Gdy nastanie jutro Tom 1

By lawendaa_

272K 5.8K 2.2K

I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, któr... More

Playlista
Dedykacja od serca i z sercem
Prolog
1. Kłamstwo i prawda.
2. Pomocna dłoń.
3. Wszystko.
4. Rozjaśnione niebo.
5. Zawsze słuchaj.
6. Rzeczywisty koszmar.
7. Szacunek.
8. W nocy wszystko staje się lepsze.
9. Nie wiesz ile o mnie nie wiesz.
10. Nie umiem zapominać.
11. Była słońcem. Dla mnie.
12. Kapcie króliczki i pan parówka.
13. Pamiątkowe zdjęcie.
14. Makaron.
15. Cel?
16. Niebo pełne gwiazd.
17. Dwie paczki żelek.
18. Cholerny uśmiech i spokój deszczu.
20. Czułe miejsce.
21. Myślał, że odpuściłam.
22. Słowa mają ogromną moc.
23. Nikt nigdy.
24. Zawsze kończy się to, co się zaczyna.
25. Dylan Williams po raz pierwszy wyglądał krucho.
26. Pomożesz mi z bólem?
27. Piękny, tak jak ty.
28. Przeszłość zazwyczaj jest okropna.
29. Woda.
30. Na zawsze i na każde kolejne jutro.
31. O tobie nie da się zapomnieć.
32. Przed faktem dokonanym.
33. Najbardziej zaśmiecony ocean.
34. Niewypowiedziane myśli o Ily.
35. Sztywniak i Różyczka powracają z ciemnością.
36. Okrutne okrucieństwo świata.
37. Najlepsze i jednocześnie...
38. Przystojny chłopiec i początek Wivans.
39. Szczerość aż do bólu serca.
40. Czy to prawda? D.N.W.
41. Czy to prawda? E.M.E.
42. Koszmar. E.M.E.
43. Przekonanie. D.N.W.

19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.

7.5K 158 47
By lawendaa_

Sobota,
30 listopada 2019r.

Ostatnie dni minęły bardzo szybko. Dzisiaj miał odbyć się bankiet, dlatego od godziny się szykowałam. Umyłam się i usiadłam do toaletki aby zrobić makijaż. Nałożyłam podstawowe kosmetyki w niewielkich ilościach, gdy ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałam ciche proszę i odwróciłam się na krześle. Moja mama weszła do pokoju z pokrowcem ochronnym i zamknęła drzwi.

- Mam twoją sukienkę, będziesz wyglądać ślicznie, jak księżniczka. - uśmiechnęła się szeroko, odkładając ubranie na łóżko.

Wczoraj byłyśmy na długich zakupach, ale w końcu kupiłyśmy to co odpowiadało.

- Jej kolor będzie cudownie kontrastował do twoich oczu. - rzekła spoglądając na pokrowiec. Również się uśmiechnęłam. - Bądź gotowa na siedemnastą, ja pojadę wcześniej z Carsonem, a ty z Dylanem.

- Okej. - zgodziłam się.

Mama miała już wychodzić, ale się zatrzymała i odwróciła.

- Zrób te takie czarne oczy ładne, co zawsze robiłaś na różne okazje, było ci w nich pięknie. - doradziła, a ja dopiero po chwili zrozumiałam o czym mówi.

- Chodzi ci o kreski? - uśmiechnęłam się szerzej.

- Tak, takie coś. Do zobaczenia. - powiedziała i wyszła, zamykając drzwi.

Zabrałam się za robienie dalszej części makijażu. Zrobiłam również to co mama powiedziała, bo mi też się podoba jak się w tym prezentuje.

Po skończonym makijażu, w łazience zrobiłam fale, które i tak się rozprostują po pół godzinie. Moje włosy takie były, nie dało się z nich wydobywać skrętu. Zabrałam ze sobą sukienkę do garderoby. Spakowałam do plecaka szare niegrube dresy, białą koszulkę, ciepłą bluzę i skarpetki razem z butami.  Włożyłam również parę potrzebnych rzeczy. Zdjęłam szlafrok, nie musiałam zmieniać stanika na bez ramiączek, bo sukienka miała małe ramiączka. Wskoczyłam w sukienkę i zaczęłam ją zapinać do momentu, gdy już nie mogłam dosięgnąć. Próbowałam sobie jakoś poradzić, ale na nic. Musiałam wyjść z garderoby, otworzyłam drzwi od pokoju.

- Mamo! - krzyknęłam na cały dom, ale odpowiedziała mi chwilowa cisza.

- Pojechali już. - podskoczyłam delikatnie na głos Dylana.

Obróciłam głowę w lewą stronę. Stał oparty o framugę od swojego pokoju.

- Kurwa. - przeklnęłam pod nosem.

Nie miałam innego wyjścia, musiałam poprosić Dylana. Brałam pod uwagę opcję, że nawet nie zgodzi się mi pomóc.

- Zapniesz mi sukienkę? - zapytałam stojąc nadal w progu swojego pokoju, w ten sposób mnie nie widział.

Brunet odbił się od framugi i podszedł do mnie. Weszłam do pokoju trzymając sukienkę z przody, aby nawet odrobinę mi się nie zsunęła. Stanęłam tyłem do Dylana, przed lustrem.

Jego inne, mocniejsze perfumy dotarły do moich nozdrzy. Złapał lekko za moje włosy i odłożył na ramieniu. Zaczął ciągnąć powoli zamek do góry. Przyjemny dreszcz rozszedł się po moim ciele, gdy zahaczał opuszkami palców o moją skórę na plecach. Po chwili zapiął sukienkę. Odwróciłam się do niego przodem, odchodząc w tył. Założyłam czarne szpilki i się wyprostowałam.

- Dzięki, nie ubierasz się? - zapytałam patrząc na chłopaka w lustrze.

- Właśnie miałem taki zamiar. - powiedział i wyszedł z pokoju nie zamykając drzwi.

Obejrzałam się w lustrze, po raz kolejny zachwycając kreacją. Błękitna sukienka dosięgała kostek. Miała długie, cieniutkie rękawy. Z boku prezentowało się nieduże wycięcie na nogę. Gdzie nie gdzie miała ozdobną koronkę. Odkrywała ramiona, ale nie odkrywała biustu. Była pół na pół z bawełny i poliesteru. Poprawiłam usta błyszczykiem. Założyłam na palce kilka pierścionków oraz na szyje swój naszyjnik. Popryskałam się perfumami. Założyłam jasny niedługi płaszcz, bo w samej sukience było by mi zimno. Poprawiłam włosy do przodu. Wzięłam do ręki małą, białą i elegancką torebkę do której włożyłam telefon i kilka innych drobiazgów. Wyglądałam naprawdę pięknie i już nie mogłam się doczekać aż wejdę do sali. Spojrzałam na zegar w pokoju, było chwilę przed godziną siedemnastą. Idealnie. Zabrałam jeszcze plecak i opuściłam sypialnie.

Wyszłam z pokoju w tym samym momencie co Dylan. Szybko na niego zerknęłam i od razu pokierowałam się na schody, aby dłużej nie zawieszać na nim spojrzenia. Miał na sobie czarny garnitur i krawat. Pod spodem białą koszule. Nie powiem, wyglądał bardzo dobrze. Nad włosami się postarał, wyglądały na w miarę ułożone. Buty były bardziej eleganckie. Widziałam, że w dłoni trzymał sportową torbę.

- Ile można schodzić po schodach? - skomentowałam, wzdychając, gdy ja już czekałam na dole.

- Ktoś musi się dobrze prezentować i chodzić z gracją. - uniosłam brwi na jego słowa.

- I to nie będziesz ty. - przewróciłam oczami, dogryzając mu.

- Zdecydowanie nie my. - prychnął, otwierając mi drzwi, abym wyszła pierwsza. Złapałam jeszcze za swoją kurtkę, bo byłam totalnym zmarzluchem, więc mogła się potem przydać.

- Dzięki. - fuknęłam, kierując się do jego samochodu.

Za nim zamknęłam drzwi, sprawdziłam czy cała sukienka jest w środku. Nie była rozkloszowana, ale i tak musiałam sprawdzić. Położyłam plecak i kurtkę na tylnich siedzeniach, chłopak zrobił to samo ze swoją torbą. Odpalił silnik i wyjechał na drogę.

- Jesteśmy umówieni z innymi o dziewiętnastej. - przerwał panującą pomiędzy nami ciszę. - Byłaś kiedyś na takim bankiecie? - dodał pytanie.

- Nie, ale podejrzewam, że będzie tam nudno. - odparłam.

- I masz rację. - parsknął.

- Czyli ty kiedyś byłeś. - stwierdziłam, zerkając w jego stronę.

- Raz byłem i było właśnie nudno.

Po kilkunastu minutach jazdy, auto zaparkowało przed wysokim budynkiem. Było tutaj wokół bardzo dużo samochodów. Wyszliśmy z auta i zaczęliśmy się kierować do wejścia. Szliśmy ramię w ramię, ale nie za szybko.

- Daj rękę. - powiedział Dylan, gdy stanęliśmy przed wejściem do sali budynku.

- Po co? - zapytałam patrząc na jego wystawione ramię.

- Bo będą mi mówić, że nie jestem dżentelmenem. - prychnął na koniec.

- I mają stuprocentową rację. - parsknęłam, oplatając rękę i ramię na jego ramieniu.

- Mówisz to ty, Madelyn. Dziewczyna która za pierwszym razem wyśmiała mnie, że chciałem ją przepuścić pierwszą.

- Nie wymawiaj tego imienia. - przewróciłam oczami.

Weszliśmy do środka wpuszczeni przez ochroniarza. Młoda kobieta zabrała mój płaszcz do szatni. Przeszliśmy dalej, wychodząc z przestronnego korytarza. Znaleźliśmy się w głównej sali, gdzie było mnóstwo ludzi. Były małżeństwa i również samotni mężczyźni, wszyscy elegancko ubrani. Weszliśmy bardziej w tłum, od razu podszedł do nas kelner, ale odmówiliśmy szampana. Dylan zaczął mnie gdzieś prowadzić.

- Dylan! Jak ja cię dawno nie widziałam. - powiedziała donośnym głosem kobieta, która pojawiła się przed nami.

- Dzień dobry. - przywitał się poważnie i formalnie chłopak.

Kobieta podeszła bliżej Dylana i delikatnie go uściskała po czym się cofnęła. Obok niej stanął mężczyzna w podobnym wieku, zapewne jej mąż. Ubrany był w siwy garnitur i był mniej więcej mojego wzrostu.

Kobieta miała na oko czterdzieści pięć, a może nawet pięćdziesiąt lat. Nie mogę określić, bo ładnie wyglądała. Była ubrana w granatową długą suknie. Była ona prosta i delikatna. Włosy miała związane w lekkiego koka. Miała również delikatny makijaż. Była trochę niższa ode mnie, dlatego na Dylana również musiała się patrzeć z dołu.

- A ta piękna dama obok to zapewne twoja dziewczyna. - popatrzyła na mnie i się szczerze uśmiechnęła.

- Dzień dobry. - odparłam z lekko wymuszonym uśmiechem. - Jestem tylko jego znajomą. - zaśmiałam się krótko. Skinęła głową jakby zrozumiała moje słowa, ale myślę że jednak nie do końca tak było.

Kobieta się do mnie przysunęła i ledwo pocałowała mnie w oba policzki, taki zwyczaj, aby nie dotykać policzków. Później postawiła dwa kroki do tyłu.

- Witajcie. - przywitał się mężczyzna, a mnie pocałował delikatnie w wierzch wolnej dłoń. Dylan jedynie skinął.

Mężczyzna nałożył na usta mały, sztuczny uśmiech.

- Widzieli Państwo mojego ojca? - zapytał uprzejmie Dylan.

- Jeśli pójdziecie w prawo to go zauważycie. - odpowiedziała kobieta. - My idziemy witać się z kolejnymi osobami, do zobaczenia. - powiedziała i odeszli we dwójkę.

- Kto to był? - spytałam szeptem.

- Nie mam pojęcia. - odpowiedział, a ja parsknęłam śmiechem. - W biznesie trzeba udawać, że kogoś się zna, bo tak to ta osoba cię zapamięta. - dodał kiedy zauważyłam naszych rodziców.

Pociągnęłam bruneta w ich stronę.
Po chwili już stanęliśmy naprzeciwko Sophie i Carsona.

- Jesteście! Pięknie wyglądacie! - podniosła głos moja mama uśmiechając się.

- Śliczne wyglądasz, Emily. - powiedział Carson całując moją dłoń.

- Dziękuje. - podziękowałam i posłałam uśmiech.

- Muszę wam zrobić zdjęcie. - nadmieniła szybko moja mama, wyciągając telefon z torebki.

- Mamo, proszę cię, nie. - jęknęłam, odrywając ramię od Williamsa.

- Ustawcie się. - pomachała na nas dłonią.

- Nie tutaj, jest za dużo ludzi. Brzydko będzie wyglądać to na zdjęciu. - westchnęłam.

- Masz rację, później wam zrobię. Na tarasie który jest na górze. - pokiwała głową.

- Zaraz będę przemawiać, chodźcie. - skinął na nas głową ojciec Dylana.

Wszyscy razem ruszyliśmy przed małą scenę. Nasi rodzice poszli, a my się wtopiliśmy w tłum.

- Już jest nudno. - powiedziałam szeptem, marudnie. Zerknęłam na bruneta.

- Poszedłbym spać. - uśmiechnął się nieco ironicznie, ale wiedziałam że mówił prawdę.

Po ładnej przemowie, którą wygłosił ojciec Dylana, ludzie po prostu zaczęli ze sobą rozmawiać, kołysząc się w rytm cichej muzyki. Dylan zaczął mnie gdzieś prowadzić. Weszliśmy do jakiegoś korytarza, a później weszliśmy na górę po schodach. Przeszliśmy przez drzwi i znaleźliśmy się na przestronnym balkonie. Na dworze było trochę zimno, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Usiadłam na krześle i odetchnęłam, prostując nogi przed siebie. Williams oparł się plecami o barierkę, wyjął z wewnętrznej kieszeni garnituru paczkę papierosów i czerwoną zapalniczkę.

- Myślałam, że jak wtedy zabrałeś mi papierosa to tylko aby mnie wkurzyć. Nie sądziłam, że palisz. - rzekłam, patrząc na niego w górę.

- Chciałem cię tylko wkurzyć. Tak naprawdę wtedy go nie chciałem, ale ogólnie palę. - kącik jego ust powędrował lekko do góry.

- Dasz mi jednego? - spytałam, kiedy zaciągnął się używką.

- Nie. - odpowiedział bez wyrazu.

- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.

- Bo papieros skraca życie. Dbam o twoje zdrowie. - wzruszył ramionami, na co prychnęłam.

- Wcale nie dbasz. - zaprzeczyłam z kpiącym uśmiechem. - Nie zgrywaj z siebie takiego dobrego chłopaka.

- Masz rację. Już mi się to znudziło.

- Szybki jesteś. - zaśmiałam się krótko, opierając o krzesło.

- Po prostu zawsze szybko wygrywam. - brunet podparł się łokciami o barierkę, nie spuszczając ze mnie spokojnego i znudzonego spojrzenia.

Ja pieprzę.

Nie patrz tak na mnie spod tych ciemnych rzęs.

Ciszę przerwał dźwięk powiadomienia. Dylan wyjął swój telefon.

- To chłopaki? - spytałam, wstając z miejsca. Podeszłam bliżej bruneta, który skinął głową. Bezwstydnie zajrzałam mu do telefonu.

- Co to za grupa? - wskazałam palcem na grupę o nazwie „Księżniczki". Chłopak ciężko westchnął, potem przeniósł na mnie wzrok który napotkał mój.

- Moja z chłopakami i Clarą.

Odwróciłam głowę, bo poczułam dziwne ukłucie.

Boże. Czemu ja się smucę? Przecież ja też mam bez nich grupę.

- To co w końcu napisali? - spytałam zmieniając temat.

- Że będą na nas czekać już na miejscu. Napisałem, że wymkniemy się o dziewiętnastej.

- Przecież to ponad godzina. - jęknęłam męczeńsko, odruchowo opierając głowę o ramię Dylana.

- Zobaczysz, że zaraz minie.

- Emily! Dylan! - podniosłam głowę do góry na głos mamy. Po chwili wyłoniła się zza zakrętu, uśmiechając szeroko w naszą stronę. Po niej przyszedł Carson. - Ustawcie się. Miałam zrobić wam zdjęcie. - wyjęła telefon, poganiając nas ręką.

Spojrzałam z politowaniem na Williamsa, który nie krył niezadowolenia. Wyrzucił zgaszonego papierosa do popielniczki niedaleko.

- Wyprostujcie się i odejdźcie od tej barierki. - rozkazała, co wykonaliśmy.

Zaskoczona zostałam objęta ramieniem. Chłopak włożył wolną dłoń do kieszeni eleganckich spodni. Z minimalnie kpiącym uśmiechem również objęłam go w pasie. Poprawiłam swoje włosy oraz sukienkę. Uśmiechnęłam się miło w kierunku telefonu.

- Dylan, uśmiechnij się. - zachęciła moja mama z sympatycznym spojrzeniem.

Zostało nam zrobione conajmniej dwadzieścia zdjęć. Staliśmy albo w miarę luźno, albo bardziej adekwatnie do sytuacji.

Nasi rodzice pogonili nas abyśmy zeszli na dół, ponieważ grała jakaś muzyka. Na pewno nie w naszym stylu.

- Co jaśnie Pani wymyśliła abyśmy stąd wyszli? - zapytał Dylan, gdy schodziliśmy powoli na dół. Rodzice już dawno zniknęli na dole.

- Miałam ci nie pomagać, ale beze mnie sobie nie poradzisz. - westchnęłam dramatycznie, na co parsknął śmiechem. - Udam, że źle się czuje, a ty mnie odwieziesz do domu żebym nie wracała sama.

- Coś czuje, że twoja gra aktorska jest do dupy.

- Masz rację, ale nie powinni się skapnąć. - rzekłam.

Nagle potknęłam się o własne nogi. Złapałam się poręczy, gdy zaczęłam lecieć do przodu, w tym samym czasie co Williams złapał mnie za talie. Przyciągnął mnie w swoją stronę. Stałam tyłem do niego, dotykając plecami torsu odzianego w koszule i garnitur.

- Pyskata i do tego nie umie chodzić. - szepnął wprost do mojego ucha. W moim brzuchu zaczęło się roić od motyli. Lekko zachrypnięty i głęboki głos odbijał się w mojej głowie.

- Umiem chodzić. - odparłam ciężko, dlatego odchrząknęłam. Złapałam za jego dłonie i je od siebie odsunęłam. Nie odwracając się za siebie, zeszłam na dół.

Razem przeszliśmy przez próg sali. Leciała spokojna piosenka. Brunet zatrzymał się naprzeciwko mnie i wystawił w moim kierunku dłoń.

- Mogę prosić Panią do tańca? - uśmiechnął się kącikiem ust.

- Nie wiem czy chcę z Panem zatańczyć. - powiedziałam cichym, lecz poważnym głosem.

- Do tańca trzeba dwojga. - stwierdził równie cicho, obdarzając mnie urokliwym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Zwilżył wargi, czekając na moją odpowiedź.

- Do rozmowy również. A ja mam ochotę zadać ci pytanie. - uśmiechnęłam się miło, ale nieco przebiegle. Podałam mu swoją dłoń, którą ostrożnie ujął. Poprowadził nas pomiędzy ludzi. Położyłam rękę na jego ramieniu, spojrzałam na jego twarz w tym samym momencie co on na mnie.

- Jak masz na drugie imię? - spytałam. Zaczęliśmy się po prostu ruszać lekko na boki.

- Tylko o to chciałaś spytać. - parsknął kpiąco.

- Ty znasz moje, a ja będę znać twoje. Będzie sprawiedliwie. - odrzekłam.

- Pytanie za pytanie. - zanegocjował.

- Niech będzie. - zgodziłam się niechętnie.

- Nolan.

- Ładne. Kto ci je dał? - zapytałam z ciekawości.

Bardzo ładne.

- Jesteś bardziej ciekawska niż pyskata, więc zmieniam moje wcześniejsze słowa. A po za tym, to już dwa pytania. - oznajmił, przewracając oczami. - Ojciec. - jednak po chwili odpowiedział.

- W takim razie również masz dwa pytania. - powiedziałam, rozglądając się po innych osobach.

- Jedno zgapię o ciebie. Kto dał ci drugie imię?

- Kuzyn. - odpowiedziałam, przenosząc na niego wzrok. - Gdy się o tym dowiedziałam było mi miło. Mama wybrała pierwsze, a mój kuzyn uparł się właśnie na Madelyn.

- Słodko. - odparł z grymasem, przez co się zaśmiałam. - Czy jest coś z przeszłości o czym byś chciała zapomnieć?

Skrzywiłam się nieznacznie. Moje myśli zaczęły wirować. Przywoływały smutne i okropne sytuacje z dzieciństwa albo z początku okresu dojrzewania. Czasami się zastanawiałam co by było gdybym nigdy nie znalazła się w tamtej podstawówce lub w konkretnym miejscu.

- Tak. - odetchnęłam. - Zapytałeś „Czy jest coś", a nie „co to jest". - wyprzedziłam go zanim sam by spytał o czym chciałabym zapomnieć.

Po długim czasie zorientowaliśmy się, że dochodzi godzina dziewiętnasta. Zaczęliśmy szukać naszych rodziców, aby wdrążyć plan w życie. To będzie katastrofa.

- Tam są. - powiedział chłopak i zaczął mnie prowadzić.

Przybrałam markotną minę i skuliłam się delikatnie, położyłam dłoń trochę na brzuchu, trochę na biodrze.

Najważniejsze, że moja mama w to uwierzy.

Podeszliśmy do naszych rodziców, którzy akurat skończyli rozmawiać z ludźmi.

- Mamo. - zaczęłam słabo.

- Markotnie wyglądasz, co się dzieje? - zapytała i podeszła do mnie, złapała za moje ramiona.

- Źle się czuje, brzuch mnie boli. - odpowiedziałam cicho, w duchu się śmiejąc.

- Moje dziecko, co zjadłaś? - dopytała, marszcząc brwi. Patrzyła na mnie z troską.

- Nic, co miałoby mi zaszkodzić. - odpowiedziałam żeby myślała, że to coś innego.

- Jak cię boli to jedź do domu, albo może pojadę z tobą? - zastanowiła się.

- Nie, ty musisz zostać. To twój partner obchodzi urodziny swojej firmy, nie ja. - zaprzeczyłam.

- Dylan, pojedziesz z Emily do domu? - zapytała Sophie, przenosząc spokojne spojrzenie na chłopaka.

- Jasne. - odpowiedział łagodnie.

- Macie klucze do domu? - zapytał Carson.

- Ja mam. - powiedział Dylan.

- Uważajcie na siebie. U nas w łazience są leki, znajdź i weź je. - powiedziała mama lekko się uśmiechając.

- Okej. - skinęłam głową. - Cześć. - pożegnałam się i odeszliśmy razem z Dylanem. Założyłam płaszcz w szatni.

Cały czas czułam wzrok mojej mamy na sobie, dlatego musiałam udawać dopóki nie wejdziemy do samochodu.

- Teraz możemy jechać. - odetchnęłam, kiedy znaleźliśmy się w aucie.

Dylan odpalił silnik i wyjechał na drogę. Wyjęłam telefon z torebki i otworzyłam grupę z przyjaciółmi.

DO: Święci💖🤪

Ja: Udało nam się wyjść, będziemy niedługo.

Cameron: Wszyscy już jesteśmy.

Lucy: Czekamy na was, napisz jak podjedziecie, bo muszę wyjść i zobaczyć cię w tej kiecce!

Ja: Jasne.

Uśmiechnęłam się.

- Są już wszyscy. - poinformowałam.

Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Kiedy brunet parkował auto, ja napisałam do Lucy, że może wyjść, odpisała od razu, że już wychodzi. Wyszłam powoli z samochodu, gdy zobaczyłam Lucy. Jednak nie wyszła sama, za nią szli wszyscy. Przeklnęłam w myślach swoją głupotę. Obserwowali mnie, czułam się niezręcznie.

- Pięknie wyglądasz! - krzyknęła Lucy, gdy podeszła bliżej i zaczęła mnie podziwiać.

- Zgadzam się z tobą, Lucy. Wyglądasz cudownie. - powiedziała Clara podchodząc bliżej. Obdarzyła mnie sympatycznym uśmiechem, który odwzajemniłam.

- Dziękuję. - podziękowałam.

Ktoś zagwizdał, więc szukałam tej osoby. Luke uśmiechał się szeroko, na co szczerze się zaśmiałam.

- Zajebiście wyglądasz. - powiedział Jordan i objął mnie ramieniem. - Ty Dylan też niczego sobie. - dopowiedział patrząc na przyjaciela, na co ten jedynie prychnął.

- Luke, kiedy ostatnio widzieliśmy Dylana w garniturze? - zapytała Clara zerkając na przyjaciela.

- Chyba w siódmej klasie podstawówki. - odpowiedział Luke i parsknął.

- Pięknie wyglądają. - dodał Logan, na co Max pokiwał energicznie głową.

- Będę się czuła jak idiotka, kiedy wejdę do parku trampolin w sukience. - jęknęłam na samą myśl o tym.

- Nadal nią jesteś. - usłyszałam głos bruneta za sobą.

- Spieprzaj. - pokazałam mu środkowego palca. - Chociaż nie będę sama. - odwróciłam się w stronę Williamsa. Przeskanowałam jego ciało w garniturze. - Chodźmy, chce mieć to za sobą.

Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, a torebkę zostawiłam w pojeździe. Ruszyliśmy w stronę drzwi od budynku.

- Dzień dobry. - przywitałam się zażenowana. Kobieta za ladą się zdziwiła i była trochę rozbawiona. Wykupiłam dwie godziny, dostałam opaskę na rękę którą otworzę szafkę.

Z dziewczynami przeszłam do damskiej szatni. Znalazłam otwartą szafkę.

- Może któraś z was rozpiąć mi zamek? - spytałam.

- Ja mogę. - uśmiechnęła się Clara i podeszła do mnie. Zaczęła rozpinać sukienkę.

- Było nudno, prawda? - spytała Lucy.

- Prawda. Ale nie było źle. Fajnie tak wyjść gdzieś indziej niż do klubu. - parsknęłam na koniec.

Prędko przebrałam się w przygotowane wcześniej ubrania. Związałam włosy w wysokiego kucyka. W małej łazience, pospiesznie zmyłam makijaż, ale zostawiłam pomalowane rzęsy. Włożyłam wszystko do szafki, oprócz sukienki po czym ją zamknęłam przez co wydała charakterystyczne kliknięcie.

- Muszę oddać sukienkę Dylanowi, aby zaniósł ją do samochodu. W szafce by się nie zmieściła. - odpowiedziałam, bo Clara posłała mi pytające spojrzenie.

Stanęłam przed męską szatnią z której dochodziły krzyki. Zapukałam mocno w drzwi, które po chwili się otworzyły. Cała gromadka naszych znajomych wyszła z pomieszczenia. Jedynie nie było Williamsa.

- Jest w środku. - Jordan wskazał głową na szatnie.

- Nie chce tam wchodzić. Podasz mu ją? - spytałam z grymasem, mając na myśli suknie. Pokiwał przecząco głową z wielkim uśmiechem. - Co z ciebie za kolega. - powiedziałam prześmiewczo. Następnie Wilson odszedł do reszty.

Spróbowałam się przygotować na wejście do tego smrodu. Wkroczyłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Przeszłam dalej, potem stanęłam jak wryta na widok jedynego chłopaka w środku. Przełknęłam ciężko ślinę w gardle, chcąc się odwrócić. Bez zawahania zmierzyłam go spojrzeniem. Dosyć powolnie odwróciłam się bokiem. Zdążyłam zauważyć kilka tatuaży. Nagie, szerokie barki zapadną mi w pamięć. Ale jeden duży rysunek, zapamiętam na zawsze. Na plecach miał wytatuowane dwa motyle. Jeden większy, drugi mniejszy. Były prześliczne, mimo iż widziałam je tylko przez kilka sekund.

- Już możesz spojrzeć. - dotarł do mnie jego rozbawiony głos.

Najpierw spojrzałam na niego ukradkiem. Gdy zobaczyłam że ma już na sobie koszulkę, odwróciłam się znów w jego kierunku.

- Mógłbyś zanieść moją sukienkę do auta? - spytałam, podchodząc kilka kroków bliżej.

- Myślałem, że mi rozkażesz abym to zrobił. - odparł, po czym oparł się dłonią o kant górnej szafki nad swoją głową. Jego mięśnie się napięły.

- Zawsze mogę to zrobić. - powiedziałam pewnie.

- Proszę bardzo.

- Zanieś to do auta. - rozkazałam. Podeszłam bliżej i na ławce obok niego położyłam złożone ubranie. Chciałam się odsunąć, ale zostałam mocno pociągnięta. Westchnęłam zaskoczona, znajdując się pomiędzy ramionami niebieskookiego. Uderzyłam plecami o szafki, które stały ułożone jedna na drugiej lub przy sobie. Uniosłam wzrok na twarz Dylana, zmarszczyłam brwi w zapytaniu.

- Nie wkurwiaj mnie. Już mam cię dziś wystarczająco dość. - odparłam, zakładając ramiona na piersi.

- Czyli jutro nie będziesz miała mnie dość?

- Nie drocz się. I nie łap mnie za słówka. - westchnęłam.

- Cały czas to robimy. - zaśmiał się krótko.

- Teraz chciałabym pójść i pobawić jak dziecko. - powiedziałam ostrzej. Przeszłam pod jego ramieniem, odeszłam kilka kroków w tył, kiedy on się wyprostował. - Zanieś ją do auta. - skinęłam na swoją suknie i wyszłam jak najszybciej z pomieszczenia.

Nie trudno było odnaleźć znajomych, gdyż bawili się w gąbkach. Tylko my byliśmy w takim wieku. Były tutaj dzieci i z nimi rodzice czy instruktorzy. Zostawiłam buty przy innych.
Wskoczyłam do gąbek, moje nogi się w nich zanurzyły.

- Długo cię nie było, Emi. - skomentował Luke.

- Po prostu ten idiota nie chciał iść do samochodu, ale w końcu go zmusiłam. - wyjaśniłam znudzona. - Chyba kogoś tu brakuje. Gdzie jest Jordan i Max?

- Wilson! - krzyknął Logan. Nagle szarooki wynurzył się z gąbek obok mnie, przez co dostałam małego zawału.

- A jakbym skoczyła na ciebie? - spytałam uniesionym głosem, lecz cień uśmiechu przemknął przez moje wargi.

- To byś mnie ratowała. - uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Podłożył dłonie pod głowę, rozkładając się wygodnie jak na leżaku.

Pisnęłam, kiedy szybkim ruchem zostałam pociągnięta za nogę. Zanurzyłam się w gąbkach do biustu. Odetchnęłam, gdy obok mnie wyłoniła się druga zguba.

- Mogłam cię przecież kopnąć. - nadmieniłam głośnym głosem w stronę Max'a, czując mocne bicie swojego serca.

- Jakoś bym przeżył. - wzruszył ramionami, powstrzymując się od śmiechu.

- Kto ostatni wyjdzie z gąbek, ten leszcz! - zawołał Logan.

Na zawołanie zaczęłam się podnosić do góry, aby wydostać ciało z miękkich, ale w takiej ilości, trochę ciężkich gąbek. Moje ruchy były niedbałe, jednak najgorzej miała reszta, ponieważ byli dalej od brzegu niż ja i dwójka chłopaków. Podparłam się ramionami o kant podłogi, wyciągając się do góry. Miałam krzyknąć, że nie jestem ostatnia, a potem sprawdzić czy faktycznie tak było, lecz obok mnie pojawił się Dylan. Od razu zaprotestowałam, kiedy mocno złapał mnie za talie.

- Nie jestem ostatni! - w tle rozległ się krzyk Moor'a.

Chciałam się obrócić, tak aby brunet wpadł do kostek ale moje szanse były na poziomie zera. Zostałam przez niego popchnięta, zamknęłam oczy kiedy znów poczułam delikatny materiał.

- Emily! Byłaś ostatnia!

- Wcale nie! - odkrzyknęłam Cameronowi.

Otworzyłam oczy, napotykając ten ironiczny i wkurwiający uśmiech.

- Ciekawe jakbyś wyglądał bez włosów. - powiedziałam nie do końca poważnie.

- Zostaw moje włosy w spokoju, a ja zostawię twoje. - zaśmiał się.

- To niesprawiedliwe. Kradniesz mój pomysł. - westchnęłam marudnie. Dylan podał mi rękę, którą odrzuciłam zerkając na niego ostrym wzrokiem. W końcu wyczołgałam się na powierzchnie, która była obłożona wykładziną.

- Nie zbliżaj się do mnie, patałachu. - wymierzyłam palcem w klatkę piersiową chłopaka, tylko ją lekko dotykając. Moje spojrzenie było rozbawione, sama nie umiałam być w tym momencie poważna. - Idź się pobaw z dziećmi. - rzuciłam odchodząc w stronę Lucy która ukradkiem na nas patrzyła. - Idziemy. - przewiesiłam ramię za jej kark, uśmiechnęłyśmy się do siebie. Ruszyłyśmy w kierunku trampolin, na których nie skakałam szmat czasu.

•••

- Zostaw mnie! - krzyknęłam ze śmiechem, zwracając na siebie uwagę ludzi. Uśmiechnęłam się lekko w ich stronę, aby po chwili znów uciekać. - Jordan! Ostrzegam, że obetnę ci włosy! - zażartowałam głośno. 

Najpierw uciekałam trampolinami, potem prawie się wywaliłam o stopę Williamsa, a teraz biegłam pomiędzy dużymi workami które zwisały z sufitu. Było tutaj mnóstwo materaców oraz napompowanych przedmiotów, które miały służyć za przeszkody.

Pisnęłam, gdy poczułam uścisk na dłoni. Odwróciłam się gwałtownie, napotykając roześmianą twarz Wilsona a za nim Cam'a. Chłopaki siłą unieśli mnie nad ziemią, oczywiście im w tym przeszkadzałam swoim szamotaniem. Cameron trzymał mnie za łydki, a brunet za ramiona. Wyszliśmy z dziwnych korytarzy. Mając coraz mnie sił, próbowałam się wyszarpać, co chwile wybuchając śmiechem. Wyszczerzyłam się do Lucy która uciekała przed Lukiem na trampolinach. Clary nie widziałam. Dylan siedział oparty plecami o ściankę, wykonaną z czegoś grubego ponieważ była ona przyczepiona do ściany.

- Jak dobrze, że nie jesteśmy na basenie. - mruknęłam, unosząc oczy ku niebu.

- Ale kiedyś będziemy. - powiedział Jo, uśmiechając się chytrze.

- Wtedy się nie dam tak łatwo złapać. - odparłam, marszcząc brwi, zerknęłam na niego do góry.

- Ta, pierdolenie. - parsknął, na co posłałam mu złowrogie spojrzenie.

- I co teraz niby chcecie ze mną zrobić? - spytałam z rezygnacją.

- Pójdziemy skoczyć z góry do gąbek. - odpowiedział Smith.

- Nie ma takiej opcji. - prychnęłam.

- Ależ oczywiście, że jest. - przeniosłam wzrok na Dylana, który się odezwał, podchodząc do nas.

- Spadaj. - machnęłam na niego ręką.

Williams podciągnął mnie do góry, wyrywając z uścisku.

- Jesteś chory. - fuknęłam, kiedy niósł mnie na swoim ramieniu. - Nie jestem lalką, aby mną tak szarpać. - warknęłam, uderzając go mocno w pierś. Przynajmniej myślałam, że to było mocno.

- Zabieraj to łapsko. - syknął do mojego ucha. Spojrzałam na jego profil, unosząc brwi.

- Chciałabym przypomnieć, że to ty mnie teraz niesiesz. - oznajmiłam twardo, opierając łokcie o jego tors.

Dylan zaczął wchodzić po schodkach zrobionych z miękkiej wykładziny, specjalnej do takich miejsc. Znudzona czekałam na dalszy rozwój sytuacji. Wspiął się na samą górę, ukradkiem popatrzyłam w dół na gąbki. Było w miarę wysoko, czym zaczęłam się lekko stresować. Trzeba było skoczyć na dół. Miałam jedynie nadzieję, że nie wpadnie mu do głowy durnowaty pomysł, żebyśmy oboje wpadli do kostek. Byłoby to nie zbyt bezpieczne, gdybyśmy zeskoczyli w dół kiedy znajdowałam się na ramieniu chłopaka.

- Boisz się wysokości? - spytał zerkając na chwilę na moją twarz.

- Nie, takiej nie. Ale jakbym miała skoczyć z bungee albo z samolotu to bym nie skoczyła. - odparłam. - A co? Boisz się, że wpadnę w płacz i nie będziesz wiedział jak mnie uspokoić? - parsknęłam.

- Lepiej wiedzieć, abym nie zrobił czegoś wbrew twojej woli.

- Właśnie to robisz. - prychnęłam kpiąco.

- Wiesz dokładnie o co mi chodzi. Jeśli stąd cię zrzucę to nic się nie stanie. Byłaby różnica pomiędzy tym, a wrzuceniem, na przykład do wody.

Nerwowo poprawiłam łokcie na jego ciele. Powstrzymałam się od zamknięcia oczu.

- Czekaj, boisz się wody? - zapytał ciszej.

- Skąd to pytanie? - zmarszczyłam brwi.

- Twoja nerwowość. Trzymam cię, więc poczułem ruch twojego ciała. - parsknął, unosząc kącik ust do góry. Oboje wpatrywaliśmy się przed siebie, nie na siebie.

- Zrzuć mnie w końcu na dół. - wymamrotałam znużona.

- Nie zmieniaj tematu, Evans.

- Zamknij się i mnie puść. - rzekłam ostrzej.

Nie spodziewałam się, że mnie posłucha. Kiedy postawił mnie dalej od krawędzi, ja miałam swoje pięć sekund. Całą siłą popchnęłam go do tyłu, jednak mogłam przewidzieć, że złapię mnie za dłoń. Skoczyłam razem z Williamsem, wybuchając śmiechem gdy wylądowaliśmy w miękkich gąbkach. Uśmiechałam się jak idiotka, próbując złapać oddech podczas śmiania. Wylądowałam tuż obok jego ciała, ponieważ czułam że moja dłoń spoczywała na jego ramieniu. Nieświadomie podczas ataku śmiechu, przesunęłam się w stronę bruneta. Gdy otworzyłam oczy, nieznacznie się zaskoczyłam kiedy byłam blisko niego. Patrzyliśmy na siebie, nasze twarze dzieliły centymetry. Wyszczerzyłam się w jego stronę, nie ukazując jak zawsze zębów. Parsknął śmiechem, a jego głowa opadła na kostki. Zamknął oczy, głęboko oddychając. Podparłam się po bokach ciała, wyswobodziłam nogi do kolan spod warstwy gąbek. Wyszłam na płaską powierzchnie.

- Zostań tam. Nie będę za tobą tęsknić. - rzuciłam, w momencie w którym Williams otworzył niebieskie oczy. Odnalazł mnie spojrzeniem i rozszerzył wargi w tym irytującym uśmiechu.

Odwróciłam się na pięcie, napotykając uważne spojrzenie Lucy, a potem szare oczy Jordana. Pomachałam im, za co po chwili uderzyłam się w myślach w czoło.

- Emi! - krzyknął Luke, kiedy do nich podeszłam, skakali na małych trampolinach co chwile przechodząc na inną. - Piątego grudnia mam urodziny, ale potem organizuje imprezę. Będziesz? - spytał, patrząc na mnie z nadzieją.

- Jasne. - uśmiechnęłam się sympatycznie. Również zaczęłam skakać na jednej z trampolin. - U ciebie w domu? - dopytałam, na co kiwnął zadowolony głową.

Kiedy doskoczyłam do blondyna na trampolinę, ten szeroko otworzył ramiona. Przez ułamek sekundy nie byłam do końca pewna, ale nieco niepewnie się do niego przytuliłam. Objął mnie mocno, na co zachichotałam. Luke był trochę spocony, tak samo jak ja, ale naszej dwójce to nie przeszkadzało.

•••

- Zbladłaś. - to pierwsze co usłyszałam, kiedy z dziewczynami weszłyśmy zmęczone do szatni.

- Ja? - upewniłam się, zerkając na Brown. Przyłożyłam zegarek do małego kółeczka na szafce, a ta się otworzyła.

- Tak. Ty Emi. - przyjaciółka podeszła do mnie i przyłożyła dłoń do mojego czoła. - Ciepłe, ale to zapewne dlatego, że po prostu byliśmy aktywni fizycznie.

- Bardzo możliwe. - poparła ją Clara, również się przebierając.

- Na ogół jestem blada, to na pewno jakieś złudzenie. - powiedziałam cicho, zdejmując koszulkę. Lu pokręciła niepewnie głową.

Jednak, gdy się przebrałyśmy, zaczęłam odczuwać kujący ból w klatce piersiowej. Zignorowałam go, razem opuściłyśmy szatnię. Wszyscy oddaliśmy zegarki i ubraliśmy swoje kurtki. Wyszliśmy z budynku, w końcu mogłam pooddychać świeżym powietrzem. Wszyscy się pożegnaliśmy, ale zanim wsiadłam do auta Dylana, podbiegła do mnie przyjaciółka.

- Widzę, że źle się czujesz. - szepnęła.

Zatrzasnęłam drzwi pojazdu, przez co usłyszałam dramatyczny krzyk Dylana, czym się nie przejęłam.

- Masz rację. - odetchnęłam ciężko.

- Boli cię w klatce?

Skinęłam głową w potwierdzeniu.

- Masz w domu jakiś gazowany napój? - spytała z troską.

- Powinien być. - westchnęłam.

- Może pojadę z tobą? - zaproponowała, na co zaprzeczyłam.

- Nie. Jedź do domu, każdy z nas jest zmęczony. - zaśmiałam się krótko, choć nie było mi do śmiechu.

- Na pewno?

- Na pewno. - potwierdziłam, uśmiechając się nieco sztucznie.

Pożegnałyśmy się szybkim uściskiem. Wsiadłam do samochodu, chłopak od razu ruszył.

Mogłoby się to wydawać trochę głupie, ale jak brakowało mi cukru w organizmie to robiło mi się słabo i kuło mnie w klatce piersiowej. Lucy i Cameron wiedzieli o tym, że tak czasami miewałam. Lekarz zalecił mi pić gazowane napoje po wysiłku fizycznym, ale też zdarza się, że po prostu zaczyna mnie boleć w klatce. Na szczęście nie jest to nic poważnego. Kiedyś raz prawie zemdlałam po zajęciach z wychowania fizycznego, wtedy cała się trzęsłam i ledwo się przebrałam, nikt jeszcze o tym nie wiedział, a ja nie wiedziałam co miałam zrobić.

- Mógłbyś podjechać do jakiegoś sklepu? - spytałam.

- Po co?

- Bo cię o to proszę. - prychnęłam.

- Ty nie prosisz. Ale tak, podjadę. - zgodził się.

Po kilkunastu minutach stanęliśmy pod sklepem. Wyszłam z auta, ale po chwili wysiadł również Dylan.

- Po co za mną idziesz? - zapytałam z irytacją.

- Bo widzę, że źle się czujesz i mi o tym nie powiesz. - wzruszył ramionami i ruszył do wejścia marketu. Dogoniłam go.

- Po co miałabym ci powiedzieć?

- Na wszelki wypadek. - westchnął. - Żeby nic złego się nie wydarzyło.

- Co, martwisz się? - prychnęłam kpiąc.

- Nie. Po prostu nie będę cię znów szukać tak jak wtedy w klubie.

W środku zaczęłam szukać działu ze słodkimi napojami. Wybrałam jedną małą butelkę. Znaleźliśmy się na dziale ze słodyczami, ale jednak nic nie wzięłam. Ruszyłam w kierunku kasy. Odwróciłam głowę, aby zobaczyć czy dupek idzie za mną i szedł. Z moimi ulubionymi żelkami w ręce. Przełknęłam ślinę w gardle. Podeszłam do kasjerki, a obok na blacie wylądowała paczka żelek.

- Razem? - dziewczyna pokazała na picie i żelki.

Odpowiedzieliśmy razem w tym samym czasie.

- Nie. - odparłam.

- Tak. - odparł.

Kasjerka się zaśmiała i wyszło na to, że skasowała przedmioty razem. Wkurzona dałam chłopakowi zapłacić, uśmiechnął się zwycięsko. Pierwsza opuściłam sklep i szybko wsiadłam do samochodu, kiedy został otwarty przez bruneta.

Dotarliśmy do domu po czasie, który strasznie mi się dłużył. Bardzo zgłodniałam, dlatego kiedy tylko weszliśmy do domu, zdjęłam odzież wierzchnią oraz buty. W kuchni rzuciłam plecak na podłogę i zaczęłam robić sobie kanapki. Z niezadowoleniem zobaczyłam jak Dylan zajmuje miejsce przy wyspie kuchennej przy której robiłam jedzenie.
Włączyłam wodę na herbatę, po czym powróciłam do poprzedniej czynności.

Przy robieniu kanapek musiałam usiąść, bo ból w klatce stał się bardziej nieznośny. Na pewno zaraz mi przejdzie.

- Dobrze się czujesz? - na głos bruneta, podniosłam głowę napotykając jego spojrzenie. Uważnie mi się przypatrywał.

- Wyśmienicie. - wyszeptałam, krojąc pomidora.

- Nie do końca tak wyglądasz. - rzekł nieprzekonany. - Słabo ci? Tak jak wtedy w klubie?

- Przestań się dopytywać, bo skręcę ci kark. - warknęłam, powracając wzrokiem do warzywa.

Nie był ważny fakt, że nie umiałam skręcać karku.

Ważne, że podziałało.

Po chwili schowałam wszystko jak najszybciej umiałam do lodówki. Czułam na sobie jego wzrok, którego ode mnie, jak na złość, nie odrywał. Wzięłam talerz z kanapkami i kubek z herbatą. Nawet nie brałam plecaka, chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju bez niczyjego wzroku na sobie. Weszłam po schodach, a następnie schowałam się w swoim pokoju. Odłożyłam jedzenie na biurko. Ręce mi się trzęsły i już nie wiem czy ze stresu, czy z tego, że mnie kuje w klatce. Oparłam się o komodę i po niej zsunęłam.

Jęknęłam w myślach, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Wypieprzaj Williams! - podniosłam głos na tyle ile dałam radę.

Myślałam, że sobie poszedł.

Nadzieja matką głupich.

Drewniane drzwi się otworzyły. Założyłam nogę na nogę, ignorując fakt że praktycznie leżałam na podłodze. Jego postać weszła do mojego pokoju i rozejrzała się po pomieszczeniu. W ręku trzymał mój plecak. To dlatego tutaj przyszedł. Uśmiechnęłam się sztucznie, kiedy na mnie spojrzał.
Odłożył moją rzecz przy łóżku i podszedł do mnie. Wystawił w moim kierunku dłoń, którą po dłuższym momencie przyjęłam. Podniósł mnie na równe nogi. Znajdowaliśmy się zbyt blisko siebie. Cofnęłam się, prawie potykając o krzesło na co parsknął, posłałam mu wrogie spojrzenie. Usiadłam na krześle, nie odrywając się od niebieskich tęczówek. Zbyt mocno kręciły mi w głowie.

- Możesz wyjść? - spytałam. Mam nadzieję, że poczuł aluzję.

- Tym razem nie wyjdę. - odpowiedział, siadając na łóżku.

- Idź się chociaż umyj. - powiedziałam z niesmakiem, odwracając się na krześle, plecami do Dylana.

- Myślisz, że poszedłbym spać bez prysznica? - zapytał.

- Tak myślę. - odparłam i wzięłam pierwszy gryz kanapki.

•••

Wyszłam zmęczona z łazienki po szybkim prysznicu. Na moim łóżku leżał wyciągnięty brunet, na co wywróciłam oczami. Patrzył w telefon. Miał na sobie tylko czarne dresy. Uniosłam oczy ku niebu, odetchnęłam. Przeszłam wokół mebla, aby położyć się po jego drugiej stronie. Zgasiłam lampkę i zakryłam się kołdrą. Jedynie nasze ekrany telefonów dawały jakiekolwiek światło. Ciemność w jakiś sposób mi się podobała. Chociaż nie myślałam o tym kto leżał obok mnie. Podłączyłam telefon do ładowarki i położyłam się na boku, plecami do osobnika który wtargnął do mojego spokojnego azylu. Zamknęłam oczy, ale spokój w końcu musiał minąć.

- Idziesz spać? - jego cichy głos rozmył się w głuchej ciszy.

- A jak myślisz? - mruknęłam, próbując zasnąć.

- Myślę, że będziesz liczyć owce. - odparł i wydawało mi się, że się uśmiechnął.

- Liczyłam owce tylko raz i to jak byłam dzieckiem. - powiedziałam cicho.

- To co teraz liczysz?

- Ilość uderzeń które wykonam w twoją twarz, gdy nie pozwalasz mi zasnąć. - uśmiechnęłam się lekko, choć nie mógł tego widzieć.

- I ile ich naliczyłaś? - dopytał rozbawiony.

- Jakieś sto. Więc daj mi zasnąć, bo będzie więcej. - rzekłam z większym uśmiechem.

- A nie mogłaś liczyć ilości pocałunków za które kupię ci kwiaty? - westchnął, a ja przestałam oddychać.

Co ty ze mną robisz?

Rozszyfruję cię.

A przynajmniej spróbuję.

==========================

Hejka! Zostawcie coś po sobie, będzie mi miło<33

Zapraszam na mojego TikToka i Twittera: _Lawendaa_

Do następnego,
Buźki💋

Continue Reading

You'll Also Like

1.8K 69 12
To poruszająca historia szesnastoletniej Nadii, która z mamą wyjechała do Austrii. Nadia doświadczyła trudnych chwil i miała trudne życie przed wyjaz...
85.9K 3.6K 42
Molly Bennet i Charlie Conley już w dzieciństwie byli nierozłączni, a ich przyjaźń wydawała się niezniszczalna. No właśnie. Wydawała się. Jak się oka...
7.6K 413 9
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...
35.3K 1.6K 21
Kontynuacja historii Gabriel Grier oraz Cameron'a Dallas'a, którzy muszą zmierzyć się z przeciwnościami jakimi obdarzył ich po raz kolejny los... Po...