Godzina wojny

50 7 5
                                    

Negocjacje się nie udały. Kto by się spodziewał.

Ani król, ani wielki mistrz nie mogli myśleć trzeźwo. Każdy skupiał się na tym, by nie podnieść na siebie wzroku, chociaż siedzieli naprzeciw siebie.

Wszyscy wokół czuli, niczym w chmurze burzowej, jak rośnie między nimi napięcie. Teraz już realne, fizyczne, twarzą w twarz (zdawałoby się), widać niemal było, jak trawi ich gorączka emocjonalna, chociaż wszyscy myśleli, że wywołana jest w istocie burzliwymi losami swoich państw, zawieszonych na włosku.

Rzucali sobie zdawkowe zdania z najbardziej jak się dało okrojoną ilością słów. Robili to niechętnie.

Nigdy nie byli dobrzy w słowach. Teraz nie mogli odnaleźć wspólnego toku myślenia, lata separacji działały na ich niekorzyść. To tylko pogłębiało konflikt.

Rozdarcie nigdy nie służy żadnej ze stron.

Byli od siebie tak dalecy, że aż dziw, że długość stołu między nimi wynosiła parę metrów, a nie parę lat świetlnych.

Warunki były jasne. Jeszcze jeden najazd na Litwę, a Jagiełło wypowiada wojnę i nie ręczy za swoją rozhukaną armię, tak pragnącą krzyżackiej krwi na swoich mieczach.

Negocjacje się nie udały, bo nie miały prawa się udać. Nić porozumienia nie istniała.



Dyplomaci zaczęli się zbierać do wyjścia i wychodzić z ciężkim skrzypem drzwi.

Tylko władcy nie ruszali się jak zaklęci.

Jagiełło pierwszy podniósł wzrok. Zawsze był śmielszy. W wątłym świetle jego oczy wyglądały, jakby były ciemne. Patrzył wzrokiem zbitego psa. Nie chciał wojny? Przepraszał?

Ulrich podłapał jego spojrzenie. Nieistniejąca ręka uderzyła go w twarz. Przestraszył się. Cały jego upór jakby się rozkruszył na tą wątłą chwilę skrzyżowanych spojrzeń. Czy on naprawdę myślał o tym, żeby go zabić?

Mieli nadzieję, że któryś z nich rozwieje tą ciszę. Nie było w sali nikogo poza nimi.

Jednak dalej się nie odzywali. Nigdy nie byli dobrzy w słowach.

Naprawdę o tym myślał. Przypomniał sobie o wszystkim, odtworzył cały żal.

Ktoś wszedł, wołając króla. Władysław ciężko odetchnął i wyszedł.

Znowu nic nie zrobił.

Znowu go zostawił.

Ulrich czekał parę minut, po czym jego twarz pokryły mokre ślady łez, niknąc w kłębach jego brody.

Chyba jednak jeszcze żył, wciąż umierał.

***

Jeśli teraz zaatakowałby Litwę, Jagiełło wyzywająco rzuciłby mu polską rękawicę. Ulrich nie zamierzał na to czekać, nie zamierzał już się z nim bawić. Wypowiedział mu wojnę jako pierwszy. Zaatakował Polskę.

Chciał się z nim zmierzyć. Miał nadzieję, że zginie któryś z nich, uwalniając go od tego koszmaru, w którym musiał egzystować. Raz na zawsze.

Jagiełło przyjął wyzwanie. Ręka wyciągnięta na zgodę została odtrącona. Chciał to naprawić, Ulrich mu nie dawał. Dobrze. Chciał wojny, będzie ją miał.



Decyzja była zupełnie podjęta w afekcie, po obu stronach. Żaden z krajów w roku 1409 nie był gotowy na poważną wyprawę zbrojną. Wojna ciągnęła się przez rok bez większych rezultatów. Do czerwca 1410 zawieszono broń, jednak oczywiście była to jedynie cisza przed burzą.

surdus resonare | JungiełłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz