliczki i pan parówka.
13. Pamiątkowe zdjęcie.
14. Makaron.
15. Cel?
16. Niebo pełne gwiazd.
17. Dwie paczki żelek.
18. Cholerny uśmiech i spokój deszczu.
19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.
20. Czułe miejsce.
21. Myślał, że odpuściłam.
22. Słowa mają ogromną moc.
23. Nikt nigdy.
24. Zawsze kończy się to, co się zaczyna.
26. Pomożesz mi z bólem?
27. Piękny, tak jak ty.
28. Przeszłość zazwyczaj jest okropna.
29. Woda.
30. Na zawsze i na każde kolejne jutro.
31. O tobie nie da się zapomnieć.
32. Przed faktem dokonanym.
33. Najbardziej zaśmiecony ocean.
34. Niewypowiedziane myśli o Ily.
35. Sztywniak i Różyczka powracają z ciemnością.
36. Okrutne okrucieństwo świata.
37. Najlepsze i jednocześnie...
38. Przystojny chłopiec i początek Wivans.
39. Szczerość aż do bólu serca.
40. Czy to prawda? D.N.W.
41. Czy to prawda? E.M.E.

25. Dylan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.

5.5K 145 33
By lawendaa_

Zapraszam was na playlistę, która już się pojawiła!
Miłego czytania<33

Czwartek,
19 grudnia 2019r.

Perspektywa Dylana

Wygraliśmy. I skromnie mówiąc to kolejny raz.

Zebrałem swoje rzeczy, jako ostatni zostałem w szatni, a wszystko skończyło się dobrą godzinę temu.
Wziąłem torbę na ramię i miałem zamiar wyjść, gdy do szatni wszedł Jordan. Cofnąłem się i spojrzałem na niego pytająco. Myślałem, że już wszyscy pojechali. Jednak się myliłem.

— Jest sprawa — oznajmił poważnym tonem.

— O co chodzi? Kogoś trzeba utemperować? — zapytałem, unosząc brew.

Na jego ustach wykwitł łobuzerski uśmiech.

— Trzeba — powiedział i skinął głową. — Chodzi o Evans — napiąłem mięśnie, kiedy po krótkiej chwili pogłębił temat.

— Co z nią? — spytałem podejrzliwie zaalarmowany.

— Kapitan przeciwnej drużyny ją trochę poszarpał i chyba nawet rzucił — powiedział chłodno, lekko się krzywiąc na to wspomnienie.

Teraz mogę mu obciąć kutasa?

To jest definitywny powód.

I tak mnie wkurzał samym sobą.

— Kiedy? — syknąłem z tykającą bombą w głowie.

— Przed meczem. Nie chciałem ci mówić, bo byś go jeszcze nokautował.

No i ma rację.

— Za chwilę przyprowadź chłopaków na parking — stwierdziłem stanowczo i opuściłem pomieszczenie z wkurwieniem.

— Co planujesz? — krzyknął za mną. — Chciałem go tylko nastraszyć, a nie wypatroszyć!

Zaśmiałem się krótko. Wyszedłem ze szkoły i pokierowałem się do swojego auta. Odłożyłem w nim torbę i podszedłem do czwórki chłopaków którzy właśnie podeszli na parking.

— O co chodzi? — zapytał szybko Logan.

— Trzeba kogoś załatwić — oznajmiłem.

— Kogo? — zapytali jednocześnie chłopaki, oprócz Wilsona.

— Kapitana z przeciwnej drużyny — odpowiedziałem, wkładając dłonie do kieszeni.

— No dobra, a wiesz gdzie jest? —zapytał Luke.

I to była właśnie nasza przyjaźń w cząsteczce. Nie zapytali dlaczego mu wpierdolę, tylko się zgodzili i już wiedzieli co mają robić. Z Clarą nie do końca tak było. Wiadomo, że kobieta chce wiedzieć w co może się wpakować. Ale również pomaga, ma dobre i ciepłe serce.

— Za murem szkoły zazwyczaj ludzie się spotykają, więc myślę, że jest właśnie tam — uśmiechnąłem się diabolicznie.

Kiwnąłem głową w ich stronę, aby poszli za mną. Wyszliśmy po za mury szkoły, musieliśmy się trochę oddalić i dopiero wtedy znaleźć się po jej drugiej stronie. Chłopaki pojawili się po moich bokach, kiedy zaczęły dochodzić do nas męskie głosy. Nie mam pojęcia co widzieli w miejscu do którego się zbliżaliśmy, bo zaczęło tutaj wszystko zarastać. Musieliśmy przejść przez krótką i wąską ścieżkę, aby wyjść zza rogu. Śnieg wcale nam w tym nie pomagał. Szliśmy napierdolić typowi, który aż się o to poprosił. Zobaczyłem ich od razu. Zjebany kapitanek i dwójka przydupasów. Było jeszcze kilka osób, ale nie zwracałem na nich uwagi. Zacząłem powoli podchodzić do Landona, który opierał się o słupek bramki piłkarskiej.

Jego imię brzmi trochę jak kondom.

Na takiego wygląda.

Bramka była bez siatki, a metal był zniszczony i lekko zamarźnięty. Kiedy przyszedłem do tego liceum, to wtedy tak to stało, więc musiało dawno temu należeć do placówki zanim odcięli się od tego miejsca.

— Czym zaszczycamy sobie wizytę Pana Williamsa? — zapytał zadowolony z siebie kapitan z kpiarskim uśmiechem.

Podszedłem bliżej, zostawiajac nieco chłopaków z tyłu. Prychnąłem na jego słowa, lustrując go z obrzydzeniem.

— Nieźle sobie nagrabiłeś, Landon — rzekłem zdenerwowany.

— Coś ci się nie spodobało? — parsknął, wyrzucając fajkę na biały puch, po czym zdeptał ją butem.

— Owszem — potwierdziłem, na co on zaskoczony zmarszczył brwi, ale zaraz wrócił do obojętnej postawy. — Matka cię nie nauczyła, że nie dotyka się kogoś bez pozwolenia? — szydziłem, zbliżając się do niego. — Zabrakło ci języka w gębie? Spokojnie, będzie jeszcze czas na to abyś nie mógł się odezwać.

Chłopak wyprostował się pospiesznie, uniósł wysoko podbródek jakby miało to mu jakkolwiek pomóc. Byliśmy podobnych wzrostów, ale liczy się technika a nie wielkość.

— Popełniłeś ogromny błąd — oznajmiłem chłodno.

Nie miał czasu na myślenie, bo ja już byłem obok. Próbował jakoś się osłonić. Gwałtownie wycelowałem pięścią w jego szczękę. Jego głowa poleciała w bok, cofnął się ledwo utrzymując równowagę. Oddychał ciężko, co widać było, że go bolało jak nabierał powietrze. Jego koledzy chcieli do mnie podejść, ale chłopaki się nimi zajęli. Przygotował się do ataku, chciał wycelować, ale dobrze unieruchomiłem jego ruch. Wykręciłem mu ramię, gdy zauważyłem, że chciał mnie kopnąć. Stał plecami do mnie, wiec go popchnąłem. Złapał się w ostatniej chwili słupka, który swoje lata już przeżył. Odwrócił się i znów na mnie ruszył. Gdy znów był blisko, chciałem go złapać za głowę, aby sprowadzić go do parteru, lecz ten wycelował nogą w moje udo. Zachwiałem się i cofnąłem do tyłu, ale dalej trzymałem, więc wycelowałem w jego nos. Zatoczył się co wykorzystałem, uderzyłem w brzuch. Wpadł w nieduże chaszcze pokryte śniegiem z jękiem pełnym bólu. Moje cele są mocne, więc nie wiem czy będzie co po nim zbierać. Zaśmiałem się, kiedy próbował wstać. Mordował mnie wzrokiem.

— Myślę, że ci się spodobało — syknąłem z cierpkim uśmiechem.

— Po co to zrobiłeś? — zapytał z warknięciem.

— Ty dobrze wiesz dlaczego —warknąłem.

Udało mu się podnieść, trzymając dłoń na brzuchu. Zbliżył się, ale ja się go nie bałem. Nie miałem nawet czego. Landon zrobił jakiś dziwny ruch drugą ręką, ale nieudolnie. Zamachnąłem się i na pożegnanie, uderzyłem go pięścią w szczękę, zahaczając o policzek. Odsunąłem się i patrzyłem z satysfakcją jak chłopak splunął krwią. Wyprostowałem palce u rąk, które lekko pobolewały. Odwróciłem się w stronę przyjaciół. Jego koledzy już dawno uciekli. Luke i Jordan oddychali nierówno, tak samo jak Logan z Max'em. Skinąłem do nich głową i ruszyłem do przodu.

***

Niedziela,
22 grudnia 2019r.

W piątek wybrałam się na zakupy po prezenty dla moich najlepszych przyjaciół, mamy oraz Carsona. Pomimo kłótni z Lucy, jej również kupiłam prezent. Zastanawiałam się czy kupić coś Dylanowi. Najbezpieczniej było kupić znów jakieś ubranie, tak jak na urodziny kupiłam mu bluzę. W jednej z sieciówek znalazłam czarne bluzy z dużym niebieskim motylem na plecach. Był to komplet, bo była bluza męska i damska. Kupiłam je, ale Dylan nie musi się dowiedzieć, że będę mieć taką samą bluzę. Zbyt bardzo mi się spodobały, aby tak po prostu obok nich przejść. Chciałam również kupić małe prezenty dla Jordana, Max'a, Logana, Luke'a i Clary, ale naskoczyli na mnie, że nie ma takiej potrzeby. Dlatego dla nich kupiłam po dużej czekoladzie i dla każdego taką samą bransoletkę. Może i się wygłupiłam, kupując im to, ale czułam że przez te cztery miesiące naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Zawsze trzymałam ludzi na dystans, ale z nimi było inaczej. Byli oni moimi dobrymi znajomymi.

Całą sobotę przeleżałam w łóżku, ciesząc się pierwszymi dniami wolnego. Pochłonęłam się czytaniem książek, bo przez szkołę nie miałam na to czasu. Płakałam i śmiałam się jednocześnie przez głupie zachowanie bohaterów. Wkurwiałam się, powstrzymując od krzyku irytacji. Chciałam myśleć o czymś innym, bo mój umysł wracał do sytuacji z Lucy. Nie dawało mi to spokoju, przez co w różnych momentach płakałam.

Dzisiaj późnym wieczorem ma przyjechać do nas moja rodzina.
Moja ciocia - Elena, mój wujek - Hudson i mój kuzyn - Isaac, czyli ich syn. Isaac jest w wieku Dylana. Przyjedzie również z nimi moja babcia jak i babcia Isaaca, Isabella, mama mojej mamy. Z nimi mamy spędzić wigilie. Natomiast resztę świąt mam podobno spędzić ze znajomymi. Nie jest to jednak potwierdzone. Podobno rodzina Dylana ma przyjechać przed sylwestrem, ale na niego nie zostają. Wierzę, że ominie mnie ich jakże wspaniała wizyta.

Wyszłam z pod prysznica, zawiązując włosy w turban z ręcznika. Wytarłam się z wody, ubrałam bieliznę i na to szlafrok. Wyłączyłam muzykę i otworzyłam drzwi od łazienki, bo można było się tutaj udusić. Stanęłam przed umywalką, nie unosząc wzroku na lustro. Złapałam za szczoteczkę do zębów i pastę. Zaczęłam myć zęby, ponieważ po późnym śniadaniu nadal czytałam, a dochodziła godzina trzynasta. Bujałam się w rytm muzyki i przez szczoteczkę próbowałam śpiewać. Wyplułam pianę i przemyłam twarz wodą. Nałożyłam punktowo maść na zaczerwienienia na twarzy. Zmarszczyłam brwi, wgapiając się w swoje odbicie w lustrze. Rzuciłam tubkę maści na blat, po czym gwałtownym ruchem ściągnęłam ręcznik z głowy.

— Ja pierdolę! — wrzasnęłam zszokowana, ale i wkurwiona. Rozszerzyłam powieki, nie dowierzając w to co widzę.

Moje włosy były w jakimś stopniu, kurwa, czerwone. Krwista, ale lekko lśniąca czerwień przebijała się przez brąz.

— Emily! — krzyk mamy rozległ się na górze. Wbiegła przez próg łazienki, gwałtownie się zatrzymując. Popatrzyłam na nią nadal oniemiała, a mama rozszerzyła oczy. — Co ty zrobiłaś? — spytała z lekkim oskarżeniem i szokiem.

— Właśnie ja nic — nadmieniłam szorstko.

— To kto, jak nie ty? Żartujesz sobie ze mnie dziecko? — podparła się rękoma o biodra.

— To. Nie. Ja — dodałam dobitniej, odwracając się w stronę lustra. Mama stanęła obok mnie ze zmarszczonymi brwiami. Przejechałam ręką po mokrych włosach. Kolor nie był bardzo mocny i nie złapał dobrze, ponieważ naturalnie miałam ciemnobrązowe włosy. Mimo to, i tak widać było czerwony. I bardzo mi się podobało. — Ładnie wyglądam.

— Okej, ale jak ty tego nie zrobiłaś to kto? — spytała, patrząc na mnie w odbiciu lustra.

— Ten du... — zatrzymałam się w pół słowa. — Dylan — zacisnęłam zęby.

— Dylan? — parsknęła, na co posłałam jej przelotne i nieznacznie znużone spojrzenie. — Dobra. Już idę — wycofała się z małym uśmiechem, jakby chciała się śmiać.

Zaczęłam suszyć włosy, kiedy opuściła mój pokój. Jeszcze bardziej zaczął mi się podobać mój nowy kolor, ale i tak Williams dostanie opierdol.

I kto wie...

Może w najbliższym czasie, straci on palec u ręki.

Westchnęłam, mentalnie przygotowując się do nagłego wparowania do pokoju chłopaka i zrobienia mu awantury. Podążyłam w stronę jego drzwi i zamaszyście je otworzyłam.

— Co to ma być?! — krzyknęłam.

Dylan leżał na łóżku w samych dresach. Umięśniony tors prezentował się dobrze. Bardzo dobrze. Uśmiechnął się kpiąco, w ogóle nie zaskoczony moim nagłym wparowaniem na jego teren. Nawet na mnie nie spojrzał, gdy trzasnęłam drzwiami.

— Halo? Głuchy jesteś? Mówię coś do ciebie — warknęłam, podchodząc bliżej łóżka. Jego łóżko wydawało się ogromne przy moim. Byłam tutaj drugi raz, a za pierwszym, nie rozglądałam się zbyt po jego sypialni.

— Zadowolony jesteś? — zapytałam, zakładając ramiona na piersi.

Podniósł na mnie znudzony wzrok z nad telefonu. Otaksował moje włosy spojrzeniem, opierając tył głowy o zagłówek. Z całych sił starałam się nie patrzeć na jego ciało. A on bez skrępowania przejechał niebieskimi oczami po moim ciele, kończąc na moich oczach.

— Z tego co teraz widzę, to owszem — mruknął zmysłowo.

— Dupek — fuknęłam. — Nie sądzisz, że trochę długo ci się zeszło z zemstą? — zaczepiłam.

— Możliwe. Ale chciałem abyś zapomniała. Takie taktyczne zagranie żebyś w pierwszej chwili nie pomyślała, że to ja — zaśmiał się.

— I to faktycznie ci się udało — przyznałam, wywracając oczami. — Dzięki, że mi powiedziałeś. Kiedyś na pewno użyje — uśmiechnęłam się lekko, przekrzywiając głowę lekko w bok. — Ile to będzie się trzymać?

— Kilka dni — uśmiechnął się cierpko.

— Ale podoba mi się — przyznałam, gładząc pasemka w pomieszanych kolorach.

Dylan uniósł brwi, blokując telefon.

— Wyglądasz jak Ariel z Disney'a. Tylko nie masz aż takich czerwonych włosów — skomentował znów przyglądając się moim włosom.

— Mam to przyjąć jako komplement? — zapytałam na co otrzymałam jedynie wzruszenie ramion. — Lepiej śpij z otwartymi oczami — zmrużyłam na niego powieki, cofając powoli do tyłu. Wskazałam dwoma palcami najpierw na swoje oczy a potem na jego. — Będę cię widzieć.

— Już się boję — zironizował.

— Spierdalaj, Dylusiu — warknęłam.

— Kto kurwa? — zaśmiał się niedowierzając.

— Dyluś — powtórzyłam słodko sztucznie. — A z kurwą to ty się obściskiwałeś na parkingu — rzuciłam, po czym wyszłam z pokoju.

***

Na dworze robiło się powoli ciemno, mimo, że było po piętnastej. Śnieg nie sypał, pogoda była w miarę okej jak na zimę. Leżałam w spokoju, kończąc kolejną książkę. Słuchałam cicho muzyki na słuchawkach.

Wzdrygnęłam się, kiedy zadzwonił mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz, widniało na nim imię Jordana. Wcisnęłam zieloną ikonkę, powracając wzrokiem do tuszu na kartce.

— Cześć Emily — przywitał się.

— Hej — odparłam.

— Słuchaj, jest taka sprawa — westchnął, a w jego głosie słyszałam, że jest zdenerwowany.

— Jaka sprawa? — zapytałam, marszcząc lekko brwi.

— Mogłabyś przyjechać? Proszę, jest za ślisko, żeby brał w tym udział — powiedział pewnie i dosyć szybko.

O czym on mówi?

— W czym udział? Kto? — spytałam nieźle zdezorientowana.

— Nie powiedział ci? Tak myślałem — prychnął. — Dylan chce wziąć udział dzisiaj w wyścigu, a na taką pogodę to jest jeszcze bardziej niebiezpieczne. Chciałem byś go przekonała żeby nie jechał.

Oderwałam wzrok od kartki, podnosząc go na wprost. Wpatrywałam się pusto w ścianę naprzeciwko. Dlaczego proszą mnie o pomoc? W czym niby jestem potrzebna? Przecież ja nic nie zrobię. Mrużyłam oczy, intensywnie się nad czymś zastanawiając.

Mecz kosza.

Oscar i kawiarnia.

Dylan pracujący tam.

Nasza rozmowa w samochodzie.

„Chcę, abyś była na kolejnym wyścigu w którym wezmę udział"

I moja odmowa.

— Ale co ja mam zrobić? Mnie ten człowiek nie interesuje i na odwrót — odparłam, zamykając książkę, wcześniej zaznaczając zakładką na której stronie się zatrzymałam.

— Emily...

— Jo, wiesz, że mnie to nie interesuję. Nigdy mnie nie interesował. Ani on, ani pierwszy wyścig w którym musiałam z nim uczestniczyć. Nigdy nie chciał abym się wtrącała w jego życie, a właśnie to robię. Więc proszę, niech ten jedyny raz nie wtrącę się do jego życia — mój głos na koniec znacznie ucichł. — Nie będę potem znów go wysłuchiwać, bo to, bo tamto. Będzie miał do mnie problem.

Usłyszałam przy telefonie ciężkie westchnięcie, chłopak nie odzywał się kilka chwil. Odłączyłam słuchawki i przyłożyłam telefon do ucha.

— Wiem jak pomiędzy wami jest. Dlatego powiem, że cię zmusiłem —rzekł słabym głosem, już nie był taki zdecydowany i pewny.

— Nie jestem tam potrzebna. Nic mnie z nim nie łączy. Jedyne co mam dzięki niemu to nowych dobrych znajomych. Nie mogę wam pomóc, nie mam żadnej tajnej broni w zanadrzu — zaśmiałam się na koniec, lecz dosyć sztywno.

— Evans, proszę...

— Teraz będziesz mnie błagał, bo twoje przekonywanie nie pomogło? — spytałam oskarżycielsko z niedowierzaniem.

— To przyjedź chociaż aby potowarzyszyć Clarze — wyszeptał. Wstałam z łóżka, chodząc w kółko po pokoju. Nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę. — Daj mi ją do telefonu! — krzyknął ktoś inny. Rozpoznałam w nim głos Luke'a. — Logan zaraz po ciebie będzie. Jedyne co zrobisz to potowarzyszysz Clarze, nic więcej. Ale jeśli będziesz chciała zrobić coś więcej, to nie dla nas — stwierdził poważnym głosem, po chwili się rozłączył.

Nadal trzymałam komórkę przy uchu. Pusto wpatrywałam się w przestrzeń. Pokręciłam zrezygnowana głową, po czym podłączyłam telefon do ładowarki. Przetarłam twarz dłońmi i ruszyłam do garderoby. Miałam zapewne kilka minut do przyjazdu Logana. Na koszulkę, ubrałam grubszą bluzę i zamieniłam skarpetki na dłuższe. Opuszczając garderobę, zrobiłam z włosów niezbyt stabilnego koka. Popryskałam się perfumami i odłożyłam książkę na miejsce. Cały czas się zastanawiałam czy wtrącać się w to wszystko, czy tylko być przy Clarze.

Zabrałam telefon i zeszłam na dół.
W kuchni krzątała moja mama z Carsonem.

— Wychodzę — odezwałam się, podchodząc do wyspy kuchennej.

— Gdzie? — zapytała mama.

— Do znajomych Dylana — odpowiedziałam, przełykając ślinę.

Moja mama wiedziała jak wyglądają, ponieważ pokazałam jej zdjęcia na Instagramie.

— Okej, a o której wrócisz?

— Nie mam pojęcia. Będę dzwonić — oznajmiłam i przeszłam do holu.

Założyłam buty oraz kurtkę, wtedy dostałam sygnał od chłopaka. Pożegnałam się głośno i wyszłam z domu.

— Cześć — przywitałam się, wsiadając do środka.

— Hej — odparł, zerkając na mnie. Zdziwił się kiedy zobaczył moje włosy. — Kiedy je pofarbowałaś?

— Dzisiaj — odparłam, nie rozwijając wątku.

Kiwnął głową i ruszył ulicą.

— Zdecydowałaś co chcesz zrobić?

— Będę tylko przy Clarze. — odparłam cicho, ale pewnie.

— Próbowaliśmy go przekonać już od kilku dni, ale jest nieugięty.

Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy, którą zagłuszała cicha muzyka. Nie wiem ile jechaliśmy, ale czas mi się cholernie dłużył. Jechaliśmy w zupełnie innym kierunku niż za pierwszym razem jak jechałam z Williamsem na wyścig.

Zaczęliśmy wjeżdżać w inną ulice, która miała po bokach opuszczone bloki i budynki rożnego rodzaju oraz wielkości. Gdzie nie gdzie rosły drzewa, więcej było tych starszych. Przez ciemność, która następowała coraz bardziej, wyglądało to nawet przerażająco. Już z takiej odległości słyszałam warczenie samochodów i tłumy ludzi. Po chwili za blokami ujrzałam ludzi i za nimi tor wyścigowy. Mimo tego, że na dworze było ciemno to dzięki niedużym latarnią, widziałam co mniej więcej znajdowało się dookoła. Wjechaliśmy bliżej tłumu, przejeżdżając obok. Zapewne jedziemy jeszcze dalej. Odjechaliśmy bardziej na bok od całego widowiska. Stanęliśmy przed niewielkim budynkiem, który nie wyglądał na wcale taki nieużyteczny. Na pierwszy rzut oka był jak wszystkie, ale różniło go to, że akurat blisko niego stało kilka aut. Budynek miał też jedną lampę wysoko nad drzwiami. Brunet zaparkował.

— Ile mamy czasu do wyścigu Dylana? — zapytałam, spoglądając na Logana.

— Jakieś trzydzieści minut — odpowiedział i wysiadł z auta, powtórzyłam to po nim. — A co? Zmieniłaś zdanie?

— Tego nie powiedziałam — powiedziałam niechętnie.

Na dworze było zimno. Jak wysiadałam z auta prawie się poślizgnęłam, ponieważ było aż tak ślisko na zwykłym kawałku betonu, a co musi być na drodze.

Roy przepuścił mnie w drzwiach do budynku. Szliśmy przez ciemny korytarz, tylko małe lampeczki, które były rzadko, lekko oświetlały przestrzeń. Po drodze mijaliśmy kilkoro drzwi. Nawet minęliśmy jakiegoś faceta, którego Logan chyba znał, bo się z nim przywitał.

— Tutaj — odezwał się, gdy stanęliśmy naprzeciwko kolejnych drzwi.

Drzwi miały małą tabliczkę na której była literka „W". Zapewne od nazwiska Dylana.

— Nie będzie już po dobroci! Powinieneś się ogarnąć! — usłyszałam donośny głos Jordana, gdy tylko weszliśmy do środka. Skrzywiłam się na ten krzyk.

Logan zamknął za nami drzwi.
Pomieszczenie nie było duże, ale wszyscy się mieścili. W środku paliło się słabe światło. Tyłem do nas stali Jordan i Luke, a na małej kanapie siedzieli Clara i Max. Zauważyłam jeszcze jednego faceta, którego nie znałam. Stał przy drugiej kanapie przodem do mnie i Logana, lecz nic nie powiedział i nie zwrócił na nas uwagi, tak jak cała reszta. Na tej obskurnej sofie siedział Dylan, pochylony lekko do przodu z obniżoną głową. Miał włosy w uroczym nieładzie. Był ubrany cały na czarno. W rękach trzymał butelkę z wodą, była do połowy wypita.

— Przecież już dawno podjąłem decyzje, więc po co się tak produkujecie — zaśmiał się niemiło. — Nie udało wam się mnie przekonać przez kilka dni i nie uda teraz.

— Ty nic nie rozumiesz — wyszeptał Luke, jakby się poddał.

Podeszłam bliżej i stanęłam za Clarą, przyglądając się w ciszy całej sytuacji.

— Nie pojedziesz — stwierdził wkurzony Logan.

Nie miałam dużo czasu, dlatego stanęłam obok kanapy na której siedziała Clara. Położyłam dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna gwałtownie się odwróciła, chciała już coś powiedzieć, ale przekazałam jej, aby nic nie mówiła.
Tak samo przekazałam to reszcie.

— Pojadę — syknął Williams.

— Oddaj kluczyki — powiedział o dziwo ze spokojem nieznany mi facet.

Chłopak jedynie prychnął.

— Człowieku, wkurwiasz wszystkich — warknęłam, nie pieprząc się w tańcu.

Wszyscy się na mnie popatrzyli, a brunet z błękitnymi tęczówkami podniósł głowę, jego wzrok od razu odnalazł mój. Był wkurwiony, zaciskał szczękę i patrzył się obojętnie, ale lodowato.

— Co ty tu do cholery robisz?

Udałam, że wcale nie usłyszałam tych słów.

— Przyjechałam ratować ci dupę — oznajmiłam ostro, chłodnym tonem.
— Twoi przyjaciele się o ciebie martwią.

Nie powiedział nic, tylko napił się wody. Następnie wstał, zakręcając butelkę, która była prawie pusta. Rzucił ją na kanapę.

Usłyszałam cichy szloch obok mnie. Ukucnąłem obok dziewczyny, odwróciła głowę w moją stronę. Miała szklane oczy i nie pozwalała im wypłynąć. Wcześniej trzymała głowę w dole, aby zapewne nikt tego nie widział. Lekko się podniosłam i przytuliłam dziewczynę słysząc podniesione głosy chłopaków. Clara również to przeżywała, i wcale jej się nie dziwiłam. Jest jego przyjaciółką i nie wiedziała jak przemówić do ważnej dla niej osoby. Martwiła się.

Tylko dlaczego ja też w jakimś stopniu się martwiłam?

— To dla twojego dobra — dodał pierwszy raz Max, odkąd tutaj przebywałam.

— Nie obchodzi nas to czy wygrasz czy przegrasz. Tu chodzi o ciebie — próbował przemówić Jordan do Dylana donośnym tonem.

Odsunęłam się od Clary i wyprostowałam. Dylan patrzył wrogo na chłopaków.

— Dylan, kurwa mać, siedź na dupie —powiedział Max, który widocznie nie wiedział co zrobić.

Brunet zrobił ledwo jeden krok, a ja zagrodziłam mu drogę. Staliśmy w tym momencie naprzeciwko siebie.

— Odsuń się — rozkazał.

— Odejdę jeśli oddasz kluczyki — stanowczy głos opuścił moje usta.

Chłopak nic sobie z tego nie zrobił. Ruszył do przodu omijając mnie i szturchając. Po raz kolejny stanęłam przed nim, a on cały czas szedł. Złapałam go za ramiona, gdy ja stałam tyłem do drzwi, a chłopak naprzeciwko mnie.

— Zostajesz — zaprotestowałam.

— Co tak nagle się przejmujesz? Chciałaś pokazać jak dobrze wyszła mi zemsta? — parsknął łagodniej.

To już jest jakiś postęp.

— Nie przejmuję się. Po prostu zostałam poproszona, aby tutaj być — powiedziałam cicho, puszczając jego ramiona.

Złapał gwałtownie za moją talie i przestawił mnie za siebie. Nawet nie zdążyłam zareagować, a chłopak był za drzwiami. Szybko ruszyłam za nim. Słyszałam, że reszta wstała. Chłopak tylko przyśpieszył i wyszedł na dwór. Przeklinałam go w myślach, również przyspieszając. Wyszłam na dwór, rozglądając się za dobrze mi znanym mustangiem. Ale nigdzie go nie było.

Williams szedł do innego samochodu.
Ruszyłam prędko w jego kierunku. Chciałam wyrwać mu kluczę z ręki, ale
od razu się odsunął, nie zdążyłam zabrać przedmiotu. Odwrócił się do mnie przodem i złapał za mój nadgarstek. Popatrzył mi w oczy, jego wzrok nie był przyjemny.

— I tak pojadę, czy ci się to kurwa podoba czy nie — warknął.

— To pojadę z tobą — wypaliłam nagle, za co zbeształam się w myślach.

— Nigdzie nie jedziesz. — Zmierzył mnie spojrzeniem, a ja wyrwałam się z jego uścisku

— Którym autem jedziemy? Nie widzę tutaj twojego — zapytałam.

Brunet włożył ręce do kieszeni, przybierając obojętną postawę.

— Nie jedziesz ze mną — zaprzeczył ostro.

Zbliżyłam się do niego, uniosłam się na palcach.

— Słuchaj... albo pojadę z tobą albo wszyscy się dowiedzą o twoim bracie — wyszeptałam do jego ucha, tak aby na pewno tylko on to usłyszał.

Odsunęłam się, widząc jak napiął mięśnie. Zgromił mnie wzrokiem, zaciskając szczękę. Odwrócił głowę w bok, głęboko się zastanawiając. Spojrzałam na znajomych, Luke niemo przekazywał mi abym pod żadnym pozorem nie wsiadała do auta. Blondynka podeszła do mnie z zaciętym wyrazem twarzy.

— Emily, zwariowałaś, nie będziesz z nim jechać — stwierdziła ze skruchą.

— Już raz jechałam. Nic się nie stanie — uśmiechnęłam się lekko.

— Nie podoba mi się to. Nam wszystkim się to nie podoba — pokręciła zrezygnowana głową.

— Będzie dobrze — zapewniłam, a dziewczyna mnie przytuliła. Stałyśmy tak chwilę, po czym odezwał się głos zza moich pleców.

— Chodź.

Odsunęłam się i posłałam reszcie pokrzepiający uśmiech. Poszłam za Dylanem niedaleko, bo czarne auto stało z boku budynku. Wsiedliśmy do środka, zapięłam pasy, chłopak też.
W ciszy wyjechał z uliczki, kierując się na tor. Podjechał na start, po naszym prawym boku stały jeszcze inne cztery samochody. Skłamałabym gdybym powiedziała, że się nie stresuję. Mój stres można było ocenić tak jakoś pięć na dziesięć.

Jak mniemam, organizator, coś jeszcze mówił, a potem można było ruszyć. Williams ruszył od razu, rozpędzając się do ogromnej prędkości. Trzymałam się ręką boku drzwi, wpatrując w to co działo się przed nami. Inni zawodnicy jechali łeb w łeb, a my byliśmy drudzy. Zapierałam się nogami o podłoże, bo bałam się, że przez dużą prędkość moje ciało będzie się poruszać bardziej na boki. Oddychałam głęboko, ale jednak mimo stresu, uśmiechałam się. W jakiś sposób mi się to podobało.

Praktycznie wyprzedziliśmy pierwsze auto. Zerknęłam na Dylana, był skupiony na drodze, ale wyglądał jakby się czegoś bał. Zmarszczyłam brwi i przeniosłam uwagę na jego ręce. Jego palce na kierownicy, nie zaciskały się mocno. Siedział dosyć sztywno i był bledszy. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia co. Najlepiej chyba zapytać.

— Ej, Dylan, dobrze się czujesz?

Pokiwał głową, więc był świadomy. Zrobiliśmy pierwsze koło, mijając linie startu jak i jednocześnie mety. Zauważyłam, że wyprzedziły nas dwa pojazdy, a przecież przed chwilą byliśmy pierwsi. Coraz bardziej czułam, że coś jest nie tak. Czułam to w kościach. Moja głowa wariowała, napędzałam samą siebie.

Wyjęłam telefon z kieszeni, zaczęłam szukać numeru Luke'a. Spojrzałam na chwilę za przednią szybę, zaczęliśmy zjeżdżać z toru. Wytrzeszczyłam oczy. Zerknęłam znów na chłopaka, a ten wyglądał jakby nie miał panowania nad własnym ciałem. Jego powieki zaczęły opadać, a my zaczęliśmy trochę zwalniać. Dłonie niemal wisiały na kierownicy.

— Ja pierdolę — mruknęłam spanikowana, szturchając go w ramię. — Nie zasypiaj, ej kurwa — zawołałam.

Williams całkowicie puścił się kierownicy, a oczy się zamykały, próbował nad tym panować, ale coś mu przeszkadzało. On zaraz zemdleje. Porzuciłam całkowicie telefon, panikując co mam zrobić. Jechaliśmy bez kierowcy. Pochyliłam się nad skrzynią biegów, trzęsącymi dłońmi zabrałam stopę chłopaka z gazu, co było ciężko wykonać. Nawet nie wiedziałam kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Z przerażenia. Ze strachu o siebie i Dylana. Nie ważne z kim bym jechała, o każdego bym się martwiła. O każdą osobę, chyba, że ta zrobiła mi coś złego. Trzęsłam się jak galareta.

Podniosłam głowę, oczy Dylana już całkowicie się zamknęły. A my byliśmy coraz bliżej drzew.

Dylan Nolan Williams już nie wyglądał na takiego pewnego siebie.

Dylan Nolan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.

=========================

Hejka! Zostawcie coś po sobie, gwiazdkę, komentarz, będzie mi miło<33

Zapraszam na mojego TikToka i Twittera: _Lawendaa_

Do następnego,
Buźki🤍

Continue Reading

You'll Also Like

67K 4.8K 28
Okładka została stworzona przy pomocy Kreatora Obrazów Microsoft. ˖⁺‧₊˚ 𓆏 ˚₊‧⁺˖ Nell Myers, nie cierpi Hero Westa, znacznie bardziej niż nie cierpi...
1.8K 69 12
To poruszająca historia szesnastoletniej Nadii, która z mamą wyjechała do Austrii. Nadia doświadczyła trudnych chwil i miała trudne życie przed wyjaz...
449K 25.5K 49
"Złamani ludzie kochają najbardziej, bo kochają wszystkim co mają" W TRAKCIE KOREKTY~~ 11022017
564K 10.9K 35
Victoria White-17 letnia dziewczyna,jedna z najpopularniejszych osób w szkole,kapitan drużyny cheerleaderek,nienawidzi Nathaniela Nathaniel Williams...