Nigdy Nie Wiesz Co Cie Spotka...

By _Maxisde4th

30 2 0

Opowiesc o grupce przyjaciol, ktorzy sa ze soba na dobre i na zle. Zawsze cos sie zmienia... ❗Książka pisana... More

Rozdzial 1
Rozdzial 3

Rozdzial 2

10 0 0
By _Maxisde4th

Minal miesiac, lezalem w lozku, bolala mnie glowa. Postanowilem porysowac, szkic byl nawet ladny, ale gorzej bylo gdy to kolorowalem. Wiec kiedys powiedzialem ze nie bede kolorowac, bo mi sie to nie podoba. Tak zostalo do dzisiaj i pewnie jeszcze bedzie dlugo trwalo. Zaczalem sie zle czuc, w glowie mi sie krecilo i brzuch mnie bolal. Ktos zadzwonil do drzwi.

- OTWARTE!

- Hej, Tommy! Moge wejsc?

- Tak, chodz na gore!

Przyszedl po krotkiej chwili, byl razem z Ranboo.

- Tommy, przyprowadzilem Ranboo..

- Widze? To ze jestem chory, nie znaczy ze jestem slepy.

- Wiem, wiem. Poprostu chce zebyscie sie pogodzili.

- Mhm... ale tak nie bedzie narazie.

- Ale.. Dlaczego?

- Wyzwiska? Jezu, ty nie rozumiesz Tubbo. Nie wiesz jak to boli, ciebie nie wyzywal przyjaciel twojego przyjaciela.. To bardziej boli, gdy nawet nie mozesz nic powiedziec.

- T-Tommy.. ja nie chcialem nic takiego powiedziec..

- Zamknij sie, Ranboo. Wiem, ze nie chciales.

- Czyli mi wybaczysz?

- Tak, ale to ma byc ostatni raz.

- Dobrze, Tommy.

- Mozecie wyjsc? Nie najlepiej sie czuje.

- Moze ci w czyms pomoc, nie ma twojej matki.

- To nie jest moja matka, jestem adoptowany nie pamietasz? To nie jest moj dom, on wybuchl, rok temu...

- Wiem, nie musisz przypominac, ale ona probuje, napawde bardzo sie stara.

- Ale strasznie przeszkadza. Ty nie jestes adoptowany, moim jedynym rodzicem jest Philza.

- Tak samo jak Wilbura i Techno.

- Tak, Technoblade. Nie mow do niego Techno, ja i Wilbur tylko mozemy i ewentualnie Philza.

- Tak, tak. Rozumiem czy cos.

- To dobrze, a teraz co?

- No.. chcielismy w czyms pomoc.

- Nie chce was wykorzystywac.

- Ale my sami chcemy wiec mozesz.

- Mhm..

- No dobra, upralibyscie mi.. jasne pranie?

- Razem z ta lawendowa koszulka?

- Ona jest rozowa i nie.

- Okej, okej. Ranboo zostan tu ja to zrobie.

- Mhm. To moge w czyms pomoc?

- Tak, pozmywalbys?

- Jasne.

Wreszcie bylem sam, ale nie trwalo to dlugo. Po 15 minutach przyszedl Tubbo, a potem Ranboo. Tubbo mial termometr, a Ranboo szklanke z woda. Napilem sie, a Tubbo zmierzyl mi temperature. Mialem 37,4 czyli prawie stan podgoraczkowy. Mam zawsze taka temperature wiec nikt sie nie przejal. Nagle zaczalem strasznie kaszlec. Tubbo wystraszony zadzwonil po lekarza, a Ranboo podal mi jakies leki. Byly gorzkie, ale maja pomagac, a nie smakowac.
Lekarz przyjechal po 1h, podobno wczesniej nie mogl. Mial pacjentow i byl pozniej korek. Czulem sie beznadziejnie. Okazali sie, ze nawet nie bede mogl stream'ow robic, ani wyjsc do sklepu. Oczywiscie Ranboo, Tubbo i kilka osob ktore sie o tym dowiedzialy postanowily mi pomagac, a ja nie majac jak inaczej odpowiedziec to sie zgodzilem.

Minal tydzien, a ja wyzdrowialem. Mialem tyle zakupow, ze az chyba za duzo. Sapnap pomogl mi przemalowac na bialo moj pokoj. Teraz praktycznie wszystko bylo tam biale. Wilbur oglosil na swoim stream'ie, ze wszystko ze mna dobrze. Zastanawialem sie jak sie czuje Techno, martwilem sie strasznie. Napisalem do Wilbur'a, zeby do mnie przyszedl na chwile. Nie odpisal wiec zadzwonilem.

*polaczenie do Wilbur🎵🖤*

- Halo? Wilbur?
- Czesc, Tommy. Czegos potrzebujesz ode mnie?
- Wilbur! Napisalem ci przeciez.
- Oh. Nie zauwazylem, czekaj.
- Mhm.
- A po co mam do ciebie przyjezdzac?
- Poprostu przyjedz.
- Okej, juz sie zbieram. Bede za 30 minut.
- Dobra, ja koncze. Paa!
- Pa.

*Polaczenie zakonczono*

Poszedlem wlaczyc komputer. Czekajac na Wilbur'a, zeszlem na dol. Zrobilem sobie tosty z czekolada. Jadlem jakies 5 minut. Uslyszalem, ze ktos dzwoni. Pobieglem na gore. To byl Dream, zastanawialem sie czego chce.

*polaczenie rozpoczeto*

- TOMMY!
- Tak?!
- Jest u ciebie Gogy?
- Nie, poczekaj chyba ktos puka.
- Zobacz czy to on, prosze.
- Mhm, a co? On uciekl czy jak?
- Nie ma go w domu, nie odbiera telefonu, z domu wyszedl jakies 2h temu.
- Dobra, juz sprawdzam.
- Mhm, czekam.

Otworzylem nie rozlaczajac sie. Przerazilem sie tym co zobaczylem. Szybko polozylem telefon na komodzie. Byl to George, ale nie bylo z nim dobrze.

- GEORGE CO CI SIE STALO?! JESTES CALY WE KRWI!

- U.. uspokoj sie Tommy. Z kim rozmawiasz?

- Z Clay'em.

- Moge z nim porozmawiac?

- Tak.

George wzial moj telefon.

- Dream. To ja George.

- GEORGE? Gdzie ty byles?!

- Ja, bylem w sklepie. Tylko w sklepie. Potem bylem u Nick'a, a na koniec...

- A na koniec co? George?

- Potem.. Bylem na tej ciemnej ulicy. Przypadkiem.

- Cos sie tam stalo? Slyszalem, ze jestes we krwi.

- Tak, jestem we krwi. Probowalem kogos uratowac. Wiesz, ze mam slabosc do zwierzat.

- Tam.. bylo zranione zwierze?

- Tak, kot. Sliczny jest.

- Masz go przy sobie?

- Tak, nie moglem go tam zostawic.

- Rozumiem, za chwile bede u Tommy'ego.

- Mhm. Ja musze sie ogarnac, pa.

- Pa, daj mi Tommy'ego.

- Mhm.

George dal mi telefon, a sam poszedl do lazenki. Slyszalem tak tylko miauczenie kota.

- Tak?

- Czy George naprawde ma kota? Nie to zebym mu nie wierzyl, ale jestem ciekawy.

- Z tego co slysze, tak.

- Poszedl?

- Tak, do lazienki.

- Opiekuj sie nim narazie. Bede za 10 min.

- Dobrze, pa.

*Polaczenie zakonczono*

Wreszcie ktos zapukal do drzwi. Byl to Wilbur.

- Tommy, czemu masz krew na drzwiach?

- George przyszedl caly we krwi, ale nic mu sie nie stalo.

- Dobrze, to moze lepiej umyjmy te drzwi. Ktos moglby pomyslec, ze cos zrobiles.

- Dobrze. Zaraz ci powiem po co tu jestes.

Poszedlem po scierke, ktorej nie uzywam. Zamoczylem ja w wodzie i poszedlem do drzwi. Zauwazylem, ze sasiedzi dziwnie na mnie patrzyli, jak na morderce, psychopate itp. Nie czulem sie z tym w 100% komfortowo. W sumie wcale sie nie czulem. Nie zbyt lubie krew, szczegolnie jesli chodzi o zwierzeca. Szybko umylem drzwi i wrocilem do srodka. Wilbur siedzial na kanapie i czekal na mnie. Byl razem z Gogy'm rozmawiali o tym malym kotku. Uslyszalem dzwonek do drzwi. Otworzylem, oczywiscie byl to Clay.

- Czesc, Dream. George siedzi w salonie z Wilburem.

- Czesc, czesc.

Zdjal buty i poszedl szybko do George'a.

-George, wszystko dobrze? Co sie stalo, ze nie wrociles do domu tylko jestes tutaj?

-Bylo najblizej, a on potrzebowal szybkiej pomocy.

Kotek nagle miauknal, a George go pokazal. 

-Uroczy jest, ale mogles chociaz zadzwonic.

-Przepraszam, ale wszystko szybko sie dzialo, naprawde..

-No dobra.

Dream podszedl do George'a i go przytulil. Poglaskal kotka i powiedzial:

-Moze dajmy mu jakies imie?

-Ty wymsl.

George odpowiedzial, a Dream chwile myslal.

-Moze Patches?

-Nawet ladne i pasuje!

George spojrzal na kotka, usmiechnal sie. Wilbur wstal dajac miejsce Dream'owi. Zabral mnie za reke do innego pokoju. Przypomnialo mi sie, ze mielsmy o czyms porozmawiac. Wilbur zaczal rozmowe.

-Chciales o czym porozmawiac.

-Tak, ale to u mnie w pokoju.

Poszlismy do pokoju i pokazalem mu o co chodzi. On cos tam zrobil, zbytnio nie wnikalem. Gdy juz skonczyl pozegnalem sie z nim. Dream i George tez juz sie zbierali. Wkoncu okazalo sie, ze jestem sam. Nie zbyt mnie to ruszylo, ale uslyszalem dzwonek do drzwi. Otworzylem i zobaczylem Philze.

-Czesc, Philza! Co cie sprowadza?

-Nie mozna juz kogos odwiedzic? Tak bez powodu.

-Mozna, mozna. Wchodzisz?

-Tak, moge wejsc.

Philza wszedl i zdjal buty. Zamknalem drzwi i poszedlem do salonu. Usiadlem i czekalem na Philze. 

*pominmy to nudne spotkanie, bo jedyne ciekawe bylo to ze zjedli sobie czekolade i pili herbate/kawe*

Philza wyszedl, a ja poszedlem sobie zrobic cos do picia. Nie chcialem jednak nic na cieplo, wiec wzialem puszke Coli. Postanowilem usiasc na chwile do komputera. Uslyszalem dzwonek mojego telefonu. 

*Polaczenie rozpoczeto*

-Hejj!

-Czesc, Tommy! Masz czas sie niedlugo spotkac? Niekoniecznie dzisiaj.

-Uhh.. nie wiem w sumie. 

-No dobra. Jakby co jak masz czas, ale nie chcesz to rozumiem.

-Nie no, ja tam chetnie, powinienes to wiedziec, Karl.

-Rozumiem, rozumiem. Jakby co to jak bedziesz mogl to dzwon.

-Mhmm.

-Dobra ja juz ide, bo Nick mnie wola.

-Okayy, to paa.

-Pa.

*Polaczenie zakonczono*

Zaczelo mi sie strasznie nudzic. Postanowilem przejsc sie, bo przez ostatni miesiac mniej chodzilem na dwor. Ubralem sie troche cieplej, bo jest juz jesien. Zabralem potrzebne rzeczy i wyszedlem.

*kilka minut pozniej*

Uslyszalem cos w jakims zakatku. Poszedlem tam i uslyszalem.. szepty? Nagle uslyszalem cos za mna. Nagle cos zaslonilo mi usta. Zaczalem sie chronic, bic itd. Wszystko nie bylo na marne, po chwili sie udalo, odwrocilem sie.  

-Schlatt?!

-Jak widac..

-Czemu to zrobiles?!

-Spokojnie! Wytlumacze ci kiedys, moze pojdziemy na.. herbate? Cole..?

-Mozemy, ale wtedy mi wszystko wytlumaczysz..

-Jasne.

Poszlismy do kawiarni nieopodal. Wzialem Cole, a on kawe. Usiedlismy przy jakims wolnym stoliku.

-No wiec?

-Uh.. jakby to powiedziec.

-Mow!

-Nie mialem wyboru! Philza, Techno i Quackity chcieli cie sprawdzic. Na poczatku odmowilem, ale potem zaczeli  mi tak jakby grozic, naprawde nie mialem wyboru..

-C..co? A Wilbur, nie byl w to zamieszany?

-Nie, a czemu mialby?

-Skoro Phil i Techno, to Wilbur tez chyba.. ale czegos tu nie rozumiem, po 1 czemu nie Wilbur, po 2 czemu akurat Quackity, a po 3 czemu tez Philza i Techno..

-Ja naprawde nic nie wiem, tylko kazali mi to zrobic.. naprawde nie mialem wyboru.

-No dobrze. Dziekuje, ze chociaz tyle mi powiedziales.

-Zawsze jestem pamietaj. Uh.. musze juz isc, troche sie zeszlo.

Wstalismy.

-No to czesc!

-Zegnaj.

Usiadlem ponownie, konczylem pic Cole. Zauwazylem Karl'a i SapNap'a za oknem kawiarni. Chwile na nich patrzylem, usmiechnalem sie. Szli w strone kina. Zauwazylem, ze zachowuje sie inaczej wobec innych, nie tak jak kiedys. Jestem nawet troche milszy? Mozliwe..

*Mysli*

Moze poszedlbym gdzies? Tak, pojde do parku.

*koniec mysli heh*

Wstalem i wyszedlem. Szedlem powoli do parku, zauwazylem Tubbo, ktory bawil sie z pszczolami, byl szczesliwy. Weschnalem, po chwili poczulem wzrok Ranboo. Poszedlem do niego spokojnie.

-Czesc Ranboo!- Pomachalem usmiechniety.

-Czesc? Dobrze sie czujesz?- Zapytal zdziwiony.

-Taak! Czemu nie?- Zapytalem

-Dziwnie sie zachowujesz.. jakis mily jestes. Dobra, co zepsules?

-Nic nie zepsulem, mam lepszy dzien. Nie mozna juz?

-Mozna, mozna..- Machnal reka.

Podszedlem troche blizej do Tubbo.

-Czesc!

-Oh.. Czesc Tommy! Uwazaj, by cie nie uzadlily.

-Jasne- Odsunalem sie troche.

-Poczekaj, czy ty wlasnie sie mnie posluchales i moich rad?- Zapytal tak samo zdziwiony jak Ranboo- Wszystko dobrze?

-Ludzie! Przestancie o to pytac! Wszystko dobrze, mam dobry chumor.- Troche krzyknalem.

-Dobrze, juz spokojniee! Tylko sie upewniam..

-Martwisz sie?

-Uh... Mozna to tak nazwac. Wiesz jak tam z Karl'em i Sapnap'em?

-Widzialem ich jak szli do kina niedawno.- Zlapalem sie za kark.

-Nie sledzisz ich, prawda?

-Ja? Skadze, mam lepsze rzeczy do roboty niz sledzenie ich.

-Na przyklad?

-Doslownie nic! Wole byc tutaj z np. Przyjaciolmi lub samemu, a nie sledzic jakas pare.

-No dobraa! A robisz cos dzisiaj?

-Jak widac nie.

-Moze przyjdziesz do nas.. khe mnie dzisiaj wieczorem? Mozemy pograc na konsoli.- Zaproponowal.

-Jasnee!- Usmiechnalem sie.- Ale tym razem ja wygram!

-Tak, napewno uwierze, ale skoro tak sadzisz..

-Ja nie sadze, ja to wiem.- Odparlem.- I czemu wczesniej powiedziales 'do nas'?

-Jakos tak.. 

-Mow smialo! Przeciez nie masz sie co wstydzic.- Powiedzialem usmiechniety.

-Nie wiem czy ty wiesz, ale Ranboo u mnie mieszka i z przyzwyczajenia tak mowie.

-Przyzwyczajenia?- Zapytalem troche zaskoczony.

-Tak, bo zawsze kazdy mowi 'chodz pojdziemy do nich'.- Przyznal i opuscil glowe.

-No to chodzmy do CIEBIE!- Usmiechnalem sie. 

Po chwili zobaczylem tez jego usmiech. Ucieszylo mnie to, gdyz nie chcialem byc taki jak inni.

-To ja tylko pojde ogarnac w domu, dobrze?- Powiedzial 

-Jasne! Tak czy siak musze jeszcze pojsc do domu.- Odpowiedzialem.

Rozmawialismy jeszcze 10 minut, a potem rozeszlismy sie do swoich domow. Umowilismy sie u Tubbo na 19.00 wiec mialem jeszcze poltorej godziny. 

Szedlem do domu powoli, rozgladalem sie wokol. Wdychalem wieczorne powietrze, spacerowalem, gdyz nie mialem sie co spieszyc. Po jakichs 15 minutach doszedlem  do domu. Zdjalem kurtke i buty, poszedlem do swojego pokoju. Usiadlem, po chwili uslyszalem dzwonek w moim telefonie. Odebralem szybko.

*Polaczenie rozpoczeto*

-Czesc, Tommy!

-Hej, Niki. Czemu dzwonisz?

-Mozesz do mnie przyjsc? To wazne.

-Cos sie stalo?- Zapytalem troche zmartwiony.

-Opowiem ci u mnie, tylko prosze przyjdz.

-No dobrze, bede niedlugo.

-Dziekuje.- Powiedziala i sie rozlaczyla.

*Polaczenie zakonczono*

Westchnale, zeszlem na dol i ponownie sie ubralem. Poszedlem po puszke Coli na droge. Wyszedlem z domu i zaczalem isc do Niki. Nie mieszkala daleko wiec troche sie przebieglem. Po chwili dotarlem i zapukalem.

-Czesc Niki! - Powiedzialem troche dyszac.

-Hej Tommy, mozesz wejsc.- Usmiechnela sie.

Wszedlem do jej domu i zdjalem buty. 

-Czemu mialem tu przyjsc Niki? Cos sie stalo czy jak?

-Uhh.. Wilbur nie odbiera telefonu i troche sie martwie.- Opuscila glowe.

Nic nie mowilem, podszedlem i ja przytulilem.

-Nie masz sie co martwic, Wilbur sobie poradzi.. ale jak chcesz moge sprobowac do niego zadzwonic.

-Mozesz? Naprawdeee?- Na jej twarzy pojawil sie usmiech.

Wyciagnalem telefon i zadzwonilem. Po chwili odebral.

*Polaczenie rozpoczeto*

-Wilbur! Czemu nie odbierasz od Niki?

-Ja.. nic ni..e wiem.. Nic nie slyszalem.

-No dobra, ale nastepnym razem odbieraj... i badz mniej pijany, bo wiem, ze jestes obok Quackity'ego..

-Mhmm..

*Polaczenie zakonczono*

Weschnalem i popatrzylem na Niki.

-Jest dobrze..- Usmiechnalem sie niechetnie.

-Mhm.. dziekuje, ze przyszedles.

-Nie ma sprawy! Teraz ide, bo musze sie ogarnac.

-Idziesz gdzies?- Zapytala ewidentnie zaciekawiona.

-Do Tubbo, prawdopodobnie na noc.-Powiedzialem i poszedlem po buty.

-No dobrze, to lec.

Zalozylem buty.

-To paa, Niki!- Pomachalem idac juz.

-Paa!

Zaczalem wracac do domu, ale troche pobieglem. Przypomnialo mi sie o Coli w mojej kieszeni, ale stwierdzilem, ze wypije ja pozniej. Wszedlem do domu i zaczalem sie ogarniac. Spakowalem do plecaka najwaznejsze rzeczy (najpotrzebniejsze) w tym kilka puszek Coli. Usiadlem do komputera i napisalem na twitterze, ze dzisiaj streama nie bedzie, to samo na instagramie. Popatrzylem na zegarek, byla juz 19.15. Trzeba bylo sie juz zbierac, bo troche daleko bylo do Tubbo. Wylaczylem komputer i poszedlem na dol. Napisalem na karteczce "Ide do Tubbo, wroce jutro" Przykleilem na lodowke i zaczepilem magnesem. Po chwili wyszedlem z domu i zamknalem drzwi na klucz. Troche bieglem do Tubbo, by byc szybciej. Po 5 minutach bylem juz przed jego domem, zapukalem ukrywajac zmeczenie. Czekalem az otworzy, co sie stalo po chwili.

-Czesc Tommy! Ciesze sie, ze jestes wczesniej.

-Hej, Tubbo. Nie ma sprawy, taki byl plan.

-Plan?- Zapytal, na jego twarzy bylo zaciekawienie.

-Mhm.. chcialem byc tu wczesniej poprostu.

-No dobra. Wchodzisz?- Tubbo zasmial sie cicho.

-A tak tak jasne!

Weszlem do srodka, zdjalem buty i kurtke. Wyjalem Cole i sie napilem, poniewaz sie slabiej poczulem. Uslyszalem krzyk Ranboo na powitanie ("CZESC TOMMY!"). Odkrzyknalem mu przywitanie. Poszlismy do salonu i chwile rozmawialismy [co u nas itp]. Potem Tubbo wlaczyl konsole i zaczelismy grac. Gralismy strasznie dlugo, a potem zasnelismy na podlodze.

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 32.3K 28
Victor Santoro jest bossem potężnej mafii, na samo jego imię cała Europa drży. Czego wiec tak bogaty i niebezpieczny człowiek może chcieć od zwykłej...
6.4K 105 50
Moja wersja rodziny monet.
6.4K 333 30
Faustyna fugińska 16-latka która przyleciała z Anglii do polski idzię do nowego liceum i poznaje swojego przyjaciela a późnej kto wie może miłość swo...
207K 6.3K 51
19-letnia Karen po ciężkich przejściach, przeprowadza się z małego miasteczka w stanie Idaho do Nowego Yorku, aby rozpocząć nowy rozdział. Niestety d...