𝓦𝔂𝓼𝓹𝔂 𝓜𝓰𝓵𝓲𝓼𝓽𝓮 - O...

By zuziatonieja

997 47 390

[ZAWIESZONE] Mieszkańcy wysp od dłuższego czasu mogli spać spokojnie, bowiem konflikt dotyczący władania Wys... More

1.
2.
4.
5.
6.
7.
8.
9.

3.

94 3 44
By zuziatonieja

Został zaprowadzony do jednego z najdroższych i najpilniej strzeżonych zakamarków zamku. Winnica Cardana znajdowała się w centralnej części zamku, w podziemiach. Prowadziło do niej wiele sekretnych przejść, między innymi z kuchni, łaźni, oraz królewskich komnat, co doprowadziło do żartów, że wszystkie drogi w Elfhalmie prowadzą do tych pokaźnych zapasów Króla.

Oczywiście wstęp do środka był chroniony masą zabezpieczeń, zakaz wstępu posiadał każdy, komu nie towarzyszył sam Najwyższy Król.

Jeden jedyny strażnik ustąpił im, a drzwi same rozwarły się przed swoim panem, przestronne pomieszczenie, ogarnięte mrokiem. Dopiero po zapaleniu pochodni, oczom Dęba rzuciły się oblegające każdą ścianę półki z alkoholem. Z niedowierzaniem wpatrywał się na różnokolorowe butelki, oznakowane datą, której rok często stanowiła trzycyfrowa liczba.

Na samym środku stał okrągły stolik z wysokimi krzesłami bez oparć. Usadowił się na jednym z nim, czekając w ciszy na reprymendę. Sam nie czuł skruchy, uważał zresztą, że mu, jako księciu, powinna przysługiwać możliwość do uczestniczenia w tych ważnych zebraniach. Za każdym razem zostawał od nich odsunięty, więc aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat świata, w którym żył, pozostawało mu wybierać radykalne środki. Jak podsłuchiwanie wszystkiego za pomocą magii. 

 — Dasz mi teraz reprymendę? — zapytał. — Słuchaj, wiem, że nie powinienem tego robić, ale wyobraź sobie, jak ja się czuje, odsunięty od...

— Co? — spytał wybity z transu Cardan. Wpatrywał się w wino tak tęsknie, jak w największe bóstwo, najpiękniejszą damę, czy w Najwyższą Królową. — A to, nie, nie zamierzam cię karać, nic z tych rzeczy. No, chyba że za to, jak głupio dałeś się złapać. Myślałeś, że na mnie, niesamowicie potężnego, mądrego i sprytnego króla podziała jakiś niskich lotów zaklęcie?

— Tak — przyznał, a koniuszki jego uszu zaczerwieniły się delikatnie.

— I dobrze myślałeś — powiedział brunet, odkorkowując butelkę i sącząc z niej głębokiego łyka, jakby było jakąś tanią nalewką, a nie kilkuset letnim, drogim alkoholem. — Idealne — skomentował. — Magia działa na każdego bez wyjątków. Na neutralnym terenie. To mój i twojej siostry zamek, w obrębie jego murów nie sposób nas oszukać w żaden sposób. Widzimy więcej, niż przeciętny elf.

Chłopak pokiwał głową z niemałym zainteresowaniem, nowo zdobytą wiedzą. Coś wciąż jednak nie dawało mu spokoju.

— Ale dlaczego jesteś dla mnie taki łagodny?

— Chcesz, żebym powiedział Jude?

— Litości, nie! Lecz nie jestem w stanie zrozumieć twojej...litości? Wyrozumiałości?

Król Elfhalmu pstryknął palcami, a na blacie pojawiła się taca z dwoma prostymi kielichami i przekąskami, jak ser, krakersy, czy winogrona. Zastanawiał się nad odpowiedzią, stukając w nią czarnymi paznokciami.

— Taa, nazwijmy to wyrozumiałością. Też kiedyś byłem młody i też podsłuchiwałem starszych — zamilkł tajemniczo, chwytając tacę w dłonie i ruszając ku wyjściu. Oboje wydostali się z winnicy i poczęli maszerować z powrotem w stronę sali. — U mnie skończyło się nocowaniem na dworze w ramach kary. W samym szlafroku. Odmroziłem sobie...dobra nieważne. Uznaj to za dzień dobroci dla niedoświadczonych szpiegów.

 — Nie wiem, czy takich niedoświadczonych — mruknął chłopak. Jego rozmówca prychnął.

— Doskonale wiem, że podsłuchiwałeś nas na prawie każdym spotkaniu, ale postanowiłem to ignorować, z wiadomych powodów.

Nie odzywali się do siebie przez resztę drogi. Dębowi na język same nasuwały się pytania, lecz uparcie je tłumił, nie chcąc wykorzystywać nadszarpniętej cierpliwości szwagra. Jednak kiedy stali już pod złotymi wrotami, nie wytrzymał.

— O czym rozmawialiście na spotkaniu? Seneszal Woodbreak uznał, że ktoś nie dożyje świtu. Jude natomiast powiedziała, że coś odrodziło się z jej przybyciem.

Cardan zatrzymał się gwałtownie, prawie upuszczając jedzenie. Może i jako głowa kraju przewyższał zdolnościami innych elfów, ale wciąż nie potrafił kłamać.

— Nie pytaj o to. To...

— ...z pewnością coś ważnego — przerwał mu. — Inaczej nie opuścilibyście biesiady. Nie oboje — oznajmił to z niecharakterystyczną dla siebie pewnością, która teraz buzowała w jego żyłach tak zaciekle, że zapomniał o swoim upokorzeniu z Adą. Zapewne znalazła sobie innego towarzysza i dobrze się bawiła. Przynajmniej tak się łudził.

— Dobra, i tak się dowiedzą prędzej czy później — westchnął do siebie mężczyzna. Oczy mu spochmurniały, zniknął rozwydrzony miłośnik alkoholu, pojawił się tak szanowany przez lud władca, z krwi i kości. — Wiesz, czym są Wyspy Mgliste? Nie odpowiadaj, wiem, że nie wiesz. Sam nie wiedziałem jeszcze godzinę temu, ale nasz seneszal był tak miły, że streścił mi krótko historię tego miejsca. To pięć wysp, leżąca w miarę blisko siebie, ale chyba nie tak blisko, żeby tworzyły archipelag. W każdym razie na jednej z nich pojawiła się jakaś zaginiona księżniczka, czy los wie kto. Nieźle tym namieszała.

 — Tym, że się pojawiła? — Dąb zmarszczył czoło, nie rozumiejąc zbyt wiele z jego słów. — I o to całe zamieszanie?

— Nie oceniaj zbyt pochopnie całej sprawy. Ten kraj to ruina, chłopie. Rząd padł dziesiątki lat temu, żaden władca nie panuje dłużej nic rok, całkowita rozróba. A zdołała jakoś wtargnąć na koronację i domagać się tronu. Armia przeszła na jej stronę, tak samo, jak większość wysoko urodzonych. Ale lud nie chce jej uznać, ponoć wybuchły bunty. Oraz... — zawahał się na moment. — Odrodziło to jakiś stary pakt, sam o nim nie wiedziałem. Zwie się Prawem Władzy i zawarł go stary Elder, nie informując o tym nikogo.

— Na czym to polega?

— Jak nazwa wskazuje, jest to pewnego rodzaju więź z panującą władczą. Magiczna więź. Elder zawarł sojusz z tym władcą, którego córką okazała się ta księżniczka.

— I sojusz nie zerwał się mimo śmierci ich obojga — domyślił się chłopak. — Odziedziczyłeś go, tak samo, jak odziedziczyła go ta księżniczka.

— Coś w tym stylu. To wiąże Elfhalm z tą Wyspą. Musimy ich wspierać, niezależnie od tego, jakie zamierzają podjąć decyzję. Pojęcia nie mam, co zaoferowali temu staremu zgredowi, że zgodził się na tak niekorzystną współpracę — chciał wejść do środka, gdzie czekała na niego małżonka, lecz ponownie został powstrzymany. 

 — Ale co z tym wszystkim ma wspólnego Dwór Termitów? Wspominaliście o nim...

— Nie mam pojęcia, Dąb — jego ostry ton oznaczał, że zakończył temat. — Mogę już zanieść poczęstunek, swojej żonie? — złapał za klamkę, w ostatniej chwili jednak znów zwrócił się w jego stronę. — Dąb? To nic pewnego, ale myślę...przeczuwam... Przygotuj się, że być może naprawdę będziesz musiał wciąć ślub.

I zostawił go samego jak palec na korytarzu i w plątaninie pytań bez odpowiedzi.

*

Twierdza Vulcanarów tętniła życiem. I nie chodziło tutaj o jej mieszkańców. Sam budynek, stosy drewna i betonu przemienione w prawdziwe dzieło sztuki, wyrażały swoją tęsknotę, uruchamiając pradawne pokłady czarów i wypuszczając ją na zewnątrz. Wyczuwali to jedynie ci naznaczeni magią, ci lepsi...

Pobudziło ją do tego przybycie potomka co prawda martwej, ale najważniejszej kobiety w historii Wyspy Wulkanicznej. Tej, która posiadała bezgraniczne zaufanie ludu. Tej, która ukrywała swoje prawdziwe oblicze, aby nie zostać znienawidzoną. Tej, która tchnęła w te gołe ściany magię, tym samym je ożywiając.

To sprawiło, że Ellie miała sen. Choć brzmi to niemożliwie, to dziewczyna nigdy w życiu nie doświadczyła marzeń sennych. Śniła o Patricii Vulcanare, swojej matce, której obecność wyczuwała twierdza w jej wątłej postaci. Przebudziła się, gwałtownie zasysając powietrze i podrywając do siadu. W pierwszej chwili myślała, że to Estrella próbuje nawiązać z nią telepatyczny kontakt, przez co widzi jej obraz. Estrella nie miała jednak twarzy w kształcie serca, błyszczących ognikach w oczach i twarzy usłanej piegami.

Wstała z łóżka, używając swoich zdolności do natychmiastowego zapalenia świec. Komnata, którą jej przydzielono, zajmowała większy obszar od jej starej chatki, zamieszkiwaną przez nią przez ostatnie szesnaście lat. Mimo to nie czuła się tam dobrze. Ogromne łoże ze stosami poduszek i ciepłą pościelą wcale nie utulało jej do snu lepiej od podartego materaca w chłodnym rogu izby.

Wyszła na korytarz, krążąc wte i we wte, otoczona głuchym milczeniem. Widowiskowa koronacja o niecodziennym zakończeniu wydarzyła się zaledwie kilka godzin wcześniej. Dla Ellieaine było to jak wieczność. Wrażenie to pogłębiały całkowite pustki w zamku.

Dotarła do pomieszczenia zarezerwowanego przez jej ciotkę, czegoś w rodzaju gabinetu. Wyciągnęła rękę, aby pociągnąć za klamkę, lecz napotkała niewidoczną barierę. To uświadomiło jej, że zapomniała zabezpieczyć zaklęciem własnej komnaty, co w jej przypadku uchodziło za skrajnie nieodpowiedzialne. W każdej chwili ktoś mógł spróbować poderżnąć jej gardło, aby nie dopuścić do koronacji.

Zapukała w barierę, która zaraz ustąpiła, pozwalając jej wejść do środka. Wnętrze było osadzone w jednej z wielu wieży, co nadawało mu okrągły kształt. Nie zdradzało, że należy do najważniejszej osoby na wyspie, przy najmniej nie na pierwszy rzut oka. Można to było jednak wywnioskować po ogromnym portrecie jej rodziców, tuż za mahoniowym biurkiem.

— Co cię do mnie sprowadza, dziecko? — zapytała Estrella, choć w jej głosie brzmiała jedynie radość. Tak rzadko widziała ją szczęśliwą, że na jej kark wstąpiła gęsia skórka. — Czyżby poczucie władzy nie pozwala ci spać? — po tych słowach zaśmiała się krótko. — Wejść.

Do środka wkroczył mężczyzna, na którego widok zdziwienie ogarnęło Ellie. To z nim tańczyła i to on koronował, teraz już martwego, Vasyra. Czy to nie sprawiało, że stał po jego stronie, a co za tym idzie, nie był ich wrogiem?

Ten natomiast podszedł do niej wyszczerzony, próbując chwycić jej twarz w dłonie. Zrobiła z przestrachem krok w tył, on postąpił jeden w przód i tak kilkukrotnie, przez co wyglądali, jakby tańczyli. W końcu mu się udało.

— Ty złotko, dumo narodu, rodzice byliby dumni! — w jego oczach błyszczały łzy. — Nie pamiętasz ich, ale ja tak, a Leopold był moim dobrym druhem!

Wciąż trzymał ją w uścisku i nie zwracał uwagi na jej próby wyswobodzenia się.

— Puść dziewczynę, Kingsley.

Natychmiast wykonał rozkaz, wciąż jednak ciesząc się, jak obłąkany. Ellie przeczuwała, że raczej go nie polubi. Spojrzała na ciotkę wzrokiem mówiącym "co on tutaj robi", lecz ta je zignorowała. Nigdy nie była skora do odpowiadania na jej pytania.

— Jestem szczęśliwy, droga Estrello. Wszystko poszło zgodnie z naszym planem! — obrócił się wokół własnej osi, jak szczęśliwe dziecię. Naszym planem?

— Może jeszcze odpraw mi tutaj taniec radości. Kingsley, mów, po co przyszedłeś, albo się wynoś.

Normalna osoba zapewne obruszyłaby się za takie burackie zachowanie, lecz ten tylko zachichotał i przygładził dłońmi długą do pasa brodę.

— Przynoszę nieciekawe wieści, droga Estrello. Na kilku wsiach, szczególnie na północy zaczęły wybuchać bunty. W końcu to istna wylęgarnia Leopoldanów. Co tutaj dużo mówić, sprzeciwiają się władzy dziewczyny, podważają jej kompetencje, wzniecają pożary. Jeden z moich zaufanych ludzi twierdzi, że pojawiają się pierwsze sugestie, co do jej zabicia — opowiadał to z taką lekkością, jakby zapraszał je na niedzielny obiad. Ellie, dotychczas wlepiająca ślepia w obraz rodziców, tym razem koncentrując się na potężnej sylwetce Leopolda, uruchomiła się na dźwięk swojego imienia.

— Przekaż swojemu zaufanemu człowiekowi, aby kontrolował sytuację i składał regularnie raporty. Leopoldanów lepiej trzymać krótko, nigdy nie wiadomo, co strzeli im do tych pustych łbów.

— Czy nie rozsądne byłoby wysłanie tam jakiegoś oddziału? Choćby niewielkiego, aby kontrolował sytuację.

Estrella prychnęła, odchylając się na krześle. Kilka rudych kosmyków umknęło z jej ciasnego koka, opadając na jej alabastrową twarz.

— W życiu nie wysłałabym tam żadnego mojego sprzymierzeńca.
Wiesz, jak trudno było zyskać zaufanie armii, jak niechętnie przyrzekli mi służyć. — "mi", nie "nam". Wykazywała tak wielkie zaangażowanie w stawające na nogi królestwo, że czasem zapominała, iż to Ellie przyjdzie nosić koronę. Dziewczyna nie miała jej tego za złe. Choć od dzieciństwa wkuwała zasady królewskiej etykiety, ćwiczyła fałszywe uśmiechy, w skrócie szykowała się do bycia królową, to i tak nie czuła się pewnie w tej roli. Widząc, jak wiele pracy wykonywała jej ciotka, nawet przed ich przybyciem do twierdzy, wręcz cieszyła się, że nie musi być na jej miejscu. W końcu była młoda, głupia i niedoświadczona. —
Teraz są mniej więcej posłuszni, bo trzymam ich krótko. Jednak zwolennicy Leopolda zaczęliby tak mącić im w głowach, że już jutro mielibyśmy na głowie tabun uzbrojonych buntowników.

Kingsley przyznał jej bezgłośnie rację, zapewnił, że wywiąże się wzorowo z wydanych mu poleceń, uśmiechnął się szarmancko do młodszej z kobiet, po czym opuścił komnatę.

— Coś cię dręczy, dziecino.

Ellie zacisnęła dłonie na rąbku koszuli nocnej. Jej intensywne spojrzenie sprawiało, że traciła całą swoją pewność i wiarę w siebie. Zupełnie, jakby ciotka wysysała z niej to za sprawą czarów. Dlatego nie zdziwiła się, gdy jej głos zabrzmiał słabo, jak u konającego starca.

— Chodzi mi o warunek tego elfa, który wystąpił przeciw nam na koronacji.

— Chodzi ci o to, że masz wziąć ślub, aby zasiąść na tronie? — zapytała z rozbawieniem, choć równie dobrze mogłaby to być pogarda. Estrella, jak nikt inny potrafiła wysyłać sprzeczne sygnały i maskować swoje prawdziwe odczucia.— I to cię tak martwi? Że będziesz musiała wyjść za mąż?

— Mąż mógłby pokrzyżować twoje plany.

— I tak zapewne by było — westchnęła kobieta. Zaraz po tym uśmiechnęła się przebiegle. — Gdybyśmy nie były, jak to nazywa pospólstwo, wiedźmami. Użyjesz kilku magicznych słówek, a on padnie przed tobą na kolana i będzie prosił, abyś zrobiła z nim, cokolwiek zechcesz. Skarżyłaś mi się, jakiś czas temu, że nie masz na kim ćwiczyć zaklęć. A na nim mogłabyś to robić, bez ryzyka wynikającego z Sumienia. W końcu sam pragnąłby, abyś to uczyniła. Wierz mi dziecko, wiem, o czym mówię — niebezpieczny błysk w jej oku, nie pozwalał dziewczynie tego zakwestionować.

Ellie zamyśliła się na moment, bowiem wydało jej się to interesującą ofertą. Wciąż jednak czegoś nie rozumiała.

— Czyli zgodziłaś się na to tylko dlatego, bym miała na kogo rzucać klątwy? — brzmiało niewiarygodnie.

— Nie, dziecino. Mąż jest nam potrzebny z innego powodu...domyślałam się tego co prawda od lat, lecz dopiero Kingsley potwierdził moje przypuszczenia — nastała cisza przerywana jedynie przez ich wzajemne oddechy, teraz tak dobrze słyszalne. — Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego żaden władca Wyspy Wulkanicznej nie sprawował rządów tak długo, jak twoi rodzice?

— Ponieważ nikt inny nie posiadał tak wielkiego intelektu, ani zaufania mieszkańców. Prowadzili bogatą politykę zagraniczną, posiadali wsparcie Wyspy Plonów i Czelskiej...— zaczęła wygłaszać formułkę, znają jej dobrze od lat.

Estrella pozwoliła jej dokończyć, nie patrzyła jednak w stronę siostrzenicy, sięgając do jednej z szuflad biurka. Dziewczyna zamilkła, patrząc, jak ta oddaje się analizie w tysiąca papierów, zapisanych drobnych drukiem.

— Wyjaśnię krótko, wzywają mnie obowiązki. Na tej wyspie ciąży klątwa. Uprzedzając pytanie, nie, nie da się jej w żaden sposób złamać...— przeciągnęła ostatnie słowo, nieświadomie dając jej do zrozumienia, iż ten sposób istnieje. Nie podzieliła się nim jednak, dając dziewczynie wiele miejsca na domysły. — Rzucona przez kogoś o niesamowitej mocy sprawia, że wyspą może rządzić jedynie dwójka władców.

— I nigdy nikomu nie przyszło to do głowy? — zdziwiła się Ellie.

— Najwidoczniej.

Nastąpił między nimi moment milczenia. Dziewczyna przyswajała najnowsze informacje, zastanawiając się nad sprawcą klątwy. Jak wielką moc, musiał ten ktoś posiadać, aby jego trwał tak długo i nie ograniczał się do jednej osoby? Czytała o klątwach ciążących na rodach, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, lecz poprzedni władcy Wyspy Wulkanicznej, których ów przekleństwo dotyczyło, w żaden sposób nie byli ze sobą spokrewnieni. Z zafascynowaniem wyobraziła sobie, że kiedyś sama posiądzie taką potęgę... Do głowy przyszło jej kolejne pytanie.

— To dlatego tak bezproblemowo przystałaś na warunek tego elfa? — przypomniała sobie moment koronacji, brak zawahania się ciotki przy podjęciu decyzji. Odpowiedź wydała się jej oczywista. — Stałaś o krok przed nim. Nie spodziewał się, jak łatwo przyjdzie nam go zrealizować.

— Wręcz przeciwnie, księżniczko.

Powrócił Kingsley i choć zniknął jedynie na kilkanaście minut, to zdążył zmienić szaty i rozpuścić brodę, która teraz bezwiednie zwisała mu przy pasie.

— Ten elf, Storczyk, to jeden z moich dobrych i zaufanych znajomych. Od początku wiedział co mówić, aby zwrócił lud przeciwko wam, a zarazem zdobyć ich posłuszeństwo. Co jak co, ale on ma dar przekonywania — westchnął głęboko, jakby wspominał jakąś zmarłą osobą, choć ta, o której rozmawiali była w pełni żywa, ciepła i niesztywna. 

Nie miało to dla niej większego sensu, lecz nie chciała zadawać kolejnego pytania w obecności tego mężczyzny. Swobodną rozmowę przychodziło jej prowadzić jedynie z ciotką, w końcu to ona ją wychowała. Przy obcych ogarniało ją poczucie bezbronności, jakby ktoś wysłał ją prosto na front, nieuzbrojoną. Brodacz nie porzucił jednak tematu.

— Estrella wpadła na błyskotliwy pomysł, jakoby wyznaczenie tobie, jako przyszłej królowej, obowiązku, z którego bezproblemowo byś się wywiązała, wzbudziłoby szacunek wobec ciebie, szczególnie wśród cywilizowanej części Wyspy. Małżeństwo wydało nam się idealnym przykładem, w końcu i tak musi zostać dokonane...

— Kingsley — przerwała mu ostro kobieta. Wolała przerwać jego potok słów, nim zacznie wkraczać, na los wie jakie tematy.

— Przepraszam, o droga. Wybaczcie, drogie, mojemu przybyciu, lecz dotarła do mnie wiadomość prosto z Wyspy Czelskiej.

Rude brwi kobiety wystrzeliły w górę, świadcząc o zaintrygowaniu. Ellie tymczasem błądziła ponownie niewyraźnym wzrokiem po pomieszczeniu. Straciła już całe zainteresowanie całymi tymi królewskimi kwestiami i wiedziała, że prędko ono do niej nie wróci.

— Mój zaufany przyjaciel...nie ten zaufany przyjaciel co poprzednio, mam kilku zaufanych przyjaciół...

— Do rzeczy, Kingsley.

— Donosi on o kolosalnym wręcz zainteresowaniu Jegora Nadaremko Wyspą Wulkaniczną. Ponoć planuje złożyć nam wizytę w najbliższym czasie.

Reakcją na wieści okazał się pełen złowieszczości rechot. Estrella przypominała złodzieja, czającego się na torebkę jakieś arystokratki.

— Stary dobry Jegor...sądzisz, Kingsley, że powinniśmy wyprawić z tej okazji drobne przyjęcie?

*

Dwie klingi mieczy zderzyły się ze sobą z trzaskiem. Chłopak odskoczył w bok, blokując kolejne uderzenia, a pot leniwie spływał po jego zaczerwienionej od wysiłku twarzy. Starał się przestrzegać wszelkich zasad szermierczych, trzymał odpowiednią postawę, napinał mięśnie kiedy było trzeba i starał się analizować ruchy przeciwnika.

Ona jednak była szybsza. Po każdym uderzeniu odskakiwała, niczym zwinna kotka i tarła na niego ze zdwojoną siłą.

Poddał się, nie mogąc zaczerpnąć oddechu i upadł twarzą w ziemię, w akompaniamencie śmiechu przyjaciółki. Zaciągnął się trawiastym zapachem.

— Czemu mnie nie uprzedziłaś, że jesteś aż tak dobra? — jęknął. — Zapomnij o następnym razie!

— Powtarzasz to dosłownie za każdym razem — przewróciła oczami dziewczyna, wbijając miecz w ziemię. Ułożyła się tuż obok niego na plecach, przymykając oczy i pozwalając masować się delikatnym słonecznym promieniom. — I za każdym razem skopuje twoją książęcą dupę — dodała zgryźliwie.

Dąb nie odpowiedział, zmieniając pozycję. Teraz leżeli ramię w ramię w królewskim ogrodzie otoczonym wysokimi tujami. Swój pojedynek stoczyli tuż przy fontannie i to w jej szum teraz się wsłuchiwał. Cisza, jaka powstała między nimi nie była niezręczna. Trwali tak przez krótki czas, uspokajając przyśpieszone bicia ich serc. Chwilę przerwała Dia, niespodziewanie wybuchając radością. Uniósł głowę, starając się znaleźć tego przyczynę.

— Wybacz — powiedziała między kolejnymi spazmami śmiechu. — Po prostu przypomniało mi się, co zrobiłeś tamtej księżniczce!

Ponownie jęknął, uderzając głową o ziemię. Podwójnie, w ramach kary. Trzy dni wcześniej, uczestniczył w biesiadzie, na której przyszło mu spotkać swoją potencjalną narzeczoną, co tak naprawdę stanowiło pretekst dla wyprawienia hucznej imprezy. Doszło tam do niekorzystnego incydentu — jego wybranka wpadła na kelnera niosącego tacę z winem i jej błękitna suknia nabrała zupełnie innego koloru. Gdyby jeszcze zachował się w tamtej sytuacji, jak na księcia przystało!

Ale nie, on musiał wybiec z sali na oczach wszystkich i wystawić ich oboje na pośmiewisko. I na nic jego tłumaczenia, że robił to dla wyższego celu! Wypominano mu to na każdym kroku i nie sądził, aby prędko przestali.

— Skończyłaś?

— Nie mów nic do mnie, bo nie przestanę — dziewczyna zasłoniła sobie usta dłońmi, po czym odczekała kilka sekund. — Już mi przeszło, możemy iść.

Podnieśli się na nogi, zabrali swoją broń i pomaszerowali w stronę zamku, mijając po drodze bogactwo królewskiego ogrodu. Ich zmysły były za słabe, aby zarejestrować, jak płatki okazałych kwiatów delikatnie zwracają się w stronę chłopaka, jakby uważały go za swojego przewodnika...

Już niemal tradycją stały się cotygodniowe śniadania całej rodziny Dęba. W swoim królewskim grafiku Jude i Cardan znaleźli jedną lukę, ostatniego dnia tygodnia, w czasie, kiedy większość mieszkańców jest jeszcze pogrążona w głębokim śnie. Miał cichą nadzieję, że jego siostra przekaże im więcej informacji na temat Wyspy Wulkanicznej. Sam zarwał noc, aby odnaleźć to miejsce na jednej z tych starych i zakurzonych map, pachnącej opium. Historia nieznanego mu wcześniej miejsca okazała się dość powściągliwa. Dowiedział się bowiem jedynie, że miejsce to wchodzi w skład tzw. Wysp Mglistych, położonych daleko na oceanie. Nic o tamtejszej władzy, nic, co nawiązywałoby do podsłuchanej wcześniej rozmowy.

Nic, co pozwoliłoby mu wyprzeć z głowy słowa Cardana. Być może niedługo naprawdę będziesz musiał wziąć ślub.

Zajął miejsce przy wielkim, okrągłym stole nakrytym lawendowym obrusem, złotą zastawą i udekorowanym gałązkami bzu. Po jego prawej stronie zasiadła Dia, a po lewej...niech mnie los zbawipomyślał, z trudem powstrzymując się od chwycenia się za głowę. Diabelskie nasienie, pomiot szatana, wcielenie diabła, czy po prostu Justin, który już szczerzył do niego zęby w szerokim uśmiechu. Oddalił swój kielich od siostrzeńca. Wolał nie ryzykować połknięciem karalucha.

Ostatnia dołączyła do nich Taryn, siadając naprzeciwko swojego syna, rzucając mu spojrzenie pełne przestrogi. Pod jej brązowymi oczami widniały sine smugi. Widocznie nie tylko on tak źle sypiał. Jak na żałowanie głowa Najwyższego Króla zawisła luźno na jego karku.

— Wyjątkowo trudno było nam znaleźć dla was czas... — zaczęła Jude, z trudem ignorując to, że jej małżonek drzemał sobie spokojnie, gdy ona musiała prowadzić rozmowę.

— Ale mimo to zrobiłaś to z przyjemnością, ponieważ rodzina jest dla ciebie najważniejsza — dokończyła jej bliźniaczka z uśmiechem.

Spiorunowały się wzrokiem. Od pewnego czasu ciągnęła się za nimi kłótnia dotyczącą pracoholizmu królowej. Taryn wywlekała ją za każdym razem, kiedy spotykali się wszyscy razem, licząc na poparcie rodziny. Nie zyskała jej i tym razem.

— Przejdę do rzeczy. Dąb, możesz mi powiedzieć, gdzie do diabła, żeś się podziewał, kiedy twoja partnerka zalała sobie całą suknię winem?

Poczuł się malusieńki, pod jej wściekłym spojrzeniem.

— To całkiem zabawna kwestia — zaczął łagodnie, starając się nie denerwować dodatkowo siostry. Spędził dobre kilka godzin, myśląc, jak wyjaśnić ten cały incydent. W końcu nie umiał kłamać. — Pewnie dotarły cię skuchy, że uciekłem z sali w popłochu, jak skończony tchórz, ale prawda jest inna... AU! — Niespodziewanie Justin wymierzył mu kopniaka w piszczel i zadowolony z siebie zaczął grzebać w groszku na swoim talerzu.

Dia zachłysnęła się sokiem, a Cardan przebudził, gwałtownie podskakując na krześle.

— Ktoś umarł? — zapytał zachrypniętym głosem.

Moja piszczel, pomyślał chłopak bólem. Nim wydusił z siebie choćby słowo, przeszkodziło mu nadejście seneszala Woodbreaka, przybywającego z codzienną pocztą. Podsunął Jude pod nos stos kopert i popatrzył na swoją córkę z czymś w rodzaju uśmiechu, na jego surowym obliczu. Zupełnie się od siebie różnili, ona z miodową kaskadą długich włosów i dziecinnej twarzy, i on z krótką, brązową brodą i krzaczastych brwiach. Dia odmachała mu energicznie.

— Nawet nie próbujesz nas słuchać — zarzuciła królowa swojemu mężu. Przygarnęła do siebie większość listów, jeden, podając młodszemu bratu. Dąb zacisnął usta, spodziewając się, kto jest nadawcą.

Podczas gdy reszta pogrążyła się w konwersacji dotyczącej roztargnienia mężczyzny, obwiniając za to ilość pitego przez niego wina, on wpatrywał się w śnieżnobiałą kopertę. Widniało na niej jedynie jedno słowo, a dokładniej imię.

Oriana

Momentalnie pobladł, biel papieru nie wydawała mu się już tak czysta, dostrzegał na niej czerwone plamy. Krew. Potrząsnął głową i wszystko wróciło do normalności. Wiadomość ukrył w rękawie koszuli, obiecując sobie, że zapozna się z jej treścią na osobności. Nie chciał, aby ktokolwiek widział, jak reaguje na jej zawartość. Poczuł, jak ktoś szturcha go w ramię.

Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na jego osobie. Przez ciszę domyślił się, że kiedy pogrążył się w myślach, zadano mu jakieś pytanie. Pojęcia nie miał jakie. Jude odkaszlnęła.

— Jak zapewne słyszałeś — zaczęła zgryźliwie. — Otrzymaliśmy zaproszenie na większą biesiadę, bowiem oprócz mnie oraz Cardana zaproszono także nieokreśloną liczbę osób z dworu w celach, cytuję, wspólnej wymiany kulturowej i odnowienia wcześniejszych stosunków dyplomatycznych.

— Zaproszenie? Od kogo?

— Prosto od nowej władczyni Wyspy Wulkanicznej. I lepiej, żebyś już teraz wiedział, że to właśnie twoja obecność będzie tam szczególnie pożądana.



*



Zostaw coś po sobie, jeżeli dotarł*ś do tego momentu :) Od razu obiecuję, że w następnym rozdziale będzie trochę ciekawiej, pojawi się kilka nowych postaci. Dowiemy się też trochę więcej o innych wyspach. 



Continue Reading

You'll Also Like

Bodyguard By A

Teen Fiction

875K 41.5K 50
Następczyni tronu Anglii i śmiertelne niebezpieczeństwo. Evelyn miała w życiu wiele z pozoru zwykłych zmartwień, ale nigdy nie przypuszczała, że tak...
1M 35.6K 62
𝐒𝐓𝐀𝐑𝐆𝐈𝐑𝐋 ──── ❝i just wanna see you shine, 'cause i know you are a stargirl!❞ 𝐈𝐍 𝐖𝐇𝐈𝐂𝐇 jude bellingham finally manages to shoot...
776K 44.9K 76
Nicoletta to wampirza księżniczka, która nie marzy o niczym innym jak życiu jako normalna śmiertelniczka, niestety wraz z tajemniczym zniknięciem jej...
179K 5.1K 68
Daphne Bridgerton might have been the 1813 debutant diamond, but she wasn't the only miss to stand out that season. Behind her was a close second, he...