𝓦𝔂𝓼𝓹𝔂 𝓜𝓰𝓵𝓲𝓼𝓽𝓮 - O...

By zuziatonieja

997 47 390

[ZAWIESZONE] Mieszkańcy wysp od dłuższego czasu mogli spać spokojnie, bowiem konflikt dotyczący władania Wys... More

1.
2.
3.
4.
5.
7.
8.
9.

6.

54 4 26
By zuziatonieja

Jude Duarte prezentowała się wspaniale w szkarłatnej sukni, opinającej ciasno jej ciało i podkreślającej łagodne krągłości figury kobiety. Przybranie koloru władzy było pewnego rodzaju arogancją ze strony królowej, czerwień przeznaczona została dla władców, czy w tym przypadku organizatorów. Ona jednak nigdy nie dostosowywała się, do powszechnie panujących zasad. Ona pisała je na nowo — przeszło Dębowi przez myśl.

Nic więc dziwnego, że kiedy podeszła do niego i ułożyła mu dłoń na ramieniu, to odprowadziło ją kilka spojrzeń. Głównie mieszkańców Wyspy Wulkanicznej.

— Chcesz mnie zganić za podpieranie ściany przez cały wieczór i uciekanie za każdym razem, gdy ktoś się do mnie zbliży? — zapytał chłopak na jednym wydechu. Zwykle po takich słowach siostra dawała mu krótką reprymendę i udawało mu się uniknąć litanii o wszystkich jego życiowych niepowodzeniach.

Jednak tym razem zmarszczyła jedynie brwi.

— Co? Nie, chciałam zapytać, czy widziałeś gdzieś mojego małżonka. Wraz z nim przepadła butelka szampana — nie zdążył odpowiedzieć, bowiem nagle zza roku wyszedł Cardan, ramię w ramię (a raczej ramię z biodrem) z czerwonym na twarzy krasnoludem. Ten pierwszy ukrywał coś w rękawie satynowej marynarki, a drugi chichotał co kilka sekund. — Nieważne. Ten dureń nigdy się niczego nie nauczy.

Pokiwał głową. Nie wypadało mu obrażać władcy Elfhalmu, chociaż byli spokrewnieni. Często w ostatniej chwili gryzł się w język. Postanowił wycofać się z pola widzenia Jude, nim ta naprawdę postanowi go zganić za nieuczestniczenie w zabawie. Okazała się jednak szybsza.

— Wyrzuty sumienia kazały ci przypomnieć mi o ukaraniu ciebie?

— Bez wątpienia brzmi to o wiele lepiej niż prawdziwa wersja wydarzeń — przyznał. Tak bardzo żałował, że nie potrafił po prostu skłamać! Przekleństwo wszystkich elfów: żaden z nich nie mógł kłamać. Gdy jednak się na to kusili, napotykali coś w rodzaju bariery, gula rosła w ich gardle i żadne słowa nie wychodziły im z ust.

— Dąb, braciszku, dobrze znam prawdę. Sądziłeś, że podaruje Ci kary, jeżeli sam się o nią upomnisz. Sprytne, ale oszukałbyś tym najwyżej tamtego durnia — skinęła głową w kierunku Cardana, który tym razem przystawił się do mężczyzny z brodą sięgającą niemal pasa. Oboje rozmawiali z pasją i obustronnym zaangażowaniem.

Żartobliwa uwaga przeszła chłopakowi przez myśl — Najwyższy Król wyglądał na bardziej z nim zżytego, niż ze swoją żoną. Ci drudzy nie okazywali sobie zbyt często czułości, nie licząc tych wszystkich pocałunków inicjowanych przez Cardana po większej ilości alkoholu.

Żadne gesty ani nie słowa nigdy nie oddałyby w pełni uczucia, którym darzyła się ta dwójka. Żadne bukiety, żadne pierścionki, sukienki, żadne prezenty nie równały się ze spojrzeniem, jakim potrafili siebie nawzajem obdarzyć. Pełnym przywiązania, zaufania. Miłości.

Śmiem wątpić — mruknął w końcu, przypominając sobie, jak szwagier przyłapał go, podsłuchującego obrady Wiecznej Rady.

Jude machnęła na niego ręką. Zbliżali się do jadalni, gdzie mieli przedyskutować kilka kwestii związanych z nagłymi zmianami na Wyspie Wulkanicznej. Towarzyszący królowi Elfhalmu mężczyzna nagle się otrząsnął i z poważną miną otworzył przed nimi wrota. Wszyscy zbili się w jedną grupę, aby zmieścić się w drzwiach, co dało im jeszcze moment na dokończenie rozmowy.

— Nie gniewasz się na mnie? — zapytał chłopak.

— Dlaczego miałabym się gniewać? Ta impreza była tak nudna, przysięgam na bogów, z całych sił powstrzymywałam się przed wyjściem — odparła, a wesoły ton odmłodził ją o kilka lat. Ciałem byli rówieśnikami, ponieważ żaden człowiek w krainie elfów się nie starzał. — Poza tym zatańczyłeś z księżniczką i nie doprowadziłeś jej do płaczu. Jestem dumna, braciszku.

— To płaczu jeszcze żadnej nie doprowadziłem! Co najwyżej do bardzo, bardzo silnego gniewu. Chwila, jak to księżniczką?

— Co: jak to księżniczką? — siostra popatrzyła na niego niezrozumiale.

— Ellieaine nie jest królową?

— Nie. Jeszcze nie. Panuje tutaj taki zwyczaj, że koronacja nowego władcy może nastąpić dopiero w rocznicę śmierci poprzedniego — wyjaśniła. — Na mnie czas. Pilnuj, żeby Justin nikogo znowu nie otruł.

I odeszła, żeby zająć miejsce obok Cardana po przeciwnej stronie stołu. Pomieszczenie nie było zbyt szerokie, nadrabiało za to długością. Sufit zamiast jednego dużego żyrandolu posiadał kilka mniejszych o kulistej budowie, świecących pomarańczowym światłem. Wyglądały jak małe słońca. Tak naprawdę jedynymi meblami były tam dwa tuziny krzeseł, otaczające ten olbrzymi stół. Przy jego pierwszej połowie zasiedli ważniejsi goście, jak rodzina Dęba, jakiś łysy człowiek (wyglądający, jakby szykował się na mocne oberwanie po twarzy), młody chłopak o nieobecnym spojrzeniu i ciemnej skórze, Ellieaine oraz jej ciotka. Na samym końcu dołączył do niej ten brodacz, nazwany przez kogoś Kingsleyem.

Książe Elfhalmu usadowił się na pierwszym lepszym miejscu, naprzeciwko Ellieaine i Justina. Obok niego zasiadł natomiast ten ciemnoskóry chłopak. Siedział wyprostowany, nie wyglądając przy tym jak tyczka. Bił od niego dystans do otaczającego go świata, jakby w każdej chwili mógł wstać i oddzielić się od wszystkich żelazną zasłoną. Dąb momentalnie ściągnął łopatki, chcąc dorównać mu, choć w małym stopniu. Na jego nieszczęście, kiedy starał się zgrywać poważnego, przypominał raczej kozę z zapaleniem odbytu.

Służba weszła do środka, ustawiając parujące dania na stole, miły zapach uderzył w nozdrza chłopaka. Spojrzał na złocistego kurczaka, czując, jak burczy mu w żołądku, a wtedy ten został pochwycony przez dużą dłoń z owłosionymi palcami. Krasnolud pochwycił kawał mięsa i wpakował go sobie do ust, nie nakładając go wcześniej na talerz. Praktyczne.

— Zgromadzeni — Estrella ściągnęła na siebie uwagę, jej głos brzmiał mocno i stanowczo. Ciężko było stwierdzić, czy wzmacniała go za pomocą magii. W powietrzu nie zawisła bowiem żadna aura. — Jedzcie, pijcie i bawcie się, lecz nie zapominajcie o prawdziwym celu spotkania. Mamy do przedyskutowania kilka ważnych kwestii.

— Spokojnie, ognis...ognisko...ognistowłosa...! — przerwał jej mocno już podpity krasnolud. Dąb prawie przewrócił oczami. Przypominali mu mieszkańców Elfhalmu swoim brakiem umiaru w piciu.

— Pohamuj się, a najlepiej nic już nie mów — wtrącił kolejny, prawdopodobnie wyżej postawiony. Na Wyspie Krasnoludów nie panowały żadne żelazne zasady, nie posiadali rządu ani armii. Ich dowódcę można było poznać po fantazyjnie zaplecionej brodzie. Czarne włosy układały się w trzy grube warkocze. Liczba pleceń zmniejszała się wraz ze statusem społecznym danego krasnoluda. — Przepraszam za niego. Trochę się schlał.

Siedzący naprzeciwko kuzyn parsknął śmiechem.

Estrella nie skomentowała tego ani słowem, posłała mu jedynie jedno z tych swoich przeszywających spojrzeń, od których nawet Dąb dostawał dreszczy. Podejrzewał, iż to właśnie ona sprawowała realną władzę na Wyspie Wulkanicznej. Sama jej postawa krzyczała, że ta kobieta jest wręcz stworzona do wydawania rozkazów. Ulepiona z powagi, zrodzona z zimności.

— O jakich ważnych kwestiach mowa? — wciął się łysy mężczyzna.

— Poruszę je, kiedy uczta dobiegnie końca, Jegorze.

— Wolałbym, aby stało się to teraz — uśmiechał się, pokazując swoje ubytki w uzębieniu. Nie sprawiał wrażenia sympatycznego. — Mój czas jest jak waluta, zwykłem go wysoko cenić. Nie zamierzam marnować go, na czekanie aż prymitywna część tego zgromadzenia skończy się nasilać.

— Nie bój żaby! Zdążymy. Napij się! — jakiś Krasnolud wlał mu do kielicha trochę bursztynowej cieczy. Pewnie nie zrozumiał, że sam zalicza się do prymitywnej części zgromadzenia.

Tamten nie odtrącił szklanki, ale także się nie napił. Spojrzał na alkohol z lekkim obrzydzeniem i kiwnął głową w niemym podziękowaniu.

Chce wiedzieć, co z Wyspą Śmierci.

Po tych słowach zapadła chwila ciszy. Dotychczas nieobecny Dąb przerwał skubanie kciuka i przeklinając w myślach, że znowu się zamyślił. Zauważył, że nawet siedząca naprzeciwko Ellieaine uniosła głowę. Chwilę jej nieuwagi wykorzystał sąsiadujący z nią Justin. Dłoń chłopca mignęła nad jej szklanką.

— A co ma z nią być? — spytała Estrella.

Dąb zdrętwiał, wbijając intensywne spojrzenie w swojego kuzyna. Kiedy ten pochwycił jego wzrok, książę przeciągnął palcem po szyi, sygnalizując coś zupełnie oczywistego. Jest już martwy.

Na jego nieszczęście zauważyła to rudowłosa dziewczyna i zmarszczyła lekko czoło. Wyglądało to trochę tak, jakby kierował gest w jej stronę. Zreflektował się natychmiast i spróbował się do niej uśmiechnąć, lecz ta ponownie straciła zainteresowanie jego osobą. Wróciła do bezwstydnego wpatrywania się w każdą osobę z osobna z jak zwykle nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Księżniczka Wyspy Wulkanicznej wydawała mu się bardziej niż zagadkowa. Duże oczy nadawały jej wyglądu kogoś niewinnego, nieznającego świata i niegotowego na przeciwności losu. Ich lodowaty, zielony kolor z kolei podsycał tkwiący w nich ogień potęgi. Zastanawiał się, kim jest naprawdę. Pełną współczucia i troski nastolatką, pragnącą dobra dla swojego ludu, czy może dziewczyną o nieopisanych ambicjach, bezwzględną, dla której liczy się tytlko władza.

— Nie zgrywaj głupiej — warknął Jegor. — Chcecie ją zająć, czy nie?

— Czy chcą, czy nie, nie zrobią tego. Nikt nie położy łapsk na Wyspie Śmierci, a szczególnie nie ty, Nadaremko — do dyskusji wciął się kolejny głos.

W wejściu pojawiła się niska kobieta o twarzy pokrytej zmarszczkami. Prezentowała się elegancko, w białym stroju o szpiczastych rękawach i szerokich nogawkach spodni. Zrobiła kilka pewnych kroków do przodu, za nią podążyła czwórka uzbrojonych strażników.

— Nie wnosi się broni do sali obrad — powiedział ten mężczyzna z długą brodą, Kingsley. — To nigdy nie kończy się dobrze.

Dąb wzdrygnął się, gdy siedzący obok niego ciemnoskóry chłopak parsknął śmiechem. Dotychczas milczał, patrząc na wszystko pełnym pogardy wzrokiem. Jak gdyby próbował sprawić, żebyśmy wszyscy zniknęli i dali mu spokój — pomyślał chłopak.

— Nie zamierzam narażać się na niebezpieczeństwo, moja straż zostaje, albo ja wychodzę.

— W takim razie droga wolna — powiedział Jegor.

— I krzyżyk na drogę! — dodał jakiś Krasnolud.

Okej, nowo przybyła definitywnie nie jest darzona sympatią.

Jude Duarte odchrząknęła, ściągając na siebie uwagę.

— Czy ktoś mógłby wprowadzić nas w sytuację? Pochodzimy z daleka, nie znamy tutejszych... zatargów.

— Oczywiście — przyznała jej rację Estrella. — Hiacynta jest władczynią Wyspy Plonów. Szczerze nie spodziewałam się jej przybycia — pstryknęła palcami, a przy stole pojawiło się dodatkowe nakrycie. — Straż może poczekaj na zewnątrz.

— Straż zostaje tutaj. I owszem, nie miałam w planach zaszczycać was moją obecnością, dopóki nie dowiedziałam się o obecności Jegora. Wiecie, do czego okazją są takie zgromadzenia?

Nikt nie odpowiedział.

— Do snucia niecnych planów i spisków!

— Kimkolwiek jesteś, jak śmiesz przerywać pokojową rozmowę, wkraczając tutaj z bronią i zarzucając nam spiskowanie? — zapytała Jude. Dąb uśmiechnął się delikatnie. Dawno nie widział swojej siostry w akcji. Zauważył, że jej mąż nagle się uruchomił. Pojedynki Najwyższej Królowej były na wagę złota. Nie ważne, czy rozgrywane siłowo, czy słownie.

— Proponuję zacząć się przyzwyczajać do tego, że Hiacynta wszędzie widzi noże, gotowe wbić się w jej stare plecy.

— Mam swoje powody! Mojego męża brutalnie zamordowała osoba dokładnie z tej wyspy! — krzyknęła rozgoryczonym tonem, uderzając pięścią o stół.

— Twoje paranoiczne domysły nie są żadnym dowodem!

Spiorunowali się z Jegorem wzrokiem. Toczyli cichą wojnę, której przyczyną była przeszłość, a skutkiem miała stać się przyszłość.

Dąb rozprostował palce, które dotychczas zaciskał na krawędzi krzesła. Odwołał wszystko, co sądził o tym dniu. Nie okazał się aż tak nudny, jak przypuszczał. Będzie miał dużo do opowiedzenia swojej przyjaciółce, która zawsze zmuszała go do streszczania ze szczegółami przebiegu podobnych spotkań. Zauważył, że nie tylko on obserwował wszystko z zapartym tchem.

Justin utknął z widelcem w połowie drogi do uchylonych ust. Krasnoludy połowicznie przestały pić. Połowicznie, ponieważ wciąż to robili, jednak trochę przyhamowały z ilością i przestały głośno siorbać. Nie wyglądali jednak na przejętych. Widocznie przywykli do tego typu kłótni.

Siedzący tuż obok chłopak, dotychczas zmieniający swoją pozycję, oddychający, robiący wszystko, co robi każdy inny żywy człowiek, teraz siedział nieruchomo niczym głaz. I to nie w nawiązaniu do jego umięśnionego ciała. Znieruchomiał, kiedy tylko Nadaremko podniósł głos.

Natomiast Ellieaine obserwowała wszystko z charakterystycznym dla niej zaciekawieniem. Chłopak przypuszczał, że gdyby położono przed nią patyka, ta wciąż patrzyłaby na niego ze swoją zadumaną miną myśliciela.

Dziewczyna sięgnęła po puchar. Dąb zdążył już zapomnieć, dlatego jego reakcja została opóźniona.

— Nie...! — spóźnił się o sekundę, księżniczka już zaczerpnęła łyka płynu, którym chwilę później się zakrztusiła. Padły na nią spojrzenia wszystkich obecnych.

Kiedy skończyła kaszleć, na stół upadł paskudny karaluch. Justin zakrywał dłonią swój szeroki uśmiech. Ellieaine spojrzała na robaka niewzruszona, po czym na ciotkę, jak gdyby ta miała jej doradzić, jak powinna zareagować. Królewska etykieta nie zawierała takiego podpunktu.

— Teraz zagadka, czy to nieudana próba zamachu, czy ktoś sobie jajca robi — zażartował jeden z Krasnoludów.

— By było o czym opowiadać, gdyby księżniczka umarła zaduszona przez karalucha — dodał drugi.

— Spokojnie, księżniczko, już lecę na ratunek! — ogłosił trzeci, zabierając truchło sprzed jej nosa i wyrzucając za siebie. — Podziękujesz całusem?

Rudowłosa przechyliła głowę z niesmakiem, ale się nie odsunęła. Dąb, słysząc to, wydął wargi z obrzydzeniem i byłby coś powiedział, gdyby nagle z nosa istoty nie trysnęła krew. Fontanna czerwonej cieczy, na której widok chłopak otworzył z wrażenia oczy.

Incydent uległ zapomnieniu z powodu dojrzałego zachowania reszty, która jakby nigdy nic rzucała w siebie nawzajem karaluchem, zaśmiewając się z tego, jak z najlepszego sucharu. Skończyło się, kiedy robak zawisł w powietrzu tuż nad twarzą Estrelli. Trudno stwierdzić, jak bardzo się wściekła, gdyż jej twarz nigdy nie okazywała żadnych emocji.

— Dosyć.

Jedno wypowiedziane przez nią słowo doprowadziło do porządku całą salę. Dąb spojrzał na twarz władczyni Wyspy Plonów i dostrzegł na niej jakieś poruszenie. Cała pobladła, wyostrzyły się jej źrenice, panowała w nich furia.

— A więc to tak wygląda nasza gwiazdeczka — cmoknęła, patrząc nienawistnym wzrokiem na Ellieaine. — Było o tobie głośno ostatnimi czasy. Pojawienie się córki wielkiego Leopolda Vulcanare i jego uroczej małżonki. Morderczyni.

Rozległy się oburzone okrzyki, ale chyba nikt nie spodziewał się, że najostrzej zaatakuje Jegor. Trzasnął dłonią o stół, aż czekający przy wejściu strażnicy poruszyli się niespokojnie, bojąc się o bezpieczeństwo Hiacynty.

— Zostaw to niewinne dziewczę w spokoju! Nikt nigdy nie udowodnił, że Patricia zamordowała Asnera. W świetle prawa, jako jego żona, jesteś bardziej podejrzana, niż ktokolwiek inny kiedykolwiek będzie!

Kobieta wydobyła z siebie zduszony okrzyk pełen oburzenia. Gwałtownie się uniosła i szybkim krokiem udała się do wyjścia. Przedtem obróciła się i zmierzyła wszystkim spojrzeniem aż klejącym się od wściekłości.

— Żadne z was, nigdy, ale to przenigdy nie dostanie na własność Wyspy Śmierci! Co więcej, jeżeli tylko się dowiem, że ty, Jegorze, coś za często gościsz sobie na Wyspie Wulkanicznej, bądź na odwrót, to od razu podejmę radykalne kroki. Nim się obejrzyj, moje wojsko zapuka do twoich drzwi, udaremniając cały spisek!

I opuściła pomieszczenie, żołnierze ruszyli za nią zgodnie. Nikt nic nie mówił przed następną minutę, jedynym dźwiękiem było ciche dyszenie króla Wyspy Czelskiej.

— Czy ktoś może nam w ogóle wyjaśnić, czym jest ta cała Wyspa Śmierci? — dotychczas nieudzielający się Cardan, zadał pytanie, które tkwiło w młodym księciu od początku zebrania.

— Potęgą — szepnął jakiś mężczyzna.

— A może jakaś bardziej wyczerpująca odpowiedź? — zapytał ponownie król Elfhalmu, z nutą ironii w głosie. 

— Nie mówi się o tym nagłos, ale... — zaczął Kingsley i skierowały się na niego wszystkie rządne odpowiedzi spojrzenia, należące głównie do nietamtejszych, w tym Dęba. — ...to miejsce zamieni kraj, któremu zostanie podporządkowane w światowego lidera. Trudno się tam dostać, ale tamtejsze bogactwa wciąż ściągają coraz to nowych ochotników. Wszyscy chcą Wyspy Śmierci.

Cardan zmarszczył brwi, jego mina zdradziła coś, czego nie powiedział na głos. Spieracie się tak o jakąś głupią wyspę?

Zrozumienie pojawiło się natomiast na twarzy Jude. Otworzyła usta, lecz nie wydobyło się z nich żadne słowo. Pokiwała głową sama do siebie i już było wiadome, że połączyła wszystkie fakty w całość.

Dębowi zajęło to dłuższą chwilę, jednak gdy mu się udało, otworzył usta ze zdumieniem. Przypomniał sobie rozmowę z Cardanem, która wydarzyła się wcale nie tak dawno temu. Mówił on o tym, jak poprzedni król i jego ojciec poszedł układ z Wyspą Wulkaniczną. Nikt nie wiedział, dlaczego się na niego zdecydował, a jego istnienie wyszło na jaw tej nocy, kiedy Ellieaine nieformalnie przejęła władzę. Najwyższy Król nie wiedział wtedy, co było przedmiotem układu, jakie miały płynąc z niego korzyści. Teraz już wiedział, teraz już wiedzieli.

Eldred Greenbriar za życia także pragnął Wyspy Śmierci.



witam po baaardzo długiej nieobecności. nie miałam zbyt wiele czasu ani ochoty na pisanie, zauważyłam, że tydzień przerwy między rozdziałami to dla mnie za mało. dodatkowo wciąż stresowałam się, że nie zdążę napisać kolejnego na czas. dlatego od teraz rozdziały będą w przypadkowych odstępach czasu, jednak zawszę w czwartek lub piątek!

to już rozdział 6 :0

mimo wszystko mam wrażenie jakby to opowiadanie było mało dynamiczne i niewiele się w nim dzieje. całe szczęście w następnym akcja ruszy do przodu i pojawi się kolejna postać, nic więcej nie powiem.

adios, do nastepnego.

Continue Reading

You'll Also Like

327K 9.8K 105
Daphne Bridgerton might have been the 1813 debutant diamond, but she wasn't the only miss to stand out that season. Behind her was a close second, he...
619K 18.7K 75
Hiraeth - A homesickness for a home to which you cannot return, a home which maybe never was; the nostalgia, the yearning, the grief for the lost pla...
1.1M 38.1K 63
𝐒𝐓𝐀𝐑𝐆𝐈𝐑𝐋 ──── ❝i just wanna see you shine, 'cause i know you are a stargirl!❞ 𝐈𝐍 𝐖𝐇𝐈𝐂𝐇 jude bellingham finally manages to shoot...
667K 33.7K 61
A Story of a cute naughty prince who called himself Mr Taetae got Married to a Handsome yet Cold King Jeon Jungkook. The Union of Two totally differe...