surdus resonare | Jungiełło

By JeneralYernest

602 81 148

❝Nigdy nie byli dobrzy w słowach❞ Młody Ulrich przygotowuje się do roli rycerza zakonnego na zamku w Malborku... More

Godzina cichego uwielbienia
Godzina przełomu
Godzina niemej przysięgi
Godzina kruszenia nadziei
Godzina rozpaczy
Dwie minuty nienawiści i pięćdziesiąt osiem starego bólu
Godzina wojny
Godzina śmierci
Posłowie (?)

Godzina konfrontacji

63 8 33
By JeneralYernest

Jeden z nich nie znajdował w sobie ani odpowiedniego pretekstu, drugi także wystarczająco odwagi, by zaczepić się gdziekolwiek. Mijali się na korytarzach coraz częściej, nie z przypadku bynajmniej, bowiem było to skutkiem przebiegłej kalkulacji Jogaiły.

Ulrich jeszcze próbował z tym walczyć, Litwin jednak bardzo powoli uzależniał się od rosnącego z każdym razem uczucia głupawego upojenia, szczęśliwego zdezorientowania, gonitwy myśli.

Przychodził więc na każdy trening rycerskich kadetów, za każdym razem tylko śledząc ruchy jednego, szczupłego i zwinnego. Wszyscy mieli zbroje identyczne i podobny wzrost, jednak Jogaiła rozpoznawał tego najlepszego po samym lekkim kroku, skupionej pozycji czy tembrze niemieckiego okrzyku, potwierdzającym jego obecność.

Z każdym płynnym uderzeniem miecza rosła w nim fascynacja dla ognistowłosego wojownika. Mógł go obserwować godzinami.

W walce, czy też nie.

Nawet nie zauważył, kiedy głównym punktem jego dnia stał się moment przemykania się na oglądanie krzyżackich treningów fechtowania.

Jednego dnia postanowił przedstawić się ich nauczycielowi przy okazji uczty i wyprosić go o anonimowy udział w następnych ćwiczeniach.

***

Młody Jungingen w walce nie skupiał się na niczym innym. Być może dlatego też przeoczył jednego dodatkowego kadeta tego dnia.

Postanowiono zrobić niewielki turniej wśród wszystkich obecnych z użyciem prawdziwej broni. Ulryka zawsze najbardziej ekscytowały właśnie pojedynki. Zresztą, ostatnio udoskonalił dosyć podstępną technikę zadawania ciosów z zaskoczenia i nie mógł doczekać się użycia jej w praktyce.

Dobrze, że jego brat nie brał udziału, ponieważ teraz miał bardzo realne szanse na wygraną. Uwielbiał rywalizację.

Dzięki niej też uwalniał umysł od nieszczęsnego Jogaiły.

Zapomniany Litwin za to miał wrażenie, jakby zatracił się w jakiejś innej równoległej rzeczywistości. Nie słyszał głosów, był tylko on, jego miecz i uparta chęć wygrania tylko dla stoczenia pojedynku z najlepszym.

Już w pierwszej walce stało się jasne, że ów nadprogramowy wojownik będzie jednym z wybitniejszych w tym spotkaniu. I że ma szansę spełnić swój cel.

Ulrich także ciął bez opamiętania, wygrywając kolejne pojedynki i pustosząc swoją konkurencję. Specjalnie nie stawiano ze sobą dwóch najlepszych, czując, że ich starcie jest przeznaczone na finał.

Tak się też stało. Ostatni raz miecz Ulricha zderzył się z metalem obcej zbroi, zwiastując jego zwycięstwo, tłum pokonanych młodzieńców i zgromadzonych gapiów ryknął na wiwat, rozlewając po wiktorze ogłupiające uczucie docenienia. Wyciągnął dłoń do przeciwnika, zdejmując hełm, ten odwzajemnił mu tym samym, uścisnęli się twardo i krótko. Znał pokonanego, siedział na przeciwko niego w sali biesiadnej. Kiwnął głową, oddając jego mu honor, po czym poszedł przygotować się na ostatnie starcie.

Jego ostatni przeciwnik miał równie zabudowaną zbroję co on, Ulryk nie miał więc pojęcia, z kim przyjdzie mu się mierzyć. Kiedy i ten wygrał, stało się dla wszystkich jasne, że ostatnia walka będzie najciekawsza.

Tłum niemal oszalał z uciechy, widząc dwóch swoich faworytów na jednym ringu. Obaj byli już zmęczeni poprzednimi walkami, jednak siłą woli zwycięstwa nie odstawali ani na chwilę od momentu pierwszego pojedynku.

Tylko jeden, wiedząc, przed kim stoi, zdawał się otumaniony. Zanim jego umysł znów skupił się jedynie w mięśniach, precyzji ruchów, sile uderzeń, musiał zapomnieć, że oto przed nim stoi prawdopodobnie najlepszy wojownik krzyżacki swojego pokolenia.

Słońce świeciło w zenicie, w upale lipcowego dnia, kiedy stanęli przeciwko sobie, gotowi do ataku.

Wydano komendę. Pierwszy zaatakował Jogaiła, wydając z siebie dziki okrzyk. Ulrich zablokował szybkim ruchem jego cios, szykując się do własnego, jednak i ten przewidział taki obrót spraw, odsunął się, a miecz Niemca spotkał się z powietrzem.

Obaj rozpłomienieni, w ferworze walki, szukali słabego punktu przeciwnika.

Jogaiła miał tę przewagę, że znał niemal każdą sekwencję ruchów Ulricha na pamięć. Przez godziny obserwowania jego blokad i odpowiedzi na każde uderzenie, przygotowany był niemal na każdy rodzaj jego ciosu. Zadając własny, planował następny, spotykając się ze spodziewanym atakiem ze strony płomiennowłosego wojownika.

I to właśnie w walce bezpośredniej owa płynność, owy artyzm jego ruchów wydał się Litwinowi zniewalający, uderzył w niego ze zdwojoną siłą. Teraz dopiero zrozumiał, co znaczy tańczyć ze śmiercią.

***

Ulrich był zdziwiony, że każdy cios jest z chirurgiczną dokładnością przewidziany, niemal jakby jego przeciwnik zbiegał się z nim w toku myślenia i był w stanie wywróżyć jego kolejny ruch. Co ciekawsze, nawet próbując zaskoczyć go nie zdobywał przewagi.

Cóż za diabeł, skopiował jego rozum, znał jego sekwencje na pamięć! Jakim cudem?

Żeby zaskoczyć jego, musiał zaskoczyć samego siebie.

W pewnej chwili zaczął polegać wyłącznie na swoim instynkcie wojennym, czego prawie nigdy nie robił, przestał planować kolejny atak i pozwolił drugiemu poprowadzić tę walkę.

Ten dobrze się spisywał, chociaż zatracił się w poczuciu, że teraz to on wiedzie prym tego starcia.

Jakie ogromne było więc jego zaskoczenie, kiedy nieznanym mu dotąd ruchem oszołomiony został uderzeniem w bok i tracąc oddech, zanim zdążył odpowiedzieć, poczuł, jak traci równowagę, podcięty bolesnym uderzeniem w nagolenniki.

Padł twarzą w uschłą, piaszczystą ziemię z metalicznym gruchotem.

W głowie mu zawirowało, na moment stracił orientację w rzeczywistości. Wchłonął w ziemię, do jej wnętrza jak woda, przytłoczony bólem fizycznym, zmęczeniem i uczuciem porażki. Czuł, jak jego atomy rozpływają się pośród niemiłosiernego upału, po czym skroplił się znowu, otwierając szeroko oczy.

Przypomniał sobie, z kim się mierzył.

Z kim w walce nie mógł się mierzyć, nie mógł się równać. Ognisty wojownik był niezwyciężony.

Na dobre odzyskał przytomność dopiero w namiocie kadetów, ocucany świdrującą wonią ziół tuż pod jego nosem. Zachłysnął się powietrzem, kaszlnął i zaczął wracać do siebie.

Jak się cieszył, że przynajmniej nie ma na sobie tej duszącej, ciężkiej, rozgrzanej słońcem zbroi i tego przeklętego hełmu!

Nie tylko on tutaj odpoczywał, znajdowało się tu także wielu innych młodzieńców, przeklinających swoje błędy w walkach po niemiecku, francusku, polsku, włosku.

Po chwili zobaczyli, że nieznajomy obudził się i zalali go falą pytań, kim jest, skąd pochodzi, chociaż nie musiał im odpowiadać, bo znali go z twarzy. Gratulowano mu także umiejętności.

On podniósł się i odpowiadał po niemiecku, bo tylko tym językiem biegle mówił. Przyjął na siebie kolejne pochwały i zapewnienia, że i tak nie miał szans z Jungingenem, bo on po prostu jest, był i będzie najlepszy.

Prawdziwy niemiecki Mars, mówili o nim przybysze z okolic Państwa Kościelnego. Germański bóg wojny. Święty Jerzy, ba, Archanioł Michał stąpający po ziemi. Predestynowany do walki. Zdawałoby się, odmienny od wszystkich zwykłych wojowników.

W istocie Jogaiła czuł, że nie mógł z nim wygrać. I że jest on wyjątkowy, inny od wszystkich ludzi, których w życiu spotkał.


Tłum giermków zostawił go wreszcie, pozwalając mu wreszcie przebrać się i zostać z myślami sam na sam.

Zaczął więc opatrywać sobie sam podarte ręce, potłuczone golenie. Jego ojciec wpadnie w szał, widząc go w takim stanie. Oraz na wieść, że jednak nie wygrał. Tak to może nawet przedstawiłby zwycięstwo syna na jednej z uczt, rozpływając się z dumy. Chociaż to była dosyć nierealna wizja, nie zdarzało się prawie, żeby Olgierd doceniał szczerze którekolwiek ze swoich dzieci.

Cóż, Jogaiła może i był zdaniem ojca najwybitniejszy z rodzeństwa, ale wciąż nie doskakiwał do wysokiej poprzeczki jego wymagań. On i tak był uprzywilejowany, nie powinien narzekać.

-Nie uścisnąłem ci dłoni po walce. Byłeś nieprzytomny - nieznajomy głos rozdarł ciszę zastygłą w namiocie.

Jogaiła przez sekundę sparaliżowany był zaskoczeniem. Nie sądził, że ten przyjdzie się nad nim politować.

Przybysz zaś, również zszokowany wrósł w ziemię, nie mogąc nic więcej powiedzieć. Przeciwnik siedział do niego tyłem, ale on wszędzie rozpoznałby te dumnie wyprężone ramiona, te kaskady brunatnych włosów.

Oto pokonał samego Jogaiłę Olgierdowicza.

Oto litował się nad nim sam Jungingen.

Nie był godzien jego uwagi, a pokonał go w pojedynku.

Był zbyt dumny, próbując dorównać takiemu wojownikowi.

Kim był, żeby z nim rozmawiać?

Jogaiła odwrócił się do Jungingena powolnym ruchem. Obaj w tym momencie czuli się niegodni tego spotkania. Może dlatego właśnie byli sobie równi.

Ulrich był odważny tylko czując u boku ciężar miecza. Teraz był go pozbawiony, nie miał ani zbroi, ani tarczy, rzucił się do ucieczki, przebiegł pola, lasy, przekroczył rzeki, morza, byle jak najdalej od człowieka, któremu winien paść do stóp.

Nie mógł poruszyć choćby palcem u nogi, zdjęty przerażeniem. Anielskie siwe oczy skupiły się na nikim innym jak na jego osobie. Na jego oczach. Poczuł, jak serce ciężkimi uderzeniami tłoczy płomień prosto na jego policzki.

Jogaiła miał w sobie więcej śmiałości, zwłaszcza teraz, popchnięty charakterystyczną nieokrzesaną radością. Odetchnął głębiej.

-Gratuluję ci wygranej. Słusznie mówią, jesteś niesamowitym wojownikiem. Niechaj truchleją, niech modlą się o litość ci, którym przyjdzie z tobą walczyć na śmierć i życie.

Wstał i ukłonił się Jungingenowi kiwnięciem głową, w taki sposób, jak on robił to po każdej walce.

Gardło Ulryka ścisnęła niewidzialna dłoń. Nie mógł wprawić maszynerii własnej krtani do posłuszeństwa.

Jogaiła podszedł do niego, a on wciąż nie był w stanie ruszyć się, oszołomiony, zastygły. Czy to jawa, czy jednak rzeczywistość?

Dlaczego akurat z nim się zmierzył? Dlaczego w ogóle znalazł się w tych zawodach? To był przypadek, czy to z góry było ukartowane?...

-Zdradzisz mi godność wielkiego zwycięzcy?

Zobaczył wyciągniętą ku sobie dłoń. To był moment gwałtownego otrzeźwienia.

-Ulrich von Jungingen, syn Jana von Jungingena.

Jego brudna, zgrubiała od trzymania miecza ręka spotkała się z delikatną z zewnątrz, silną w uścisku dłonią Jogaiły, ociekającą wątłą strużką krwi.

Siwe oczy błysnęły niczym światło słoneczne odbite w wypolerowanym ostrzu.

- To był zaszczyt, walczyć z tobą, synu Wielkiego Księcia.

Tylko na tyle się zdobył.

Anielskość poganina zstąpiła na ziemię i oswoiła ze sobą przestarszonego Ulryka. Może i Konrad miał rację, bo w jednej chwili wydał mu się bardziej ludzki, bardziej podobny do siebie niż brat własnej krwi.

W tym samym momencie Jogaiła zachwiał się na nogach, łapiąc w ostatniej chwili równowagę, chociaż Ulrich instynktownie drgnął, by go złapać.

-To przez to ostatnie uderzenie...

-Nie chciałem tak mocno wycelować, Wasza Wysokość.

Jogaiła spojrzał na niego zdziwiony. Ten tytuł źle brzmiał w bladych ustach zwycięzcy. Obco, niczym w jakimś egzotycznym języku.

-Proszę, nie mów do mnie po tytule. Jestem Jogaiła. Tylko Jogaiła.

Ależ on wdeptywał swój pozaziemski majestat metalową ostrogą w brudny grunt! Profanował własną osobę. Czy to zgodne z prawem wszechświata?

Stał się tym Ulrichowi jeszcze bliższy i jeszcze bardziej znajomy, malejąc do jego drobności.

-Więc wybacz mi tę brutalność, Jogaiło.

Ten uśmiechnął się swoim szczerym uśmiechem, z dołeczkami w gładkich, zbrudzonych pod hełmem policzkach.

Odwrócił się i odszedł w głąb namiotu, zostawiając Ulryka, stojącego wciąż w bezruchu. Zastanawiał się chwilę, czy to znak, że ma odejść, w końcu ruszył do wyjścia.

Na szczęk metalu Litwin odezwał się po raz ostatni, skupiając resztki swojej wrodzonej śmiałości w pytaniu, do którego dążył przez całą tę rozmowę.

-A czy niezwyciężony Ulrich zechciał by zdradzić mi tajemnicę swojego zwycięstwa?

Continue Reading

You'll Also Like

60.4K 4.5K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
60.7K 3K 28
Harry jak zwykle wpada w kłopoty w pierwszym tygodniu szkoły na swoim pierwszym roku w Hogwarcie. Przez swoją nieuwagę wpada rozpędzony na Mistrza El...
21.8K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
92.2K 3.2K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...